Pięknie to podsumowałeś… stworzenie było tego warte.. Chciałabym by każdy miał w sobie właśnie to przekonanie- chociaż przekonanie to nie jest dobre słowo, bardziej by było naszym budulcem: jestem warta, jesteś warty… I teraz ja która z samego środka siebie wiem że jestem warta mogę trochę „ wciągnąć swój brzuch” i zrobić miejsce na ten sam akt stwórczy wybierając w tym swoim małym teraz: zrobię ci kanapkę, nie odpowiem krzykiem a zrozumieniem, wrzucę plastik do plastików, nie przytaknę czyjejś złośliwości wobec kogoś innego- łagodnie i zwyczajnie wpuszczę miłość… I jak tak patrzę z zoomu na historię świata to widzę że tej miłości w nim jest więcej niż tysiąc lat temu- dzieci mają swoje prawa, kobiety, w wielu miejscach toczą się wojny ale w większości nie , mamy dostęp do tego by porozumiewać się bez przemocy pomiędzy sobą, widzę rozwój w stronę miłości… Chyba że mam niepełne dane…😊 Dzięki Marcin, że poruszasz 💨
Dziękuję Marcin, dziękuję. To przez co mnie przeprowadziłeś w tym odcinku jest tak mocne, że nie potrafię znaleźć innego słowa jak "dziękuję" . Czuje jak usłyszane treści wnikają w moje serce, jak zaczynają we mnie pracować, układać się ......❤ Pozdrawiam serdecznie. Czekam na następny odcinek.
A może jednak sam Bóg nie musi być racjonalny tylko takim nam się objawia w stworzonym przez siebie świecie materialnym. Racjonalność może jest jednym z praw przyrody, której z jednej strony Bóg chce podlegać a zdrugieǰ strony my jak te płaszczaki (istoty w dwuwymiarowym świecie - tu: bakterie) nie jesteśmy sobie w stanie innego Boga wyobrazić albo próbujemy Go przyłapać na nieracjonalności i w ten sposób coś na Nim wymusić. Zastanawia mnie co oznacza "przyjdź Królestwo Twoje". Może w świecie przez nas widocznym trójkąt o czterech kątach jest nie możliwy ale w Królestwie Bożym już tak! Może na tym będzie polegać nasz sprawdzian wiary czyli na ostatecznym zaufaniu do Boga, który jest jaki jest a nie jakim Go sobie wymyślamy. Czy nieskończoność jest racjonalna? Rzeczywiście doskonałość chyba zamyka drogę do zmiany. Bóg jest niezmienny (a może jest).
Ja uważam, że uczynienie człowieka na boskie podobieństwo opiera się przede wszystkim o Ducha, a nie o rozum i myśl. My się wywyższamy względem reszty stworzenia, bo sami jako jedyni myślimy, sądząc że Bóg to arcyumysł jednocześnie gdzieś tam wiedząc, że to bezforemny doskonały Duch. Jeden z wielu nieustannych przykładów błędnych antropomorfizacji. Ten jest kluczowy. Drugim takim jest miłość nasza ludzka, oparta na emocjach, uczuciach, a jak jeszcze ubierzemy to w szczególną intymność i bliskość jak u doskonałych kochanków, czułość i oddanie z jakimś skrajnym wyrzeczeniem siebie no to już chwytamy Boga za nogi. Następne antropomorfizacje znaczące i mylące są zawarte w pytaniu Marcina do mnie gdzieś tam po 5 minucie filmu, czyli czy Bóg jest osobowy i relacyjny. Nooo... jakby właśnie nie ta materia płaszczakowa.
Dzień dobry. Bardzo dziękuję za książkę. Dzięki niej poczułem, że nie jestem jedyny, który myśli, że Bóg nie decyduje gdzie uderzy piorun i nie zatrzymuje dla mnie autobusu. A dodatkowo powycinała u mnie jeszcze sporo głupiego myślenia i pozwoliła wejść głębiej. Zaprosiła do czegoś nowego. Jedyne co bardzo mi zgrzyta to ten rozdział o dostrojeniu. Mam cały czas wrażenie, że ta teoria przeczy reszcie książki (bo ma znamiona interwecjonizmu). Pewnie nie jestem na tyle głęboko, żeby zrozumieć o co chodzi z tym dostrojeniem. Będę bardzo wdzieczny za rozwinięcie tematu. Z góry dziękuję. Bardzo dobry pomysł z tym Q&A. Pozdrawiam ,Adam
A tak przy okazji ten SMS drugi w tym odcinku dzisiaj 11 11.2024 jest moimi życzeniami Tobie Marcinie z okazji imienin.Wasze książki inspirują i pomagają -"W Sercu Kościoła",i dzięki wam za to
Wraz z moim rozwojem duchowym coraz bardziej odczuwam, że my katolicy i nasza teologia nie mamy patentu na prawdę. Co jeśli rzeczywistość jest zupełnie inna, niż ta którą znamy? Potwierdzają to najnowsze badania naukowe z zakresu epigenetyki, totalnej biologii, czy też fizyki kwantowej. Moje osobiste doświadczenie pokazuje mi, że wiele z tego co nauczał Pan Jezus zostało mylnie zinterpretowane. Zastanawia mnie na ile było to spowodowane nieświadomością, a na ile był to celowy zabieg utrzymania ludzi w ignorancji?
❤Czym więc jest to,co zwykliśmy nazywac Bożymi interwencjami, rozumiem, że przejawem miłości - dlaczego zatem nie zawsze ta milość się przejawia, a wręcz przeciwnie- widzimy przejawy zła? Czy to my sami blokujemy tę miłość np.w postaci uzdrowienia? Czy są jakieś siły zewnętrzne przeszkadzające objawianiu się miłości - np. szatan i jak Ty Marcinie rozumiesz jego rolę w stworzeniu? Jako zło osobowe? Bardzo proszę o odpowiedź ❤❤❤
Jeśli brakuje wrzutek to jak rozumieć wiele wydarzeń że Starego Testamentu, gdzie mamy konkretną ingerencje Boga. Fakt, że np część plag można tłumaczyć naturalnie i wtedy można mówić o tej synchronizacji ale zabicie pierworodnych już nie. A drugi wątek to modlitwa prośby. Rozumiem, że częściowo zamienia się w modlitwę powiedzmy "działania w autorytecie" czyli ktoś modli się w imieniu Jezusa by coś się wydarzyło choćby uzdrowienie. Wtedy de facto przez człowieka dzieją się wrzutki. Ale nawet w modlitwie Pańskiej mamy prośbę o jakaś formę ingerencji "Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj". Mam wrażenie że jest to coś więcej niż słońce swieć nam codziennie.
Nie było zabicia pierworodnych. Proszę posłuchać wykładów prof.Marcina Majewskiego. Człowieka niezwykle wykształconego,biblisty,historyka ,wykładowcy i do tego osoby wierzącej. Przyda się wiedzą z zakresu rozumienia jak powstał Stary Testament i jak rozumieć jego przesłanie.
@aleksandralaskowska2392 Znam nieco materiałów od profesora ale do tego jeszcze nie dotarłem. Dziękuję. To w sumie zostaje mi zagwostka z uzdrowieniami, zarówno tymi opisanymi na w NT jak i obecnymi, które jednak są dość dobrze udokumentowane. Co mi przychodzi do głowy, że być może to jest po prostu oddziaływanie z poziomu duch a na materiez którego jeszcze nie rozumiemy? To co Jezus tłumaczy że wiara kogoś uzdrowiła. Choć mówimy to imieniu Jezusa czyli jakieś "podłączenie" do Góry chyba następuje?
Chętnie usłyszałabym jeszcze więcej rozkmin na tem wolności, autonomii. Wydaje mi się, że obecnie zyskujemy świadomość jak bardzo wpływy środowiska, wychowania wpływają na ludzkie zachowania. Bardzo dużą rolę odgrywają także geby, co pokazują badania na rozdzielonymi bliżniętami jednojajowymi. W końcu choroby mózgu mogą niejako narzucać określone zachowanie, z teorii prawa znamy zjawisko niepoczytalności. Jak poruszasz się w gąszczu tych trudnych problemów, czy także wobec nich bronisz wolności stworzenia?
