Kiedy zacząłem chodzić na siłownię, jakieś pięć lat temu, strasznie wkręciłem się w jakąś taką siłowniową "metagrę" - oglądałem masę filmików odnośnie techniki, programów treningowych, zawodów trójbojowych, obserwowałem masę osób z tego światka na Instagramie. W pewnym momencie urosło we mnie takie ciśnienie, że ja muszę stać się w tym dobry. Nie, że chcę. Muszę. Wtedy zaczęły pojawiać się chwilę zwątpienia, nerwy, że nie jestem tak silny jak bym chciał, że nie widzę takich efektów, jakie internety obiecują... I też jakoś dopiero niedawno się z tym ogarnąłem. Nagle nie jest ważne ile kg jest na kiju, ale to, że nie bolą mnie plecy, nie sapię, kiedy wchodzę po schodach. Że po prostu czuję się dobrze. I wydaje mi się, że we wszystkim, czego się podejmujemy, to właśnie to powinno być najistotniejsze - jak się z tym czujemy; i zaakceptować fakt, że po prostu są rzeczy, w których nie będziemy najlepsi. Figurki maluję od kilku tygodni, do tego też oglądam masę materiałów w sieci. Uważam, że idzie mi naprawdę dobrze i wbrew wcześniejszym obawom, mam do tego jakiś zmysł i smykałkę. Ale nauczony wcześniejszymi doświadczeniami - chociażby tymi z siłownią - nie nastawiam się na nie wiadomo co. Relaksuje mnie to zajęcie, pozwala się wyrażać artystycznie (a tego bardzo mi w życiu brakowało), ale nie mam ciśnienia na bycie mistrzem świata i jeżdżenie na jakieś zawody. Robię to dla siebie. W ogóle, od niedawna, wiele rzeczy robię tylko dla siebie... I powoli zaczynam być szczęśliwy.
Dzięki za tak osobisty komentarz! Też to przechodziłem z siłka, bardzo podobnie. Do końca miesiąca mam przerwę, ale jak wrócę to chce już wejść w to z nowym mindsetem. Cieszę się, że spełniasz się artystycznie w malowaniu - koniec końców liczy się proces, nie efekt. Wszystkiego dobrego i obyśmy wszyscy byli coraz bardziej szczęśliwi 💪
W moim przypadku będzie to mistrzostwo w sklejaniu modeli kartonowych. W międzyczasie zaczynam malowanie figurek (żeby być w stanie malować je do planszówek, które mam xD) . I te dwa hobby chciałbym opanować na bardzo wysokim poziomie.
witam bardzo milo sie pana oglada w prosty sposob pan wszystko omawia mam pytanie czy morze pan napisac o jakim artyscie pan powi comers czy jakos tak bo troche slabo slychac dziekuje i pozdrawiam
Amatorsko szyję różnego rodzaju wyroby skórzane. W tej dziedzinie można osiągnąć formalnie mistrzostwo dzięki odbytym kursom i formalnemu wykształceniu. Nie jest to jednak droga, którą chciałbym podążać. Działając jako samouk w zaciszu swojego domu widzę jak daleką drogę przebyłem przez cały czas rozwijania tego hobby. Mimo bardzo pozytywnego odbioru moich prac daleko mi do poziomu który chciałbym reprezentować. Świadomość ile jeszcze muszę się nauczyć i możliwość podziwiania prac innych twórców w sieci potrafi doprowadzić do poczucia bezsilności i walenia głową w mur. Był okres kiedy zawsze byłem niezadowolony z efektu końcowego. Cały czas coś mi przeszkadzało. Czasem był to błąd przy wybijaniu otworów pod szew, innym razem nierówne malowanie. Normalnie DRAMAT. Do przełomu doszło w momencie gdy uznałem, że trzeba spróbować czegoś nowego. Nowy projekt nie był skomplikowany, ale czerpał z moich innych pasji. Malowania figurek, i fantastyki. Zacząłem