Od jakiegoś czasu zaprząta mi głowę pewna kwestia i być może Pan byłby w stanie wskazać mi jej rozwiązanie. Czy Pana zdaniem warunkiem uznania danego zdarzenia za cud jest oprócz innych kryteriów jednorazowość albo przynajmniej rzadkość jego występowania? Jeśli tak, to czy gdyby np. w przyszłości zaobserwowano liczne dobrze udokumentowane przypadki zmartwychwstania, to czy przez sam fakt znacznej częstotliwości ich występowania należałoby uznać, że nie są to zdarzenia cudowne czy też nadal powinny za takie uchodzić ze względu na fakt, że ich występowanie pozostawałoby w sprzeczności, np. z resztą naszej wiedzy na temat procesów biologicznych? W którym wypadku np. odpowiedź sceptyka na zaistnienie dobrze udokumentowanego zjawiska wyglądającego na cudowne, że może ono zostać wytłumaczone poprzez w przyszłości poznane prawa przyrody będzie adekwatna, a kiedy nie? Niektórzy jak np. filozof religii Michael Martin odpowiedzieliby chyba, że zawsze, ale mnie to nie satysfakcjonuje. Nie mam problemu z udzieleniem takiej odpowiedzi, gdy np. chodzi o zjawisko całunu z Turynu albo krwi św. Januarego, ale udzielenie takiej odpowiedzi odnosząc się do np. dobrze udokumentowanego przypadku odrośnięcia kończyny pod wpływem modłów wydałoby mi się mocno naciągane. Szczęśliwie takich przypadków nie ma, bo gdy mamy do czynienia z tak nieprawdopodobnymi podaniami o cudach, to brak jest wystarczających podstaw, by sądzić, że tego rodzaju zdarzenie w ogóle zaistniało. Jednak, czy istnieje jakiś obiektywny sposób, by zmierzyć, czy dane zjawisko na tyle nie wpisuje się w naturalistyczny obraz świata, że gdyby faktycznie zaistniało należałoby je uznać za cud? I powiązane z tym pytanie, czy istnieje jakaś różnica pomiędzy zjawiskiem niemożliwym do wyjaśnienia w świetle obecnej wiedzy naukowej a takim, które pozostaje z nią w konflikcie (a może to jedno i to samo)?
W moim przekonaniu można argumentować, że jeśli w pojęciu cudu zawarte jest pojęcie zdarzenia łamiącego prawo natury, to nigdy nie możemy dysponować świadectwami na rzecz zajścia cudu, gdyż z pojęcia prawa natury wynika analitycznie, że jest to bezwyjątkowa regularność. Takie pojęcie cudu jest zatem wewnętrznie sprzeczne. Zatem jeśli zachodzi zdarzenie, które nie mieści się w naszym aktualnym naukowym obrazie świata, to zawsze możemy być pewni, że to nasze przekonania na temat praw natury są błędne, a nie, że zaszedł jakiś cud. Nie inaczej trzeba byłoby sądzić, gdybyśmy spotkali się z jakimś zmartwychwstaniem lub odrośnięciem kończyny następującym po modlitwie - i to bez względu na to, jak wiele byłoby takich rzetelnie przebadanych i udokumentowanych przypadków. Czy takie podejście wyklucza na podstawach pojęciowych możliwość wyjaśnień odwołujących się do działań podmiotów, o których traktują religie? Nie wyklucza, tyle że skutki tych działań nie mogą być uznawane za cuda, tj. za zdarzenia będące naruszeniami praw natury. Po prostu prawa natury okazałyby się radykalnie różne od tych przyjmowanych na gruncie współczesnej nauki. Co musiałoby mieć miejsce, aby akceptacja tego typu wyjaśnień -- wyjaśnień odwołujących się do boskich aktywności -- była racjonalna? To musiałoby być coś naprawdę spektakularnego, żadne tam zmartwychwstania czy regeneracje kończyn. Musielibyśmy stanąć z bogami twarzą w twarz, jak ujmuje to św. Paweł. 😉
Tzw. "teorie spiskowe" (nazwa skądinąd niefortunna) nie muszą zakładać niczego, co wykracza poza prawa przyrody. Oczywiście jest teoria płaskiej Ziemi, poglądy na temat inwazji Reptlian itp. ale to są jedynie skrajne przykłady. Większość teorii oferuje wyjaśnienia mieszczące się w ogólnie pojętym fizycznym obrazie świata. Jest przecież fizycznie możliwe dodanie rtęci do szczepionki, jest fizycznie możliwe spiskowanie w sprawie stworzenia rządu światowego, jest fizycznie możliwe rozpylanie trujących substancji z samolotu. Poza tym, niektóre twierdzenia zwolenników teorii spiskowej mogą przeczyć prawom przyrody, tak jak nauka je rozumie, ale wynika to z tego, iż głosiciel zwyczajnie tych praw nie zna i nie rozumie i odnosi się do takiego fizycznego porządku świata, jaki on sam uznaje (vide: sprawa nadajników 5G). Natomiast osoba wierząca w cuda wierzy w coś, co jest nie tylko sprzeczne z wiedzą naukową, ale i w coś, co ma pozostawać w kontrze do jej własnych przekonań, jak świat funkcjonuje przez cały czas z wyjątkiem tych sytuacji, w których cud następuje.
@@imienazwisko7811 Problem polega na tym, że, jak wspomniałem, nazwa "teorie spiskowe", jest niefortunna, gdyż "spisek" nie zawsze jest elementem konstytutywnym takiej teorii. Często odwołują się one do spisku tylko dlatego, aby wyjaśnić, dlaczego twierdzenia tej teorii nie są akceptowane przez ogół naukowców. Np. zwolennicy teorii o cudownych właściwościach leczniczych "lewoskrętnej witaminy C" odwołują się zazwyczaj do tego, że wyniki badań, na które się powołują, są ukrywane wskutek lobbingu BigPharmy. Nie zmienia to faktu, że gdyby ktoś twierdził, że to nie celowe działanie, ale zwykłe niedbalstwo, niewiedza, czy konserwatyzm medyków jest przyczyną jest przyczyną odrzucenia tej teorii, nie stałaby się ona przez to ani odrobinę mądrzejsza. Podobnież w naukach społecznych, humanistyce, a zwłaszcza w badaniach historycznych, przyjęcie wyjaśnienia spiskowego bywa czasem całkiem dobrze udokumentowane. Przykładem może być ujawnienie dokumentów Phoebusa przez dziennikarzy opisujących tzw. "spisek żarówkowy", albo np. badania nad wpływem agentury obcych mocarstw na decyzje rządu sanacyjnego podejmowane w przededniu II Wojny Światowej.
