Ładny cytat, tylko niestety nierealny w tych czasach xD Jestem bardzo dobra w językach, nauczyłam się w 3 lata podczas zdalnych rosyjskiego na tyle by mówić w miare biegle. Niestety przez matme droga do studiów jest dla mnie zamknięta xD
@@kacperzielinski9349 zrozumiałam, po prostu ciężko w tych czasach osiągnąć swój cel bez pięcia sie dalej po szczebelkach kariery. No mogę się uczyć języków dla siebie. Tylko co z tego, że będę native speakerem skoro bez papieru na to nie znajdę pracy w zawodzie jaki chcę mieć xd
@@vanneau8463 No to może zrób sobie certyfikat potwierdzający Twoje umiejętności? Nie musisz chodzić do żadnej szkoły, żeby zdobyć takie potwierdzenie. Tak samo jest z wieloma innymi rzeczami. Chcesz być programistką? Nie musisz mieć nawet skończonej podstawówki, jeśli tylko potwierdzisz swoje umiejętności przy rekrutacji.
@@lottax.8031 Nawet nie wiesz, jaki zawód chce mieć. Jeżeli np. tłumacz przysięgły to studia filologiczne są niezbędne. Analogicznie można patrzeć z drugiej strony - wiele zawodów wymaga wykształcenia wyższego.
zgadzam się z tobą w 100% co prawda ja zdawałam w tym roku tylko rozszerzenie bo maturę obowiązkową zdałam w 1991 . Odnośnie poziomu przedmiotów nieobowiązkowych to nie rozumiem dlaczego biologia chemia i inne muszą być tylko rozszerzone. biologia 2022 była przygotowana chyba pod kontem zdających na medycynę i biotechnologię wykaszając tym tych co idą na przykład na pielęgniarstwo albo ratownictwo no cóż przeraża mnie koto układa te pytania na studia na prawdę muszą oszukiwać tych młodych i tych którzy chcą po prostu zmienić zawód?
Dokładnie tak, a najbardziej wkurzająca była matura z polskiego, zresztą nie tylko matura bo wszelkie sprawdziany z polskiego, zawsze trzeba było tak zinterpretować temat żeby się wstrzelic w klucz ... szkoła nie uczy myśleć A raczej myśleć wg pewnych schematów
tylko dlaczego ten pan porównuje jedną z najdroższych uczelni prywatnych z publicznymi szkołami w Polsce. Trzeba porównywać rzeczy porównywalne. To uczelnia oczywiście funduje stypendia najzdolniejszym studentom ze świata, gdzie rzeczywiście "oceny" są najmniej ważne, a liczy się czy ten student ma potencjał naukowy czyli czy jest "świrem" w konkretnym zagadnieniu.
@@jerzycwik1904 Mi się wydaje że warto spojrzeć jakie mają priorytety te drogie uczelnie, jaki tam jest kierunek myśli, filozofii nauczania i dlaczego a co my tu wybieramy i też dlaczego.
Problemów jest kilka. 1) przy 3 latach (gdy ja byłam w liceum), 30 osobach w klasie i natłoku zajęć nauczyciel nie jest w stanie przygotować do matury rozszerzonej. Uczyłam się do biologii ale nauczycielka nie była w stanie przerobić dokładnie całego materiału i część przerobiliśmy po łebkach. Dodatkowo musiałam się cały czas uczyć na historię czy polski (z którego nauczycielka cisnęła bardziej niż biolożka). Każdy zadaje zadania domowe i nie ma czasu na skupienie się na rozszerzeniu w domu (o hobby można zapomnieć, a człowiek powoli zaczyna nienawidzić swojego rozszerzenia). 2) W przypadku biologii zadanie za 2 pkt wymaga rozbudowanej odpowiedzi gdzie istotne jest to, jak ją zapiszemy. Nawet gdy znamy prawidłową odpowiedź, ale zapis będzie zły (często długi zapis), punktów nie dostaniemy. 3) w szkole nacisk jest na kucie, a nie myślenie. Musisz zapamiętywać terminy i zależności, nauczyciel nie tłumaczy tylko mówi "jest tak i tak, zapamiętajcie, zamiast pytać czemu tak jest", uczeń nie musi myśleć, ma kuć.
Moja biologia w technikum wygladala jeszcze gorzej, bo mieliśmy dużo mniej godzin. Nie omówiliśmy całego materiału nawet, w 1 klasie nie było nawet biologii rozszerzonej a w drugiej jedna godzina w tygodniu, co sprawilo, że na koniec i tak nie pamiętało się tej pierwszej klasy. No dramat
oj tak, dlatego też z gimnazjum wyszłam z 5 z biologii i dużym zainteresowaniem tym przedmiotem a liceum z rozszerzeniem 3, to był dramat i nauczycielka sama podkreślała jak ogromny jest zakres materiału, który musi przerobić a mimo biologii którą miałam codziennie minimum 1 lekcja i tak nie była w stanie tego zrobić. Kartkówki co tydzień i częściej a była przecież masa innych przedmiotów, z których trzeba było być przygotowanym - polski, matematyka,angielski,rosyjski,wos,historia,edb,fizyka itd. Na samo wspomnienie tego mam ciarki i przykro mi, że w dalszym ciągu nikt z tym nic nie zrobił
Niestety aby zacząć rozumieć jak jest trzeba wkuwać na pamiec bibliotekę dostępnej wiedzy Jak juz się to zrobi następuje etap porządkowania i operowania zdobytą wiedzą Wchodzimy wtedy w piękny etap oświecenia To jak z wyćwiczenie pływania czy biegu W pewnym momencie Czujemy siłę
Zabrakło połączenia studia - rynek pracy. Jako w miarę świeży absolwent całej tej ścieżki, uważam że na każdym etapie jest ogrom pracy do włożenia w programy nauczania. Świetny materiał, dużo konkretów.
To ja Ci to chętnie połączę. 1) Rynek stał się bardzo mocno wyspecjalizowany. Oprócz kilku kierunków (techniczne, medycyna, prawo etc.) nie ma co liczyć na "konkretną branżę". Pracodawca tak czy siak jest świadom tego, że musi nowego pracownika "nauczyć swojej działalności". Dyplom świadczy zatem o tym, że dana osoba zna podstawowe pojęcia i mniej więcej obraca się w danym klimacie. 2) Poziom nauczania na naszych uczelniach jest kiepski. Piątki daje się za coś, za co kiedyś nie dałoby się trójki, więc zdaje mnóstwo randomów. Goście kończą inżynierię, a idąc do roboty nie umieją kombinerek w dłoniach utrzymać. Nawet jak mieli same piątki na studiach. A więc dla większości pracodawców dyplom nie przedstawia kluczowej wartości, ponieważ wiedzą jak łatwo go obecnie dostać. Faktem jest jednak, że trzeba ten dyplom mieć. 3) Z moich obserwacji wynika, że dominują umiejętności miękkie. Coś, czego na studiach człowiek się nie uczy. Charyzma, umiejętność kontaktów interpersonalnych, dbałość o swój wizerunek, zaangażowanie, ambicja, umiejętność kończenia projektów, odpowiedzialność, punktualność, bycie godnym zaufania, lojalność, organizacja pracy, terminowość, dyscyplina, siła charakteru itp. itd. Jeżeli człowiek prezentuje sobą coś więcej niż 90% społeczeństwa (tzn. "jeszcze 7h 55 min i do domu...") i zależy mu by jak najlepiej wykonywać powierzone mu zadania, to zajdzie w życiu daleko. Obojętnie za co się weźmie.
@@jeanpablotwice6058 pkt. 2 to widzę, że zmieniło się na gorsze, pamiętam czasy, że z całego roku zostawała finalnie garstka ludzi czasami. Odsiew na poziomie 75% nie był niczym nadzwyczajnym. pkt. 1 i 3 bardzo trafne uwagi.
@@jeanpablotwice6058 1. Dlatego wed. mnie obecnie najlepiej pracować w czymś przynajmniej pokrewnym co chce się robić i studiować. Spotkałem osoby, które materiał ogarniały ale nie czuły branży. 2. Ja studiując jakieś 15 lat temu słyszałem to samo, że kiepski poziom itd. Prawda jest taka, że nie ma co patrzyć co było, tylko rób swoje. Jak liczysz ,że cię szkoła wyuczy to nie rozumiesz dobrych studiów - one mają cie przycisnąć do tego ,żebyś sam się nauczył, poszukał informacji i przeszkolił i to jest największa wartość jaką ja wyniosłem z moich studiów gdy wiki jeszcze raczkowała. 3. Oczywiście, że się uczysz ale większość podstaw już gdzieś musisz wynieść z domu. Bo czymże innym jest projekt na studiach jak nie sprawozdaniem z lab, pracą do mgr, prezentacją, a wszystkie wymagają terminowości. Jak robisz na odpier*l to w pracy też będziesz robił - zależy od podejścia. Podstawowa zasada - chcesz być dobry to sam zapier* , nie licz, że ktoś cię nauczy, wszystko zaczyna się w twojej głowie i na niej kończy. Możesz się tej zasady nauczyć na każdym szczeblu edukacji jak i w pracy albo możesz się nigdy nie nauczyć. I mówi wam to gość, który po 10 latach robiąc jako mgr inż mechaniki, robiąc w zawodzie, stwierdził, że się przebranżowi bo chce większej elastyczności i kasy i teraz sobie świetnie radzi w IT. W 2 lata przeskoczyłem wiedzą wielu ludków co tam po 4-5 lat siedzieli bo nie siedziałem z tyłkiem tylko się szkoliłem. Manago nie rozumiał jak to możliwe, że w tak krótkim czasie ogarnąłem jeden z języków programowania bo inni nie dawali rady w kilka lat. Prawda jest prosta - ludzie to lenie, nie chcą zmian, rozwoju i zrobią wszystko żeby się oper*c chyba, że przyprze się ich do muru - tak jest z 80% ludźmi. Siedzą w swoich bańkach aż im sama nie pęknie, będą narzekać, że mało zarabiają , ale tę bańkę znają to się dalej nie ruszą. I to samo jest ze studiami - to ty masz się uczyć a nie uczelnia ma cię uczyć. Jak będziesz czekał, na to, że cię ktoś nauczy to się przeliczysz .
@@VeiNpl W sumie racja. Żyjemy w takich czasach, że trzeba być otwartym na zmiany ale też samozaparcie a nie roszczeniowe podejście na zasadzie ja mam studia to mi sie należy a dajesz prosty projekt do wykonania to on nie wie co ma zrobić i nawet nie wykazuje chęci zrozumienia problemu i go rozwiązania tylko gotowe rozwiązanie na tacy. Z resztą w przypadku IT to fajnie widać na forach (akurat ja administrator/sieci) gdzie masa ludzi oczekuje podania gotowego skryptu do przeklepania w routerze bez odrobiny chęci. W koło powtarzające się pytania o to samo bo nawet nie chce się skorzystać s lupki czy z google.
Jestem idealnym przykładem zlego systemu. Uczęszczałem do technikum chemicznego. Z chemii praktycznej i teoretycznej byłem naprawdę dobry, ale maturę kompletnie olałem. Wyniki miałem stosunkowo słabe. Na studia dostałem się z rezerwy. A tam juz było kompletnie inaczej. Przez pierwsze 2 lata kompletnie nie musiałem sie niczego uczyć, bo całą wiedzę miałem z technikum. Pomagałem wszystkim na laborkach, same piątki, stypendium za wyniki, jeden z najlepszych studentów na roku. Skończyłem studia z wyróżnieniem spędzając bardzo malo czasu na nauke, chociaż w rankingu rekrutacyjnym byłem na samym dole. To pokazuje jak aktualny system nie ma sensu.
Ja szkole skończyłem 12 lat temu i uważam że ok 90% czasu spędzonego w szkole to czas zmarnowany w którym nauczyciele zniechęcają uczniów do nauki. Później przyszedł UA-cam i nagle mogłem zrozumieć fizykę, chemię i matematykę które dla większości uczniów są utrapieniem, a co więcej, pokochałem naukę! Dziś filozofia, inżynieria i nauki ścisłe stanowią >80% pochłanianej przeze mnie codziennie wiedzy/rozrywki. Polska szkoła to jest niestety tragedia i współczuję każdemu dziecku które przez nią musi przejść. Niestety, jeżeli mógłbym coś doradzić młodym to radźcie sobie sami i nie dajcie się zrazić do świata nauki przez szkołę.
Ja naprawdę żałuję, że nie zetknąłem się z Matemaksem gdy byłem w szkole średniej. Ile nerwów by mi to zaoszczędziło. Matematyka w technikum to była parodia.
100% racji. UA-cam zainteresował mnie fizyką kwantową, filozofią i wieloma innymi rzeczami. Oczywiście nie mam już ani czasu ani zapału, aby jakoś zagłębiać tą wiedzę... ale gdybym miał dostęp do takich materiałów w czasach gimnazjum czy liceum, to być może byłbym jakimś naukowcem i robił coś fajnego w laboratoriach. Szkoła kazała mi zdobywać oceny, żeby nie kiblować... nic poza tym. Łącznie może kilkadziesiąt godzin było naprawdę wartościowych. No i na W-Fach było spoko. To przykre jak marnuje się ludziom życia.
@@ortnisible Ja to tylko tyle mogę powiedzieć, że jeszcze kilkadziesiąt lat wstecz sprawy wyglądały nieci inaczej. Aby przejść z klasy do klasy (i to bez względu na rodzaj szkoły) trzeba było coś umieć nie mówiąc już o maturze. Nikt nie dyskutował czy to i owo w nauczaniu jest potrzebne czy nie, ale za to wychodzili ludzie po szkole dobrze przygotowani do zawodu jak i na studia. Ja uważam, że nie ma wiedzy niepotrzebnej tylko trzeba z niej umieć korzystać, nie koniecznie w pracy zawodowej. To że przeważająca większość twierdzi. że uczy się czegoś niepotrzebnie bo go to nie interesuje wynika z kilku powodów. Po 1. źle układanych programów (odpowiednio o większym lub mniejszym uogólnieniu w danym przedmiocie w zależności od profilu szkoły) 2, Preferowaniu jak największej ilości wiedzy przy pobieżnym jej traktowaniu i braku jej utrwalania (lepiej mniej a dokładnie) 3. Obniżaniu się poziomu nauczycieli (bo do zawodu idą miernoty zamiast zdolni i to o odpowiednich predyspozycjach, 4. Braku w nauczaniu aktualizacji wiedzy i jej przydatności, 5. Brak przedmiotów takich jak ekonomia czy wybrane zagadn9ienia z prawa w zarysie ogólnym. Nie wspomnę tu już o nauce o społeczeństwie czy wiedzy o człowieku w podstawach psychologii. Za to mamy 2 godz indoktrynacji religijnej. To, że uczniowie mają trudności lub niechęć do przedmiotów to wynika z złego sposoby nauczania. W dzisiejszym świecie wybieranie sobie jednego kierunku (przedmiotu) jako zainteresowanie, a resztę traktuje się jako niepotrzebne to podstawowy błąd, niestety, uczących się. Jeżeli ktoś wybiera liceum ogólnokształcące (to jak sama nazwa wskazuje) zobowiązany jest do nauki wszystkich przedmiotów przewidzianych programem. Uczący powinien sobie zdawać sprawę z tego, że szkoła daje podstawy wiedzy teoretycznej zarówno tej podstawowej jak i szczegółowej po to aby się na niej oprzeć zarówno w pracy zawodowej jak i w dalszym etapie nauki. Nasze szkolnictwo podlegało i dalej podlega rozkładowi, bo nim zarządzają politycy a nie fachowcy.
Matrzysta A.D. 2022 Powiem tak... Z jednej strony poziom jest niski, z drugiej rozszerzenia wypadają kiepsko... Tylko że... Czy to, że zdałem polski na 93% oznacza, że "umiem" polski na 93%? No nie, oznacza jedynie, że danego dnia w danych warunkach rozwiązałem dany test na 93%. Dla kontrastu, znacznie lepszą merytorycznie pracę z rozszerzenia oceniono u mnie na 83%, gdyż mimo gorszej treści lepiej trafiłem w klucze. Patologia. Patologia w dodatku systemowa, gdyż w szkole byłem uczony zdania egzaminu, a nie tej dziedziny nauki... I kończyło się to tak, że zamiast się rozwijać, to nauczycielka próbowała mnie wcisnąć do pudełka z nazwą "klucz odpowiedzi"... Obecna szkoła ani nie potrafi ciągnąć w górę osób z mniejszą wiedzą, z czego niski wynik (28%) z historii u mojej koleżanki, a także nie potrafi stworzyć warunków do rozwoju wiedzącym więcej (76% z historii u mnie) - zostaliśmy na lodzie, porzuceni przez szkołę. Było o tyle trudno, że moje liceum od 1 do 3 klasy przypadało na okres pandemii, która obnażyła nieudolność kształcenia, a sama w sobie wyniszczyła młodych psychicznie. Po powrocie do szkoły nikt mnie nie zapytał jak się czuję, tylko zapytał co ja kur** robiłem ostatni rok i kazano nam zasuwać żeby nadrobić zaległości, bo inaczej wszyscy uwalimy. Nie muszę chyba dodawać, że to błędne podejście dla osób z problemami po długotrwałej izolacji, z tego powodu nie mogłem przełamać blokady i prawie się nie uczyłem. Nikogo nie obchodziło jak się czuję, nikogo nie obchodziło czy się rozwijam, nikogo nie obchodziło czy myślę. Ważne było jedynie, żeby poprawnie wypełnić klucz, żeby wybrać odpowiedni kwadracik na karcie. Przypomina mi to tresowanie szczurów, a nie pracę z ludźmi.
Ale co Ty byś chciał żeby szkoła zrobiła z Twoim stanem psychicznym po izolacji pandemicznej? Chcesz klasowe zajęcia z pedagogiem/psychologiem? Chcesz żeby nauczyciele wolniej przerabiali zajęcia? Chcesz mieć więcej czasu dla siebie, żeby móc umówić sobie godzinę tygodniowo z psychoterapeutą?
Z tym że przedmioty rozszerzone biorą ludzie zainteresowani to bym nie powiedział do tej pory był obowiązek przystępowania do jednego rozszerzenia by zdać maturę, można było dostać 0 punktów ale przystąpić trzeba było.
o to się zmieniło, mój rocznik nie miał takiego obowiązku, ba nauczyciele nam mówili, że jak ktoś nie czuje się na siłach to lepiej nie brudzić sobie w papierach wynikiem typu 4%, tylko podejść do takiego egzaminu rok później i dorzucić aneks
Wersję rozszerzone biorą WSZYSCY bo MUSZĄ coś wybrać, a żeby zdać wystarczy, że ZGŁOSZA SIĘ na egzamin i zakodują arkusz. Jeśli ktoś nie wybiera się na studia to mu nie zależy. Stąd zapewne taka średnia z rozszerzeń. Tak to wygląda 🤷♀️
Dokładnie. Obecnie maturzysta musi wybrać minimum jeden przedmiot rozszerzony, może tylko zakodować arkusz i wyjść, ale musi się pojawić na egzaminie. Dopiero za dwa lata uczeń będzie musiał podejść do rozszerzenia i zdać je na 30%.
@@annamaachowska1876 W przypadku matury 2022 i 2021 wybranie jednego przedmiotu rozszerzonego nie było wymogiem do zdania matury jako takiej ze względu na "okrojoną" podstawę programową przez zdalne nauczanie.
Widzę, że wiele osób lubi się chwalić tym, że za ich czasów wszystko było trudniejsze, a współcześni maturzyści nie poradziliby sobie z ówczesnymi egzaminami. Ba, niektórzy wręcz wyśmiewają współczesną młodzież. Nie wiem tylko, czy tutaj jest jakikolwiek powód do śmiechu. To właśnie te osoby, które przeszły przez rzekomo lepszy system edukacji stworzyły i dalej tworzą ten aktualny, który niszczy młodzież. Dlaczego obecnie tak rzadko można natrafić na dobrego pedagoga? Dlaczego podręczniki są okrojone do granic możliwości? Kto zgotował taki los rzekomo niegdyś świetnej polskiej szkole? Paradoksalnie najwięcej z tego pokazu cyrkowego śmieją się klauny.
Jestem już po maturze, sam po wynikach swoich nie jestem zadowolony, chciało by się lepiej to napisać. Ale to prawda, arkusze średnio odzwierciedlały umiejętności. Jako przykład mogę podać arkusz z informatyki. Aby dostać jeden punkt potrzeba było wypełnić 5 podpunktów aby dostać ten jeden punkt. Za jeden błąd już było zero. Jak to się ma do wiedzy? Mogłem wiedzieć 4/5 a i tak dostać zero punktów. No cóż… trzeba iść dalej
Dla mnie arkusz z wosu to porażka. W zadaniach prawda/fałsz masz jedno źle - 0 punktów. A najlepsze są polecenia, gdzie nie jest napisane, aby odwołać się do danych, rysunków itd. a w kluczu już jest odpowiedź z tym wszystkim.
No ale gdzie ty widzisz problem? Jeżeli kazdy z matematyki ma 100% to jak mamy rozróżniać tych lepszych? Natomiast jeśli najwyzsze wyniki to 30% to najzdolniejsi maja te 30%, i pomimo tego ze jest to malo to nie ma nikogo lepszego od nich
O ile pamiętam, zadanie o którym mówisz było z SQL-a. No to ja nie wiem, albo znasz SQL i odpowiadasz poprawnie w każdym przypadku albo jak się mylisz, to znaczy że po prostu SQL-a nie rozumiesz.
@@vivvpprof nie mówię o sql, zadania z algorytmów. Z resztą nie po to był mój komentarz. Próbuje uzmysłowić że jest to dziwna sytuacja. Wystarczy że jest jeden błąd i dostajesz zero punktów. Przekłada się to na wynik z całej matury za którą są punkty. Odpowiadając na inny komentarz. Co z tego że ci najlepsi mieli po 30% jeżeli mogli mieć 100% i więcej punktów, gdyby zadania układał człowiek a nie szympans
Nie do końca zgodzę, się z tym, że albo uczymy do egzaminu albo dobrze. Byłem w klasie matematyczne w liceum (nie żadne "topowe") i nasza nauczycielka uznała, że nauczy nas matematyki, a maturę zdamy sami. Zamiast tłuc z nami zadania maturalne, pod koniec roku wkroczyła w zagadnienia poruszane na studiach (pierwszy rok matematyki na studiach to byłą tylko powtórka). Efekt, średnia klasy z matury rozszerzonej z matematyki była ponad 90%. Przy dobrym nauczycielu i nauczysz się tego, co potrzeba i zdasz egzamin.
Nic tylko pogratulować nauczycielce, szkoda tylko że takie osoby jak ona są wyjątkami. Zdecydowana większość nauczycieli uczy "pod klucz", bo tak im nakazuje ten chory system
Problem jest nie tylko w systemie edukacji. Problem jest w naszej mentalności. Wydaje nam się, że studia "to jest coś", choćby najprostszy kierunek "coś" daje. Pracodawcy niestety mają tę samą mentalność i przychylniej spojrzą na kogoś, kto ukończył zaocznie studia z zarządzania na słabej uczelni niż kogoś, kto ma doświadczenie zawodowe, ale jest 'tylko' po maturze. Przez taką mentalność mamy miliony magistrów, którzy zmarnowali pięć lat życia. Bo prawda jest taka, że studia są potrzebne najwyżej 25% ludzi. I tylko im ta matura jest potrzebna. Można być świetnym pracownikiem nie mając studiów czy nawet matury, tę zresztą można zdać już będąc dawno dorosłym, jeśli w życiu zawodowym zajdzie taka potrzeba. Człowiek po 'zawodówie' nie jest nikim gorszym, ma fach, na którym się zna i na którym może zarabiać. Można go nauczyć co najwyżej podstawowego rozumienia świata, żeby nie dawał się zmanipulować szarlatanom i demagogom (co jest problemem w dzisiejszym świecie). Nie musi mieć przygotowania do studiów. Mamy zbyt dużą obsesję na punkcie "papierka" zamiast na punkcie faktycznych kwalifikacji. Ja sam jestem po studiach, "bo papierek trzeba mieć" - jak wszyscy mówili wkoło, a w mojej pracy nie mam poczucia, żeby mi się wykształcenie na coś przydawało - może ją spokojnie wykonywać ktoś, kto nawet nie ma matury, a nie zarabiam może wybitnie dużo, ale więcej niż wielu ludzi z lepszymi kwalifikacjami ode mnie (ja mam tylko licencjat) w innych pracach. Dopóki nie zmieni się to nasze myślenie, system edukacji będzie lipny.
Ja rzuciłem politechnikę na semestrze dyplomowym. Całe studia pracowałem jako mechanik a elektronika była pasją. Studiowałem bo był pobór do wojska, a tego chciałem uniknąć. Uczelnia robiła wszystko by zabić talent młodych ludzi. 80% osób które skończyło elektronikę, pracuje jako programiści.
Generalnie zgadzam się z Tobą, poza jednym: równie dobrze sprytny manipulator pokieruje osobą z dyplomem jak i taką po zawodówce czy technikum. Zauważ jak wielu wykształconych ludzi daje się omamić pseudonaukowcom i internetowym pseudoteriom. Chociaż nie przeczę, że musimy umieć spojrzeć krytycznie na wszystko, żeby umieć wyłuskać oszustwa.
