Ja ostatnio tak miałem, że zatraciłem rachubę czasu gdy wciągnąłem się w serial "Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy" opowiadający o stulrciu oporu Polaków w znajdującej się pod zaborem pruskim Wielkopolsce. Nie dość, że mnie wciągnął to jeszcze zmienił moje spojrzenie na pewne rzeczy. Do Poznania przeprowadziłem się dwa lata temu i nie miałem jakiegoś przywiązania do tego miasta. To mi się zmieniło w trakcie oglądania serialu gdy zacząłem patrzeć na te miejsca, które co dzień mijam jako na miejsca gdzie się toczyła ta długa, cicha wojna o zachowanie polskości. Serial jest tak świetnie zrobiony, że pozwala nie tylko poznać historię, ale pozwala wręcz nią żyć. Zatopinie się w nim pozwoliło mi nie tyle uciec od bieżącej polityki, co spojrzeć na nią przez pryzmat mądrości minionych pokoleń i w tej mądrości znaleźć inspirację do tego jak dziś działać i budować kontrsystem.
@@MaryAnn... Średnio. Losy postaci fikcyjnych (które mają być alegorią losów zwykłych Polaków w tamtych czasach) przeplatają się z losami postaci historycznych. Ten serial bardziej niż przekazaniu faktów historycznych służy przekazaniu pewnego mitu narodowego i przesłania moralnego. I właśnie dlatego uważam go za tak wartościowy.
Mam takie dni w pracy, że leci cały czas. Moje dzieci uwielbiają także płytę świąteczną na której wychodzi jak na dłoni z kim nam po drodze kulturowo. Wszystkie rosyjskie kolędy są stylistycznie bardzo zbieżne z naszymi, a kilka to po prostu ta sama kompozycja! Np. "Chrystus się rodzi" jest piękne po rosyjsku!
Od dziecka przy książkach muzyce oraz filmach tracę poczucie czasu często mi się to zdarza.Bardzo lubię książki oraz filmy historyczne,polityczne,thrillery oraz fantastykę.Z fantastyki to Tolkiena ,Maję Lidię Kossakowską a konkretnie Siewca Wiatru,Zbieracz burz itd.oraz serię książek Diablo
Dziękuję za polecenie. "Diablo mnie nie wciągnęło". Chyba 2 pozycje czytałem - dobre, ale coś nie kliknęło. Wstyd przyznać, ale za Kossakowską nigdy się nie zabrałem. Wiele osób mi polecało, przerzuciłem nawet fragmenty, ale ostatecznie do tego nie przysiadłem. Chyba czas nadrobić. Pozdrawiam,
@@bartosziwicki7071 Ciekawa książka którą czytałem to Metro 2033 Dmitra Glukhovskiego jest też Metro 2034 i Metro 2035 ale tego nie czytałem.Ciekawe książki napisał też Jarosław Grzędowicz prywatnie mąż Kossakowskiej
Cześć. :) Kolejny świetny temat. Moje pierwsze doświadczenia muzyczne, to płyty winylowe Manaam, które jakoś sobie sam zacząłem odsłuchiwać metodą prób i błędów na gramofonie. Potem muzyka znana z telewizyjnych kanałów młodzieżowych. Z twórców np. 2Pac, Cypress Hill, potem Metallica, Kat, black, trochę death metal, ambient, folk metal, muzyka Lisy Gerard, World Music jak np. Irfan. Pierwsze słowa pisane to baśnie w ilustrowanych książeczkach, czy też wersja Biblii dla dzieci z obrazkami, potem mitologia grecka Parandowskiego, czy też książka o hieroglifach i mitologii Egiptu. Potem kilka lektur szkolnych, znaleziony u wujka "Hobbit, czyli tam i z powrotem", trylogia "Władca Pierścieni", po pisma Zadrużne z Wydawnictwa Toporzeł, jak np. książka "Człowieczeństwo i kultura" Jana Stachniuka. :) Z gier najbardziej lubiłem też wymienione w tym odcinku "Heroes of Might and Magic", czy serie z Dungeons&Dragaons, a także Age of Empires. I tak również poddałem się na krótko zjawisku immersji w sztuce. Pozdrawiam wszystkich i życzę kolejnych tak dobrych odcinków.
Ech, różnie to było. Od najstarszego: baśnie, podróżnicze, przygodowe z jakimiś tajemnicami, fantastyka, głównie polska lub rosyjska, trochę kryminału w tym najmocniejszy kryminał medyczny. Na koniec powiastki filozoficzne oraz w barwy powieści ubrane przepowiednie. Teraz najciekawsze są teorie z pozoru spiskowe 😉
Wiadomo! Teorie spiskowe od rzeczywistości oddziela tylko czas ;) Polecam obejrzeć teraz, po pandemii filmy Terrego Giliama. Zwłaszcza "Brasil" i "12 małp"
Skoro wspomniał Pan o kryminałach i fantasy...to polecam,,Królowa Głodu,,Wojciecha Chmielarza,nie jestem fanką fantasy ale ya powieść to mistrzostwo świata (dla mnie oczywiście).😊
Z Yellowstone mam pewien problem. Znakomita realizacja, wspaniała gra aktorska, zdjęcia, kostiumy i scenografia - wszystko TOP. Poza tym GENIALNA MUZYKA! W ściezce pojawiają się nawet dwie moje ulubione kapele z "nowej fali południowego grania" Blackberry Smoke i The Whiskey Myers - polecam! Niestety poza tym wszystkim scenariuszowo jest to opera mydlana. Jeśli zawieszam na tym oko to głównie ze względu na walory artystyczne, ale przy tak ograniczonym czasie to dla mnie jednak za mało, zebym obejrzał całość. Podobnie miałem z "Sons of anarchy." Pozdrawiam serdecznie.
