-Bądź studentem uniwersytetu morskiego w gdyni -Praktyka morska po pierwszym roku na Darze Młodzierzy -Ucieszony ze bedziesz mógł popływać dużym żaglowcem i zwiedzić kilka miast (w planie Kopenhaga, Southampton i Bremenhaven) -w polowie lipca zaczynaja sie pogłoski że statek sie psuje i nie wyplyniemy, wszelkie próby kontaktu z uczelnią zawodza bo wszyscy są na urlopach -wchodzisz na statek i okazuje sie że silnik i agregat są popsute -przez 3 tygodnie stoisz w porcie i wdychasz pył węglowy z pobliskiego terminala -po 3 tygodniach naprawili wszystko i plyniecie na 5 dni po baltyku z Gdańska do Gdyni
@@alternativewalls4988bosman ja pierdole jest tak znany, że słyszałem o nim w Gdańsku... a nie zajmuje się niczym związanym z morzem. Taka ciekawostka, że jego legenda rozlała się na całe trójmiasto.
Ja jestem zdania, że jak idzie się an takie praktyki i zapierdala się na równi z innymi, nawet jak masz sprzątać czy pilnować drukarki czy kopać rów to powinno być to full płatne najniższa krajowa. Ale jak rzeczywiście idzie się do roboty gdzie masz mentora i on ci przekazuje wiedze how to i rzeczywiście się uczysz nowych, przydatnych rzeczy i oni ci pozwalają testować na swoim sprzęcie, poświęcają ci dużo czasu to powinny być za darmo albo za symboliczną kwotę, ewentualnie propozycję stażu na papierze.
Ja w mojej pierwszej poważnej pracy po studiach na etacie nie umiałam praktycznie nic, poza dwoma językami obcymi do kontaktu z klientami. Całe oprogramowanie, sposób i system pracy, dokumentację itp. pokazywano mi zupełnie od zera i zgarniałam za to ponad średnią krajową miesięcznie, więc nie rozumiem dlaczego ktoś inny miałby za to samo nie dostawać kasy. I nie, to nie było w 1985, to było w 2013
W sprawie uczelni katolickich, sprawę dośmiesznia dodatkowo fakt, że według Katechizmu Kościoła Katolickiego złe traktowanie pracowników i niewypłacanie, bądź zaniżanie ich pensji, jest wyszczególnione jako grzech wołający o pomstę do nieba. :)
@@KrzysztofMMaj W zasadzie to jeden z najpodlejszych grzechów obok np. uciskania wdów i sierot. To wprost fundamentalne nietrafienie do życiowego celu gdyż ranimy człowieka, dopuszczamy się oszustwa, osobno kradzieży (także czasu tego człowieka), przyczyniamy się do jego ubóstwa, a nawet stawiamy człowieka w okolicznościach, które mają na niego demoralizujący wpływ. Uciskanie pracowników to forma miękkiej niewoli, takiego łatwo eskalującego kłamstewka, które rychło staje się obrzydliwą, z piekła rodem machiną wyzysku.
Chyba już raz pisałam o historii z moich studiów (położnictwo). Podczas przerwy sobie gadamy z opiekunką praktyk i koleżanka coś wspomniała o pracy, na co WIELCE SZANOWNA PANI DOKTOR NAUK MEDYCZNYCH odparła, że albo się pracuje, albo studiuje tak poważny kierunek XD Edit: powiedziała to do dziewczyny, której zmarła w dzieciństwie matka i miała młodszą siostrę i nie miała za bardzo możliwości, żeby rodzice ją utrzymywali na studiach, sama musiała na siebie zarabiać
Najzabawniejsze jest to, że mój tata studiując w latach 80 w tym obrzydliwym komunistycznym ustroju, dostał normalną pensję robotnika pracującego w rozlewni piwa jak reszta zakładu. Ja zapierdzielając fizycznie na pełny etat przez miesiąc w Warszawskim Zoo z rekomendacji tego samego SGGW co mój tata w 2018 roku, nie dostałam nic, mimo że miałam jedną z najniebezpieczniejszych i najodpowiedzialniejszych prac bo opiekowałam się dużymi drapieżnikami. To jest kompletnie absurdalne jak w XXI legalny może być taki wyzysk i niewolnictwo bo oczywiście bez praktyk waruneczek i brak dyplomu.
To jest w tym wszystkim najbardziej paradoksalne. I tylko pokazuje, jak bardzo jest źle obecnie z szacunkiem w stosunku do pracownika, nieważne o jakim stażu
"obrzydliwym komunistycznym ustroju" - to jest kompletnie absurdalne jak w XXI wieku legalny może być taki wyzysk i niewolnictwo, bo ludzie nie rozumieją czym jest komunizm i socjalizm.
Kiedyś była awantura, że w kancelarii Mentzena płacono mało praktykantom. To było wesołe o tyle, że on w ogóle płacił w przeciwieństwie do typowej kancelarii, gdzie praktykanci nie dostawali ani grosza, a on, jeśli dobrze pamiętam, płacił aż 3k brutto czyli o 3k brutto więcej niż 99% kancelarii na rynku.
@@rotmistrzjanm8776 Zgadza się, ale jak go broniłeś tłumacząc sytuację patologii praktyk studenckich (zwłaszcza w branży prawniczej), to zaraz byłeś agentem Putina i Konfiarzem.
Mieliśmy kiedyś na podstawach przedsiębiorczości nauczyciela, hardy kapitalista i w ogóle, ale jak usłyszał o tym, że za praktyki się nie powinno płacić to się mega rozsierdził, bo każda praca powinna być opłacona
Nas wysłali na praktyki do Włoch w ramach Erasmusa. Mechatronicy malowali kostki w fabryce, moja grupa elektroników i teleinformatyków siedziała sobie w biurze i nic nie robiła. Zdarzyło nam przysnąć (bo czemu nie skoro nic nie robimy) to dostaliśmy opiernicz od opiekunki praktyk. Potem mieliśmy posegregować rzeczy w biurze a w następnych dniach przykręcić koryto i przeciągnąć kable xd. Oczywiście wszyscy robili za darmo, a nawet pewnie firmy które nas gościły dostały za to pieniądze, bo w sumie po co by nas przyjmowali. Doprawdy bezcenne doświadczenie zawodowe. Jeszcze mieliśmy dzienniczek w którym musieliśmy SKŁAMAĆ wpisując to co tak naprawdę powinniśmy robić. Taka oto nagroda za dobre wyniki w nauce
podobnie wyglądało to w naszej grupie informatyków w Hiszpanii. trafiliśmy do wypożyczalni rowerów. Te rowery w trakcie trwania praktyk wypożyczaliśmy, w międzyczasie jeszcze Właścicielka chciała żebyśmy jej aplikacje mobilną zrobili, bo wsumie jak już ma darmową siłę roboczą coś o tym wiedzącą to czemu nie. Ile się musieliśmy nagimnastykować umysłowo nad tą bajką którą dzienniczki wypełnialiśmy. Bezcenne doświadczenie.
Podobnie u mnie na moich informatycznych Erasmusa w Angli Mi się trafiło do małego POLSKIEGO sklepu naprawczego, ruchu tam było tyle że przez cały miesiąc widziałem jedną klientke która przyniosła laptopa bo nie działał, o, to myśle sobie, w końcu coś do roboty Co się okazało to że laptop fizycznie zawierał taką ilość syfu że po prostu już odmawiał współpracy, prosta operacja rozkręcić, odkurzyć, skręcić zajeła z jakieś 5 minut, a tak to cały dzień spędzony był na siedzeniu na zapleczu i znajdowania sobie czegoś do roboty Z tego co słyszałem, reszta ludzi na praktykach z mną też nie miała lepiej, jeden był na magazynie (nie takim za sklepem, normalny hurtowy) segregując graty, chociaż miał najlepiej bo pracownicy brali go na piwo (polacy oczywiście) i mówili gdzie są dobre miejsca w mieście, inny pracował w lokalnej siedzibie Erasmusa i segregował dokumenty, etc
@@krzysztofjaworski6420 To miały być głównie wakacje, a praktyki przy okazji. Merytorycznie nie miało to sensu, bo Włochy są mniej rozwinięte w sektorze IT niż Polska. Ale mechatronikom to już naprawdę mogli załatwić coś lepszego bo było naprawdę pole do popisu tylko woleli zrobić z nas niewolników
8:10 chodzę to technikum gastronomicznego. W mojej szkole są organizowane okazjonalnie bankiety (dla seniorów, nauczycieli na święta itp.) w soboty. Moja wychowawczyni była skrajnie oburzona, że nie chce za darmo przyjść do szkoły w sobotę i pracować dla nich. Rzeczą, która miała nas przekonać do przyjścia, była pozytywna uwaga w dzienniku i 6 z praktyk (które odbywają się na szkolnej stołówce)
czekaj kurw co? dobrze rozumiem że nauczyciele chcą żeby uczniowie za darmo usługiwali na ich imprezach? Ja bym to wyśmiał bo to przypomina poziom Januszowego oburzenia kiedy pracownik mu powie że sie zwialnia bo za mało płaci
@@Cris-fy8cy Najlepiej jest gdy my gotujemy to całe jedzenia na jakiś bankiet, a nasi nauczyciele od zawodowych (którzy w większości nie kiwnęli palcem, by nam pomóc, tylko pili kawę i plotkowali) ubierają się w piękne stroje i idą potem na ten bankiet i zbierają wszystkie komplementy, a mam mamy od 7:10 do 17 zapierdalać za nich (najpierw ugotować, a potem posprzątać). To nawet nie jest najzabawniejsza rzecz w tej placówce (przymusowe kupowanie rzeczy na CHARYTATYWNĄ akcję itp)
@@Gabriel-kx7dq to fajne te standardy tam macie, wykorzystywanie tego że młodzi są mniej asertywni i powiedzmy słabsi psychicznie. To jest wgle nieprzyzwoite żądać od kogoś czegoś bo się go uczy (mi np. byłoby głupio). Jeszcze brakuje tylko żeby to było zakrapiane xd. Imo jak sie wam bardzo nie chce to olejcie to po prostu.
@@KrzysztofMMaj U mnie na kierunku budowlanym to samo. Do kogo idziemy jak trzeba coś ciężkiego przenieść, wiadomo że do budowlańców, tu nowy tynk w piwnicy za darmo, tam klasę odmalować, dramat.
Praktyki w technikum to był żart. Robienie instalacji sieci komputerowej w szkole obok ZA DARMO i wysłuchiwanie narzekań jak to młodzież nic nie potrafi i do niczego się nie nadaje. Niech to w końcu imploduje, edukacja w Polsce i praca dla typowego Polaka to największe PTSD jakie w życiu mam.
U mnie na praktykach w technikum też pracodawcy nie mieli obowiązku płacić za pracę praktykanta, ale osoba, która przyuczała mogła dostać. Akurat fajną Laborantkę dostałam, bo się czegoś nauczyłam, ale wynagrodzenia za pracę z niebezpiecznymi substacjami (np. izooktan) nie dostałam.
O proszę, akurat niedawno stanąłem przed wyborem studiów (II stopień, niestacjonarne). Jakież było moje zdziwienie, gdy w planie studiów zobaczyłem 350 h praktyk. Trzysta pięćdziesiąt. W ciągu dwóch lat. Na studiach niestacjonarnych. Moja matematyka, choć na niskim poziomie, wykazała, że musiałbym przez dwa lata, co miesiąc wyrobić 14 godzin z hakiem praktyk. Dodając do tego pracę na pełen etat i zjazdy praktycznie co tydzień (z wyjątkiem „czerwonych” świąt) nie spina mi się to. Wybrałem inny kierunek o zbliżonym profilu, na tej samej uczelni i na tym samym wydziale, w którego planie jest całe 0 (zero) godzin praktyk. Fun fact - pierwszy kierunek się nie otworzył z powodu braku kandydatów. I wonder why...
Jestem w szoku po obejrzeniu filmu. Studiowalem na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie na kierunku zwiazanym z finasami. Nigdy nie spotkalem sie z bezplatnymi praktykami. Firmy wrecz przychodziły na uczelnie i zapraszaly do rekrutacji. Oczywiscie była to praca za minimalne wynagrodzenie ale z tego co uslyszalem to bylem uprzywilejowanym studentem. Uczelnia dodatkowo pozwalala jednym wnioskiem zaliczyc umowe zlecenie z firma jako praktyki zawodowe. W efekcie wiele osob na magisterce poprostu podpinało prace ktora wykonywali zeby sie utrzymać na suriach jako praktyki. Wspolczuje wszytkim z bezplatnych praktyk oby sie to zmieniło.
Po darmowych praktykach na licencjacie robiłam często zlecenia w trakcie studiów magisterskich. Wspomniałam o tym, że mam praktyki do odhaczenia raz jeszcze i czy mogłabym to załatwić razem z kolejnym zleceniem od nich. Zgodę dostałam, po wykonaniu zlecenia wysyłam godziny (rachunek) i otrzymałam reakcję zdziwienia, że chcę pieniądze, bo miało być za darmo. No nie tak się umawialiśmy. Powiedziałam, że podziękuję za zaliczenie praktyk, poproszę pieniądze i rozwiązanie umowy. Koniec końców zaliczenie praktyk otrzymałam razem z kasą, ale umowę i tak rozwiązałam.
Praktyka zawodowa w technikum to też żart. Miesiąc na pełnym etacie, podczas którego ja i 2 znajomych "pracowaliśmy" w jakieś kanciapie niegdyś używanej jako magazyn rzeczy. Co jakiś czas coś pomogliśmy, jak przyklejanie naklejek z numerkami na monitory, które dział dostał na wymianę jak jakiś monitor w firmie padnie, albo ktoś włoży długopis w matrycę (autentyk swoją drogą). Kilka razy pomoc przy okablowaniu w serwerowni, zarabianie kabli, wymiana kabli w HR (same kable, bo nikt inny tego nie chciał robić XD). Czasem robiliśmy absolutnie nic, więc w dzienniczku praktyk wpisaliśmy "Obsługa kart magnetycznych". Prawie nic nie zrobiliśmy i prawie nic nie dostaliśmy (wynagrodzenie to ciastko z serem od opiekuna na pożegnanie XD).