Zgadza się, w Polskich szkołach uczą wielu niepotrzebnych kompletnie rzeczy. Co więcej... Nawet w Liceum uczą Cię "wszystkiego" po trochu. Mimo iż obierasz dany kierunek... W Technikum wygląda to tak samo... Jedynie w Zawodówce uczą w danym kierunku, ale też dodatkowo uczą Cię jeszcze Historii i to nie związanej z kierunkiem, a ogólnej. A raczej, jest to przypomnienie Podstawówki i (gimnazjum). I tak samo matematyka, chemia, geografia... Dla porównania w Belgii gdzie mam Siostrę i jej dzieci. Tam na poziomie naszej 6-stej klasy podstawówki, już możesz wybrać ukierunkowanie. Nie wiesz co chcesz jeszcze robić? Możesz nadal uczyć się ogólnie i później wybrać kierunek. Ale... Jeżeli masz pasję, zainteresowanie. Już w tak wczesnym etapie uczą Cię czy to zawodu, czy jakiegoś kierunku i to nie tylko w teorii, ale i w praktyce! Np. jedna moja siostrzenica interesuje się modą, projektowaniem ciuchów itd. I w wieku 7 lat już uczono ją szyć na maszynie, projektować na komputerze i w wieku 7 lat, uszyła swoje pierwsze ciuchy! W Polsce? W wieku 18 lat jak Ci pozwolą dotknąć na chwilę maszyny do szycia, to będzie dobrze. :P I kolejna sprawa, w Belgii podstawą jest zawód. Jak zrobisz zawód, możesz robić dalszą szkołę lub od razu iść pracować. I to często mając już portfolio, bo w szkole jest też praktyka i jako kucharz np. uczysz się robić różne dania. A jako taki krawiec/projektant. Masz swoje uszyte ciuchy które możesz zaprezentować. ;) I tam jako np. mechanik. To każą Ci zbudować jakiś pojazd. Czy to duży do którego mieścisz się sam i jeździsz. Albo mały, modelarski. Który również zapisywany jest do portfolio "CV". A w Polsce nawet jak pod warsztat przyjedziesz elegancko odremontowanym samochodem. To i tak Ci powiedzą że bez doświadczenia to dziękujemy, następny. ^^
Na szczęście to się zmienia, nie przeczę, że jest wielu pracodawców patrzących i wymagających'' papierka'', ale coraz częściej pracodawcy patrzą, na nazwę szkoły/ uczelni, kompetencje i predyspozycje. Inaczej traktuje się kandydatów po ukończonej szkole państwowej a inaczej po prywatnych, których się namnożyło. Na stare lata( tuż po 30-tce) kończyłam zaocznie liceum w CKU, w tym czasie siostrzeniec uczęszczał do Technikum Ekonomicznego( skończyliśmy w tym samym roku), często się wspieraliśmy, ale poziom matematyki między naszymi szkołami, to przepaść. Mały patrzył w moje zeszyty i widział czarną magię( a chłopak ambitny i lubił się uczyć), o całkach i rachunku prawdopodobieństwa nawet nie słyszał, nauczyciel włożył mu do głowy, że w matematyce jest tylko jeden wynik, do którego dojdzie tylko jednym sposobem, tym wskazanym przez owego nauczyciela, nie raz oberwał pałę, bo rozpisał zadanie jednym równaniem. Na zebraniu, kiedy poszłam wyjaśnić dlaczego taka, a nie inna ocena ze sprawdzianu czy pracy domowej, kiedy rozwiązanie jest prawidłowe, wynik się zgadzał, usłyszałam: ...ja tego nie uczyłem. Kiedyś na antenie radia TOK FM wypowiadał się nauczyciel akademicki o studentach pedagogiki, gdzie większość Pań nie potrafiła rozwiązać zadań na poziomie 3- 4 klasy, typu pierwiastki, ułamki. zastanawiał się gdzie tkwi problem- brak inteligencji, niedouczenie, zły nauczyciel? Ja zastanawiałam się- jak ci ludzie zdali maturę? Jeśli dzieci nadal będą uczone przez gamoni, którzy kupili sobie '' papierek'', to poziom będzie taki jaki jest.
@@joannacieplak3107 Że nie słyszał o całkach to nawet zrozumiałe, od dawna nie ma ich w programie szkół średnich i uczą ich dopiero na studiach (jeśli kierunek jest jakkolwiek związany z matematyką czy statystyką), w średnich są tylko pochodne. Natomiast rachunek prawdopodobieństwa jest wałkowany dość długo, więc to dziwne.
@@azraeilto382 ucząc w LO zwracaliśmy na to uwagę, domagając się zaliczenia matury osobie, która napisała w sposób prawidłowy, choć mijając się z kluczem.
o kij chodzi z tym slynnym "kluczem"??? tyle ciągle słyszę o wstrzeliwaniu się w klucz, a do dziś nigdy nie zobaczyłem ani jednego przykładu w którym taka sytuacja miała miejsce (że ktoś się nie "wstrzelił")...
@@CoD4MWPL Wystarczy napisać, że np. komórki nerek lub wątroby przeprowadzają fermentację. To jest prawda. W kluczu mamy tylko o mięśniach szkieletowych. Tępy egzaminator wlepia 0 p. Amen. Choć, faktycznie, mądrzejsi uczniowie, którzy to wiedzą, wiedzą też o tępocie niektórych egzaminatorów i unikają takich odpowiedzi.
Szkoła nie jest po to aby nauczyć, a po to aby wychować posłusznych, nie myślących, gotowych wziąć kredyt na 30 lat parobków. Nie masz zadawać pytań, nie masz myśleć samodzielnie, tworzyć, masz postępować dokładnie według narzuconego schematu. Change my mid
zależy od palcówki u mnie np w publicznej na luzie było poznawanie swiata etc nie daali ci określonej scieżki sam musiałeś ją obrać dużo debat na wosie otwarte głowy tzw
@@stanisawogorodnik8160 otwarte głowy a edukacja nie działa nigdy nie byłem dobry z matmy szczerze 3 klasę przelsizgnalem się na 2.12 covid był fakt ale nadal po matematyce fajka to był obowiązek załamany byłem jak nic nie rozumiem z tych powtórek maturalnych Ale 2 tyg przed kupiłem najtańszy kurs leciałem same próbne i pomoc od kumpeli która fakt to umiała i bez problemu 50 % niby nie horrendlanie dużo ale nadal z 0 wiedzy do 50% nie każdy musi być dobry z wszystkiego np z historii która lubię bez problemu wycisnąłem 78%
Czyli nasz system edukacji zakłada domyślnie, że po maturze idziesz na jakieś studia/szkoły policealne i nie bierze pod uwagę, że może wolisz założyć firmę, albo pomagać w już istniejącej rodzinnej?
Miałem 6 z polskiego a na maturze dostałem 49% - też ewidentnie nie wstrzeliłem się w klucz. Na szczęście moim priorytetem były przedmioty ścisłe i udało mi się na spokojnie dostać na wymarzone studia.
Znam osoby które miały z polskiego rozszerzonego np. 80/90% a z podstawowego 50/60%. Znam też osobę która bała się czy zda polski i dostała 80% więc faktycznie chyba kwestia wstrzelenia się w klucz
A co ta 6 oznacza, liczy sie wiedza, a nie pseudoocena. Zmarnowales czas na wbijanie sie w klucz oceny twojego nauczyciels od polskiego zamiast pozyskac porzadna wiedze
Czy nikomu nie przeszkadza, że przyjmowanie na podstawie rozmowy rodzi mnóstwo patologii? Przyjmujemy tych, których subiektywnie uznajemy za odpowiednich. Że tylko przypomnę znane wszystkim z filmów z USA listy polecające od osób wysoko postawionych. Czy właśnie takiego systemu edukacji chcemy? Chyba właśnie coś w tym stylu mieliśmy jakieś 20 lat temu z aplikacjami prawniczymi.
@lucki ale patologii? Na pewno jest bardziej odporny na kumoterstwo i uznaniowość. Twarde liczby z egzaminu daje mniej możliwości do naduzyc, niż rozmowa na luźne tematy. Oczywiście rozliczanie na podstawie liczb ma swoje wady, ale na pewno trudniej kogoś przyjąć "bo tak i już"
Mowa o szkole podstawowej oraz o liceum a przecież szkoły wyższe dalej powielają ten sam schemat bo dalej uczą studentów jak zdać egzaminy, żeby zaliczyć semestr, jak zdać egzaminy aby ukończyć rok, aż w końcu jak zdać egzaminy aby zdobyć tytuł. Mała liczba kierunków obecnych w polskich uczelniach wyższych fakty znie czegoś uczy przydatnego. Przecież już standardem jest że na uczelni zdobywa się tylko papierek, a nauczyć czegoś to się można dopiero w pracy. Bo to co pokazują uczelnie to zazwyczaj jest już dawno przeterminowane
Dokladnie tak. Po ukonczeniu studiow w Polsce, studiowalam w UK i to bylo niebo a ziemia. W UK duzo bylo zadan praktycznych, trzeba bylo MYSLEC, nie dalo sie wykuc..
Studiuję przyrodniczy kierunek na UJ i kompletnie się nie zgadzam. Uważam, że studia bardzo mnie uczą myśleć oraz pozwalają zdobywać wiedzę (i nie "przeterminowaną"). Część z tej wiedzy jest sprawdzana na egzaminie i wiadomo, że czasem trzeba do egzaminu się czegoś bardziej nauczyć po prostu na pamięć, ale generalnie na pewno nie powiedziałabym, że studia uczą zdawać egzaminy, czy że pozwalają tylko "zdobyć papierek".
To zalezy od prowadzacego. Zazwyczaj ci starzy profesorowie powtarzaja to samo od 30lat i nikt ich nie wyrzuci, bo maja tysiace publikacji, z czego przy wiekszosci palcem nie kiwneli. Sa oczywiscie wyjatki, ale u mnie na informatyce tak to wygladalo - przedmiot o ogromnym potencjale (chodzilo o przetwarzanie rozproszone) zostal sprowadzony do 20 algorytmow sprzed grubo ponad 20lat, ktorych nijak nie idzie zastosowac (chyba, ze ktos chce zostac konkurencja dla AWS/GCP/Azure i samemu stworzyc chmure), a dodatkowo wiekszosc z nich ma zalozenia, ktore sa niemozliwe do osiagniecia w realnym swiecie. A tez dla kontrastu przedmiot, ktory sie nijak wiekszosci nie przyda (technika cyfrowa, na jakims AiRze czy automatyce bym zrozumial, ale nie na kierunku, na ktorym 80% zostaje programistami i elektroniki przez wiekszosc zycia nie tknie) jest katowany, ze 70% studentow uwala pierwszy termin. Od trzeciego semestru inzynierskich zmienilem podejscie - ucze sie glownie we wlasnym zakresie, kijowe przedmioty olewam i byle je zdac, a jak trafi sie juz jakis ciekawy to dopiero wtedy do niego siadam na powaznie. Takim sposobem, gdy wielu znajomych na kierunku szuka na sile roboty na praktyki, ja na spokojnie od ponad roku pracuje i powoli zdobywam doswiadczenie 😊
Jak zaczynam analizować polski system kształcenia (zaczynając od szkoły podstawowej, a kończąc na szkołach wyższych), to autentycznie chce mi się płakać. Ja idealną szkołę wyobrażam sobie jako miejsce, które rozbudza moją ciekawość z wielu różnych dziedzin. Gdzie nie uczę się z przymusu, tylko przyjemności. Gdzie nauczyciel ma pasję i chęć do przekazywania wiedzy. Gdzie traktuje się mnie jak człowieka, a nie jak maszynę do wkuwania bzdurnych treści. Wiem natomiast, że to utopia i nigdy czegoś takiego nie doświadczę.
Z jednej strony tak jest. Ale z drugiej strony osoby, które są słabymi uczniami tak po prostu i nie zdałyby dobrze każdej matury, nawet dobrze skonstruowanej będą wykorzystywać ogólne gadanie o słabym systemie edukacji, żeby tylko nie przyznać, że sami są zwykłymi dzbanami. :)
Taki problem istnieje od wielu lat, technikum kończyłem w 97 roku, a studia 1 i 2 stopnia kilka lat później. I już wtedy odczucia miałem podobne. O ile w technikum nauczyłem się naprawdę sporo, o tyle studia - polegały bardziej na obecności i moim sprycie - nie przyswoiłem z nich nic, co pogłębiło moją wiedzę i przydało mi się później w życiu. Akademia Morska w Gdyni.
Panie Tomaszu. Na wszystko zgoda. Ale maturę zdawałem w 2008 roku i te systemowe uwarunkowania to już wtedy była wiedza powszechna, nawet wśród samych maturzystów :-) Do matury rozszerzonej z historii nasza nauczycielka przygotowywała nas w ten sposób, że sami dostawaliśmy stare egzaminy i wcielaliśmy się w rolę egzaminatora z kluczem, żeby się wdrożyć. Część uczelni od tego czasu poszła po rozum do głowy i wprowadziła jakieś formy egzaminów, ale to tylko czołówka.
Totalnie się zgadzam! Zdaję sobie z tego sprawę, że matura nie pokazuje naszej mądrości i całej wiedzy, ale i tak, gdy dostałam moje wyniki egzaminów, czuję źle i jest mi przykro (też wstyd). Bardzo lubię się uczyć, dużo czasu na to poświęcałam, średnie z roku zawsze były wysokie, dostawałam wyróżnienie itp. A mimo to, moje matury poszły mi średnio. Polski to jeden z najgorszych wyników, pewnie dlatego, że rzadko udaje mi się strzelić w klucz odpowiedzi. Interpretuję czasami inaczej, czuję różne emocje, które pomagają mi w czytaniu, ale na maturze przez to nie wiem jak poprawnie odpowiedzieć. Wynik matury nijak ma się do mojej wiedzy i do czasu (też nerwów) przeznaczonego na naukę.
Znam to uczucie. Jestem perfekcjonistką i chciałabym mieć jak najlepsze wyniki. Jednak najlepszy wynik miałam z ustnego polskiego - 95 % Najgorszy wynik z angielskiego - 33 %. Jestem rozczarowana wynikiem matury i wiem że powinnam się lepiej przygotować do zdania matury. Powinnam też zdawać przedmioty związane z kierunkiem studiów - informatyka czyli matematyka, fizyka i oczywiście informatyka
@@selena1638 dla mnie dużym problemem było wybranie zdawanych przedmiotów i w ostatnim momencie zdecydowałam 🙈 po prostu nie wiem co będę robiła po szkole, więc wybierałam to, co lubię 🤷♀️
Świetny materiał, jak zawsze z resztą.:) Odnośnie j. angielskiego w liceum, pamiętam jak nasza nauczycielka po dobrym wyniku próbnej matury z tego przedmiotu w naszej grupie, doszła do wniosku, że to nie możliwe, na pewno ściągaliśmy :) piękne to nasze szkolnictwo :)
Ja zdawałem maturę międzynarodową (IB). W tym programie oceny (od 1 do 7, nie ma procentowych wyników) oparte są o rozkład normalny punktów: jakiś odsetek najlepszych dostaje 7, później 6, 5 i tak dalej. Dzięki temu nawet jeśli matura jest trudna (a często trafiają się bardzo trudne, zwłaszcza z fizyki) to nadal realne jest dostanie 7 czy 6. Z drugiej strony może to prowadzić do sytuacji, w których zdobycie połowy punktów oznacza dostanie 6 (tak chyba było z fizyką w 2016), co jest trochę absurdalne i pokazuje, że nie jest to idealny system. Mimo wszystko chyba jednak działa to lepiej niż z góry narzucony próg.
Rekrutacja na podstawie IB na polskie uczelnie publiczne to skandal (a medycyna to już jest w ogóle hit), bo matury te są łatwiejsze (chemia polska jest np. znacznie trudniejsza przez szaradziarstwo ludzi, którzy układają zadania, biologia też jest łatwiejsza na międzynarodowej), a 6 czy 7 z tych matur odpowiada 90-100% z matury polskiej.
@@wocekderejczyk1345 Zgadzam się. Ale chyba ciężko byłoby stworzyć uczciwy system/przelicznik biorąc pod uwagę, jak różne są to programy. Z drugiej strony matura w IB to nie tylko egzamin, ale też prace badawcze, którym trzeba jednak poświęcić trochę czasu. Biologii nie pisałem, chemię już tak. W tym roku jeden egzamin był /względnie/ (podkreślam - względnie) trudny, drugi mniej więcej taki, jak się spodziewaliśmy. Jednak "internale" (prace badawcze) pochłaniają sporo pracy, zwłaszcza te eksperymentalne, ponieważ bardzo często coś nie wychodzi i trzeba wszystko poprawiać/robić od nowa. Zgadzam się więc, że IB może mieć za łatwo, ale nie widzę sensownego rozwiązania w tej sytuacji.
@@Meeseeran Usunięcie egzaminów przy rekrutacji na uczelnie było spowodowane porozumieniem rektorów z ministerstwem. Dlatego wprowadzono maturę zewnętrzną, organizowaną przez CKE, a nie szkoły, dlatego wprowadzono zewnętrznych egzaminatorów. Właśnie po to, żeby nie było tej rekrutacji opartej o egzaminy organizowane na uniwersytetach (bo to były takie piękne czasy, jak jeszcze prawie nie było prywatnych "uczelni" i PWSZ-ów). Dlatego też polska matura z chemii jest dość trudna i irytująca pod względem formy - wszak miała zastąpić egzaminy na uniwersytety medyczne. Matura międzynarodowa, jako niekompatybilna z tym systemem, nie powinna być brana pod uwagę. Co do prac badawczych - sam jestem uczniem "normalnego liceum", ale jednego z najlepszych w kraju, a mój nauczyciel chemii długo pracował z uczniami w programie IB i opowiadał nam czasem na lekcjach jaka to jest, delikatnie mówiąc, ściema. Nie wspomnę, że ambitni uczniowie uczący się w polskim programie też wykonują takie prace (OB, OlChem), powiem więcej, te badania są często na wyższym poziomie z uwagi na dużą konkurencję; choćby ze względu na wymaganą pomysłowość (sam byłem pewnego razu zbyt pomysłowy, przez co odbiłem się od ściany). Skoro ocena jest wg przepisów obiektywna, to znaczy, że powinna być wystawiana niezależnie od reszty czynników, w tym wyniku innych zdających. Jaki to ma, na Boga, sens, żeby 7 z matury międzynarodowej miała osoba z 70% i osoba z 95%? Na koniec - programy IB prowadzone w publicznych szkołach rodzą różne patologie i nadużycia. Tacy uczniowie mają nawet specjalne pokoje do odpoczynku odizolowane od "reszty", nauczyciele są przenoszeni z normalnych lekcji oddziałów narodowych, żeby w IB zrobić zastępstwo (sic!). Jeżeli ktoś chce się kształcić w tym systemie, powinien robić to na własną rękę. A na uniwersytety dla takich kandydatów powinny zostać po prostu zorganizowane osobne egzaminy wstępne.
@@wocekderejczyk1345 Moi koledzy (w tym roku właśnie zdałem IB) aplikujący za granicę musieli często pisać egzaminy, więc mogę się zgodzić, że tutaj problem leży po stronie systemu. Czy byłyby to egzaminy tylko dla osób bez polskiej matury, czy dla wszystkich, tego już nie wiem, ale lepsze mogłoby być to pierwsze ze względu na różnicę między programami. Odnośnie "ściemy" jaką są prace badawcze: możliwe, ale według mnie jedyną ściemą może tu być ocenianie. I może właśnie z tego powodu w bodajże 2023 ma wejść zupełnie nowy program z chemii, który całkowicie to zmienia. Osobiście pisząc swoją pracę nauczyłem się sporo rzeczy (i może były to pierdoły, ale jednak pisałem o czymś, co mnie rzeczywiście ciekawiło, więc fajnie było się tego nauczyć) i chyba takie miało być założenie tych prac: zachęcenie uczniów do nauczenia się czegoś, co wykracza poza program i zaspokaja ich ciekawość na jakiś temat. Oczywiście w praktyce działa to tylko na części osób podczas gdy część pisze byle co żeby tylko spełnić wymagania, ale ciężko zmusić osoby, którym średnio zależy do zrobienia czegoś inaczej niż "na odwal". Oceny w IB wystawiane w taki a nie inny sposób to jednocześnie zaleta i wada. Tak jak było powiedziane w materiale, "sztywne" progi ocenowe mogą być krzywdzące przy wyjątkowo prostych/trudnych egzaminach. Z drugiej strony, może to rzeczywiście prowadzić do sytuacji gdy ktoś z 70% jest traktowany identycznie do kogoś z 95%. Wydaje mi się jednak, że fizyka (i może matematyka w niektórych sytuacjach) jest jedynym takim przypadkiem (przynajmniej regularnie) jeśli chodzi o najpopularniejsze przedmioty. I tutaj jest sygnał, że coś jest nie tak z programem/egzaminami, a nie samym systemem, ponieważ przy innych przedmiotach aż takich rozbieżności nie ma (a jeśli są to na mniejszą skalę). W polskich szkołach 10% a 49% to też często ta sama ocena. Odnośnie patologii: specjalny pokój do odpoczynku jest dlatego, że w wielu szkołach niemożliwe jest ułożenie planu dla IB tak, aby conajmniej część osób nie miała okienek, zwłaszcza przy małej kadrze. A jeśli są okienka, to uczniowie muszą się gdzieś podziać. Biblioteki są często za małe by wszystkich pomieścić, a hałasu na korytarzach nikt nie chce. I prawda, w polskich programach zdarza się czasem pojedyncze okienko w sytuacji, gdy nie ma zastępstwa, ale w IB masz kilka-kilkanaście okienek tygodniowo, podczas których musisz się gdzieś podziać. O przenoszeniu nauczycieli z innych klas do IB nie słyszałem, bo u nas takich sytuacji nie było. Jak nie było nauczyciela to dana grupa miała okienko/redukcję i tyle, a w niektórych przypadkach łączono grupy. Zgadzam się, że priorytetyzowanie IB jest bez sensu i nie popieram robienia zastępstw za wszelką cenę, ale jest to pierwszy raz gdy słyszę o takiej sytuacji bo u nas nie miała ona miejsca. Odnośnie kształcenia na własną rękę, po 2 latach pandemii mogę ci powiedzieć, że to nie zadziała, przynajmniej niektóre przedmioty. Przy fizyce i matematyce (zwłaszcza rozszerzonej) bardzo ciężko jest samemu zrozumieć pewne zagadnienia i nawet podczas zdalnych był z tym problem. IB zezwala na samokształcenie tylko w przypadku języków i takie osoby piszą zupełnie inny egzamin. To po prostu nie działa.
Mam wrażenie, że to obniżanie poprzeczki i droga po linii najniższego oporu to nasza ogólna cecha. Taką samą strategię zauważam na drogach, gdy nawierzchnia jest zniszczona, zamiast ją naprawić, stawia się znak, gdy przejście dla pieszych jest niebezpieczne, zabiera się pas ruchu zamiast postawić sygnalizację świetlną. Gdy korki i zanieczyszczenia w miastach są zbyt uciążliwe, robi się wszystko by obrzydzić jazdę samochodem, zamiast tak usprawnić komunikację miejską by zachęcić do niej ludzi.
Wyjątkiem od reguły jest język angielski kiedyś wystarczyło tylko znaznaczać odpowiedzi na egzaminie gimnazjalnym czy na maturze podstawowej tylko zaznaczać odpowiedzi i napisać e maila. Natomiast dzisiaj trzeba rozwiązać zadanie otwarte ze słuchu. Uzupełnić luki na egzaminie ósmoklasisty czy nawet napisać e maila z języka angielskiego na egzaminie ósmoklasisty
Nie powinny być w technikum skoro chciały pisać rozszerzenia, albo iść na studia. Taki powinien być system, ale okazuje się, że teraz każdy idzie na studia, nawet robiąc po drodze zawód. Albo technika są nieprzydatne, albo studia bajecznie proste, że robi się jedno i drugie
Przepraszam jestem po technikum rocznik 2008 matury i specjalnie robiłem technikum ekonomiczne ze specjalności rachunkowość coby na studiach łatwiej rozumieć materiał. I to dało efekt teraz jestem księgowym. Koledzy ze studiów po liceum mieli strasznie ciężko na początku z przedmiotami zawodowymi.
@@PiotrKCzarny Masz trochę łatwiej ale musiałem rok dłużej chodzić do szkoły. Miałeś na lekcjach rożne definicje które się nie zmieniły, ale większość rzeczy się zmieniło bo podręczniki i program są przestarzałe
Dla jszcze nie wiedzących gdzie tkwi błąd. Polecam zapoznać się z pomysłem na szkolnictwo. Sugara Mitra - szukać w wiki.. i na YT. "Szkoła w chmurze" Nauczanie SOLA Nauczanie nie do powstrzymania. Zadając pytania - tematycznie - wzbudzasz zaciekawienie wiedząa to przez proces rozwiązywania problemów. Ofiarowując narzędzia wzbudzasz zaciekawienie jak wykorzystać te narzędzia. Ile waży słoń? Czy jutro istnieje? Z czego składa się meduza? Czy owady widzą kolory? Kto widzi kolory? Kto czy co? Pan dr. Rożek napewno wie do czego zachęcam.
4:24 zabawne. Podobnie jest z kursantami na prawo jazdy. Uczy się ich jak zdać egzamin to tyle…. Ic dziwnego ze w grupie 18-24 jest zdecydowanie najwiecej kolizji czy wypadków.
Nie wspominając o największej durnocie jaką jest plac manewrowy na egzaminie na którą instruktorzy tracą czas - w takich Niemczech czy Wielkiej Brytanii nie ma tej durnoty, a bezpieczeństwo na drogach jest wyższe.
Rożek! Jak ja cię lubię! Masz pogląd na szkolnictwo podobny jak ja. Dodam, że moim zdaniem największą krzywdę systemowi edukacji wyrządzono wprowadzając wymóg wyższego wykształcenia dla nauczycieli. Po co przedszkolance wyższe? Zabito rzeszę utalentowanych nauczycieli niższego poziomu. A do nauczania i wychowywania trzeba mieć powołanie.
Nie przedszkolance, a nauczycielowi wychowania przedszkolnego i tak, taki nauczyciel musi mieć wykształcenie wyższe, bo praca w przedszkolu nie jest jak się niektórym wydaje zajmowaniem się dziećmi i zabawą z nimi
2 роки тому+6
Nauczyciel musi wiedzieć czego uczy. Musi też sobą reprezentować adekwatny poziom wiedzy. W dzisiejszych czasach niemal każdy może mieć chociaż licencjat.