Więc to się teraz tak nazywa - J.S.Bach, Czajkowski, Szostakowicz, Betowem, Nalepa, Brekaut, Krzaki, Dżem, London, Sienkiewicz (nowele), "Conan", Zajdel, Lem, Diuna, "Blues Brothers", "Kabaret" (z L. Minelli), "Baron Cygański", "Skrzypek na dachu" (Dzieje Tewje Mleczarza), Vangelis, Kitaro, J.M.Żar, kurcze jest tego trochę w zależności od nastroju. Dziękuję i pozdrawiam. 🤔
Co do muzyki i gier jednocześnie, polecam przesłuchać: "Star Conflict Official" na Sound Cloud. "Strike Commander - Complete Roland MT-32 Soundtrack" na UA-cam (tu żywy zapis nutowy XMI/MIDI z gry odtwarzany jest na jakimś modelu Rolanda - na karcie Ensoniq Sonundscape Elite brzmiało to zdecydowanie lepiej), albo od razu to samo, ale grane na czymś innym: "LiveMIDI: Strike Commander (PC) - Soundtrack (Remake)".
Czy to nie jest takie samo odosobnienie, taka ucieczka od realnego świata i problemów. Może właśnie immersja powoduje brak zainteresowaniem stanem naszego państwa ? Odchodzimy w świat nierzeczywisty, piękny, ale nierzeczywisty. Zadawalamy się tym co nam powiedzą i dadzą, a następnie wracamy do tego świata muzyki, filmu i ......K! gier. Ja tego nie neguję, sam potrafię się "wyłączyć". Ale, no właśnie i znowu to ALE.
@ArkadiuszDomeredzki To doskonałe podejście. Osobiście mam podobny stosunek do zagadnienia. Tylko jest coraz Więcej "odklejeńców" i to jest problem(chyba)
Oczywiście, ze tak jest pewnie w wiekszosci wypadków i zjawisko immersji może być niebezpieczne, co opisują psychologowie. To się tyczy właśnie przesadnego eskapizmu, który może prowadzic do apatii lub nawet stanów depresyjnych związanych z przygnębieniem swiatem realnym. W sumie mogłem to dodać w materiale, ale nie jestem psychologiem i nie chciałem czegoś pokręcić. Generalnie jednak immersja jest zjawiskiem pozytywnym, które wg najnowszych badań (tych, które przytaczam w materiale) pomaga skutecznie wypoczywać np. Dla mnie immersja, a nawet eskapizm pozwalają naładować baterie przy wypoczynku, ale nie tylko. Podobnie ma Kol. Piskorski. Obydwaj pracujemy przy muzyce, dzięki czemu przez wiele godzin utrzymujemy stan skupienia i pełnego zaangażowania w pracę. Czesto wymieniamy się propozycjami. Pisanie, tłumaczenie, montaż czy zbieranie informacji do materiałów - to wszystko robimy przy muzyce. Poza tym Mateusz jeździ słuchając całych płyt, a ja robię to samo świczac na siłowni lub biegając. To też jest pewnego rodzaju immersja.
Wyjaśnienie zagadki Wielkiej Stopy Przypadkowy i być może lekkomyślny Czytelniku! Nim przejdę do sedna, uprzedzam, iż osoby, które nie życzą sobie poznania odpowiedzi na pytania związane z fenomenem przypadków spotkań z Wielką Stopą, bowiem pragną nadal czerpać radość obcowania z rzekomą tajemnicą, zdecydowanie nie powinny czytać poniższego materiału. Podobnie rzecz się ma z ludźmi, którzy lubią myśleć, że są obdarzeni bogatą wyobraźnią i woleliby nie konfrontować tego wyobrażenia z rzeczywistością. Jeżeli czujesz, że sprawa Wielkiej Stopy ma dla Ciebie wymiar osobisty i chcesz, aby Twoja intymna relacja z tym tematem pozostała nietknięta przez prawdę, ponieważ z jakiegoś powodu nie jesteś jeszcze na nią gotowy, to również nie powinieneś korzystać z okazji poznania odpowiedzi. Skoro jednak postanowiłeś czytać dalej, to wiedz, iż wszystko jest względne i uwarunkowane, zatem próby bezwzględnego przykładania własnej miarki do tego, czym w swej nieskończonej obfitości może poczęstować Cię rzeczywistość prowadzi jedynie do rozczarowania, na które sam się w ten sposób skazujesz. Wyjaśnienia, jakkolwiek prawdziwe, mogą się dla Ciebie okazać o wiele trudniejsze do zaakceptowania niż ich permanentny brak. Zatem zostałeś ostrzeżony, dokonałeś wyboru, dobrowolnie przekroczyłeś granicę tajemnicy i wiesz, że nie ma już powrotu do tego, co dotąd uznawałeś za pewnik, a co okazało się jedynie uporczywym złudzeniem. Porzuć więc niedorozwinięte koncepcje wieku dziecięcego i poznaj wreszcie prawdę. Jak to często bywa, wszystko zaczęło się całkiem zwyczajnie. W tym przypadku w Czechach, które w roku 1911 były jeszcze częścią Austro-Węgier. Konkretnie chodzi o piwiarnię U Cycatej Haneczki, stanowiącą naonczas istotną część instytucjonalnego kręgosłupa społeczności miasteczka Česká Lípa. Jak wiele czeskich piwiarni, również U Cycatej Haneczki mogła się pochwalić bogatą historią. Żeby nie być gołosłownym, nadmienię jedynie, iż ów zacny przybytek powstał w roku 1889, a swą urokliwą nazwę zawdzięcza nadzwyczaj obfitym kształtom żony właściciela, niejakiego Borouska Paćabonku. Niechaj nie zwiodą Cię obco brzmiące imię i nazwisko, gdyż Paćabonku był Czechem z dziada pradziada i wiernym poddanym Jego Jaśnie Oświeconej Cesarskiej Wysokości, zaś polsko-rumuńsko-słowackie pochodzenie uszlachetniało również kilka kropel krwi starego rodu kupieckiego, którego długie genealogiczne korzenie sięgały Bengalu. Wiosną roku 1911 Haneczka Paćabonku Starsza nie obsługiwała już klientów piwiarni, gdyż do tamtej chwili interes tak się rozwinął, iż była zmuszona poświęcić się wyłącznie rachunkowości. Jednak klienci nie narzekali z tego powodu. Niemożność podziwiania znad kufla zgrabnie manewrującej między stołami Haneczki Starszej w pełni rekompensował im widok pełnej powabu Haneczki Młodszej, najstarszej