16:50 od nie było chyba takiego momentu w historii kiedy świat był fair, to nie jest kwestia naszych czasów, po prostu nigdy nie byliśmy zdolni tekowego stworzyć jako cywilizacja, dziś po prostu lepiej to widać.
Oglądanie Twojej recenzji było ogromną przyjemnością! I nie dlatego, że jesteśmy wydawcą Yellowface😅, a dlatego, że cudownie jest patrzeć na Twój profesjonalizm, przygotowanie i niezwyke merytoryczne podejście! 🥰
Dotychczas nie podzielałam Twojej opinii w kwestii twórczości Kuang. "Babel" było przemoralizowane i bardzo czarno-białe (wszyscy biali bohaterowie są ŹLI). Natomiast w "Wojnach makowych" podobał mi się jedynie pierwszy tom, który rozgrywał się w szkole. Pozostałe czytałam z przymusu. Zakończenie mnie nie poruszyło, a przecież czytelnik powinien zżyć się z bohaterem. Natomiast mam nadzieje, że "Yellowface" bardziej trafi w mój gust. Zapowiada się ciekawie. Już zamówiłam w Empiku - oczywiście z zintegrowaną okładką z barwionymi brzegami!
Ja „Babel” niezmiennie uwielbiam. „Wojny makowe” również. Każda książka Kuang jest inna, ale dla mnie mają wspólny mianownik: to próba pokazania czegoś na pozór banalnego i oczywistego w niebanalny i nieoczywisty sposób. W „Babel” to był język, w „Yellowface” poczucie moralności i niesprawiedliwości, z kolei „Wojna makowa” - klasyka - walka o marzenia. Każda z tych historii jest mocno moralizowana, natomiast mi to w ogóle nie przeszkadza.
Po odsłuchaniu tej recenzji mam takie mieszane odczucia. Głównie z powodu wątków rasowych, przedstawionych w tej książce. Siedzę trochę w amerykańskiej części YT, zarówno lewej (demokratycznej) jak i prawej (republikańskiej) i może nie jestesm ekspertem w amerykańskiej polityce rasowej, ale zauważyłem jedną rzecz: Amerykanie mają obsesję na punkcie rasy i pochodzenia. Jest głównie spowodowane ich historią (niewolnictwo czarnoskórych, obozy internowania dla Amerykanów azjatyckiego pochodzenia i imigrantów z Azji, mordy na ludności rdzennych Amerykanów itd. itd.). Książka jest wydaje się być bardzo zniuansowaną, biorąc pod uwagę poglądy drugiej bohaterki. Bo jest faktem to, że wiele amerykańskich firm stara się wykorzystać osoby innej rasy, do stworzenia imigu takiej progresywnej, równościowej firmy, gdy tak naprawdę jedyne co chcą, to wziąć kasę z portfela tych ludzi. Natomiast część z ludźmi którzy krytykują autorkę za to, że pisze o czymś, co nie jest "częścią historii jej rasy" to jest bardzo, bardzo amerykańskie 😅. O dziwo, zazwyczaj się o to oburzają młode osoby, o poglądach bardziej lewicowych, które mają przeświadczenie o swoim tzw. "white guilt". Osobiście, sama recenzja mnie zainteresowała tą książką i przy jakieś okazji, spróbuję ją kupić 😁
Zapominasz że bzika na punkcie swoich przodków mają Amerykanie bez względu na kolor skóry. Sami biali Jankesi potrafią wymienić swoicb przodków do pielgrzymów z Mayflower. To jest spowodowane byliem narodem emigrantów i ja to rozumiem a nawet zazdroszczę, bo sama mogę dojechać tylko do max. prapradziadków ze strony matki. Wiadomo to jest Polska, kraj mocno pokiereszowany wojnami, a to Niemcy w 1939 roku palili księgi parafialne ( praktyka skierowana przeciwko Polakom z tzw. Kraju Warty, czyli Wielkopolski i okolic wcielonych siłą do Rzeszy), a to znowu był pożar czy inna katastrofa z przyczyn naturalnych. A to znowu dla odmiany czerwonoarmiści czy jeszcze ich carscy przodkowie palili dokumentami w kozach albo sami Polacy niszczyli za wojny archiwa by nie wpadływ w łapska wroga itp. Amerykanie mają ten komfort, że ostatni napad na ich najstarsze ziemie to wojna z Brytyjczykami z 1812 roku a najbardziej zniszczone przez wojnę tereny to te z walk w wojnie secesyjnej. Ale wracając do meritum, zgadzam się że Amerykanie mają jakąś totalną obsesję na punkcie rasy i co najgorsze eksportują swoje problemy w ich specyficzej formie na resztę świata. Bo my w Europie mamy swoje za uszami ale też nasza specyfika jest inna. Tu niewolnikami w 90% byli inni biali. Nietolerancja była skierowana przeciwko Żydom i Romom. Jeśli gdzieś jakiś arystokrata miał wśród służących niebiałych to oni byli trochę jak egzotyczna atrakcja o którą dbano by pokazać innym że stać na takie "ekstrawagancje". Jeszcze inna sprawa jest z niebiałymi małżonkami, zwłaszcza gdy oni/one były arystokratami.