@@marti160 Do opieki nad dzieckiem w żłobku nie są potrzebne studia wyższe. Wystarczy umiejętność karmienia i przewijania plus dyżurny pielęgniarz dla chorych. Żeby opiekować się dzieckiem w przedszkolu wystarczy opiekun z podstawowym, nawet pokaże literki i nauczy dodawać na paluszkach. Aby uczyć w podsta... itd. Dawniej obowiązywała zasada że do szkoły poziomu X należało mieć wykształcenie nie niższe niż X+1. Może dlatego było tak wielu nauczycieli z pasją, którzy świetnie dawali sobie radę? A teraz przedszkolanka musi mieć wyższe, ale nie musi mieć empatii. Jaki to ma sens? P.S. A co ma wspólnego pedagogika z nauczaniem?
2 роки тому+1
@@jacekswiech530 heh, kiedy było to "dawniej"? Druga sprawa to to, że dziś nauczyciel musi być z powołania, bo inaczej nie będzie chciał pracować za psie pieniądze biorąc gigantyczną odpowiedzialność za czyjeś dzieci.
znacznie lepiej aby było liczono nie ile kto punków dostał ale jaki procent był od danego zdającego gorszy (ranking), ponadto jak ktoś był na poziomie 1/3 najgorszych to zaliczać mu niezdanie. Wtedy (przy rankingu zamiast punktów) nie miałoby tak istotnego znaczenia jaki poziom pytań/zadań itp.
Nie zgodzę się w jednej kwestii, chodzi o fragment 3:23. Otóż rozszerzenie musi pisać każdy, a gdy ktoś jest słabym uczniem, nie wiedzieć czemu, wybiera matematykę, uzyskuje 4% i takim sposobem zaniża średnią. Niestety nasuwa się powiedzenie: Są trzy rodzaje kłamstwa, małe kłamstwo, duże kłamstwo i statystyka.
no cóż ja na profilu rozszerzonym z matematyki nie robiłem nic gdyż jak to nauczycielka twierdziła "za niski poziom w klasie jest by uczyć rozszerzenia" i dltg rozszerzenie miaem tylko z nazwy i ostatecznie miałem 6% natomiast z podst 98%
Rozszerzenie każdy musi jakieś wybrać bo jesteśmy zmuszani do tego. Po skończeniu szkoły średniej czuję się nijak przygotowany do dorosłego życia. Przez cały okres szkolnictwa byłem uczony jak zdać egzaminy, kartkówki i sprawdziany, które nie wnoszą nic pozytywnego, no może poza kreatywnością w robieniu ściąg. Szkolnictwo w Polsce POWINNO przejść gruntowną reformę.
Dobry materiał i z większością się zgadzam (jestem przeciwnikiem matur), ale mam też trzy uwagi. 1. Wprowadzenie egzaminów wstępnych na studia nie zmniejszyłoby liczby przyjętych studentów. Uczelnia sama wyznaczałaby sobie poziom, od którego przyjmuje - zresztą tak dzieje się i teraz. 2. Na koniec sam przyznajesz, że na uniwersytecie w Yale są egzaminy wstępne, chociaż wyglądają jak rozmowa rekrutacyjna. 3. Na samym początku wspomniałeś, że wynik na maturze nie świadczy o poziomie umiejętności. Trochę przesadziłeś. Np. z matematyki, czy fizyki nie jest możliwe osiągnięcie wysokiego poziomu bez posiadania wiedzy i umiejętności, ale też zgodzę się z faktem, że sama wiedza i umiejętności nie gwarantują wysokiego wyniku.
Sześć lat temu, jako trzydziestolatek, podjąłem swoje drugie studia. Pełen nadziei, że nauczę się czegoś, co mnie interesuje i otworzy przede mną nowe możliwości zawodowe, szybko zorientowałem się, że jestem w błędzie. Poziom nauczania, a także stan wiedzy moich o kilkanaście lat młodszych kolegów i koleżanek na roku, okazał się zatrważający. Na uczelni wyższej poczułem się, nie przesądzając, jak bym wrócił do max pierwszej klasy szkoły średniej. Studia więc praktycznie mi przeleciały bez większego wysiłku, dyplom zdany, poziom satysfakcji zerowy. A to, co miało mi się przydać w pracy, musiałem i tak douczyć się sam. Za to oczekiwania koleżanek i kolegów magistrów po zakończeniu studiów... Fiu, fiu... "Nic nie umiem, ale mi się należy". Równia pochyła.
Moim zdaniem rozszerzone matury są na zbyt wysokim poziomie w porównaniu do poziomu nauczania w przeciętnym liceum i technikum. Byłem finalistą międzynarodowego konkursu matematycznego "Euklides", bardzo wiele uczyłem się do matury rozszerzonej z matematyki i mimo, że miałem 100% z matury podstawowej, to z rozszerzenia miałem już tylko 50% mimo tego, że naprawdę sporo się uczyłem.
Co do rozszerzonej matematyki się zgadzam. Byłam w klasie, gdzie miałam ją w wersji rozszerzonej, jednak zrezygnowałam ze zdawania jej na maturze, ponieważ więcej punktów i tak mogłam przy rekrutacji dostać z podstawowej. Głównie dlatego, że arkusze z matematyki rozszerzonej serio są trudne. Nie miałam nigdy problemu z nauczeniem się materiału z rozszerzenia i rozwiązywaniem na jego podstawie zadań z tym wyjątkiem właśnie zadań z matury rozszerzonej. One były jakby kilka razy trudniejsze. Za to z innych przedmiotów bywa różnie. Nie miałam WOS-u, ponieważ byłam w klasie mat-geo, ale postanowiłam wziąć go na rozszerzenie maturalne. Był to jedyny przedmiot, którego tematykę lubiłam sama z siebie. Uczyłam się go sama z podręczników i okazuje się, że napisałam na 92% (gdzie dostałam informację, że aż 100% uzyskało wynik taki sam lub niższy). Więc to nie jest do końca kwestia nauczycieli i poziomu nauczania, ale też naszych naturalnych predyspozycji do danych przedmiotów.
A dodam jeszcze, że też była w naszej klasie finalistka konkursu matematycznego (nazwy nie pamiętam) i ona na pierwszych próbnych z rozszerzenia uzyskiwała raptem 30%. Teraz napisała lepiej, bo około 65%, ale coś jest na rzeczy.
Po satysfakcji z zaliczenia egzaminów maturalnych na 30% człowiek zderza się z rzeczywistością, gdzie na studiach próg zaliczenia egzaminów to 50/51%, a na uczelniach w niektórych krajach - 75% w zależności od uniwersytetu. Nie raz, tak jak moi przedmówcy zdążyli zauważyć, program studiów jest rozmyty w stosunku do realnych potrzeb rynku i szkoły produkują teoretyków, którzy nie mają pojęcia o praktycznym podejściu do tematu. Przychodząc do pracy z takim dyplomem doświadczeni pracownicy muszą zaakceptować i tolerować 100% teoretyka, który praktykę dopiero przyswoi. Ale różne są przypadki 🙂
Dla mnie matura to bzdura. To, że na biologii pada pytanie o to, który z parków nie należy do programu "Natura 2000". Wiele moich znajomych nie poszło na medycynę, bo znali dobrze układ człowieka, komórki, rośliny, ale parki ich rozjebały najprościej rzecz ujmując. Dla mnie matura była wielkim stresem, mam 25 lat, stałą pracę, skończyłam studia, a i tak wciąż śnie, że nie zdaje matury z matmy (mimo iż miałam 84% z podstawy) lub, że nie chcą mi dać 2 na koniec roku przez nieobecności (akurat tak było). Nieobecności, bo stres mnie rozwalał. Sesje, obrona dyplomu czy praca - NIC z tych rzeczy mnie tak nie stresowało jak matura. Jedynie ewakuacja z powodu bomby była dla mnie większym stresem... I jeszcze ta otoczka, gdy nauczyciele grożą ci maturą, straszą, ciągle mówią jakby to był jakiś wielki potwór. Nie zrobiłeś zdania z matmy? Na pewno będzie na maturze i tego pożałujesz. Masakra
Maturę zdawałem 2 lata temu, poszedłem na studia bo mówili że po liceum trzeba zdobyć jakieś wykształcenie, po roku zdecydowałem się na dziekankę, teraz niby próbuję wybrać jakiś kierunek ale dołujące jest to że od 1 klasy liceum zastanawiam się co chce robić w życiu, jakiego zawodu się przyuczyć i myślałem że szkoła mi w jakikolwiek sposób pomoże, pokieruje ale nie bo najważniejszy jest egzamin maturalny :/
Też zdawałem w 2020, czyli pierwszym pandemicznym. Wszyscy się dziwili, że nie chcę się nawet rozejrzeć po kierunkach studiów czy uczelniach. Poszedłem do pierwszej pracy miesiąc przed maturą, więc niespecjalnie zaprzątałem sobie nią głowę. Matura napisana bardzo dobrze (rozszerzenia z matmy i angielskiego również), popracowałem dobre pół roku, zmieniłem firmę i w międzyczasie rozkręciłem zarobkowo swoją zajawkę. Z etatu w sumie mógłbym całkiem spoko żyć, a jak połączy się to z dodatkowym zajęciem, no to wyobrażając sobie, że musiałbym jeszcze przynajmniej 3 lata studiować, żeby mieć sensowny stopień naukowy i wtedy zacząć szukać lepiej płatnego zajęcia, no to się tylko uśmiecham. Ale dla mnie nigdy nie miało znaczenia, co będę robić w pracy, tylko przychody z tego zajęcia. Głowa do góry i pozdrawiam!
Po prostu trzeba się czymś zainteresować w życiu albo odkryć co może interesować innych a nie ślepo wierzyć w szkołę. W życiu liczy się czy umiesz coś zrobić albo czy masz wiedzę na na jakiś konkretny temat. Szkołą tylko przeszkadza w rozwijaniu swoich pasji.
W tym roku po raz drugi podeszłam do egzaminu na kierunek Reżyseria w Szkole Filmowej w Katowicach. Pomimo, że wiem, że nigdy się tam nie dostanę, a zarówno zeszłoroczny i tegoroczny egzamin kosztowały mnie niebywałą ilość wyrzeczeń, nerwów i rozczarowań, to jestem gotowa powtarzać ten egzamin dokąd aż skończę czterdziestkę i aż komisja egzaminacyjna mnie wyśmieje, że jestem w tym samym wieku co oni i że do czterdziestki powinnam już w branży coś osiągnąć. Dlaczego? Bo egzaminy do szkół artystycznych to najbliższe do rekrutacji na uczelnie takie jak Yale, co w Polsce może dostać taki biedak jak ja, które nie stać na studia za granicą. Egzamin na Reżyserię pozwolił mi choć przez te trzy dni w roku poczuć, że jestem człowiekiem, który ma myśli, uczucia i poglądy, a nie robotem, którego wartość mierzy się w tym, jak dokładnie potrafi wykonywać automatyczne, powtarzalne zadania.
Bo jak jestes inżynierem (czyli kimś kto po studiach zarabia jakieś pieniądze, a nie narzeka, że świat go nie docenia) to informacji, że 2+2=4 nie możesz skwitować modnym ostatnio "To twoja opinia". Tym się studia ścisłe różnią od humanistycznych. I dzięki Bogu, bo jak "to twoja opinia" dojdzie i tu, to będziesz się bała nie tylko wsiąść do samolotu, ale i wejść po schodach. Właśnie dlatego tak wygląda weryfikacja wiedzy.
Bardzo dziękuję Panu za ten komentarz do zjawiska od lat fikcyjnego. Nie mówiąc już o egzaminie ósmoklasisty, system testowania uczniów (bo przecież na edukację w niektórych przedmiotach czasu brak), matura do niczego, poza stresowaniem nie służy. Zgadzam się z Panem.
Moim zdaniem powinno się zdawać maturę od wyniku powyżej 50% (tak jest np. na studiach w przypadku kolokwium czy egzaminu). Studentów jest obecnie zdecydowanie za dużo. Rynek pracy ich wszystkich nie zmieści, więc wiele osób wykonuje potem pracę, która w ogóle nie jest związana z ich wykształceniem.
Nie widzę innej opcji niż dać kciuk w górę. Pracuję już od ponad dekady jako programista, mam też wykształcenie w danym kierunku i licealistę w rodzinie. Kiedy patrzę na to jak wygląda nauka informatyki, jak i sama matura z tego przedmiotu to zastanawiam się nad sensem tego wszystkiego. Zamiast wykorzystać do nauki podstaw programowania jakiś przystępny język jak Python (ew. Java) forsuje się bardziej skomplikowany C++. Dodatkowo uczy się implementacji algorytmów (sortowania itp.), które od dawna są już częścią bibliotek standardowych w wyżej wspomnianych językach. Zamiast tego można by uczyć rozwiązywania bardziej realnych problemów z wykorzystaniem istniejących bibliotek. Gdyż dziś pisząc program, bazuje się na istniejących bibliotekach i frameworkach, a nawet na całych usługach i innych systemach. Liczy się przedewszystkim umiejętność rozwiązywania zróżnicowanych problemów. Nie jestem też pewny czy nauka Excela do matury z informatyki jest dobrym pomysłem, gdyż to w sumie nauka jednego narzędzia, od jednego dostawcy i w sumie niewiele tutaj wnosi. Bardziej widzę sens w nauce podstaw relacyjnego modelu baz danych, o ile byłoby to połączone jakoś z samym programowaniem. Dodatkowo sama matura z informatyki jest dość specyficzna, będąc programistą już ponad 12 lat, mając za sobą studia informatyczne, nie byłbym w stanie zdać jej z marszu na przyzwoitym poziomie. Nie wiem też jak wiedza, którą musiałbym do niej "odkurzyć" miałaby mi pomóc w codziennej pracy, gdyż jest to raczej materiał z zakresu historii informatyki, który zresztą przewija się na pierwszych 2 latach studiów i tam ma to sens.
Posługiwanie się średnią jest strzałem w kolano już na starcie. Żeby mieć szerszy obraz można wykorzystać takie statystyki opisowe jak mediana, dominanta, kwartyle, kurtoza, a nawet skośność rozkładu. Problem polega na tym, że prawie każdy zna średnią, bo jest najprostszą statystyką, a tylko nieliczny rozumieją jej ograniczenia.
Wait. W. Tym przypadku to co konkretnie lepszego zbadają inne metody? Jeśli rozszerzenie z matematyki ma średnią 30% to albo nabrało to masa osób które oddały pustą i zrównały tych dobrych. Albo kiepsko poszło nawet tym dobrym. Nie wiem jak to teraz jest ale jak ja zdawałem to się matematyki dla zabawy nie brało
@@jamessan3404 główny pytanie brzmi, jak dobrze poszły matury. Na początku możesz wykorzystać kurtoze, żeby określić czy wyniki skupiają się wokoło średniej. Dalej np. wykorzystać pierwszy kwartyl żeby "odciąć" od statystyk tkz. zapychaczy. Pojawia się wstępna odpowiedź na pytanie, jak matury poszły w tym roku (sprawdzimy tylko te osoby, które faktycznie się przykładają). Średnia w tym przypadku robi doskonałą robotę pozornej informacji. Ty spekulujesz, że albo jedno, albo drugie i możemy się tak przepychać cały dzień, a jednoznacznej odpowiedzi i tak nie uzyskamy. Gdzie powinniśmy sobie skupić się na najważniejszym pytaniu, tj. co poszło nie tak i jak to naprawić.
Myślenie że każdy musi mieć maturę czyli każdy ma iść na studia jest największym problemem. To jest to kłamstwo którym karmieni są młodzi ludzie w szkołach.
Miałem podobnie kilka lat temu z maturą, w szkole średnio 60% obecności, z 5 zagrożeń, do matury zacząłem się uczyć tydzień przed z youtube i zdałem wszystko + rozszrzenie z geografii, może słabo ale zdałem
Jeśli ktoś nie potrafi zdać matury podstawowej na 30%, to znaczy że nie powinien jej mieć i nie nadaje się na studia wyższe. Matury są proste, swoją pisałam 10 lat temu, nigdy nie miałam żadnych korepetycji, a miałam 4 rozszerzenia. Z tym, że w mojej szkole żeby dostać 2 jako ocenę cząstkową, to trzeba było zapracować na 52%. Przy takiej poprzeczce wszyscy zdali matury, bo uczyli się systematycznie. I nie trafia do mnie argument, że "ktoś nie man predyspozycji do matematyki", bo na te 30% to naprawdę można się nauczyc
dobry materiał, dodałbym tylko, że dla przeciętnego ucznia z języka angielskiego wykonywanie zadań domowych jest potrzebne - bo to utrwala i systematyzuje przekazywaną wiedzę. Z tego video, ktoś mógłby pochopnie wyciągnąć wniosek, że nie warto robić zadań domowych... Np. w matematyce - samodzielne rozwiązywanie dużej liczby zadań jest kluczowe! :)
Nie zgadzam się. Po latach nauki w szkole, nie umiałem powiedzieć ani słowa po wyjeździe za granicę. Słuchanie i mówienie od najmłodszych lat to klucz. Po szkole można co najwyżej opowiadania pisać, a nie mówić żywym językiem.
@@aaronjohnson2215 ale tak już w innym przedmiotach - np. w matematyce, jeżeli nie jesteś jakoś szczególnie uzdolniony i będziesz opuszczał zadania domowe z tego przedmiotu, narobisz sobie luk a potem leżysz i kwiczysz... ;) stąd mój komentarz - systematyczność jest ważna. :)
Nie wiem, ile jeszcze wody musi upłynąć , aby wróciły egzaminy wstępne do liceum oraz egzaminy wstępne na studia. To, że mature zdało 80%, świadczy o tym, że poziom matury jest zerowy .
Mi w studiowaniu matura nie przeszkodziła, a studia nie przeszkodziły w pracy. Dopiero w wieku niemal 40 lat stwierdziłam, że najpierw powinnam była zrobić porządną zawodówkę, usamodzielnić się, a później dalej edukować. Przykre!
Co do progu zdawalności - za czasów "starej" matury, sprzed wprowadzenia gimnazjów, z matury z matematyki można było dostać 21/30 punktów i nie zdać matury. Na egzaminie było tylko 5 zadań, z których maturzysta wybierał 3, każde za 10 punktów. Aby zdać maturę trzeba było mieć minimum jedno zadanie zaliczone, co oznacza minimum 8/10 punktów z tego zadania. W rezultacie można było z każdego z 3 zadań dostać po 7 punktów i nie zdać matury. 🙂 Pozdrawia rocznik maturalny 2004 :)
Matury powinny pójść do wywalenia. Od najmłodszych lat tj. podstawówki dzieciaki powinny uczęszczać do klas profilowanych, a w samych szkołach powinno być jak najwięcej różnych rodzajów klubów przedmiotowych, sportowych, naukowych na których uczęszczanie powinno być wliczane w godziny lekcyjne. Organizacja wewnętrznych dni otwartych jako festynów szkolnych dla pierwszoklasistów na początku roku trwających 2-3 dni, żeby się pierwszaki mogły zapoznać się i wybrać sobie kluby zgodne z ich zainteresowaniami. Tym sposobem wiele dzieci znalazłoby sobie pasje, które chciałyby rozwijać już od najmłodszych lat. Liceum powinno być tego kontynuacją i rozwinięciem. Potem nie żadna matura tylko kolejna kontynuacja - studia kierunkowe oparte o rekrutację na podstawie egzaminów wstępnych.
Dodałbym do tego inną strukturę przedmiotów, więc przydatnych w życiu, takich jak podstawy psychologii, ekonomii oraz ekologii, aby kształcić nowoczesne społeczeństwo. Ale masz dużą rację w tym co piszesz.
Jeżeli jesteś rodzicem i myślisz, że szkoła nauczy twoje dzieci myślenia na tyle dobrze, że dziecko będzie mogło myśleć same za siebie, to wychowujesz tylko następnego niewolnika. Szkoła nie sprawi że twoje dziecko będzie na tyle mądre, że wiedzieć będzie "how to think for yourself". Szkoła sprawi jedynie, że twoje dziecko będzie na tyle mądre aby iść do kolejnej "9 to 5 job" i płacić podatki. ~Na postawie wypowiedzi Andrew Tate
3:00 - konwertowanie wyników z rozszerzenia to trochę nietrafione podejście, ktoś z podstawy napisał by 80% czyli 4, ale uderzył na rozszerzenie i ma tylko 40% czy 2.
Chyba w filmie został popełniony błąd interpretacyjny co do motywacji przystąpienia do matury rozszerzonej. Teraz jeśli się nie mylę to nie ma już czegoś takiego jak matura podstawowa z np. fizyki. Ja idąc poszedłem na maturę podstawową z fizyki, bo mogłem, do rozszerzonej wiedziałem, że nie mam podjazdu, więc poszedłem dociułać do punktów rekrutacyjnych na podstawowej fizyce. A teraz gdy nie ma podstawowej fizyki każdy tak myślący idzie na to rozszerzenie. Z przedmiotami gdzie matura podstawowa jest obowiązkowa jest inaczej, tutaj na rozszerzenie ludzie idą "dla beki", albo jak ktoś jest pewny, że zda podstawę to idzie też się spróbować na rozszerzenie, bo często jest tak że przy rekrutacji np 40% z podstawy da 40 pkt rekrutacyjnych, i te same 60pkt da 20% z rozszerzenia, a wydaje mi się, że 20% z rozszerzenia też nie jest też tak trudno nazbierać (przynajmniej na matmie z tego co pamiętam, wystarczyło wpisać dane, tezę, ustalić dziedzinę i pewnie zrobić z jedno zadanie), a mając przynajmniej 50% z rozszerzenia masz co najmniej tyle punktów co maksując podstawę
Na podstawę z fizyki też miałem taką motywację, a ostatecznie nie poszedłem bo termin był taki że coś mi nie pasowało i wolałem spędzić czas przygotowując się do czego innego albo odstresowując się, nie pamiętam dokładnie.
Miałem tak z rozszerzeniem z matematyki. Jeżeli ktoś miał 30% z rozszerzenia (minimum by się liczyły punkty) to tak samo jak 90% z podstawy na rekrutacji na tej konkretnej uczelni. Matematyka jest prosta, ale rozszerzona matematyka to zło
To co opisujecie to zupełna tragedia. Jak mi współpracownik przyniesie analizę prawidłową w 50% to trafi ona do kosza a współpracownik na moją listę osób, które powinnam mocno kontrolować. I jeśli takie "wyniki" nadal będzie dostarczał, będzie miał problemy. Podchodziłam ostatnio do kilku egzaminów branżowych. Zdaje się od 70% i jesteś cały czas obserwowany, nie ma szans na oszustwo. Miałam okazję studiować na kilku uczelniach: podobno najlepszej w Polsce i kilku na Zachodzie. Między Polską i Zachodem jest przepaść jeśli chodzi o poziom i to co opisujecie to jedna z przyczyn takiego stanu rzeczy. W Polsce, na wszystkich poziomach, uczy się powielania faktów i kombinowania, żeby się jeszcze przecisnąć. Tworzy się system, który takie zachowanie nagradza. Fakt, że 30% punktów wystarcza do zdania matury to skandal.
Skończyłem technikum 12 lat temu i już wtedy pojawiały sie takie głosy - tyle lat i nikt nic z tym nie zrobił i długo nie zrobi bo A) uczelnie nie zarobia i nie bedzie pracy dla profesorów, B) większość uczniów chce miec wyższe wykształecenie C) Dalej jest mocny mit o tym że po studiach się zarabia dobre pieniądze D) Mało sie propaguje technika i zawodówki po których w konkretnych zawodach mozna zarobic tyle co po studiach albo i więcej (szczególnie w usługach).
Zmartwie Cię bardziej. Odkąd pracuje u mnie w szkole młodzi i ambitni nauczyciele zmieniają posady bo po prostu zarobią więcej w innej branży. Teraz to szkoły biorą wszystkich bo nie ma "w czym wybierać".
Dobrze ale uczniowie biora sobie rozszerzone bo nie ma progu zdawalnosci, sam wybralem rozszerzone zeby sprobowac swoja wiedze i umiejetnosci i tez nie mialem duzo punktow
Prace domowe nie powinny istnieć. Ewentualnie tylko czytanie lektur, ale to w sumie nie jest do końca praca domowa, a przynajmniej jest to jakaś jej specyficzna forma. Co do Matur, to póki opierają się one na na testach, to nie będzie mowy o wysokim poziomie matur. Poza tym i tak mamy za dużo studentów. Tylko niewielki procent idących na studia tak naprawdę wie co chce po nich robić i ma plan na swoją przyszłość. Reszta idzie po to by sobie wydłużyć czas na pójście do pracy albo ma nadzieję, że papierek da mu szansę na łatwą kasę bez przemęczania się. Poza tym jest coraz więcej studentów zza granicy. Ciekawi mnie kto opłaca ich studia. Czy też podatki Polaków?
Moim zdaniem pierwsze 2-3 lata podstawowki powinny sie skupic na uczeniu jak sie uczyc. A przy okazji uczyc powoli podstaw jako przykladu dla dzieciakow ze "widzicie? Uczycie sie jak sie uczyc i juz sie tego nauczyliscie" Albo wziac system nauczania z japoni jako wzor i z tego rozpracowac nasz. W koncu nie jestesmy narodem z tak sztywna kultura pracy.
Uczelnie bardzo dobrze sobie z tym radzą - na II sem. jest odsiew. Kto po roku nie jest w stanie przyswoić potrzebnej wiedzy odpada. Uczelnia ma etaty i nie wydaje nienależnych dyplomów.
dużo zależy tez od specyficzności klucza odpowiedzi matur rozszerzonych- na biologii zerowanie są sformułowania, które na studiach są spokojnie używane :)
Tutaj młody nauczyciel matematyki w szkole średniej (3 lata pracy i maturzyści za mną), mam kilka uwag. Skąd informacja, że ocena dopuszczająca zaczyna się od 35%? Przecież nie ma jednolitego systemu oceniania w kraju, precyzuje to: statut szkoły, WSO, bądź PSO. Skąd informacja, że matura jest co roku prostsza? Nie powołał się Pan na żadną analizę zadań maturalnych z ostatnich lat. Przykładowo ja się z tym stwierdzeniem subiektywnie nie zgadzam. Co (w kontekście matematyki) znaczy, że szkoła skupia się na rozwiązywaniu matur, a nie nauczaniu? Film ten jest bardzo nieprecyzyjny, wiele rzeczy jest powiedziane na wyrost. Chciałbym aby w szkole zmieniło się wiele, ale argumenty ku zmianie muszą być rzetelne i obiektywne! Pozdrawiam
Pamiętam że gdy matura z matematyki stała się obowiązkowa to nastąpił zauważalny spadek poziomu trudności. Wyniki bliskie 100% nie były wtedy niczym nadzwyczajnym, a poniżej 90% to było już słabo (mam na myśli podstawowy arkusz).