No dobrze. Dostałem sygnał, że zostałem tutaj wywołany do odpowiedzi😀 Ja jestem "wschodni". Pomijając już w związku z tym zastrzeżenia tak do terminu "ja" jak i niejasności terminu "jestem" - choć one mogą, a nawet są tutaj kluczem - to po prostu lubię przyglądać się jak ludzie kombinują z duchowością. Mieszkam i żyje w Polsce, więc siłą rzeczy przyglądam się katolikom, bo uważam, że ten obszar generalnie po prostu leży i kwiczy, a to ma wpływ właściwie na wszystko. Duchowość chrześcijańska nie jest dla mnie właściwie duchowością, tylko są to dla mnie zwykle nieudane próby wejścia w nią. Pomimo, że wiele aspektów jest uchwyconych prawidłowo, to jednak nie ten kluczowy. Fundamentalny. Wyjściowy. No i tutaj mamy problem, bo przeszkoda jest potężna, właściwie dogmatyczna. Moja konstrukcja jest nieosobowa i niedualistyczna, więc dokładnie odwrotnie niż proponuje to teologia, z której Ty wychodzisz. I to z tego tytułu te twoje pytania, problemy, wątpliwości się nie pojawiają. Nie wiem, czy wiesz o co chodzi, czy się w tym orientujesz, a wytłumaczyć to ewentualnie w komentarzach na YT jest ciężko. Kluczem jest odpowiednie uchwycenie własnej istoty, tego czym jestem w swej esencji. Idąc po kolei, nie jestem Dariuszem Marszałkiem, tak jak Ty nie jesteś Marcinem Gajdą. No przynajmniej ja to tak widzę. Dwa słowa przylepione tuż po narodzinach. To nie jest nasza istota. Kiedy spoglądam w lustro widzę obiekt, ale identyfikacja z nim jest żadna na poziomie istotowym. Przynajmniej u mnie. No po prostu cielesny nośnik, nigdy inaczej na to nie patrzyłem, nie czułem. To wewnątrz niego jest jakaś aktywność czująca, która jawi mi się jako esencja. Mojość. Sobość. Jednak dalszy wgląd powoduje, że ani myśli, ani osoba/osobowość, ani historia opowiadana na swój temat od dzieciństwa do teraz, ani przyjęte życiowe role, cała ta konstrukcja kulturowo-biologiczna - zakładając, że ciało poprzez pewne skłonności, czy to genetyczne, czy nie wiem, hormonalne, inspirują umysł w jakimś stopniu do określonych zachowań i budowania osobowego konstruktu - też przestaje być identyfikowana jako ja. Ktoś powie, no dobra, w takim razie już nic nie zostaje. No zostaje. Coś co jest stałe, niezmienne, coś co nie jest konstruktem, obiektem, oprogramowaniem umysłu. To jest czysty Duch. Czysta Obecność. Czyste Bycie. Jestem. Coś, co było mną zanim ruszyły myśli i umysł gadający. To dlatego do dzieci takich należy królestwo - bo są jeszcze w swej istocie, w komunii z wiecznością, poza iluzorycznym uniwersum myśli i kulturowych etykietek, poza konstruktem ja z nich stworzonym, poza czasem, czyli poza przeszłością i przyszłością, zawsze w wiecznym tu i teraz.. To jest ta aktywność, która jest nami od zawsze aż po kres, nigdy się nie zmienia, nie starzeje. Jest. Obecna. Tyle. W tej "przestrzeni", którą i u was nazywają sercem. Tam dotykamy i doświadczamy Nieskończonego. Poprzez wgląd w serce. Poprzez wgląd i uchwycenie swego Ducha, tej podstawowej, niezmiennej aktywności, obecności. W tym momencie natychmiast potrafię odkryć, że ta sama, taka sama przestrzeń jest w Tobie. Że nią Jesteś. Jeżeli spoglądam na moja mamę (kulturowa nazwa) to też widzę w jej istocie siebie. Ja to ty, a ty to ja. Kochaj bliźniego swego jak siebie samego. W swej istocie. Cała reszta to kulturowo-biologiczne oprogramowanie i opakowanie. Umysł z ulepioną iluzoryczną figurą ja i ciało. Widzę to w każdym i każdego tak postrzegam. Nie ma osoby jako istoty. Nie ma Żyda ni Greka, kobiety, dziecka, mężczyzny. Wszyscy jesteśmy Jedno w Chrystusie, że tak napiszę. Wszystkie pokolenia, które były, są, będą. Nieskończone duchowe popadając w formę, w cielesne lokalizacje, doświadcza nieskończenie swych nieskończonych możliwości i figuracji. Poprzez właśnie nieskończony ciąg skończonych form. Niedualność. Jedno. Dlatego dla mnie jest Tym, czym jest, Tym co jest. W Tym Stwarzaniem od Zawsze i na Zawsze. Teodycea, Hiszpania, dzieci umierające na raka itd. kwestia postrzegania tego, czym to wszystko jest w swojej istocie. I kiedy odnajduję Go/To w swoim Sercu to nie tyle ufam, co zawierzam, bo gdy rozpoznajesz tę wszechobecną, nieskończona, przenikającą wszystko przestrzeń to tutaj już nie da się uwierzyć, zaufać, ale można tylko zawierzyć. Tat twam asi. Ty Jesteś Tym. Tutaj proponuję odnaleźć sobie rozmowę o. Drążka z Nityą. To tak ogólnie tyle. Jest to zupełnie inny wgląd po prostu.
Skoro utożsamiam się z każdą osobą i jakieś inne "ty", to tak naprawdę "ja" - to czy nie jest czymś naturalnym, że problemy, ograniczenia, trudności i pytania jakie stawiają te inne osoby stają się moimi ograniczeniami, trudnościami i pytaniami? Tak jak np. właśnie Hiszpania, dzieci umierające na raka itp. - dla ego to jest obojętne, że takie rzeczy się dzieją. Ego może mieć proste, duchowe odpowiedzi i w sumie ma w d****, że ktoś cierpi i umiera. Miłość natomiast tych odpowiedzi nie ma i nie sypie nimi z rękawa, za to dostrzega więź i doświadcza więzi z każdym kogo spotyka. Marcina pytania o Hiszpanię, o dzieci umierające na raka moim zdaniem nie wynikają z tego, że Marcin potrzebuje sobie stawiać te pytania jako Marcin (ego) - jemu byłoby dobrze po prostu w samym trwaniu w kontemplacji w ciszy - jednak Miłość w nim stawia te pytania i to wynika z utożsamienia się z tymi, którzy cierpią i przez więź odczuwania ich trudności, problemów, pytań - jako swoje ;-) Fajnie o tym Rohr pisał w Uniwersalnym Chrystusie, że, parafrazując, nie ma czegoś takiego jak zbawienie indywidualne. Nawet jak indywidualna osoba doświadcza zbawienia to siłą rzeczy siła miłości będzie wciągała ją w relacje z innymi i będzie wylewała się przez tą osobę, która doświadczyła zbawienia/ oświecenia na te osoby, które jeszcze nie poznały Siebie.