@@krzesimirchrzastowicz4833 Nie tyle chodzi o wyjaśnienie czegoś odrzucanego przez przedstawicieli czystej nauki, ile o zapełnienie luk, których nauka nie objaśnia lub objaśnia w sposób niedostateczny np. pojawienia się negatywnego czynnika rh krwi ludzkiej.Tak się dzieje również , kiedy w obrebie badań naukowych dochodzi najpierw do uznania jakichs zależności przez przedstawicieli czystej nauki , a potem do jej dziwacznej dyskredytacji przez tychże np. publikacja dot. autyzmu jako niepożądanego odczynu poszczepiennego.Skoro termin jest niezreczny, warto odróżnić samą teorię spisku od teorii spiskowej. Historia dostarcza tak wielu przykładów faktycznych spisków, że zamiast sięgania po nie, warto by pokusić się o podanie przykładów z poletka nauki, nikt bowiem nie będzie przyjmował na wiarę , że historia nauki jest od takich przykładów wolna. Ukuciu teorii spiskowej sprzyjają też same fakty np. samobójstwa i inne rodzaje zajść śmiertelnych wśród lekarzy negatywnie wypowiadających się o współcześnie produkowanych szczepionkach. Także same twierdzenia lekarzy w sprawie koronawirusa, który rzekomo atakuje pierwotnie układ nerwowy , a wtórnie oddechowy, ale całkowicie omija on grupy ryzyka ( np.wcześniaki czy dzieci w ogóle, w szczególności te predysponowane z wielu powodów do infekcji ), sprzyjają takim teoriom.Czy są one niemadre z definicji , czy też mogą niektóre z nich pokrywać się z prawdą , nauka i czas pokażą.
Nie rozumiem dlaczego cud w obrębie jednej religii miałby świadczyć przeciwko cudom w obrębie innej religii... Czy jako hierofania nie przemawiałby raczej za prawdziwością religii w ogóle? I dlaczego różne religie mielibyśmy nazywać "niezgodnymi" i na czym ta niezgodność miałaby polegać? Czy Beethoven jest "niezgodny" z Mozartem dlatego, że się od niego różni? Czy piękno symfonii Beethovena przemawia za brzydotą symfonii Mozarta?
Pozwolę sobie wejść w polemikę (choć czuję się jak Dawid przy Goliacie). "Cuda są z definicji zdarzeniami wykraczającymi przeciwko prawom przyrody. Najczęściej rozumiane są jako bezpośrednie ingerencje bóstwa w porządek natury" - takie zdefiniowanie cudu nastręcza problemów. Największym z nich, w mojej opinii, jest fakt, że zdarzenie jeżeli nastąpi, nawet na naszych oczach, to może być uznane za zgodne z prawami przyrody (wszak nastąpiło). Tutaj płynnie można przejść do drugiego problemu, mianowicie do tego, że definicja niestety jest za szeroka. Nie wiemy jakie zjawisko należy traktować jako zgodne z prawem przyrody, a jakie nie. Tutaj jest próba wybrnięcia z tego problemu i powiedzenia o tym, że to te zdarzenia, w których występuje powtarzalność i te są przez nas najlepiej zbadane. Jednak tutaj pojawia się nowy problem wątpienia w fenomeny. Hume wydaje się kazać nam wówczas przestać w wierzyć w zjawiska, które występują niezwykle rzadko lub nawet są jednorazowe, a przecież wiemy, że takie również są obserwowane, niestety czasem musimy oprzeć się na samym świadectwie o jego wystąpieniu. Podobnie są też takie, których nie obserwujemy, ale wnioskujemy z obserwacji, które odczytujemy jako skutek takiego wydarzenia (do tego przejdę później). Dlatego cała siła argumentu Hume'a przeciwko racjonalności przekonań o cudach zdaje się być już czysto epistemologiczna. Jeżeli nigdy nie byliśmy świadkiem danego zjawiska, to powinniśmy odrzucić świadectwa o nim, chyba że jego (zjawiska) niewystąpienie jest mniej prawdopodobne niż wystąpienie. Tutaj wypada zapytać o kryterium oceny prawdopodobieństwa, wydaje się nim być obserwacja powtarzalności danego zjawiska. Tak jak mówiłem zasada taka stawia naszą epistemologię w rygor nieprzyjmowania zjawisk, które jednakże występują (fenomenów). Jednak nie tylko fenomenów, ale również zjawisk, które występują powszechnie, ale nie w warunkach w jakich żyjemy. Ponadto prowadzi do naukowe analfabetyzmu: Na przykład poza świadectwami o płynących rzekach metanu - nic mi więcej o nich nie wiadomo. Nie zostałem zapoznany z dowodami, a gdybym chciał je zrozumieć to by mi się nie udało - wówczas jest zmuszony do podjęcia przekonania, że takie zjawisko nie występuje, podczas, gdy specjaliści twierdzą, że występuje. Wiemy, że ludzie się mylą, a specjaliści często tworzą zbyt odważne hipotezy i nawet największe autorytety okazują się być w błędzie (Newton jest świetnym przykładem), co więcej tezy naukowe są w najlepszym przypadku przybliżone. Zatem czy powinienem w ogóle podejmować ryzyko przyjęcia takiej tezy, gdy sam nie widzę (bo nie rozumiem) ku temu powodów? Jeszcze więcej! Stanowisko Hume'a wydaje mi się być wewnętrznie sprzeczne, gdyż w swoim założeniu ma nas przekonać o nieracjonalności przyjmowania świadectw o cudach, a z drugiej strony daje mocy argumentowi z osobistego doświadczenia, który uprawnia osoby do racjonalnego przyjmowania nadzwyczajnej ingerencji Boga. Ktoś mógłby przytomnie zauważyć, że przecież może być to błąd poznawczy, a zjawisko jest zwyczajne, jednak tutaj jest znowu przeniesienie z zagadnienia epistemicznego na definicyjne, które w świetle powyższych argumentów (o ile są poprawne) jest niestety nie do przyjęcia. Argumentacja przedstawiona przez Pana Profesora oraz przez artykuły, które czytałem na temat argumentu Hume'a - nie bierze pod uwagę faktu, że dla teistów (przynajmniej tej ich części, którą reprezentuję) cały świat jest wynikiem takiej ingerencji, możemy więc podzielić ingerencje na powszechne, rzadkie, jednostkowe i cudowne. Cudem w teologii nazywa się ZNAK, który Bóg daje człowiekowi, by utwierdzić go w przekonaniu o swoim istnieniu. Jeżeli zjawisko jest powszechne, ale zwiększa nasze przekonanie o istnieniu Boga, to już spełnia taką definicję cudu. Argumentacja Hume'a zdaje się przełączać w argumentacji między tym co występuje obiektywnie, a naszym przekonaniem, natomiast ta definicja odwołuje się tylko do naszego przekonania, więc jest lepsze do badania. Epistemologiczne rozważania nad taką definicją cudu są poza Hume'a krytyką.