@@paulinagabrys8874 Zgodzę się z tobą. Ja sam nie wiele wiem o mojej rodzinie z okolic Drugiej Wojny Światowej, nie mówiąc już o samym dwudziestoleciu międzywojennym. Dodatkowo, powiem, że świetnie uzupełniłaś moją wypowiedź, bo owszem, chodziło mi o Amerykanów wszystkich kolorów skóry (tak w domyśle). Zgadzam się również, że niestety, Amerykanie eksportują swoje poglądy na temat koloru skóry u ludzi. Co można było w sumie łatwo zauważyć, bo tym jaką burzę wywołała czarnoskóra Kleopatra (i słusznie, bo drzewo genealogiczne Kleopatry przypominało raczej drzewo godne Habsburgów, niż normalne drzewo genealogiczne).
Wiesz co, ja nie odczułem tu obsesji. Powiedziałbym, że raczej nie odchodzi to wszystko nazbyt daleko od tego, co znamy w Polsce. Może dlatego też nie miałem poczucia, że ten amerykański świat z książki jest mi obcy. Fakt: dzieją się rzeczy, jakie w Polsce jeszcze się nie dzieją, ale koniec końców chodzi tylko o dobry pr, marketing i wybielenie siebie.
@@Rapture-nv5vjdrzewo genealogiczne Habsburgów hiszpańskich, którzy przez swoją politykę dynastyczną popełnili autokill i dosłownie wymarli. A to jest o tyle zabawne że w katolickiej części Europy by zawrzeć małżeństwo z kuzynami (w domyśle zachować wpływy i majątek w rodzinie) to trzeba było pisać do biskupa a co ważniejsi do papieża a i tak specjalnie nie chcieli się zgadzać na takie coś (chyba że koneksje, pochodzenie z rodziny czy łapówki). Pod tym względem Rzym był mądrzejszy niż protestanci wszelkich opcji.
22:55 mówimy, że niefajne jest to, że tłumacz został wymieniony gdzieś na końcu książki, ale już nie porozmawiamy o tym, że Fabryka Słów pluje artystom na mordę używają grafik wygenerowanych przez AI do niektórych swoich książek lub postów?
AI potrzebuje odgórnych rozwiązań i ustaleń. Aktualnie nie ma przepisów, które cokolwiek w tym temacie robią, stąd wielu z tych rozwiązań korzysta. Ja sam w temacie się nie wypowiem, bo ani się tym nie interesuję, ani tego obawiam. Kwestię warto kierować do mądrzejszych w temacie.
@@aleksandrajursza7721 tylko ze stocki są od tego, żeby je kupować i z nich korzystać, tymczasem AI jest trenowane przez rysunki osób KTÓRE NIE WYRAZIŁY ZGODY NA ICH PODBIERANIE.
@@StrefaCzytacza Nie ma ustaleń bo temat jest dalej świeży, ale mimo wszystko powinno się z tym walczyć.Do trenowania AI jest wykorzystywana sztuka osób, które nie godzą się na wykorzystywanie ich rysunków. Potem jakieś wydawnictwo generuje sobie rysunek z tych wszystkich złodziejskich generatorów i na tym zarabia
Ja mam trochę inny pogląd na relacje Juniper i Atheny. Wydaje mi się że to nie jest kwestia tylko i wyłącznie zazdrości, bo sama Athena też nie była idealna. Postawmy sprawę jasno, oczywiście że kradzież książki była czymś złym. Ale nie wydaje mi się że chodziło tylko o zazdrość. Juniper niejednokrotnie też była źle traktowana przez Athene. Mamy wątek jej opowiadania które napisała na studiach, niejako słowo w słowo opisując traumę June, która jej zaufała. Bez pytania o zgodę. Mamy tą małostkowość w stosunku do June, zupełny brak wyczucia i tak naprawdę wsparcia. Athena była naprawdę okropną osoba jeśli się dobrze wczytać między wierszami xd sama bym chyba od niej uciekła dawno, niestety June była chyba zbyt samotna żeby to zrobić. Też nie miała wsparcia od rodziny. Ta jej chęć sukcesu, myślę że ona chciała wszystkim udowodnić. Sobie, Athenie, matce, siostrze. Nie polubiłam się z June, ale niejako rozumiem mechanizm wybielania swojej zbrodni, bo wszyscy tak robimy. Nawet czasem przepraszając kogoś za coś co zrobiliśmy zaczynamy od tłumaczenia się. Jest to naturalny ludzki mechanizm. Na pewno ta książka pokazuje też okropność mediów społecznościowych bo co by nie mówić o June grożenie jej śmiercią było oczywiscie okropnym przeżyciem. Swoją drogą jeśli chodzi o ten wątek co pisarzom można pisać abco nie, to tutaj muszę się zgodzić z June. Dlaczego osoba "nie biała" może dowolnie poruszać każda tematykę a osoba biała nie może opisywać przeżyć innych kultur. Jasne tutaj jest też kwestia tego że June wybielila Europejczyków w ostatnim froncie i w ogóle osoby białe, ale jestem pewna że nawet gdyby zrobiła to porządnie i tak pojawilyby się głosy że nie powinna o tym pisać. Tymczasem Athena chodząca po muzeum i wypytująca Japończyków o ich traumę, pisząca hitową powieść o tym i nie wspominająca nawet słowem o tych rozmowach. Ciężka książka ale jakże ciekawa ! Dostaje się dosłownie wszystkim xd
Ale tam jest w sumie wyraźnie pokazane, że to, o czym komu wolno pisać dotyka obie strony. W końcówce Candice przecież mówi, że Athena chciałaby pisać o czym innym, ale wymagano od niej, by poruszała wyłącznie temat ciemiężenia osób azjatyckiego pochodzenia.