@@RADEK95 No super. Świetny komentarz do tego, żeby spróbować naprowadzić i pokazać błędy umysłu w percepcji rzeczywistości. Popatrz, już w tym pierwszym zdaniu do myślnika, są trzy błędne założenia, rozpoznania. A nawet więcej. Słowo "utożsamiam". Nie, nie chodzi o utożsamienie, ale o rozpoznanie. Utożsamienie obiektu z obiektami to nie to. Bo nie ma obiektów. Słowo "się" Które wskazuje na mnie jako na istniejący "podmiot". Na ktosia. Nie ma czegoś takiego w rzeczywistej duchowości,. Słowo "każda" wskazuje na niezliczoną ilość takich podmiotów/ktosiów. Słowo "osoba" tym bardziej. Nie ma czegoś takiego, w tym cały myk. Tak naprawdę nie ma ty i nie ma ja. Jest TO. Oczywiście jako istota "mnie" . To jest Nieskończone, wieczne, niezmienne, boskie i jest w moim sercu, co mogę duchowo rozpoznać. Jest cały czas niezmiennie, od początku tego materialnego nośnika do jego rozpadu. Nie ma żadnych zauważalnych cech, ale można rozpoznać, że jest i że Tym tak naprawdę w swej istocie, nieskończoności Jestem. I właściwie tylko TO JEST, a cała reszta, czyli nośnik materialny i oprogramowanie umysłowe, psychiczne, intelektualne są przygodne, są efektem ewolucji biologicznej i memetycznej, kulturowej. Przygodne w oczywisty sposób jest przemijające, nietrwałe, ale istota, która nazwijmy tutaj podstawową świadomością jest niezmienna i wieczna. Kompletnie nie podlega jakimkolwiek procesom. W tym oczywiście czasowi. Przeszłości, przyszłości. Jest, była będzie. A tym są te materialne nośniki w swojej duchowej istocie, o czym nie wiedzą, czego nie widzą, nie rozpoznają, bo popadając w świat form duchowa nieskończoność niejako musi zapomnieć siłą rzeczy o tym, czym jest. Natomiast może, powinna to rozpoznać. Ale to nie takie proste, bo kiedy umysł ruszy, to bardziej namacalne, doświadczalne, dotykalne, rozpoznawalne jest to, co cielesne i to co narzucą myśli. Utożsamienie jest przez to blędne, choć zanim umysł ruszy, to małe dziecko żyje wg Ducha, stopniowo, w różnym tempie popadając w umysł (to jest tak naprawdę spożycie owocu z Drzewa Wiadomości i zerwanie komunii z Nieskończonym Absolutem, ze swoja istotą, z tym, czym jesteśmy w swojej nieskończonej istocie). Problem w tym, żeby to rozpoznać, ale my najczęściej nawet nie widzimy, że coś tutaj nam umyka i że coś jest do zmiany w percepcji na podstawowym poziomie, a to ma fatalne konsekwencje. Czyli tak. Rozpoznaję w sobie, w swoim sercu, że tam nie ma mnie. Czyli jakiegoś indywidualnego podmiotu, ktosia, osoby. Są myśli, które się pojawiają, nad którymi tylko pozornie pozorny podmiot ja panuje i nimi zawiaduje. Tak naprawdę zawsze jest tak, że jakiś zewnętrzny albo wewnętrzny bodziec powoduje pojawienie się myśli, która uruchamia kolejną, a ta kolejną i tak cały ciąg, a nad czym nikt nie panuje. I tak do wyczerpania się tematu, gdzie już kolejna myśl się nie pojawia. Ale za chwilę pojawia się kolejny bodziec i rusza kolejny ciąg. No i tak bez końca. Samonapędzający się mechanizm wirusów umysłu, jakimi są myśli, a z czym się utożsamia ulepiona z tych opowieści przeszłościowych, przyszłościowych, aktualnych, potencjalnych fałszywa figura ja. I teraz tak. A co by było gdyby te myśli wyłączyć, zatrzymać? Na chwilę choćby. albo najlepiej na dłuższą chwilę? A może na stałe? Znikniesz czy nie? Oczywiście że nie. Będziesz. Poczuj to. TO. TYM jesteś. JESTEŚ. Zawsze obecny,m, zawsze świadkujący. Czysta obecność, czyste bycie, czyste niezmienne od narodzin do śmierci JESTEM. Przywaleni myślami i zdominowani fałszywą figurą ja-ego jednak tego nie widzimy. Jakby zapominamy o swojej Prawdziwej Istocie i żyjemy wedle tej ulepionych z myśli de facto iluzorycznej, nieistniejącej figury niby-ja. Której nie ma. Jest za to zawsze obecne, zawsze świadkujące, zawsze będące czystą, bezcechową świadomością TŁO. Wiecznie obecne Tło. Wieczne. Niezmienne. Nieskończone. Ale musisz tutaj dokonać duchowego jakby uchwycenia, a nie intelektualnego koncepcyjnego. Wtedy nie dość, że rozpoznasz siebie, to jeszcze to, że to jest Wiecznością, która przenika wszystko i wszystkich. Bo natychmiast zauważysz, że ta niejako przestrzeń (Wschód nazywa to Pustką) jest we wszystkich. I że wszyscy są w swej istocie TYM, tak jak ty. Nie tym co widzisz, a co się najpierw narzuca, też nie tym, co się wgrało im w głowę, ale tym co stałe, niezmienne, wieczne. Tym co było zanim ruszają myśli i słowa. Tym co będzie zawsze, do rozpadu każdej cielesnej lokalizacji, ale TO rozpadowi nie ulega, bo jest poza czasem i materią. Popada jedynie w nieskończenie pojawiające się lokalizacje. To co wieczne niematerialne doświadcza poprzez materialne świata i swych nieskończonych możliwości. Tyle mniej więcej możemy uczciwie rozpoznać. Reszta to już z grubsza konfabulacje. Ale więcej do niczego nie jest nam potrzebne, bo to, co jest ma już fantastyczne konsekwencje.
Ciąg dalszy. Fałszywe ja ego może mieć w d...e cierpienia innych jak piszesz, ale może być bardzo empatyczne i się z nimi utożsamiać. różnie bywa. Natomiast rozpoznając TO w całym stworzeniu odczuwasz empatię, ale też widzisz jaka jest konstrukcja i rozumiesz jak jest. Nieskończona, niematerialna Świadomość popadając w skończony odczuwalny fizycznie materialny świat, godzi się niejako na materialne konsekwencje. Gra jest ewidentnie warta świeczki.Mało tego, gdy się zaczniesz nad tym dłużej i głębiej zastanawiać ten świat jest jakby niezbędnym elementem całości, prawdziwym doświadczaniem swego nieskończonego potencjału. Jest jakby koroną, zwieńczeniem. Bycia i bytu. Ukoronowaniem wieczności, Absolutu. Miłość do świata i życia jest tutaj absolutna. A nie jak chce fatalnie chrześcijaństwo, jakąś tam marną rundą kwalifikacyjną do czegoś niby właściwego, pośmiertnego. Co straszliwie upadla świat i życie prawdziwe. A może i sam Absolut. Za to głównie nigdy chrześcijaństwa nigdy nie tolerowałem. Za strącenie z piedestału tej cudownej rzeczywistości. Moja miłość do rzeczywistości, do tego świata i życia jest przepotężna i nienaruszalna. Od dziecka. Od zawsze i na zawsze. Inna postawy stawia mnie natychmiast w poczuciu zdrady. Wmawianie dziecku już od momentu, kiedy właściwie tylko zacznie myśleć, że to takie sobie niespecjalne bytowanie, a właściwie to będzie po śmierci, jest dla mnie skandaliczne i haniebne. Totalnie uwłaczające stworzeniu. Nie do przyjęcia jest zezowanie i apoteoza zmyślonych zaświatów i po-śmierci. Świat jako runda kwalifikacyjna. Dramat. Zauważ też, że śmierci tutaj te facto nie ma. Nie ma bowiem indywidualnego ja. Jest Wiecznie Obecne popadające w nieskończone lokalizacje. Adam spożywając owoc z drzewa niechybnie umarł. Tracąc komunię i rozpoznanie czym naprawdę jest. Jezus rozpoznając, że ja i Ojciec Jedno jesteśmy ożywia umarłych. Ojcem jest oczywiście ta boska, nieskończona przestrzeń. która Jest, z której wszystko Jest i wszystko przenika, w tym nasze Serca. Daje nam tego Ducha. Zatem oczywiście przeżywamy umysłowo wszelkie cierpienia świata, ale też możemy mieć większą perspektywę. Bo już wiemy,, rozpoznajemy czym to wszystko jest. Nie trzeba do tego wszelakich intelektualnych, koncepcyjnych fikołków robić, czasami całkiem atrakcyjnych dla umysłu, jak to wycofanie się Boga czy eckhartowskie zapomnienie Boga o stworzeniu. Ale tak naprawdę to są zbędne zabiegi. Wystarczy rozpoznać jak naprawdę jest. Jedno tylko rozpoznanie. Patrząc w serce.Nic więcej. Wszystko jest tak, jak być powinno. Rewelacyjnie. Optymalnie. Doskonale. Cudownie. Natomiast na pewno powinniśmy być coraz mądrzejsi. Czyli zważać na klimat, to gdzie się osiedlamy, jak organizujemy przestrzeń (oni tam w Hiszpanii wszystko koncertowo sobie zabetonowali), jak zapobiegamy. No masa rzeczy jest do poprawy i przemyślenia. Właśnie do tego potrzebny jest nam umysł, a nie do ulepienia fałszywej figury osobowej. To chyba tyle, a wszystko zaczyna się od właściwego wgłądu w siebie. I w sumie to nam wystarczy. Konsekwencje przychodzą wtedy niechybnie same.