(1) Jeśli nigdy nie możemy racjonalnie sądzić, że jakieś zjawisko wykracza przeciwko prawom przyrody, to nigdy nie możemy racjonalnie sądzić, że zaszedł cud. To woda na młyn Hume’a. (2) Rozważmy uproszczony przykład. Załóżmy, że jesteśmy racjonalnie przekonani, że wszystkie kruki są czarne. Następnie ornitologom udaje się schwytać białego ptaka przypominającego kruka. Dokładnie go badają, sekwencjonują DNA, analizują morfologię, udostępniają te badania innym zespołom, które mogą poddać je kontroli itp.; wszyscy zgodnie dochodzą do wniosku, że to biały kruk. Przyjmijmy, że żadnego kolejnego białego kruka już nie odnaleziono. Czy powinniśmy sądzić, że nasza teoria głosząca, że wszystkie kruki są czarne, została w ten sposób obalona. Oczywiście tak; wprawdzie biały kruk jest jeden, ale zjawisk „białokrukowatości” co niemiara - zjawisko takie, i to wielokrotnie, zaobserwowali m.in. wszyscy, którzy widzieli naszego białego kruka, przeprowadzając odpowiednie badania. Historyjkę tę zestawmy z inną. Otóż pewnego dnia pewna osoba, niechby i sławny ornitolog, zauważyła białego ptaka przypominającego wyglądem kruka. Czy taka jednorazowa obserwacja - pojedyncze zjawisko „białokrukowatości” - wystarcza do zakwestionowania naszej teorii o tym, że wszystkie kruki są czarne? Oczywiście nie: ornitologowi mogło się coś przewidzieć, to wcale nie musiał być kruk itd. Jedyne, o czym może być on racjonalnie przekonany, to fakt, że zaobserwował białego ptaka przypominającego kruka, ale nie, że zaobserwował białego kruka. To, o czym może być racjonalnie przekonany, nie falsyfikuje teorii; z kolei nie może być racjonalnie przekonany, że to był biały kruk, nawet jeśli skądinąd to był biały kruk. Mam nadzieję, że ten przykład rozjaśnia sprawę wymogu powtarzalności. (3) Jeśli osoba A jest racjonalnie przekonana o zaistnieniu zdarzenia X, to -- przy pewnych dodatkowych warunkach -- o zajściu X może być racjonalnie przekonania osoba B, której jedynym świadectwem na rzecz X jest informacja pozyskana od A. Problem z przekonaniami o cudach bierze się stąd, że ŻADNA osoba nie może być racjonalnie przekonana o ich zajściu (inaczej niż o występowaniu rzek metanu). (4) Z tego, że nie możemy być racjonalnie pewni, że nasze teorie na temat praw natury są prawdziwe, nie wynika, że jakiekolwiek zdanie, które jest sprzeczne z tymi teoriami, jest bardziej prawdopodobne niż one. (5) Dzieli Pan ingerencje Boga w świat m.in. na powszechne i cudowne. Następnie twierdzi Pan, że cud to znak od Boga mający utwierdzać w wierze i jeśli pewne powszechne zjawisko w wierze utwierdza, to spełnia także teologiczną definicję cudu. Trzy uwagi: (a) w ten sposób wcale nie broni Pan poglądu, że racjonalnym jest przekonanie o zajściu jakiejkolwiek cudownej (a nie powszechnej) ingerencji Boga, a tego przecież dotyczy krytyka Hume’a; (b) jeśli do stwierdzenia, że zaszedł cud wystarczy, że skutkiem pewnego zjawiska będzie wzmocnienie wiary, to takie rozumienie cudu trudno uznać za adekwatne; z tego ujęcia wynikałoby, że cud jest kategorią relatywną: jedno i to samo zjawisko może być cudem (podkreślmy -- nie tylko może być za cud uznawane, ale być cudem) dla osoby A, ale nie dla osoby B; (c) nie ma wątpliwości, że istnieją zjawiska wzmacniające wiarę, ale jak stwierdzić, że takie zjawisko nie tylko wzmacnia wiarę, ale jest również znakiem od Boga? Wydaje się, że żadne przekonanie o tak pojmowanych znakach nie może być racjonalne. (6) Cytuję coś, co już napisałem w odpowiedzi na inny komentarz: „Przecież Bóg jest wszechmocny, zatem niezachwianą wiarę mógłby w akcie stworzenia po prostu wlać w ludzkie serca i umysły, a nie imać się półśrodków w postaci cudów.” (7) Nie mam pojęcia, w jaki sposób stanowisko Hume’a miałoby - i tutaj Pana cytuję -- „dawać mocy argumentowi z osobistego doświadczenia, który uprawnia osoby do racjonalnego przyjmowania nadzwyczajnej ingerencji Boga.” Jest dokładnie odwrotnie. Pozdrawiam!
