Jak nauczyłam się NIE rezygnować ze strefy komfortu
Вставка
- Опубліковано 6 чер 2019
- Dużo mówi się o przekraczaniu swojej strefy komfortu. Ale czy to zawsze dobry pomysł? Dziś o skrajnościach, które za młodu przerobiłam i o zdaniu, które wiele zmieniło.
⬇Linki ⬇
PATRONITE → patronite.pl/jolaszymanska
INSTAGRAM → / jola_szymanska
TWITTER → / szymanska_jola
FB → www. szymanskajola
WWW → jolaszymanska.pl
______________________________
Wywiad Jerzego Sosnowskiego ze mną → • Jola Szymańska: W int...
______________________________
POMOŻESZ MI DODAĆ NAPISY DO FILMU?
Wystarczy kliknąć w trzy kropki pod filmem po prawej stronie i dalej w "Dodaj tłumaczenia", a potem spisać choć fragment. Mega Wam dziękuję za każdą najdrobniejszą pomoc!
______________________________
Muzyka: Epidemic Sounds
Sprzęt: Canon g7x + mikrofon Zoom H2n
Jeżeli spodobał Ci się ten filmik daj łapkę w górę! :-)
Subskrybuj: bit.ly/1RvmlNT - Розваги
Teraz promuje się hasła "idź po więcej. Walcz o marzenia." A do tego dodaje się zdjęcie kawy, kwiatów na łóżko wśród poduszek. Walczymy przeważnie o komfort w większym luksusie.
chetnie bym sluchala Twojego podcastu :D
Świetny odcinek! Często istnieje taka narracja, że jeśli chcesz zrobić coś fajnego ze swoim życiem to konieczne musisz wyjść ze swojej strefy komfortu, czyli zrobić coś niezgodnego z sobą. A na podstawie własnych doświadczeń sądzę, że najlepsze efekty samorozwoju osiagam kiedy działam w zgodzie z sobą. Gdy wykorzystuję swoje naturalne talenty czy predyspozycje i je ulepszam, umacniam, a nie kiedy robię coś wbrew sobie. Wychodzę z założenia, że aby być fajnym człowiekiem nie muszę być kimś, innym, ale zrobić jak najlepszy pożytek z zasobów jakie dostałam.
Ja jeszcze dodam od siebie (jako osoba, która pracuje nad swoim lękiem związanym z komunikacją z ludźmi), że drastyczne wychodzenie ze strefy komfortu powodowało u mnie coś jeszcze poza ogólną rozsypką emocjonalną. Mianowicie wydawało mi się, że ponieważ udało mi się raz, czy dwa razy zrobić coś spektakularnego, to musi mi się to już zawsze potem udawać, co skutkowało jeszcze większym załamaniem, gdy tak się następnym razem nie działo. Uczę się cały czas, by stopniowo i uważnie przełamywać lęki. Dzięki za ten film, pozdrawiam!!
Miałam dokładnie to samo, również pracuje nad lekiem społecznym i niestety takie nagminne wychodzenie strefy komfortu powodowało u mnie nerwicę, z czego potem też musiałam się leczyć. Dopiero po zadbaniu o o siebie, czyli o danie sobie odpoczynku i nie powodowanie specjalnie sobie tych stresujących sytuacji, ale także zadbanie o ludzi wokół, którzy dają poczucie bezpieczeństwa i miłości, zadbanie o pracę i otoczenie zaczęłam widzieć niesamowitą poprawę co trwa do teraz.
Bardzo mądry filmik.
Mam poczucie, że mu już w ogóle zapominamy, kimś jesteśmy. Czyli ludźmi. Mamy wady, słabości, czujemy.
dziękuję za te mądre słowa! chyba się zatraciłam w tym drastycznym wychodzeniu ze strefy komfortu, bo mam ją bardzo wąską, wieeelu rzeczy się boję, takich których nikt "normalny" się nie boi, w związku z czym czasem najzwyklejsza rzecz to dla mnie takie dramatyczne wyjście ze strefy komfortu, w 90% takich przypadków dostaję bardzo pozytywny feedback, falę dobrych emocji i dumy, myślę sobie "i po co było się tak bać i stresować?", tak to jest że im bardziej coś jest szalone i tego nie chcę/boję się, tym bardziej jestem dumna że się udało, ale chyba są momenty kiedy powinnam sobie odpuścić... dziękuję! będę o tym myśleć :3
Prosto w serce. Ja właśnie uczę się dawać sobie prawo i swobodę do bycia przeciętną osobą x - nie budować poczucia wartości na niesamowitych dokonaniach, które będą mnie wynosić na wyżyny .... (tu można sobie wpisać losową sferę życia - na każdej przesadzalam)... i po prostu sobie żyć.