się bawić, wytłoczony w skórze wzór pomalowałem tymi samymi farbami, którymi malowałem moją armię. Efekt końcowy przekroczył moje oczekiwania i zmusił do refleksji. Od momentu, kiedy uświadomiłem sobie, że to przecież hobby i ma mi sprawiać frajdę zacząłem mniej przejmować się, a bardziej czerpać przyjemność z procesu twórczego. Wciąż daleko mi do wymarzonego poziomu, ale mam czas, nie muszę się śpieszyć przecież i tak różnica względem moich pierwszych prac jest kolosalna. :)
Mam 38 lat i nie mam pojęcia w czym chciałbym osiągnąć mistrzostwo. Z mojej perspektywy to jest źle zadane pytanie. Wiele razy wydawało mi się, że wiem ale nie wiem. Zazdroszczę czasem osobom, które mają sydrom Gaugina. Budzą się rano i już wiedzą kim są na zawsze (nawet nie kim będą, oni już są) i tylko kroczą swoją ścieżką mając pewność i spełnienie. Nawet jeżeli mieliby umrzeć przez to w nędzy to nie ma dla nich znaczenia. Mają pełną jasność. A ja? Im jestem starszy tym mniejszą mam pewność, co do tego, że coś, co robię ma w ogóle sens nie mówiąc o mistrzostwie. 10 000 godzin pracy (to ogromne uproszczenie, że akurat 10 000 h, może być dużo mniej albo więcej) za osiągnięcie mistrzostwa to bardzo wysoka cena. To się prawie nigdy nie opłaca i ja nie chcę tyle płacić. Wg mnie dochodzenie do mistrzostwa nie polega na tym, że postanawiam zostać mistrzem więc ćwiczę w męczarniach przez X lat i zostaję mistrzem. Zamiast tego zwyczajnie coś robię, widzę jak można coś ulepszyć, więc ulepszam, bawi mnie to, bawi mnie sam proces więc chętnie go powtarzam i budzę się po X latach takiej zabawy i dla ludzi wokół jestem czarodziejem robiącym niewyobrażalne cuda - stałem się w ich oczach mistrzem. Dla mnie zostanie mistrzem jest tylko wrażeniem jakie moje umiejętności wywierają na otoczeniu, efektem ubocznym procesu, w który się wkręciliśmy, a nie celem. Dla mnie lepiej jest zapytać - "Co warto robić" niż "Co chciałbym osiągnąć" to wyłącza kompetetywność, a włącza samorealizację.
Myślę, że po części masz rację. Faktycznie jest tak, że mija X czasu i nagle orientujesz się w jakim miejscu jesteś. Sam się na tym łapię czasem jak wchodzę do pracowni, patrzę na swoją pracę i myślę, że gdybym powiedział 15 letniemu sobie czym będę się zajmować zawodowo to by mi nie uwierzył. Z drugiej strony stawianie sobie celów jest istotne. Cele powinny być mierzalne, ale też i realne. 10k godzin to zbyt odległy cel. Na początek może 20? 100? I tak się zbierze do kupy. Oczywiście też proces sam w sobie jest najbardziej istotny. Efekt to tylko skutek jakby uboczny. Cel zaś jest jak kompas i wskazuje kierunek, w którym się zmierza. Tak to widzę :)
Wiadomo chcę osiągnąć mistrzostwo w trójboju i treningu sylwetkowym 💪 Sam medal z zawodów tego nie definiuje, więc progres trwa 😉 W kontekścje figurowym? 🤔... Chcę osiągnąć mistrzostwo w zarządzaniu czasem, tak, aby mieć czas na malowanie i pokonać stertę szarego plastiku jaki mam na kupce wstydu😅