@@MarcinB01 Jednym z moich zarzutów był brak powołania się na analizę. Pana opinia również jest subiektywna. Zresztą to było 12 lat temu, a rozmowa jest o obecnych maturach.
@@przeciwkotopceserwerowej3721 Ano szkoda. Sam zawsze umożliwiam otrzymanie oceny celującej z każdej formy. Jak ktoś nie pozwala, trzeba to zgłaszać: wychowawcy -> dyrekcji -> kuratorium. Polecam Stowarzyszenie Umarłych Statutów, robią świetną robotę. Tak czy siak, jest to najmniejszy z problemów współczesnej szkoły :/
Alez to jest problem klaycznych-tendencyjnych opinii. Dobre wyniki? o to ministerstwo musialo gmerac przy poziomie trudnosci. A prawda jest taka, ze zadna matura podstawowa nie powinna powodowac trudnosci (przy MINIMUM zaangazowania). Cala karta wzorow, formula zadan, to jeden wielki test na inteligencje, a nie powazny egzamin.
Brak egzaminów wstępnych i zamiast tego matura była (i moim zdaniem nadal jest) dobrym pomysłem - zamiast zdawać egzaminy na każdej z uczelni, można zdać jeden, centralny, identyczny dla każdego w całej Polsce. Dla kogoś, kto aplikuje na uczelnie w jednym mieście mieszkając w nim (np. w Krakowie, Warszawie czy Olsztynie), to nie jest duży problem. Ale jeśli ktoś aplikuje na uczelnie w różnych miejscach w kraju (np. Politechnikę Krakowską, Warszawską, Wrocławską), albo pochodzi z małej miejscowości z dala od dużych ośrodków akademickich - to jest to logistyczne wyzwanie, które zabiera czas, pieniądze i siły. Co do pytań od amerykańskiej uczelni - moim zdaniem właśnie brakuje tego w polskich szkołach (a przynajmniej tak było dekadę temu), a po części i na uczelniach - nie ma wielu kół naukowych, ciekawych wydarzeń tematycznych, akcji i pełnego życia szkolnego/uczelnianego (poza uroczystościami historycznymi). Celem jest odbębnienie lekcji, wykładów i zdanie matury/dostanie dyplomu. Często nawet było brak już czasu i sił na jakąś pożyteczną aktywność ponadprogramową czy społeczną.
Mylisz sie to jest zly pomysł Można bylo z góry przewidzieć jak to się skonczy podobnie z pomyslem z gimnazium Pomysl gimnazium bral się z pomysłu aby ludzie szli do pracy po ukonczeniu gimnazjum i kursow zawodowych
Jest pan bardzo inteligenty i mądry znajduje się w tej grupie 20 procent ale na szczęście poprawkę mam z matmy wiec nie wszystko stracone. Młodzi ludzie potrzebują właśnie takich osób jak pan pozdrawiam 💪🏻
"Więc na podstawie tego wyniku, który o niczym nie świadczy, przyjmujemy ich na studia." Czy ten wynik "który o niczym nie świadczy" to wynik matury? To dość zaskakujące stwierdzenie, że wynik z matury o niczym nie świadczy. Jeśli ktoś pisał kilka rozszerzeń i ze wszystkich ma ponad 90% to możemy się po takiej osobie spodziewać, że jest dość zdolna i pracowita. Tacy przynajmniej są wszyscy moi znajomi, którzy osiągali takie wyniki. Natomiast jeśli ktoś nie zdaje matury to istnieje duża szansa, że albo nic nie robił, albo nie jest zbyt lotny, albo i to i to. Naprawdę ktoś uważa, że wyniki z maturki o niczym nie świadczą?
Albo zadania mu nie podpasowaly mimo ze umial? Albo miał dobrze ale popelnil jeden blad i dostawal 0 pkt? Albo umial dane zagadnienie ale nie radzil sobie ze stresem lub sztywna forma mu nie pasowala? Albo...
Z wynikami z matury to powiedziałbym nie tyle że o niczym nie świadczą, ale że one niczego nie przekreślają. To że ktoś miał 90% z matury z matematyki wcale nie oznacza że da sobie radę np. z analizą matematyczną, statystyką itd. Przeskok ze szkoły średniej na studia jest ogromny - ja w szkole średniej z matematyki byłem fatalny, dostałem się na PWr tylko dlatego był niski próg punktowy, a matematyka na moich studiach była czymś zupełnie innym więc praktycznie miałem carte blanche i radziłem sobie lepiej. A co do fizyki to na drugim semestrze wykładowca na PWr powiedział na pierwszym wykładzie wprost że fizyka w szkole średniej to jakieś śmieszne odpowiadania i musimy zacząć od początku na róźniczkach i całkach
@@wzdluzony na pewno są zadania, które mniej nam pasują, bo często z jakiegoś działu jesteśmy słabsi, a z innego lepsi. Natomiast to bardzo mało prawdopodobne, że większość zadań nam nie podejdzie jeśli ogółem umiemy. Raczej pojedyncze wyzerowane zadania nie sprawiają, że wynik drastycznie się obniża. Drastycznie, tzn. leci poniżej 30%. Poza tym w wyżej punktowanych zadaniach popełnienie tylko jednego błędu wciąż daje częściowe punkty. Tak, ekstremalny stres może dużo popsuć. To, czy umiesz sobie z nim radzić to kolejna rzecz weryfikowana przez maturę - całkiem ważna rzecz. Nie wiem co miałeś na myśli przez sztywną formę. W każdym razie wydaje mi się, że mało jest przypadków niezdanych matur, w których nie świadczą one w pewien sposób źle o pochodzącym. Choć nie wykluczam, że jakieś są.
Krótka uwaga: około 03:10 pada stwierdzenie, że "średnia ocena z matematyki rozszerzonej w skali kraju to 1", ale jest drobny problem z tym stwierdzeniem: f(wartość oczekiwana zmiennej losowej X) != wartość oczekiwana f(X). W szczególności żeby w skali kraju średnia ocena wynosiła 1, to wszyscy maturzyści musieliby mieć wynik poniżej 50% (wartości od której wystawiana jest ocena wyższa niż 1).
Znam dziesiątki osób które wybrały rozszerzenia dla żartu albo dlatego, że musieli te rozszerzenie pisać z uwagi na kierunek na jakim byli lub presje ze strony rówieśników, rodziców albo nauczycieli. Niektórzy w ogóle nie idą na egzamin i mają 0%, a niektórzy piszą na 5%, 0%, 10% etc.. To tylko pokazuje jakim bezsensem jest wiara w statystyki oraz fakt patologii w polskim szkolnictwie. :d
Skomplikowany temat. Mam nadzieję, że pociągnie Pan dalej. Choćby z uwagi na fakt, że najbardziej na "niszczący efekt szkoły" skarżą się ludzie, którzy i tak w żaden sposób po za szkołą się nie rozwijają - przynajmniej ja mam takie doświadczenie. Wydaje im się, że do Yale by się dostali, tylko polski system edukacji ich niszczy. Prawda jest inna. Łatwo jest "olewać" szkołę, bo "system jest zepsuty" i zatracać się w poczuciu, że "nie idzie mie szkole bo szkoła jest zła", jednocześnie nie robiąc absolutnie nic po za nią. Ale o czym to świadczy? Że taki ktoś nie umie połączyć kropek "szkoła zła, więc muszę sam pracować żeby osiągnąć sukces". Bardzo trudna, acz potrzebna debata.
Potwierdzam system jest kiepski. Uczę, ale też odbiję piłeczkę, ja musiałam się tłumaczyć dlaczego nie uczę jak inni. Czyli pod testy. Mojaopinia taka że to ciągłe mamy beton mentalny zarówno wśród nauczycieli i rodziców.
To już prawie 10 lat będzie od tamtej matury z Pana tekstem. Pisałem ją i właśnie od materiałów na ten temat śledzę kanał ;) Przekonałem się wtedy, że to nie ja nie potrafię interpretować tekstów - tylko poloniści, o ironio (a przynajmniej w przypadku treści popularnonaukowych).
Ja pamiętam miałem fajnie z matematyką. Jedna z pierwszych obowiązkowych matur z matmy a w trzeciej klasie (z czterech) nam zachorował nauczyciel od matmy. 😄 Zastępstwa brak. 😂 Przez pół roku. 🤣 Dla mnie zdawanie egzaminów to nie zbyt wielki problem, szkoła mnie tego nauczyła. Jednak jak już poszedłem na studia to odczułem te brakujące pół roku i to trochę boleśnie. Szkoła jest do niczego tak więc polecam tam zająć się czymś innym. Ps: apropo tego gościa od nie odrabiania zadań domowych, to miałem podobnie z niemieckiego. Z tym że nadal nie mówię po niemiecku, ale jak w szkole średniej przyszedł język angielski to w czasie wakacji nauczyłem się angielskiego (tak że miałem najlepsze oceny w klasie) uwaga... Grając w grę komputerową i rozmawiając z ludźmi po angielsku z odpalonym w tle google translate 😅 Po co tyle lat nauki skoro można w dwa miesiące nauczyć się więcej niż przez kilka czy kilkanaście lat? Motywacja i zainteresowanie jest kluczem do sukcesu, nie dajcie im sobie odebrać! Oczywiście gorzej jak nic i nikt was niczym nie zainteresuje...
Poziom języka w szkole średniej jest często nie wyzszy niż w podstawówce- u mnie w technikum powtarzaliśmy to co już było w gimnazjum. Też miałam dobre oceny, choć angielskiego dobrze nauczyłam się po gimnazjum w swoim zakresie, znałam już podstawy podstaw, ale zaczęłam oglądać rzeczy po angielsku. Z językami jest tak, że każdy ma inny styl uczenia się- jedni najefektywniej uczą się z książek, inni ze słuchu, inni przez konwersacje i skojarzenia. Ciężko na lekcjach trafić do wszystkich, są też osoby mniej uzdolnione językowo, jednak dzisiejszy rynek wymaga przynajmniej tego komunikatywnego angielskiego.
Z autopsji powiem, że wybór rozszerzenia często po prostu jest brany żeby był. Ja idąc na rozszerzoną biologię nie do końca się nią przejmowałem, bo wiedziałem że dobrze poszło mi z innych potrzebnych przedmiotów aby dostać się na studia. Same zajęcia z biologii rozszerzonej szły mi dobrze, ale nie miałem motywacji aby powalczyć o dobre zdanie tego przedmioty i matury z niej. Były robione dodatkowe zajęcia aby podszkolić się do rozszerzonej biologii ale z masy ludzi (technikum leśne) które się na nią wybierało, chodziła tam garstka.
Polecam lekturę książki Janusza Zajdla 'Limes inferior'. Idealnie tam widać studium pauperyzacji szkolnictwa i skąd się to bierze. Uwaga: jak wszystkie dobre dzieła z tamtych czasów należy to czytać między wierszami!
Matura prastary relikt starego(o zgrozo) i wciąż aktualnego systemu edukacji, który jest przystankiem do pracowania za minimalną lub bycia bezrobotnym. ;)
@@franekzimecki6484 nie no wszystko to wymyśliła Greta miała to w swoich warkoczykach a nie wróć ona nie potrzebuje porozumiewania się na pewnym poziomie który gwarantuje "rama" szkolnictwa
Czytając tylko tytuł na usta ciśnie się odpowiedź: ponieważ ostatnie 2 lata było parodią nauki ze względu na nauczanie zdalne. A teraz obejrzę odcinek.
@@jacekswiech530 To swoją drogą. Poziom jest raczej niski ale nie okłamujmy się nie wszyscy chcą się uczyć nie ważne jaki będzie program, a jak ktoś będzie chciał się uczyć to niski poziom szkolnictwa nie będzie takiej osobie przeszkadzał i douczy się sam. I tak wiem, nie tędy droga, na szczęście dzisiaj osoba, która chce się uczyć sama ma łatwiej niż 20 lat temu.
Mam bardzo złe wspomnienia ze szkołą, niby wszystko zadawałam, jechałam na czwórkach czasami piątkach, to trauma została. Wszystko przez te oceny, branie do odpowiedzi, ogólnie cały stres, że musisz wiedzieć wszytko a jak nie wiesz to rówieśnicy albo nauczyciele się z Ciebie śmieją. Po gimnazjum wyjechałam do Irlandii i poszłam tu do szkoły i zdałam maturę. Poziom oczywiście widocznie niższy ale jaki spokój dla głowy! Zero brania do odpowiedzi, nie ma ocen! Oceny były tylko z egzaminów ale to na koniec roku. Kto się uczył to się uczył, kto się starał to się starał a kto nie chciał to nie, ale nie linczowało się bo ktoś nie wiedział jak się nazywa córka jakiegoś Króla Polski itp 🤦🏼♀️🤦🏼♀️🤦🏼♀️
@@marianhubada8770 widzę według Ciebie kompetencja kogoś musi być lanie wody w telewizji i doświadczenie partyjne a nie osoby które mają plan i widzą problemy systemu ;) Idź głosuj dalej na PO albo PiS to za 10lat będzie jeszcze gorzej
@@michacichociemny8931 w złą formę mnie Pan wtłoczył. Ja nie krytykuje Pana Rożka dlatego, że mówi coś niezgodnego z jedyną, słuszną linią partyjną mojego PiS bądź PO, tylko zwyczajnie dlatego, że dostrzega problemy w edukacji w nieodpowiednich miejscach, nie ma ku temu kompetencji i używa populizmów, że wszystkiemu winien jest system, nie uczniowie i trzeba ten system zmienić. Pewnie, że powinniśmy go zmienić, ale trzeba to zrobić mądrze, a nie na hurra. I oczywiście nie widzę potencjału by to zrobić ani w PiS, ani w PO.
@@marianhubada8770 Według mnie Pan Rożek przynajmniej w kształceniu wyższym ma kompetencje żeby przynajmniej spróbować co zmienić bo wiele argumentów czy w tym czy w starszych filmach ma bardzo trafnych, jako student 3 roku na kierunku lekarskim zgadzam się w nim w 100% że system całkowicie jest do przeorania i nie uczy się uczyć tylko uczy się zdawać egzamin ktory po tygodniu jest do zapomnienia. Chcę żeby osoby z wizja i świeżym podejściem zajęły się takimi problemami a nie wychodzi Czarnek i mówi że uczelnie typu KUL są przykładem nauczania a zdawalnosc matury zaczyna się od 30% procent a nie jak na studiach od 61%. Szkoły i uczelnie zwłaszcza slabsze kształcą w tej chwili analfabetów i według mnie będzie będzie tylko gorzej póki takie szkoły będą istnieć, a przez to prestiż uczelni i szkół jest watpliwy a co za tym idzie jest wiele miernych dydaktyków przez co pensje są równiez mierne.
@@michacichociemny8931 1. Ta wypowiedź Czarnka tak naprawdę nie miała żadnego znaczenia, on po prostu pochwalił KUL, ale przeprowadzając zmiany w edukacji nie stawia jej sobie jako wzór. 2. Rożek jest naukowcem, ale nie specjalistą od pedagogiki i z całym szacunkiem, ale Pan też takim ekspertem nie jest i samo przejście przez wszystkie szczeble edukacji to zdecydowanie za mało, żeby się na ten temat wypowiadać. 3. Ja nie gloryfikuję tego, co jest i szeroko pojętego systemu, wręcz przeciwnie. Trzeba zdać sobie po prostu sprawę z tego, że edukacja to nie jest taki łatwy temat, w którym wystarczy zapytać ludzi, co im się nie podoba i to zmienić. Ludziom zawsze się będzie coś nie podobać w edukacji dlatego, że zawsze opierała się, opiera się i musi się opierać i nie ma tu żadnej możliwości na przymusie i tym, że jest czymś ciężkim i męczącym, przez co ludzie będą ją nienawidzić. Uważam edukację za chyba jedyny temat, na który nie powinien wypowiedać się nikt, kto nie ma w tym zakresie wiedzi i jednocześnie to jest jeden z tematów, na który ludzie wypowiadają się najczęściej i najchętnej. Pewnie, że powinniśmy przeprowadzić zmiany w szkolnictwie, ale wbrew pozorom nie potrzeba tu jakiejś rewolucji, a problemy nie leżą, gdzie większość myśli, że leżą. Żeby uzdrowić edukację potrzeba przede wszystkim zmiany w systemie nauczycieli, ważnych, ale niegruntownych korekt w programach i obraniu innego nurtu niż jest promowany obecnie, czyli antypedagogiki, powinniśmy również zmieniać myślenie i podeście ludzi, aby nie uważali wykształcenia za coś oczywistego, a nauki pod kątem zawody technicznego jako ujmę na godności. Nie można mówić, że skoro jest źle, to trzeba zmieniać całą strukturę, a uczniowie są vez winy, wszystko to przez tych złych na górze, którzy chcą tylko, żeby dzieci siedziały w szkole po 8 godzin dziennie, a w domu odrabiały tylko pracę domową i uczyły się do testów. Tak, tego się wymaga od uczniów, ale to dlatego, że nie da się wyrobić pewnych umiejętności i pozyskać inaczej niż poprzez powtarzanie i systematyczną naukę, a celem edukacji nie przystosowanie do życia, bo od tego są rodzice, szkoła na wykształcić w człowieku pewne umiejętności i przekazać wiedzę, które z pozoru mu się nie przydadzą, ale rozwiną go intelektualnie.
Chyba taki pierwszy symptom kryzysu w oświacie zaczął się od kiedy większość kierunków (studia) zostały uwolnione od takiego prawdziwego rygoru i nadzoru liczebności studentów i absolwentów. Kiedy uczelnie zaczęły przyjmować kilkukrotnie więcej chętnych, niż było etatów w danym zawodzie. I kiedy zmienił się prestiż naukowy. Ukończone studia kiedyś dawały jakąś tam wiedzę i przede wszystkim przewagę w środowisku. Taki dziwny efekt socjologiczny "wykształciucha". Ale to bardzo szybko upadło wraz z nadprodukcją absolwentów, którzy z kolei wraz z szerokim otwarciem się polski na świat, nagminnie emigrowali na zachodni zmywak. Co swoją drogą było największym błędem państwa jako społeczeństwa, które najpierw wykształciło tych ludzi za państwowe pieniądze, a później pozwoliło im odejść, i nie odzyskało w żaden sposób tej inwestycji kapitałowej. Nadprodukcja wymusiła obniżenie poziomu naukowego studiów, (czytaj dalej - liceów przygotowujących do tychże studiów), tak żeby dostosować do poziomu średniego studenta program danego kierunku. Druga strona medalu to właśnie ów błędny kult studiowania, który dawał iluzoryczne mniemanie, że ktoś jest przez to lepszy, znajdzie lepszą pracę i będzie coś więcej znaczył. A tak nie było, bo na studia szła, dostawała się cała masa młodych ludzi bez jasno sprecyzowanych planów, bez celu na siebie, bez pojęcia czego w życiu chcą (co chcą robić). W efekcie może 15-20% rocznika to ludzie, którzy odnajdywali się na danym kierunku (i w przyszłym zawodzie), zaś reszta to przemiał, z którego nic efektywnego nie wynikało. Stąd jeśli zadamy sobie pytanie czy w Polsce mamy wielu (naukowych) fachowców w danej (dowolnej) dziedzinie, odpowiedź mogła by nas niestety porazić - bo moim zdaniem nie mamy obecnie takiej kadry. Głównie dlatego, że poziom studiów uległ generalnie obniżeniu, a po drugie dlatego, że studia kończą jednostki niewystarczająco kompetentne. I to samo jest w zasadzie już na etapie szkoły średniej (zwłaszcza liceum), która na siłę produkuje maturzystów, bez konkretnego, życiowego przygotowania. I bez tej minimalnej wiedzy o ich predyspozycjach, czy zdolnościach.
Nigdy dość przypominania słów Marka Twaina: "Nigdy nie pozwól, aby jakakolwiek szkoła przeszkadzała ci w twojej edukacji".
Ładny cytat, tylko niestety nierealny w tych czasach xD Jestem bardzo dobra w językach, nauczyłam się w 3 lata podczas zdalnych rosyjskiego na tyle by mówić w miare biegle. Niestety przez matme droga do studiów jest dla mnie zamknięta xD
@@vanneau8463 Nie zrozumiałaś cytatu i poszłaś całkowicie w drugą stronę o której mowa w cytacie.
@@kacperzielinski9349 zrozumiałam, po prostu ciężko w tych czasach osiągnąć swój cel bez pięcia sie dalej po szczebelkach kariery. No mogę się uczyć języków dla siebie. Tylko co z tego, że będę native speakerem skoro bez papieru na to nie znajdę pracy w zawodzie jaki chcę mieć xd
@@vanneau8463 No to może zrób sobie certyfikat potwierdzający Twoje umiejętności? Nie musisz chodzić do żadnej szkoły, żeby zdobyć takie potwierdzenie. Tak samo jest z wieloma innymi rzeczami. Chcesz być programistką? Nie musisz mieć nawet skończonej podstawówki, jeśli tylko potwierdzisz swoje umiejętności przy rekrutacji.
@@lottax.8031 Nawet nie wiesz, jaki zawód chce mieć. Jeżeli np. tłumacz przysięgły to studia filologiczne są niezbędne. Analogicznie można patrzeć z drugiej strony - wiele zawodów wymaga wykształcenia wyższego.
Idealne podsumowanie matury i całego szkolnictwa w Polsce.
zgadzam się z tobą w 100% co prawda ja zdawałam w tym roku tylko rozszerzenie bo maturę obowiązkową zdałam w 1991 . Odnośnie poziomu przedmiotów nieobowiązkowych to nie rozumiem dlaczego biologia chemia i inne muszą być tylko rozszerzone. biologia 2022 była przygotowana chyba pod kontem zdających na medycynę i biotechnologię wykaszając tym tych co idą na przykład na pielęgniarstwo albo ratownictwo no cóż przeraża mnie koto układa te pytania na studia na prawdę muszą oszukiwać tych młodych i tych którzy chcą po prostu zmienić zawód?
Dokładnie tak, a najbardziej wkurzająca była matura z polskiego, zresztą nie tylko matura bo wszelkie sprawdziany z polskiego, zawsze trzeba było tak zinterpretować temat żeby się wstrzelic w klucz ... szkoła nie uczy myśleć A raczej myśleć wg pewnych schematów
Obniżmy poprzeczkę do 15 %.
i teraz pytanie do Czarnka jak ma to zamiar zmienic? Odpowidz: Wogóle.
Dokładnie!
Potrzebujemy w Polsce takich ludzi jak pan, którzy mówią i problemach ale i promują naukę
A mamy czarnka i biblioznawstwo
@@Lizawieta Już się zaczyna spadaj stara ruro
Ten Rożek to szkodnik i maciciciel. Testy maturalne są bardzo dobrze skonstruowane. Dobrze sprawdzają wiedzę.
tylko dlaczego ten pan porównuje jedną z najdroższych uczelni prywatnych z publicznymi szkołami w Polsce. Trzeba porównywać rzeczy porównywalne. To uczelnia oczywiście funduje stypendia najzdolniejszym studentom ze świata, gdzie rzeczywiście "oceny" są najmniej ważne, a liczy się czy ten student ma potencjał naukowy czyli czy jest "świrem" w konkretnym zagadnieniu.
@@jerzycwik1904 Mi się wydaje że warto spojrzeć jakie mają priorytety te drogie uczelnie, jaki tam jest kierunek myśli, filozofii nauczania i dlaczego a co my tu wybieramy i też dlaczego.
Problemów jest kilka. 1) przy 3 latach (gdy ja byłam w liceum), 30 osobach w klasie i natłoku zajęć nauczyciel nie jest w stanie przygotować do matury rozszerzonej. Uczyłam się do biologii ale nauczycielka nie była w stanie przerobić dokładnie całego materiału i część przerobiliśmy po łebkach. Dodatkowo musiałam się cały czas uczyć na historię czy polski (z którego nauczycielka cisnęła bardziej niż biolożka). Każdy zadaje zadania domowe i nie ma czasu na skupienie się na rozszerzeniu w domu (o hobby można zapomnieć, a człowiek powoli zaczyna nienawidzić swojego rozszerzenia). 2) W przypadku biologii zadanie za 2 pkt wymaga rozbudowanej odpowiedzi gdzie istotne jest to, jak ją zapiszemy. Nawet gdy znamy prawidłową odpowiedź, ale zapis będzie zły (często długi zapis), punktów nie dostaniemy. 3) w szkole nacisk jest na kucie, a nie myślenie. Musisz zapamiętywać terminy i zależności, nauczyciel nie tłumaczy tylko mówi "jest tak i tak, zapamiętajcie, zamiast pytać czemu tak jest", uczeń nie musi myśleć, ma kuć.
100% Racja
Nie ma czasu na przekazanie surowej wiedzy a Ty chcesz jeszcze odpowiedzi dlaczego jest tak a nie inaczej?