U nas w technikum gastronomicznym nie dość, że były te nieszczęsne "standardowe" praktyki, to jeszcze zupełnie osobno zajęcia praktyczne w środku tygodnia, gdzie normalnie jako uczniowie prowadziliśmy całą stołówkę, gdzie zwykle starsze osoby mogły sobie załatwić codziennie obiady, chyba z Urzędu Miasta ale pewna nie jestem. "Pilnował" nas tylko 1 nauczyciel, który zazwyczaj w niczym nie pomagał. Jestem ciekawa czy w innych technikach też były takie podwójne praktyki, obie oczywiście nieodpłatne. Dodatkowo jeszcze musieliśmy płacić z własnej kieszeni za wszelkie straty, jeśli coś było zepsute i mieliśmy czelność to wyrzucić, zamiast faszerować pleśnią biednych staruszków. XD
@@KrzysztofMMaj Ty się śmiejesz ale ja za swój miesiąc praktyk w czasie których robiliśmy to samo co pracownicy nie dostaliśmy nic poza wydatkami na bilety więc kolega dalej wyszedł na +
„Gotowi pomyśleć że my tu jesteśmy dla nich…” - to zdanie mówi wszystko o edukacji w Polsce. I dlaczego nic się nie zmieni. Dopóki nie zmieni się ta mentalność.
A jak ma się zmienić ta mentalność skoro przychodzą nowi i przez jakiś czas pracują z tymi starymi, którzy wcześniej od innych starych też się złego nauczyli? Błędne koło po prostu.
Dla mnie to jest niezły paradoks że polskie społeczeństwo funkcjonuje w myśl kultury zapierdolu gdzie od dziecka jesteśmy uczeni że "bez pracy nie ma kołaczy" i że tylko ciężką i uczciwą pracą można się dorobić a z drugiej strony akceptujemy istnienie czegoś takiego jak niepłatne praktyki i jeszcze jesteśmy uczeni tego że to w sumie nic złego
W jedno ucho gadają że tylko ciężką i uczciwą pracą można się dorobić a w drugie że bez krętactwa i złodziejstwa nie da się do niczego dojść w tym kraju. I bądź potem mądry. A pracować trzeba mądrze, a nie ciężko. Co z tego że się wyrabia w ciul nadgodzin skoro większość tego jest spędzana przy wodopoju?
Bo Polaczki mają być przekonaniu, że ich czas jest bezwartościowy, chyba, że są produktywni lub po prostu zapierdalają dla samego zapierdolu, byle móc powiedzieć, że nie opierdalałeś się.
Praca ma uszlachetniać, a nie praca dla pieniędzy xD Prawda jest taka, że najbardziej dorabiają się nie ci, którzy najciężej pracują, a ci, którzy najlepiej wyzyskują.
Ja na praktykach z INFORMATYKI malowałem ściany i odkurzałem drukarki... Tak właśnie. Po prostu traktowali nas jako niemiły obowiązek ale z chęcią brali dofinansowania za wykorzystywanie praktykantów.
Z tytułem tego odcinka muszę się zgodzić Jako zawodowy elektryk musiałem mieć praktyki zawodowe. Jako że szkoła (moi rodzice mi tak opowiadali) została zbudowana dla elektrowni Świerże Górne (kto jest ciekawy ten znajdzie, szkoła znajduje się blisko a w nazwie ma zespół) elektrownia miała priorytet brania uczniów pod praktyki. Jak ktoś jest ciekawy jak wyglądały moje praktyki to już opowiadam. Pierwsze kilka tygodni to były sprawy można powiedzieć czysto administracyjne tzn dokumenty, papierologia, zamawianie ubrań roboczych i innych tego typu rzeczy (ręczniki buty, pasty BHP mydło). W tej papierologii chciałbym zaznaczyć też pisanie i notowanie wiedzy która po pierwsze była nie przydatna, a po drugie nigdy mi się nie przydała i jej nie pamiętam (nigdy nie otworzyłem tego zeszytu) Tego zeszytu nie miałem (bo nikt nie powiedział) więc musiałem pójść do kiosku go zakupić. 15 stronicowy zeszyt zapisałem pierwszego dnia od zakupu (zaznaczam, nigdy go nie używałem i nie czytałem) Po tych kilku tygodniach zawartych wiedzy niepotrzebnej i bezpodstawnego cierpienia ręki nadszedł ten moment. Dostaliśmy ubrania robocze i cały ten ekwipunek. Jednak cały czas szczęśliwy i pełny nadziei że to będzie ciekawa przygoda w której się nauczę czegoś (spoiler nie) Ubrani i gotowi do „pracy” kazano nam ustawić się w dwuszeregu, wymieniono numery i podzielono nas na dwie grupy. PODKREŚLAM ELEKTRYK. Obróka mechaniczna i obróbka ręczna, zmiana co pół roku Obróbka ręczna nie brzmi aż tak żle nie? To ja teraz powiem co się pod miłą nazwą "obróbka ręczna" kryje. Może inaczej powiem co robiliśmy. Pierwszego dnia dostaliśmy kawałek metalu (płaskownik) i pilnik. Piłowaliśmy całą półroczną zmianę (miałem takie "zajęcia dwa razy w tygodniu po pięć godzin) Jak spiłowałeś kawałek metalu, dostawałeś następny (tyle) Jedyną "zmianą" w tej rutynie była praca w narzędziowni. Opowiem jak wyglądał cały dzień w narzędziowni (byłem przez te pół roku w niej chyba dwa dni) Znajdowały się tam narzędzia: młotki, pilniki itd. Rano wydawaliśmy każdemu praktykantowi po pilnikowi a na końcu je odbieraliśmy. Tak wyglądał dzień w narzędziowni (dosłownie, nie ominąłem ani jednego szczegółu) Po tej nieszczęsnej połowie roku przyszedł czas na zmianę. Obróbka mechaniczna przechodziła na ręczna i odwrotnie. Zadowolony stwierdziłem "kurde, naucze się pracować na tokarce, a może frezarce" Oczywiście przyszło nam szkolenie, przepraszam notowanie regulaminu pracowni i maszyn (nigdy tego nie przeczytałem), tak mineły mi dwa tygodnie Pamiętam, że był to wtorek, zapisywaliśmy ostatnie rzeczy i na koniec, nareszcie weszliśmy na hale pokazano nam kilka rzeczy, ja przyciąłem sobie kawałek metalu i przyszło sprzątanie od momentu wejścia na hale do sprzątania minęło prawie 2 godziny Skończył się wtorek i nastała środa, a z nią covid xD (No i się kurwa nacieszyłem obróbką mechaniczną) do końca roku nie byłem w elektrowni i w szkole (tylko na zakończeniu roku byłem, jak dobrze pamiętam) *Ja tylko wyjaśnie że zajęcia te nazywały się "montaż maszyn i urządzeń elektrycznych - zajęcia praktyczne* Pan Śmietanka (to nie przezwisko, tylko nazwisko) jakiś (długi czas póżniej) stwierdził że "elektrownia nie będzie robić pracowni dla elektryków, bo to jest zbyt duży wydatek 100 000+" Tak minął pierwszy rok Drugi (ograniczony covidem) wyglądał w taki sposób że cały rok (dwa razy w tygodniu) przesiedzieliśmy na sali konferencyjnej, co tydzień przychodził ktoś inny. Stety niestety trafiały się różne osoby niektórzy nic nie robili inni byli zaantażowanii z osobami które były zaciekawione i chętne. Trafił się nam przypadek, gdzie "instruktor" zasnął popierając się swoim piwnym brzuszkiem Tak mijał czas, do czerwca Przyszła wtedy osoba (bardziej kompetentna) która z nami trochę pogadała (chyba przyniosła kilka rzeczy do robienia małych instalacji), pogadaliśmy od słowa do słowa i dowiedział się on że my nawet nie mieliśmy oprowadzenia po elektrowni. Dokładnie, minęło prawie 2 lata praktyk a ja nawet nie widziałem elektrowni z bliska Osoba ta delikatnie mówiąc się zdenerwowała i zdziwiła. Powiedział tylko że zaraz wraca i wyszedł. Minęło trochę czasu (chyba dwie godziny) i przyszła do nas z informacją "Za tydzień wychodzicie" No i faktycznie, wyszliśmy z tego pokoju konferencyjnego i zwiedziliśmy elektrownie, zobaczyliśmy (nie będę wymieniał wszystkiego) hałdy węgla, straż pożarną blok 11 (to ten największy i najnowszy) I to był ostatni dzień drugiego roku praktyk Trzeciego roku zostaliśmy podzieleni i przypisano nam wydziały (może będę coś wreszcie robił) ja trafiłem na remonty silników no i co? A no że tak powiem gówno!! cały rok w zasadzie też przesiedziałem i nic nie robiłem. Było to faktyczne miejsce pracy dla elektryka ale co z tego jak albo nie było na miejscu instruktora (tego kto tam pracował) bo był na awarii bloku, a po za tym ja byłem "wrzodem na dupie" on miał swoją prace i był nią zajęty a dodatkowy balast nie był mu potrzebny. Dodam tylko że pan śmietanka był niepocieszony faktem, że nie chodziliśmy na te praktyki (nie wiem, może dlatego że nie było powodu dlaczego na nie iść) Tak minęło mi trzy lata "praktyk" W Elektornii Kozienice (czy tam Świerże Górne) I w tym momencie chciałbym podziękować nauczycielom w szkole (dokładnie temu który mnie uczył). Oczywiście ma on swoje wady i momentami nie było przyjemnie, ale poświęcając zajęcia które mieliśmy w szkole (peie - pomiary elektryczne i elektroniczne) poświęcił na rzecz "praktyk" w elektrowni. Nic nie robiliśmy na pomiarach w kwestii pomiar (nigdy nie używałem oscyloskopu który był na magazynie). Tylko podłączaliśmy silniki, budowaliśmy układy styczników, innymi słowy robiliśmy w szkole to co powinniśmy robić w elektrowni, a niestety to co mieliśmy robić w szkole zostało poświęcone (ciekawe czy ktoś dotrze do tego momentu) Kurcze, zapomniałem napisać, mianowicie pieniążki. TAK, powinienem dostawać za praktyki pieniążki. W momencie zapytania się o tą sprawę dostałem informację, że kiedyś praktykanci dostawali pieniążki za pracę, ale zdarzały się sytuacje, gdzie można powiedzieć że teoretycznie dostawali a praktycznie nie, inaczej. Ci "instruktorzy" podbierali sobie te pieniądze, więc stwierdzono że do ręki nic nie dostajemy. Stwierdzono jeszcze gorzej. Te pieniądze będą odkładać nam na emeryturę
Dotarł. Też jestem elektrykiem z wykształcenia. U nas w technikum praktyki zawodowe były krótsze, ale bardziej intensywne. Dwa miesiące zapieprzania na miotle i cięcia 10 centymetrowych odcinków przewodów na mostki dla starszych pracowników. Jedyne czego się dowiedziałem to, że jak Cię ktoś wyśle do narzędziowni po klucz wiolinowy, to trzeba odmówić. Koniec końców wyladowałem po szkole w tej firmie na 5 lat. Przez pierwszy miesiąc normalnej płatnej pracy dowiedziałem się więcej niż przez 4 lata szkoły technicznej, tak wygląda szkolenie u nas w zawodzie.
Dotarłam. To chyba wynika z tego, że kiedyś takich rzeczy ludzie się uczyli od ojca albo w pracy, a praktyki się odhaczało tak jak listę pracy w elektrowni, to znaczy podpisywało się ją miesiąc do przodu w dniu wypłaty i szło chlać, a wracało do pracy tylko wtedy, jak się coś popsuło. ;)
Ruch Oporu tez ładnie literacko opowiada, a tak na powaznie to widze tu historie jakich tysiące o których nikt nie mówi wprost: pasję i chęc do nauki zabija głównie szkoła a pracodawcy nie potrafią docenic fachowców, bo po co skoro mogą płacic gównozłotówki niewolnikom.
Dotarłem do końca jako czwarty. Aktualnie uczę się na tym samym kierunku (technik elektryk montaż maszyn i uruchamianie urządzeń elektrycznych) w zespole szkół technicznych "Fablok", jestem w drugiej klasie i mam nadzieję, że nie skończę jak ty (gówno warte praktyki). W tym roku wziąłem z sekretariatu kartkę ze stażami w lipcu i ją podpisałem (to chyba nie to samo co praktyki), mam nadzieję, że to będzie coś fajnego. Co do praktyk zawodowych to nie wiem w której klasie je dostanę, ale jak je będę miał to przypomnę sobie ten komentarz i - mam nadzieję - będę pozytywnie zaskoczony, że mam jakąś fajną pracę za kasę. Jeśli chodzi o twoją "pracę" związaną z piłowaniem kątowników, to od razu przypomniała mi się taka gra na google play jak "make more". Pozdrawiam!
Czytając i słuchając tych wszystkich historii z praktyk szczerze współczuję. Mogę się uznać ze szczęściarę, skoro jedyne kuriozum, którego doświadczyłam, było zgnojenie mnie i mojego kolegi przez doktorantkę (5 lat od nas starszą). Powód: zwrócenie się do niej po imieniu zamiast per „pani magister”.
pls imie i nazwisko i lecimy z nia! chociazby na researchgate, sam jestem w instytucji akademickiej i chetnie tepie takie sytuacje czas skonczyc z takimi glupotami
Jako student prawa powiem tylko, że prawnicy to potrafią być niesamowci skórkowańcy i często sprzyjają wyścigu szczurów wśród studentów. Oczywiście nie wszyscy, ale jednak. Mam nadzieję, że sam się taki nie stanę. I od pewnego czasu zaczynam myśleć czy nie zostawić tego środowiska w cholerę - kwestia moralności jest tylko jednym z powodów, ale bardzo istotnym powodem.