@@Bakcylfilozofii Na wstępie chciałbym powiedzieć, że nie uważam powoływania się na "cuda", jako dobry sposób argumentacji za istnieniem Boga. Natomiast osobiste doświadczenie Boga uważam w pewnych warunkach za dobry powód przyjmowania istnienia Boga (przez jednostkę). (1) Najpewniej z powodu chaotyczności mojej wypowiedzi, ale chyba Pan Profesor nie do końca zrozumiał mój zarzut. Nie miałem na myśli tego, że nie można stwierdzić, że coś wykracza poza prawa przyrody, tylko że prawa przyrody, to zbyt ogólne pojęcie. Hume próbuje nazwać to co obserwujemy - zgodnym z prawami natury (w zdecydowanej większości), co więcej - próbuje powiedzieć, że zjawiska, które występują przeciwko tym prawom są skrajnie nieprawdopodobne. Uważam, że to nieuprawnione żonglowanie pojęciami - równie dobrze teista mógłby powiedzieć, że to co obserwujemy jest zgodne z prawami jakie ustalił i podtrzymuje Bóg. Moim podstawowym zarzutem tutaj było to, że nie mamy narzędzi do rozpoznawania, które zdarzenia są wynikiem pozostawienia toku dziejów samemu sobie (w ogóle nie wiemy czy to możliwe), czy może jest wynikiem ingerencji Boga. Wypadałoby więc najpierw - wykazać, że większe szanse są na to, że świat toczy się sam z siebie, bez intencjonalnych ingerencji (lub jakieś stałej takiej ingerencji) Boga... (2) Oczywiście - zgadzam się, jednak nadal uważam, że mamy pewny problem z argumentacją Hume'a. Mianowicie nasza replikowalna weryfikacja ogranicza się tak naprawdę do możliwości podejmowania tych samych obserwacji przez ludzi, czyli na możliwości replikacji wewnątrz metody. Metoda oczywiście powinna być zasadna. Jednak w zależności od tego, co wnioskujemy metody mogą być różne. Można badać promieniowanie, można badać DNA, a można badać teksty, które miałby by wskazywać na przykład na istnienie jakiegoś człowieka (Sokrates?). Oczywiście nie znam dokładnie metodologii innych dziedzin, niż ta, którą się zajmuję (matematyka), więc nie będę się silił na jakieś bardziej wyrafinowane przykłady, jednak mam nadzieję, że jasno pokazałem, iż replikować możemy tylko metodę. Ponadto - replikowalny może być sam sposób poznania - na przykład zmysły. Tutaj znowu wniosek Hume'a wydaje się zbyt wczesny. Najpierw trzeba zanegować racjonalność metody, której używa teista relacjonując nam, że był świadkiem cudu. Oczywiście jeżeli teista ma jakąkolwiek metodę, jednak tutaj raczej rozmowa schodzi już na temat tego czy istnieje duchowe poznanie i jak oceniać metody takiego poznania (jeśli istnieje). (3) "Problem z przekonaniami o cudach bierze się stąd, że ŻADNA osoba nie może być racjonalnie przekonana o ich zajściu." To tylko powtórzenie twierdzenia, natomiast nie tłumaczy dlaczego tak jest. (4) Zgoda. (5) Moja kategoryzacja, oraz definicja cudów faktycznie nie była zbyt trafiona, zatem przedstawiam poprawioną wersję obu. Definicja: Cudem nazywamy wszelkie takie zjawiska, które są intencjonalną ingerencją Boga i mają na celu przekonanie konkretnego człowieka, grupę ludzi lub ogół ludzi o swoim (Boga) istnieniu lub swojej (Boga) woli. Ponadto możemy podzielić takie ingerencje ze względu na częstotliwość występowania: - Stałe, niemal stałe, częste, rzadkie, bardzo rzadkie, jednostkowe. oraz ze względu na zasięg: - Powszechne, grupowe, jednostkowe. Zauważmy, że powyższa definicja nie mówi nam, że człowiek dane zjawiska musi odebrać, jako takie ingerencje, żeby nimi były. Taka definicja cudu jest, jak słusznie Pan Profesor zauważył, zależna od osoby. Jednak uważam to za uprawnione, bo własnie taki ma cel! Ma wpłynąć na subiektywne postrzeganie danych osób. Argument przeciwko cudom powinien pokazać nam, dlaczego przyjmowanie danych zjawisk, jako takie ingerencje jest nieracjonalne. Nie możemy po prostu stwierdzić, że jeżeli takie występują, to są one skrajnie nieprawdopodobne, bo to nie jest atak na cuda (w moim rozumieniu), a na skrajnie nieprawdopodobne zdarzenia (jakoby nie warto ich przyjmować, jeżeli nie mamy dostatecznych powodów). O tym czym one są (bo rzadkość ich występowania nie musi na to wskazywać) powinno być również zawarte w argumencie i powiązane z cudami. (6) Bardzo słuszna uwaga. Uważam, że Bóg ma ku temu powody, jednak pozwolę je sobie na razie zachować dla siebie, bo wydaje mi się to temat poboczny względem samego argumentu Hume'a, a mój post jest już i tak długi. (7) Rozmowa zeszła na trochę inny tor, to ma się dopiero okazać, także pozostawmy to jako moją hipotezę, a nie twierdzenie. Pozdrawiam!
Bardzo lubię takie nagrania. Siedzi sobie taka gadająca głowa, a w tle książki i człowiek ma wrażenie, że ta gadająca głowa jest jeszcze mądrzejsza xD P.S Ma wrażenie, że tekst został odczytany.
A mi bardzo się podoba gdy ludzie próbują ująć pozycję mówcy, odnosząc do do takich pierdół jak kard i tło. Bo to łatwiejsze niż zrozumienie treści i rzeczowa argumentacja swoich racji prawda?
... warunkiem racjonalności akceptacji przekonania... hehehe redukowanie wszystkiego do racjonalności... Hume a potem Popper... hehehe taa... największym filozofem był.... oj ludzie... padliście ofiarą własnej inteligencji... a zarozumiali jesteście jak nastoletni mistrz szachowy
@@IgorRapczewski redukowanie wszystkiego do racjonalności... jest to właściwe ludziom, którzy nic poza tym nie znają. To jest takie moje stwierdzenie, które sugeruje, że ta argumentacja przedstawiona w materiale do mnie nie przemawia. Nie muszę argumentować braku konieczności racjonalnego argumentowania. O tym wszystkim można dowiedzieć się po opuszczeniu gabinety profesorskiego i ulubionego biurka. Ciasna, ignorancka i arogancka. A już mówienie o religii A i B świadczy, że nigdy na głębię rozważań o religii nie wypłynęliście...
@@michakrawczyk4917 XD Glebia religi jest oparta na racjonalnosci btw, metafizyka jest oparta o dowody, ktore maja byc logicznie poprawdne. Ty doswiadczasz glebi religi przez doswiadczenie zmyslowe, ktore Cie po prostu mami i miota wewnetrznie, nie masz pojecia o sobie samym, bo sam siebie oklamujesz nawet tego nie wiedzac.
Jak zwykle świetny materiał. Czekam z niecierpliwością na filmy odnośnie światopoglądu Kanta.
Pozdrawiam!
Bardzo lubie sposób twojego mówienia. Spokojnie, rzeczowo. Miło się słucha.