Moja biologia w technikum wygladala jeszcze gorzej, bo mieliśmy dużo mniej godzin. Nie omówiliśmy całego materiału nawet, w 1 klasie nie było nawet biologii rozszerzonej a w drugiej jedna godzina w tygodniu, co sprawilo, że na koniec i tak nie pamiętało się tej pierwszej klasy. No dramat
oj tak, dlatego też z gimnazjum wyszłam z 5 z biologii i dużym zainteresowaniem tym przedmiotem a liceum z rozszerzeniem 3, to był dramat i nauczycielka sama podkreślała jak ogromny jest zakres materiału, który musi przerobić a mimo biologii którą miałam codziennie minimum 1 lekcja i tak nie była w stanie tego zrobić. Kartkówki co tydzień i częściej a była przecież masa innych przedmiotów, z których trzeba było być przygotowanym - polski, matematyka,angielski,rosyjski,wos,historia,edb,fizyka itd. Na samo wspomnienie tego mam ciarki i przykro mi, że w dalszym ciągu nikt z tym nic nie zrobił
Niestety aby zacząć rozumieć jak jest trzeba wkuwać na pamiec bibliotekę dostępnej wiedzy
Jak juz się to zrobi następuje etap porządkowania i operowania zdobytą wiedzą
Wchodzimy wtedy w piękny etap oświecenia
To jak z wyćwiczenie pływania czy biegu
W pewnym momencie
Czujemy siłę
Zabrakło połączenia studia - rynek pracy. Jako w miarę świeży absolwent całej tej ścieżki, uważam że na każdym etapie jest ogrom pracy do włożenia w programy nauczania.
Świetny materiał, dużo konkretów.
Na politechnice jest przedmiot na 2 roku wprowadzenie na rynek inżynierii x, gdzie x to nazwa wydziału / kierunku {każdy kierunek ma swój}
To ja Ci to chętnie połączę. 1) Rynek stał się bardzo mocno wyspecjalizowany. Oprócz kilku kierunków (techniczne, medycyna, prawo etc.) nie ma co liczyć na "konkretną branżę". Pracodawca tak czy siak jest świadom tego, że musi nowego pracownika "nauczyć swojej działalności". Dyplom świadczy zatem o tym, że dana osoba zna podstawowe pojęcia i mniej więcej obraca się w danym klimacie.
2) Poziom nauczania na naszych uczelniach jest kiepski. Piątki daje się za coś, za co kiedyś nie dałoby się trójki, więc zdaje mnóstwo randomów. Goście kończą inżynierię, a idąc do roboty nie umieją kombinerek w dłoniach utrzymać. Nawet jak mieli same piątki na studiach. A więc dla większości pracodawców dyplom nie przedstawia kluczowej wartości, ponieważ wiedzą jak łatwo go obecnie dostać. Faktem jest jednak, że trzeba ten dyplom mieć.
3) Z moich obserwacji wynika, że dominują umiejętności miękkie. Coś, czego na studiach człowiek się nie uczy. Charyzma, umiejętność kontaktów interpersonalnych, dbałość o swój wizerunek, zaangażowanie, ambicja, umiejętność kończenia projektów, odpowiedzialność, punktualność, bycie godnym zaufania, lojalność, organizacja pracy, terminowość, dyscyplina, siła charakteru itp. itd. Jeżeli człowiek prezentuje sobą coś więcej niż 90% społeczeństwa (tzn. "jeszcze 7h 55 min i do domu...") i zależy mu by jak najlepiej wykonywać powierzone mu zadania, to zajdzie w życiu daleko. Obojętnie za co się weźmie.
@@jeanpablotwice6058 pkt. 2 to widzę, że zmieniło się na gorsze, pamiętam czasy, że z całego roku zostawała finalnie garstka ludzi czasami. Odsiew na poziomie 75% nie był niczym nadzwyczajnym. pkt. 1 i 3 bardzo trafne uwagi.
@@jeanpablotwice6058
1. Dlatego wed. mnie obecnie najlepiej pracować w czymś przynajmniej pokrewnym co chce się robić i studiować. Spotkałem osoby, które materiał ogarniały ale nie czuły branży.
2. Ja studiując jakieś 15 lat temu słyszałem to samo, że kiepski poziom itd. Prawda jest taka, że nie ma co patrzyć co było, tylko rób swoje. Jak liczysz ,że cię szkoła wyuczy to nie rozumiesz dobrych studiów - one mają cie przycisnąć do tego ,żebyś sam się nauczył, poszukał informacji i przeszkolił i to jest największa wartość jaką ja wyniosłem z moich studiów gdy wiki jeszcze raczkowała.
3. Oczywiście, że się uczysz ale większość podstaw już gdzieś musisz wynieść z domu. Bo czymże innym jest projekt na studiach jak nie sprawozdaniem z lab, pracą do mgr, prezentacją, a wszystkie wymagają terminowości. Jak robisz na odpier*l to w pracy też będziesz robił - zależy od podejścia.
Podstawowa zasada - chcesz być dobry to sam zapier* , nie licz, że ktoś cię nauczy, wszystko zaczyna się w twojej głowie i na niej kończy. Możesz się tej zasady nauczyć na każdym szczeblu edukacji jak i w pracy albo możesz się nigdy nie nauczyć.
I mówi wam to gość, który po 10 latach robiąc jako mgr inż mechaniki, robiąc w zawodzie, stwierdził, że się przebranżowi bo chce większej elastyczności i kasy i teraz sobie świetnie radzi w IT. W 2 lata przeskoczyłem wiedzą wielu ludków co tam po 4-5 lat siedzieli bo nie siedziałem z tyłkiem tylko się szkoliłem. Manago nie rozumiał jak to możliwe, że w tak krótkim czasie ogarnąłem jeden z języków programowania bo inni nie dawali rady w kilka lat. Prawda jest prosta - ludzie to lenie, nie chcą zmian, rozwoju i zrobią wszystko żeby się oper*c chyba, że przyprze się ich do muru - tak jest z 80% ludźmi. Siedzą w swoich bańkach aż im sama nie pęknie, będą narzekać, że mało zarabiają , ale tę bańkę znają to się dalej nie ruszą. I to samo jest ze studiami - to ty masz się uczyć a nie uczelnia ma cię uczyć. Jak będziesz czekał, na to, że cię ktoś nauczy to się przeliczysz .
@@VeiNpl W sumie racja. Żyjemy w takich czasach, że trzeba być otwartym na zmiany ale też samozaparcie a nie roszczeniowe podejście na zasadzie ja mam studia to mi sie należy a dajesz prosty projekt do wykonania to on nie wie co ma zrobić i nawet nie wykazuje chęci zrozumienia problemu i go rozwiązania tylko gotowe rozwiązanie na tacy. Z resztą w przypadku IT to fajnie widać na forach (akurat ja administrator/sieci) gdzie masa ludzi oczekuje podania gotowego skryptu do przeklepania w routerze bez odrobiny chęci. W koło powtarzające się pytania o to samo bo nawet nie chce się skorzystać s lupki czy z google.
Jestem idealnym przykładem zlego systemu. Uczęszczałem do technikum chemicznego. Z chemii praktycznej i teoretycznej byłem naprawdę dobry, ale maturę kompletnie olałem. Wyniki miałem stosunkowo słabe. Na studia dostałem się z rezerwy. A tam juz było kompletnie inaczej. Przez pierwsze 2 lata kompletnie nie musiałem sie niczego uczyć, bo całą wiedzę miałem z technikum. Pomagałem wszystkim na laborkach, same piątki, stypendium za wyniki, jeden z najlepszych studentów na roku. Skończyłem studia z wyróżnieniem spędzając bardzo malo czasu na nauke, chociaż w rankingu rekrutacyjnym byłem na samym dole. To pokazuje jak aktualny system nie ma sensu.
Ja szkole skończyłem 12 lat temu i uważam że ok 90% czasu spędzonego w szkole to czas zmarnowany w którym nauczyciele zniechęcają uczniów do nauki. Później przyszedł UA-cam i nagle mogłem zrozumieć fizykę, chemię i matematykę które dla większości uczniów są utrapieniem, a co więcej, pokochałem naukę! Dziś filozofia, inżynieria i nauki ścisłe stanowią >80% pochłanianej przeze mnie codziennie wiedzy/rozrywki. Polska szkoła to jest niestety tragedia i współczuję każdemu dziecku które przez nią musi przejść. Niestety, jeżeli mógłbym coś doradzić młodym to radźcie sobie sami i nie dajcie się zrazić do świata nauki przez szkołę.
Ja naprawdę żałuję, że nie zetknąłem się z Matemaksem gdy byłem w szkole średniej. Ile nerwów by mi to zaoszczędziło. Matematyka w technikum to była parodia.
Dokładnie. Ja sam więcej się nauczyłem przez dwa lata dobrowolnego uczenia, niż przez 15 lat chodzenia na przymus.
100% racji. UA-cam zainteresował mnie fizyką kwantową, filozofią i wieloma innymi rzeczami. Oczywiście nie mam już ani czasu ani zapału, aby jakoś zagłębiać tą wiedzę... ale gdybym miał dostęp do takich materiałów w czasach gimnazjum czy liceum, to być może byłbym jakimś naukowcem i robił coś fajnego w laboratoriach. Szkoła kazała mi zdobywać oceny, żeby nie kiblować... nic poza tym. Łącznie może kilkadziesiąt godzin było naprawdę wartościowych. No i na W-Fach było spoko. To przykre jak marnuje się ludziom życia.
Polska szkoła to szkoła przetrwania. Brakuje jeszcze tylko karabinów.
@@ortnisible Ja to tylko tyle mogę powiedzieć, że jeszcze kilkadziesiąt lat wstecz sprawy wyglądały nieci inaczej. Aby przejść z klasy do klasy (i to bez względu na rodzaj szkoły) trzeba było coś umieć nie mówiąc już o maturze. Nikt nie dyskutował czy to i owo w nauczaniu jest potrzebne czy nie, ale za to wychodzili ludzie po szkole dobrze przygotowani do zawodu jak i na studia. Ja uważam, że nie ma wiedzy niepotrzebnej tylko trzeba z niej umieć korzystać, nie koniecznie w pracy zawodowej. To że przeważająca większość twierdzi. że uczy się czegoś niepotrzebnie bo go to nie interesuje wynika z kilku powodów. Po 1. źle układanych programów (odpowiednio o większym lub mniejszym uogólnieniu w danym przedmiocie w zależności od profilu szkoły) 2, Preferowaniu jak największej ilości wiedzy przy pobieżnym jej traktowaniu i braku jej utrwalania (lepiej mniej a dokładnie) 3. Obniżaniu się poziomu nauczycieli (bo do zawodu idą miernoty zamiast zdolni i to o odpowiednich predyspozycjach, 4. Braku w nauczaniu aktualizacji wiedzy i jej przydatności, 5. Brak przedmiotów takich jak ekonomia czy wybrane zagadn9ienia z prawa w zarysie ogólnym. Nie wspomnę tu już o nauce o społeczeństwie czy wiedzy o człowieku w podstawach psychologii. Za to mamy 2 godz indoktrynacji religijnej. To, że uczniowie mają trudności lub niechęć do przedmiotów to wynika z złego sposoby nauczania. W dzisiejszym świecie wybieranie sobie jednego kierunku (przedmiotu) jako zainteresowanie, a resztę traktuje się jako niepotrzebne to podstawowy błąd, niestety, uczących się. Jeżeli ktoś wybiera liceum ogólnokształcące (to jak sama nazwa wskazuje) zobowiązany jest do nauki wszystkich przedmiotów przewidzianych programem. Uczący powinien sobie zdawać sprawę z tego, że szkoła daje podstawy wiedzy teoretycznej zarówno tej podstawowej jak i szczegółowej po to aby się na niej oprzeć zarówno w pracy zawodowej jak i w dalszym etapie nauki. Nasze szkolnictwo podlegało i dalej podlega rozkładowi, bo nim zarządzają politycy a nie fachowcy.
Matrzysta A.D. 2022
Powiem tak... Z jednej strony poziom jest niski, z drugiej rozszerzenia wypadają kiepsko... Tylko że...
Czy to, że zdałem polski na 93% oznacza, że "umiem" polski na 93%? No nie, oznacza jedynie, że danego dnia w danych warunkach rozwiązałem dany test na 93%. Dla kontrastu, znacznie lepszą merytorycznie pracę z rozszerzenia oceniono u mnie na 83%, gdyż mimo gorszej treści lepiej trafiłem w klucze. Patologia. Patologia w dodatku systemowa, gdyż w szkole byłem uczony zdania egzaminu, a nie tej dziedziny nauki... I kończyło się to tak, że zamiast się rozwijać, to nauczycielka próbowała mnie wcisnąć do pudełka z nazwą "klucz odpowiedzi"... Obecna szkoła ani nie potrafi ciągnąć w górę osób z mniejszą wiedzą, z czego niski wynik (28%) z historii u mojej koleżanki, a także nie potrafi stworzyć warunków do rozwoju wiedzącym więcej (76% z historii u mnie) - zostaliśmy na lodzie, porzuceni przez szkołę. Było o tyle trudno, że moje liceum od 1 do 3 klasy przypadało na okres pandemii, która obnażyła nieudolność kształcenia, a sama w sobie wyniszczyła młodych psychicznie. Po powrocie do szkoły nikt mnie nie zapytał jak się czuję, tylko zapytał co ja kur** robiłem ostatni rok i kazano nam zasuwać żeby nadrobić zaległości, bo inaczej wszyscy uwalimy. Nie muszę chyba dodawać, że to błędne podejście dla osób z problemami po długotrwałej izolacji, z tego powodu nie mogłem przełamać blokady i prawie się nie uczyłem. Nikogo nie obchodziło jak się czuję, nikogo nie obchodziło czy się rozwijam, nikogo nie obchodziło czy myślę. Ważne było jedynie, żeby poprawnie wypełnić klucz, żeby wybrać odpowiedni kwadracik na karcie. Przypomina mi to tresowanie szczurów, a nie pracę z ludźmi.
Do McDonalds nie trzeba rozszerzenia z polaka
Ale co Ty byś chciał żeby szkoła zrobiła z Twoim stanem psychicznym po izolacji pandemicznej? Chcesz klasowe zajęcia z pedagogiem/psychologiem? Chcesz żeby nauczyciele wolniej przerabiali zajęcia? Chcesz mieć więcej czasu dla siebie, żeby móc umówić sobie godzinę tygodniowo z psychoterapeutą?
Z tym że przedmioty rozszerzone biorą ludzie zainteresowani to bym nie powiedział do tej pory był obowiązek przystępowania do jednego rozszerzenia by zdać maturę, można było dostać 0 punktów ale przystąpić trzeba było.
o to się zmieniło, mój rocznik nie miał takiego obowiązku, ba nauczyciele nam mówili, że jak ktoś nie czuje się na siłach to lepiej nie brudzić sobie w papierach wynikiem typu 4%, tylko podejść do takiego egzaminu rok później i dorzucić aneks
Ale troszkę przeraża, że ktoś może nie być "zainteresowanym" żadnym rozszerzeniem. ;-)
@@retropan1c Graficy? Nie ma matury z grafiki
@@TKDMwastaken ze spawania, piłki nożnej czy śpiewania też nie ma, a jednak ludzie to robią ;)
@@Tymi91 zawsze mozna marnować swoj czas, co kto lubi
Wersję rozszerzone biorą WSZYSCY bo MUSZĄ coś wybrać, a żeby zdać wystarczy, że ZGŁOSZA SIĘ na egzamin i zakodują arkusz. Jeśli ktoś nie wybiera się na studia to mu nie zależy. Stąd zapewne taka średnia z rozszerzeń. Tak to wygląda 🤷♀️
Dokładnie. Obecnie maturzysta musi wybrać minimum jeden przedmiot rozszerzony, może tylko zakodować arkusz i wyjść, ale musi się pojawić na egzaminie. Dopiero za dwa lata uczeń będzie musiał podejść do rozszerzenia i zdać je na 30%.
@@annamaachowska1876 W przypadku matury 2022 i 2021 wybranie jednego przedmiotu rozszerzonego nie było wymogiem do zdania matury jako takiej ze względu na "okrojoną" podstawę programową przez zdalne nauczanie.
@@annamaachowska1876 a nie od 2025 dopiero?
@@martaluterek9008 w tym roku trzeba bylo wybrac. W tamtym rzeczywiscie nie.
@@kacperpuchowski6684 nie
Widzę, że wiele osób lubi się chwalić tym, że za ich czasów wszystko było trudniejsze, a współcześni maturzyści nie poradziliby sobie z ówczesnymi egzaminami. Ba, niektórzy wręcz wyśmiewają współczesną młodzież. Nie wiem tylko, czy tutaj jest jakikolwiek powód do śmiechu. To właśnie te osoby, które przeszły przez rzekomo lepszy system edukacji stworzyły i dalej tworzą ten aktualny, który niszczy młodzież. Dlaczego obecnie tak rzadko można natrafić na dobrego pedagoga? Dlaczego podręczniki są okrojone do granic możliwości? Kto zgotował taki los rzekomo niegdyś świetnej polskiej szkole? Paradoksalnie najwięcej z tego pokazu cyrkowego śmieją się klauny.
W końcu ktoś to zauważył brawo
Jestem już po maturze, sam po wynikach swoich nie jestem zadowolony, chciało by się lepiej to napisać. Ale to prawda, arkusze średnio odzwierciedlały umiejętności. Jako przykład mogę podać arkusz z informatyki. Aby dostać jeden punkt potrzeba było wypełnić 5 podpunktów aby dostać ten jeden punkt. Za jeden błąd już było zero. Jak to się ma do wiedzy? Mogłem wiedzieć 4/5 a i tak dostać zero punktów. No cóż… trzeba iść dalej
Podobnie wyglądają zadania z historii z tego co pamiętam
Dla mnie arkusz z wosu to porażka. W zadaniach prawda/fałsz masz jedno źle - 0 punktów. A najlepsze są polecenia, gdzie nie jest napisane, aby odwołać się do danych, rysunków itd. a w kluczu już jest odpowiedź z tym wszystkim.
No ale gdzie ty widzisz problem? Jeżeli kazdy z matematyki ma 100% to jak mamy rozróżniać tych lepszych? Natomiast jeśli najwyzsze wyniki to 30% to najzdolniejsi maja te 30%, i pomimo tego ze jest to malo to nie ma nikogo lepszego od nich
O ile pamiętam, zadanie o którym mówisz było z SQL-a. No to ja nie wiem, albo znasz SQL i odpowiadasz poprawnie w każdym przypadku albo jak się mylisz, to znaczy że po prostu SQL-a nie rozumiesz.
@@vivvpprof nie mówię o sql, zadania z algorytmów. Z resztą nie po to był mój komentarz. Próbuje uzmysłowić że jest to dziwna sytuacja. Wystarczy że jest jeden błąd i dostajesz zero punktów. Przekłada się to na wynik z całej matury za którą są punkty. Odpowiadając na inny komentarz. Co z tego że ci najlepsi mieli po 30% jeżeli mogli mieć 100% i więcej punktów, gdyby zadania układał człowiek a nie szympans
Nie do końca zgodzę, się z tym, że albo uczymy do egzaminu albo dobrze. Byłem w klasie matematyczne w liceum (nie żadne "topowe") i nasza nauczycielka uznała, że nauczy nas matematyki, a maturę zdamy sami. Zamiast tłuc z nami zadania maturalne, pod koniec roku wkroczyła w zagadnienia poruszane na studiach (pierwszy rok matematyki na studiach to byłą tylko powtórka). Efekt, średnia klasy z matury rozszerzonej z matematyki była ponad 90%. Przy dobrym nauczycielu i nauczysz się tego, co potrzeba i zdasz egzamin.
czyli zrobiła wiecej niz od niej wymagał program.. co nie zmienia faktu ze program jest gówniany
@@adrianpiex7006 I powinna za taką pracę otrzymać wyższe wynagrodzenie niż reszta nauczycieli. Niestety tak w obecnym systemie się nie da.
Nic tylko pogratulować nauczycielce, szkoda tylko że takie osoby jak ona są wyjątkami. Zdecydowana większość nauczycieli uczy "pod klucz", bo tak im nakazuje ten chory system
@@matmaifizyka6001 tak był, wawelski
Problem jest nie tylko w systemie edukacji. Problem jest w naszej mentalności. Wydaje nam się, że studia "to jest coś", choćby najprostszy kierunek "coś" daje. Pracodawcy niestety mają tę samą mentalność i przychylniej spojrzą na kogoś, kto ukończył zaocznie studia z zarządzania na słabej uczelni niż kogoś, kto ma doświadczenie zawodowe, ale jest 'tylko' po maturze. Przez taką mentalność mamy miliony magistrów, którzy zmarnowali pięć lat życia.
Bo prawda jest taka, że studia są potrzebne najwyżej 25% ludzi. I tylko im ta matura jest potrzebna. Można być świetnym pracownikiem nie mając studiów czy nawet matury, tę zresztą można zdać już będąc dawno dorosłym, jeśli w życiu zawodowym zajdzie taka potrzeba. Człowiek po 'zawodówie' nie jest nikim gorszym, ma fach, na którym się zna i na którym może zarabiać. Można go nauczyć co najwyżej podstawowego rozumienia świata, żeby nie dawał się zmanipulować szarlatanom i demagogom (co jest problemem w dzisiejszym świecie). Nie musi mieć przygotowania do studiów. Mamy zbyt dużą obsesję na punkcie "papierka" zamiast na punkcie faktycznych kwalifikacji.
Ja sam jestem po studiach, "bo papierek trzeba mieć" - jak wszyscy mówili wkoło, a w mojej pracy nie mam poczucia, żeby mi się wykształcenie na coś przydawało - może ją spokojnie wykonywać ktoś, kto nawet nie ma matury, a nie zarabiam może wybitnie dużo, ale więcej niż wielu ludzi z lepszymi kwalifikacjami ode mnie (ja mam tylko licencjat) w innych pracach.
Dopóki nie zmieni się to nasze myślenie, system edukacji będzie lipny.
Ja rzuciłem politechnikę na semestrze dyplomowym. Całe studia pracowałem jako mechanik a elektronika była pasją. Studiowałem bo był pobór do wojska, a tego chciałem uniknąć. Uczelnia robiła wszystko by zabić talent młodych ludzi. 80% osób które skończyło elektronikę, pracuje jako programiści.
Generalnie zgadzam się z Tobą, poza jednym: równie dobrze sprytny manipulator pokieruje osobą z dyplomem jak i taką po zawodówce czy technikum. Zauważ jak wielu wykształconych ludzi daje się omamić pseudonaukowcom i internetowym pseudoteriom. Chociaż nie przeczę, że musimy umieć spojrzeć krytycznie na wszystko, żeby umieć wyłuskać oszustwa.
Zgadza się, w Polskich szkołach uczą wielu niepotrzebnych kompletnie rzeczy. Co więcej... Nawet w Liceum uczą Cię "wszystkiego" po trochu. Mimo iż obierasz dany kierunek... W Technikum wygląda to tak samo... Jedynie w Zawodówce uczą w danym kierunku, ale też dodatkowo uczą Cię jeszcze Historii i to nie związanej z kierunkiem, a ogólnej. A raczej, jest to przypomnienie Podstawówki i (gimnazjum). I tak samo matematyka, chemia, geografia...
Dla porównania w Belgii gdzie mam Siostrę i jej dzieci. Tam na poziomie naszej 6-stej klasy podstawówki, już możesz wybrać ukierunkowanie. Nie wiesz co chcesz jeszcze robić? Możesz nadal uczyć się ogólnie i później wybrać kierunek. Ale... Jeżeli masz pasję, zainteresowanie. Już w tak wczesnym etapie uczą Cię czy to zawodu, czy jakiegoś kierunku i to nie tylko w teorii, ale i w praktyce! Np. jedna moja siostrzenica interesuje się modą, projektowaniem ciuchów itd. I w wieku 7 lat już uczono ją szyć na maszynie, projektować na komputerze i w wieku 7 lat, uszyła swoje pierwsze ciuchy! W Polsce? W wieku 18 lat jak Ci pozwolą dotknąć na chwilę maszyny do szycia, to będzie dobrze. :P
I kolejna sprawa, w Belgii podstawą jest zawód. Jak zrobisz zawód, możesz robić dalszą szkołę lub od razu iść pracować. I to często mając już portfolio, bo w szkole jest też praktyka i jako kucharz np. uczysz się robić różne dania. A jako taki krawiec/projektant. Masz swoje uszyte ciuchy które możesz zaprezentować. ;)
I tam jako np. mechanik. To każą Ci zbudować jakiś pojazd. Czy to duży do którego mieścisz się sam i jeździsz. Albo mały, modelarski. Który również zapisywany jest do portfolio "CV".
A w Polsce nawet jak pod warsztat przyjedziesz elegancko odremontowanym samochodem. To i tak Ci powiedzą że bez doświadczenia to dziękujemy, następny. ^^
Na szczęście to się zmienia, nie przeczę, że jest wielu pracodawców patrzących i wymagających'' papierka'', ale coraz częściej pracodawcy patrzą, na nazwę szkoły/ uczelni, kompetencje i predyspozycje. Inaczej traktuje się kandydatów po ukończonej szkole państwowej a inaczej po prywatnych, których się namnożyło.
Na stare lata( tuż po 30-tce) kończyłam zaocznie liceum w CKU, w tym czasie siostrzeniec uczęszczał do Technikum Ekonomicznego( skończyliśmy w tym samym roku), często się wspieraliśmy, ale poziom matematyki między naszymi szkołami, to przepaść. Mały patrzył w moje zeszyty i widział czarną magię( a chłopak ambitny i lubił się uczyć), o całkach i rachunku prawdopodobieństwa nawet nie słyszał, nauczyciel włożył mu do głowy, że w matematyce jest tylko jeden wynik, do którego dojdzie tylko jednym sposobem, tym wskazanym przez owego nauczyciela, nie raz oberwał pałę, bo rozpisał zadanie jednym równaniem. Na zebraniu, kiedy poszłam wyjaśnić dlaczego taka, a nie inna ocena ze sprawdzianu czy pracy domowej, kiedy rozwiązanie jest prawidłowe, wynik się zgadzał, usłyszałam: ...ja tego nie uczyłem.
Kiedyś na antenie radia TOK FM wypowiadał się nauczyciel akademicki o studentach pedagogiki, gdzie większość Pań nie potrafiła rozwiązać zadań na poziomie 3- 4 klasy, typu pierwiastki, ułamki. zastanawiał się gdzie tkwi problem- brak inteligencji, niedouczenie, zły nauczyciel? Ja zastanawiałam się- jak ci ludzie zdali maturę?
Jeśli dzieci nadal będą uczone przez gamoni, którzy kupili sobie '' papierek'', to poziom będzie taki jaki jest.