Ja to zrobiłem po 2 roku (2 lata za późno), profesorzy lekko bucowaci ale byli do wytrzymania, nie do wytrzymania był dla mnie natomiast fakt ze nauki na prawie był OGROM, jest to ciężki materiał i jak doszły do tego wątpliwości typu "ale czy aby po 5 latach to w sumie znajdę pracę?" to się poddałem. Dodam że udało mi się znaleźć w tym samym czasie pracę w korpo customer servicowo-gamingowym z SAMYM angielskim i zarabiałem z tego co pamiętam 5k. Jak widzę że prawnicy to chyba cieszą się jak dostaną cokolwiek po nie wiadomo ile latach nauki to jakiś żart. Po co się tak męczyć? Bo prestiż i kasa? No ja w to nie wierzę. Oczywiście starzy wyjadacze w tym zawodzie to mogą se być bogaci i prestiżowi ale dostanie się do tego zacnego grona wydaje mi się graniczyć z cudem. A jak jest to możliwe to dawałbym jakiekolwiek szanse jedynie serio zajebistym studentom którzy przy okazji są BARDZO społeczni i umieją sobie wyrabiać sieć znajomych. Przy okazji mam dziwne wrażenie że jak ktoś ma jakieś zasady moralne to wcale to nie pomoże tam w czymkolwiek więc ja bym odradzał każdemu kto ma choćby social anxiety i nie jest dynamiczny bardzo bo to dosłownie samobójstwo i 100% szansy na zmarnowanie lat i mnóstwo stresu. Moja opinia i tyle. Dla mnie bez sensu skoro 18 latek bedzie zarabiać bez problemu więcej i zrobi karierę pewnie kilka lat szybciej w dowolnym korpo jeśli będzie w miarę ambitny (nie przesadzam bo mi się jakoś to udało jak już pisałem, nie było łatwo ale dałem rade po ogarnięciu CV dobrze i w porównaniu z prawnikami co harują w gównokancelarii za 0 zł po 5+ lat to śmiechu warte)
- Pracuj w Sądzie Rejonowym (pominę miasto dla własnego spokoju) na Wydziale Karnym II. - Masz papier, że jesteś po egzaminie państwowym i przysługuje Ci prawo do mówienia o sobie Sekretarz Sądowy. - Jako, że robisz w karnym masz kontakt z: Policją, Strażą Graniczną, Strażą Pożarną, Biurem Ewidencji Ludności, Prokuraturą, Więzieniami, Innymi Sądami, całym katalogiem państwowych urządów maści wszelakiej. - W ramach studiowania Bezpieczeństwa Wewnętrznego (w tedy tak się zwał kierunek) myślisz sobie, że praktyki w zasadzie masz z głowy bo realnie masz kontakt ze wszystkimi urzędami jakie mogą być powiązane z bezpieczeństwem kraju. - "Otusz" nie. Nie możesz na praktykach przyjmować wynagrodzenia. - Rozmawiasz w sekretariacie. Rozmawiasz Panem i Władcą na "tronie" za katedrą. Dalej nie, musisz pracując w sądzie iść sobie na przykład do komendy policji i poprosić o staż. - Wkurczaczkowany na potęge idziesz do Lorda Inkwizytora - przepraszam - Rektora. - Wykładasz jak chłop krowie na miedzy temat, pokazujesz papiery, od Szefowej Wydziału, która nadzoruje nas. Od Sędzi, którą jest Sędzią Szefową Wydziału, z kadr i jako, że jestem cwany na chore akcje z Dziekanatu to miałem nawet pismo od Dyrektora Sądu. - Gość czyta, (szok, że w ogóle zajął się tematem takiego parcha jak szeregowy student). Przeczytał wszystkie papiery od deski do deski. W tedy dodaję, że niechcą mi tego uznać za praktyki bo śmiem dostawać pensję a za praktyki kasy nie wolno parchowi studentowi. Zapytałem otwarcie czy mam rzucić robotę w sądzie i iść na praktyki do komendy policji czy zrzec się pensji za jakieś 3 miesiące. - Dumał ze 20 minut w końcu, łaskawie w swej miłosierności klepnął, że to są praktyki Rok 2010 studia - Warszawa.
Ahhh tak, praktyki zawodowe. Pamiętam jak na uczelni miałem odbyć takowe. Na początek dodam, że na moim kierunku (Filologia polska) były dwie specjalizacje. Pierwsza to dziennikarstwo, na której byłem ja, a druga to logopedia. W ramach studiów była też możliwość ukończenia oddzielnego modułu nauczycielskiego. Pierwsze praktyki miałem w lokalnej gazecie, miałem napisać krótki artykuł odnośnie odsłonięcia pomnika upamiętniającego zagładę lokalnych żydów. Po oględzinach tekstu redaktor pokiwał głową i zaakceptował. JAK się okazało, PODPISAŁ się pod moim tekstem, a w nagrodę ON podpisał ukończenie moich praktyk. Super nie? Co do szkoły. Podobnie jak u Ciebie odbywałem praktyki w klasach (wtedy jeszcze 4-6) podstawowych. Szczerze? Nawet przez myśl mi nie przeszło by choćby zająknąć się o pieniądze, ani w szkole, ani w redakcji. Cóż, paradoks tej sytuacji jest taki, że ani dziennikarzem, ani nauczycielem nie jestem bo ... Ha, zabrakło pieniędzy na dalsze kształcenie i poszedłem do pracy. Nie żałuje tej decyzji, zostałem magazynierem za przyzwoite pieniądze plus firma zafundowała mi kurs na wózki widłowe. PS. Kiedy jeszcze jak ten naiwny frajer szukałem pracy w zawodzie nauczyciela to w ramach odpowiedzi dostawałem taki oto komentarz: "Nie przyjmiemy Pana bo nie ma Pan doświadczenia. Pogodziłem się z tym. Mija ok 10 lat i ... kilka szkół zadzwoniło czy jestem dalej zainteresowany pracą w szkole. Hmmm czyli teraz takie doświadczenie mam? Taka tam historia mi się przypomniała. Pozdrawiam i zapraszam do wspólnego (psst wiesz jakiego) materiału ;-)
Zaliczanie praktyk na podstawie aktualnego/byłego zatrudnienia jest też zabawne. Mi opiekun praktyk zaliczył 360h (połowa praktyk) na podstawie 5 lat pracy - zakupy, księgowość, sprzedaż, każde powyżej roku. Studia na kierunku zarządzanie więc chyba się pokrywa ;) resztę odziwo zaliczyłem kolejnym rokiem w następnej firmie. Do dzisiaj nie wiem ja to liczą.
Podczas studiów na Politechnice Poznańskiej musiałam odbyć obowiązkowe praktyki. W tym samym czasie firma, w której byłam na okresie próbnym, zaproponowała mi umowę na czas nieokreślony. Udałam się do dziekanatu, żeby zapytać, czy moja praca mogłaby zostać uznana za praktykę - niestety, nie było to możliwe. W efekcie musiałam znaleźć bezpłatne praktyki na miesiąc i poprosić firmę, aby poczekali na mnie w tym czasie. Miałam szczęście, bo sytuacja finansowa mojej rodziny była stabilna - rodzice mają dom, więc nie musiałam płacić za wynajem. Gdybym jednak musiała opłacać mieszkanie, byłabym w bardzo trudnej sytuacji. Jak już wspomniałeś, bezpłatne praktyki niszczą rynek pracy. Wiele firm w ogóle nie zatrudnia juniorów, zamiast tego przez rok szukają praktykantów. Co więcej, każda firma może zastąpić seniora odpowiednią liczbą praktykantów - chyba ktoś z Comarcha to kiedyś powiedział.
uwielbiam praktyki co za sentyment pierwsza praca w zyciu "praca" i takie przygody Podczas odbywania praktyk zostałem wysłany do firmy, gdzie teoretycznie miałem pracować jako grafik. W rzeczywistości jednak, jako jedyny mężczyzna w zespole i przy braku windy w budynku na drugim piętrze, moje główne zadanie polegało na noszeniu co drugi dzień około 500 kg papieru do scrapbooking na górę. Dodatkowo musiałem sam kompletować i znosić przygotowane paczki na dół, by przekazać je kurierowi(troche mniej kilio ale to było codziennie ), a raz w tygodniu nosić około 50 kg paczek na pocztę, która na szczęście była w odległości kilometra. (oczywiscie to ze afera ze za długo mi to zajmowało choc dobrze wiedzieli ze byly kolejki na poczcie a nie za je sobie wolno szedlem to pomijam bo były na porządku cotygodniowym) oczywiscie za darmo
Jaka praca, taka płaca. Jak praktykant robi dobrą robotę to powinien być odpowiednio opłacony. Jeśli jednak firma traktuje praktykanta jako ludzki ekspres do kawy to powinni mu tym bardziej zapłacić, bo nawet wiedzy z tego nie wyniesie, tylko czas straci.
Farmaceuci do dzisiaj nie dostają kasy za 6 miesięczne praktyki, a ich opiekunowie owszem. Za to należały nam się stypendia. Tak nam mowiono. Koleżanka technik farmacji już na rocznej praktyce dostawała najniższą krajową. Ale jej nie zazdrościłam, widząc że za tą wypłatę musi myć kible i podłogi. Co ja robilam w tym czasie? Sprawdzalam daty waznosci lekow, przyjmowalam towar, sprawdzalam temperatury i biegalam do wlasciciela jak predstawiciele handlowi przychodzili na umowiona godzine, a on mial kamery i podsluchy, wiec wszystko widzial...tylko jego ego lechtalo, ze ma sekretarke. A na recepture robic leki szlam tylko wtedy, gdy kierowniczka (moja opiekun praktyki, ktora dostawala kase) nie byla na danej zmianie bo sama od 20 lat zadnego leku nie zrobila, wiec troche ciezko bylo jej uczyc, wobec tego mi zabraniala. :)
Bardzo współczuję, że trafiłaś do takiej apteki, kamery i podsłuchy brzmią okropie no i receptura to też żart. Staż dopiero przede mną, ale za to jestem świeżo po praktykach po 3 roku, gdzie byłam głównie pomocą apteczną i rozkładałam leki na magazynie albo w ogóle nie miałam co robić, a jak w ostatnim tygodniu postałam trochę za pierwszym stołem to było święto lasu xd
@@juliasting1796 Wiesz...formalnie to nie bardzo powinnas cokolwiek robic za pierwszym stolem bez ukonczenia studiow. Chyba wszystko zalezy od uczelni, ale u nas farmakologia, interakcje lekowe byly dopiero na 4 roku, wiec czlowiek po 3 malo co wiedzial. Bardziej z ciekawosci chodzilam ogladac prace w aptece, nic cokolwiek robilam i bylam w stanie pacjentom pomoc. Tymczasem staz powinien nas przygotowac do faktycznej pracy w praktyce. Juz jestesmy po calym toku ksztalcenia, teoretycznie mamy cala i aktualna wiedze... No coz...teoretycznie. Potem trafi sie opiekun, co na nic Ci nie pozwala zeby swoj tylek chronic...zamiast stac przy Tobie, nadzoworac prace i podpowiadac co mozesz poprawic/usprawnic. Tak widze sensowne praktyki.... Coz, ja takich nie mialam. Za to mialam opiekuna co kazal przynosic sobie kazda recepte przed wydaniem do sprawdzenia (w erze recznie pisanych recept, a nie elektronicznych), ale jak sie pomylil przy sprawdzaniu i pacjent dostal zly lek, to za wszystko obwinil mnie i chcial jeszcze ode mnie sciagac kase za ten lek. Szczesliwie mam to juz dawno za soba...w ogole polskie apteki mam za soba i nie tesknie. Spelniam sie w aptece w UK, gdzie jestesmy na etapie diagnostyki i wydawania antybiotykow, czy antykoncepcji bez recepty, sczepien na wszelakie choroby. Wielu farmaceutow pracuje w przychodniach i zastepuje lekarzy rodzinnych diagnozujac i wypisujac recepty, w osrodkach szczepien. Pracujemy na oddzialach szpitalnych w zespolach lekarsko-pielegniarskich jako eksperci od fakrmakoterapii, a nie bezuzyteczne piguly. Polecam doswiadczyc tego kazdemu polskiemu farmaceucie, to moze w wyniku buntu cos w koncu w Polsce ruszy z reformami. Dla mnie dzisiaj powrot do polskich aptek to cofniecie sie w rozwoju o wiele lat.
Sam chodzilem do techniku jak i mialem grupe znajomych z różnego rodzaju techników w mieście. Jedyną opcją jakiejkolwiek zaplaty było: a) miałeś w jakiejs firmie po znajomości i dostawałeś cokolwiek pod stołem b) dostałeś jakiekolwiek darmowe rzeczy (u mnie w przypadku odzieżówki mogliśmy sobie wybrać ubrania i materiały, które leżały w magazynie zakładu od lat) Pezynajmneij w noim przypadku (w przeciwieństwie 90% osob które były na praktykach) czegokolwiek mnie nauczono i wyszedłem z rzeczywistymi umiejętnościami (czego nie można powiedzieć o większości osób). A później się dziwią dlaczego nikt nie chce pracować w zawodzie jak wejscie do niego ma od najgorszej strony.
Już pomijając samą płatność za praktyki... W ogóle znalezienie praktyk jako nauczyciel graniczy z cudem. Jak chodziłam po liceach, to musiałam błagać dyrektorów, żeby łaskawie mnie przyjęli. Traktowali mnie jak robaka, który dokłada im dodatkowej roboty. Gościu, jedyne co masz zrobić, to powiedzieć "wyrażam zgodę" i postawić pieczątkę w trzech miejscach, czy naprawdę to tyle pracy? Nauczyciele tak samo - absolutnie nie chcą przyjmować praktykantów. Niby potrzeba nauczycieli przedmiotów ścisłych, ale na praktyki z informatyki i matematyki nikt nas nie weźmie xD Ostatecznie sama nic nie załatwiłam i musiałam prosić uczelnianego opiekuna praktyk, żeby wybłagała koleżanki pracujące w szkołach o przyjęcie mnie. Dodam, że na kierunku mam całe sześć osób, a liceów w mieście jest 58 :))), więc to nie jest tak, że w szkołach nie ma miejsc. Po prostu są leniwi.
@@funtecstudiovideos4102 może po prostu boją się pokazywać komuś swój sposób nauczania i zarządzania materiałami do zajęć :) bo się jeszcze okaże, że pracują na zasadzie "jakoś to będzie"
Ja na pielęgniarstwie uważam, że w szpitalu (na praktykach) jestem wykorzystywany jako tania siła robocza. Ja wiem, że toaleta ciała i zmiana pieluchomajtek wchodzi w zakres uprawnień pielęgniarskich, ale... to nie może być główna rzecz którą robimy. Jesteśmy wykorzystywani do 'brudnej roboty' pomijając inne kompetencje których nie kształcimy bo zmieniamy pampersy.
Mam koleżankę na tym kierunku, wiem o czym mowisz :/. I liczba godzin też jest kosmiczna, a personel szpitalny zwykle ma studentów w dupie. Jak macie się zatem uczyć zawodu w praktyce?