córki Borouska, obdarzonej przez naturę równie hojnie, jak jej piękna mać i płynącej dumnie poprzez sale biesiadne niczym hiszpański królewski galeon. Wiesz już tedy, Czytelniku, co prócz złocistego trunku przyciągało w progi lokalu przedstawicieli miejscowej socjety chmielowej. Można rzec, iż pod tym względem wszystko było dobre jak dawniej i nazwa piwiarni nadal marketingowo dobrze korespondowała z kolorowymi realiami. Oczywiście poczynione dotąd uwagi daleko nie wyczerpują sławy owej piwiarni. Wystarczy dodać, że jest ona przez historyków zgodnie uznawana za miejsce spontanicznego prawykonania a capella słynnej w świecie pieśni „Total Eclipse of the Heart”, powszechnie, lecz całkowicie błędnie kojarzonej przede wszystkim z Bonnie Tyler. Jako się rzekło, była wiosna i soki żywotne mocno już buzowały we wszystkim, co zdrowe i piękne, od drzew i krzewów, po stałych bywalców lokalu. Ponadto w żyłach tych ostatnich krążyła już owego ciepłego wieczoru słuszna dawka koktajlu piwnej wesołości, narodowej skłonności do filozofii i pragnienie miłosnego spełnienia. Niepewna swego część klienteli studiowała zawartość lub brak zawartości swych kufli, zaś ci bezwstydnie pragnący otwarcie, podążali szklistymi spojrzeniami za falującym jak niebiańskie ptasie mleczko dekoltem Haneczki. Byłże Ci wśród obleśnych gapiów zawsze niedopity poeta Hans Bilans-Peterká, gnój solidnie niemyty i kiepski wierszokleta, lubiący mniemać o sobie, iż jest artystą z tych prawdziwych, więc niedocenianych. Podchmielony często raczył owymi pełnymi rozgoryczenia domniemaniami wszystkich wokół, niewiele dbając o to, czy przypadkowy słuchacz przychylny, czy tylko obojętnie milczący. Prócz tego durzył się beznadziejnie w Haneczce i choć nie stanowił w tym względzie wyjątku pomiędzy wielu innymi, to jednak nieco wyróżniał się agresywnym prostactwem do tego stopnia, iż raz nawet oberwał solidnie kuflem w kołtuniasty łeb, gdy w pożądliwej rozpaczy nie zapanował nad brudnymi łapami. Jako obeznana z życiem stukilowa gołębica, w razie konieczności Haneczka potrafiła o siebie zadbać, więc trawiony gorączką Peterká spędził cztery dni w przyklasztornym lazarecie, nim wreszcie znów był w stanie stanąć o własnych siłach. Co prawda ów bolesny incydent nie wyleczył go z fatalnej namiętności, niemniej od tamtej pory przezornie zachowywał dystans względem obiektu swej obsesji. Nadal bezwstydnie nawiedzał piwiarnię, ponieważ solidna porcja Haneczkowej plwociny w piwie była jedyną formą bliskości, na jaką mógł w tym układzie liczyć, i której w perwersyjnym przywiązaniu nie chciał sobie odmawiać. Sponiewierany solidnie miłosno-alkoholową udręką, udał się Peterká do piwiarnianego wychodka, oddzielonego od właściwego budynku lokalu przestrzenią podwórka na zapleczu. Tam ulżywszy bebechom uległ ostatecznemu przypływowi rozpaczy i przelał całe swe niespełnienie na drewniane panele kabiny szaletu. Wyznanie przybrało formę oskarżycielskiego w tonie poematu, zatytułowanego „My Heart Will Go On”. Pomimo, iż nieszczęsny poeta nie skąpił gęstej sraki kasztanowej, to z oczywistych względów oryginał dzieła nie zachował się do naszych czasów, a szkoda, bowiem był to ponoć najlepszy wiersz jaki wyszedł spod ręki Hansa Bilansa-Peterki. Tak czy inaczej, odległe echo tamtego wydarzenia wciąż wybrzmiewa w lirycznych dźwiękach największego przeboju Céline Dion, bezpośrednio inspirowanego jednym z potwierdzonych historycznie odpisów utworu. Przeznaczenie sprawiło, że przymuszony okolicznościami ruszył w kierunku szaletu inny bywalec piwiarni, niejaki Vladek Matzěrka. Pomimo, iż nieco zamroczony, podążał pewnie tropem poety, wciąż jeszcze wyraźnie wyczuwalnym w rześkim powietrzu wiosennego wieczoru. Jakież było jego zdumienie, gdy dane mu było jako pierwszemu obcować z nad wyraz świeżym dziełem prawdziwego artysty. Zaiste, utwór wywarł na Vladku piorunujące wrażenie. Po prawdzie, do dziś w gronie akademickich znawców tematu toczą się gorące spory, czy tamtego dnia górę nad zmysłami oszołomionego Matzěrka wzięła przesycona tragicznym liryzmem treść, czy też anarchizująca forma poematu Peterki. Większość specjalistów przychyla się do zdania, iż na dalszy bieg wydarzeń wpłynęło zręczne połączenie obu. Zszokowany do głębi swego jestestwa, owładnięty potęgą poezji Vladek Matzěrka postanowił wyemigrować tak daleko, jak oczy poniosą. Ostatecznie osiadł wraz z całą rodziną w Idaho Falls, gdzie zajął się zawodowo uprawą lucerny. Jednak niezatarte wspomnienie przywiezione ze Starego Kontynentu nie dawało o sobie zapomnieć. By zachować zdrowe zmysły i nie popaść w liryczne odrętwienie, Vladek początkowo uciekał w pracę, lecz z czasem okazało się to niewystarczające. W desperacji postanowił raz w roku odbywać dwutygodniową poetycką górską pielgrzymkę w przebraniu małpy. Dopiero ta forma aktywności pozwoliła mu odnaleźć wewnętrzną równowagę i domknąć europejską część swej burzliwej biografii. Liczni potomkowie czeskich emigrantów kultywują zapoczątkowaną przez Matzěrka tradycję, która niebawem przyczyniła się do powstania legendy o Wielkiej Stopie. Jak zatem widać, w całej sprawie spotkań z Wielką Stopą nie kryje się nic bardziej wyjątkowego niż tylko zbieg wielu okoliczności i ludzka skłonność do małpich krotochwil.