Jolu, takie twoje filmiki o "tu i teraz" są najlepsze 😊
Masz bardzo uspokajający i przyjemny dla ucha głos!❤
wow, dziękuję! :)
Dla mnie wyznaczanie granic też od zawsze było problemem, zresztą ciągle jest. Balansuję między wspomnianymi już stanami "tak, zrobię to, zmienię tamto", a "zostawcie mnie wszyscy w spokoju, niech nikt niczego ode mnie nie wymaga". Zawsze stawiałam i stawiam sobie bardzo wysokie i ciężkie do osiągnięcia progi. Fakt, osiągnięte dają dużo satysfakcji, ale jednocześnie bardzo eksploatują wewnętrznie. Jeśli przez dłuższy czas pozostaję w swojej strefie komfortu, albo nie sięgam jeszcze wyżej to czuję się, jakbym nic nie robiła w swoim życiu, nie rozwijała się. Ale trzeba czasu, żeby nauczyć się zauważać jak wiele już mam, jak wiele już osiągnęłam. Może właśnie tym punktem ogarniczającym nowe pomysły, są możliwe owoce tych działań. Dziękuję Ci Jolu, że mi to unaoczniłaś :) Retrospektywnie, rzeczywiście wiele moich celów było na to ukierunkowanych. Widzę też jednak ile już kolejnych "to do" jest jedynie "zapędem", a nie czymś, co miałoby zmienić moje życie na lepsze.
Dbajmy o siebie :)
Dokładnie rozumiem ten problem. Miałam w swoim życiu okres, że totalnie przekraczałam swoją strefę komfortu, robiłam jak najwięcej rzeczy, wystawiałam się na sytuacje, które konfrontowały moje lęki. Po jakimś półtora roku takiego męczenia samej siebie stwierdziłam, że koniec. Wykończyłam swoją psychikę, czas odpocząć - posiedzieć częściej w domu, poczytać książki, pooglądać seriale, zadbać o introwertyka w sobie. Mija już jakiś rok odkąd dałam sobie na luz i pozwalam sobie mieszkać w swojej strefie komfortu, tylko że zaczęłam zauważać, że tamten burzliwy okres był czasem bardzo intensywnych i pozytywnych zmian we mnie. Czas życia w bańce komfortu zamknął mnie na zmiany, bo to właśnie te trudne i wymagające sytuacje najbardziej nas kształtują. Chętnie znów wróciłabym do tego intensywnego okresu, tylko w tym momencie brakuje mi odwagi, żeby znów wystawić się na taki dyskomfort psychiczny.
Czekam na więcej takich filmów😍
Tak jak kiedyś byłam w stanie robić dużo po za strefą komfortu tak dziś mam wrażenie że jestem mimozą źle znoszącą jakikolwiek stres. Być może moja psychika jest już tak styrana przeszłością, że przerastają mnie banalne rzeczy.
Jejku potrzebowałam to usłyszeć. Czułam się jakbyś opowiadała o mnie. Dziękuję :)!!
Fajny filmik. Podnosi na duchu 😊
Fajnie, że właśnie w tym całym "szale" na wychodzenie ze strefy komfortu i przekraczanie własnych granic, pojawia się taki głos jak Twój. Ja komfort mam żyjąc spokojnie i w stosunkowo dużej izolacji, ale zrozumiałam to dopiero po dlugim czasie, też pewnie za sprawą terapii. Wcześniej zarzucana zewsząd frazami typu "wyjdź do ludzi", "bądź bardziej otwarta" czy "rzuć wszystko i jedź na koniec świata" i w ogóle, że trzeba KORZYSTAĆ Z ŻYCIA, cały czas myślałam, że coś jest ze mną nie tak. No tak, wow, to jest życie pełne wrażeń, ale co w momencie, kiedy na samą myśl o dążeniu taką drogą robiło mi się słabo? Byłam jednym wielkim wyrzutem sumienia przez "niekorzystanie z życia". A prawda jest taka, że nie ma jednej definicji i każdy korzysta z życia na swój sposób, każdy też ma granice komfortu w innym miejscu. A więc można korzystać z życia siedząc w domu i czytając książki i posiadając jednego przyjaciela zamiast szerokiego grona znajomych. I to też jest ok :) Pozdrawiam i dzięki!