@@sennosc to też się zgadza, jest bardzo dużo godzin, a robota w kółko taka sama. Personel szpitalny - to zależy, nie chcę tu demonizować nikogo, bo to zależy od osoby, ale prawda jest taka, że nikt poza opiekunem praktyk nie dostaje wynagrodzenia za przyuczanie do zawodu więc dlaczego przeciętna pielęgniarka miałaby przerywać to co musi zrobić z racji tego, że pracuje i zajmować się studentami? To też jest dla mnie zrozumiałe, lecz jest to kwestia organizacyjna. Jak zatem mamy uczyć się zawodu? Wygląda na to, że prawdziwa nauka zaczyna się dopiero wtedy, kiedy zda się studia i zaczyna się pracować, O ILE zda się studia
mi akurat praktyki pielęgniarskie (na lekarskim) trafiły się bardzo dobrze, ale jak rozmawiałem ze swoimi znajomymi to niektórych jedynym zadaniem było pomóc pani kuchenkowej roznieść śniadanie i obiad pacjentom :/
Toaleta ciała i zmiana pieluchomajtek w szpitalu, w którym ja robiłem praktyki pielęgniarskie (po lekarskim) wchodziła praktycznie tylko w kompetencje salowych, pielęgniarki co najwyżej pomagały jak było trzeba, tak samo studenci. Niestety nasłuchałem się już opinii o innych miejscach, już nawet na innym oddziale w tym samym szpitalu nie pozwalali pobierać krwi praktycznie nikomu, a zajęcia polegały na chodzeniu za pielęgniarką w grupach i patrzeniu co robi, a to i tak dobrze w porównaniu z wieloma szpitalami
Ja mam wrażenie, że to chodzi ogólnie o traktowanie uczniów i studentów jak podludzi - i to nie tylko przez zakłady pracy chcące niewolników, ale ogólnie kulturowo. Pamiętam jak miałam bezpłatne praktyki w instytucji państwowej - akurat mi ich bezpłatność nie przeszkadzała bo faktycznie nie wykonywaliśmy żadnej pracy, tylko obserwację i szkolenia - to moja matka ciągle mówiła jak to powinniśmy być wdzięczni że możemy odbywać te praktyki i jaką nam łaskę robią. No właśnie. Bo przecież student to tylko przeszkadza, a zakład pracy to robi z dobroci serca, bo każdy wie, że DZISIEJSZA MŁODZIEŻ jest bezużyteczna i nie posiada żadnych umiejętności. Dopóki nie zmieni się to myślenie (a nie wiem czy to nadejdzie, wątpię), to nie zmieni się też większość patologii systemu edukacji.
Moja przygoda z praktykami: - uczę angielskiego - jestem na kierunku angielski + rosyjski - Elo czy mogę przeprowadzone w pracy z angielskim godziny wpisać sobie jako praktyki? - nie, musisz coś przetłumaczyć, najlepiej za darmo i w biurze - Aha, to się walcie Pozdrawiam :3 jak dobrze pójdzie dorobię się podpisu na piękne oczy. Brak szacunku dla człowieka i tyle. Praca z językiem? Praca z językiem. A jaka chuja was obchodzi.
No ale to przecież chodzi o to, żeby ludzi przyzwyczaić do przekraczania granic na rynku pracy. Bo szkoła ma wychować pracownika potulnego, który wykona zadanie i nie będzie zadawał za dużo pytań.
Rzeczywistość nie lubi próżni, a głupota ludzka jest nieskończona. Swoją drogą, kiedyś doszłam do takiego wniosku, że niewiele jest zjawisk bardziej kreatywnych od ludzkiej głupoty. To, co głupiego ludzie potrafią wymyślić, nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.
Pół biedy brak wynagrodzenia. Ja do swoich praktyk dopłacałem. Gdy byłem uczeniem technikum górniczego w moim mieście to mieliśmy praktyki na KGHM. Technikum nie załatwiło, żadnego transportu dla nas. Co więcej na sam szyb autem jechało się 30 min. Auta nie miałem więcej musiałem jechać pociągiem do innego miasta i iść z buta 20 min. Bo szkoła która nomem omen współpracowała z KGHM nie potrafiła nam załatwić biletów na autobus pracowniczy
Okres praktyk jest dla mnie najbardziej stresujący. Gdybym mogła rozciągnąć dobę z chęcią bym to zrobiła. Film w punkt, czekałam na niego:) Pozdrawiam wszystkich studentów, którzy muszą ogarnąć 960 h praktyk w ciągu 3 semestrów, i jeszcze muszą się utrzymać i znaleźć czas na pisanie pracy. Siły, wytrwałości i cierpliwości. Damy radę!
Nam kazano robić za darmo praktyki w szkole ucząc języków, podczas gdy dużo osób z grupy już od lat pracowało jako korepetytorzy i nauczyciele języków i nie można było tego zaliczyć jako zatrudnienie w szkole xD
Paranoja kompletna. W OGÓLE tego nie rozumiem, bo to jest karanie ludzi za inicjatywę i bycie do przodu z karierą, do której... praktyki mają przygotowywać histeryczny absurd
@@KrzysztofMMaj mało tego, chodziliśmy po szkołach prosząc potencjalną opiekunkę o przyjęcie nas na praktyki, żebyśmy mogli pracować za darmo za nią 🤣🤣🤣
Na 4 roku architektury wymagane są trzy prawie czteromiesięczne praktyki w biurze projektowym, pełny wymiar godzin, zakres obowiązków jak na "normalnym" stanowisku, ale jakiegokolwiek wynagrodzenia. A jak szukasz praktyk za granicą to nie dość, że to wynagrodzenie dostaniesz to jeszcze uczelnia sypnie groszem na zapomogę. Niestety moją przyjaciółkę spotkała przykra sytuacja, gdzie jej szef na praktykach kradnie jej prace, rysunki i projekty, podpisując się własnym nazwiskiem, nie dając żadnej adnotacji o jej włożonej pracy. Kpina.
niestety tak jest też w "normalnej" pracy w firmie - przynajmniej ja w każdej umowie miałam zapis, że wszystkie moje pomysły i innowacje będą należeć do firmy.
A tak, tak, na praktykach w technikum myłem metalowe regały acetonem o 7 rano, zawód technik teleinformatyk - po rozmowie z opiekunem praktyk w szkole że to jest żart bylem na zakładzie traktowany jak 60-tka i kierownik miał do mnie pretensje
Praktyki psychologiczne to najgorszy żart chyba ze wszystkich. 700-900 godzin w przeciągu 5 lat do zaliczenia. Większość ośrodków, w których można zrobić za darmo praktyki urzęduje w godzinach 8-15 pon-pt. Jeśli nie masz możliwości odbycia tam praktyk bo np. pracujesz to jest cały rynek gdzie za parę tysięcy możesz wykupić szkolenia, które zaliczą Ci praktyki. I oczywiście tam gdzie płacisz traktują Cię jak króla, a tam gdzie jesteś za darmo - kręcisz się jak smród po gaciach, bo nikomu się nie chce nauczać praktykantów. Jeśli ktoś ma pozytywne doświadczenia z szukania praktyk i odbywaniu ich, naprawdę zazdroszczę.
Dodajmy do tego fakt wynikający z ograniczenia czynnikiem ludzkim. Siłą rzeczy, student psychologii nie może uczestniczyć w sesjach terapeutycznych z uwagi na komfort klientów, ale opiekun praktyk też sam z siebie nie będzie uczył studenta. Jasne, można wybrać miejsce, gdzie wymagany jest psycholog, a które nie jest stricte placówką psychologiczną, np. MOPS. Problem w tym, że gdy jeszcze próbowałem studiować psychologię i poszukiwałem praktyk, żadne z miejsc, do których dzwoniłem nie miało zatrudnionego psychologa, chociaż powinno...
Miejsce akcji: Prawo, pewien zaszczytny, szacowny i przedwieczny Uniwersytet. Praktyki w sądzie rejonowym (ale nie w mieście Uniwersytetu). Czas akcji: słusznie miniony. 6h dziennie noszenia akt i wypełniania dat wymagalności w formularzach nakazów zapłaty*. Jak dzienny utarg nakazów się zgadzał, to można było łaskawie pójść na rozprawę posłuchać i zrobić notatki. Kurtyna. * sąd tonął we wnioskach o nakazy zapłaty w postępowaniu upominawczym za nieopłacone bilety autobusowe.
Ba, powiem więcej. W ramach praktyk kierunku lekarskiego zdarza się, że niektóre szpitale każą płacić praktykantom za chwalebną możliwość zapier.....dzielania miesiąc za darmo. To jest dopiero zachęta!!! edit: widzę że temat poruszony. Ucieszon :)))))))
Na 3 roku mieliśmy zrobić 720h praktyk. Branża hotelarska. Ja robiłem to rok bo oficjalny czas na te praktyki (6 semestr, nie mieliśmy wtedy zajęć) nie zdążyłabym z tymi 720h, a i tak gość nam powiedział że jak już ktoś pracuje w branży to godziny może sobie do tego podliczyć. 720h to jest ok 5 miesięcy. 5 miesięcy bez pensji, gdzie w tym wieku student już ma jakieś wydatki - akademik, nwm JEDZENIE MOŻE? , samochód etc. Mi udało się podpiąć praktyki do firmy gdzie pracowałem i miałem 2w1. Nie dałem się zrobić w ch00ja żeby robić pół roku za darmo
720? niektore uczelnie to nieźle śrubują te godziny, ja mialem 160h co prawde na innym kierunku, ale wydaje mi się że to wystarczy dla znacznej wiekszosci, 4 tyg po 8 godz
Trzeba wziąć pod uwagę jedno. Praktykując za darmo, staramy się robić jak najmniej. I akceptuje to praktykant, jak i zakład pracy. Gdy otrzymuje pieniądze, to zadaje się praktykantowi poważniejsze rzeczy które przyniosą korzyść zakładowi. A sam praktykant przykłada się do pracy.
Najbardziej prozaiczny ciąg logiczny, a i tak wielu ludziom ciężko to zrozumieć, że za darmo to nikt nie chce pracować i nikt nie będzie szanował takiego "pracownika" 😅
Potwierdzam, ja na praktykach grałam głównie w Slay the Spire. Polecam gierkę... no ale dostawałam takie zadania jak np. Zrób foldery xyz z pliku w Wordzie. To sobie odpaliłam tutorial jak automatycznie utworzyć foldery xD i się zrobiły same. PS. No ale żeby nie było tak wesoło to miałam moralniaka, że dostaję takie gówno zadania. Moja samoocena wtedy spadła, bo miałam nadzieję, że na praktykach się czegoś nauczę 😢 a nie dość, że się nie nauczyłam to wiedziałam więcej o programach od juniorki, która się miała mną opiekować.
@@elenetari5301 Widzisz, ja na swoich praktykach technicznych w jeden dzień zamiatałem podłogi, a przez resztę czasu chodziło się na stołówkę... pić kawę, herbatę i jeść śniadanie. Po śniadaniu szło się do domu. Bo opiekun praktyk nie chciał abyśmy przeszkadzali na terenie firmy. Dzisiaj to ja stałem się opiekunem praktyk w zakładzie pracy i podjąłem decyzję, że nie chcę aby moi podopieczni zmarnowali miesiąc tak jak mi zmarnowali miesiąc praktyk. Daję im zajęcia takie jakie sam musiałbym robić, a jak wykazują mniejszą wiedzą to daje im zajęcia aby coś stworzyli co będzie użyteczne dla nich i dla mnie. Nie którzy praktykanci chcą aby w kolejnym roku znowu mieć praktyki u mnie.
Uwielbiam ten kanał, to miejsce gdzie mogę poczuć się zrozumiana. Moja rodzina strasznie mi wytyka, że rzuciłam szkołę… Ale ja tam po prostu czułam się źle. Uważam, że mogę uczyć się i zdobyć doświadczenie którego potrzebuje na własną rękę. Dziękuje za to. (Nie namawiam nikogo do rzucenia szkoły, to bardzo bardzo indywidualne decyzje) I odnośnie moich praktyk i mojej siostry anegdotka: Chodziłam do klasy logistycznej i miałam odbywać praktyki w 2 jak i 3 klasie. Akurat pierwsze praktyki wypadły mi w pandemie, wiec spędziłam ten czas w domu nie robiąc nic. Dostałam ocenę 4 od miejsca które miało dać mi praktyki, choć to oni zabronili nam przychodzić mówiąc, że i tak nie ma nic do roboty. (Szkoda, że tego nie powiedzieli jak się zapisywałyśmy z koleżankami) dali nam jedynie prezentacje z BHP pracy na ponad 100stron i mówili, że naszym jedynym zadaniem jest to przeczytać. Kolejne praktyki były w Jysk. Miło wspominam dzięki miłym pracownikom, ale brakowało mi pieniędzy w tamtym czasie i bardzo pomocne by było dostać choćby kilka groszy. Moja siostra zaś jest w zawodówce i trafiła na niemiłych ludzi w pracy. Wszystko pod górkę. Masa stresu.Nie pozwalali jej nawet mieć przerwy i pracownice które miały pomoc mojej siostrę zrozumieć swój zawód, lub chociażby być normalnym człowiekiem, wykorzystywały jej wrażliwość żeby ją zmuszać do zadań, których same nie maja ochoty wykonywać. Czego ma to nas uczyć? Tego, że pracodawca ma nas gdzieś ? Bo nie do końca łapie czego to uczy. O logistyce w pierwszym roku nie dowiedziałam się nic, w drugim co nie co.
Niestety to wszystko prawda... Byłam studentką Fizjoterapii i 950h czyli pół roku praktyk i nikt Nam za to nie płacił. Długo nie mogłam się z tym pogodzić, bo poszłam na studia niestacjonarne, żeby pracować i zarobić na te studia. Ale nikogo to nie obchodziło... Smutne ale prawdziwe
Niestety zaoczne na fizjo to masakra jeżeli się nie ma znajomości lub nie pracuje jako masażysta. Tak to można sobie w robocie praktyki podpisywać. Jeżeli się pracuje w szpitalu lub w przychodni, w której jest oddział dzienny to nawet kliniczne przejdą. Ale jak się robi w zwykłej przychodni to ciul, na ostatnim roku jest do odbębnienia ponad 500h praktyk. I teraz albo rzucasz robotę na kilka miesięcy, albo masz znajomości w szpitalu i ktoś ci klepnie podpis.