Czy będzie pan zajmował się grami komputerowymi w swoim programie? Bo jeśli kiedyś tak, to może poruszyć wątek modelowania predykcyjnego na przykładzie gry Stalker, której kolejna część po kilkunastu latach wyszła niedawno pod nazwą Stalker 2. Ach ta ukraina. Zewsząd wyziera :) Ponadto, nie wiem, czy pan wie ale zaawansowane są obecnie prace nad lubianą przez pana grą z serii Heroes od might and magic pod nazwą golden era.
Bardzo dziękuję za ten komentarz. Nie jestem graczem bo zwyczajnie nie mam na to czasu, choć wiem, że w pewne gry wpadłbym jak śliwka kompot. Mam rodzinę (dwoje dzieci w szkole i przedszkolu), pracę zawodową (z czegoś życ trzeba), zespół (bo najbardziej czuje się muzykantem) i dwie redakcje (Myśl Polska i Wbrew Cenzurze). Cudem znajduję czas na śledzenie kultury, ale jakoś to jeszcze ogarniam. Na gry przyjdzie czas, kiedy będę szcześliwym (mam nadzieję) emerytem. Niemniej zjawisko modelowania predykcyjnego nie jest mi obce i z uwagą, również pod tym kątem śledzę popkulturę. Pisałem o tym obszerny felieton ok 2 lata temu w Myśli Polskiej i zostało to odebrane raczej jako "ekscentryzm artysty". Tymczasem wystarczy choćby z grubsza sledzić popkulturę by widzieć, że pewne sprawy są nam komunikowane niemal wprost! Dlatego uparcie, od wielu lat zajmuję się POPKULTURĄ, sledzę, opisuję i omawiam. Oczywiście przy okazji czerpiąc przyjemność. Bo no. cała seria "Terminator" czy "Diuna" Herberta są nie tylko pełne komunikatów predykcyjnych, ale przy okazji to świetna sztuka. Pozdrawiam serdecznie.
eskapizm. immersja, folkowa - czy juz nie ma polskiego slownictwa, czy polskie szkolnictwo tak bardzo upadlo, ze jedyny rozwoj naszego jezyka to "angielszczyzna"?
Proszę Pana. Mam przykre przypuszczenie, graniczące z pewnością, że wysuwa Pan (nie po raz pierwszy) zarzut, którego Pan nie przemyślał. Eskapizm - owszem, słowo pochodzenia anglosaskiego, ale jest to TERMIN PSYCHOLOGICZNY. Mam robić z siebie idiotę i wymyślać polski odpowiednik, by na siłę udowodnić, że "ja tu teraz będę strażnikiem języka"? UCIECZKIZM - może być? Oczywiście żartuję (uprzedzając krytykę). Immersja - termin NAUKOWY! Jakimś zamiennikiem mogłyby być słowa: zanurzenie / zagłębienie, ale to nie oddaje istoty problemu. Czy, jeśli użyję np. słowa filozofia to będzie w porządku, czy jednak by Pana zadowolić powinienem mówić "umiłowanie mądrości"? Folkowa / folk - to potoczny skrót od "folkloru muzycznego". Jak świat długi i szeroki używa się słowa "folk" w odniesieniu do muzyki i wszędzie wiadomo o co chodzi! I tak, używam czasem zamiennie określenia "muzyka ludowa". ale nie widzę tu żadnego problemu z "wymiennością" potoczną tych określeń! Podobnie było z uwagą, że "powinienem używać języka literackiego" mówiąc o kulturze. Co to oznacza i skąd to przeświadczenie? Dlaczego w krótkiej formie publicystycznej, nie będącej wykładem, ani nawet esejem miałbym używać języka literackiego? Skąd ten pomysł? Jak Pan to sobie wyobraża? Ktoś tu ostatnio przytoczył przykład Pana Raczka, który mówi o filmach. Wyobraża Pan sobie, że na YoTube siedzi przed kamerką internetową i mówi do widzów ze swojej społeczności wykład językiem literackim? Jednym z ostatnich, który to robił w przestrzeni publicznej był Pan Bogusław Kaczyński, na którego programach się wychowałem. Ale to było kilkadziesiąt lat temu (tak, tak, sam mam równo 40 lat), w głównym paśmie telewizyjnym, w programie na temat OPERY i muzyki klasycznej, gdzie następnie prezentowano dzieła mistrzów klasyki przenosząc widza do filharmonii czy opery. To są okoliczności do posługiwania się językiem literackim, a wręcz akademickim. Zatem przykro mi to stwierdzić, ale jest to albo "krytyka dla krytyki", albo poprawia Pan sobie w ten sposób samopoczucie. Niemniej dzięki za pisanie komentarzy bo mimo bycia nośnikiem niezbyt przemyślanej krytyki naprawdę pomagają nam zwiększyć zasięgi kanału. Pozdrawiam, Bartosz Iwicki.
Dziękuję
Ciekawa rozkminka i dobry temat. Dobrze dobrany pod młodszego widza. Dobra inicjatywa.
Dziękuję bardzo. Taki był plan. Pozdrawiam serdecznie.
Pozdrawiam serdecznie !!👍👍👍👍👍☺☺☺☺☺☺☺
Pozdrawiam również.
Ja ostatnio tak miałem, że zatraciłem rachubę czasu gdy wciągnąłem się w serial "Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy" opowiadający o stulrciu oporu Polaków w znajdującej się pod zaborem pruskim Wielkopolsce. Nie dość, że mnie wciągnął to jeszcze zmienił moje spojrzenie na pewne rzeczy. Do Poznania przeprowadziłem się dwa lata temu i nie miałem jakiegoś przywiązania do tego miasta. To mi się zmieniło w trakcie oglądania serialu gdy zacząłem patrzeć na te miejsca, które co dzień mijam jako na miejsca gdzie się toczyła ta długa, cicha wojna o zachowanie polskości. Serial jest tak świetnie zrobiony, że pozwala nie tylko poznać historię, ale pozwala wręcz nią żyć. Zatopinie się w nim pozwoliło mi nie tyle uciec od bieżącej polityki, co spojrzeć na nią przez pryzmat mądrości minionych pokoleń i w tej mądrości znaleźć inspirację do tego jak dziś działać i budować kontrsystem.