Napiszę może o jeszcze jednej konsekwencji. Absolutnie fundamentalnej i szokującej. Tomek Samołyk zaczyna przy tym kombinować. Kiedy zaczynasz żyć ze swojej prawdziwej, wiecznej istoty zaczynasz żyć naprawdę, prawdziwie. A prawdziwie oznacza w świecie, a nie w myślach, w głowie, w konceptach, w wyobraźni, W czasie, w przeszłości i przyszłości, w historii i potencjalnościach. Male dzieci żyją prawdziwie do pewnego momentu. Bo umysł i myśli jeszcze ich nie wyprowadzają do głowy, do myśli. Jeszcze nie ma śmierci z Owocu Drzewa wiedzy. Żyjesz całym sobą w świecie. W TU I TERAZ. Poza czasem. Nie ma wczoraj, nie ma jutro, nie ma za godzinę, za chwilę. Jest TYLKO TERAZ. TUTAJ. JESTEM na całego, całym sobą, całą intensywnością doznawania bezpośredniego, bo jeszcze nie jesteś uchwycony przez umysł i nie nikniesz w myślach. Żyjesz w pełni. Jak sięgamy pamięcią do tak wczesnych momentów, możemy tę pełnię czasami przywołać. Te barwy, te zapachy, te smaki, te dźwięki, ten dotyk rozmaitych faktur, odczuwanie powietrza, temperatury, zmieniającego się światła, niezwykle skupiona, pełna relacja z obiektami. To doświadczanie, to budzenie się codziennie, jakby do nowej nieskończonej przygody przeżywania, podziwiania, doświadczania na tak niezwykłych obrotach. Aż do momentu, kiedy ulepi ci się ze słów i myśli intelektualny koncept ja, którym nie jesteś. Dopóki żyjesz będąc tym czym jesteś, żyjesz naprawdę. Nawet nie mając świadomości jako dziecko o co chodzi rzeczywiście. Później w myślach de facto umierasz. Stajesz się fałszywym konceptem w umyśle. Twoje wieczne, niezmienne Jestem zostaje zasłonięte ja ego umysłowym. Totalnie. Czasami tylko coś przypadkiem do świadomości się jakby przebija. W jakichś chwilach zatrzymania coś rozpoznajesz, przeczuwasz, wychwytujesz, Jakieś niezwykłe piękno, cudowność, wolność, wieczność. Ale nie wiesz o co chodzi i co naprawdę tutaj pobrzmiewa i wracasz do trybu ja ego myśłowego.
@@dariuszmarszaek9193 To co piszesz mocno się zgadza z bardzo wysokimi kalibracjami świadomości wg Hawkinsa, z książki Przekraczanie poziomów świadomości. Ale z tego co on opisuje są jeszcze wyższe poziomy świadomości niż Nitya czy Keating. Najwyżej kalibrujące teksty spisane to Upaniszady i Wedy. Niektórzy którzy są już oświeceni utykają na poziomie związanym z postrzeganiem i doświadczaniem Ostatecznej Rzeczywistości jako pustkę. Bierze się to z błędnego rozumienia nauk Buddy, który wg przekazów zniechęcał do postrzegania rzeczywistości przez pryzmat Boga, czy Miłości. A sam był inkarnacją wszechmocnego i wszechwiedzącego Boga. On opisuje że to (postrzeganie ostatecznej rzeczywistości jako pustej) również można przekroczyć. Ale to wszystko co napisałeś o rozpadzie czucia i postrzegania jakiegoś ktosia w głowie, to się zgadza.
Dziękuję.Ograniczył się stwarzając,ograniczył się Wcielając tylko to drugie ograniczenie pociągneło wszystko do siebie ku miłości którą Jest,bo nie jest wolą aby zgineło jedno z małych które jest wolne i ma swoją autonomię.I bedąc w Miłości to małe swoją autonomię wykorzystuje do bycia w Nim,bo nie chce w inny sposób dysponować tą wolnością.Ale ryzyko zawsze istnieje,tylko bedąc bakteria pierwszego ograniczenia,będę włączany w drugie ograniczenie,bo taka jest życzliwość tego drugiego ograniczenia...
Marcinie, jak mogę lepiej zrozumieć wszechobecność Boga, który wycofuje się żeby mógł zaistnieć świat, a jednocześnie w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy, kojarzę, że Thomas Keating rysował dwa okręgi, gdzie jednym jest Bóg, a drugim świat i mają wspólną część ale jeden nie jest całkowicie w drugim. Jak na to patrzysz? Pozdrawiam Paweł
W gruncie rzeczy to próba stworzenia teorii do problemu, który pojawił się z momentem pojawienia się komórek lustrzanych, i w związku z tym empatią i współczuciem. Próba zmierzenia się z pytaniem „ czy Bóg może być gorszy od człowieka” , bo z perspektywy empatycznego człowieka to, że Lew zabija antylopę jest złem, chyba, że uznamy, że antylopa nie cierpi bo nie ma na tyle wykształconego mózgu , a lew nie ma neuronów lustrzanych i nie ma możliwości współczucia( pewnie tak jest), nie mówiąc już o roślinach. Z punktu widzenia człowieka miłującego jest to zło, bo projektuje na zwierzęta swój stan. Z tego punktu widzenia również, bierze się próba interpretacji pisma świętego, tam gdzie Bóg jest opisywany jak bezduszny tyran , znów pytanie „czy Bóg może być gorszy niż człowiek” , jak sobie z tym poradzić - wyjaśnianie alegoria, metafora etc., a potrzeba tego jest wykształceniesię neuronów lustrzanych i zdolności do empatii. Oczywiście pan Marcin wchodzi w pewien stan relaksacji/ autohipnozy ( jak większość liderów różnych wspólnot , często budując na tym swoje ego, i kreujących w ten sposób pośrednio podziw u innych jak np ostatnio słynny pan Dorożała który ma doświadczenie dużych energii Bożych, polecam reportarze na jego temat na kanale zero ) i interpretuje to językiem teologicznym. Jeśli komuś wychodzi -Super, to jest super metoda, jeśli nie wychodzi nie ma czym się martwić , bo tylko około 25% ludzi , jest w stanie wchodzić w takie stany hipnotyczne co też jest związane z pewnymi obszarami w mózgu - podatnością na sugestie ( o ile nie znieczula nas lub nie wprowadza w stan obojętności nawet z przedrostkiem „Bożej”. )Empatia i współczucie mimo bólu z tym związanego często warto w sobie pielęgnować, to rzeczywiście element ewolucji( neurony lustrzane), który być może jest pewnym naturalnym wyjaśnieniem pytania skąd u człowieka potrzeba dobrego Boga i motor napędowy teorii teologicznej, co dla agnostyka będzie wyrazem już pychy, jak mówił prof. Hartman „Agnostyk mówi tak: gdyby Bóg istniał, oczekiwałby, że będę agnostykiem, bo naprawdę nie wiem. Jest pychą udawać, że się wie coś, czego się nie wie.”
Jak w kontekście tego rozumieć "W Nim żyjemy, poruszany się i jesteśmy"? Czy Bóg jest obecny w świecie i podtrzymuje go nieustannie, czy jest jakoś "poza" (świat jest poza Jego wciągniętym "brzuchem")?
Podpinam sie do pytania, dodając jak ma się "W Nim żyjemy, poruszany się i jesteśmy" do ex nihilo ? Dz 17. 25 " i nie odbiera posługi z rąk ludzkich, jak gdyby czegoś potrzebował, bo sam daje wszystkim życie i oddech, i wszystko"
Nie ma poza , jest tylko On ,,wskoczony" w ""materię i ten niewskoczony czyli przejawiony i nieprzejawiony.Zaprawde Powiadam Wam Bogami Jesteście to słowa Jezusa. zachęcam też do książki " Uniwersalny Chrystus " Richarda Rohra.😊
@trelemorele9762 To było pytanie do autora, czyli Marcina Gajdy. Jestem ciekawy, jak on to rozumie w kontekście tego, co pisze i naucza. A Twoich dywagacji - wybacz - zupełnie nie zrozumiałem.
Pięknie to podsumowałeś… stworzenie było tego warte..