Studenci fizjoterapii praktyki rozpoczynają od pierwszego roku studiów, przy czym na piątym roku poza przygotowaniami do obrony (czy teraz do egzaminu PEF) w zasadzie 6 miesięcy ciągiem uczęszcza się na praktyki. Zgodnie z dziennikiem w ciągu 5 lat do odpracowania jest około 1800h praktyk bez wynagrodzenia. Łatwo policzyć że 5 lat studiów zawiera w sobie cały rok pracy w wymiarze pełnego etatu "pro publico bono" gdzie już po trzecim roku jest to często praca na równi z normalnymi pracownikami. I nie ma z tego nic, za to samemu trzeba dojechać, ogarnąć sobie jedzenie, ubrania medyczne (wymagane przez szpitale) kupujesz we własnym zakresie... a po wszystkim idziesz do innej pracy żeby zarobić na to żeby się utrzymać o ile nie masz dzianych rodziców,
@@KrzysztofMMaj proszę wybaczyć, pamięć mnie zawiodła jednak 1650 h bo odkopałem dzienniczek praktyk wśród moich "pamiątek po studiach" i sprawdziłem dokładnie żeby nie okazało się że sieję ferment bez powodu 😅 niemniej uczelnia narzucała placówki i terminy gdzie się odbywało praktyki więc obskoczylo się prawie wszystkie szpitale w Krakowie i obowiązkowo parę tygodni jeżdżenia do Krzeszowic.
Obrony i PEF. Na szczęście PEF wycofano, bo ja na swojej uczelni bym się zastrzeliła, szykując się do egzaminu wewnętrznego, obrony i jeszcze PEF. Na szczęście obronę mam już za sobą. Ale godzin jest naprawdę dużo...
@@natuchna2416 byłem pierwszym rocznikiem który miał zdawać PEF ale w ostatniej chwili odwołali z narracją, że to w sumie bez sensu żeby jednocześnie bronić pracy magisterskiej i zdawać państwowy egzamin skoro np. lekarze którzy mają państwowy nie muszą pisać magisterki, w związku z tym kolejne roczniki mialy mieć PEF bez wcześniejszej obrony magisterki. Ostatecznie nie wiem na czym stanęło bo tematu nie śledziłem.
19:02 ale od dawna wiadomo chociaż przez pocztę pantoflową że warunki powtarzanie zajęć czy egzaminów etc to są właśnie back up plan budżetowy. A np WUM slynal z tego że właśnie w budżecie podobno mieli wplanowane ile trzeba ludzi oblać np z anatomii aby w pełni nie zbankrutować. XD
To nie był WUM a GUMed, akurat co jak co, ale na WUMie na pierwszym roku nie ma możliwości warunku, więc jak nie zdasz anatomii to wylatujesz. I mogę też wiele powiedzieć złego o tej uczelni i jej aferach, ale na pewno nie to, że uwalała specjalnie studentów, żeby na nich zarobić
W technikum rachunkowości mielimy praktyki w sklepie i dosłownie paliliśmy fv w piecu. Na tym polegała nasza praktyka 😅 i jedyny kontakt z dokumentami rachunkowymi.
No i błąd w rozumowaniu. Palenie FV w piecu to tzw. brakowanie dokumentów, czyli niszczenie niepotrzebnej już dokumentacji, np. z powodu przedawnienia zobowiązań podatkowych.
Aż z ciekawości sprawdziłem jak wygląda regulamin praktyk u mnie na uczelni. Dotyczyć mnie to będzie co prawda za rok, ale dobrze wiedzieć, że fuw jak zwykle na plus.
Praktyki na budownictwie są najgorsze. W wielu firmach to standard pracować po 10h i wymagają od tego innych nawet nie płacąc. Znam sytuację że cały zespół miał zamawiane obiady regeneracyjne na budowe po za praktykantem bo to gorszy sort i niech na budowie więcej a może czegoś się nauczy. Oczywiście opiekun praktyk to tylko na papierze, brak jakiego kolwiek zainteresowania na przekazywaniu wiedzy.
Moja koleżanka na studiach pracowała w miejscu, w którym mogła śmiało robić praktyki, ale opiekunka jej zabroniła, jak się dowiedziała, że byłoby to w ramach jej etatu i by zarabiała 🤡 a mówimy o dziewczynie, która była sierotą i sama się utrzymywała na studiach. A prawo KULu nie jest dla słabeuszy
a ja też jestem na polibudzie i nie dostałem. Powiem więcej byłem z koleżanką w tej samej firmie na praktykach, ona dostała zapłatę a ja :koszyk upominkowy"
Tylko to wygląda tak że są u nas od kilku lat organizowane projekty unijne przez które można pójść na płatne praktyki w formie stażu i od razu nam powiedział profesor od praktyk by iść do biura karier studenckich gdzie jest organizowany ten projekt i przez nie zorganizować sobie praktyki jak zrobiłem
W drugiej klasie technikum ekonomicznym miałem praktyki. Całą klasę wrzucali w różne miejsca. Niektórzy trafili do biur rachunkowych (czyli najlepiej), a ja trafiłem do szpitala, gdzie robiłem archiwizacje dokumentów. Robota której można nauczyć kogoś w 15 minut. Razem z 1 chłopakiem zrobiliśmy kilka oddziałów (chyba 2 i trochę innego). Plusem było to, że nie kazali nam tam siedzieć po 8h, tylko po 4h. W trzeciej klasie miałem już praktyki w biurze rachunkowym, ale tylko 2 tygodnie. Biuro dosłownie otworzyło się ponownie chwilę po pewnym wirusie. Przez to księgowe nie miały czasu czegokolwiek mi pokazać. Przez prawie całe 2 tygodnie układałem dokumenty w teczkach lub różne faktury chronologicznie. Raz usiadłem do komputera na 3 godziny, aby poksięgować, oraz raz przez 1 godzinę księgowa pokazała mi jak się wysyła dokumenty do ZUS'u.
Praktyki załatwiłem sobie w firmie, która nie wymagała tego, żebym na owe praktyki przychodził. Skoro system chciał mnie dymać na darmowe praktyki, to ja stwierdziłem, że ten system wydymam i nie będę za darmo robił. Po studiach poszedłem pracować do tej firmy na etat. Miałem "praktyki" w postaci umowy o pracę na czas określony i jeszcze mi za to płacili
Ja miałem na studiach fajne praktyki. Spędziłem (chyba) miesiąc z żoną w innym instytucie robiąc badania. Nawet uczelnia załatwiła akademik. Fajnie to wspominam. Może to jest jakieś rozsądne podejście? Spróbować rozliczyć badania na uczelni (z kimś rozsądnym?) jako praktyki? Skoro i tak jest źle i mało te praktyki wnoszą, to może chociaż dobrze mieć z tego jakąs fajną publikację?
Bardzo dobry pomysł!!! Wprawdzie mocno akademicki, bo tego nie ogarniemy w technikach i szkołach zawodowych, ale dla części kierunków studiów rozwiazuje problem niewątpliwie
@@KrzysztofMMaj Dodam jeszcze, że można też spróbować sobie ogarnąć indywidualny tok studiów. Wtedy można jakoś zarządzać zajęciami. Fakt, nie jest to rada dla każdego, ale mało kto wie, że to może być też opcja.
Tak już jest podobno w liniach lotniczych, gdzie młody pilot, by wylatać odpowiednią ilość godzin na dużych maszynach musi najpierw sam niejako "dorzucać do interesu". Kanał Arte zrobił kiedyś o tym reportaż, co ciekawe polski LOT był jedną z wiodących firm.
U dietetyków to samo... Ewentualnie "dobrowolna" darowizna na szpital jak nie ma wprost napisane o wynagrodzeniu za odbycie praktyki (wynagrodzeniu dla szpitala oczywiście) :)
No tak, bo dla szpitala taki praktykant to najczęściej tylko koszt, bo zużywa więcej materiałów, zajmuje czas innym pracownikom itp. A szpital nic z tego nie ma, bo zazwyczaj praktykant i tak później pójdzie pracować gdzieś indziej. Ale to uczelnia powinna zapewniać praktyki i płacić, a nie praktykant.
Szpital nic nie ma z praktykantów? XD w każdym szpitalu (nieważne czy powiatowym, czy uniwersyteckim) praktykant=darmowa sekretarka medyczna. Na swoich pierwszych praktykach musieliśmy obrobić dokumentację medyczną Z CAŁEGO ROKU dla oddziału, pod groźbą niezaliczenia praktyk xD na wyższym etapie rozwoju studenckiego dochodziło jeszcze wpisywanie w kąkuter obserwacji całego oddziału. Doliczmy do tego wykonywanie pracy salowych/opiekunów med. - zawożenie pacjentów na badania, latanie z probówkami po szpitalu itd... koszt "utrzymania" to rękawiczki i trochę więcej zużytego płynu dezynfekującego. Może jakieś wdzianko jałowe na blok, jak ordynator łaskawie pozwoli coś zobaczyć. Oprócz tego zdaje się, że uczelnia płaci jakiś tam haracz za porozumienie ze szpitalem (aczkolwiek tego nie jestem do końca pewna). Śmiem twierdzić, że jedynymi tracącymi w tym układzie to praktykanci...
Na politechnice śląskiej na informatyce te 15 lat temu jak studiowałem, to mało kto szedł na praktyki. Po 3 roku około 80% roku było zwolnione z nich bo już pracowało w zawodzie. Teraz na pewno jest ciężej, el dorado w branży się skończyło dla juniorów.
U mnie (na UJ) było podobnie. Większość osób pracowała już po drugim roku, więc kiedy na koniec trzeciego roku trzeba było mieć zaliczone praktyki, to każdy po prostu brał papierek, żeby mu podpisali w pracy i tyle.
Jestem na pierwszym roku studiów pielęgniarskich, pomijając to że dopiero dzisiaj miałem czas by móc w ogóle ten odcinek przesłuchać, to dodatkowo to, czego nas uczą jak powinno to wyglądać w szpitalach, a jakie są realia polskich szpitali to dosłownie dwa przeciwne końce
Już się kiedyś chwaliłam tutaj, że robiłam obowiązkowe a bezpłatne praktyki tłumaczeniowe w Muzeum Manggha. Było to na III roku studiów licencjackich - praca licencjacka napisze się sama, zapierdzielaj dzień w dzień na zajęcia, a praktyki zróbcie sobie najlepiej w wakacje... kiedy chcielibyście iść do jakiejkolwiek pracy i odłożyć parę groszy, bo nikt nie chce zatrudniać studentów dziennych, może poza fast-foodami, gdzie zaharujesz się na śmierć na umowie zlecenie za najniższą krajową. Jak te praktyki wyglądały już pisałam i nie chcę nawet wracać do tego pamięcią. Bardziej byłam na nich stratna, bo nie nauczyłam się niczego, bilet na transport z mojej rodzinnej wioski do Krakowa wynosił 12 cebulionów w jedną stronę (teraz ta kwota dodatkowo wzrosła), a nawet nie raczono wymienić mnie w bibliografii tłumaczonego dzieła. Nawet w jakimś zbiorczym podziękowaniu dla studentów praktykantów, bo to oni właśnie musieli to tłumaczyć. Za darmo. Dlatego nawet mnie już nie zdziwiło, że na II roku studiów magisterskich (ten sam kierunek i uczelnia) znów mamy obowiązkowe bezpłatne praktyki studenckie... Tylko po jaką cholerę, skoro dokładnie to samo zrobiłam te 2 lata wcześniej? Jeszcze żeby na tych praktykach zapoznawano nas z oprogramowaniami dla tłumaczy, pozwalano nam nawiązywać kontakty w środowisku, albo asystować przy tłumaczeniu ustnym... Nie, masz tu mailem teksty, przetłumacz w wordzie i do widzenia xDD
(pisane przed zapoznaniem się z całością) Studiuję na uczelni technicznej i w tym roku dane mi było doznać rozkoszy praktyk. Dałem radę się dostać, nawet w lepsze z mojej perspektywy miejsce niżbym mógł się do tego czasu spodziewać. Wszystko fajnie- nowoczesne labo, "praca" pod nadzorem wykwalifikowanej kadry i poznanie podstaw działania komercyjnej placówki badawczej. Jedyne "niefajnie", jakie tylko mi naprawdę przeszkadzało, to brak jakiejkolwiek wypłaty. Dlaczego za darmo mam przeznaczać pełen etat na "rozwój i zdobywanie doświadczenia w renomowanej placówce", skoro pracownicy tam non-stop narzekali na bycie zawalonymi robotą? Skoro placówka tak bardzo się chwali sprzętami za miliony monet, ale szkoda im przeznaczyć parę tysięcy na uczciwe wypłaty dla WYKWALIFIKOWANYCH praktykantów(co jak co, na chemii jednak się czegoś uczymy), to co to mówi o tej placówce? Skoro na początku identyczną wypłatę będzie się otrzymywać za kasą, przy grabieniu liści i w call center, to po co męczyć się ze zdrewniałymi profesorami, nieintuicyjną biurokracją i przede wszystkim wąskimi naukowymi tematami? Pokazuje to według mnie tylko tyle, że placówki naukowe i bardziej przyziemne spółki traktują pracownika dokładnie tak samo- bierz najniższą i się od nas od*****ol, bo zamiast pracować na chwałę firmy wykłócasz się o jakieś pierdoły. Inna kwestia- teoretycznie nie muszę pracować, mam ten komfort, że rodzina popiera moje studiowanie i gdybym tej pracy nie miał, zapewniliby mi pokrycie wszelkich podstawowych potrzeb. Jak jednak sytuacja się ma w przypadku osób nieposiadających tak wygodnej sytuacji? Chyba nikt o zdrowych zmysłach nie łudzi się, że miesiąc bez zarobku pozostawia ich w pozycji godnej pożałowania. Pokrycie kosztów życia w trakcie odbywania praktyk bez zewnętrznej pomocy przy zachowaniu zdrowych ilości snu, odpoczynku czy rozwoju pasji nie jest w takiej sytuacji możliwe. Ale co ja tam będę narzekał- szanowni profesorowie twierdzą, że student w czasie studiów nie powinien podejmować pracy zarobkowej.