Oglądałem fajny serial ale bardziej lubię Polonia Restituta
@@SergiejANTYKREATORCzy w tych serialach zachowana jest zgodność historyczna?jeżeli tak to obejrzę bo znam jedynie ze słyszenia.🙂
Wiadomo że pod publikę trochę upiększają ale są to seriale historyczne i warte obejrzenia
@@MaryAnn... Średnio. Losy postaci fikcyjnych (które mają być alegorią losów zwykłych Polaków w tamtych czasach) przeplatają się z losami postaci historycznych. Ten serial bardziej niż przekazaniu faktów historycznych służy przekazaniu pewnego mitu narodowego i przesłania moralnego. I właśnie dlatego uważam go za tak wartościowy.
Świetny temat
Wiadomix :D
To prawda Otava Yo to rewelacja.Mam podobne.
Mam takie dni w pracy, że leci cały czas. Moje dzieci uwielbiają także płytę świąteczną na której wychodzi jak na dłoni z kim nam po drodze kulturowo. Wszystkie rosyjskie kolędy są stylistycznie bardzo zbieżne z naszymi, a kilka to po prostu ta sama kompozycja! Np. "Chrystus się rodzi" jest piękne po rosyjsku!
A propos pierwszej immersji to ,,Lampo -pies który jeździł koleją,miałam 8 lat i tą rozpacz moją pamiętam do dziś😢
Od dziecka przy książkach muzyce oraz filmach tracę poczucie czasu często mi się to zdarza.Bardzo lubię książki oraz filmy historyczne,polityczne,thrillery oraz fantastykę.Z fantastyki to Tolkiena ,Maję Lidię Kossakowską a konkretnie Siewca Wiatru,Zbieracz burz itd.oraz serię książek Diablo
Dziękuję za polecenie. "Diablo mnie nie wciągnęło". Chyba 2 pozycje czytałem - dobre, ale coś nie kliknęło. Wstyd przyznać, ale za Kossakowską nigdy się nie zabrałem. Wiele osób mi polecało, przerzuciłem nawet fragmenty, ale ostatecznie do tego nie przysiadłem. Chyba czas nadrobić. Pozdrawiam,
@bartosziwicki7071 Dziękuję i też pozdrawiam
@@bartosziwicki7071 Ciekawa książka którą czytałem to Metro 2033 Dmitra Glukhovskiego jest też Metro 2034 i Metro 2035 ale tego nie czytałem.Ciekawe książki napisał też Jarosław Grzędowicz prywatnie mąż Kossakowskiej
Cześć. :)
Kolejny świetny temat.
Moje pierwsze doświadczenia muzyczne, to płyty winylowe Manaam, które jakoś sobie sam zacząłem odsłuchiwać metodą prób i błędów na gramofonie. Potem muzyka znana z telewizyjnych kanałów młodzieżowych. Z twórców np. 2Pac, Cypress Hill, potem Metallica, Kat, black, trochę death metal, ambient, folk metal, muzyka Lisy Gerard, World Music jak np. Irfan.
Pierwsze słowa pisane to baśnie w ilustrowanych książeczkach, czy też wersja Biblii dla dzieci z obrazkami, potem mitologia grecka Parandowskiego, czy też książka o hieroglifach i mitologii Egiptu. Potem kilka lektur szkolnych, znaleziony u wujka "Hobbit, czyli tam i z powrotem", trylogia "Władca Pierścieni", po pisma Zadrużne z Wydawnictwa Toporzeł, jak np. książka "Człowieczeństwo i kultura" Jana Stachniuka. :)
Z gier najbardziej lubiłem też wymienione w tym odcinku "Heroes of Might and Magic", czy serie z Dungeons&Dragaons, a także Age of Empires.
I tak również poddałem się na krótko zjawisku immersji w sztuce.
Pozdrawiam wszystkich i życzę kolejnych tak dobrych odcinków.
Ech, różnie to było. Od najstarszego: baśnie, podróżnicze, przygodowe z jakimiś tajemnicami, fantastyka, głównie polska lub rosyjska, trochę kryminału w tym najmocniejszy kryminał medyczny. Na koniec powiastki filozoficzne oraz w barwy powieści ubrane przepowiednie.
Teraz najciekawsze są teorie z pozoru spiskowe 😉
Wiadomo! Teorie spiskowe od rzeczywistości oddziela tylko czas ;) Polecam obejrzeć teraz, po pandemii filmy Terrego Giliama. Zwłaszcza "Brasil" i "12 małp"
Kryminal medyczny, to mielismy na codzien przez dwa lata. 🤕
@@ajki9214 Ano tak, ale brak ostatniego tomu, tego z sensownym zakończeniem 😏
Skoro wspomniał Pan o kryminałach i fantasy...to polecam,,Królowa Głodu,,Wojciecha Chmielarza,nie jestem fanką fantasy ale ya powieść to mistrzostwo świata (dla mnie oczywiście).😊
Dzięki za rekomendacje.
Dziękuję. Chmielarza czytałem, ale akurat nie to. Sprawdzę koniecznie.
Serial Yelowstone z książek seria o Konanie w latach 90 i wcześniej nie było wyjścia czytanie dawało szansę się oderwać o szarej rzeczywistości
Z Yellowstone mam pewien problem. Znakomita realizacja, wspaniała gra aktorska, zdjęcia, kostiumy i scenografia - wszystko TOP. Poza tym GENIALNA MUZYKA! W ściezce pojawiają się nawet dwie moje ulubione kapele z "nowej fali południowego grania" Blackberry Smoke i The Whiskey Myers - polecam! Niestety poza tym wszystkim scenariuszowo jest to opera mydlana. Jeśli zawieszam na tym oko to głównie ze względu na walory artystyczne, ale przy tak ograniczonym czasie to dla mnie jednak za mało, zebym obejrzał całość. Podobnie miałem z "Sons of anarchy." Pozdrawiam serdecznie.
"Breaking bad" 2 tygodnie szkoly zarwane😀
Mocarny serial!!!!