Od jakiegoś czasu zaprząta mi głowę pewna kwestia i być może Pan byłby w stanie wskazać mi jej rozwiązanie. Czy Pana zdaniem warunkiem uznania danego zdarzenia za cud jest oprócz innych kryteriów jednorazowość albo przynajmniej rzadkość jego występowania? Jeśli tak, to czy gdyby np. w przyszłości zaobserwowano liczne dobrze udokumentowane przypadki zmartwychwstania, to czy przez sam fakt znacznej częstotliwości ich występowania należałoby uznać, że nie są to zdarzenia cudowne czy też nadal powinny za takie uchodzić ze względu na fakt, że ich występowanie pozostawałoby w sprzeczności, np. z resztą naszej wiedzy na temat procesów biologicznych? W którym wypadku np. odpowiedź sceptyka na zaistnienie dobrze udokumentowanego zjawiska wyglądającego na cudowne, że może ono zostać wytłumaczone poprzez w przyszłości poznane prawa przyrody będzie adekwatna, a kiedy nie? Niektórzy jak np. filozof religii Michael Martin odpowiedzieliby chyba, że zawsze, ale mnie to nie satysfakcjonuje. Nie mam problemu z udzieleniem takiej odpowiedzi, gdy np. chodzi o zjawisko całunu z Turynu albo krwi św. Januarego, ale udzielenie takiej odpowiedzi odnosząc się do np. dobrze udokumentowanego przypadku odrośnięcia kończyny pod wpływem modłów wydałoby mi się mocno naciągane. Szczęśliwie takich przypadków nie ma, bo gdy mamy do czynienia z tak nieprawdopodobnymi podaniami o cudach, to brak jest wystarczających podstaw, by sądzić, że tego rodzaju zdarzenie w ogóle zaistniało. Jednak, czy istnieje jakiś obiektywny sposób, by zmierzyć, czy dane zjawisko na tyle nie wpisuje się w naturalistyczny obraz świata, że gdyby faktycznie zaistniało należałoby je uznać za cud? I powiązane z tym pytanie, czy istnieje jakaś różnica pomiędzy zjawiskiem niemożliwym do wyjaśnienia w świetle obecnej wiedzy naukowej a takim, które pozostaje z nią w konflikcie (a może to jedno i to samo)?
W moim przekonaniu można argumentować, że jeśli w pojęciu cudu zawarte jest pojęcie zdarzenia łamiącego prawo natury, to nigdy nie możemy dysponować świadectwami na rzecz zajścia cudu, gdyż z pojęcia prawa natury wynika analitycznie, że jest to bezwyjątkowa regularność. Takie pojęcie cudu jest zatem wewnętrznie sprzeczne. Zatem jeśli zachodzi zdarzenie, które nie mieści się w naszym aktualnym naukowym obrazie świata, to zawsze możemy być pewni, że to nasze przekonania na temat praw natury są błędne, a nie, że zaszedł jakiś cud. Nie inaczej trzeba byłoby sądzić, gdybyśmy spotkali się z jakimś zmartwychwstaniem lub odrośnięciem kończyny następującym po modlitwie - i to bez względu na to, jak wiele byłoby takich rzetelnie przebadanych i udokumentowanych przypadków. Czy takie podejście wyklucza na podstawach pojęciowych możliwość wyjaśnień odwołujących się do działań podmiotów, o których traktują religie? Nie wyklucza, tyle że skutki tych działań nie mogą być uznawane za cuda, tj. za zdarzenia będące naruszeniami praw natury. Po prostu prawa natury okazałyby się radykalnie różne od tych przyjmowanych na gruncie współczesnej nauki. Co musiałoby mieć miejsce, aby akceptacja tego typu wyjaśnień -- wyjaśnień odwołujących się do boskich aktywności -- była racjonalna? To musiałoby być coś naprawdę spektakularnego, żadne tam zmartwychwstania czy regeneracje kończyn. Musielibyśmy stanąć z bogami twarzą w twarz, jak ujmuje to św. Paweł. 😉
Czym różnią się cuda od teorii spiskowych?
Tzw. "teorie spiskowe" (nazwa skądinąd niefortunna) nie muszą zakładać niczego, co wykracza poza prawa przyrody. Oczywiście jest teoria płaskiej Ziemi, poglądy na temat inwazji Reptlian itp. ale to są jedynie skrajne przykłady. Większość teorii oferuje wyjaśnienia mieszczące się w ogólnie pojętym fizycznym obrazie świata. Jest przecież fizycznie możliwe dodanie rtęci do szczepionki, jest fizycznie możliwe spiskowanie w sprawie stworzenia rządu światowego, jest fizycznie możliwe rozpylanie trujących substancji z samolotu. Poza tym, niektóre twierdzenia zwolenników teorii spiskowej mogą przeczyć prawom przyrody, tak jak nauka je rozumie, ale wynika to z tego, iż głosiciel zwyczajnie tych praw nie zna i nie rozumie i odnosi się do takiego fizycznego porządku świata, jaki on sam uznaje (vide: sprawa nadajników 5G). Natomiast osoba wierząca w cuda wierzy w coś, co jest nie tylko sprzeczne z wiedzą naukową, ale i w coś, co ma pozostawać w kontrze do jej własnych przekonań, jak świat funkcjonuje przez cały czas z wyjątkiem tych sytuacji, w których cud następuje.
@@krzesimirchrzastowicz4833 Dodać należy, że teorie spiskowe nie wykluczają w żaden sposób istnienia spisków.
@@imienazwisko7811 Problem polega na tym, że, jak wspomniałem, nazwa "teorie spiskowe", jest niefortunna, gdyż "spisek" nie zawsze jest elementem konstytutywnym takiej teorii. Często odwołują się one do spisku tylko dlatego, aby wyjaśnić, dlaczego twierdzenia tej teorii nie są akceptowane przez ogół naukowców. Np. zwolennicy teorii o cudownych właściwościach leczniczych "lewoskrętnej witaminy C" odwołują się zazwyczaj do tego, że wyniki badań, na które się powołują, są ukrywane wskutek lobbingu BigPharmy. Nie zmienia to faktu, że gdyby ktoś twierdził, że to nie celowe działanie, ale zwykłe niedbalstwo, niewiedza, czy konserwatyzm medyków jest przyczyną jest przyczyną odrzucenia tej teorii, nie stałaby się ona przez to ani odrobinę mądrzejsza.