jeśli chodzi o brak wynagrodzenia 2:16 byłem swego czasu na praktykach w firmie która obchodziła to w ciekawy sposób mianowicie wynagrodzenie wypłacano nam jako "prywatną dotacje na rozwój osobisty w ramach współpracy ze spółką" dzięki czemu uczniowie pracujący nawet na tak chorych umowach ze szkół mogli legalnie otrzymywać pieniądze. Z tego co wiem nikt nadal nie przyczepił się do takiego tłumaczenia
Uniwersytet Pomorski w Słupsku (jeszcze rok temu Akademia) kierunek Socjologia ze ścieżką kryminologia i socjokogia penitencjarna. Wszyscy mówią "tak praktyki w policji albo w areszcie 100% legit no scam". Albo i u kuratora rodzinnego. Skończyło się na praktykach na świetlicy dla dzieci i młodzieży w wieku 5-14. Nie związane z kierunkiem, mieliśmy robić z tymi dziećmi jakieś zajęcia plastyczne xdd
Właśnie dlatego nie należy ufać reklamom kierunków studiów i weryfikować wszystko u studentów. Coraz bardziej skłaniam się ku myśli, że potrzebujemy apki w rodzaju TripAdvisor, tylko dla kierunków studiów
chyba miałam szczęście, bo na medycznym uczelnia ogarniała praktyki, były normalnie wpisane w plan zajęć, a później na wydzile historii zaliczono mi pracę w zawodzie za praktyki ❤️ Just for fun (i networking) poszłam na dodatkowe praktyki i było super, poznałam szczegóły pracy każdego działu
Na moich zaocznych studiach też były obowiązkowe, bezpłatne praktyki. Ludzie albo brali urlop na ten czas albo załatwiali sobie papierek, miałam praktyki w urzędzie miasta i przychodziłam na kilka godzin dziennie żeby doświadczyć tej pracy- błąd. Traktowali mnie jak problem, przez te kilka godzin albo wypisywałam zwrotki albo kserowałam dokumenty, super przyuczenie 😅
Na Uniwersytecie Zielonogórskim wykładał prof. dr hab. inż. R.R. który twierdził, że studenci mają się uczyć a nie pracować. Kończyło się to powtarzaniem przedmiotu nawet jeżeli miało się z niego "zalkę"
Uwielbiam studiować, naprawdę, robię teraz drugi kierunek (oba zaocznie) i prawdopodobnie nie ostatni, ale praktyki to coś czego szczerze nienawidzę. Oczywiście darmowe bo jak by inaczej, przecież mój czas nie jest ważny, a co tam dopiero odpoczynek. Podczas studiowania na Uniwersytecie Papieskim pedagogiki, miałam po 112 h godzin praktyk przez 3 semestry, zajęcia w każdy piątek i sobotę, oraz prace na pełen etat w szpitalu. Rekordowo ciągnęłam przez 16 dni na przemian praktyki/dyżury po 12 h/ studia +naukę bo zaraz sesja, zanim mój organizm się zbuntował i rozchorowałam się na tyle że nie byłam w stanie wyjść z domu. Wspomnę też o tym że nie pozwolono mi przychodzić na 8 h, tylko na 6 h bo taki kaprys miała dyrektorka jednego z ośrodków, więc to się dość długo ciągnęło. Aktualnie znów musze ogarnąć praktyki, tym razem w wymiarze 120 h na semestr, gdzie już nie pracuje w trybie zmianowym, tylko jak większość ludzi po 8 h dziennie pon-pt, i chyba będę musiała zostać osobą bezrobotną na miesiąc, albo szybko zmienić pracę na tryb zmianowy znów, bo fizycznie nie będę mieć jak zrobić tych praktyk. XD. Nie mówiąc już o tym że samo szukanie zajmuje dużo czasu, bo mało kto chce studentów brać na praktyki, a co dopiero pokazywać im coś sensownego. Patologia po prostu. A też wynajmuje mieszkanie w Krakowie, wszystko drogie w chuj, no nic tylko się popłakać. Ps: Dodam też że np: w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie osoby spoza listy uczelni musiały płacić za odbywanie praktyk. Nie pamiętam kiedy to było, może w 2021 r? Dziewczyna robiła praktyki na opiekuna medycznego, czyli ciężki zapierdziel, a dodatkowo musiała płacić szpitalowi po 9 zł za dzień bycia na oddziale. :)
W tym roku, ale również poprzednim miałam problem ze znalezieniem praktyk jako analityk chemiczny. Nie dotyczyło to jedynie mnie, ale także moich kolegów z roku. Znalezienie bezpłatnych praktyk było cudem, nie mówiąc o stażach za marne grosze, trwających od 3 do 6 miesięcy... tylko po to, żeby zaliczyć łącznie maksymalnie półtora miesiąca praktyk na moim kierunku. Mi ostatecznie udało się trafić do miejsca, gdzie zdawali sobie sprawę z tego, że jestem tam za darmo, więc podchodzili do mnie na luzie jak do człowieka. Mogłam się uczyć tego co robili i jak, zatem sporo z tego wyniosłam, jedynie poza wynagrodzeniem, a w pewnym momencie robiłam niemalże wszystko jak zwykły pracownik. Szczęśliwie problemów nie miałam tam, ale musiałam wysiedzieć ile uczelnia chciała i część moich wakacji na tym minęła.
Najgorsze właśnie jest to zmuszanie do wyrabiania całego etatu, jak już człowiekowi w ogóle uda się te praktyki znaleźć... bo jaką ma się alternatywę? Przecież człowiek nie zrezygnuje
Taka ciekawstka. Kilka lat temu w moim korpo była rozmowa o tym, żeby zacząć płacić za praktyki, bo inni zaczali płacić i trzeba było walczyć o studentów.
Chyba 5 lat temu, kiedy uczęszczałem jeszcze do ZSKEN w poznaniu, do technikum na kierunku mechanicznym i odbywałem praktyki w firmie produkującej części do przyczepek, siedziałem 6h dziennie na linii produkcyjnej z narzuconą dzienną normą wydajnościową i jak ten świstak co zawijał w sreberka, przekładałem blachę, uderzałem prasą, powtórz i od nowa. Oczywiście nie było mowy o wynagrodzeniu za praktyki mimo tego że byliśmy pełnoletni i pracowaliśmy na 3/4 etatu na normalnej produkcji w fabryce. Z zazdrością za to łypaliśmy na kolegów którzy odbywali praktyki w np Cegielskim i dostawali normalnie, biedne bo biedne, ale jednak tygodniówki, więc chociaż na obiad w okienku im starczało i nie musieli prosić o jakieś kieszonkowe czy coś takiego
Jako obecnie uczeń 5 klasy technikum w wielu kwestiach się zgadzam. Zawsze jakaś symboliczna płaca, by się przydała. Ciekawe jest to, że u mnie w technikum były umowy do podpisania w sprawie praktyk, to normalnie mieliśmy podany zakres obowiązków, pomimo braku wynagrodzenia. Rzeczywistość akurat wygląda odmiennie, z reguły przyuczaliśmy się do zawodu, pomagaliśmy przy drobnych pracach, lub słuchaliśmy o np. maszynach, które są na zakładzie, co robią, jak działają etc. Ale też sporo czasu to był po prostu czas wolny i fajnie, bo nie było parcia i zapieprzania jak w szkole, ale z drugiej jak już tam jestem to też bym chciał się czegoś nauczyć i wykorzystać ten czas, na ile się da. Tak na prawdę, to miałem przez to wakacje już w maju, kiedy zacząłem praktyki XD.
Well. Miałem to szczęście na studiach trafić do ogarniętych ludzi na praktyki, którzy też rozumieli, że ja sobie normalnie pracuję poza dupogodzinami, a jednocześnie tak fajnie tłumaczyli i takie zlecenia dawali, że człowiek zostawał dłużej niż musiał. Kiedyś mi się śniło, że przewodząca wydziału karnego sądu oraz prokurator pisali mi 8 lub 12 godzin zamiast 2, jakie tam realnie spędzałem. Jak chciałbym, żeby to była prawda :/
Żeby łatwo podsumować film napiszę tylko tyle. Będąc studentem ostatniego roku, oraz pracując 50h tygodniowo pierwszy raz w życiu doświadczyłem czym jest głód...
Z czego słyszałem to jest jedyna zaleta telewizji publicznej - płacili za praktyki podczas gdy inne, bardzo popularne stacje telewizyjne kazały sobie płacić za przyjęcie praktykantów :>
Poruszyłeś bardzo ciekawy temat. Osobiście byłem na szeregu praktyk. Zarówno w technikum (geologia) jak i na studiach. W technikum tak się złożyło, że dostępne były praktyki obowiązkowe ( bezpłatne w zakładzie pracy ) oraz nieobowiązkowe, gdzie otrzymywałeś minimalną krajową + munsztrunek. Praktyki obowiązkowe w zakładzie pracy - pierwszy tydzień, papierologia i przyspieszony kurs ( w sensie macie kartkę i podpiszcie, że kurs ukończony) z wellogingu i geologingu a reszta czasu to zeszlifowywanie napisów ze skrzynek. Przynajmniej wyżywienie mieliśmy. Praktyki w kopalni 1, faktycznie wykonywaliśmy robotę i dużo się nauczyłem, praktyki w kopalni 2, cały miesiąc na tyłku, bo bali się nas gdziekolwiek wprowadzić. Praktyki na studiach to jakiś żart. Praktyki ( wyjazdy terenowe ) zajmowały pół wakacji, oczywiście wszystkie koszty pokryjcie sami (praktyki nad morzem, w miejscowości turystycznej potem w Sudetach a potem w Tatrach). Przez same praktyki musiałem odrzucić przysłaną mi ofertę pracy, bo wyjazdy terenowe są obowiązkowe, nie można ich niczym zastąpić. Czemu zakłady biorą praktykantów za darmo/za opłatą? Oficjalna wersja jest taka, pomijając sam fakt umów, że do tej pory istniał fundusz dla firm zatrudniających praktykantów. Za każdego praktykanta firma mogła ubiegać się o odszkodowanie. Teraz tego funduszu nie ma i forma traci podwójnie, bo praktykant nie może wykonywać pracy jak pracownik a dodatkowo ktoś musi zostać oddelegowany do opieki nad nimi. Na studiach oficjalna wersja jest taka, że student nie może brać pieniędzy za praktyki, ponieważ uczelnia nie ponosi wtedy za niego odpowiedzialności. Na jakiej podstawie tak twierdzą to nie wiem.
Więc w skrócie. Firmy nie chcą brać praktykantów, bo podwójnie tracą. Nie zwalnia ich to z obowiązku przeprowadzenia faktycznych praktyk a nie przechowalni dla praktykantów. Uniwersytety boją się odpowiedzialności i zasłaniają się pokrętną logiką, że pracownik za darmo = który w razie czego nie sprawi problemów uczelni. Uczelnie mają generalnie gdzieś sprawy uczniów. Praktyki mają być tu a uczelnia nie ma z czego zapewnić kosztów... czegokolwiek
Czas na moją opowieść o patologii i polskim szkodnictwie. Na studiach jak robiłem magisterkę z chemii było wymagane ileś tam godzin praktyk, "OPIEKUN" powiedział tak:"Zróbcie praktyki, byleby nie było to sprzedawanie biletów w MZK". Robiłem "praktyki"(niewolnicze wypełnianie rozkazów szefuncia) - przepisywałem z teczek na kompa informacje zawarte w papierowych teczkach, nawet raz gościu powiedział:"Heh krzysiek, może zaparzysz nam kawę". Na innych praktykach było podobnie, "nie tykajcie nic, bo nic nie umiecie" - niezły sposób na naukę i wymaganie później doświadczenia zawodowego. Jedziemy dalej - Patola podyplomówek, mam z nauczycielstwa i dietetyki klinicznej. Właściwie dopóki płacisz to masz papier i zalki. Uczelnie prywatne to największa patola jaką widziałem, zamiast mówić o tym jak być nauczycielem, jakie masz prawa, co wolno, a czego nie wolno, jakie są techniki nauczania to na koniec miałem test i jedno z pytań - kto założył nurt pedagogiki chrześcijańskiej i w którym wieku. Teraz jestem na Fizjoterapii zaocznej i bardzo chce zostać fizjoterapeutą, ale te studia nie uczą, one robią z Ciebie idiotę i sprawdzają Twój poziom wytrzymałości na wszystkie debilizmy jakie są na tej "uczelni". Nikogo nie obchodzi gdzie zrobisz praktyki, a jak już to za frajer robisz najgorsze gówna żeby tylko ktoś przybił pieczątkę. TO nie nauka, to WYKORZYSTYWANIE praktykantów do robienia rzeczy, których im się nie chce robić.(i to jeszcze za darmo). "Zajęcia"? Uczelnia leci w kulki i wpisuje duża liczbę godzin jako "samokształcenie" i mają z głowy. Oprócz czesnego wymagają "opłat za materiały"(dodatkowo) gdzie na zajęciach nie ma..... materiałów i musimy kupować sami. Przedmioty? chyba z 26 na pierwszym roku, nie mające nic wspólnego z fizjoterapią. Niektóre nawet się nie odbyły i tak masz piątki bo płacisz. 150 godzin angielskiego w porównaniu do....... 8 godzin masażu i 8 godzin diagnostyki funkcjonalnej na całe studia. Ale za to jest 60 godzin tańców, zabaw w berka i robienia z siebie debila za kasę którą płacisz. Jestem bezsilny, sam nie zniszcze tego systemu, a chciałbym.
24:40 dokładnie. Na praktykach właśnie miałem takie "huh ale o tym mówili nam na zajęciach teoretycznych" (mieliśmy oddzielne lekcje na teorię i praktykę)
Najwazniejszy jest efekt tego kuriozum. Moja przyjaciółka konczac studia prawnicze na UZ (stosunkowo mały rynek) ma swiadomosc, ze nie chce otwierac wlasnej dzialalnosci, wiec po prostu nie dostanie pracy w zawodzie. Po rozeznaniu w wieeelu kancelariach, dowiedziala sie, ze nie oplaca im sie zatrudniac pracownika, bo mogą wziac 2 czy 3 studentow za darmo, ktorzy zrobią tą samą robote i beda wdzięczni za podbicie dokumentow dla uczelni. Absurd.
AGH pod względem wynagradzania za praktyki, też jest na równym stopniu co te co zostały wymienione. Ja miałem praktyki z WMNu w Telefonice Kable i zamiast się dowiadywać czegoś fajnego i przydatnego to pierwszego dnia obejrzeliśmy maszyny, a potem przez 2 tygodnie segregowaliśmy ciągadła do drutów. Poprzednia ekipa natomiast, segregowała papiery w biurze. Super praktyki, takie rozwojowe :).