Ja mam dokładnie tak samo jak ty! A tak przy okazji to rzeczywiscie dobry pomysł, aby częściej nagrywać takie filmy. Bardzo umiliłaś mi poranną kawę :) Dziękuję!
Super. Dzięki za te słowa
Dziękuję Ci za poruszane przez Ciebie tematy! Rzeczywiście u mnie tez często są te 2 skrajności. Ktoś mądry powiedział, ze przeceniamy to co możemy zrobić w najbliższym czasie a niedoszacowane,y tego co możemy zrobić w całym życiu - sztuka umiaru i małych kroków jest dla mnie bardzo trudna do przyswojenia :) Pozdrawiam!
♥️już za sam temat! Jolu, dziękuję, że jesteś i że możemy Cię słuchać
:)
Cześć Jolu, napiszę maila. Dla mnie super temat, super film,. Dziękuję ! 🥰♥️🌺
do napisaniaaa :D
Idealny filmik przed sesja
Dzięki
Jeszcze jakby umiec rozróżnic, których rzeczy nie robimy, bo jesteśmy leniwi, spoczęliśmy na laurach, zatraciliśmy się w wygodzie, a których nie chcemy robić, bo to dla nas realnie za dużo i zmuszamy się do jakiejś popularnej "walki o marzenia", które często nie są nawet naszymi marzeniami;) Ostatnio widziałam gdzieś jakiś popularny cytacik "Do things because of love, not because of fear" i to można odnieść do naprawdę sporej ilości rzeczy, np macierzyństwa: powinniśmy mieć dzieci, bo bardzo chcemy i to nasz cel, żeby przekazać miłość, a nie dlatego, ze: rodzina chce, boimy sie upływu czasu, czy boimy się, że coś tracimy - FOMO ;)
Zgadzam się w pełni - również po doswiadczeniach stopniowo rezygnuje z wychodzenis ze strefy komfortu w ramach szeroko rozumianej "produktywności" i "dawania z siebie 110%" co jest moim zdaniem nienaturalne i ciężkie dla naszego ciała a zwłaszcza naszej psychiki. Warto robić to co faktycznie chcemy - nawet jesli ktos moze to uznac za lenistwo i marnowanie szans - bo skoro faktycznie tego nie czujemy i to dzialanie oddali nas od siebie samych, jak to dobrze ujęłaś, myśle że po prostu nie warto
Super robisz odcinki takie jak ten o rzeczach, które lubisz w dorosłości i ten :). To też dobra odmiana dla ciężkich tematów, są takie bardziej pozytywne i pokazują co dobrego można z życiem robić.
Moja strefa komfortu przed terapią właściwie nie istniała. Tak sobie wmówiłem, że wygoda we własnym ciele nie jest dobra, że dziś trudno mi się cieszyć z osiągnietej wygody. Przez ostatnich kilka miesięcy dopiero czuję, że staje się sobą i siebie rozwijam, a im dłużej to robię tym moja strefa komfortu staje się wyraźniejsza.
