gwarantuję że jest znaczniej więcej kobiet niegotowych do małżeństwa niż mężczyzn. Bo gotowość to nie stwierdzenie że "ja chcę". Problem polega na tym że zranienia kobiet same kobiety uważają za normalne i nie próbują się ich pozbyć (ani samemu ani prosić Boga o pomoc) tylko nakazują tolerować je mężczyznom. Ponieważ uważają że jako płeć słabsza należy im się większa wyrozumiałość. Prowadzi to do tego, że po zawarciu małżeństwa próbują całkowicie zdominować partnera, ustawiać według własnych wyobrażeń i zmieniać na siłę, bardzo często stosując szantaż emocjonalny na przemian z uporczywym nękaniem. Kończy się tym że albo mężczyzna przestaje nim być, albo zwyczajnie buntuje się i odchodzi. Na spowiedzi lub w rozmowie prywatnej z kapłanem oczywiście wersja przedstawiana jest tylko jedna, w której mężczyzna jest tym złym i niedojrzałym. Sytuacja powtarza się notorycznie i dotyczy całego kościoła. Akurat nie mówię o sobie bo jestem stanu wolnego ale we wspólnocie w której jestem widzę to wyraźnie. Również w prywatnych rozmowach to wychodzi za każdym razem. Najpierw jest przekonanie o właściwym postępowaniu a po paru pytaniach zaczyna się wyparcie i zmiana tematu, bo prawda boli i nie jest się na nią gotową.
Cześć, panie Tomku! A ja mam pytanie. Co z tymi, którzy czują, że chcą się rozdawać innym (wszystkim) jednocześnie pozostając osobami świeckimi? Skupiając się na rodzinie jesteśmy w takim pewnym zamkniętym obszarze. Nie uważam, że to złe, tylko dla niektórych to za mało... I jeśli nie widzą oni siebie w małżeństwie czy w zakonie to kim oni są? Jestem ciekawa. Pozdrawiam i niech Tobie Bóg błogosławi.
Dziękuję za ten film ❤️ Mężczyźni też mają problem :)
gwarantuję że jest znaczniej więcej kobiet niegotowych do małżeństwa niż mężczyzn. Bo gotowość to nie stwierdzenie że "ja chcę". Problem polega na tym że zranienia kobiet same kobiety uważają za normalne i nie próbują się ich pozbyć (ani samemu ani prosić Boga o pomoc) tylko nakazują tolerować je mężczyznom. Ponieważ uważają że jako płeć słabsza należy im się większa wyrozumiałość. Prowadzi to do tego, że po zawarciu małżeństwa próbują całkowicie zdominować partnera, ustawiać według własnych wyobrażeń i zmieniać na siłę, bardzo często stosując szantaż emocjonalny na przemian z uporczywym nękaniem. Kończy się tym że albo mężczyzna przestaje nim być, albo zwyczajnie buntuje się i odchodzi. Na spowiedzi lub w rozmowie prywatnej z kapłanem oczywiście wersja przedstawiana jest tylko jedna, w której mężczyzna jest tym złym i niedojrzałym. Sytuacja powtarza się notorycznie i dotyczy całego kościoła. Akurat nie mówię o sobie bo jestem stanu wolnego ale we wspólnocie w której jestem widzę to wyraźnie. Również w prywatnych rozmowach to wychodzi za każdym razem. Najpierw jest przekonanie o właściwym postępowaniu a po paru pytaniach zaczyna się wyparcie i zmiana tematu, bo prawda boli i nie jest się na nią gotową.
Cześć, panie Tomku! A ja mam pytanie. Co z tymi, którzy czują, że chcą się rozdawać innym (wszystkim) jednocześnie pozostając osobami świeckimi? Skupiając się na rodzinie jesteśmy w takim pewnym zamkniętym obszarze. Nie uważam, że to złe, tylko dla niektórych to za mało... I jeśli nie widzą oni siebie w małżeństwie czy w zakonie to kim oni są? Jestem ciekawa. Pozdrawiam i niech Tobie Bóg błogosławi.
Wero nika dziewictwo konsekrowane
😅😄😆 ideałów nie ma to prawda..