@@joannacieplak3107 Że nie słyszał o całkach to nawet zrozumiałe, od dawna nie ma ich w programie szkół średnich i uczą ich dopiero na studiach (jeśli kierunek jest jakkolwiek związany z matematyką czy statystyką), w średnich są tylko pochodne. Natomiast rachunek prawdopodobieństwa jest wałkowany dość długo, więc to dziwne.
Moim zdaniem winą jest właśnie nauka w liceum pod klucz.
Nauka klucza, to nie nauka, a zapamiętywanie.
Z podstawowych to tak nie jest, ale biologia to klucz
@@azraeilto382 ucząc w LO zwracaliśmy na to uwagę, domagając się zaliczenia matury osobie, która napisała w sposób prawidłowy, choć mijając się z kluczem.
o kij chodzi z tym slynnym "kluczem"??? tyle ciągle słyszę o wstrzeliwaniu się w klucz, a do dziś nigdy nie zobaczyłem ani jednego przykładu w którym taka sytuacja miała miejsce (że ktoś się nie "wstrzelił")...
@@CoD4MWPL Wystarczy napisać, że np. komórki nerek lub wątroby przeprowadzają fermentację. To jest prawda. W kluczu mamy tylko o mięśniach szkieletowych. Tępy egzaminator wlepia 0 p. Amen. Choć, faktycznie, mądrzejsi uczniowie, którzy to wiedzą, wiedzą też o tępocie niektórych egzaminatorów i unikają takich odpowiedzi.
Szkoła nie jest po to aby nauczyć, a po to aby wychować posłusznych, nie myślących, gotowych wziąć kredyt na 30 lat parobków. Nie masz zadawać pytań, nie masz myśleć samodzielnie, tworzyć, masz postępować dokładnie według narzuconego schematu.
Change my mid
zależy od palcówki u mnie np w publicznej na luzie było poznawanie swiata etc nie daali ci określonej scieżki sam musiałeś ją obrać dużo debat na wosie otwarte głowy tzw
@@Cooperator-ri8rkale kiedy to było?
@@Cooperator-ri8rk jak masz dobrą palcówkę to faktycznie można więcej
@@stanisawogorodnik8160 otwarte głowy a edukacja nie działa nigdy nie byłem dobry z matmy szczerze 3 klasę przelsizgnalem się na 2.12 covid był fakt ale nadal po matematyce fajka to był obowiązek załamany byłem jak nic nie rozumiem z tych powtórek maturalnych Ale 2 tyg przed kupiłem najtańszy kurs leciałem same próbne i pomoc od kumpeli która fakt to umiała i bez problemu 50 % niby nie horrendlanie dużo ale nadal z 0 wiedzy do 50% nie każdy musi być dobry z wszystkiego np z historii która lubię bez problemu wycisnąłem 78%
@@Cooperator-ri8rk te 78procent to takie 3
Czym się tu chwalić?
Rozszerzenie trzeba wziąć, bardzo mało osób zainteresowanych jest rozszerzeniem które wybiera. Po prostu wybiera mniejsze zło, bo musi coś wybrać.
Czyli nasz system edukacji zakłada domyślnie, że po maturze idziesz na jakieś studia/szkoły policealne i nie bierze pod uwagę, że może wolisz założyć firmę, albo pomagać w już istniejącej rodzinnej?
Masz błędne dane, rozszerzenie nie jest obowiązkowe, trzeba tylko spełnić odpowiednie warunki aby z niego zrezygnować
Miałem 6 z polskiego a na maturze dostałem 49% - też ewidentnie nie wstrzeliłem się w klucz. Na szczęście moim priorytetem były przedmioty ścisłe i udało mi się na spokojnie dostać na wymarzone studia.
U mnie podobnie, w podstawówce z matmy zagrożenia, całe technikum 2/3 a maturka 96%
Znam osoby które miały z polskiego rozszerzonego np. 80/90% a z podstawowego 50/60%. Znam też osobę która bała się czy zda polski i dostała 80% więc faktycznie chyba kwestia wstrzelenia się w klucz
@TheCytrynka98 ja miałem nieklasyfikowany i napisałem na 2137% polaka i 72042069% z matmy
A co ta 6 oznacza, liczy sie wiedza, a nie pseudoocena. Zmarnowales czas na wbijanie sie w klucz oceny twojego nauczyciels od polskiego zamiast pozyskac porzadna wiedze
@@nosoundnosound *zamiast na wbijanie się w klucz egzaminatora jak już. Matura to nie "porządna wiedza"
Czy nikomu nie przeszkadza, że przyjmowanie na podstawie rozmowy rodzi mnóstwo patologii? Przyjmujemy tych, których subiektywnie uznajemy za odpowiednich. Że tylko przypomnę znane wszystkim z filmów z USA listy polecające od osób wysoko postawionych. Czy właśnie takiego systemu edukacji chcemy? Chyba właśnie coś w tym stylu mieliśmy jakieś 20 lat temu z aplikacjami prawniczymi.
@lucki ale patologii? Na pewno jest bardziej odporny na kumoterstwo i uznaniowość. Twarde liczby z egzaminu daje mniej możliwości do naduzyc, niż rozmowa na luźne tematy. Oczywiście rozliczanie na podstawie liczb ma swoje wady, ale na pewno trudniej kogoś przyjąć "bo tak i już"
Mowa o szkole podstawowej oraz o liceum a przecież szkoły wyższe dalej powielają ten sam schemat bo dalej uczą studentów jak zdać egzaminy, żeby zaliczyć semestr, jak zdać egzaminy aby ukończyć rok, aż w końcu jak zdać egzaminy aby zdobyć tytuł. Mała liczba kierunków obecnych w polskich uczelniach wyższych fakty znie czegoś uczy przydatnego. Przecież już standardem jest że na uczelni zdobywa się tylko papierek, a nauczyć czegoś to się można dopiero w pracy. Bo to co pokazują uczelnie to zazwyczaj jest już dawno przeterminowane
Dokladnie tak. Po ukonczeniu studiow w Polsce, studiowalam w UK i to bylo niebo a ziemia. W UK duzo bylo zadan praktycznych, trzeba bylo MYSLEC, nie dalo sie wykuc..
tak z ciekawości zapytam na jakich uczelniach I kierunkach studiowaliscie że uważacie że przez 3-5 lat nic przydatnego się nie nauczyliście
Studiuję przyrodniczy kierunek na UJ i kompletnie się nie zgadzam. Uważam, że studia bardzo mnie uczą myśleć oraz pozwalają zdobywać wiedzę (i nie "przeterminowaną"). Część z tej wiedzy jest sprawdzana na egzaminie i wiadomo, że czasem trzeba do egzaminu się czegoś bardziej nauczyć po prostu na pamięć, ale generalnie na pewno nie powiedziałabym, że studia uczą zdawać egzaminy, czy że pozwalają tylko "zdobyć papierek".
To zalezy od prowadzacego. Zazwyczaj ci starzy profesorowie powtarzaja to samo od 30lat i nikt ich nie wyrzuci, bo maja tysiace publikacji, z czego przy wiekszosci palcem nie kiwneli. Sa oczywiscie wyjatki, ale u mnie na informatyce tak to wygladalo - przedmiot o ogromnym potencjale (chodzilo o przetwarzanie rozproszone) zostal sprowadzony do 20 algorytmow sprzed grubo ponad 20lat, ktorych nijak nie idzie zastosowac (chyba, ze ktos chce zostac konkurencja dla AWS/GCP/Azure i samemu stworzyc chmure), a dodatkowo wiekszosc z nich ma zalozenia, ktore sa niemozliwe do osiagniecia w realnym swiecie.
A tez dla kontrastu przedmiot, ktory sie nijak wiekszosci nie przyda (technika cyfrowa, na jakims AiRze czy automatyce bym zrozumial, ale nie na kierunku, na ktorym 80% zostaje programistami i elektroniki przez wiekszosc zycia nie tknie) jest katowany, ze 70% studentow uwala pierwszy termin.
Od trzeciego semestru inzynierskich zmienilem podejscie - ucze sie glownie we wlasnym zakresie, kijowe przedmioty olewam i byle je zdac, a jak trafi sie juz jakis ciekawy to dopiero wtedy do niego siadam na powaznie. Takim sposobem, gdy wielu znajomych na kierunku szuka na sile roboty na praktyki, ja na spokojnie od ponad roku pracuje i powoli zdobywam doswiadczenie 😊
@@martaluterek9008 mogę z ciekawości zapytać co to za przyrodniczy kierunek?
Jak zaczynam analizować polski system kształcenia (zaczynając od szkoły podstawowej, a kończąc na szkołach wyższych), to autentycznie chce mi się płakać. Ja idealną szkołę wyobrażam sobie jako miejsce, które rozbudza moją ciekawość z wielu różnych dziedzin. Gdzie nie uczę się z przymusu, tylko przyjemności. Gdzie nauczyciel ma pasję i chęć do przekazywania wiedzy. Gdzie traktuje się mnie jak człowieka, a nie jak maszynę do wkuwania bzdurnych treści. Wiem natomiast, że to utopia i nigdy czegoś takiego nie doświadczę.
Z jednej strony tak jest.
Ale z drugiej strony osoby, które są słabymi uczniami tak po prostu i nie zdałyby dobrze każdej matury, nawet dobrze skonstruowanej będą wykorzystywać ogólne gadanie o słabym systemie edukacji, żeby tylko nie przyznać, że sami są zwykłymi dzbanami. :)
Prawdą jest to że system edukacji jest zły.
Prawdą jest również to że jestem dzbanem z matmy.
Taki problem istnieje od wielu lat, technikum kończyłem w 97 roku, a studia 1 i 2 stopnia kilka lat później. I już wtedy odczucia miałem podobne. O ile w technikum nauczyłem się naprawdę sporo, o tyle studia - polegały bardziej na obecności i moim sprycie - nie przyswoiłem z nich nic, co pogłębiło moją wiedzę i przydało mi się później w życiu. Akademia Morska w Gdyni.
AMG to cringe jakich mało
W liceum miałem ziomka co z fizyki ledwo zdawał, później jak się okazało studiował fizykę i to całkiem nieźle 😉
Ja w pierwszej klasie miałem 2 z chemii, potem cały czas pały, a teraz studiuję medycynę i idzie mi całkiem nieźle :D
Panie Tomaszu. Na wszystko zgoda. Ale maturę zdawałem w 2008 roku i te systemowe uwarunkowania to już wtedy była wiedza powszechna, nawet wśród samych maturzystów :-) Do matury rozszerzonej z historii nasza nauczycielka przygotowywała nas w ten sposób, że sami dostawaliśmy stare egzaminy i wcielaliśmy się w rolę egzaminatora z kluczem, żeby się wdrożyć. Część uczelni od tego czasu poszła po rozum do głowy i wprowadziła jakieś formy egzaminów, ale to tylko czołówka.
pozdrawiam, zdawałem w tym samym roku :-) Wiemy, jak to było.
Totalnie się zgadzam! Zdaję sobie z tego sprawę, że matura nie pokazuje naszej mądrości i całej wiedzy, ale i tak, gdy dostałam moje wyniki egzaminów, czuję źle i jest mi przykro (też wstyd). Bardzo lubię się uczyć, dużo czasu na to poświęcałam, średnie z roku zawsze były wysokie, dostawałam wyróżnienie itp. A mimo to, moje matury poszły mi średnio. Polski to jeden z najgorszych wyników, pewnie dlatego, że rzadko udaje mi się strzelić w klucz odpowiedzi. Interpretuję czasami inaczej, czuję różne emocje, które pomagają mi w czytaniu, ale na maturze przez to nie wiem jak poprawnie odpowiedzieć. Wynik matury nijak ma się do mojej wiedzy i do czasu (też nerwów) przeznaczonego na naukę.
Znam to uczucie. Jestem perfekcjonistką i chciałabym mieć jak najlepsze wyniki. Jednak najlepszy wynik miałam z ustnego polskiego - 95 %
Najgorszy wynik z angielskiego - 33 %.
Jestem rozczarowana wynikiem matury i wiem że powinnam się lepiej przygotować do zdania matury.
Powinnam też zdawać przedmioty związane z kierunkiem studiów - informatyka czyli matematyka, fizyka i oczywiście informatyka
@@selena1638 dla mnie dużym problemem było wybranie zdawanych przedmiotów i w ostatnim momencie zdecydowałam 🙈 po prostu nie wiem co będę robiła po szkole, więc wybierałam to, co lubię 🤷♀️
@@melene_books8220 Ja tam zdawałam mój ulubiony przedmiot historię i kiepsko mi poszło
Świetny materiał, jak zawsze z resztą.:)
Odnośnie j. angielskiego w liceum, pamiętam jak nasza nauczycielka po dobrym wyniku próbnej matury z tego przedmiotu w naszej grupie, doszła do wniosku, że to nie możliwe, na pewno ściągaliśmy :) piękne to nasze szkolnictwo :)
U nas w gimnazjum na matematyce aby ze sprawdzianu dostać 2, trzeba było mieć 50% :P
Na studiach musiałam mieć min 60 proc żeby zdać
@@sylwuniap4951 Na studiach na 2 wystarczy 0% :D
@@bolex5907 Ale ona napisała "by zdać" a nie by dostać 2...
U nas jest 49% w statucie, więc i na wszystkich przedmiotach 🤧
A to szkoła z średnim poziomem, tak mówią.
To wciąż nic nie znaczy, czasem łatwiej mieć 80% z łatwego sprawdzianu niż 30% z trudnego.
Ja zdawałem maturę międzynarodową (IB). W tym programie oceny (od 1 do 7, nie ma procentowych wyników) oparte są o rozkład normalny punktów: jakiś odsetek najlepszych dostaje 7, później 6, 5 i tak dalej. Dzięki temu nawet jeśli matura jest trudna (a często trafiają się bardzo trudne, zwłaszcza z fizyki) to nadal realne jest dostanie 7 czy 6. Z drugiej strony może to prowadzić do sytuacji, w których zdobycie połowy punktów oznacza dostanie 6 (tak chyba było z fizyką w 2016), co jest trochę absurdalne i pokazuje, że nie jest to idealny system. Mimo wszystko chyba jednak działa to lepiej niż z góry narzucony próg.
Rekrutacja na podstawie IB na polskie uczelnie publiczne to skandal (a medycyna to już jest w ogóle hit), bo matury te są łatwiejsze (chemia polska jest np. znacznie trudniejsza przez szaradziarstwo ludzi, którzy układają zadania, biologia też jest łatwiejsza na międzynarodowej), a 6 czy 7 z tych matur odpowiada 90-100% z matury polskiej.
@@wocekderejczyk1345 Zgadzam się. Ale chyba ciężko byłoby stworzyć uczciwy system/przelicznik biorąc pod uwagę, jak różne są to programy. Z drugiej strony matura w IB to nie tylko egzamin, ale też prace badawcze, którym trzeba jednak poświęcić trochę czasu. Biologii nie pisałem, chemię już tak. W tym roku jeden egzamin był /względnie/ (podkreślam - względnie) trudny, drugi mniej więcej taki, jak się spodziewaliśmy. Jednak "internale" (prace badawcze) pochłaniają sporo pracy, zwłaszcza te eksperymentalne, ponieważ bardzo często coś nie wychodzi i trzeba wszystko poprawiać/robić od nowa.
Zgadzam się więc, że IB może mieć za łatwo, ale nie widzę sensownego rozwiązania w tej sytuacji.
@@Meeseeran Usunięcie egzaminów przy rekrutacji na uczelnie było spowodowane porozumieniem rektorów z ministerstwem. Dlatego wprowadzono maturę zewnętrzną, organizowaną przez CKE, a nie szkoły, dlatego wprowadzono zewnętrznych egzaminatorów. Właśnie po to, żeby nie było tej rekrutacji opartej o egzaminy organizowane na uniwersytetach (bo to były takie piękne czasy, jak jeszcze prawie nie było prywatnych "uczelni" i PWSZ-ów). Dlatego też polska matura z chemii jest dość trudna i irytująca pod względem formy - wszak miała zastąpić egzaminy na uniwersytety medyczne. Matura międzynarodowa, jako niekompatybilna z tym systemem, nie powinna być brana pod uwagę.
Co do prac badawczych - sam jestem uczniem "normalnego liceum", ale jednego z najlepszych w kraju, a mój nauczyciel chemii długo pracował z uczniami w programie IB i opowiadał nam czasem na lekcjach jaka to jest, delikatnie mówiąc, ściema. Nie wspomnę, że ambitni uczniowie uczący się w polskim programie też wykonują takie prace (OB, OlChem), powiem więcej, te badania są często na wyższym poziomie z uwagi na dużą konkurencję; choćby ze względu na wymaganą pomysłowość (sam byłem pewnego razu zbyt pomysłowy, przez co odbiłem się od ściany).
Skoro ocena jest wg przepisów obiektywna, to znaczy, że powinna być wystawiana niezależnie od reszty czynników, w tym wyniku innych zdających. Jaki to ma, na Boga, sens, żeby 7 z matury międzynarodowej miała osoba z 70% i osoba z 95%?
Na koniec - programy IB prowadzone w publicznych szkołach rodzą różne patologie i nadużycia. Tacy uczniowie mają nawet specjalne pokoje do odpoczynku odizolowane od "reszty", nauczyciele są przenoszeni z normalnych lekcji oddziałów narodowych, żeby w IB zrobić zastępstwo (sic!). Jeżeli ktoś chce się kształcić w tym systemie, powinien robić to na własną rękę. A na uniwersytety dla takich kandydatów powinny zostać po prostu zorganizowane osobne egzaminy wstępne.
@@wocekderejczyk1345 Moi koledzy (w tym roku właśnie zdałem IB) aplikujący za granicę musieli często pisać egzaminy, więc mogę się zgodzić, że tutaj problem leży po stronie systemu. Czy byłyby to egzaminy tylko dla osób bez polskiej matury, czy dla wszystkich, tego już nie wiem, ale lepsze mogłoby być to pierwsze ze względu na różnicę między programami.
Odnośnie "ściemy" jaką są prace badawcze: możliwe, ale według mnie jedyną ściemą może tu być ocenianie. I może właśnie z tego powodu w bodajże 2023 ma wejść zupełnie nowy program z chemii, który całkowicie to zmienia. Osobiście pisząc swoją pracę nauczyłem się sporo rzeczy (i może były to pierdoły, ale jednak pisałem o czymś, co mnie rzeczywiście ciekawiło, więc fajnie było się tego nauczyć) i chyba takie miało być założenie tych prac: zachęcenie uczniów do nauczenia się czegoś, co wykracza poza program i zaspokaja ich ciekawość na jakiś temat. Oczywiście w praktyce działa to tylko na części osób podczas gdy część pisze byle co żeby tylko spełnić wymagania, ale ciężko zmusić osoby, którym średnio zależy do zrobienia czegoś inaczej niż "na odwal".
Oceny w IB wystawiane w taki a nie inny sposób to jednocześnie zaleta i wada. Tak jak było powiedziane w materiale, "sztywne" progi ocenowe mogą być krzywdzące przy wyjątkowo prostych/trudnych egzaminach. Z drugiej strony, może to rzeczywiście prowadzić do sytuacji gdy ktoś z 70% jest traktowany identycznie do kogoś z 95%. Wydaje mi się jednak, że fizyka (i może matematyka w niektórych sytuacjach) jest jedynym takim przypadkiem (przynajmniej regularnie) jeśli chodzi o najpopularniejsze przedmioty. I tutaj jest sygnał, że coś jest nie tak z programem/egzaminami, a nie samym systemem, ponieważ przy innych przedmiotach aż takich rozbieżności nie ma (a jeśli są to na mniejszą skalę). W polskich szkołach 10% a 49% to też często ta sama ocena.
Odnośnie patologii: specjalny pokój do odpoczynku jest dlatego, że w wielu szkołach niemożliwe jest ułożenie planu dla IB tak, aby conajmniej część osób nie miała okienek, zwłaszcza przy małej kadrze. A jeśli są okienka, to uczniowie muszą się gdzieś podziać. Biblioteki są często za małe by wszystkich pomieścić, a hałasu na korytarzach nikt nie chce. I prawda, w polskich programach zdarza się czasem pojedyncze okienko w sytuacji, gdy nie ma zastępstwa, ale w IB masz kilka-kilkanaście okienek tygodniowo, podczas których musisz się gdzieś podziać.
O przenoszeniu nauczycieli z innych klas do IB nie słyszałem, bo u nas takich sytuacji nie było. Jak nie było nauczyciela to dana grupa miała okienko/redukcję i tyle, a w niektórych przypadkach łączono grupy. Zgadzam się, że priorytetyzowanie IB jest bez sensu i nie popieram robienia zastępstw za wszelką cenę, ale jest to pierwszy raz gdy słyszę o takiej sytuacji bo u nas nie miała ona miejsca.
Odnośnie kształcenia na własną rękę, po 2 latach pandemii mogę ci powiedzieć, że to nie zadziała, przynajmniej niektóre przedmioty. Przy fizyce i matematyce (zwłaszcza rozszerzonej) bardzo ciężko jest samemu zrozumieć pewne zagadnienia i nawet podczas zdalnych był z tym problem. IB zezwala na samokształcenie tylko w przypadku języków i takie osoby piszą zupełnie inny egzamin. To po prostu nie działa.
Mam wrażenie, że to obniżanie poprzeczki i droga po linii najniższego oporu to nasza ogólna cecha. Taką samą strategię zauważam na drogach, gdy nawierzchnia jest zniszczona, zamiast ją naprawić, stawia się znak, gdy przejście dla pieszych jest niebezpieczne, zabiera się pas ruchu zamiast postawić sygnalizację świetlną. Gdy korki i zanieczyszczenia w miastach są zbyt uciążliwe, robi się wszystko by obrzydzić jazdę samochodem, zamiast tak usprawnić komunikację miejską by zachęcić do niej ludzi.
Wyjątkiem od reguły jest język angielski kiedyś wystarczyło tylko znaznaczać odpowiedzi na egzaminie gimnazjalnym czy na maturze podstawowej tylko zaznaczać odpowiedzi i napisać e maila. Natomiast dzisiaj trzeba rozwiązać zadanie otwarte ze słuchu. Uzupełnić luki na egzaminie ósmoklasisty czy nawet napisać e maila z języka angielskiego na egzaminie ósmoklasisty
Tutaj nie powinieneś porównywać rozszerzeń ponieważ, przynajmniej w technikum osoby wybierają jakiekolwiek rozszerzenie bo muszą.
Nie powinny być w technikum skoro chciały pisać rozszerzenia, albo iść na studia. Taki powinien być system, ale okazuje się, że teraz każdy idzie na studia, nawet robiąc po drodze zawód. Albo technika są nieprzydatne, albo studia bajecznie proste, że robi się jedno i drugie
@@12crenshaw to i to zazwyczaj nieprzydatne ;)
Przepraszam jestem po technikum rocznik 2008 matury i specjalnie robiłem technikum ekonomiczne ze specjalności rachunkowość coby na studiach łatwiej rozumieć materiał. I to dało efekt teraz jestem księgowym. Koledzy ze studiów po liceum mieli strasznie ciężko na początku z przedmiotami zawodowymi.
@@PiotrKCzarny Masz trochę łatwiej ale musiałem rok dłużej chodzić do szkoły. Miałeś na lekcjach rożne definicje które się nie zmieniły, ale większość rzeczy się zmieniło bo podręczniki i program są przestarzałe
Dla jszcze nie wiedzących gdzie tkwi błąd.
Polecam zapoznać się z pomysłem na szkolnictwo.
Sugara Mitra - szukać w wiki.. i na YT.
"Szkoła w chmurze"
Nauczanie SOLA
Nauczanie nie do powstrzymania.
Zadając pytania - tematycznie - wzbudzasz zaciekawienie wiedząa to przez proces rozwiązywania problemów.
Ofiarowując narzędzia wzbudzasz zaciekawienie jak wykorzystać te narzędzia.
Ile waży słoń?
Czy jutro istnieje?
Z czego składa się meduza?
Czy owady widzą kolory?
Kto widzi kolory?
Kto czy co?
Pan dr. Rożek napewno wie do czego zachęcam.
Czy Red impostor to susssy sus bakka chungus?
@@kapec2422
Niepalkrainatakato
@@kapec2422
Albopalalenietuto
@@janamelja lecz się
@@kapec2422 ucz się
Bardzo wartościowe tezy! Generalnie prawda jest taka, że trzeba uczyć się samemu. Szkoła niewiele pomaga. A powinna być głównym źródłem wiedzy.
Tak, zwlaszcza ze dzieciaki spedzaja tam pol dnia zestresowane i wymeczone. Tylko po to zeby i tak uczyc sie samemu w domu :/
@@Michau940
Jak maja nos w smartfonie to są wymęczone
Chscha
4:24 zabawne. Podobnie jest z kursantami na prawo jazdy. Uczy się ich jak zdać egzamin to tyle…. Ic dziwnego ze w grupie 18-24 jest zdecydowanie najwiecej kolizji czy wypadków.
Nie wspominając o największej durnocie jaką jest plac manewrowy na egzaminie na którą instruktorzy tracą czas - w takich Niemczech czy Wielkiej Brytanii nie ma tej durnoty, a bezpieczeństwo na drogach jest wyższe.
Bo dla polskich niewolnikow samochód nadal ma byc luksusem
No i liczy sie zarobek szkół
@@kotkulka6391 najlepiej wyglada egzamin w USA. Możesz nawet swoim pickupem jechać zdawać 🫡
@@kotkulka6391 to że ludzie uwalają plac znaczy właśnie że się nie nadają. Byłby niepotrzebny gdyby praktycznie wszyscy go zaliczali
Rożek! Jak ja cię lubię! Masz pogląd na szkolnictwo podobny jak ja.
Dodam, że moim zdaniem największą krzywdę systemowi edukacji wyrządzono wprowadzając wymóg wyższego wykształcenia dla nauczycieli. Po co przedszkolance wyższe? Zabito rzeszę utalentowanych nauczycieli niższego poziomu.
A do nauczania i wychowywania trzeba mieć powołanie.