Chciałabym by każdy miał w sobie właśnie to przekonanie- chociaż przekonanie to nie jest dobre słowo, bardziej by było naszym budulcem: jestem warta, jesteś warty…
I teraz ja która z samego środka siebie wiem że jestem warta mogę trochę „ wciągnąć swój brzuch” i zrobić miejsce na ten sam akt stwórczy wybierając w tym swoim małym teraz: zrobię ci kanapkę, nie odpowiem krzykiem a zrozumieniem, wrzucę plastik do plastików, nie przytaknę czyjejś złośliwości wobec kogoś innego- łagodnie i zwyczajnie wpuszczę miłość…
I jak tak patrzę z zoomu na historię świata to widzę że tej miłości w nim jest więcej niż tysiąc lat temu- dzieci mają swoje prawa, kobiety, w wielu miejscach toczą się wojny ale w większości nie , mamy dostęp do tego by porozumiewać się bez przemocy pomiędzy sobą, widzę rozwój w stronę miłości…
Chyba że mam niepełne dane…😊
Dzięki Marcin, że poruszasz 💨
Dziękuję Marcin, dziękuję. To przez co mnie przeprowadziłeś w tym odcinku jest tak mocne, że nie potrafię znaleźć innego słowa jak "dziękuję" . Czuje jak usłyszane treści wnikają w moje serce, jak zaczynają we mnie pracować, układać się ......❤
Pozdrawiam serdecznie. Czekam na następny odcinek.
Wreszcie znalazłem kogoś podobnie myślącego do mnie. Dziękuję!
Dziękuję! To piękne, że się tym dzielisz 😊
Wielkie dzięki za TO czym się dzielisz,pozdrawiam serdecznie
A może jednak sam Bóg nie musi być racjonalny tylko takim nam się objawia w stworzonym przez siebie świecie materialnym. Racjonalność może jest jednym z praw przyrody, której z jednej strony Bóg chce podlegać a zdrugieǰ strony my jak te płaszczaki (istoty w dwuwymiarowym świecie - tu: bakterie) nie jesteśmy sobie w stanie innego Boga wyobrazić albo próbujemy Go przyłapać na nieracjonalności i w ten sposób coś na Nim wymusić. Zastanawia mnie co oznacza "przyjdź Królestwo Twoje". Może w świecie przez nas widocznym trójkąt o czterech kątach jest nie możliwy ale w Królestwie Bożym już tak! Może na tym będzie polegać nasz sprawdzian wiary czyli na ostatecznym zaufaniu do Boga, który jest jaki jest a nie jakim Go sobie wymyślamy. Czy nieskończoność jest racjonalna? Rzeczywiście doskonałość chyba zamyka drogę do zmiany. Bóg jest niezmienny (a może jest).
pomyślałem sobie o koanach zen. One nie są racjonalne, a raczej transracjonalne (przekraczające rozum), a mają wyrażać istotę rzeczywistości.
Ja uważam, że uczynienie człowieka na boskie podobieństwo opiera się przede wszystkim o Ducha, a nie o rozum i myśl. My się wywyższamy względem reszty stworzenia, bo sami jako jedyni myślimy, sądząc że Bóg to arcyumysł jednocześnie gdzieś tam wiedząc, że to bezforemny doskonały Duch. Jeden z wielu nieustannych przykładów błędnych antropomorfizacji. Ten jest kluczowy. Drugim takim jest miłość nasza ludzka, oparta na emocjach, uczuciach, a jak jeszcze ubierzemy to w szczególną intymność i bliskość jak u doskonałych kochanków, czułość i oddanie z jakimś skrajnym wyrzeczeniem siebie no to już chwytamy Boga za nogi.
Następne antropomorfizacje znaczące i mylące są zawarte w pytaniu Marcina do mnie gdzieś tam po 5 minucie filmu, czyli czy Bóg jest osobowy i relacyjny. Nooo... jakby właśnie nie ta materia płaszczakowa.
Dzień dobry.
Bardzo dziękuję za książkę. Dzięki niej poczułem, że nie jestem jedyny, który myśli, że Bóg nie decyduje gdzie uderzy piorun i nie zatrzymuje dla mnie autobusu. A dodatkowo powycinała u mnie jeszcze sporo głupiego myślenia i pozwoliła wejść głębiej. Zaprosiła do czegoś nowego.
Jedyne co bardzo mi zgrzyta to ten rozdział o dostrojeniu. Mam cały czas wrażenie, że ta teoria przeczy reszcie książki (bo ma znamiona interwecjonizmu). Pewnie nie jestem na tyle głęboko, żeby zrozumieć o co chodzi z tym dostrojeniem. Będę bardzo wdzieczny za rozwinięcie tematu.
Z góry dziękuję. Bardzo dobry pomysł z tym Q&A.
Pozdrawiam ,Adam
Nie wiem co powiedzieć. Jestem poruszona.To jest tak piękne,co mówisz.
Ja się już w tym wszystkim gubię, i przy trzeźwym myśleniu trzymają mnie słowa, że jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o MIŁOŚĆ 💞
POZDRAWIAM SERDECZNIE ANTONI
A tak przy okazji ten SMS drugi w tym odcinku dzisiaj 11 11.2024 jest moimi życzeniami Tobie Marcinie z okazji imienin.Wasze książki inspirują i pomagają -"W Sercu Kościoła",i dzięki wam za to
Wraz z moim rozwojem duchowym coraz bardziej odczuwam, że my katolicy i nasza teologia nie mamy patentu na prawdę. Co jeśli rzeczywistość jest zupełnie inna, niż ta którą znamy? Potwierdzają to najnowsze badania naukowe z zakresu epigenetyki, totalnej biologii, czy też fizyki kwantowej. Moje osobiste doświadczenie pokazuje mi, że wiele z tego co nauczał Pan Jezus zostało mylnie zinterpretowane. Zastanawia mnie na ile było to spowodowane nieświadomością, a na ile był to celowy zabieg utrzymania ludzi w ignorancji?
Jak dla mnie to my ograniczamy Boga ograniczamy go w działaniu bo nie chcemy ta miłość przyjąć i dać jej szansę rozkwitu😊
❤Czym więc jest to,co zwykliśmy nazywac Bożymi interwencjami, rozumiem, że przejawem miłości - dlaczego zatem nie zawsze ta milość się przejawia, a wręcz przeciwnie- widzimy przejawy zła? Czy to my sami blokujemy tę miłość np.w postaci uzdrowienia? Czy są jakieś siły zewnętrzne przeszkadzające objawianiu się miłości - np. szatan i jak Ty Marcinie rozumiesz jego rolę w stworzeniu? Jako zło osobowe? Bardzo proszę o odpowiedź ❤❤❤
Jeśli brakuje wrzutek to jak rozumieć wiele wydarzeń że Starego Testamentu, gdzie mamy konkretną ingerencje Boga. Fakt, że np część plag można tłumaczyć naturalnie i wtedy można mówić o tej synchronizacji ale zabicie pierworodnych już nie. A drugi wątek to modlitwa prośby. Rozumiem, że częściowo zamienia się w modlitwę powiedzmy "działania w autorytecie" czyli ktoś modli się w imieniu Jezusa by coś się wydarzyło choćby uzdrowienie. Wtedy de facto przez człowieka dzieją się wrzutki. Ale nawet w modlitwie Pańskiej mamy prośbę o jakaś formę ingerencji "Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj". Mam wrażenie że jest to coś więcej niż słońce swieć nam codziennie.
Nie było zabicia pierworodnych.
Proszę posłuchać wykładów prof.Marcina Majewskiego. Człowieka niezwykle wykształconego,biblisty,historyka ,wykładowcy i do tego osoby wierzącej.
Przyda się wiedzą z zakresu rozumienia jak powstał Stary Testament i jak rozumieć jego przesłanie.
@aleksandralaskowska2392 Znam nieco materiałów od profesora ale do tego jeszcze nie dotarłem. Dziękuję. To w sumie zostaje mi zagwostka z uzdrowieniami, zarówno tymi opisanymi na w NT jak i obecnymi, które jednak są dość dobrze udokumentowane. Co mi przychodzi do głowy, że być może to jest po prostu oddziaływanie z poziomu duch a na materiez którego jeszcze nie rozumiemy? To co Jezus tłumaczy że wiara kogoś uzdrowiła. Choć mówimy to imieniu Jezusa czyli jakieś "podłączenie" do Góry chyba następuje?
Chętnie usłyszałabym jeszcze więcej rozkmin na tem wolności, autonomii. Wydaje mi się, że obecnie zyskujemy świadomość jak bardzo wpływy środowiska, wychowania wpływają na ludzkie zachowania. Bardzo dużą rolę odgrywają także geby, co pokazują badania na rozdzielonymi bliżniętami jednojajowymi. W końcu choroby mózgu mogą niejako narzucać określone zachowanie, z teorii prawa znamy zjawisko niepoczytalności. Jak poruszasz się w gąszczu tych trudnych problemów, czy także wobec nich bronisz wolności stworzenia?
ua-cam.com/video/zwvQ9WGxgSo/v-deo.htmlsi=ScIpl_G3BCI7-I1J
Polecam tę rozmowę "czy Bóg daje wolność?"