@@KrzysztofMMaj Niestety, jak chodzi o praktyki to myślę, że żadna z polskich uczelni nie ogarnia PŁACY za te praktyki. Nawet jak przyjmuje te papiery od firm, to musza mieć z nimi umowy podpisane... bo pewnie chodzi o sprawy podatkowo/ubezpieczeniowe...
Na uam wydział archeologii mieliśmy obowiązkowe praktyki ktore nie byly nazwanymi praktykami tylko "zdjęciami terenowymi" i byly nie dosc ze nie płatne to często płatne od strony studenta, my np na 8h kopania w polu mieliśmy przydzielone 1l wody, przy pracy fizycznej latem przez 8h wiec fajnie, pozdrawiam gród grzybowo :)
Pamiętam praktyki w szkole gastronomicznej. Jak to była nauka to ja jestem biskup. Zwykłe wykorzystywanie młodych do czarnej roboty za darmo (w zasadzie to z profitem dla zakładu). Za każdym razem robienie tych samych zadań nie wymagających mózgu. Jak ktoś naprawdę chciał w to wejść to szybko ta ambicja mogła mu wyjść bokiem.
To jest właśnie problem w nieodróżnianiu staży od praktyk. Praktyka musi się wiązać z nauką. I system służy temu, by eliminować szansę wystąpienia takich nadużyć, o jakich mówisz
-Bądź studentem uniwersytetu morskiego w gdyni
-Praktyka morska po pierwszym roku na Darze Młodzierzy
-Ucieszony ze bedziesz mógł popływać dużym żaglowcem i zwiedzić kilka miast (w planie Kopenhaga, Southampton i Bremenhaven)
-w polowie lipca zaczynaja sie pogłoski że statek sie psuje i nie wyplyniemy, wszelkie próby kontaktu z uczelnią zawodza bo wszyscy są na urlopach
-wchodzisz na statek i okazuje sie że silnik i agregat są popsute
-przez 3 tygodnie stoisz w porcie i wdychasz pył węglowy z pobliskiego terminala
-po 3 tygodniach naprawili wszystko i plyniecie na 5 dni po baltyku z Gdańska do Gdyni
ALE BYŁ REJS? BYŁ
Czyżby to na darze byl legendarny Bosman "Japierdole" o którym znajomi z morskiego gadają?
@@alternativewalls4988bosman ja pierdole jest tak znany, że słyszałem o nim w Gdańsku... a nie zajmuje się niczym związanym z morzem. Taka ciekawostka, że jego legenda rozlała się na całe trójmiasto.
To niezły największy polski Żaglowiec co bez silnika nie popłynie hehe
@@krzysztofjaworski6420Wiele portów ma ograniczenia do pływania na żaglach na ich wodach
Ja jestem zdania, że jak idzie się an takie praktyki i zapierdala się na równi z innymi, nawet jak masz sprzątać czy pilnować drukarki czy kopać rów to powinno być to full płatne najniższa krajowa. Ale jak rzeczywiście idzie się do roboty gdzie masz mentora i on ci przekazuje wiedze how to i rzeczywiście się uczysz nowych, przydatnych rzeczy i oni ci pozwalają testować na swoim sprzęcie, poświęcają ci dużo czasu to powinny być za darmo albo za symboliczną kwotę, ewentualnie propozycję stażu na papierze.
Absolutnie i bezdyskusyjnie tak
Ja w mojej pierwszej poważnej pracy po studiach na etacie nie umiałam praktycznie nic, poza dwoma językami obcymi do kontaktu z klientami. Całe oprogramowanie, sposób i system pracy, dokumentację itp. pokazywano mi zupełnie od zera i zgarniałam za to ponad średnią krajową miesięcznie, więc nie rozumiem dlaczego ktoś inny miałby za to samo nie dostawać kasy. I nie, to nie było w 1985, to było w 2013
W sprawie uczelni katolickich, sprawę dośmiesznia dodatkowo fakt, że według Katechizmu Kościoła Katolickiego złe traktowanie pracowników i niewypłacanie, bądź zaniżanie ich pensji, jest wyszczególnione jako grzech wołający o pomstę do nieba. :)
Liczę bardzo na nadejście tej pomsty
@@KrzysztofMMaj W zasadzie to jeden z najpodlejszych grzechów obok np. uciskania wdów i sierot. To wprost fundamentalne nietrafienie do życiowego celu gdyż ranimy człowieka, dopuszczamy się oszustwa, osobno kradzieży (także czasu tego człowieka), przyczyniamy się do jego ubóstwa, a nawet stawiamy człowieka w okolicznościach, które mają na niego demoralizujący wpływ. Uciskanie pracowników to forma miękkiej niewoli, takiego łatwo eskalującego kłamstewka, które rychło staje się obrzydliwą, z piekła rodem machiną wyzysku.
Na szczęście dla uczelni katolickich Bóg pewnie zna różnicę między pracownikiem a praktykantem, więc żaden grzech.
Bo grzechem jest jak ktoś jest np. gejem, wtedy to tragedia i zaraza, ale jak traktuje się ludzi jak szmatę do podłogi to już jest wszystko cacy.
@@LadyRevania sprawdzić czy nie ksiądz xD
Chyba już raz pisałam o historii z moich studiów (położnictwo). Podczas przerwy sobie gadamy z opiekunką praktyk i koleżanka coś wspomniała o pracy, na co WIELCE SZANOWNA PANI DOKTOR NAUK MEDYCZNYCH odparła, że albo się pracuje, albo studiuje tak poważny kierunek XD
Edit: powiedziała to do dziewczyny, której zmarła w dzieciństwie matka i miała młodszą siostrę i nie miała za bardzo możliwości, żeby rodzice ją utrzymywali na studiach, sama musiała na siebie zarabiać
Rany boskie...
Najzabawniejsze jest to, że mój tata studiując w latach 80 w tym obrzydliwym komunistycznym ustroju, dostał normalną pensję robotnika pracującego w rozlewni piwa jak reszta zakładu.
Ja zapierdzielając fizycznie na pełny etat przez miesiąc w Warszawskim Zoo z rekomendacji tego samego SGGW co mój tata w 2018 roku, nie dostałam nic, mimo że miałam jedną z najniebezpieczniejszych i najodpowiedzialniejszych prac bo opiekowałam się dużymi drapieżnikami.
To jest kompletnie absurdalne jak w XXI legalny może być taki wyzysk i niewolnictwo bo oczywiście bez praktyk waruneczek i brak dyplomu.
To jest w tym wszystkim najbardziej paradoksalne. I tylko pokazuje, jak bardzo jest źle obecnie z szacunkiem w stosunku do pracownika, nieważne o jakim stażu
Obawiam się, że w przeciwieństwie do opieki nad dużymi drapieżnikami rozlewnie piwa jest strategiczne z punktu widzenia państwa. 🤣
Hurra, mamy k*pitalizm
"obrzydliwym komunistycznym ustroju" - to jest kompletnie absurdalne jak w XXI wieku legalny może być taki wyzysk i niewolnictwo, bo ludzie nie rozumieją czym jest komunizm i socjalizm.
@@nannull4851dokładnie to samo chciałam powiedzieć😅
Fajnie się tego słucha jadąc na bezpłatne praktyki pociągiem o 5
Kiedyś była awantura, że w kancelarii Mentzena płacono mało praktykantom. To było wesołe o tyle, że on w ogóle płacił w przeciwieństwie do typowej kancelarii, gdzie praktykanci nie dostawali ani grosza, a on, jeśli dobrze pamiętam, płacił aż 3k brutto czyli o 3k brutto więcej niż 99% kancelarii na rynku.
Otóż to.
Plus te praktyki były na pół etatu, także na 1h wychodziły nawet spoko pieniądze.
ale i tak bedzie "HUR DURR O MENTZEN BOGACZ A MALO PLACI MLODYM PRAWNIKOM DO PIACHU Z NIM"
@@rotmistrzjanm8776 Zgadza się, ale jak go broniłeś tłumacząc sytuację patologii praktyk studenckich (zwłaszcza w branży prawniczej), to zaraz byłeś agentem Putina i Konfiarzem.
No nie, chyba przekręcasz. Szukali asystenta za 3-3,5k, na pełen etat, na UoP/UZ.
Mieliśmy kiedyś na podstawach przedsiębiorczości nauczyciela, hardy kapitalista i w ogóle, ale jak usłyszał o tym, że za praktyki się nie powinno płacić to się mega rozsierdził, bo każda praca powinna być opłacona
XD w szkole kapitalizm w szkole to się tania siła robocza robi dla kapitalistów
@@Stszelec01 Potwierdzam jako tania siła robocza.
Potwierdzam jako tania siła, która szuka pracy, ale za to ma doświadczenie z niepłatnych praktyk i wolontariatów 🫡
Nas wysłali na praktyki do Włoch w ramach Erasmusa. Mechatronicy malowali kostki w fabryce, moja grupa elektroników i teleinformatyków siedziała sobie w biurze i nic nie robiła. Zdarzyło nam przysnąć (bo czemu nie skoro nic nie robimy) to dostaliśmy opiernicz od opiekunki praktyk. Potem mieliśmy posegregować rzeczy w biurze a w następnych dniach przykręcić koryto i przeciągnąć kable xd. Oczywiście wszyscy robili za darmo, a nawet pewnie firmy które nas gościły dostały za to pieniądze, bo w sumie po co by nas przyjmowali. Doprawdy bezcenne doświadczenie zawodowe. Jeszcze mieliśmy dzienniczek w którym musieliśmy SKŁAMAĆ wpisując to co tak naprawdę powinniśmy robić. Taka oto nagroda za dobre wyniki w nauce
podobnie wyglądało to w naszej grupie informatyków w Hiszpanii. trafiliśmy do wypożyczalni rowerów. Te rowery w trakcie trwania praktyk wypożyczaliśmy, w międzyczasie jeszcze Właścicielka chciała żebyśmy jej aplikacje mobilną zrobili, bo wsumie jak już ma darmową siłę roboczą coś o tym wiedzącą to czemu nie. Ile się musieliśmy nagimnastykować umysłowo nad tą bajką którą dzienniczki wypełnialiśmy. Bezcenne doświadczenie.
Klasyk, w mojej szkole było to samo. Ekonomiści (czyli de facto księgowi wówczas) siedzieli na kasie (jak mieli szczęście) albo zamiatali podłogi
Podobnie u mnie na moich informatycznych Erasmusa w Angli
Mi się trafiło do małego POLSKIEGO sklepu naprawczego, ruchu tam było tyle że przez cały miesiąc widziałem jedną klientke która przyniosła laptopa bo nie działał, o, to myśle sobie, w końcu coś do roboty
Co się okazało to że laptop fizycznie zawierał taką ilość syfu że po prostu już odmawiał współpracy, prosta operacja rozkręcić, odkurzyć, skręcić zajeła z jakieś 5 minut, a tak to cały dzień spędzony był na siedzeniu na zapleczu i znajdowania sobie czegoś do roboty
Z tego co słyszałem, reszta ludzi na praktykach z mną też nie miała lepiej, jeden był na magazynie (nie takim za sklepem, normalny hurtowy) segregując graty, chociaż miał najlepiej bo pracownicy brali go na piwo (polacy oczywiście) i mówili gdzie są dobre miejsca w mieście, inny pracował w lokalnej siedzibie Erasmusa i segregował dokumenty, etc
We Włoszech mają jakieś inne kabelki czy co , dlaczego włochy ?
@@krzysztofjaworski6420 To miały być głównie wakacje, a praktyki przy okazji. Merytorycznie nie miało to sensu, bo Włochy są mniej rozwinięte w sektorze IT niż Polska. Ale mechatronikom to już naprawdę mogli załatwić coś lepszego bo było naprawdę pole do popisu tylko woleli zrobić z nas niewolników
8:10 chodzę to technikum gastronomicznego. W mojej szkole są organizowane okazjonalnie bankiety (dla seniorów, nauczycieli na święta itp.) w soboty. Moja wychowawczyni była skrajnie oburzona, że nie chce za darmo przyjść do szkoły w sobotę i pracować dla nich. Rzeczą, która miała nas przekonać do przyjścia, była pozytywna uwaga w dzienniku i 6 z praktyk (które odbywają się na szkolnej stołówce)
Czyli może praca niewolniczą, ale za to na rzecz szkoły
czekaj kurw co? dobrze rozumiem że nauczyciele chcą żeby uczniowie za darmo usługiwali na ich imprezach? Ja bym to wyśmiał bo to przypomina poziom Januszowego oburzenia kiedy pracownik mu powie że sie zwialnia bo za mało płaci
@@Cris-fy8cy Najlepiej jest gdy my gotujemy to całe jedzenia na jakiś bankiet, a nasi nauczyciele od zawodowych (którzy w większości nie kiwnęli palcem, by nam pomóc, tylko pili kawę i plotkowali) ubierają się w piękne stroje i idą potem na ten bankiet i zbierają wszystkie komplementy, a mam mamy od 7:10 do 17 zapierdalać za nich (najpierw ugotować, a potem posprzątać). To nawet nie jest najzabawniejsza rzecz w tej placówce (przymusowe kupowanie rzeczy na CHARYTATYWNĄ akcję itp)
@@Gabriel-kx7dq to fajne te standardy tam macie, wykorzystywanie tego że młodzi są mniej asertywni i powiedzmy słabsi psychicznie. To jest wgle nieprzyzwoite żądać od kogoś czegoś bo się go uczy (mi np. byłoby głupio). Jeszcze brakuje tylko żeby to było zakrapiane xd. Imo jak sie wam bardzo nie chce to olejcie to po prostu.
@@KrzysztofMMaj U mnie na kierunku budowlanym to samo. Do kogo idziemy jak trzeba coś ciężkiego przenieść, wiadomo że do budowlańców, tu nowy tynk w piwnicy za darmo, tam klasę odmalować, dramat.
Praktyki w technikum to był żart. Robienie instalacji sieci komputerowej w szkole obok ZA DARMO i wysłuchiwanie narzekań jak to młodzież nic nie potrafi i do niczego się nie nadaje. Niech to w końcu imploduje, edukacja w Polsce i praca dla typowego Polaka to największe PTSD jakie w życiu mam.