Nie przedszkolance, a nauczycielowi wychowania przedszkolnego i tak, taki nauczyciel musi mieć wykształcenie wyższe, bo praca w przedszkolu nie jest jak się niektórym wydaje zajmowaniem się dziećmi i zabawą z nimi
Nauczyciel musi wiedzieć czego uczy. Musi też sobą reprezentować adekwatny poziom wiedzy. W dzisiejszych czasach niemal każdy może mieć chociaż licencjat.
Tak, tak, tyle plusów, ale każdy z tych plusujacych wolałby żeby jego dzieckiem opiekował się ktoś po pedagogice a nie po gimnazjum :)
@@marti160 Do opieki nad dzieckiem w żłobku nie są potrzebne studia wyższe. Wystarczy umiejętność karmienia i przewijania plus dyżurny pielęgniarz dla chorych.
Żeby opiekować się dzieckiem w przedszkolu wystarczy opiekun z podstawowym, nawet pokaże literki i nauczy dodawać na paluszkach.
Aby uczyć w podsta... itd.
Dawniej obowiązywała zasada że do szkoły poziomu X należało mieć wykształcenie nie niższe niż X+1.
Może dlatego było tak wielu nauczycieli z pasją, którzy świetnie dawali sobie radę?
A teraz przedszkolanka musi mieć wyższe, ale nie musi mieć empatii.
Jaki to ma sens?
P.S. A co ma wspólnego pedagogika z nauczaniem?
@@jacekswiech530 heh, kiedy było to "dawniej"?
Druga sprawa to to, że dziś nauczyciel musi być z powołania, bo inaczej nie będzie chciał pracować za psie pieniądze biorąc gigantyczną odpowiedzialność za czyjeś dzieci.
znacznie lepiej aby było liczono nie ile kto punków dostał ale jaki procent był od danego zdającego gorszy (ranking), ponadto jak ktoś był na poziomie 1/3 najgorszych to zaliczać mu niezdanie. Wtedy (przy rankingu zamiast punktów) nie miałoby tak istotnego znaczenia jaki poziom pytań/zadań itp.
Nie zgodzę się w jednej kwestii, chodzi o fragment 3:23. Otóż rozszerzenie musi pisać każdy, a gdy ktoś jest słabym uczniem, nie wiedzieć czemu, wybiera matematykę, uzyskuje 4% i takim sposobem zaniża średnią. Niestety nasuwa się powiedzenie: Są trzy rodzaje kłamstwa, małe kłamstwo, duże kłamstwo i statystyka.
no cóż ja na profilu rozszerzonym z matematyki nie robiłem nic gdyż jak to nauczycielka twierdziła "za niski poziom w klasie jest by uczyć rozszerzenia" i dltg rozszerzenie miaem tylko z nazwy i ostatecznie miałem 6% natomiast z podst 98%
Rozszerzenie każdy musi jakieś wybrać bo jesteśmy zmuszani do tego. Po skończeniu szkoły średniej czuję się nijak przygotowany do dorosłego życia. Przez cały okres szkolnictwa byłem uczony jak zdać egzaminy, kartkówki i sprawdziany, które nie wnoszą nic pozytywnego, no może poza kreatywnością w robieniu ściąg. Szkolnictwo w Polsce POWINNO przejść gruntowną reformę.
Dobry materiał i z większością się zgadzam (jestem przeciwnikiem matur), ale mam też trzy uwagi.
1. Wprowadzenie egzaminów wstępnych na studia nie zmniejszyłoby liczby przyjętych studentów. Uczelnia sama wyznaczałaby sobie poziom, od którego przyjmuje - zresztą tak dzieje się i teraz.
2. Na koniec sam przyznajesz, że na uniwersytecie w Yale są egzaminy wstępne, chociaż wyglądają jak rozmowa rekrutacyjna.
3. Na samym początku wspomniałeś, że wynik na maturze nie świadczy o poziomie umiejętności. Trochę przesadziłeś. Np. z matematyki, czy fizyki nie jest możliwe osiągnięcie wysokiego poziomu bez posiadania wiedzy i umiejętności, ale też zgodzę się z faktem, że sama wiedza i umiejętności nie gwarantują wysokiego wyniku.
AD 3
Oczywiście, że jest możliwe uzyskanie dowolnej liczby punktów. Wystarczy cały zestaw pytań odpowiednio uprościć.
@@Tenktory Mowa jest tutaj o obecnych arkuszach, nie znasz matematyki to nie wyczarujesz 90%
Sześć lat temu, jako trzydziestolatek, podjąłem swoje drugie studia. Pełen nadziei, że nauczę się czegoś, co mnie interesuje i otworzy przede mną nowe możliwości zawodowe, szybko zorientowałem się, że jestem w błędzie. Poziom nauczania, a także stan wiedzy moich o kilkanaście lat młodszych kolegów i koleżanek na roku, okazał się zatrważający. Na uczelni wyższej poczułem się, nie przesądzając, jak bym wrócił do max pierwszej klasy szkoły średniej. Studia więc praktycznie mi przeleciały bez większego wysiłku, dyplom zdany, poziom satysfakcji zerowy. A to, co miało mi się przydać w pracy, musiałem i tak douczyć się sam. Za to oczekiwania koleżanek i kolegów magistrów po zakończeniu studiów... Fiu, fiu... "Nic nie umiem, ale mi się należy". Równia pochyła.
Moim zdaniem rozszerzone matury są na zbyt wysokim poziomie w porównaniu do poziomu nauczania w przeciętnym liceum i technikum. Byłem finalistą międzynarodowego konkursu matematycznego "Euklides", bardzo wiele uczyłem się do matury rozszerzonej z matematyki i mimo, że miałem 100% z matury podstawowej, to z rozszerzenia miałem już tylko 50% mimo tego, że naprawdę sporo się uczyłem.
Genów nie oszukasz
xD
Nie wiem. Ja z podstawowego angielskiego miałem 90%, kiedy z rozszerzonego miałem 88%, mając z anglika zagrożenie w 1 klasie 😅
Co do rozszerzonej matematyki się zgadzam. Byłam w klasie, gdzie miałam ją w wersji rozszerzonej, jednak zrezygnowałam ze zdawania jej na maturze, ponieważ więcej punktów i tak mogłam przy rekrutacji dostać z podstawowej. Głównie dlatego, że arkusze z matematyki rozszerzonej serio są trudne. Nie miałam nigdy problemu z nauczeniem się materiału z rozszerzenia i rozwiązywaniem na jego podstawie zadań z tym wyjątkiem właśnie zadań z matury rozszerzonej. One były jakby kilka razy trudniejsze.
Za to z innych przedmiotów bywa różnie. Nie miałam WOS-u, ponieważ byłam w klasie mat-geo, ale postanowiłam wziąć go na rozszerzenie maturalne. Był to jedyny przedmiot, którego tematykę lubiłam sama z siebie. Uczyłam się go sama z podręczników i okazuje się, że napisałam na 92% (gdzie dostałam informację, że aż 100% uzyskało wynik taki sam lub niższy). Więc to nie jest do końca kwestia nauczycieli i poziomu nauczania, ale też naszych naturalnych predyspozycji do danych przedmiotów.
A dodam jeszcze, że też była w naszej klasie finalistka konkursu matematycznego (nazwy nie pamiętam) i ona na pierwszych próbnych z rozszerzenia uzyskiwała raptem 30%. Teraz napisała lepiej, bo około 65%, ale coś jest na rzeczy.
Po satysfakcji z zaliczenia egzaminów maturalnych na 30% człowiek zderza się z rzeczywistością, gdzie na studiach próg zaliczenia egzaminów to 50/51%, a na uczelniach w niektórych krajach - 75% w zależności od uniwersytetu. Nie raz, tak jak moi przedmówcy zdążyli zauważyć, program studiów jest rozmyty w stosunku do realnych potrzeb rynku i szkoły produkują teoretyków, którzy nie mają pojęcia o praktycznym podejściu do tematu. Przychodząc do pracy z takim dyplomem doświadczeni pracownicy muszą zaakceptować i tolerować 100% teoretyka, który praktykę dopiero przyswoi. Ale różne są przypadki 🙂
Dla mnie matura to bzdura. To, że na biologii pada pytanie o to, który z parków nie należy do programu "Natura 2000". Wiele moich znajomych nie poszło na medycynę, bo znali dobrze układ człowieka, komórki, rośliny, ale parki ich rozjebały najprościej rzecz ujmując. Dla mnie matura była wielkim stresem, mam 25 lat, stałą pracę, skończyłam studia, a i tak wciąż śnie, że nie zdaje matury z matmy (mimo iż miałam 84% z podstawy) lub, że nie chcą mi dać 2 na koniec roku przez nieobecności (akurat tak było). Nieobecności, bo stres mnie rozwalał. Sesje, obrona dyplomu czy praca - NIC z tych rzeczy mnie tak nie stresowało jak matura. Jedynie ewakuacja z powodu bomby była dla mnie większym stresem... I jeszcze ta otoczka, gdy nauczyciele grożą ci maturą, straszą, ciągle mówią jakby to był jakiś wielki potwór. Nie zrobiłeś zdania z matmy? Na pewno będzie na maturze i tego pożałujesz. Masakra
Panie Tomaszu, tylko sześć minut a udało się zmieścić takie solidne podsumowanie. Dziękuję za ten film.
Maturę zdawałem 2 lata temu, poszedłem na studia bo mówili że po liceum trzeba zdobyć jakieś wykształcenie, po roku zdecydowałem się na dziekankę, teraz niby próbuję wybrać jakiś kierunek ale dołujące jest to że od 1 klasy liceum zastanawiam się co chce robić w życiu, jakiego zawodu się przyuczyć i myślałem że szkoła mi w jakikolwiek sposób pomoże, pokieruje ale nie bo najważniejszy jest egzamin maturalny :/
Też zdawałem w 2020, czyli pierwszym pandemicznym. Wszyscy się dziwili, że nie chcę się nawet rozejrzeć po kierunkach studiów czy uczelniach. Poszedłem do pierwszej pracy miesiąc przed maturą, więc niespecjalnie zaprzątałem sobie nią głowę. Matura napisana bardzo dobrze (rozszerzenia z matmy i angielskiego również), popracowałem dobre pół roku, zmieniłem firmę i w międzyczasie rozkręciłem zarobkowo swoją zajawkę. Z etatu w sumie mógłbym całkiem spoko żyć, a jak połączy się to z dodatkowym zajęciem, no to wyobrażając sobie, że musiałbym jeszcze przynajmniej 3 lata studiować, żeby mieć sensowny stopień naukowy i wtedy zacząć szukać lepiej płatnego zajęcia, no to się tylko uśmiecham. Ale dla mnie nigdy nie miało znaczenia, co będę robić w pracy, tylko przychody z tego zajęcia. Głowa do góry i pozdrawiam!
Po prostu trzeba się czymś zainteresować w życiu albo odkryć co może interesować innych a nie ślepo wierzyć w szkołę. W życiu liczy się czy umiesz coś zrobić albo czy masz wiedzę na na jakiś konkretny temat. Szkołą tylko przeszkadza w rozwijaniu swoich pasji.
W tym roku po raz drugi podeszłam do egzaminu na kierunek Reżyseria w Szkole Filmowej w Katowicach. Pomimo, że wiem, że nigdy się tam nie dostanę, a zarówno zeszłoroczny i tegoroczny egzamin kosztowały mnie niebywałą ilość wyrzeczeń, nerwów i rozczarowań, to jestem gotowa powtarzać ten egzamin dokąd aż skończę czterdziestkę i aż komisja egzaminacyjna mnie wyśmieje, że jestem w tym samym wieku co oni i że do czterdziestki powinnam już w branży coś osiągnąć. Dlaczego? Bo egzaminy do szkół artystycznych to najbliższe do rekrutacji na uczelnie takie jak Yale, co w Polsce może dostać taki biedak jak ja, które nie stać na studia za granicą. Egzamin na Reżyserię pozwolił mi choć przez te trzy dni w roku poczuć, że jestem człowiekiem, który ma myśli, uczucia i poglądy, a nie robotem, którego wartość mierzy się w tym, jak dokładnie potrafi wykonywać automatyczne, powtarzalne zadania.
Potwierdzam - Studentka Akademii Muzycznej
Bardzo dojrzały nick
Bo jak jestes inżynierem (czyli kimś kto po studiach zarabia jakieś pieniądze, a nie narzeka, że świat go nie docenia) to informacji, że 2+2=4 nie możesz skwitować modnym ostatnio "To twoja opinia". Tym się studia ścisłe różnią od humanistycznych. I dzięki Bogu, bo jak "to twoja opinia" dojdzie i tu, to będziesz się bała nie tylko wsiąść do samolotu, ale i wejść po schodach. Właśnie dlatego tak wygląda weryfikacja wiedzy.
@@Tenktory Pomyliłeś komentarze
@@rzucamklatwenamojtuszcz1874 Nie pomyliłem. Odniosłem się do ostatniego zdania, które jak rozumiem jest prztyczekiem wymierzonym w kierunki ścisłe ;)
Bardzo dziękuję Panu za ten komentarz do zjawiska od lat fikcyjnego.
Nie mówiąc już o egzaminie ósmoklasisty, system testowania uczniów (bo przecież na edukację w niektórych przedmiotach czasu brak), matura do niczego, poza stresowaniem nie służy.
Zgadzam się z Panem.
Moim zdaniem powinno się zdawać maturę od wyniku powyżej 50% (tak jest np. na studiach w przypadku kolokwium czy egzaminu). Studentów jest obecnie zdecydowanie za dużo. Rynek pracy ich wszystkich nie zmieści, więc wiele osób wykonuje potem pracę, która w ogóle nie jest związana z ich wykształceniem.
Kiedyś na normalnych stud trzeba było mieć około 75% dobrze, żeby zaliczyć.
Nie widzę innej opcji niż dać kciuk w górę. Pracuję już od ponad dekady jako programista, mam też wykształcenie w danym kierunku i licealistę w rodzinie. Kiedy patrzę na to jak wygląda nauka informatyki, jak i sama matura z tego przedmiotu to zastanawiam się nad sensem tego wszystkiego. Zamiast wykorzystać do nauki podstaw programowania jakiś przystępny język jak Python (ew. Java) forsuje się bardziej skomplikowany C++. Dodatkowo uczy się implementacji algorytmów (sortowania itp.), które od dawna są już częścią bibliotek standardowych w wyżej wspomnianych językach. Zamiast tego można by uczyć rozwiązywania bardziej realnych problemów z wykorzystaniem istniejących bibliotek. Gdyż dziś pisząc program, bazuje się na istniejących bibliotekach i frameworkach, a nawet na całych usługach i innych systemach. Liczy się przedewszystkim umiejętność rozwiązywania zróżnicowanych problemów. Nie jestem też pewny czy nauka Excela do matury z informatyki jest dobrym pomysłem, gdyż to w sumie nauka jednego narzędzia, od jednego dostawcy i w sumie niewiele tutaj wnosi. Bardziej widzę sens w nauce podstaw relacyjnego modelu baz danych, o ile byłoby to połączone jakoś z samym programowaniem. Dodatkowo sama matura z informatyki jest dość specyficzna, będąc programistą już ponad 12 lat, mając za sobą studia informatyczne, nie byłbym w stanie zdać jej z marszu na przyzwoitym poziomie. Nie wiem też jak wiedza, którą musiałbym do niej "odkurzyć" miałaby mi pomóc w codziennej pracy, gdyż jest to raczej materiał z zakresu historii informatyki, który zresztą przewija się na pierwszych 2 latach studiów i tam ma to sens.
Posługiwanie się średnią jest strzałem w kolano już na starcie. Żeby mieć szerszy obraz można wykorzystać takie statystyki opisowe jak mediana, dominanta, kwartyle, kurtoza, a nawet skośność rozkładu. Problem polega na tym, że prawie każdy zna średnią, bo jest najprostszą statystyką, a tylko nieliczny rozumieją jej ograniczenia.
W punkt
Wait. W. Tym przypadku to co konkretnie lepszego zbadają inne metody? Jeśli rozszerzenie z matematyki ma średnią 30% to albo nabrało to masa osób które oddały pustą i zrównały tych dobrych. Albo kiepsko poszło nawet tym dobrym. Nie wiem jak to teraz jest ale jak ja zdawałem to się matematyki dla zabawy nie brało
@@jamessan3404 główny pytanie brzmi, jak dobrze poszły matury. Na początku możesz wykorzystać kurtoze, żeby określić czy wyniki skupiają się wokoło średniej. Dalej np. wykorzystać pierwszy kwartyl żeby "odciąć" od statystyk tkz. zapychaczy. Pojawia się wstępna odpowiedź na pytanie, jak matury poszły w tym roku (sprawdzimy tylko te osoby, które faktycznie się przykładają). Średnia w tym przypadku robi doskonałą robotę pozornej informacji. Ty spekulujesz, że albo jedno, albo drugie i możemy się tak przepychać cały dzień, a jednoznacznej odpowiedzi i tak nie uzyskamy. Gdzie powinniśmy sobie skupić się na najważniejszym pytaniu, tj. co poszło nie tak i jak to naprawić.
@@Kraver97 w zasadzie racja bardziej miałem na myśli że każda z dwóch opcji znaczy że coś jest nie tak
Myślenie że każdy musi mieć maturę czyli każdy ma iść na studia jest największym problemem. To jest to kłamstwo którym karmieni są młodzi ludzie w szkołach.
Mój kolega z czterema zagrożeniami jakimś cudem z nich wyszedł potem uczył się 3 dni i zdał maturę to już nie jest żart a kpina
Miałem podobnie kilka lat temu z maturą, w szkole średnio 60% obecności, z 5 zagrożeń, do matury zacząłem się uczyć tydzień przed z youtube i zdałem wszystko + rozszrzenie z geografii, może słabo ale zdałem
@
Kton88
Tak cię to boli, że jego intelekt jest taki wysoki, że mógł sobie olewać cały rok a i tak zdał maturę, a ty wkuwałeś cały rok i nie zdałeś?
Jeśli ktoś nie potrafi zdać matury podstawowej na 30%, to znaczy że nie powinien jej mieć i nie nadaje się na studia wyższe. Matury są proste, swoją pisałam 10 lat temu, nigdy nie miałam żadnych korepetycji, a miałam 4 rozszerzenia. Z tym, że w mojej szkole żeby dostać 2 jako ocenę cząstkową, to trzeba było zapracować na 52%. Przy takiej poprzeczce wszyscy zdali matury, bo uczyli się systematycznie. I nie trafia do mnie argument, że "ktoś nie man predyspozycji do matematyki", bo na te 30% to naprawdę można się nauczyc
dobry materiał, dodałbym tylko, że dla przeciętnego ucznia z języka angielskiego wykonywanie zadań domowych jest potrzebne - bo to utrwala i systematyzuje przekazywaną wiedzę. Z tego video, ktoś mógłby pochopnie wyciągnąć wniosek, że nie warto robić zadań domowych... Np. w matematyce - samodzielne rozwiązywanie dużej liczby zadań jest kluczowe! :)
Nie zgadzam się. Po latach nauki w szkole, nie umiałem powiedzieć ani słowa po wyjeździe za granicę. Słuchanie i mówienie od najmłodszych lat to klucz. Po szkole można co najwyżej opowiadania pisać, a nie mówić żywym językiem.
@@aaronjohnson2215 tak, jeśli chodzi o język, to mówienie, posługiwanie się nim - jest najważniejsze.
@@aaronjohnson2215 ale tak już w innym przedmiotach - np. w matematyce, jeżeli nie jesteś jakoś szczególnie uzdolniony i będziesz opuszczał zadania domowe z tego przedmiotu, narobisz sobie luk a potem leżysz i kwiczysz... ;) stąd mój komentarz - systematyczność jest ważna. :)
wina podręczników, które powinny być pisane jako kursy do samodzielnej nauki a nie jako prace doktorskie
Nie wiem, ile jeszcze wody musi upłynąć , aby wróciły egzaminy wstępne do liceum oraz egzaminy wstępne na studia.
To, że mature zdało 80%, świadczy o tym, że poziom matury jest zerowy .
Mi w studiowaniu matura nie przeszkodziła, a studia nie przeszkodziły w pracy. Dopiero w wieku niemal 40 lat stwierdziłam, że najpierw powinnam była zrobić porządną zawodówkę, usamodzielnić się, a później dalej edukować. Przykre!
Co do progu zdawalności - za czasów "starej" matury, sprzed wprowadzenia gimnazjów, z matury z matematyki można było dostać 21/30 punktów i nie zdać matury. Na egzaminie było tylko 5 zadań, z których maturzysta wybierał 3, każde za 10 punktów. Aby zdać maturę trzeba było mieć minimum jedno zadanie zaliczone, co oznacza minimum 8/10 punktów z tego zadania. W rezultacie można było z każdego z 3 zadań dostać po 7 punktów i nie zdać matury. 🙂 Pozdrawia rocznik maturalny 2004 :)
ooo ostatni rok "po staremu" jak ja. Ja napisałem matmę na 5 i fizykę na 6 ;) Dostałem automatyczną promocję na politechnikę.
@@diodadioda Mi udało się z matmy 6 wyjąć, a fizyka tylko na egzaminie na Politechnikę Warszawską. 😀
@@kamilamusiakowska Co śmieszne, jak porównuje moją wiedzę, z rodzicami kończącymi szkołę pod koniec lat 60 to wypadam blado ;)
Matury powinny pójść do wywalenia. Od najmłodszych lat tj. podstawówki dzieciaki powinny uczęszczać do klas profilowanych, a w samych szkołach powinno być jak najwięcej różnych rodzajów klubów przedmiotowych, sportowych, naukowych na których uczęszczanie powinno być wliczane w godziny lekcyjne. Organizacja wewnętrznych dni otwartych jako festynów szkolnych dla pierwszoklasistów na początku roku trwających 2-3 dni, żeby się pierwszaki mogły zapoznać się i wybrać sobie kluby zgodne z ich zainteresowaniami. Tym sposobem wiele dzieci znalazłoby sobie pasje, które chciałyby rozwijać już od najmłodszych lat.
Liceum powinno być tego kontynuacją i rozwinięciem. Potem nie żadna matura tylko kolejna kontynuacja - studia kierunkowe oparte o rekrutację na podstawie egzaminów wstępnych.
Dodałbym do tego inną strukturę przedmiotów, więc przydatnych w życiu, takich jak podstawy psychologii, ekonomii oraz ekologii, aby kształcić nowoczesne społeczeństwo. Ale masz dużą rację w tym co piszesz.
Film o słabych wynikach matur i Reklama NAGROBKÓW idealnie do siebie PASUJĄ XD
Jeżeli jesteś rodzicem i myślisz, że szkoła nauczy twoje dzieci myślenia na tyle dobrze, że dziecko będzie mogło myśleć same za siebie, to wychowujesz tylko następnego niewolnika.
Szkoła nie sprawi że twoje dziecko będzie na tyle mądre, że wiedzieć będzie "how to think for yourself". Szkoła sprawi jedynie, że twoje dziecko będzie na tyle mądre aby iść do kolejnej "9 to 5 job" i płacić podatki.
~Na postawie wypowiedzi Andrew Tate
3:00 - konwertowanie wyników z rozszerzenia to trochę nietrafione podejście, ktoś z podstawy napisał by 80% czyli 4, ale uderzył na rozszerzenie i ma tylko 40% czy 2.
I pomyśleć, że byłem wku*wiony jak dostalem z matmy na pr 98% zamiast 100%...
Chyba w filmie został popełniony błąd interpretacyjny co do motywacji przystąpienia do matury rozszerzonej. Teraz jeśli się nie mylę to nie ma już czegoś takiego jak matura podstawowa z np. fizyki. Ja idąc poszedłem na maturę podstawową z fizyki, bo mogłem, do rozszerzonej wiedziałem, że nie mam podjazdu, więc poszedłem dociułać do punktów rekrutacyjnych na podstawowej fizyce. A teraz gdy nie ma podstawowej fizyki każdy tak myślący idzie na to rozszerzenie.
Z przedmiotami gdzie matura podstawowa jest obowiązkowa jest inaczej, tutaj na rozszerzenie ludzie idą "dla beki", albo jak ktoś jest pewny, że zda podstawę to idzie też się spróbować na rozszerzenie, bo często jest tak że przy rekrutacji np 40% z podstawy da 40 pkt rekrutacyjnych, i te same 60pkt da 20% z rozszerzenia, a wydaje mi się, że 20% z rozszerzenia też nie jest też tak trudno nazbierać (przynajmniej na matmie z tego co pamiętam, wystarczyło wpisać dane, tezę, ustalić dziedzinę i pewnie zrobić z jedno zadanie), a mając przynajmniej 50% z rozszerzenia masz co najmniej tyle punktów co maksując podstawę
Na podstawę z fizyki też miałem taką motywację, a ostatecznie nie poszedłem bo termin był taki że coś mi nie pasowało i wolałem spędzić czas przygotowując się do czego innego albo odstresowując się, nie pamiętam dokładnie.
Miałem tak z rozszerzeniem z matematyki. Jeżeli ktoś miał 30% z rozszerzenia (minimum by się liczyły punkty) to tak samo jak 90% z podstawy na rekrutacji na tej konkretnej uczelni. Matematyka jest prosta, ale rozszerzona matematyka to zło
To co opisujecie to zupełna tragedia. Jak mi współpracownik przyniesie analizę prawidłową w 50% to trafi ona do kosza a współpracownik na moją listę osób, które powinnam mocno kontrolować. I jeśli takie "wyniki" nadal będzie dostarczał, będzie miał problemy. Podchodziłam ostatnio do kilku egzaminów branżowych. Zdaje się od 70% i jesteś cały czas obserwowany, nie ma szans na oszustwo. Miałam okazję studiować na kilku uczelniach: podobno najlepszej w Polsce i kilku na Zachodzie. Między Polską i Zachodem jest przepaść jeśli chodzi o poziom i to co opisujecie to jedna z przyczyn takiego stanu rzeczy. W Polsce, na wszystkich poziomach, uczy się powielania faktów i kombinowania, żeby się jeszcze przecisnąć. Tworzy się system, który takie zachowanie nagradza. Fakt, że 30% punktów wystarcza do zdania matury to skandal.