No dobrze. Dostałem sygnał, że zostałem tutaj wywołany do odpowiedzi😀
Ja jestem "wschodni". Pomijając już w związku z tym zastrzeżenia tak do terminu "ja" jak i niejasności terminu "jestem" - choć one mogą, a nawet są tutaj kluczem - to po prostu lubię przyglądać się jak ludzie kombinują z duchowością. Mieszkam i żyje w Polsce, więc siłą rzeczy przyglądam się katolikom, bo uważam, że ten obszar generalnie po prostu leży i kwiczy, a to ma wpływ właściwie na wszystko. Duchowość chrześcijańska nie jest dla mnie właściwie duchowością, tylko są to dla mnie zwykle nieudane próby wejścia w nią. Pomimo, że wiele aspektów jest uchwyconych prawidłowo, to jednak nie ten kluczowy. Fundamentalny. Wyjściowy. No i tutaj mamy problem, bo przeszkoda jest potężna, właściwie dogmatyczna.
Moja konstrukcja jest nieosobowa i niedualistyczna, więc dokładnie odwrotnie niż proponuje to teologia, z której Ty wychodzisz. I to z tego tytułu te twoje pytania, problemy, wątpliwości się nie pojawiają. Nie wiem, czy wiesz o co chodzi, czy się w tym orientujesz, a wytłumaczyć to ewentualnie w komentarzach na YT jest ciężko. Kluczem jest odpowiednie uchwycenie własnej istoty, tego czym jestem w swej esencji. Idąc po kolei, nie jestem Dariuszem Marszałkiem, tak jak Ty nie jesteś Marcinem Gajdą. No przynajmniej ja to tak widzę. Dwa słowa przylepione tuż po narodzinach. To nie jest nasza istota. Kiedy spoglądam w lustro widzę obiekt, ale identyfikacja z nim jest żadna na poziomie istotowym. Przynajmniej u mnie. No po prostu cielesny nośnik, nigdy inaczej na to nie patrzyłem, nie czułem. To wewnątrz niego jest jakaś aktywność czująca, która jawi mi się jako esencja. Mojość. Sobość. Jednak dalszy wgląd powoduje, że ani myśli, ani osoba/osobowość, ani historia opowiadana na swój temat od dzieciństwa do teraz, ani przyjęte życiowe role, cała ta konstrukcja kulturowo-biologiczna - zakładając, że ciało poprzez pewne skłonności, czy to genetyczne, czy nie wiem, hormonalne, inspirują umysł w jakimś stopniu do określonych zachowań i budowania osobowego konstruktu - też przestaje być identyfikowana jako ja. Ktoś powie, no dobra, w takim razie już nic nie zostaje. No zostaje. Coś co jest stałe, niezmienne, coś co nie jest konstruktem, obiektem, oprogramowaniem umysłu. To jest czysty Duch. Czysta Obecność. Czyste Bycie. Jestem. Coś, co było mną zanim ruszyły myśli i umysł gadający. To dlatego do dzieci takich należy królestwo - bo są jeszcze w swej istocie, w komunii z wiecznością, poza iluzorycznym uniwersum myśli i kulturowych etykietek, poza konstruktem ja z nich stworzonym, poza czasem, czyli poza przeszłością i przyszłością, zawsze w wiecznym tu i teraz.. To jest ta aktywność, która jest nami od zawsze aż po kres, nigdy się nie zmienia, nie starzeje. Jest. Obecna. Tyle. W tej "przestrzeni", którą i u was nazywają sercem. Tam dotykamy i doświadczamy Nieskończonego. Poprzez wgląd w serce. Poprzez wgląd i uchwycenie swego Ducha, tej podstawowej, niezmiennej aktywności, obecności. W tym momencie natychmiast potrafię odkryć, że ta sama, taka sama przestrzeń jest w Tobie. Że nią Jesteś. Jeżeli spoglądam na moja mamę (kulturowa nazwa) to też widzę w jej istocie siebie. Ja to ty, a ty to ja. Kochaj bliźniego swego jak siebie samego. W swej istocie. Cała reszta to kulturowo-biologiczne oprogramowanie i opakowanie. Umysł z ulepioną iluzoryczną figurą ja i ciało. Widzę to w każdym i każdego tak postrzegam. Nie ma osoby jako istoty. Nie ma Żyda ni Greka, kobiety, dziecka, mężczyzny. Wszyscy jesteśmy Jedno w Chrystusie, że tak napiszę. Wszystkie pokolenia, które były, są, będą. Nieskończone duchowe popadając w formę, w cielesne lokalizacje, doświadcza nieskończenie swych nieskończonych możliwości i figuracji. Poprzez właśnie nieskończony ciąg skończonych form. Niedualność. Jedno. Dlatego dla mnie jest Tym, czym jest, Tym co jest. W Tym Stwarzaniem od Zawsze i na Zawsze. Teodycea, Hiszpania, dzieci umierające na raka itd. kwestia postrzegania tego, czym to wszystko jest w swojej istocie. I kiedy odnajduję Go/To w swoim Sercu to nie tyle ufam, co zawierzam, bo gdy rozpoznajesz tę wszechobecną, nieskończona, przenikającą wszystko przestrzeń to tutaj już nie da się uwierzyć, zaufać, ale można tylko zawierzyć. Tat twam asi. Ty Jesteś Tym. Tutaj proponuję odnaleźć sobie rozmowę o. Drążka z Nityą. To tak ogólnie tyle. Jest to zupełnie inny wgląd po prostu.
Skoro utożsamiam się z każdą osobą i jakieś inne "ty", to tak naprawdę "ja" - to czy nie jest czymś naturalnym, że problemy, ograniczenia, trudności i pytania jakie stawiają te inne osoby stają się moimi ograniczeniami, trudnościami i pytaniami? Tak jak np. właśnie Hiszpania, dzieci umierające na raka itp. - dla ego to jest obojętne, że takie rzeczy się dzieją. Ego może mieć proste, duchowe odpowiedzi i w sumie ma w d****, że ktoś cierpi i umiera. Miłość natomiast tych odpowiedzi nie ma i nie sypie nimi z rękawa, za to dostrzega więź i doświadcza więzi z każdym kogo spotyka. Marcina pytania o Hiszpanię, o dzieci umierające na raka moim zdaniem nie wynikają z tego, że Marcin potrzebuje sobie stawiać te pytania jako Marcin (ego) - jemu byłoby dobrze po prostu w samym trwaniu w kontemplacji w ciszy - jednak Miłość w nim stawia te pytania i to wynika z utożsamienia się z tymi, którzy cierpią i przez więź odczuwania ich trudności, problemów, pytań - jako swoje ;-) Fajnie o tym Rohr pisał w Uniwersalnym Chrystusie, że, parafrazując, nie ma czegoś takiego jak zbawienie indywidualne. Nawet jak indywidualna osoba doświadcza zbawienia to siłą rzeczy siła miłości będzie wciągała ją w relacje z innymi i będzie wylewała się przez tą osobę, która doświadczyła zbawienia/ oświecenia na te osoby, które jeszcze nie poznały Siebie.
