Ile jestem w stanie dać dla tego świata? Ile jestem w stanie z tego świata wyłapać? Przecież nie będę płakać, bo los jest zbyt dumny Wbijając po kolei wszystkim gwoździe do trumny, Bo nie tylko do rozumnych świat należy, A trzeba go przeżyć, we własne siły uwierzyć, Potem uderzyć z mocną częstotliwością szerzyć to, Co powierzyć można wszystkim tym wątpliwościom, Á propos doznań szarych ludzi, dla których trud zbyt duży By dać coś i na coś zasłużyć. Nie ma co wróżyć, prawda leży pośrodku. Idę w świat przedzierając się przez tłumy młotków. A tłok niczym w "spodku" w czasie metalmanii pogo; Jedni nastawieni wrogo, drudzy sztuczni niczym Lobo, A ja zostaję sobą w każdym calu, daję coś czasem łzy, czasem złość, ale chociaż minimum Wychodząc z zasady, że nie ma ognia bez dymu. Jeśli dane ci kombinuj, filmuj te realia, Które zakłócają fikcję jak głos z sceny La Scala Zakłócają fikcję jak głos z sceny La Scala Czekając na dzień, w którym spełnią się marzenia Nie chcę być tym, co nie ma nic do powiedzenia. Czekając na dzień, w którym wkład swój rozliczę Mówię o tym co widzę, nie unikam potyczek. Czekając na dzień, w którym spełnią się marzenia Nie chcę być tym, co nie ma nic do powiedzenia. Czekając na dzień, w którym wkład swój rozliczę Mówię o tym co widzę, nie unikam potyczek. A Jezus Maria, ile razy dałem dupy... Nie zliczę momentów, w których pysk miałem opluty, Ale mimo wszystkich błędów nie puściłem batuty. Dla naiwnych ostrzeżenie: to nie "Welcome to Chałupy". OSTeR, 2000, Teofilów Bałuty. Łódzką sadzą otruty. Mimo to oddam wszystko, By zostać tu i klepać to samo klepisko biedy Zaplątany w siatce ulic niczym dredy, Ale kiedyś nadejdzie czas sjesty. Wtedy świat odda swe długi bez reszty. A ci, co drogę przeszli w dupie będą mieli koszta. Ta tajemnica działa w obydwie strony jak poczta. Pierdolić tego gościa wciskającego kity, Który odsłania kurestwa niczym stringi celulitis, Bo żaden polityk nie sprosta tej regule, Że lepiej dać coś z siebie, potem zgarnąć całą pulę. Tu uśmiecham się czule, Wysuwam środkowy palec Tym, co chcieli zaszaleć, a przebrali miarę. Daję siebie, a fałszerzy wrzucam w szalę i oby tak dalej... Czekając na dzień, w którym spełnią się marzenia Nie chcę być tym, co nie ma nic do powiedzenia. Czekając na dzień, w którym wkład swój rozliczę Mówię o tym co widzę, nie unikam potyczek. Czekając na dzień, w którym spełnią się marzenia Nie chcę być tym, co nie ma nic do powiedzenia. Czekając na dzień, w którym wkład swój rozliczę Mówię o tym co widzę, nie unikam potyczek.
Zależy ile potrzebowała będzie bratnia duszyczka od mej osoby tyle będe się starał wykrzesać od samego siebie. Pozostalość jest kwestią czasu kosztem kupna larytasów
Ile jestem w stanie dać dla tego świata?
Ile jestem w stanie z tego świata wyłapać?
Przecież nie będę płakać, bo los jest zbyt dumny
Wbijając po kolei wszystkim gwoździe do trumny,
Bo nie tylko do rozumnych świat należy,
A trzeba go przeżyć, we własne siły uwierzyć,
Potem uderzyć z mocną częstotliwością szerzyć to,
Co powierzyć można wszystkim tym wątpliwościom,
Á propos doznań szarych ludzi, dla których trud zbyt duży
By dać coś i na coś zasłużyć.
Nie ma co wróżyć, prawda leży pośrodku.
Idę w świat przedzierając się przez tłumy młotków.
A tłok niczym w "spodku" w czasie metalmanii pogo;
Jedni nastawieni wrogo, drudzy sztuczni niczym Lobo,
A ja zostaję sobą w każdym calu, daję coś
czasem łzy, czasem złość, ale chociaż minimum
Wychodząc z zasady, że nie ma ognia bez dymu.
Jeśli dane ci kombinuj, filmuj te realia,
Które zakłócają fikcję jak głos z sceny La Scala
Zakłócają fikcję jak głos z sceny La Scala
Czekając na dzień, w którym spełnią się marzenia
Nie chcę być tym, co nie ma nic do powiedzenia.
Czekając na dzień, w którym wkład swój rozliczę
Mówię o tym co widzę, nie unikam potyczek.
Czekając na dzień, w którym spełnią się marzenia
Nie chcę być tym, co nie ma nic do powiedzenia.
Czekając na dzień, w którym wkład swój rozliczę
Mówię o tym co widzę, nie unikam potyczek.
A Jezus Maria, ile razy dałem dupy...
Nie zliczę momentów, w których pysk miałem opluty,
Ale mimo wszystkich błędów nie puściłem batuty.
Dla naiwnych ostrzeżenie: to nie "Welcome to Chałupy".
OSTeR, 2000, Teofilów Bałuty.
Łódzką sadzą otruty.
Mimo to oddam wszystko,
By zostać tu i klepać to samo klepisko biedy
Zaplątany w siatce ulic niczym dredy,
Ale kiedyś nadejdzie czas sjesty.
Wtedy świat odda swe długi bez reszty.
A ci, co drogę przeszli w dupie będą mieli koszta.
Ta tajemnica działa w obydwie strony jak poczta.
Pierdolić tego gościa wciskającego kity,
Który odsłania kurestwa niczym stringi celulitis,
Bo żaden polityk nie sprosta tej regule,
Że lepiej dać coś z siebie, potem zgarnąć całą pulę.
Tu uśmiecham się czule, Wysuwam środkowy palec
Tym, co chcieli zaszaleć, a przebrali miarę.
Daję siebie, a fałszerzy wrzucam w szalę i oby tak dalej...
Czekając na dzień, w którym spełnią się marzenia
Nie chcę być tym, co nie ma nic do powiedzenia.
Czekając na dzień, w którym wkład swój rozliczę
Mówię o tym co widzę, nie unikam potyczek.
Czekając na dzień, w którym spełnią się marzenia
Nie chcę być tym, co nie ma nic do powiedzenia.
Czekając na dzień, w którym wkład swój rozliczę
Mówię o tym co widzę, nie unikam potyczek.
Zależy ile potrzebowała będzie bratnia duszyczka od mej osoby tyle będe się starał wykrzesać od samego siebie. Pozostalość jest kwestią czasu kosztem kupna larytasów
Nawine wersy, wydziarany jak Bonson
sztoss
DZIĘKI! :)