Ja uważam że jest pewna prawda, w twierdzeniu że jest moda na queerowość i tacy autorzy mają fory na rynku. Sama uważam że powieść Red White and Royal Blue przepadłaby w odmętach romasideł o koronowanych głowach, gdyby nie to że mamy dwóch panów a nie pana i panią. A trochę powieści o poślubieniu royalsa powstało po ślubie Williama i Kate. Bo bądźmy szczerzy, w takie rzeczy specjalizują się Amerykanie i sami Brytyjczycy łapią się za głowę jak sąsiedzi zza Wielkiej Wody podchodzą do instytucji monarchii jak do żywego Disneylandu zmieszanego z Kardashianami. Straszliwie wkurza mnie to, że mamy takie czasy, gdzie znowu szufladukujemy ludzi tylko ze względu na płeć, narodowość, itp. "Zabraniamy" by autorka mogła stworzyć mężczyznę/chłopaka/chłopca jako głównego bohatera bo przecież "ona nie ma wacka" (takie Włatcy Móch referencja). Zabraniamy tego by autor/ka napisał coś inspirowanego inną niż jego/jej kultura bo przecież "zawłaszczy i przeinaczy". Zabraniamy by ktoś napisał powieść o żołnierzach/astronautach/szpiegach/policjantach bo sam/a nie wykonywała tego zawodu. Choćby nie wiem jak dogłębe badania tematu zrobił/a "nie może" o nich pisać. To jest okropne. Gdyby takie "wymagania" były w Japonii, to nie powstałoby mnóstwo genialnych mang, bo przecież taki Stalowy Alchemik to fantasy o dwóch braciach-alchemikach mocno osadzona w pseudo-Europie i twórczo bawiąca się z mistycznym i naukowym konceptem alchemii a napisany jest przez Japonkę z korzeniami Anju... A co do samej Yellowface, mnie recenzja Czytacza zachęciła, bo mamy (chyba) doczynienia z kąśliwą satyrą na hipokryzję i wycieranie gęby szlachetnymi pobódkami przez wydawnictwa, które jak każde przedsiębiorstwo chce zarobić.
Odpowiadając na pytanie czy autorzy z mniejszości mają łatwiej. Tak ale bez przesady. We wszystkim chodzi o pieniądze. Gdy skończy się moda na gejów, czarnoskórych itd to książko o gejach, czarnoskórych itd zmniejszą swoją,, częstotliwość wychodzenia" . Pytanie jednak kiedy.
Mi ogólnie książka nie przypadła jakoś szczególnie do gustu, chociaż nie jest zła. Natomiast Twoja recenzja, rewelacja. Merytoryczna, gęsta i w punkt. Świetna!
Przewracałam strony bo liczyłam na to, że w końcu coś się wydarzy. Nie wydarzyło się do końca. Polecam ,,Po prostu razem" Anny Gevaldy. To jest Literatura.
Właśnie czytam tę książkę i zastanawiam się czy to nie strata czasu, jak na razie mam wrażenie, że w kółko bohaterka obraca to samo i książka jest o niczym. Skoro tak ją prezentujesz dam jej szansę.
"Wojna makowa" mnie niestety nie zachwyciła, za to "Babel" uważam za jedną z najlepszych książek jakie czytałam. Po tej recenzji czuję, że "Yellowface" też będzie u mnie wysoko w rankingu.
Souhlasím s vaším názorem na uvádění překladatele (tlamaće) na významnějším místě. Pokud to jde, měl by být na obálce (okładce), třeba i hodně malým fontem.
Czytałem pierwszy tom "Wojen makowych" i się od tego odbiłem. Co mnie nie zdziwiło, bo po raz kolejny przekonałem się, że wojna to nie jest coś, o czym kobiety potrafią atrakcyjnie pisać. I tyle. Ponieważ gdybym mógł wyłącznie o wojnach bym czytał - od fantasy poczynając, poprzez główny nurt idąc a kończąc na space operze, to po prostu wiem - nie, kobiety nie powinny w ogóle próbować, bo skoro NIGDY nie znalazłem jednego dobrego tytułu o wojnie napisanego przez kobietę, to wprawdzie nie wyklucza, że na zasadzie wyjątku gdzieś jakaś czegoś fajnego nie napisała - ale tragicznie obniża prawdopodobieństwo zaistnienia takiego cudu. Poziom był zatem żenujący od strony wojskowości, a do reszty odrzucała maniera opisywania starożytnych jakby Chin tak, jakby się pisało o współczesnych Stanach Zjednoczonych, co kompletnie psuło wszelki klimat. Wiec słabizna łamana przez marnotę - dlatego mnie mało dziwi, że autorka bestsellerów pisze o problemach ze stworzeniem i wydaniem dobrej książki. Bo ona chyba się z jakimś wydawcą przespała, by wywalczyć że z jej wypocin zrobi się - a można ze wszystkiego - bestseller :) I wprawdzie zaistniała, pewnie wlasnie dzięki reklamie, bo nie podejrzewam mas czytelników o tak marny gust - ale sama czuje, że jest cienka i te obawy przelewa na papier w książce być może poniekąd o samej sobie.