@@RADEK95
No super. Świetny komentarz do tego, żeby spróbować naprowadzić i pokazać błędy umysłu w percepcji rzeczywistości. Popatrz, już w tym pierwszym zdaniu do myślnika, są trzy błędne założenia, rozpoznania. A nawet więcej. Słowo "utożsamiam". Nie, nie chodzi o utożsamienie, ale o rozpoznanie. Utożsamienie obiektu z obiektami to nie to. Bo nie ma obiektów. Słowo "się" Które wskazuje na mnie jako na istniejący "podmiot". Na ktosia. Nie ma czegoś takiego w rzeczywistej duchowości,. Słowo "każda" wskazuje na niezliczoną ilość takich podmiotów/ktosiów. Słowo "osoba" tym bardziej. Nie ma czegoś takiego, w tym cały myk. Tak naprawdę nie ma ty i nie ma ja. Jest TO. Oczywiście jako istota "mnie" . To jest Nieskończone, wieczne, niezmienne, boskie i jest w moim sercu, co mogę duchowo rozpoznać. Jest cały czas niezmiennie, od początku tego materialnego nośnika do jego rozpadu. Nie ma żadnych zauważalnych cech, ale można rozpoznać, że jest i że Tym tak naprawdę w swej istocie, nieskończoności Jestem. I właściwie tylko TO JEST, a cała reszta, czyli nośnik materialny i oprogramowanie umysłowe, psychiczne, intelektualne są przygodne, są efektem ewolucji biologicznej i memetycznej, kulturowej. Przygodne w oczywisty sposób jest przemijające, nietrwałe, ale istota, która nazwijmy tutaj podstawową świadomością jest niezmienna i wieczna. Kompletnie nie podlega jakimkolwiek procesom. W tym oczywiście czasowi. Przeszłości, przyszłości. Jest, była będzie. A tym są te materialne nośniki w swojej duchowej istocie, o czym nie wiedzą, czego nie widzą, nie rozpoznają, bo popadając w świat form duchowa nieskończoność niejako musi zapomnieć siłą rzeczy o tym, czym jest. Natomiast może, powinna to rozpoznać. Ale to nie takie proste, bo kiedy umysł ruszy, to bardziej namacalne, doświadczalne, dotykalne, rozpoznawalne jest to, co cielesne i to co narzucą myśli. Utożsamienie jest przez to blędne, choć zanim umysł ruszy, to małe dziecko żyje wg Ducha, stopniowo, w różnym tempie popadając w umysł (to jest tak naprawdę spożycie owocu z Drzewa Wiadomości i zerwanie komunii z Nieskończonym Absolutem, ze swoja istotą, z tym, czym jesteśmy w swojej nieskończonej istocie). Problem w tym, żeby to rozpoznać, ale my najczęściej nawet nie widzimy, że coś tutaj nam umyka i że coś jest do zmiany w percepcji na podstawowym poziomie, a to ma fatalne konsekwencje.
Czyli tak. Rozpoznaję w sobie, w swoim sercu, że tam nie ma mnie. Czyli jakiegoś indywidualnego podmiotu, ktosia, osoby. Są myśli, które się pojawiają, nad którymi tylko pozornie pozorny podmiot ja panuje i nimi zawiaduje. Tak naprawdę zawsze jest tak, że jakiś zewnętrzny albo wewnętrzny bodziec powoduje pojawienie się myśli, która uruchamia kolejną, a ta kolejną i tak cały ciąg, a nad czym nikt nie panuje. I tak do wyczerpania się tematu, gdzie już kolejna myśl się nie pojawia. Ale za chwilę pojawia się kolejny bodziec i rusza kolejny ciąg. No i tak bez końca. Samonapędzający się mechanizm wirusów umysłu, jakimi są myśli, a z czym się utożsamia ulepiona z tych opowieści przeszłościowych, przyszłościowych, aktualnych, potencjalnych fałszywa figura ja.
I teraz tak. A co by było gdyby te myśli wyłączyć, zatrzymać? Na chwilę choćby. albo najlepiej na dłuższą chwilę? A może na stałe? Znikniesz czy nie? Oczywiście że nie. Będziesz. Poczuj to. TO. TYM jesteś. JESTEŚ. Zawsze obecny,m, zawsze świadkujący. Czysta obecność, czyste bycie, czyste niezmienne od narodzin do śmierci JESTEM. Przywaleni myślami i zdominowani fałszywą figurą ja-ego jednak tego nie widzimy. Jakby zapominamy o swojej Prawdziwej Istocie i żyjemy wedle tej ulepionych z myśli de facto iluzorycznej, nieistniejącej figury niby-ja. Której nie ma. Jest za to zawsze obecne, zawsze świadkujące, zawsze będące czystą, bezcechową świadomością TŁO. Wiecznie obecne Tło. Wieczne. Niezmienne. Nieskończone. Ale musisz tutaj dokonać duchowego jakby uchwycenia, a nie intelektualnego koncepcyjnego. Wtedy nie dość, że rozpoznasz siebie, to jeszcze to, że to jest Wiecznością, która przenika wszystko i wszystkich. Bo natychmiast zauważysz, że ta niejako przestrzeń (Wschód nazywa to Pustką) jest we wszystkich. I że wszyscy są w swej istocie TYM, tak jak ty. Nie tym co widzisz, a co się najpierw narzuca, też nie tym, co się wgrało im w głowę, ale tym co stałe, niezmienne, wieczne. Tym co było zanim ruszają myśli i słowa. Tym co będzie zawsze, do rozpadu każdej cielesnej lokalizacji, ale TO rozpadowi nie ulega, bo jest poza czasem i materią. Popada jedynie w nieskończenie pojawiające się lokalizacje. To co wieczne niematerialne doświadcza poprzez materialne świata i swych nieskończonych możliwości. Tyle mniej więcej możemy uczciwie rozpoznać. Reszta to już z grubsza konfabulacje. Ale więcej do niczego nie jest nam potrzebne, bo to, co jest ma już fantastyczne konsekwencje.
Ciąg dalszy.
Fałszywe ja ego może mieć w d...e cierpienia innych jak piszesz, ale może być bardzo empatyczne i się z nimi utożsamiać. różnie bywa. Natomiast rozpoznając TO w całym stworzeniu odczuwasz empatię, ale też widzisz jaka jest konstrukcja i rozumiesz jak jest. Nieskończona, niematerialna Świadomość popadając w skończony odczuwalny fizycznie materialny świat, godzi się niejako na materialne konsekwencje. Gra jest ewidentnie warta świeczki.Mało tego, gdy się zaczniesz nad tym dłużej i głębiej zastanawiać ten świat jest jakby niezbędnym elementem całości, prawdziwym doświadczaniem swego nieskończonego potencjału. Jest jakby koroną, zwieńczeniem. Bycia i bytu. Ukoronowaniem wieczności, Absolutu. Miłość do świata i życia jest tutaj absolutna. A nie jak chce fatalnie chrześcijaństwo, jakąś tam marną rundą kwalifikacyjną do czegoś niby właściwego, pośmiertnego. Co straszliwie upadla świat i życie prawdziwe. A może i sam Absolut. Za to głównie nigdy chrześcijaństwa nigdy nie tolerowałem. Za strącenie z piedestału tej cudownej rzeczywistości. Moja miłość do rzeczywistości, do tego świata i życia jest przepotężna i nienaruszalna. Od dziecka. Od zawsze i na zawsze. Inna postawy stawia mnie natychmiast w poczuciu zdrady. Wmawianie dziecku już od momentu, kiedy właściwie tylko zacznie myśleć, że to takie sobie niespecjalne bytowanie, a właściwie to będzie po śmierci, jest dla mnie skandaliczne i haniebne. Totalnie uwłaczające stworzeniu. Nie do przyjęcia jest zezowanie i apoteoza zmyślonych zaświatów i po-śmierci. Świat jako runda kwalifikacyjna. Dramat.
Zauważ też, że śmierci tutaj te facto nie ma. Nie ma bowiem indywidualnego ja. Jest Wiecznie Obecne popadające w nieskończone lokalizacje. Adam spożywając owoc z drzewa niechybnie umarł. Tracąc komunię i rozpoznanie czym naprawdę jest. Jezus rozpoznając, że ja i Ojciec Jedno jesteśmy ożywia umarłych. Ojcem jest oczywiście ta boska, nieskończona przestrzeń. która Jest, z której wszystko Jest i wszystko przenika, w tym nasze Serca. Daje nam tego Ducha.
Zatem oczywiście przeżywamy umysłowo wszelkie cierpienia świata, ale też możemy mieć większą perspektywę. Bo już wiemy,, rozpoznajemy czym to wszystko jest. Nie trzeba do tego wszelakich intelektualnych, koncepcyjnych fikołków robić, czasami całkiem atrakcyjnych dla umysłu, jak to wycofanie się Boga czy eckhartowskie zapomnienie Boga o stworzeniu. Ale tak naprawdę to są zbędne zabiegi. Wystarczy rozpoznać jak naprawdę jest. Jedno tylko rozpoznanie. Patrząc w serce.Nic więcej. Wszystko jest tak, jak być powinno. Rewelacyjnie. Optymalnie. Doskonale. Cudownie. Natomiast na pewno powinniśmy być coraz mądrzejsi. Czyli zważać na klimat, to gdzie się osiedlamy, jak organizujemy przestrzeń (oni tam w Hiszpanii wszystko koncertowo sobie zabetonowali), jak zapobiegamy. No masa rzeczy jest do poprawy i przemyślenia. Właśnie do tego potrzebny jest nam umysł, a nie do ulepienia fałszywej figury osobowej.