Podobnież w naukach społecznych, humanistyce, a zwłaszcza w badaniach historycznych, przyjęcie wyjaśnienia spiskowego bywa czasem całkiem dobrze udokumentowane. Przykładem może być ujawnienie dokumentów Phoebusa przez dziennikarzy opisujących tzw. "spisek żarówkowy", albo np. badania nad wpływem agentury obcych mocarstw na decyzje rządu sanacyjnego podejmowane w przededniu II Wojny Światowej.
@@krzesimirchrzastowicz4833 Nie tyle chodzi o wyjaśnienie czegoś odrzucanego przez przedstawicieli czystej nauki, ile o zapełnienie luk, których nauka nie objaśnia lub objaśnia w sposób niedostateczny np. pojawienia się negatywnego czynnika rh krwi ludzkiej.Tak się dzieje również , kiedy w obrebie badań naukowych dochodzi najpierw do uznania jakichs zależności przez przedstawicieli czystej nauki , a potem do jej dziwacznej dyskredytacji przez tychże np. publikacja dot. autyzmu jako niepożądanego odczynu poszczepiennego.Skoro termin jest niezreczny, warto odróżnić samą teorię spisku od teorii spiskowej. Historia dostarcza tak wielu przykładów faktycznych spisków, że zamiast sięgania po nie, warto by pokusić się o podanie przykładów z poletka nauki, nikt bowiem nie będzie przyjmował na wiarę , że historia nauki jest od takich przykładów wolna. Ukuciu teorii spiskowej sprzyjają też same fakty np. samobójstwa i inne rodzaje zajść śmiertelnych wśród lekarzy negatywnie wypowiadających się o współcześnie produkowanych szczepionkach. Także same twierdzenia lekarzy w sprawie koronawirusa, który rzekomo atakuje pierwotnie układ nerwowy , a wtórnie oddechowy, ale całkowicie omija on grupy ryzyka ( np.wcześniaki czy dzieci w ogóle, w szczególności te predysponowane z wielu powodów do infekcji ), sprzyjają takim teoriom.Czy są one niemadre z definicji , czy też mogą niektóre z nich pokrywać się z prawdą , nauka i czas pokażą.
Nie rozumiem dlaczego cud w obrębie jednej religii miałby świadczyć przeciwko cudom w obrębie innej religii... Czy jako hierofania nie przemawiałby raczej za prawdziwością religii w ogóle? I dlaczego różne religie mielibyśmy nazywać "niezgodnymi" i na czym ta niezgodność miałaby polegać? Czy Beethoven jest "niezgodny" z Mozartem dlatego, że się od niego różni? Czy piękno symfonii Beethovena przemawia za brzydotą symfonii Mozarta?
Pozwolę sobie wejść w polemikę (choć czuję się jak Dawid przy Goliacie).
"Cuda są z definicji zdarzeniami wykraczającymi przeciwko prawom przyrody. Najczęściej rozumiane są jako bezpośrednie ingerencje bóstwa w porządek natury" - takie zdefiniowanie cudu nastręcza problemów. Największym z nich, w mojej opinii, jest fakt, że zdarzenie jeżeli nastąpi, nawet na naszych oczach, to może być uznane za zgodne z prawami przyrody (wszak nastąpiło). Tutaj płynnie można przejść do drugiego problemu, mianowicie do tego, że definicja niestety jest za szeroka. Nie wiemy jakie zjawisko należy traktować jako zgodne z prawem przyrody, a jakie nie. Tutaj jest próba wybrnięcia z tego problemu i powiedzenia o tym, że to te zdarzenia, w których występuje powtarzalność i te są przez nas najlepiej zbadane. Jednak tutaj pojawia się nowy problem wątpienia w fenomeny. Hume wydaje się kazać nam wówczas przestać w wierzyć w zjawiska, które występują niezwykle rzadko lub nawet są jednorazowe, a przecież wiemy, że takie również są obserwowane, niestety czasem musimy oprzeć się na samym świadectwie o jego wystąpieniu. Podobnie są też takie, których nie obserwujemy, ale wnioskujemy z obserwacji, które odczytujemy jako skutek takiego wydarzenia (do tego przejdę później).
Dlatego cała siła argumentu Hume'a przeciwko racjonalności przekonań o cudach zdaje się być już czysto epistemologiczna. Jeżeli nigdy nie byliśmy świadkiem danego zjawiska, to powinniśmy odrzucić świadectwa o nim, chyba że jego (zjawiska) niewystąpienie jest mniej prawdopodobne niż wystąpienie. Tutaj wypada zapytać o kryterium oceny prawdopodobieństwa, wydaje się nim być obserwacja powtarzalności danego zjawiska. Tak jak mówiłem zasada taka stawia naszą epistemologię w rygor nieprzyjmowania zjawisk, które jednakże występują (fenomenów). Jednak nie tylko fenomenów, ale również zjawisk, które występują powszechnie, ale nie w warunkach w jakich żyjemy. Ponadto prowadzi do naukowe analfabetyzmu: Na przykład poza świadectwami o płynących rzekach metanu - nic mi więcej o nich nie wiadomo. Nie zostałem zapoznany z dowodami, a gdybym chciał je zrozumieć to by mi się nie udało - wówczas jest zmuszony do podjęcia przekonania, że takie zjawisko nie występuje, podczas, gdy specjaliści twierdzą, że występuje. Wiemy, że ludzie się mylą, a specjaliści często tworzą zbyt odważne hipotezy i nawet największe autorytety okazują się być w błędzie (Newton jest świetnym przykładem), co więcej tezy naukowe są w najlepszym przypadku przybliżone. Zatem czy powinienem w ogóle podejmować ryzyko przyjęcia takiej tezy, gdy sam nie widzę (bo nie rozumiem) ku temu powodów?
Jeszcze więcej! Stanowisko Hume'a wydaje mi się być wewnętrznie sprzeczne, gdyż w swoim założeniu ma nas przekonać o nieracjonalności przyjmowania świadectw o cudach, a z drugiej strony daje mocy argumentowi z osobistego doświadczenia, który uprawnia osoby do racjonalnego przyjmowania nadzwyczajnej ingerencji Boga. Ktoś mógłby przytomnie zauważyć, że przecież może być to błąd poznawczy, a zjawisko jest zwyczajne, jednak tutaj jest znowu przeniesienie z zagadnienia epistemicznego na definicyjne, które w świetle powyższych argumentów (o ile są poprawne) jest niestety nie do przyjęcia.