Dla mnie z kolei faceci piszą o wojnie zbyt dosłownie. Brak mi w ich tekstach subtelności i odejścia na bok. Każdy woli coś innego, natomiast koszmarne jest uderzanie w gust innych, bo Tobie coś się nie podobało.
@@StrefaCzytacza O, spokojnie, subtelność też masz w książkach wojennych spod męskiego pióra. Sęk w tym, że taka wojenna książka i wojnę opisuje. Samo jej sedno, a tym jest przecież walka. Tymczasem kobiety tak o wojnie piszą, by w ogóle tego tematu nie poruszać, a jeśli już, to trudno - po łebkach i bez zapału. Koszmarne uderzanie w gust innych? Hm. Kiedy ktoś pisze marnie to ja to krytykuję i mało mnie obchodzi, że ci, co to im się podoba marne pisanie, czują się uderzeni. Wojny makowe to słabizna - wiec co mogłem o tej powieści napisać?
Kolejna Autorka której książki odniosły sukces bierze się za politykę i dyskusje pragnąc stać się publicznym autorytetem. Powtarza się historia z JK Rowling która poszedła tą samą drogą. Tak to jest że Autorzy książek które odniosą sukces próbują udowodnić całemu światu że znają się dosłownie na wszystkim, przejaw dumy poprostu.
Zupełnie nie odebrałem tej książki jako politycznej. Ot, przypadek znany z życia: ktoś odniósł sukces i druga osoba myśli: "Tfuu... Niby w czym jest taki wyjątkowy! Dlaczego on, a nie ja? Pewnie ma to po znajomości albo...". I o tym jest ta książka. O zrzucaniu win za własne niepowodzenia na innych, o unikaniu odpowiedzialności za siebie i doszukiwanie się spisków wokół. A że zbudowane to jest na podstawie naszego świata? Tym lepiej, bo wyraźniej widać pewne wzorce zachowań. Nie ma tu moralizatorstwa.
Powiem tak: szlag mnie trafia, kiedy widzę wszędzie wokół chamską poprawność polityczną. Wręcz do furii mnie doprowadza wpychanie różnych wątków tam, gdzie zupełnie nie są one potrzebne. Przy "Yellowface" nie miałem w ogóle wrażenia, by cokolwiek takie było w tekst wepchnięte. Tak, to jest komentarz świata, który ugina się pod brzemieniem poprawności politycznej, ale ja nie dostrzegłem tutaj niczego, co zapala mi w głowie czerwoną lampkę.
@@StrefaCzytacza Na tą poprawność cierpią nie tylko dobre fantazy ale i publikacje a Europa zamiast się odciąć od tej zarazy to wpuściła do siebie i oto efekt. Mnie też doprowadzają wątki na siłę do szału ale z przykrością stwierdzam że nie mamy na to wpływu
16:50 od nie było chyba takiego momentu w historii kiedy świat był fair, to nie jest kwestia naszych czasów, po prostu nigdy nie byliśmy zdolni tekowego stworzyć jako cywilizacja, dziś po prostu lepiej to widać.
Oglądanie Twojej recenzji było ogromną przyjemnością! I nie dlatego, że jesteśmy wydawcą Yellowface😅, a dlatego, że cudownie jest patrzeć na Twój profesjonalizm, przygotowanie i niezwyke merytoryczne podejście! 🥰
Bardzo mi miło i wielkie dziękuję! ❤️
@FABRYKASLOW Jak tam, fajnie wam pluć artystom w morde korzystajac z AI?
Dotychczas nie podzielałam Twojej opinii w kwestii twórczości Kuang. "Babel" było przemoralizowane i bardzo czarno-białe (wszyscy biali bohaterowie są ŹLI). Natomiast w "Wojnach makowych" podobał mi się jedynie pierwszy tom, który rozgrywał się w szkole. Pozostałe czytałam z przymusu. Zakończenie mnie nie poruszyło, a przecież czytelnik powinien zżyć się z bohaterem. Natomiast mam nadzieje, że "Yellowface" bardziej trafi w mój gust. Zapowiada się ciekawie. Już zamówiłam w Empiku - oczywiście z zintegrowaną okładką z barwionymi brzegami!
Ja „Babel” niezmiennie uwielbiam. „Wojny makowe” również. Każda książka Kuang jest inna, ale dla mnie mają wspólny mianownik: to próba pokazania czegoś na pozór banalnego i oczywistego w niebanalny i nieoczywisty sposób. W „Babel” to był język, w „Yellowface” poczucie moralności i niesprawiedliwości, z kolei „Wojna makowa” - klasyka - walka o marzenia. Każda z tych historii jest mocno moralizowana, natomiast mi to w ogóle nie przeszkadza.