Wow, ale fajny i mądry filmik! :) Interesujący i taki prowokujący do refleksji. :) Dla mnie nie jest to proste. Są rzeczy, które są dla mnie stresujące i których sama bym się nie podjęła, gdyby nie kogoś zachęta- np. prowadzenie dyskusyjnego klubu filmowego i jest to duży stres, ale i jakieś osiągniecie i coś w CV. No i kusi mnie by spróbować pewnych rzeczy poza strefą komfortu, żeby być taką "ogarniającą jak inni". Z drugiej strony np. trudną decyzją jest taki wyjazd na Erasmusa (choć nie wiadomo czy do niego dojdzie przez Brexit)- czy przekraczanie granicy komfortu przewyższa potencjalne korzyści, czasem chyba się to okazuje już w trakcie działania. :) Myślę, że mam ten sam konflikt- chętnie bym się zaszyła w strefie komfortu (ale po jakimś czasie dręczyłaby mnie chęć zmiany i rozwoju). Może właśnie złotym środkiem jest refleksja czy to minie i mojemu rozwojowi służy czy szkodzi bardziej i czy nie staram się przeskoczyć dwóch stopni naraz.
W życiu nie zawsze da się żyć w strefie komfortu. Zawsze coś się zadzieje takiego, co nas wyprowadzi z tej strefy.
Ale można dbać o swoje potrzeby, być uważnym na to co się dzieje w naszym ciele, w naszej głowie, kiedy akurat odczuwamy jakiś dyskomfort. I myśleć o tym jak sobie nadrobić te braki, które dyskomfort w nas zrobił.
Ciekawe jak to się ma do teorii, że aby nasze dzieci w przyszłości nie wpadły w sidła nałogów, to należy jak najczęściej stawiać je w sytuacji dla nich niekomfortowej. Wychowanie, predyspozycje swoje, ale umiejętność radzenia sobie w stresujących lub mało przyjemnych warunkach to też ważny czynnik. Życie ma w nosie naszą strefę komfortu.
Bardzo ważny temat. Też mam problemy z wyznaczaniem granic, a na studiach zaczęłam wypychać siebie na siłę w różne inicjatywy, które były dobre, ale ostatecznie też nie ominęła mnie kozetka. Było albo na maksa albo wcale. Nawet nie wiedziałam, kim do końca jestem. Teraz powoli staram się jakoś wyśrodkować, żeby robić nowe rzeczy, tylko w zgodzie ze sobą ;) Dużo można się o sobie dowiedzieć.
Fajny temat. A masz jakieś przemyślenia pod kątem moralnym? Myślisz, że są momenty kiedy trzeba się zaangażować a są takie kiedy trzeba powiedzieć stop? To czasem trudne do rozeznania.
Fajnie, normalnie.
Kiedyś na studiach totalnie wbrew sobie zgłosiłam się do wygłoszenia referatu na środku sali (chociaż boję się tego niemiłosiernie), bo słyszałam i wyczytałam, że tak trzeba. Nie mogłam wydusić z siebie słowa, zarumieniłam się jak wiśnia i zostałam wyśmiana przez prowadzącą. Autoterapia miała bardzo odwrotny skutek;) Tak jak powiedziałaś, granica komfortu powinna chyba być jeszcze po naszej stronie, a nie już po tej drugiej. Mam również całą listę wychodzenia z tej strefy po której czułam całą sobą, że żyję. Tak więc z wyczuciem trzeba to robić i w zgodzie i sympatią dla samego siebie:)
Cenię Twoja wiedzę i podejście do życia 👍
Jola bardzo fajny filmik:)) W przekraczaniu granicy komfortu pomaga mi moja spontaniczność oraz potrzeba zmian(czasami w stylu: muszę bo się uduszę). Odkąd pamiętam jestem osobą ekstrawertyczną, jednakże przez różne wydarzenia w życiu gdzieś te moje naturalne reakcje staram się hamować. Od wielu osób słyszałam,że jestem „za bardzo”, męczę ludzi oraz niepotrzebnie coś komplikuje(nawet usłyszałam od bliskiej osoby,że jestem zbytnią rewolucjonistką dla kogoś), przez to wielokrotnie zostawałam sama przed szeregiem, często jako „osoba do bicia”. To co w sobie lubiłam i ceniłam u większości otoczenia było powodem do wytykania, wyśmiewania, wykorzystywania i „łapania za język”. Nie powiem trochę mnie to zablokowało i nie powiem niekiedy tęsknie do tego jak kiedyś byłam jeszcze bardziej „szalona”.