Argumentacja przedstawiona przez Pana Profesora oraz przez artykuły, które czytałem na temat argumentu Hume'a - nie bierze pod uwagę faktu, że dla teistów (przynajmniej tej ich części, którą reprezentuję) cały świat jest wynikiem takiej ingerencji, możemy więc podzielić ingerencje na powszechne, rzadkie, jednostkowe i cudowne. Cudem w teologii nazywa się ZNAK, który Bóg daje człowiekowi, by utwierdzić go w przekonaniu o swoim istnieniu. Jeżeli zjawisko jest powszechne, ale zwiększa nasze przekonanie o istnieniu Boga, to już spełnia taką definicję cudu. Argumentacja Hume'a zdaje się przełączać w argumentacji między tym co występuje obiektywnie, a naszym przekonaniem, natomiast ta definicja odwołuje się tylko do naszego przekonania, więc jest lepsze do badania. Epistemologiczne rozważania nad taką definicją cudu są poza Hume'a krytyką.
(1) Jeśli nigdy nie możemy racjonalnie sądzić, że jakieś zjawisko wykracza przeciwko prawom przyrody, to nigdy nie możemy racjonalnie sądzić, że zaszedł cud. To woda na młyn Hume’a. (2) Rozważmy uproszczony przykład. Załóżmy, że jesteśmy racjonalnie przekonani, że wszystkie kruki są czarne. Następnie ornitologom udaje się schwytać białego ptaka przypominającego kruka. Dokładnie go badają, sekwencjonują DNA, analizują morfologię, udostępniają te badania innym zespołom, które mogą poddać je kontroli itp.; wszyscy zgodnie dochodzą do wniosku, że to biały kruk. Przyjmijmy, że żadnego kolejnego białego kruka już nie odnaleziono. Czy powinniśmy sądzić, że nasza teoria głosząca, że wszystkie kruki są czarne, została w ten sposób obalona. Oczywiście tak; wprawdzie biały kruk jest jeden, ale zjawisk „białokrukowatości” co niemiara - zjawisko takie, i to wielokrotnie, zaobserwowali m.in. wszyscy, którzy widzieli naszego białego kruka, przeprowadzając odpowiednie badania. Historyjkę tę zestawmy z inną. Otóż pewnego dnia pewna osoba, niechby i sławny ornitolog, zauważyła białego ptaka przypominającego wyglądem kruka. Czy taka jednorazowa obserwacja - pojedyncze zjawisko „białokrukowatości” - wystarcza do zakwestionowania naszej teorii o tym, że wszystkie kruki są czarne? Oczywiście nie: ornitologowi mogło się coś przewidzieć, to wcale nie musiał być kruk itd. Jedyne, o czym może być on racjonalnie przekonany, to fakt, że zaobserwował białego ptaka przypominającego kruka, ale nie, że zaobserwował białego kruka. To, o czym może być racjonalnie przekonany, nie falsyfikuje teorii; z kolei nie może być racjonalnie przekonany, że to był biały kruk, nawet jeśli skądinąd to był biały kruk. Mam nadzieję, że ten przykład rozjaśnia sprawę wymogu powtarzalności. (3) Jeśli osoba A jest racjonalnie przekonana o zaistnieniu zdarzenia X, to -- przy pewnych dodatkowych warunkach -- o zajściu X może być racjonalnie przekonania osoba B, której jedynym świadectwem na rzecz X jest informacja pozyskana od A. Problem z przekonaniami o cudach bierze się stąd, że ŻADNA osoba nie może być racjonalnie przekonana o ich zajściu (inaczej niż o występowaniu rzek metanu). (4) Z tego, że nie możemy być racjonalnie pewni, że nasze teorie na temat praw natury są prawdziwe, nie wynika, że jakiekolwiek zdanie, które jest sprzeczne z tymi teoriami, jest bardziej prawdopodobne niż one. (5) Dzieli Pan ingerencje Boga w świat m.in. na powszechne i cudowne. Następnie twierdzi Pan, że cud to znak od Boga mający utwierdzać w wierze i jeśli pewne powszechne zjawisko w wierze utwierdza, to spełnia także teologiczną definicję cudu. Trzy uwagi: (a) w ten sposób wcale nie broni Pan poglądu, że racjonalnym jest przekonanie o zajściu jakiejkolwiek cudownej (a nie powszechnej) ingerencji Boga, a tego przecież dotyczy krytyka Hume’a; (b) jeśli do stwierdzenia, że zaszedł cud wystarczy, że skutkiem pewnego zjawiska będzie wzmocnienie wiary, to takie rozumienie cudu trudno uznać za adekwatne; z tego ujęcia wynikałoby, że cud jest kategorią relatywną: jedno i to samo zjawisko może być cudem (podkreślmy -- nie tylko może być za cud uznawane, ale być cudem) dla osoby A, ale nie dla osoby B; (c) nie ma wątpliwości, że istnieją zjawiska wzmacniające wiarę, ale jak stwierdzić, że takie zjawisko nie tylko wzmacnia wiarę, ale jest również znakiem od Boga? Wydaje się, że żadne przekonanie o tak pojmowanych znakach nie może być racjonalne. (6) Cytuję coś, co już napisałem w odpowiedzi na inny komentarz: „Przecież Bóg jest wszechmocny, zatem niezachwianą wiarę mógłby w akcie stworzenia po prostu wlać w ludzkie serca i umysły, a nie imać się półśrodków w postaci cudów.” (7) Nie mam pojęcia, w jaki sposób stanowisko Hume’a miałoby - i tutaj Pana cytuję -- „dawać mocy argumentowi z osobistego doświadczenia, który uprawnia osoby do racjonalnego przyjmowania nadzwyczajnej ingerencji Boga.” Jest dokładnie odwrotnie. Pozdrawiam!
@@Bakcylfilozofii Na wstępie chciałbym powiedzieć, że nie uważam powoływania się na "cuda", jako dobry sposób argumentacji za istnieniem Boga. Natomiast osobiste doświadczenie Boga uważam w pewnych warunkach za dobry powód przyjmowania istnienia Boga (przez jednostkę).
(1) Najpewniej z powodu chaotyczności mojej wypowiedzi, ale chyba Pan Profesor nie do końca zrozumiał mój zarzut. Nie miałem na myśli tego, że nie można stwierdzić, że coś wykracza poza prawa przyrody, tylko że prawa przyrody, to zbyt ogólne pojęcie.
Hume próbuje nazwać to co obserwujemy - zgodnym z prawami natury (w zdecydowanej większości), co więcej - próbuje powiedzieć, że zjawiska, które występują przeciwko tym prawom są skrajnie nieprawdopodobne.