Po odsłuchaniu tej recenzji mam takie mieszane odczucia. Głównie z powodu wątków rasowych, przedstawionych w tej książce. Siedzę trochę w amerykańskiej części YT, zarówno lewej (demokratycznej) jak i prawej (republikańskiej) i może nie jestesm ekspertem w amerykańskiej polityce rasowej, ale zauważyłem jedną rzecz: Amerykanie mają obsesję na punkcie rasy i pochodzenia. Jest głównie spowodowane ich historią (niewolnictwo czarnoskórych, obozy internowania dla Amerykanów azjatyckiego pochodzenia i imigrantów z Azji, mordy na ludności rdzennych Amerykanów itd. itd.). Książka jest wydaje się być bardzo zniuansowaną, biorąc pod uwagę poglądy drugiej bohaterki. Bo jest faktem to, że wiele amerykańskich firm stara się wykorzystać osoby innej rasy, do stworzenia imigu takiej progresywnej, równościowej firmy, gdy tak naprawdę jedyne co chcą, to wziąć kasę z portfela tych ludzi. Natomiast część z ludźmi którzy krytykują autorkę za to, że pisze o czymś, co nie jest "częścią historii jej rasy" to jest bardzo, bardzo amerykańskie 😅. O dziwo, zazwyczaj się o to oburzają młode osoby, o poglądach bardziej lewicowych, które mają przeświadczenie o swoim tzw. "white guilt". Osobiście, sama recenzja mnie zainteresowała tą książką i przy jakieś okazji, spróbuję ją kupić 😁
Zapominasz że bzika na punkcie swoich przodków mają Amerykanie bez względu na kolor skóry. Sami biali Jankesi potrafią wymienić swoicb przodków do pielgrzymów z Mayflower. To jest spowodowane byliem narodem emigrantów i ja to rozumiem a nawet zazdroszczę, bo sama mogę dojechać tylko do max. prapradziadków ze strony matki. Wiadomo to jest Polska, kraj mocno pokiereszowany wojnami, a to Niemcy w 1939 roku palili księgi parafialne ( praktyka skierowana przeciwko Polakom z tzw. Kraju Warty, czyli Wielkopolski i okolic wcielonych siłą do Rzeszy), a to znowu był pożar czy inna katastrofa z przyczyn naturalnych. A to znowu dla odmiany czerwonoarmiści czy jeszcze ich carscy przodkowie palili dokumentami w kozach albo sami Polacy niszczyli za wojny archiwa by nie wpadływ w łapska wroga itp. Amerykanie mają ten komfort, że ostatni napad na ich najstarsze ziemie to wojna z Brytyjczykami z 1812 roku a najbardziej zniszczone przez wojnę tereny to te z walk w wojnie secesyjnej.
Ale wracając do meritum, zgadzam się że Amerykanie mają jakąś totalną obsesję na punkcie rasy i co najgorsze eksportują swoje problemy w ich specyficzej formie na resztę świata. Bo my w Europie mamy swoje za uszami ale też nasza specyfika jest inna. Tu niewolnikami w 90% byli inni biali. Nietolerancja była skierowana przeciwko Żydom i Romom. Jeśli gdzieś jakiś arystokrata miał wśród służących niebiałych to oni byli trochę jak egzotyczna atrakcja o którą dbano by pokazać innym że stać na takie "ekstrawagancje". Jeszcze inna sprawa jest z niebiałymi małżonkami, zwłaszcza gdy oni/one były arystokratami.
Nic dodać, nic ująć
@@paulinagabrys8874 Zgodzę się z tobą. Ja sam nie wiele wiem o mojej rodzinie z okolic Drugiej Wojny Światowej, nie mówiąc już o samym dwudziestoleciu międzywojennym.
Dodatkowo, powiem, że świetnie uzupełniłaś moją wypowiedź, bo owszem, chodziło mi o Amerykanów wszystkich kolorów skóry (tak w domyśle). Zgadzam się również, że niestety, Amerykanie eksportują swoje poglądy na temat koloru skóry u ludzi. Co można było w sumie łatwo zauważyć, bo tym jaką burzę wywołała czarnoskóra Kleopatra (i słusznie, bo drzewo genealogiczne Kleopatry przypominało raczej drzewo godne Habsburgów, niż normalne drzewo genealogiczne).
Wiesz co, ja nie odczułem tu obsesji. Powiedziałbym, że raczej nie odchodzi to wszystko nazbyt daleko od tego, co znamy w Polsce. Może dlatego też nie miałem poczucia, że ten amerykański świat z książki jest mi obcy. Fakt: dzieją się rzeczy, jakie w Polsce jeszcze się nie dzieją, ale koniec końców chodzi tylko o dobry pr, marketing i wybielenie siebie.