Hym mistrzostwo, wiem dziwne uważam iż nie da się go osiągnąć. Nie ważne ile godzin na to poświęcimy zawsze znajdzie się coś co mogliśmy inaczej lepiej zrobić lub nauczymy się czegoś nowego. Zasadnicze pytanie czy to źle? Nie. Leonardo da Vinci uczył się do końca, poprawiał swoje projekty a ludzie uważali go za mistrza. Osobiście oglądam dużo twórców jak ty każdy ma inną technikę i według mnie jesteście MISTRZAMI, doświadczenie robi swoje. Najważniejsze nie podawać się, a o tym ogladałem pewien artykuł. Jest dużo ludzi którzy odbijają się od różnych hobby ze względu na to co zobaczą na filmach(zrobiłem tak samo a moje jest gorsze) sam raz miałem tak jak zobaczyłem swoje figurki i poszły do mycia, heh tyle h pracy. W życiu staram się uczyć jak najwięcej i korzystać z wiedzy jaką jest teraz dostęp do wiedzy. A co roku piekę torty dla swoich dzieci jaki motyw chcą wybierają sami ale nie wiem czy zostanę mistrzem cukiernictwa😅 Najważniejsze że zawsze im się podobają i smakują. Więc życzę wszystkim wytrwałości i tobie też Sami ,czerpmy z życia ale tak aby nas uszczęśliwiało a nie dobijało👍jak z ciężarami lepiej mniej a tak żeby nie przygniotły
To prawda, zawsze da się coś rozwijać w nieskończoność ale pytanie czy warto? Ja nie mam złudzeń, że nie będę malować jak najlepsi w branży bo zwyczajnie nie mam potrzeby takiego ciśnienia. A co do zmywania - stare figurki lepiej zostawić i później mieć porównanie do progresu 💪 Biostrip tylko w ostateczności.
Hmm obejrzałem, ale... o czym właściwie chciałeś nam powiedzieć w tym materiale? Jest poruszonych kilka kwestii, ale chyba zabrakło takiego podsumowania. Chcesz zajmować się dalej malowaniem, tak?
Myślę, że malować będę już zawsze. Celem tego filmu było skłonienie do refleksji, której sam doświadczyłem - czyli na co poświęcamy swój czas i czy wszystko jest tego warte :)
Kiedy zacząłem chodzić na siłownię, jakieś pięć lat temu, strasznie wkręciłem się w jakąś taką siłowniową "metagrę" - oglądałem masę filmików odnośnie techniki, programów treningowych, zawodów trójbojowych, obserwowałem masę osób z tego światka na Instagramie. W pewnym momencie urosło we mnie takie ciśnienie, że ja muszę stać się w tym dobry. Nie, że chcę. Muszę. Wtedy zaczęły pojawiać się chwilę zwątpienia, nerwy, że nie jestem tak silny jak bym chciał, że nie widzę takich efektów, jakie internety obiecują... I też jakoś dopiero niedawno się z tym ogarnąłem. Nagle nie jest ważne ile kg jest na kiju, ale to, że nie bolą mnie plecy, nie sapię, kiedy wchodzę po schodach. Że po prostu czuję się dobrze.
I wydaje mi się, że we wszystkim, czego się podejmujemy, to właśnie to powinno być najistotniejsze - jak się z tym czujemy; i zaakceptować fakt, że po prostu są rzeczy, w których nie będziemy najlepsi.
Figurki maluję od kilku tygodni, do tego też oglądam masę materiałów w sieci. Uważam, że idzie mi naprawdę dobrze i wbrew wcześniejszym obawom, mam do tego jakiś zmysł i smykałkę. Ale nauczony wcześniejszymi doświadczeniami - chociażby tymi z siłownią - nie nastawiam się na nie wiadomo co. Relaksuje mnie to zajęcie, pozwala się wyrażać artystycznie (a tego bardzo mi w życiu brakowało), ale nie mam ciśnienia na bycie mistrzem świata i jeżdżenie na jakieś zawody. Robię to dla siebie.
W ogóle, od niedawna, wiele rzeczy robię tylko dla siebie... I powoli zaczynam być szczęśliwy.
Dzięki za tak osobisty komentarz!
Też to przechodziłem z siłka, bardzo podobnie.
Do końca miesiąca mam przerwę, ale jak wrócę to chce już wejść w to z nowym mindsetem.