Uważam, że to nieuprawnione żonglowanie pojęciami - równie dobrze teista mógłby powiedzieć, że to co obserwujemy jest zgodne z prawami jakie ustalił i podtrzymuje Bóg.
Moim podstawowym zarzutem tutaj było to, że nie mamy narzędzi do rozpoznawania, które zdarzenia są wynikiem pozostawienia toku dziejów samemu sobie (w ogóle nie wiemy czy to możliwe), czy może jest wynikiem ingerencji Boga.
Wypadałoby więc najpierw - wykazać, że większe szanse są na to, że świat toczy się sam z siebie, bez intencjonalnych ingerencji (lub jakieś stałej takiej ingerencji) Boga...
(2) Oczywiście - zgadzam się, jednak nadal uważam, że mamy pewny problem z argumentacją Hume'a. Mianowicie nasza replikowalna weryfikacja ogranicza się tak naprawdę do możliwości podejmowania tych samych obserwacji przez ludzi, czyli na możliwości replikacji wewnątrz metody. Metoda oczywiście powinna być zasadna. Jednak w zależności od tego, co wnioskujemy metody mogą być różne. Można badać promieniowanie, można badać DNA, a można badać teksty, które miałby by wskazywać na przykład na istnienie jakiegoś człowieka (Sokrates?). Oczywiście nie znam dokładnie metodologii innych dziedzin, niż ta, którą się zajmuję (matematyka), więc nie będę się silił na jakieś bardziej wyrafinowane przykłady, jednak mam nadzieję, że jasno pokazałem, iż replikować możemy tylko metodę. Ponadto - replikowalny może być sam sposób poznania - na przykład zmysły.
Tutaj znowu wniosek Hume'a wydaje się zbyt wczesny. Najpierw trzeba zanegować racjonalność metody, której używa teista relacjonując nam, że był świadkiem cudu. Oczywiście jeżeli teista ma jakąkolwiek metodę, jednak tutaj raczej rozmowa schodzi już na temat tego czy istnieje duchowe poznanie i jak oceniać metody takiego poznania (jeśli istnieje).
(3) "Problem z przekonaniami o cudach bierze się stąd, że ŻADNA osoba nie może być racjonalnie przekonana o ich zajściu."
To tylko powtórzenie twierdzenia, natomiast nie tłumaczy dlaczego tak jest.
(4) Zgoda.
(5) Moja kategoryzacja, oraz definicja cudów faktycznie nie była zbyt trafiona, zatem przedstawiam poprawioną wersję obu.
Definicja: Cudem nazywamy wszelkie takie zjawiska, które są intencjonalną ingerencją Boga i mają na celu przekonanie konkretnego człowieka, grupę ludzi lub ogół ludzi o swoim (Boga) istnieniu lub swojej (Boga) woli.
Ponadto możemy podzielić takie ingerencje ze względu na częstotliwość występowania:
- Stałe, niemal stałe, częste, rzadkie, bardzo rzadkie, jednostkowe.
oraz ze względu na zasięg:
- Powszechne, grupowe, jednostkowe.
Zauważmy, że powyższa definicja nie mówi nam, że człowiek dane zjawiska musi odebrać, jako takie ingerencje, żeby nimi były.
Taka definicja cudu jest, jak słusznie Pan Profesor zauważył, zależna od osoby. Jednak uważam to za uprawnione, bo własnie taki ma cel! Ma wpłynąć na subiektywne postrzeganie danych osób. Argument przeciwko cudom powinien pokazać nam, dlaczego przyjmowanie danych zjawisk, jako takie ingerencje jest nieracjonalne. Nie możemy po prostu stwierdzić, że jeżeli takie występują, to są one skrajnie nieprawdopodobne, bo to nie jest atak na cuda (w moim rozumieniu), a na skrajnie nieprawdopodobne zdarzenia (jakoby nie warto ich przyjmować, jeżeli nie mamy dostatecznych powodów).
O tym czym one są (bo rzadkość ich występowania nie musi na to wskazywać) powinno być również zawarte w argumencie i powiązane z cudami.
(6) Bardzo słuszna uwaga. Uważam, że Bóg ma ku temu powody, jednak pozwolę je sobie na razie zachować dla siebie, bo wydaje mi się to temat poboczny względem samego argumentu Hume'a, a mój post jest już i tak długi.
(7) Rozmowa zeszła na trochę inny tor, to ma się dopiero okazać, także pozostawmy to jako moją hipotezę, a nie twierdzenie.
Pozdrawiam!
Bardzo dobre
Bardzo lubię takie nagrania. Siedzi sobie taka gadająca głowa, a w tle książki i człowiek ma wrażenie, że ta gadająca głowa jest jeszcze mądrzejsza xD
P.S
Ma wrażenie, że tekst został odczytany.
A mi bardzo się podoba gdy ludzie próbują ująć pozycję mówcy, odnosząc do do takich pierdół jak kard i tło. Bo to łatwiejsze niż zrozumienie treści i rzeczowa argumentacja swoich racji prawda?
Wysoki poziom filozoficzny ksiazkowy. A to takie proste np. Cud narodzin dziecka. I tyle
co?
... warunkiem racjonalności akceptacji przekonania...
hehehe
redukowanie wszystkiego do racjonalności...
Hume a potem Popper... hehehe
taa... największym filozofem był....
oj ludzie... padliście ofiarą własnej inteligencji... a zarozumiali jesteście jak nastoletni mistrz szachowy
Puste wyrażenia i wyśmiewanie się pokazuje tylko brak argumentów na trzy zawarte w filmie
@@IgorRapczewski redukowanie wszystkiego do racjonalności...
jest to właściwe ludziom, którzy nic poza tym nie znają.
To jest takie moje stwierdzenie, które sugeruje, że ta argumentacja przedstawiona w materiale do mnie nie przemawia. Nie muszę argumentować braku konieczności racjonalnego argumentowania. O tym wszystkim można dowiedzieć się po opuszczeniu gabinety profesorskiego i ulubionego biurka.
Ciasna, ignorancka i arogancka.
A już mówienie o religii A i B świadczy, że nigdy na głębię rozważań o religii nie wypłynęliście...
@@michakrawczyk4917 XD Glebia religi jest oparta na racjonalnosci btw, metafizyka jest oparta o dowody, ktore maja byc logicznie poprawdne. Ty doswiadczasz glebi religi przez doswiadczenie zmyslowe, ktore Cie po prostu mami i miota wewnetrznie, nie masz pojecia o sobie samym, bo sam siebie oklamujesz nawet tego nie wiedzac.