@@Rapture-nv5vjdrzewo genealogiczne Habsburgów hiszpańskich, którzy przez swoją politykę dynastyczną popełnili autokill i dosłownie wymarli. A to jest o tyle zabawne że w katolickiej części Europy by zawrzeć małżeństwo z kuzynami (w domyśle zachować wpływy i majątek w rodzinie) to trzeba było pisać do biskupa a co ważniejsi do papieża a i tak specjalnie nie chcieli się zgadzać na takie coś (chyba że koneksje, pochodzenie z rodziny czy łapówki). Pod tym względem Rzym był mądrzejszy niż protestanci wszelkich opcji.
22:55 mówimy, że niefajne jest to, że tłumacz został wymieniony gdzieś na końcu książki, ale już nie porozmawiamy o tym, że Fabryka Słów pluje artystom na mordę używają grafik wygenerowanych przez AI do niektórych swoich książek lub postów?
AI potrzebuje odgórnych rozwiązań i ustaleń. Aktualnie nie ma przepisów, które cokolwiek w tym temacie robią, stąd wielu z tych rozwiązań korzysta. Ja sam w temacie się nie wypowiem, bo ani się tym nie interesuję, ani tego obawiam. Kwestię warto kierować do mądrzejszych w temacie.
Powiedziałabym, że temat jest mocno dyskusyjny. Przed AI były przecież stocki ;)
@@aleksandrajursza7721 tylko ze stocki są od tego, żeby je kupować i z nich korzystać, tymczasem AI jest trenowane przez rysunki osób KTÓRE NIE WYRAZIŁY ZGODY NA ICH PODBIERANIE.
@@StrefaCzytacza Nie ma ustaleń bo temat jest dalej świeży, ale mimo wszystko powinno się z tym walczyć.Do trenowania AI jest wykorzystywana sztuka osób, które nie godzą się na wykorzystywanie ich rysunków. Potem jakieś wydawnictwo generuje sobie rysunek z tych wszystkich złodziejskich generatorów i na tym zarabia
Ja mam trochę inny pogląd na relacje Juniper i Atheny. Wydaje mi się że to nie jest kwestia tylko i wyłącznie zazdrości, bo sama Athena też nie była idealna. Postawmy sprawę jasno, oczywiście że kradzież książki była czymś złym. Ale nie wydaje mi się że chodziło tylko o zazdrość. Juniper niejednokrotnie też była źle traktowana przez Athene. Mamy wątek jej opowiadania które napisała na studiach, niejako słowo w słowo opisując traumę June, która jej zaufała. Bez pytania o zgodę. Mamy tą małostkowość w stosunku do June, zupełny brak wyczucia i tak naprawdę wsparcia. Athena była naprawdę okropną osoba jeśli się dobrze wczytać między wierszami xd sama bym chyba od niej uciekła dawno, niestety June była chyba zbyt samotna żeby to zrobić. Też nie miała wsparcia od rodziny. Ta jej chęć sukcesu, myślę że ona chciała wszystkim udowodnić. Sobie, Athenie, matce, siostrze. Nie polubiłam się z June, ale niejako rozumiem mechanizm wybielania swojej zbrodni, bo wszyscy tak robimy. Nawet czasem przepraszając kogoś za coś co zrobiliśmy zaczynamy od tłumaczenia się. Jest to naturalny ludzki mechanizm. Na pewno ta książka pokazuje też okropność mediów społecznościowych bo co by nie mówić o June grożenie jej śmiercią było oczywiscie okropnym przeżyciem. Swoją drogą jeśli chodzi o ten wątek co pisarzom można pisać abco nie, to tutaj muszę się zgodzić z June. Dlaczego osoba "nie biała" może dowolnie poruszać każda tematykę a osoba biała nie może opisywać przeżyć innych kultur. Jasne tutaj jest też kwestia tego że June wybielila Europejczyków w ostatnim froncie i w ogóle osoby białe, ale jestem pewna że nawet gdyby zrobiła to porządnie i tak pojawilyby się głosy że nie powinna o tym pisać. Tymczasem Athena chodząca po muzeum i wypytująca Japończyków o ich traumę, pisząca hitową powieść o tym i nie wspominająca nawet słowem o tych rozmowach. Ciężka książka ale jakże ciekawa ! Dostaje się dosłownie wszystkim xd
Ale tam jest w sumie wyraźnie pokazane, że to, o czym komu wolno pisać dotyka obie strony. W końcówce Candice przecież mówi, że Athena chciałaby pisać o czym innym, ale wymagano od niej, by poruszała wyłącznie temat ciemiężenia osób azjatyckiego pochodzenia.
Ja uważam że jest pewna prawda, w twierdzeniu że jest moda na queerowość i tacy autorzy mają fory na rynku. Sama uważam że powieść Red White and Royal Blue przepadłaby w odmętach romasideł o koronowanych głowach, gdyby nie to że mamy dwóch panów a nie pana i panią. A trochę powieści o poślubieniu royalsa powstało po ślubie Williama i Kate. Bo bądźmy szczerzy, w takie rzeczy specjalizują się Amerykanie i sami Brytyjczycy łapią się za głowę jak sąsiedzi zza Wielkiej Wody podchodzą do instytucji monarchii jak do żywego Disneylandu zmieszanego z Kardashianami.