Jola częściej gadaj, dzięki takim filmikom czuję się sprowokowana do przemyśleń 🤗
Pozdrawiam Cię 🌸
Dzięki Ci wielkie za wypowiedzenie tego, co podpowiadała mi moja intuicja od jakiegoś czasu :*
Cieszę się, że zupełnym przypadkiem natrafiłam na ten kanał 🙂 Dzięki @wnętrzazewnętrza ☺️
Bardzo ciekawy odcinek Jolu! Mam wrażenie, że właśnie często - paradoksalnie - przekraczamy strefy komfortu po to, żeby się w takiej strefie komfortu znaleźć; tak jak mówiłaś, często zdobywanie wysokiej pozycji w grupie społecznej (przełamywaniem się i dyskomfortem) służy poczuciu bezpieczeństwa i przewagi (a więc czemuś właściwemu osobom nieśmiałym, niepewnym, bojącym się). Ciekawe, czy otrzymany już ,,na górze" (=na wyższym szczeblu hiererchii społecznej, jakkolwiek by to nie brzmiało) spokój jest wynikiem właśnie tego ,,ok, już tu jestem, mam spokój, mogę wszystko, nikt mnie nie dotknie" czy odwrotnie, zmiany charakteru i podejścia. Można by na podstawie niektórych przypadków stwierdzić, że najmocarniejsi to najniepewniejsi siebie ;) Podobnie może to funkcjonować w sytuacji kamuflowania własnego strachu siłą i przemocą. (No i muszę zapytać - skąd masz tę absolutnie wspaniałą koszulkę? :) )
Magda jak Ty co świetnie opisałaś! A bluzka z H&M :)
Właśnie mam problem.
Podobnie jak ty na początku podejmowałam się wszystkiego. Chyba nikt nie zliczy w ilu konkursach startowałam. Chciałam koniecznie ze wszystkiego mieć 6. Do tego uczęszczałam do szkoły muzycznej.
Rzecz w tym, ze jakieś 3 lata temu się wypaliłam. To wszystko tak mnie zmęczyło psychicznie, że do tej pory nie wychodzę ze swojej strefy komfortu. Skupiam się bardziej na swojej przyjemności niż podejmowaniu wyzwań i zyskałam więcej wolnego czasu.
Podświadomie jednak czuję, że to co się ze mną dzieje jest złe. Nie mogę już niczego większego osiągnąć, bo to oczywiście wymaga ciężkiej pracy, a mój organizm od niej stroni na tym etapie. Szkołę muzyczną musiałam wówczas porzucić ze względu na braku czasu, a teraz nie będzie lepiej, bo nowa szkoła daleko.
Zostałam więc bez celów, bez pomysłów co robić dalej w życiu, bez pasji i nie umiem z tego wyjść.
❤❤
Wszystko jest potrzebne i wszystko jest dla ludzi. Problem, kiedy się po prostu w coś zapędzimy. Ale te drastyczne stany, kiedy sobie uświadamiamy, że "kurde, poszliśmy za daleko, zabłądziliśmy, nie łapiemy już tego sensu" i czujemy się z tym makabrycznie... to też chyba jest potrzebne. Żeby się zatrzymać, pomyśleć, coś zweryfikować, uaktualnić stan swoich potrzeb, czasem wrócić do punktu wyjścia... Także chyba wszystko jest w porządku, nawet, gdy w głowie i w sercu jest totalny chaos. xD
Bardzo mam podobne doświadczenia do Twoich. Też zawsze bardzo się spinałam, żeby zrobić coś dużym kosztem, to ktoś doceni to zaangażowanie, że tylko wtedy to dzialanie bedzie wartościowe,.kiedy będzie się lał pot,krew i łzy. Tylko, że później wypalałam się czułam złość, wpadałam w dołek. I rzeczywiście po terapii zaczęłam funkcjonować inaczej. Strefa komfortu jest dla mnie ważna. To jest dla mnie taka bezpieczna baza, gdzie odpoczywam. Oczywiście staram się rozwijać i próbuję tą strefę rozszerzać. Wychodzę, robię mały krok, oswajam się z czymś nowym ale jeśli potrzebuję odpocząć wracam do mojej bazy. W ten sposób ta strefa się stopniowo rozszerza, bo to co było nowe, po pewnym