Więc to się teraz tak nazywa - J.S.Bach, Czajkowski, Szostakowicz, Betowem, Nalepa, Brekaut, Krzaki, Dżem, London, Sienkiewicz (nowele), "Conan", Zajdel, Lem, Diuna, "Blues Brothers", "Kabaret" (z L. Minelli), "Baron Cygański", "Skrzypek na dachu" (Dzieje Tewje Mleczarza), Vangelis, Kitaro, J.M.Żar, kurcze jest tego trochę w zależności od nastroju. Dziękuję i pozdrawiam. 🤔
Dziękuję również - same zacne propozycje!!!
Z audiobooków polecam "The Sword of Truth" śp. Terry Goodkind'a - ale w wersji po angielsku. Niesamowity i mroczny klimat fantasy.
Co do muzyki i gier jednocześnie, polecam przesłuchać:
"Star Conflict Official" na Sound Cloud.
"Strike Commander - Complete Roland MT-32 Soundtrack" na UA-cam (tu żywy zapis nutowy XMI/MIDI z gry odtwarzany jest na jakimś modelu Rolanda - na karcie Ensoniq Sonundscape Elite brzmiało to zdecydowanie lepiej), albo od razu to samo, ale grane na czymś innym: "LiveMIDI: Strike Commander (PC) - Soundtrack (Remake)".
Czy to nie jest takie samo odosobnienie, taka ucieczka od realnego świata i problemów. Może właśnie immersja powoduje brak zainteresowaniem stanem naszego państwa ? Odchodzimy w świat nierzeczywisty, piękny, ale nierzeczywisty. Zadawalamy się tym co nam powiedzą i dadzą, a następnie wracamy do tego świata muzyki, filmu i ......K! gier. Ja tego nie neguję, sam potrafię się "wyłączyć". Ale, no właśnie i znowu to ALE.
U mnie na odwrót. Pozawala się zdystansować, by spojrzeć na problemy pod innym kątem co pomaga znaleźć ich rozwiązanie.
@ArkadiuszDomeredzki To doskonałe podejście. Osobiście mam podobny stosunek do zagadnienia. Tylko jest coraz Więcej "odklejeńców" i to jest problem(chyba)
@@andrzejlupus71odklejeniec tzn KTO?
@@MaryAnn... Ktoś odklejony.
Oczywiście, ze tak jest pewnie w wiekszosci wypadków i zjawisko immersji może być niebezpieczne, co opisują psychologowie. To się tyczy właśnie przesadnego eskapizmu, który może prowadzic do apatii lub nawet stanów depresyjnych związanych z przygnębieniem swiatem realnym. W sumie mogłem to dodać w materiale, ale nie jestem psychologiem i nie chciałem czegoś pokręcić.
Generalnie jednak immersja jest zjawiskiem pozytywnym, które wg najnowszych badań (tych, które przytaczam w materiale) pomaga skutecznie wypoczywać np. Dla mnie immersja, a nawet eskapizm pozwalają naładować baterie przy wypoczynku, ale nie tylko. Podobnie ma Kol. Piskorski. Obydwaj pracujemy przy muzyce, dzięki czemu przez wiele godzin utrzymujemy stan skupienia i pełnego zaangażowania w pracę. Czesto wymieniamy się propozycjami. Pisanie, tłumaczenie, montaż czy zbieranie informacji do materiałów - to wszystko robimy przy muzyce. Poza tym Mateusz jeździ słuchając całych płyt, a ja robię to samo świczac na siłowni lub biegając. To też jest pewnego rodzaju immersja.
Wyjaśnienie zagadki Wielkiej Stopy
Przypadkowy i być może lekkomyślny Czytelniku! Nim przejdę do sedna, uprzedzam, iż osoby, które nie życzą sobie poznania odpowiedzi na pytania związane z fenomenem przypadków spotkań z Wielką Stopą, bowiem pragną nadal czerpać radość obcowania z rzekomą tajemnicą, zdecydowanie nie powinny czytać poniższego materiału. Podobnie rzecz się ma z ludźmi, którzy lubią myśleć, że są obdarzeni bogatą wyobraźnią i woleliby nie konfrontować tego wyobrażenia z rzeczywistością. Jeżeli czujesz, że sprawa Wielkiej Stopy ma dla Ciebie wymiar osobisty i chcesz, aby Twoja intymna relacja z tym tematem pozostała nietknięta przez prawdę, ponieważ z jakiegoś powodu nie jesteś jeszcze na nią gotowy, to również nie powinieneś korzystać z okazji poznania odpowiedzi.
Skoro jednak postanowiłeś czytać dalej, to wiedz, iż wszystko jest względne i uwarunkowane, zatem próby bezwzględnego przykładania własnej miarki do tego, czym w swej nieskończonej obfitości może poczęstować Cię rzeczywistość prowadzi jedynie do rozczarowania, na które sam się w ten sposób skazujesz. Wyjaśnienia, jakkolwiek prawdziwe, mogą się dla Ciebie okazać o wiele trudniejsze do zaakceptowania niż ich permanentny brak. Zatem zostałeś ostrzeżony, dokonałeś wyboru, dobrowolnie przekroczyłeś granicę tajemnicy i wiesz, że nie ma już powrotu do tego, co dotąd uznawałeś za pewnik, a co okazało się jedynie uporczywym złudzeniem. Porzuć więc niedorozwinięte koncepcje wieku dziecięcego i poznaj wreszcie prawdę.
Jak to często bywa, wszystko zaczęło się całkiem zwyczajnie. W tym przypadku w Czechach, które w roku 1911 były jeszcze częścią Austro-Węgier. Konkretnie chodzi o piwiarnię U Cycatej Haneczki, stanowiącą naonczas istotną część instytucjonalnego kręgosłupa społeczności miasteczka Česká Lípa.