To chyba tyle, a wszystko zaczyna się od właściwego wgłądu w siebie. I w sumie to nam wystarczy. Konsekwencje przychodzą wtedy niechybnie same.
Napiszę może o jeszcze jednej konsekwencji. Absolutnie fundamentalnej i szokującej. Tomek Samołyk zaczyna przy tym kombinować. Kiedy zaczynasz żyć ze swojej prawdziwej, wiecznej istoty zaczynasz żyć naprawdę, prawdziwie. A prawdziwie oznacza w świecie, a nie w myślach, w głowie, w konceptach, w wyobraźni, W czasie, w przeszłości i przyszłości, w historii i potencjalnościach. Male dzieci żyją prawdziwie do pewnego momentu. Bo umysł i myśli jeszcze ich nie wyprowadzają do głowy, do myśli. Jeszcze nie ma śmierci z Owocu Drzewa wiedzy. Żyjesz całym sobą w świecie. W TU I TERAZ. Poza czasem. Nie ma wczoraj, nie ma jutro, nie ma za godzinę, za chwilę. Jest TYLKO TERAZ. TUTAJ. JESTEM na całego, całym sobą, całą intensywnością doznawania bezpośredniego, bo jeszcze nie jesteś uchwycony przez umysł i nie nikniesz w myślach. Żyjesz w pełni. Jak sięgamy pamięcią do tak wczesnych momentów, możemy tę pełnię czasami przywołać. Te barwy, te zapachy, te smaki, te dźwięki, ten dotyk rozmaitych faktur, odczuwanie powietrza, temperatury, zmieniającego się światła, niezwykle skupiona, pełna relacja z obiektami. To doświadczanie, to budzenie się codziennie, jakby do nowej nieskończonej przygody przeżywania, podziwiania, doświadczania na tak niezwykłych obrotach. Aż do momentu, kiedy ulepi ci się ze słów i myśli intelektualny koncept ja, którym nie jesteś. Dopóki żyjesz będąc tym czym jesteś, żyjesz naprawdę. Nawet nie mając świadomości jako dziecko o co chodzi rzeczywiście. Później w myślach de facto umierasz. Stajesz się fałszywym konceptem w umyśle. Twoje wieczne, niezmienne Jestem zostaje zasłonięte ja ego umysłowym. Totalnie. Czasami tylko coś przypadkiem do świadomości się jakby przebija. W jakichś chwilach zatrzymania coś rozpoznajesz, przeczuwasz, wychwytujesz, Jakieś niezwykłe piękno, cudowność, wolność, wieczność. Ale nie wiesz o co chodzi i co naprawdę tutaj pobrzmiewa i wracasz do trybu ja ego myśłowego.
@@dariuszmarszaek9193 To co piszesz mocno się zgadza z bardzo wysokimi kalibracjami świadomości wg Hawkinsa, z książki Przekraczanie poziomów świadomości. Ale z tego co on opisuje są jeszcze wyższe poziomy świadomości niż Nitya czy Keating. Najwyżej kalibrujące teksty spisane to Upaniszady i Wedy. Niektórzy którzy są już oświeceni utykają na poziomie związanym z postrzeganiem i doświadczaniem Ostatecznej Rzeczywistości jako pustkę. Bierze się to z błędnego rozumienia nauk Buddy, który wg przekazów zniechęcał do postrzegania rzeczywistości przez pryzmat Boga, czy Miłości. A sam był inkarnacją wszechmocnego i wszechwiedzącego Boga. On opisuje że to (postrzeganie ostatecznej rzeczywistości jako pustej) również można przekroczyć. Ale to wszystko co napisałeś o rozpadzie czucia i postrzegania jakiegoś ktosia w głowie, to się zgadza.
Dziękuję.Ograniczył się stwarzając,ograniczył się Wcielając tylko to drugie ograniczenie pociągneło wszystko do siebie ku miłości którą Jest,bo nie jest wolą aby zgineło jedno z małych które jest wolne i ma swoją autonomię.I bedąc w Miłości to małe swoją autonomię wykorzystuje do bycia w Nim,bo nie chce w inny sposób dysponować tą wolnością.Ale ryzyko zawsze istnieje,tylko bedąc bakteria pierwszego ograniczenia,będę włączany w drugie ograniczenie,bo taka jest życzliwość tego drugiego ograniczenia...
Marcinie, jak mogę lepiej zrozumieć wszechobecność Boga, który wycofuje się żeby mógł zaistnieć świat, a jednocześnie w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy, kojarzę, że Thomas Keating rysował dwa okręgi, gdzie jednym jest Bóg, a drugim świat i mają wspólną część ale jeden nie jest całkowicie w drugim. Jak na to patrzysz? Pozdrawiam Paweł
W gruncie rzeczy to próba stworzenia teorii do problemu, który pojawił się z momentem pojawienia się komórek lustrzanych, i w związku z tym empatią i współczuciem. Próba zmierzenia się z pytaniem „ czy Bóg może być gorszy od człowieka” , bo z perspektywy empatycznego człowieka to, że Lew zabija antylopę jest złem, chyba, że uznamy, że antylopa nie cierpi bo nie ma na tyle wykształconego mózgu , a lew nie ma neuronów lustrzanych i nie ma możliwości współczucia( pewnie tak jest), nie mówiąc już o roślinach. Z punktu widzenia człowieka miłującego jest to zło, bo projektuje na zwierzęta swój stan. Z tego punktu widzenia również, bierze się próba interpretacji pisma świętego, tam gdzie Bóg jest opisywany jak bezduszny tyran , znów pytanie „czy Bóg może być gorszy niż człowiek” , jak sobie z tym poradzić - wyjaśnianie alegoria, metafora etc., a potrzeba tego jest wykształceniesię neuronów lustrzanych i zdolności do empatii. Oczywiście pan Marcin wchodzi w pewien stan relaksacji/ autohipnozy ( jak większość liderów różnych wspólnot , często budując na tym swoje ego, i kreujących w ten sposób pośrednio podziw u innych jak np ostatnio słynny pan Dorożała który ma doświadczenie dużych energii Bożych, polecam reportarze na jego temat na kanale zero ) i interpretuje to językiem teologicznym. Jeśli komuś wychodzi -Super, to jest super metoda, jeśli nie wychodzi nie ma czym się martwić , bo tylko około 25% ludzi , jest w stanie wchodzić w takie stany hipnotyczne co też jest związane z pewnymi obszarami w mózgu - podatnością na sugestie ( o ile nie znieczula nas lub nie wprowadza w stan obojętności nawet z przedrostkiem „Bożej”. )Empatia i współczucie mimo bólu z tym związanego często warto w sobie pielęgnować, to rzeczywiście element ewolucji( neurony lustrzane), który być może jest pewnym naturalnym wyjaśnieniem pytania skąd u człowieka potrzeba dobrego Boga i motor napędowy teorii teologicznej, co dla agnostyka będzie wyrazem już pychy, jak mówił prof. Hartman „Agnostyk mówi tak: gdyby Bóg istniał, oczekiwałby, że będę agnostykiem, bo naprawdę nie wiem. Jest pychą udawać, że się wie coś, czego się nie wie.”
Jak w kontekście tego rozumieć "W Nim żyjemy, poruszany się i jesteśmy"? Czy Bóg jest obecny w świecie i podtrzymuje go nieustannie, czy jest jakoś "poza" (świat jest poza Jego wciągniętym "brzuchem")?
Podpinam sie do pytania, dodając jak ma się "W Nim żyjemy, poruszany się i jesteśmy" do ex nihilo ?
Dz 17. 25 " i nie odbiera posługi z rąk ludzkich, jak gdyby czegoś potrzebował, bo sam daje wszystkim życie i oddech, i wszystko"
Nie ma poza , jest tylko On ,,wskoczony" w ""materię i ten niewskoczony czyli przejawiony i nieprzejawiony.Zaprawde Powiadam Wam Bogami Jesteście to słowa Jezusa. zachęcam też do książki " Uniwersalny Chrystus " Richarda Rohra.😊
@trelemorele9762 To było pytanie do autora, czyli Marcina Gajdy. Jestem ciekawy, jak on to rozumie w kontekście tego, co pisze i naucza. A Twoich dywagacji - wybacz - zupełnie nie zrozumiałem.
Czy stwarzanie przedluzone w czasie to nie wrzutki? Ktore momenty ewolucji dzieją się "same", a ktore wynikaja ze stwArzania? ;)
Jak bocian żaby😂