czasie jest oswojone i czuję się w tym bezpiecznie. Nie trzeba robic kroków siedmiomilowych, warto to robić swoim własnym tempem i nie bać się wrócić by odpocząć a potem iść dalej. To mi przypomina dziecko, które w mamie ma swoja bezpieczna strefe komfortu. Gdy jest zaspokojona ta jego potrzeba, zaczyna eksplorowac świat i oswaja go, stopniowo czujac się lepiej w nowych sytuacjach. Gdy się przestraszy biegnie do mamy, odpoczywa i znów rusza. Dla mnie w doroslym życiu jest tak samo tylko ta mamę mamy już uwewnętrznioną i nazywamy właśnie strefą komfortu :,)Kiedy słuchałam tego filmiku.poczulam.ulgę, bo to jest bardzo moje :,)
U mnie wielokrotne wychodzenie ze strefy komfortu doprowadziło do kompletnej rozsypki emocjonalnej. Cały czas jechałam na wysokich obrotach, ciągle gdzieś latałam, a potem podjęłam jedną z gorszych decyzji i poszłam na studia, które czułam, że właśnie pomogą mi otworzyć się na ludzi, bo są bardzo społeczne + opierały się także w dużym stopniu na moich zainteresowaniach. Tyle, że ja nigdy nie byłam zamknięta i nieśmiała, tylko mi się wydawało, że muszę być BARDZIEJ. Że muszę rozmawiać wszędzie, ze wszystkimi, odpowiadać na zaczepki babć w autobusach. Po roku poległam i w czasie sesji letniej po prostu nie wstawałam z łóżka i wylądowałam dość szybko na kozetce u psychologa. Udało mi się jakoś dojść do ładu. Teraz nie przekraczam strefy komfortu na siłę. A jeśli pojawia się jakaś okazja, której nie chcę przepuścić, to zawsze staram się zajrzeć najpierw w siebie, czy ja faktycznie chcę to robić. Dobrze mi robi jak mam kilka dni/tygodni/nawet miesięcy na zastanowienie - już teraz rozważam czy za rok chcę przeprowadzić się na magisterkę do Poznania, czy może lepiej zostać tu gdzie jestem. Obie opcje mają swoje korzyści i wady, ale coraz bardziej skłaniam się ku przeprowadzce. Jednak zawsze potrzebuję czasu, żeby się z taką opcją obyć, zapytać samej siebie czy to jest w zgodzie ze mną i jeśli tak, dopiero wtedy działać. Ale wymagało to niestety dość silnego załamania nerwowego, teraz już jakoś sobie w tej strefie komfortu żyję i całkiem tu nieźle :)
Ja przez całe dzieciństwo byłam niestety "trenowana" do wychodzenia ze strefy komfortu w różnych aspektach: zarówno, jeśli chodziło o "aktywizm" w szkole (a spróbowałabym tylko nie brać udziału w 20 konkursach rocznie! To by znaczyło, że jestem leń), jak i w ogóle w życiu: nie mogłam stawiać własnych potrzeb na pierwszym miejscu, bo to by oznaczało, że jestem "samolubna". Do dziś mam problem z poczuciem winy, jeśli postanawiam, że powinnam zadbać o siebie. Równocześnie też bardzo późno odkryłam, czego naprawdę chcę i dla jakich spraw jestem naprawdę w stanie wyjść z tej strefy komfortu. Bo nie każda głupota jest tego warta 😉
Jestem typem introwertyka i nie za bardzo lubię przebywać wśród wielkiego tłumu ludzi. Gdy miałabym wybrać pomiędzy huczną imprezą A małym spotkaniem z rodziną czy bliskimi dla mnie ludźmi oczywiście wybrałabym to drugie. Jednak mimo tego introwrtyzmu już nie raz wystąpiłam na scenie i tak jak mówiłaś wychodziłam z tej strefy komfortu. I właśnie to dawało mi motywację i dzięki temu podejmowałam się innych wyzwań. Mimo to wciąż mam w sobie taki lęk kiedy muszę gdzieś wystąpić, myślę, że to nie jest tylko stres, lecz właśnie odzywa się też moja strefa komfortu.