Cieszę się, że spełniasz się artystycznie w malowaniu - koniec końców liczy się proces, nie efekt.
Wszystkiego dobrego i obyśmy wszyscy byli coraz bardziej szczęśliwi 💪
W moim przypadku będzie to mistrzostwo w sklejaniu modeli kartonowych. W międzyczasie zaczynam malowanie figurek (żeby być w stanie malować je do planszówek, które mam xD) . I te dwa hobby chciałbym opanować na bardzo wysokim poziomie.
witam bardzo milo sie pana oglada w prosty sposob pan wszystko omawia mam pytanie czy morze pan napisac o jakim artyscie pan powi comers czy jakos tak bo troche slabo slychac dziekuje i pozdrawiam
Ben Komets :)
Amatorsko szyję różnego rodzaju wyroby skórzane. W tej dziedzinie można osiągnąć formalnie mistrzostwo dzięki odbytym kursom i formalnemu wykształceniu. Nie jest to jednak droga, którą chciałbym podążać. Działając jako samouk w zaciszu swojego domu widzę jak daleką drogę przebyłem przez cały czas rozwijania tego hobby. Mimo bardzo pozytywnego odbioru moich prac daleko mi do poziomu który chciałbym reprezentować. Świadomość ile jeszcze muszę się nauczyć i możliwość podziwiania prac innych twórców w sieci potrafi doprowadzić do poczucia bezsilności i walenia głową w mur. Był okres kiedy zawsze byłem niezadowolony z efektu końcowego. Cały czas coś mi przeszkadzało. Czasem był to błąd przy wybijaniu otworów pod szew, innym razem nierówne malowanie. Normalnie DRAMAT. Do przełomu doszło w momencie gdy uznałem, że trzeba spróbować czegoś nowego. Nowy projekt nie był skomplikowany, ale czerpał z moich innych pasji. Malowania figurek, i fantastyki. Zacząłem się bawić, wytłoczony w skórze wzór pomalowałem tymi samymi farbami, którymi malowałem moją armię. Efekt końcowy przekroczył moje oczekiwania i zmusił do refleksji. Od momentu, kiedy uświadomiłem sobie, że to przecież hobby i ma mi sprawiać frajdę zacząłem mniej przejmować się, a bardziej czerpać przyjemność z procesu twórczego. Wciąż daleko mi do wymarzonego poziomu, ale mam czas, nie muszę się śpieszyć przecież i tak różnica względem moich pierwszych prac jest kolosalna. :)
Mam 38 lat i nie mam pojęcia w czym chciałbym osiągnąć mistrzostwo. Z mojej perspektywy to jest źle zadane pytanie. Wiele razy wydawało mi się, że wiem ale nie wiem. Zazdroszczę czasem osobom, które mają sydrom Gaugina. Budzą się rano i już wiedzą kim są na zawsze (nawet nie kim będą, oni już są) i tylko kroczą swoją ścieżką mając pewność i spełnienie. Nawet jeżeli mieliby umrzeć przez to w nędzy to nie ma dla nich znaczenia. Mają pełną jasność. A ja? Im jestem starszy tym mniejszą mam pewność, co do tego, że coś, co robię ma w ogóle sens nie mówiąc o mistrzostwie. 10 000 godzin pracy (to ogromne uproszczenie, że akurat 10 000 h, może być dużo mniej albo więcej) za osiągnięcie mistrzostwa to bardzo wysoka cena. To się prawie nigdy nie opłaca i ja nie chcę tyle płacić. Wg mnie dochodzenie do mistrzostwa nie polega na tym, że postanawiam zostać mistrzem więc ćwiczę w męczarniach przez X lat i zostaję mistrzem. Zamiast tego zwyczajnie coś robię, widzę jak można coś ulepszyć, więc ulepszam, bawi mnie to, bawi mnie sam proces więc chętnie go powtarzam i budzę się po X latach takiej zabawy i dla ludzi wokół jestem czarodziejem robiącym niewyobrażalne cuda - stałem się w ich oczach mistrzem. Dla mnie zostanie mistrzem jest tylko wrażeniem jakie moje umiejętności wywierają na otoczeniu, efektem ubocznym procesu, w który się wkręciliśmy, a nie celem. Dla mnie lepiej jest zapytać - "Co warto robić" niż "Co chciałbym osiągnąć" to wyłącza kompetetywność, a włącza samorealizację.