Straszliwie wkurza mnie to, że mamy takie czasy, gdzie znowu szufladukujemy ludzi tylko ze względu na płeć, narodowość, itp. "Zabraniamy" by autorka mogła stworzyć mężczyznę/chłopaka/chłopca jako głównego bohatera bo przecież "ona nie ma wacka" (takie Włatcy Móch referencja). Zabraniamy tego by autor/ka napisał coś inspirowanego inną niż jego/jej kultura bo przecież "zawłaszczy i przeinaczy". Zabraniamy by ktoś napisał powieść o żołnierzach/astronautach/szpiegach/policjantach bo sam/a nie wykonywała tego zawodu. Choćby nie wiem jak dogłębe badania tematu zrobił/a "nie może" o nich pisać. To jest okropne. Gdyby takie "wymagania" były w Japonii, to nie powstałoby mnóstwo genialnych mang, bo przecież taki Stalowy Alchemik to fantasy o dwóch braciach-alchemikach mocno osadzona w pseudo-Europie i twórczo bawiąca się z mistycznym i naukowym konceptem alchemii a napisany jest przez Japonkę z korzeniami Anju...
A co do samej Yellowface, mnie recenzja Czytacza zachęciła, bo mamy (chyba) doczynienia z kąśliwą satyrą na hipokryzję i wycieranie gęby szlachetnymi pobódkami przez wydawnictwa, które jak każde przedsiębiorstwo chce zarobić.
Ostatni akapit: dokładnie tak. A sposób w jaki Yellowface to pokazuje jest po prostu genialny.
Zgadzam się.
Odpowiadając na pytanie czy autorzy z mniejszości mają łatwiej. Tak ale bez przesady. We wszystkim chodzi o pieniądze. Gdy skończy się moda na gejów, czarnoskórych itd to książko o gejach, czarnoskórych itd zmniejszą swoją,, częstotliwość wychodzenia" . Pytanie jednak kiedy.
No i dokładnie ten wątek porusza „Yellowface” pokazując, że - nomen omen - kolorowe nie zawsze jest kolorowe…
Uwielbiam TWOJE recenzje:)
Bardzo mi miło, dziękuję!
NO!!!... I takie tytuły ja lubię! Tak mi pan rób!!! (Dość!)
Mi ogólnie książka nie przypadła jakoś szczególnie do gustu, chociaż nie jest zła. Natomiast Twoja recenzja, rewelacja. Merytoryczna, gęsta i w punkt. Świetna!
Przewracałam strony bo liczyłam na to, że w końcu coś się wydarzy. Nie wydarzyło się do końca. Polecam ,,Po prostu razem" Anny Gevaldy. To jest Literatura.
To zupełnie nie moja tematyka ale fajnie się słucha twoich recenzji
Dziękuję!
Kurcze, zaspojlerowałeś mi zbrodnie i karę.
Było czytać w szkole 😂
@@StrefaCzytacza jestem w szkole😂 będę ja miała w tym roku.
Bardzo mnie zachęciłeś do przeczytania książki. Już po nią sięgam.
Miłej lektury!
Właśnie czytam tę książkę i zastanawiam się czy to nie strata czasu, jak na razie mam wrażenie, że w kółko bohaterka obraca to samo i książka jest o niczym. Skoro tak ją prezentujesz dam jej szansę.
Ja przełożyłam pewne prawidła na inny rynek i pewne rzeczy są niezwykle mapowalne.
Wojnę makową po turbulencjach polubiłam Babel mnie całkowicie nie kupił a po Yellowface nie mam zamiaru sięgać .
Pozdrawia. 🙂
I tak czasami bywa. Pozdrowienia!
Może nie zachęciło na tyle, by książkę od razu kupić, ale gdy tylko pojawi się w którejś z pobliskich bibliotek, na pewno wypożyczę. 🙃
Choć tematyka książki nie moja, to jak zawsze fajnie się Ciebie słucha 😊❤
Dzięki! ❤️
"Wojna makowa" mnie niestety nie zachwyciła, za to "Babel" uważam za jedną z najlepszych książek jakie czytałam. Po tej recenzji czuję, że "Yellowface" też będzie u mnie wysoko w rankingu.
Na pewno bliżej "Yellowface" do "Babel" niż "Wojny makowej", więc szansa jest :D Ale uczciwie uprzedzam, to zupełnie inna książka!
Souhlasím s vaším názorem na uvádění překladatele (tlamaće) na významnějším místě. Pokud to jde, měl by být na obálce (okładce), třeba i hodně malým fontem.
Mały tip w wymowie KUANG. Powinno sie mówic Kłaan gdzie A jest dlugie.
A widzisz, ja z kolei spotkałem się z tym, że zasada wymowy podobnie jak „song”.
Na razie poczytałam 50-60 stron "Yellowface" i na razie nie mam wyrobionej opinii
Bo na tym etapie jeszcze nic się na dobre nie rozkręciło :D
Kradnąc dzieło swojej przyjaciółki sama się przyznaje, że czuje się gorsza od swojej przyjaciółki i winne są nie tylko "kwestie rasowe".