Dziękuję, Jolu, dzięki Tobie zrozumiałam trochę lepiej co przeżywam teraz 😄 Mam za sobą czas aktywizmu 😄
Też zmagam się z takim właśnie problemem. Z jednej strony fajnie się angażować a z drugiej zaś brak wolnego czasu aby odpoczywać psychicznie sprawia że coraz bardziej jestem zestresowana i sfrustrowana. Wtedy rezygnuje x wielu rzeczy i odczuwam brak bycia w swojej społeczności bardziej aktywnie i znowu zaczynam się angażować hehe... I tak w kółko
Dla mnie przekraczanie swojej strefy komfortu jest bardzo istotną rzeczą, bo od kiedy zaczęłam to robić, zaczęłam poznawać siebie lepiej i być prawdziwie sobą.
Jednak rozumiem o co ci chodzi i czasem spotykam się z takim podejściem u moich znajomych i u siebie, że właśnie zatracamy się w tym trochę, przekraczamy swoje granice tylko dlatego, że inni tak robią, a nie dlatego, że sami tak chcemy. I wydaje mi się, że tu jest klucz, żeby mieć dystans i rozumieć, gdzie są moje granice, które chce przekraczać, a gdzie te które narzucają mi inni.
Ja mam taką zasadę w takich sprawach, że nawet jak się czegoś mega boję, ale jednocześnie nadal mnie ekscytuje i nie mogę przestać sobie tego pomysłu projektować w głowie to to znaczy, że tego chce i ten strach warto przełamać. Na razie sprawdza się mega, i jest jeszcze wiele takich pomysłów, których na tej zasadzie nie zrealizowałam, ale czekają na niedaleką przyszłość.
Mega polecam, bo patrząc z perspektywy czasu, jak patrzę na to moje przekraczanie granic to jest już mało rzeczy, których aktualnie się boję i czuję prawdziwą wolność w tym, że mogę o sobie decydować świadomie, bez strachu albo pomimo go.
Także ja myślę, że złoty środek to klucz jak zawsze.
lepsze pieniadze (lepsza pracy) czesto uzasadniaja nam wychodzenie ze strefy komfortu. gdzie jest granica?
Dzięki! :-) Według mnie to bardzo mądre i mało spotykane podejście z uspokajającym (przynajmniej dla mnie) przesłaniem filmu. Bardzo w kontraście do tych wszystkich wszechobecnych dzisiaj treści o byciu super hero ;-)
Jolu, rozmawiaj z nami tak jak najczęściej
Wszyscy jestesmy wariatami.
Ooo, nowy mikrofonik.
Strefa komfortu zabija. Po mału się wypalasz. Osiągasz w pewnej "dziedznie" swoisty stopień perfekcji, która po czasie okazuje się być Twoim największym wrogiem, niszczącym na każdej płaszczyźnie Twojego życia. Wiem, bo przeżyłam/przeżywam wiele takich stref.. Dzięki za ten filmik, zgadzam się z komentarzami niżej apropo miłego, kojącego głosu + pomysłu na podcast!😄
Ja jestem starej daty, raczej dziewczyny Joli słuchają, nie zawsze zgadzam się z Jolą, ale jestem zachwycony tym jak Jola się prezentuje👍
Ja lubię wychodzić ze swojej strefy komfortu bo robię wtedy to co naprawdę chce a nie to co jest wygodne i nudne.