Myślę, że po części masz rację.
Faktycznie jest tak, że mija X czasu i nagle orientujesz się w jakim miejscu jesteś. Sam się na tym łapię czasem jak wchodzę do pracowni, patrzę na swoją pracę i myślę, że gdybym powiedział 15 letniemu sobie czym będę się zajmować zawodowo to by mi nie uwierzył.
Z drugiej strony stawianie sobie celów jest istotne. Cele powinny być mierzalne, ale też i realne. 10k godzin to zbyt odległy cel.
Na początek może 20? 100? I tak się zbierze do kupy.
Oczywiście też proces sam w sobie jest najbardziej istotny. Efekt to tylko skutek jakby uboczny. Cel zaś jest jak kompas i wskazuje kierunek, w którym się zmierza.
Tak to widzę :)
Pięknie prawisz. W celu liczy się droga, którą podążamy.
Wiadomo chcę osiągnąć mistrzostwo w trójboju i treningu sylwetkowym 💪
Sam medal z zawodów tego nie definiuje, więc progres trwa 😉
W kontekścje figurowym? 🤔...
Chcę osiągnąć mistrzostwo w zarządzaniu czasem, tak, aby mieć czas na malowanie i pokonać stertę szarego plastiku jaki mam na kupce wstydu😅
Hym mistrzostwo, wiem dziwne uważam iż nie da się go osiągnąć. Nie ważne ile godzin na to poświęcimy zawsze znajdzie się coś co mogliśmy inaczej lepiej zrobić lub nauczymy się czegoś nowego. Zasadnicze pytanie czy to źle? Nie. Leonardo da Vinci uczył się do końca, poprawiał swoje projekty a ludzie uważali go za mistrza. Osobiście oglądam dużo twórców jak ty każdy ma inną technikę i według mnie jesteście MISTRZAMI, doświadczenie robi swoje. Najważniejsze nie podawać się, a o tym ogladałem pewien artykuł. Jest dużo ludzi którzy odbijają się od różnych hobby ze względu na to co zobaczą na filmach(zrobiłem tak samo a moje jest gorsze) sam raz miałem tak jak zobaczyłem swoje figurki i poszły do mycia, heh tyle h pracy. W życiu staram się uczyć jak najwięcej i korzystać z wiedzy jaką jest teraz dostęp do wiedzy. A co roku piekę torty dla swoich dzieci jaki motyw chcą wybierają sami ale nie wiem czy zostanę mistrzem cukiernictwa😅 Najważniejsze że zawsze im się podobają i smakują. Więc życzę wszystkim wytrwałości i tobie też Sami ,czerpmy z życia ale tak aby nas uszczęśliwiało a nie dobijało👍jak z ciężarami lepiej mniej a tak żeby nie przygniotły
To prawda, zawsze da się coś rozwijać w nieskończoność ale pytanie czy warto?
Ja nie mam złudzeń, że nie będę malować jak najlepsi w branży bo zwyczajnie nie mam potrzeby takiego ciśnienia.
A co do zmywania - stare figurki lepiej zostawić i później mieć porównanie do progresu 💪
Biostrip tylko w ostateczności.
Hmm obejrzałem, ale... o czym właściwie chciałeś nam powiedzieć w tym materiale? Jest poruszonych kilka kwestii, ale chyba zabrakło takiego podsumowania. Chcesz zajmować się dalej malowaniem, tak?
Myślę, że malować będę już zawsze. Celem tego filmu było skłonienie do refleksji, której sam doświadczyłem - czyli na co poświęcamy swój czas i czy wszystko jest tego warte :)