Skończyłem technikum 12 lat temu i już wtedy pojawiały sie takie głosy - tyle lat i nikt nic z tym nie zrobił i długo nie zrobi bo A) uczelnie nie zarobia i nie bedzie pracy dla profesorów, B) większość uczniów chce miec wyższe wykształecenie C) Dalej jest mocny mit o tym że po studiach się zarabia dobre pieniądze D) Mało sie propaguje technika i zawodówki po których w konkretnych zawodach mozna zarobic tyle co po studiach albo i więcej (szczególnie w usługach).
System jak system ale nauczycieli z powołania to ze świeczką szukać
Zmartwie Cię bardziej. Odkąd pracuje u mnie w szkole młodzi i ambitni nauczyciele zmieniają posady bo po prostu zarobią więcej w innej branży. Teraz to szkoły biorą wszystkich bo nie ma "w czym wybierać".
Takie zarobki = Tacy nauczyciele proste jak 100 metrow sznurka
Bardzo fajny materiał 😊
Dobrze ale uczniowie biora sobie rozszerzone bo nie ma progu zdawalnosci, sam wybralem rozszerzone zeby sprobowac swoja wiedze i umiejetnosci i tez nie mialem duzo punktow
Prace domowe nie powinny istnieć. Ewentualnie tylko czytanie lektur, ale to w sumie nie jest do końca praca domowa, a przynajmniej jest to jakaś jej specyficzna forma. Co do Matur, to póki opierają się one na na testach, to nie będzie mowy o wysokim poziomie matur. Poza tym i tak mamy za dużo studentów. Tylko niewielki procent idących na studia tak naprawdę wie co chce po nich robić i ma plan na swoją przyszłość. Reszta idzie po to by sobie wydłużyć czas na pójście do pracy albo ma nadzieję, że papierek da mu szansę na łatwą kasę bez przemęczania się. Poza tym jest coraz więcej studentów zza granicy. Ciekawi mnie kto opłaca ich studia. Czy też podatki Polaków?
Moim zdaniem pierwsze 2-3 lata podstawowki powinny sie skupic na uczeniu jak sie uczyc. A przy okazji uczyc powoli podstaw jako przykladu dla dzieciakow ze "widzicie? Uczycie sie jak sie uczyc i juz sie tego nauczyliscie"
Albo wziac system nauczania z japoni jako wzor i z tego rozpracowac nasz. W koncu nie jestesmy narodem z tak sztywna kultura pracy.
To nie działa w PL, bo nauczyciela na studiach nie uczą się tego jak uczyć innych w efektywny sposób.
Uczelnie bardzo dobrze sobie z tym radzą - na II sem. jest odsiew. Kto po roku nie jest w stanie przyswoić potrzebnej wiedzy odpada. Uczelnia ma etaty i nie wydaje nienależnych dyplomów.
Dukanie regułek wykutych na pamięć to żadna nauka/wiedza
Oho gratulację panie Tomaszu :D Witamy w ESA:D
Przed kilku laty wybrałam rozszerzenie na maturze tylko dlatego że trzeba było mieć choć jedno
No to faktycznie świetna była z ciebie uczennica 🤪🤪🤪
@@annabien2517 ale nie każdy chce studiować w czym problem? XD
dużo zależy tez od specyficzności klucza odpowiedzi matur rozszerzonych- na biologii zerowanie są sformułowania, które na studiach są spokojnie używane :)
Tutaj młody nauczyciel matematyki w szkole średniej (3 lata pracy i maturzyści za mną), mam kilka uwag.
Skąd informacja, że ocena dopuszczająca zaczyna się od 35%? Przecież nie ma jednolitego systemu oceniania w kraju, precyzuje to: statut szkoły, WSO, bądź PSO.
Skąd informacja, że matura jest co roku prostsza? Nie powołał się Pan na żadną analizę zadań maturalnych z ostatnich lat. Przykładowo ja się z tym stwierdzeniem subiektywnie nie zgadzam.
Co (w kontekście matematyki) znaczy, że szkoła skupia się na rozwiązywaniu matur, a nie nauczaniu?
Film ten jest bardzo nieprecyzyjny, wiele rzeczy jest powiedziane na wyrost. Chciałbym aby w szkole zmieniło się wiele, ale argumenty ku zmianie muszą być rzetelne i obiektywne!
Pozdrawiam
Pamiętam że gdy matura z matematyki stała się obowiązkowa to nastąpił zauważalny spadek poziomu trudności. Wyniki bliskie 100% nie były wtedy niczym nadzwyczajnym, a poniżej 90% to było już słabo (mam na myśli podstawowy arkusz).
szkoda, że nikt nie przestrzega głównego regulaminu i np. z kartkówki dalej w dużej liczbie szkół nie da sie uzyskać oceny celującej xD
@@MarcinB01 Jednym z moich zarzutów był brak powołania się na analizę. Pana opinia również jest subiektywna. Zresztą to było 12 lat temu, a rozmowa jest o obecnych maturach.
@@przeciwkotopceserwerowej3721 Ano szkoda. Sam zawsze umożliwiam otrzymanie oceny celującej z każdej formy. Jak ktoś nie pozwala, trzeba to zgłaszać: wychowawcy -> dyrekcji -> kuratorium. Polecam Stowarzyszenie Umarłych Statutów, robią świetną robotę. Tak czy siak, jest to najmniejszy z problemów współczesnej szkoły :/
Alez to jest problem klaycznych-tendencyjnych opinii. Dobre wyniki? o to ministerstwo musialo gmerac przy poziomie trudnosci. A prawda jest taka, ze zadna matura podstawowa nie powinna powodowac trudnosci (przy MINIMUM zaangazowania). Cala karta wzorow, formula zadan, to jeden wielki test na inteligencje, a nie powazny egzamin.
Najbardziej niesłuszne według mnie są błędy kardynalne na j.polskim, bo uczysz się 3/4lata i jeden błąd potrafi wpłynąć poniekąd na całe życie.
Brak egzaminów wstępnych i zamiast tego matura była (i moim zdaniem nadal jest) dobrym pomysłem - zamiast zdawać egzaminy na każdej z uczelni, można zdać jeden, centralny, identyczny dla każdego w całej Polsce. Dla kogoś, kto aplikuje na uczelnie w jednym mieście mieszkając w nim (np. w Krakowie, Warszawie czy Olsztynie), to nie jest duży problem. Ale jeśli ktoś aplikuje na uczelnie w różnych miejscach w kraju (np. Politechnikę Krakowską, Warszawską, Wrocławską), albo pochodzi z małej miejscowości z dala od dużych ośrodków akademickich - to jest to logistyczne wyzwanie, które zabiera czas, pieniądze i siły.
Co do pytań od amerykańskiej uczelni - moim zdaniem właśnie brakuje tego w polskich szkołach (a przynajmniej tak było dekadę temu), a po części i na uczelniach - nie ma wielu kół naukowych, ciekawych wydarzeń tematycznych, akcji i pełnego życia szkolnego/uczelnianego (poza uroczystościami historycznymi). Celem jest odbębnienie lekcji, wykładów i zdanie matury/dostanie dyplomu. Często nawet było brak już czasu i sił na jakąś pożyteczną aktywność ponadprogramową czy społeczną.
Mylisz sie to jest zly pomysł
Można bylo z góry przewidzieć jak to się skonczy podobnie z pomyslem z gimnazium
Pomysl gimnazium bral się z pomysłu aby ludzie szli do pracy po ukonczeniu gimnazjum i kursow zawodowych
Jest pan bardzo inteligenty i mądry znajduje się w tej grupie 20 procent ale na szczęście poprawkę mam z matmy wiec nie wszystko stracone. Młodzi ludzie potrzebują właśnie takich osób jak pan pozdrawiam 💪🏻
"Więc na podstawie tego wyniku, który o niczym nie świadczy, przyjmujemy ich na studia."
Czy ten wynik "który o niczym nie świadczy" to wynik matury? To dość zaskakujące stwierdzenie, że wynik z matury o niczym nie świadczy. Jeśli ktoś pisał kilka rozszerzeń i ze wszystkich ma ponad 90% to możemy się po takiej osobie spodziewać, że jest dość zdolna i pracowita. Tacy przynajmniej są wszyscy moi znajomi, którzy osiągali takie wyniki. Natomiast jeśli ktoś nie zdaje matury to istnieje duża szansa, że albo nic nie robił, albo nie jest zbyt lotny, albo i to i to.
Naprawdę ktoś uważa, że wyniki z maturki o niczym nie świadczą?
Też tak uważam. Pisałem w tym roku maturę i była wyjątkowo prosta, zwłaszcza matematyka. Żeby jej nie zdać to trzeba było się wyjątkowo postarać.
Albo zadania mu nie podpasowaly mimo ze umial? Albo miał dobrze ale popelnil jeden blad i dostawal 0 pkt? Albo umial dane zagadnienie ale nie radzil sobie ze stresem lub sztywna forma mu nie pasowala? Albo...
@@wzdluzony Tak.
Z wynikami z matury to powiedziałbym nie tyle że o niczym nie świadczą, ale że one niczego nie przekreślają. To że ktoś miał 90% z matury z matematyki wcale nie oznacza że da sobie radę np. z analizą matematyczną, statystyką itd. Przeskok ze szkoły średniej na studia jest ogromny - ja w szkole średniej z matematyki byłem fatalny, dostałem się na PWr tylko dlatego był niski próg punktowy, a matematyka na moich studiach była czymś zupełnie innym więc praktycznie miałem carte blanche i radziłem sobie lepiej. A co do fizyki to na drugim semestrze wykładowca na PWr powiedział na pierwszym wykładzie wprost że fizyka w szkole średniej to jakieś śmieszne odpowiadania i musimy zacząć od początku na róźniczkach i całkach
@@wzdluzony na pewno są zadania, które mniej nam pasują, bo często z jakiegoś działu jesteśmy słabsi, a z innego lepsi. Natomiast to bardzo mało prawdopodobne, że większość zadań nam nie podejdzie jeśli ogółem umiemy.
Raczej pojedyncze wyzerowane zadania nie sprawiają, że wynik drastycznie się obniża. Drastycznie, tzn. leci poniżej 30%. Poza tym w wyżej punktowanych zadaniach popełnienie tylko jednego błędu wciąż daje częściowe punkty.
Tak, ekstremalny stres może dużo popsuć. To, czy umiesz sobie z nim radzić to kolejna rzecz weryfikowana przez maturę - całkiem ważna rzecz.
Nie wiem co miałeś na myśli przez sztywną formę.
W każdym razie wydaje mi się, że mało jest przypadków niezdanych matur, w których nie świadczą one w pewien sposób źle o pochodzącym. Choć nie wykluczam, że jakieś są.
Krótka uwaga: około 03:10 pada stwierdzenie, że "średnia ocena z matematyki rozszerzonej w skali kraju to 1", ale jest drobny problem z tym stwierdzeniem: f(wartość oczekiwana zmiennej losowej X) != wartość oczekiwana f(X). W szczególności żeby w skali kraju średnia ocena wynosiła 1, to wszyscy maturzyści musieliby mieć wynik poniżej 50% (wartości od której wystawiana jest ocena wyższa niż 1).
Super podsumowanie polskiego systemu edukacji.
Świetny film!
Znam dziesiątki osób które wybrały rozszerzenia dla żartu albo dlatego, że musieli te rozszerzenie pisać z uwagi na kierunek na jakim byli lub presje ze strony rówieśników, rodziców albo nauczycieli. Niektórzy w ogóle nie idą na egzamin i mają 0%, a niektórzy piszą na 5%, 0%, 10% etc.. To tylko pokazuje jakim bezsensem jest wiara w statystyki oraz fakt patologii w polskim szkolnictwie. :d
To , podsumowując, znasz dziesiątki ułomnych osób, które uparły się zrobić sobie krzywdę. Współczuję.
Skomplikowany temat. Mam nadzieję, że pociągnie Pan dalej. Choćby z uwagi na fakt, że najbardziej na "niszczący efekt szkoły" skarżą się ludzie, którzy i tak w żaden sposób po za szkołą się nie rozwijają - przynajmniej ja mam takie doświadczenie. Wydaje im się, że do Yale by się dostali, tylko polski system edukacji ich niszczy. Prawda jest inna.
Łatwo jest "olewać" szkołę, bo "system jest zepsuty" i zatracać się w poczuciu, że "nie idzie mie szkole bo szkoła jest zła", jednocześnie nie robiąc absolutnie nic po za nią. Ale o czym to świadczy? Że taki ktoś nie umie połączyć kropek "szkoła zła, więc muszę sam pracować żeby osiągnąć sukces".
Bardzo trudna, acz potrzebna debata.
Potwierdzam system jest kiepski. Uczę, ale też odbiję piłeczkę, ja musiałam się tłumaczyć dlaczego nie uczę jak inni. Czyli pod testy. Mojaopinia taka że to ciągłe mamy beton mentalny zarówno wśród nauczycieli i rodziców.
To już prawie 10 lat będzie od tamtej matury z Pana tekstem. Pisałem ją i właśnie od materiałów na ten temat śledzę kanał ;) Przekonałem się wtedy, że to nie ja nie potrafię interpretować tekstów - tylko poloniści, o ironio (a przynajmniej w przypadku treści popularnonaukowych).
Ja pamiętam miałem fajnie z matematyką. Jedna z pierwszych obowiązkowych matur z matmy a w trzeciej klasie (z czterech) nam zachorował nauczyciel od matmy. 😄
Zastępstwa brak. 😂
Przez pół roku. 🤣
Dla mnie zdawanie egzaminów to nie zbyt wielki problem, szkoła mnie tego nauczyła. Jednak jak już poszedłem na studia to odczułem te brakujące pół roku i to trochę boleśnie.
Szkoła jest do niczego tak więc polecam tam zająć się czymś innym.
Ps: apropo tego gościa od nie odrabiania zadań domowych, to miałem podobnie z niemieckiego. Z tym że nadal nie mówię po niemiecku, ale jak w szkole średniej przyszedł język angielski to w czasie wakacji nauczyłem się angielskiego (tak że miałem najlepsze oceny w klasie) uwaga... Grając w grę komputerową i rozmawiając z ludźmi po angielsku z odpalonym w tle google translate 😅
Po co tyle lat nauki skoro można w dwa miesiące nauczyć się więcej niż przez kilka czy kilkanaście lat? Motywacja i zainteresowanie jest kluczem do sukcesu, nie dajcie im sobie odebrać!
Oczywiście gorzej jak nic i nikt was niczym nie zainteresuje...
Poziom języka w szkole średniej jest często nie wyzszy niż w podstawówce- u mnie w technikum powtarzaliśmy to co już było w gimnazjum. Też miałam dobre oceny, choć angielskiego dobrze nauczyłam się po gimnazjum w swoim zakresie, znałam już podstawy podstaw, ale zaczęłam oglądać rzeczy po angielsku. Z językami jest tak, że każdy ma inny styl uczenia się- jedni najefektywniej uczą się z książek, inni ze słuchu, inni przez konwersacje i skojarzenia. Ciężko na lekcjach trafić do wszystkich, są też osoby mniej uzdolnione językowo, jednak dzisiejszy rynek wymaga przynajmniej tego komunikatywnego angielskiego.
Z autopsji powiem, że wybór rozszerzenia często po prostu jest brany żeby był. Ja idąc na rozszerzoną biologię nie do końca się nią przejmowałem, bo wiedziałem że dobrze poszło mi z innych potrzebnych przedmiotów aby dostać się na studia. Same zajęcia z biologii rozszerzonej szły mi dobrze, ale nie miałem motywacji aby powalczyć o dobre zdanie tego przedmioty i matury z niej. Były robione dodatkowe zajęcia aby podszkolić się do rozszerzonej biologii ale z masy ludzi (technikum leśne) które się na nią wybierało, chodziła tam garstka.
Polecam lekturę książki Janusza Zajdla 'Limes inferior'. Idealnie tam widać studium pauperyzacji szkolnictwa i skąd się to bierze. Uwaga: jak wszystkie dobre dzieła z tamtych czasów należy to czytać między wierszami!
Przeczytając Zajdla, Wnuka-Lipińskiego czy Snerga ze zrozumieniem posiądziesz więcej wiedzy życiowej niż przez cały okres nauki w szkole
dobry tytuł, w pierwszej sekundzie interesuje odbiorcę, nieświadomie :3
Matura prastary relikt starego(o zgrozo) i wciąż aktualnego systemu edukacji, który jest przystankiem do pracowania za minimalną lub bycia bezrobotnym. ;)
dzięki temu reliktowi masz smartfona w łapie, pceta czy innego maca
@@1104456 Chwała POTĘŻNEMU CKE, dzięki niemu mamy komputery!!!!
@@1104456 no tak te wszyskie żeczy są właśnie przez maturę 🙃
@@franekzimecki6484 nie no wszystko to wymyśliła Greta miała to w swoich warkoczykach a nie wróć ona nie potrzebuje porozumiewania się na pewnym poziomie który gwarantuje "rama" szkolnictwa
@@1104456 XD
Zgadzam się w 100%.Dziekuję i pozdrawiam
Smutna prawda. Znam to od środka.
Jak zawsze w punkt!
Czytając tylko tytuł na usta ciśnie się odpowiedź: ponieważ ostatnie 2 lata było parodią nauki ze względu na nauczanie zdalne.
A teraz obejrzę odcinek.
Gdy idzie o parodię nauczania to chyba lat 20, choć pandemii jeszcze wtedy nie było.
@@jacekswiech530 To swoją drogą. Poziom jest raczej niski ale nie okłamujmy się nie wszyscy chcą się uczyć nie ważne jaki będzie program, a jak ktoś będzie chciał się uczyć to niski poziom szkolnictwa nie będzie takiej osobie przeszkadzał i douczy się sam. I tak wiem, nie tędy droga, na szczęście dzisiaj osoba, która chce się uczyć sama ma łatwiej niż 20 lat temu.
Ale po co o tym mówić, to niedobra jest.
Mam bardzo złe wspomnienia ze szkołą, niby wszystko zadawałam, jechałam na czwórkach czasami piątkach, to trauma została. Wszystko przez te oceny, branie do odpowiedzi, ogólnie cały stres, że musisz wiedzieć wszytko a jak nie wiesz to rówieśnicy albo nauczyciele się z Ciebie śmieją. Po gimnazjum wyjechałam do Irlandii i poszłam tu do szkoły i zdałam maturę. Poziom oczywiście widocznie niższy ale jaki spokój dla głowy! Zero brania do odpowiedzi, nie ma ocen! Oceny były tylko z egzaminów ale to na koniec roku. Kto się uczył to się uczył, kto się starał to się starał a kto nie chciał to nie, ale nie linczowało się bo ktoś nie wiedział jak się nazywa córka jakiegoś Króla Polski itp 🤦🏼♀️🤦🏼♀️🤦🏼♀️
Właśnie takich ludzi jak Pan chciałbym widzieć na stanowiskach ministra np szkolenictwa, mam nadzieję że kiedyś się tego doczekam
Czyli takich, którzy nie mają ku temu kompetencji?
@@marianhubada8770 widzę według Ciebie kompetencja kogoś musi być lanie wody w telewizji i doświadczenie partyjne a nie osoby które mają plan i widzą problemy systemu ;) Idź głosuj dalej na PO albo PiS to za 10lat będzie jeszcze gorzej
@@michacichociemny8931 w złą formę mnie Pan wtłoczył. Ja nie krytykuje Pana Rożka dlatego, że mówi coś niezgodnego z jedyną, słuszną linią partyjną mojego PiS bądź PO, tylko zwyczajnie dlatego, że dostrzega problemy w edukacji w nieodpowiednich miejscach, nie ma ku temu kompetencji i używa populizmów, że wszystkiemu winien jest system, nie uczniowie i trzeba ten system zmienić. Pewnie, że powinniśmy go zmienić, ale trzeba to zrobić mądrze, a nie na hurra. I oczywiście nie widzę potencjału by to zrobić ani w PiS, ani w PO.
@@marianhubada8770 Według mnie Pan Rożek przynajmniej w kształceniu wyższym ma kompetencje żeby przynajmniej spróbować co zmienić bo wiele argumentów czy w tym czy w starszych filmach ma bardzo trafnych, jako student 3 roku na kierunku lekarskim zgadzam się w nim w 100% że system całkowicie jest do przeorania i nie uczy się uczyć tylko uczy się zdawać egzamin ktory po tygodniu jest do zapomnienia. Chcę żeby osoby z wizja i świeżym podejściem zajęły się takimi problemami a nie wychodzi Czarnek i mówi że uczelnie typu KUL są przykładem nauczania a zdawalnosc matury zaczyna się od 30% procent a nie jak na studiach od 61%. Szkoły i uczelnie zwłaszcza slabsze kształcą w tej chwili analfabetów i według mnie będzie będzie tylko gorzej póki takie szkoły będą istnieć, a przez to prestiż uczelni i szkół jest watpliwy a co za tym idzie jest wiele miernych dydaktyków przez co pensje są równiez mierne.
@@michacichociemny8931 1. Ta wypowiedź Czarnka tak naprawdę nie miała żadnego znaczenia, on po prostu pochwalił KUL, ale przeprowadzając zmiany w edukacji nie stawia jej sobie jako wzór. 2. Rożek jest naukowcem, ale nie specjalistą od pedagogiki i z całym szacunkiem, ale Pan też takim ekspertem nie jest i samo przejście przez wszystkie szczeble edukacji to zdecydowanie za mało, żeby się na ten temat wypowiadać. 3. Ja nie gloryfikuję tego, co jest i szeroko pojętego systemu, wręcz przeciwnie. Trzeba zdać sobie po prostu sprawę z tego, że edukacja to nie jest taki łatwy temat, w którym wystarczy zapytać ludzi, co im się nie podoba i to zmienić. Ludziom zawsze się będzie coś nie podobać w edukacji dlatego, że zawsze opierała się, opiera się i musi się opierać i nie ma tu żadnej możliwości na przymusie i tym, że jest czymś ciężkim i męczącym, przez co ludzie będą ją nienawidzić. Uważam edukację za chyba jedyny temat, na który nie powinien wypowiedać się nikt, kto nie ma w tym zakresie wiedzi i jednocześnie to jest jeden z tematów, na który ludzie wypowiadają się najczęściej i najchętnej. Pewnie, że powinniśmy przeprowadzić zmiany w szkolnictwie, ale wbrew pozorom nie potrzeba tu jakiejś rewolucji, a problemy nie leżą, gdzie większość myśli, że leżą. Żeby uzdrowić edukację potrzeba przede wszystkim zmiany w systemie nauczycieli, ważnych, ale niegruntownych korekt w programach i obraniu innego nurtu niż jest promowany obecnie, czyli antypedagogiki, powinniśmy również zmieniać myślenie i podeście ludzi, aby nie uważali wykształcenia za coś oczywistego, a nauki pod kątem zawody technicznego jako ujmę na godności. Nie można mówić, że skoro jest źle, to trzeba zmieniać całą strukturę, a uczniowie są vez winy, wszystko to przez tych złych na górze, którzy chcą tylko, żeby dzieci siedziały w szkole po 8 godzin dziennie, a w domu odrabiały tylko pracę domową i uczyły się do testów. Tak, tego się wymaga od uczniów, ale to dlatego, że nie da się wyrobić pewnych umiejętności i pozyskać inaczej niż poprzez powtarzanie i systematyczną naukę, a celem edukacji nie przystosowanie do życia, bo od tego są rodzice, szkoła na wykształcić w człowieku pewne umiejętności i przekazać wiedzę, które z pozoru mu się nie przydadzą, ale rozwiną go intelektualnie.
Chyba taki pierwszy symptom kryzysu w oświacie zaczął się od kiedy większość kierunków (studia) zostały uwolnione od takiego prawdziwego rygoru i nadzoru liczebności studentów i absolwentów. Kiedy uczelnie zaczęły przyjmować kilkukrotnie więcej chętnych, niż było etatów w danym zawodzie. I kiedy zmienił się prestiż naukowy. Ukończone studia kiedyś dawały jakąś tam wiedzę i przede wszystkim przewagę w środowisku. Taki dziwny efekt socjologiczny "wykształciucha". Ale to bardzo szybko upadło wraz z nadprodukcją absolwentów, którzy z kolei wraz z szerokim otwarciem się polski na świat, nagminnie emigrowali na zachodni zmywak. Co swoją drogą było największym błędem państwa jako społeczeństwa, które najpierw wykształciło tych ludzi za państwowe pieniądze, a później pozwoliło im odejść, i nie odzyskało w żaden sposób tej inwestycji kapitałowej.
Nadprodukcja wymusiła obniżenie poziomu naukowego studiów, (czytaj dalej - liceów przygotowujących do tychże studiów), tak żeby dostosować do poziomu średniego studenta program danego kierunku. Druga strona medalu to właśnie ów błędny kult studiowania, który dawał iluzoryczne mniemanie, że ktoś jest przez to lepszy, znajdzie lepszą pracę i będzie coś więcej znaczył. A tak nie było, bo na studia szła, dostawała się cała masa młodych ludzi bez jasno sprecyzowanych planów, bez celu na siebie, bez pojęcia czego w życiu chcą (co chcą robić). W efekcie może 15-20% rocznika to ludzie, którzy odnajdywali się na danym kierunku (i w przyszłym zawodzie), zaś reszta to przemiał, z którego nic efektywnego nie wynikało.
Stąd jeśli zadamy sobie pytanie czy w Polsce mamy wielu (naukowych) fachowców w danej (dowolnej) dziedzinie, odpowiedź mogła by nas niestety porazić - bo moim zdaniem nie mamy obecnie takiej kadry. Głównie dlatego, że poziom studiów uległ generalnie obniżeniu, a po drugie dlatego, że studia kończą jednostki niewystarczająco kompetentne. I to samo jest w zasadzie już na etapie szkoły średniej (zwłaszcza liceum), która na siłę produkuje maturzystów, bez konkretnego, życiowego przygotowania. I bez tej minimalnej wiedzy o ich predyspozycjach, czy zdolnościach.