Bo Pani się chyba (z tą gazetką, wyzwaniami na studiach) trochę bawiła w mesjanizm, być może automesjanizm. A w wychodzeniu ze strefy komfortu, moim zdaniem, nie chodzi o to. Ja bardziej uważam (i przez to rozumiem), że należy weryfikować swoje wyobrażenia o świecie. Dobrze jeśli komfort znika, gdy się rozczarowujemy albo zaskakujemy, gdy dzieje się dla nas coś niezrozumiałego. Wówczas stajemy się mądrzejsi i dojrzalsi i przesuwamy swoje granice, w zależności od sytuacji albo w jedną, albo w drugą stronę. I to jest moim zdaniem dobre. Bo jak przesuwamy swoje granice coraz dalej na wszystkich frontach, to to jest, tak mi się wydaje ów zły mesjanizm, z kolei gdy wszystkie granice chcemy zaciskać na swoją korzyść, stajemy się egoistami. To co jest w naszym człowieczeństwie piękne, to to, że nie jesteśmy Bogiem, że nasze wyobrażenia o świecie nie determinują rzeczywistości. I dlatego owe wyobrażenia trzeba po prostu weryfikować, co często z wychodzeniem ze strefy komfortu się wiąże. I... mam nadzieję, że dalszą częścią komentarza Pani nie urażę. Ale sądzę, że to, że tak się Pani trochę ulubowała w minionych miesiącach w grubych, głośnych sprawach, to też jest trochę taki mesjanizm. Doskonale zdaję sobie sprawę, że w ogóle Pani nie znam i to co teraz piszę jest absolutnie nieobiektywne, ale prze mnie w stronę takiego wrażenia (nie wiem na ile jasne było to sformułowanie). Wydaje mi się, że Pani sądzi, że owymi ,,trudnymi sprawami" adekwatne instancje nie zajmują się z należytą troską, więc wkracza Pani do akcji, zabiera głos, chce być Pani Robin Hoodem. A ja mam od dłuższego czasu takie smutne (a może nie... ?) przemyślenia, że nic, absolutnie nic, ani Kościół, ani PiS, ani PO, ani LGBT, ani GW, ani żadne inne społeczne, lewe, czy prawe, poważne czy żałosne, ruchy, grupy i instytucje nie są i nie mogą (w rozumieniu nie są w stanie) być moralnie czarno-białe w państwie mającym tysiącletnią przeszło historię. Ale w tym naszym kroczeniu przez życie do zbawienia (bo o cóż innego w życiu chodzi... ?!?!?), należy... Być jakoś rozumianym konserwatystą. Czyli człowiekiem, który ma jakieś (jakiekolwiek) niezbywalne wartości. Chciałbym tu zaznaczyć że to już bardziej podsumowanie i nie zarzucam Pani ich braku. Mieć takie wartości i umieć szanować wartości, które dla innych ludzi są takimi. Nikomu nie wolno odmawiać godności człowieka. Nikomu to znaczy ani katolikom, ani ludziom środowisk LGBT, ani Świadkom Jehowy, ani Rydzykowi, ani Korwinistom, ani czytelnikom Wyborczej, ani jej redakcji, ani dzieciom nienarodzonym. I wsztstkie strony o tym chyba zapominają. To moim zdaniem jest właśnie tolerancja. Nieobłudna tolerancja. Cieszę się więc, że wraca Pani do spraw przyziemnych. Zapewniam Panią o modlitwie. Trzymajcie się mocno Słowa Życia! Trwajcie w Panu!
Macierzyństwo Wyspiańskiego 😍
Zastanawiam się co o strefie komfortu powiedzieli by chrześcijańscy męczennicy? Czy chreścijanie w ogóle mogą mieć taką strefę, w sytuacji gdy ich mistrz Jezus Chrystus ( którego przecież mają naśladować) nieustannie ją przekraczał aby w końcu zwieńczyć swoje życie męczeńską śmiercią. Cale Jego życie i śmierć to bylo jedno wielkie wychodzenie ze strefy komfortu.
Śmieszna ta Jola.Taka jeszcze młoda...momentami tak infantylna w przekazie...ale ok.
Nie wiem czemu ma służyć ten komentarz? Coś się Pani nie podobało, rozumiem, ale obniżanie kogoś że jest "śmieszny" , "młody' (co jest wadą w pewnym sensie wg Pani) z "infantylnym przekazem" jeszcze bez żadnego powodu, powiedzenia co się Pani nie podobało. Plus przecież a) każdy ma inną perspektywę w różnych okresach życia- i to jest naturalne i normalne ja mam inną obecnie po 20., inną będę mieć za 30 lat i to nic złego b) nie trzeba ludzi oceniać etykietkami, żeby wyrazić swoją opinię c) mogłaby Pani wyrazić swoja opinię -"Uważam inaczej.. Z mojej perspektywy..." i od razu byłoby milej. Niech Pani pomyśli jak by się Pani czuła z takim komentarzem od kogoś, gdy miała Pani kanał na YT.
I to jest właśnie w Joli piękne - ta nieudawana swoboda i naturalność, dzięki której jest wyjątkowa, lubiana i zawsze mile słuchana ❤️