Sęk w tym, że mamy do czynienia z ciekawą bohaterką, która rzadko widzi winę w sobie ;)
@@StrefaCzytacza nie powiedziałam, że nie 😄
Czytałem pierwszy tom "Wojen makowych" i się od tego odbiłem. Co mnie nie zdziwiło, bo po raz kolejny przekonałem się, że wojna to nie jest coś, o czym kobiety potrafią atrakcyjnie pisać. I tyle. Ponieważ gdybym mógł wyłącznie o wojnach bym czytał - od fantasy poczynając, poprzez główny nurt idąc a kończąc na space operze, to po prostu wiem - nie, kobiety nie powinny w ogóle próbować, bo skoro NIGDY nie znalazłem jednego dobrego tytułu o wojnie napisanego przez kobietę, to wprawdzie nie wyklucza, że na zasadzie wyjątku gdzieś jakaś czegoś fajnego nie napisała - ale tragicznie obniża prawdopodobieństwo zaistnienia takiego cudu.
Poziom był zatem żenujący od strony wojskowości, a do reszty odrzucała maniera opisywania starożytnych jakby Chin tak, jakby się pisało o współczesnych Stanach Zjednoczonych, co kompletnie psuło wszelki klimat. Wiec słabizna łamana przez marnotę - dlatego mnie mało dziwi, że autorka bestsellerów pisze o problemach ze stworzeniem i wydaniem dobrej książki.
Bo ona chyba się z jakimś wydawcą przespała, by wywalczyć że z jej wypocin zrobi się - a można ze wszystkiego - bestseller :) I wprawdzie zaistniała, pewnie wlasnie dzięki reklamie, bo nie podejrzewam mas czytelników o tak marny gust - ale sama czuje, że jest cienka i te obawy przelewa na papier w książce być może poniekąd o samej sobie.
Dla mnie z kolei faceci piszą o wojnie zbyt dosłownie. Brak mi w ich tekstach subtelności i odejścia na bok. Każdy woli coś innego, natomiast koszmarne jest uderzanie w gust innych, bo Tobie coś się nie podobało.
Polecam Fonda Lee i jej miasto jadeitu jest świetnie opisana wojna rodzin wielkich gangów z użyciem magii jadeitu
@@StrefaCzytacza O, spokojnie, subtelność też masz w książkach wojennych spod męskiego pióra. Sęk w tym, że taka wojenna książka i wojnę opisuje. Samo jej sedno, a tym jest przecież walka. Tymczasem kobiety tak o wojnie piszą, by w ogóle tego tematu nie poruszać, a jeśli już, to trudno - po łebkach i bez zapału.
Koszmarne uderzanie w gust innych? Hm. Kiedy ktoś pisze marnie to ja to krytykuję i mało mnie obchodzi, że ci, co to im się podoba marne pisanie, czują się uderzeni. Wojny makowe to słabizna - wiec co mogłem o tej powieści napisać?
Wojny makowe wcale nie opisują "starożytnych" Chin. Większość opisanych faktów pochodzi z XXw.
Stwórz rasistowski paszkwil dla mniejszości, nazwij satyrą, wykreują jako bestseller, odcinaj kuponiki.
Czytałeś/aś?
@@StrefaCzytacza Wnoszę po tej recenzji.
Kolejna Autorka której książki odniosły sukces bierze się za politykę i dyskusje pragnąc stać się publicznym autorytetem.
Powtarza się historia z JK Rowling która poszedła tą samą drogą.
Tak to jest że Autorzy książek które odniosą sukces próbują udowodnić całemu światu że znają się dosłownie na wszystkim, przejaw dumy poprostu.
Zupełnie nie odebrałem tej książki jako politycznej.
Ot, przypadek znany z życia: ktoś odniósł sukces i druga osoba myśli: "Tfuu... Niby w czym jest taki wyjątkowy! Dlaczego on, a nie ja? Pewnie ma to po znajomości albo...". I o tym jest ta książka. O zrzucaniu win za własne niepowodzenia na innych, o unikaniu odpowiedzialności za siebie i doszukiwanie się spisków wokół. A że zbudowane to jest na podstawie naszego świata? Tym lepiej, bo wyraźniej widać pewne wzorce zachowań. Nie ma tu moralizatorstwa.
@@StrefaCzytacza Tylko że nawiązywanie do rasy itp wiąże się z poprawnością polityczną a to z kolei wiadomo z czym
Powiem tak: szlag mnie trafia, kiedy widzę wszędzie wokół chamską poprawność polityczną. Wręcz do furii mnie doprowadza wpychanie różnych wątków tam, gdzie zupełnie nie są one potrzebne. Przy "Yellowface" nie miałem w ogóle wrażenia, by cokolwiek takie było w tekst wepchnięte. Tak, to jest komentarz świata, który ugina się pod brzemieniem poprawności politycznej, ale ja nie dostrzegłem tutaj niczego, co zapala mi w głowie czerwoną lampkę.
@@StrefaCzytacza Na tą poprawność cierpią nie tylko dobre fantazy ale i publikacje a Europa zamiast się odciąć od tej zarazy to wpuściła do siebie i oto efekt.
Mnie też doprowadzają wątki na siłę do szału ale z przykrością stwierdzam że nie mamy na to wpływu