Jak wiele czeskich piwiarni, również U Cycatej Haneczki mogła się pochwalić bogatą historią. Żeby nie być gołosłownym, nadmienię jedynie, iż ów zacny przybytek powstał w roku 1889, a swą urokliwą nazwę zawdzięcza nadzwyczaj obfitym kształtom żony właściciela, niejakiego Borouska Paćabonku. Niechaj nie zwiodą Cię obco brzmiące imię i nazwisko, gdyż Paćabonku był Czechem z dziada pradziada i wiernym poddanym Jego Jaśnie Oświeconej Cesarskiej Wysokości, zaś polsko-rumuńsko-słowackie pochodzenie uszlachetniało również kilka kropel krwi starego rodu kupieckiego, którego długie genealogiczne korzenie sięgały Bengalu. Wiosną roku 1911 Haneczka Paćabonku Starsza nie obsługiwała już klientów piwiarni, gdyż do tamtej chwili interes tak się rozwinął, iż była zmuszona poświęcić się wyłącznie rachunkowości. Jednak klienci nie narzekali z tego powodu. Niemożność podziwiania znad kufla zgrabnie manewrującej między stołami Haneczki Starszej w pełni rekompensował im widok pełnej powabu Haneczki Młodszej, najstarszej córki Borouska, obdarzonej przez naturę równie hojnie, jak jej piękna mać i płynącej dumnie poprzez sale biesiadne niczym hiszpański królewski galeon. Wiesz już tedy, Czytelniku, co prócz złocistego trunku przyciągało w progi lokalu przedstawicieli miejscowej socjety chmielowej. Można rzec, iż pod tym względem wszystko było dobre jak dawniej i nazwa piwiarni nadal marketingowo dobrze korespondowała z kolorowymi realiami.
Oczywiście poczynione dotąd uwagi daleko nie wyczerpują sławy owej piwiarni. Wystarczy dodać, że jest ona przez historyków zgodnie uznawana za miejsce spontanicznego prawykonania a capella słynnej w świecie pieśni „Total Eclipse of the Heart”, powszechnie, lecz całkowicie błędnie kojarzonej przede wszystkim z Bonnie Tyler.
Jako się rzekło, była wiosna i soki żywotne mocno już buzowały we wszystkim, co zdrowe i piękne, od drzew i krzewów, po stałych bywalców lokalu. Ponadto w żyłach tych ostatnich krążyła już owego ciepłego wieczoru słuszna dawka koktajlu piwnej wesołości, narodowej skłonności do filozofii i pragnienie miłosnego spełnienia. Niepewna swego część klienteli studiowała zawartość lub brak zawartości swych kufli, zaś ci bezwstydnie pragnący otwarcie, podążali szklistymi spojrzeniami za falującym jak niebiańskie ptasie mleczko dekoltem Haneczki.
Byłże Ci wśród obleśnych gapiów zawsze niedopity poeta Hans Bilans-Peterká, gnój solidnie niemyty i kiepski wierszokleta, lubiący mniemać o sobie, iż jest artystą z tych prawdziwych, więc niedocenianych. Podchmielony często raczył owymi pełnymi rozgoryczenia domniemaniami wszystkich wokół, niewiele dbając o to, czy przypadkowy słuchacz przychylny, czy tylko obojętnie milczący. Prócz tego durzył się beznadziejnie w Haneczce i choć nie stanowił w tym względzie wyjątku pomiędzy wielu innymi, to jednak nieco wyróżniał się agresywnym prostactwem do tego stopnia, iż raz nawet oberwał solidnie kuflem w kołtuniasty łeb, gdy w pożądliwej rozpaczy nie zapanował nad brudnymi łapami. Jako obeznana z życiem stukilowa gołębica, w razie konieczności Haneczka potrafiła o siebie zadbać, więc trawiony gorączką Peterká spędził cztery dni w przyklasztornym lazarecie, nim wreszcie znów był w stanie stanąć o własnych siłach. Co prawda ów bolesny incydent nie wyleczył go z fatalnej namiętności, niemniej od tamtej pory przezornie zachowywał dystans względem obiektu swej obsesji. Nadal bezwstydnie nawiedzał piwiarnię, ponieważ solidna porcja Haneczkowej plwociny w piwie była jedyną formą bliskości, na jaką mógł w tym układzie liczyć, i której w perwersyjnym przywiązaniu nie chciał sobie odmawiać.
Sponiewierany solidnie miłosno-alkoholową udręką, udał się Peterká do piwiarnianego wychodka, oddzielonego od właściwego budynku lokalu przestrzenią podwórka na zapleczu. Tam ulżywszy bebechom uległ ostatecznemu przypływowi rozpaczy i przelał całe swe niespełnienie na drewniane panele kabiny szaletu. Wyznanie przybrało formę oskarżycielskiego w tonie poematu, zatytułowanego „My Heart Will Go On”. Pomimo, iż nieszczęsny poeta nie skąpił gęstej sraki kasztanowej, to z oczywistych względów oryginał dzieła nie zachował się do naszych czasów, a szkoda, bowiem był to ponoć najlepszy wiersz jaki wyszedł spod ręki Hansa Bilansa-Peterki. Tak czy inaczej, odległe echo tamtego wydarzenia wciąż wybrzmiewa w lirycznych dźwiękach największego przeboju Céline Dion, bezpośrednio inspirowanego jednym z potwierdzonych historycznie odpisów utworu.
Przeznaczenie sprawiło, że przymuszony okolicznościami ruszył w kierunku szaletu inny bywalec piwiarni, niejaki Vladek Matzěrka. Pomimo, iż nieco zamroczony, podążał pewnie tropem poety, wciąż jeszcze wyraźnie wyczuwalnym w rześkim powietrzu wiosennego wieczoru. Jakież było jego zdumienie, gdy dane mu było jako pierwszemu obcować z nad wyraz świeżym dziełem prawdziwego artysty. Zaiste, utwór wywarł na Vladku piorunujące wrażenie. Po prawdzie, do dziś w gronie akademickich znawców tematu toczą się gorące spory, czy tamtego dnia górę nad zmysłami oszołomionego Matzěrka wzięła przesycona tragicznym liryzmem treść, czy też anarchizująca forma poematu Peterki. Większość specjalistów przychyla się do zdania, iż na dalszy bieg wydarzeń wpłynęło zręczne połączenie obu.
Zszokowany do głębi swego jestestwa, owładnięty potęgą poezji Vladek Matzěrka postanowił wyemigrować tak daleko, jak oczy poniosą. Ostatecznie osiadł wraz z całą rodziną w Idaho Falls, gdzie zajął się zawodowo uprawą lucerny. Jednak niezatarte wspomnienie przywiezione ze Starego Kontynentu nie dawało o sobie zapomnieć. By zachować zdrowe zmysły i nie popaść w liryczne odrętwienie, Vladek początkowo uciekał w pracę, lecz z czasem okazało się to niewystarczające. W desperacji postanowił raz w roku odbywać dwutygodniową poetycką górską pielgrzymkę w przebraniu małpy. Dopiero ta forma aktywności pozwoliła mu odnaleźć wewnętrzną równowagę i domknąć europejską część swej burzliwej biografii. Liczni potomkowie czeskich emigrantów kultywują zapoczątkowaną przez Matzěrka tradycję, która niebawem przyczyniła się do powstania legendy o Wielkiej Stopie.
Jak zatem widać, w całej sprawie spotkań z Wielką Stopą nie kryje się nic bardziej wyjątkowego niż tylko zbieg wielu okoliczności i ludzka skłonność do małpich krotochwil.
No i zepsuł mi się program czytający.
Obcowalam teraz z UA-cam i mleko mi wykipialo.
ajajajaja... Mnie się też zdarza coś przeoczyć w kuchni, kiedy oglądam lub słucham czegoś. Pozdrawiam.
Najgorsze to zmywanie 😁
Czy będzie pan zajmował się grami komputerowymi w swoim programie? Bo jeśli kiedyś tak, to może poruszyć wątek modelowania predykcyjnego na przykładzie gry Stalker, której kolejna część po kilkunastu latach wyszła niedawno pod nazwą Stalker 2. Ach ta ukraina. Zewsząd wyziera :) Ponadto, nie wiem, czy pan wie ale zaawansowane są obecnie prace nad lubianą przez pana grą z serii Heroes od might and magic pod nazwą golden era.
Bardzo dziękuję za ten komentarz. Nie jestem graczem bo zwyczajnie nie mam na to czasu, choć wiem, że w pewne gry wpadłbym jak śliwka kompot. Mam rodzinę (dwoje dzieci w szkole i przedszkolu), pracę zawodową (z czegoś życ trzeba), zespół (bo najbardziej czuje się muzykantem) i dwie redakcje (Myśl Polska i Wbrew Cenzurze). Cudem znajduję czas na śledzenie kultury, ale jakoś to jeszcze ogarniam. Na gry przyjdzie czas, kiedy będę szcześliwym (mam nadzieję) emerytem. Niemniej zjawisko modelowania predykcyjnego nie jest mi obce i z uwagą, również pod tym kątem śledzę popkulturę. Pisałem o tym obszerny felieton ok 2 lata temu w Myśli Polskiej i zostało to odebrane raczej jako "ekscentryzm artysty". Tymczasem wystarczy choćby z grubsza sledzić popkulturę by widzieć, że pewne sprawy są nam komunikowane niemal wprost! Dlatego uparcie, od wielu lat zajmuję się POPKULTURĄ, sledzę, opisuję i omawiam. Oczywiście przy okazji czerpiąc przyjemność. Bo no. cała seria "Terminator" czy "Diuna" Herberta są nie tylko pełne komunikatów predykcyjnych, ale przy okazji to świetna sztuka. Pozdrawiam serdecznie.
Gdzie jest misgurnus
eskapizm. immersja, folkowa - czy juz nie ma polskiego slownictwa, czy polskie szkolnictwo tak bardzo upadlo, ze jedyny rozwoj naszego jezyka to "angielszczyzna"?
Dawaj polskie odpowiedniki
Proszę Pana.
Mam przykre przypuszczenie, graniczące z pewnością, że wysuwa Pan (nie po raz pierwszy) zarzut, którego Pan nie przemyślał.
Eskapizm - owszem, słowo pochodzenia anglosaskiego, ale jest to TERMIN PSYCHOLOGICZNY. Mam robić z siebie idiotę i wymyślać polski odpowiednik, by na siłę udowodnić, że "ja tu teraz będę strażnikiem języka"? UCIECZKIZM - może być? Oczywiście żartuję (uprzedzając krytykę).
Immersja - termin NAUKOWY! Jakimś zamiennikiem mogłyby być słowa: zanurzenie / zagłębienie, ale to nie oddaje istoty problemu. Czy, jeśli użyję np. słowa filozofia to będzie w porządku, czy jednak by Pana zadowolić powinienem mówić "umiłowanie mądrości"?
Folkowa / folk - to potoczny skrót od "folkloru muzycznego". Jak świat długi i szeroki używa się słowa "folk" w odniesieniu do muzyki i wszędzie wiadomo o co chodzi! I tak, używam czasem zamiennie określenia "muzyka ludowa". ale nie widzę tu żadnego problemu z "wymiennością" potoczną tych określeń!
Podobnie było z uwagą, że "powinienem używać języka literackiego" mówiąc o kulturze. Co to oznacza i skąd to przeświadczenie? Dlaczego w krótkiej formie publicystycznej, nie będącej wykładem, ani nawet esejem miałbym używać języka literackiego? Skąd ten pomysł? Jak Pan to sobie wyobraża? Ktoś tu ostatnio przytoczył przykład Pana Raczka, który mówi o filmach. Wyobraża Pan sobie, że na YoTube siedzi przed kamerką internetową i mówi do widzów ze swojej społeczności wykład językiem literackim? Jednym z ostatnich, który to robił w przestrzeni publicznej był Pan Bogusław Kaczyński, na którego programach się wychowałem. Ale to było kilkadziesiąt lat temu (tak, tak, sam mam równo 40 lat), w głównym paśmie telewizyjnym, w programie na temat OPERY i muzyki klasycznej, gdzie następnie prezentowano dzieła mistrzów klasyki przenosząc widza do filharmonii czy opery. To są okoliczności do posługiwania się językiem literackim, a wręcz akademickim.
Zatem przykro mi to stwierdzić, ale jest to albo "krytyka dla krytyki", albo poprawia Pan sobie w ten sposób samopoczucie. Niemniej dzięki za pisanie komentarzy bo mimo bycia nośnikiem niezbyt przemyślanej krytyki naprawdę pomagają nam zwiększyć zasięgi kanału.
Pozdrawiam,
Bartosz Iwicki.