Real
U mnie na praktykach w technikum też pracodawcy nie mieli obowiązku płacić za pracę praktykanta, ale osoba, która przyuczała mogła dostać. Akurat fajną Laborantkę dostałam, bo się czegoś nauczyłam, ale wynagrodzenia za pracę z niebezpiecznymi substacjami (np. izooktan) nie dostałam.
O proszę, akurat niedawno stanąłem przed wyborem studiów (II stopień, niestacjonarne). Jakież było moje zdziwienie, gdy w planie studiów zobaczyłem 350 h praktyk. Trzysta pięćdziesiąt. W ciągu dwóch lat. Na studiach niestacjonarnych.
Moja matematyka, choć na niskim poziomie, wykazała, że musiałbym przez dwa lata, co miesiąc wyrobić 14 godzin z hakiem praktyk. Dodając do tego pracę na pełen etat i zjazdy praktycznie co tydzień (z wyjątkiem „czerwonych” świąt) nie spina mi się to.
Wybrałem inny kierunek o zbliżonym profilu, na tej samej uczelni i na tym samym wydziale, w którego planie jest całe 0 (zero) godzin praktyk. Fun fact - pierwszy kierunek się nie otworzył z powodu braku kandydatów. I wonder why...
To dobrze, że się nie otworzył: oznacza to, że ludzie zaczynają sprawdzać i nie kierują się wyłącznie rankingami
Może o to chodziło, żeby się nie utworzył
Jestem w szoku po obejrzeniu filmu. Studiowalem na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie na kierunku zwiazanym z finasami. Nigdy nie spotkalem sie z bezplatnymi praktykami. Firmy wrecz przychodziły na uczelnie i zapraszaly do rekrutacji. Oczywiscie była to praca za minimalne wynagrodzenie ale z tego co uslyszalem to bylem uprzywilejowanym studentem. Uczelnia dodatkowo pozwalala jednym wnioskiem zaliczyc umowe zlecenie z firma jako praktyki zawodowe. W efekcie wiele osob na magisterce poprostu podpinało prace ktora wykonywali zeby sie utrzymać na suriach jako praktyki. Wspolczuje wszytkim z bezplatnych praktyk oby sie to zmieniło.
O kurde, farciarzu :)
Po darmowych praktykach na licencjacie robiłam często zlecenia w trakcie studiów magisterskich. Wspomniałam o tym, że mam praktyki do odhaczenia raz jeszcze i czy mogłabym to załatwić razem z kolejnym zleceniem od nich. Zgodę dostałam, po wykonaniu zlecenia wysyłam godziny (rachunek) i otrzymałam reakcję zdziwienia, że chcę pieniądze, bo miało być za darmo. No nie tak się umawialiśmy. Powiedziałam, że podziękuję za zaliczenie praktyk, poproszę pieniądze i rozwiązanie umowy. Koniec końców zaliczenie praktyk otrzymałam razem z kasą, ale umowę i tak rozwiązałam.
Praktyka zawodowa w technikum to też żart. Miesiąc na pełnym etacie, podczas którego ja i 2 znajomych "pracowaliśmy" w jakieś kanciapie niegdyś używanej jako magazyn rzeczy. Co jakiś czas coś pomogliśmy, jak przyklejanie naklejek z numerkami na monitory, które dział dostał na wymianę jak jakiś monitor w firmie padnie, albo ktoś włoży długopis w matrycę (autentyk swoją drogą). Kilka razy pomoc przy okablowaniu w serwerowni, zarabianie kabli, wymiana kabli w HR (same kable, bo nikt inny tego nie chciał robić XD). Czasem robiliśmy absolutnie nic, więc w dzienniczku praktyk wpisaliśmy "Obsługa kart magnetycznych". Prawie nic nie zrobiliśmy i prawie nic nie dostaliśmy (wynagrodzenie to ciastko z serem od opiekuna na pożegnanie XD).
Ciastko. Z. Serem.
Maria Antonina byłaby zachwycona, wynagrodzenie w ciastkach!
U nas w technikum gastronomicznym nie dość, że były te nieszczęsne "standardowe" praktyki, to jeszcze zupełnie osobno zajęcia praktyczne w środku tygodnia, gdzie normalnie jako uczniowie prowadziliśmy całą stołówkę, gdzie zwykle starsze osoby mogły sobie załatwić codziennie obiady, chyba z Urzędu Miasta ale pewna nie jestem. "Pilnował" nas tylko 1 nauczyciel, który zazwyczaj w niczym nie pomagał. Jestem ciekawa czy w innych technikach też były takie podwójne praktyki, obie oczywiście nieodpłatne. Dodatkowo jeszcze musieliśmy płacić z własnej kieszeni za wszelkie straty, jeśli coś było zepsute i mieliśmy czelność to wyrzucić, zamiast faszerować pleśnią biednych staruszków. XD
Przymusowe roboty i otruwanie ludzi, komendantom obozów łezka się kręci.
@@KrzysztofMMaj Ty się śmiejesz ale ja za swój miesiąc praktyk w czasie których robiliśmy to samo co pracownicy nie dostaliśmy nic poza wydatkami na bilety więc kolega dalej wyszedł na +
@@QFLVTY Jeszcze kombinezony wyglądające jak z obozu pracy w Chinach u mnie 😄
„Gotowi pomyśleć że my tu jesteśmy dla nich…” - to zdanie mówi wszystko o edukacji w Polsce. I dlaczego nic się nie zmieni. Dopóki nie zmieni się ta mentalność.
A jak ma się zmienić ta mentalność skoro przychodzą nowi i przez jakiś czas pracują z tymi starymi, którzy wcześniej od innych starych też się złego nauczyli? Błędne koło po prostu.
@@michanapieraa3121jak fala w wojsku.
Dla mnie to jest niezły paradoks że polskie społeczeństwo funkcjonuje w myśl kultury zapierdolu gdzie od dziecka jesteśmy uczeni że "bez pracy nie ma kołaczy" i że tylko ciężką i uczciwą pracą można się dorobić a z drugiej strony akceptujemy istnienie czegoś takiego jak niepłatne praktyki i jeszcze jesteśmy uczeni tego że to w sumie nic złego
Bo Polak ma pracować ciężko a nie sprytnie. Najlepiej za darmo 🤣
W jedno ucho gadają że tylko ciężką i uczciwą pracą można się dorobić a w drugie że bez krętactwa i złodziejstwa nie da się do niczego dojść w tym kraju. I bądź potem mądry.
A pracować trzeba mądrze, a nie ciężko. Co z tego że się wyrabia w ciul nadgodzin skoro większość tego jest spędzana przy wodopoju?
Bo Polaczki mają być przekonaniu, że ich czas jest bezwartościowy, chyba, że są produktywni lub po prostu zapierdalają dla samego zapierdolu, byle móc powiedzieć, że nie opierdalałeś się.
Praca ma uszlachetniać, a nie praca dla pieniędzy xD Prawda jest taka, że najbardziej dorabiają się nie ci, którzy najciężej pracują, a ci, którzy najlepiej wyzyskują.
Ja na praktykach z INFORMATYKI malowałem ściany i odkurzałem drukarki... Tak właśnie. Po prostu traktowali nas jako niemiły obowiązek ale z chęcią brali dofinansowania za wykorzystywanie praktykantów.
Z tytułem tego odcinka muszę się zgodzić
Jako zawodowy elektryk musiałem mieć praktyki zawodowe.
Jako że szkoła (moi rodzice mi tak opowiadali) została zbudowana dla elektrowni Świerże Górne (kto jest ciekawy ten znajdzie, szkoła znajduje się blisko a w nazwie ma zespół) elektrownia miała priorytet brania uczniów pod praktyki.
Jak ktoś jest ciekawy jak wyglądały moje praktyki to już opowiadam.
Pierwsze kilka tygodni to były sprawy można powiedzieć czysto administracyjne tzn dokumenty, papierologia, zamawianie ubrań roboczych i innych tego typu rzeczy (ręczniki buty, pasty BHP mydło).
W tej papierologii chciałbym zaznaczyć też pisanie i notowanie wiedzy która po pierwsze była nie przydatna, a po drugie nigdy mi się nie przydała i jej nie pamiętam (nigdy nie otworzyłem tego zeszytu)
Tego zeszytu nie miałem (bo nikt nie powiedział) więc musiałem pójść do kiosku go zakupić. 15 stronicowy zeszyt zapisałem pierwszego dnia od zakupu (zaznaczam, nigdy go nie używałem i nie czytałem)
Po tych kilku tygodniach zawartych wiedzy niepotrzebnej i bezpodstawnego cierpienia ręki nadszedł ten moment. Dostaliśmy ubrania robocze i cały ten ekwipunek. Jednak cały czas szczęśliwy i pełny nadziei że to będzie ciekawa przygoda w której się nauczę czegoś (spoiler nie)
Ubrani i gotowi do „pracy” kazano nam ustawić się w dwuszeregu, wymieniono numery i podzielono nas na dwie grupy. PODKREŚLAM ELEKTRYK. Obróka mechaniczna i obróbka ręczna, zmiana co pół roku
Obróbka ręczna nie brzmi aż tak żle nie? To ja teraz powiem co się pod miłą nazwą "obróbka ręczna" kryje. Może inaczej powiem co robiliśmy. Pierwszego dnia dostaliśmy kawałek metalu (płaskownik) i pilnik. Piłowaliśmy całą półroczną zmianę (miałem takie "zajęcia dwa razy w tygodniu po pięć godzin) Jak spiłowałeś kawałek metalu, dostawałeś następny (tyle)
Jedyną "zmianą" w tej rutynie była praca w narzędziowni. Opowiem jak wyglądał cały dzień w narzędziowni (byłem przez te pół roku w niej chyba dwa dni)
Znajdowały się tam narzędzia: młotki, pilniki itd. Rano wydawaliśmy każdemu praktykantowi po pilnikowi a na końcu je odbieraliśmy. Tak wyglądał dzień w narzędziowni (dosłownie, nie ominąłem ani jednego szczegółu)
Po tej nieszczęsnej połowie roku przyszedł czas na zmianę. Obróbka mechaniczna przechodziła na ręczna i odwrotnie. Zadowolony stwierdziłem "kurde, naucze się pracować na tokarce, a może frezarce"
Oczywiście przyszło nam szkolenie, przepraszam notowanie regulaminu pracowni i maszyn (nigdy tego nie przeczytałem), tak mineły mi dwa tygodnie
Pamiętam, że był to wtorek, zapisywaliśmy ostatnie rzeczy i na koniec, nareszcie weszliśmy na hale pokazano nam kilka rzeczy, ja przyciąłem sobie kawałek metalu i przyszło sprzątanie od momentu wejścia na hale do sprzątania minęło prawie 2 godziny
Skończył się wtorek i nastała środa, a z nią covid xD
(No i się kurwa nacieszyłem obróbką mechaniczną)
do końca roku nie byłem w elektrowni i w szkole (tylko na zakończeniu roku byłem, jak dobrze pamiętam)
*Ja tylko wyjaśnie że zajęcia te nazywały się "montaż maszyn i urządzeń elektrycznych - zajęcia praktyczne*
Pan Śmietanka (to nie przezwisko, tylko nazwisko) jakiś (długi czas póżniej) stwierdził że "elektrownia nie będzie robić pracowni dla elektryków, bo to jest zbyt duży wydatek 100 000+"
Tak minął pierwszy rok
Drugi (ograniczony covidem) wyglądał w taki sposób że cały rok (dwa razy w tygodniu) przesiedzieliśmy na sali konferencyjnej, co tydzień przychodził ktoś inny.
Stety niestety trafiały się różne osoby niektórzy nic nie robili inni byli zaantażowanii z osobami które były zaciekawione i chętne.
Trafił się nam przypadek, gdzie "instruktor" zasnął popierając się swoim piwnym brzuszkiem
Tak mijał czas, do czerwca
Przyszła wtedy osoba (bardziej kompetentna) która z nami trochę pogadała (chyba przyniosła kilka rzeczy do robienia małych instalacji), pogadaliśmy od słowa do słowa i dowiedział się on że my nawet nie mieliśmy oprowadzenia po elektrowni.
Dokładnie, minęło prawie 2 lata praktyk a ja nawet nie widziałem elektrowni z bliska
Osoba ta delikatnie mówiąc się zdenerwowała i zdziwiła. Powiedział tylko że zaraz wraca i wyszedł.
Minęło trochę czasu (chyba dwie godziny) i przyszła do nas z informacją "Za tydzień wychodzicie"
No i faktycznie, wyszliśmy z tego pokoju konferencyjnego i zwiedziliśmy elektrownie, zobaczyliśmy (nie będę wymieniał wszystkiego) hałdy węgla, straż pożarną blok 11 (to ten największy i najnowszy) I to był ostatni dzień drugiego roku praktyk
Trzeciego roku zostaliśmy podzieleni i przypisano nam wydziały (może będę coś wreszcie robił) ja trafiłem na remonty silników no i co? A no że tak powiem gówno!! cały rok w zasadzie też przesiedziałem i nic nie robiłem. Było to faktyczne miejsce pracy dla elektryka ale co z tego jak albo nie było na miejscu instruktora (tego kto tam pracował) bo był na awarii bloku, a po za tym ja byłem "wrzodem na dupie" on miał swoją prace i był nią zajęty a dodatkowy balast nie był mu potrzebny.
Dodam tylko że pan śmietanka był niepocieszony faktem, że nie chodziliśmy na te praktyki (nie wiem, może dlatego że nie było powodu dlaczego na nie iść)
Tak minęło mi trzy lata "praktyk" W Elektornii Kozienice (czy tam Świerże Górne)
I w tym momencie chciałbym podziękować nauczycielom w szkole (dokładnie temu który mnie uczył). Oczywiście ma on swoje wady i momentami nie było przyjemnie, ale poświęcając zajęcia które mieliśmy w szkole (peie - pomiary elektryczne i elektroniczne) poświęcił na rzecz "praktyk" w elektrowni. Nic nie robiliśmy na pomiarach w kwestii pomiar (nigdy nie używałem oscyloskopu który był na magazynie). Tylko podłączaliśmy silniki, budowaliśmy układy styczników, innymi słowy robiliśmy w szkole to co powinniśmy robić w elektrowni, a niestety to co mieliśmy robić w szkole zostało poświęcone
(ciekawe czy ktoś dotrze do tego momentu)
Kurcze, zapomniałem napisać, mianowicie pieniążki.
TAK, powinienem dostawać za praktyki pieniążki. W momencie zapytania się o tą sprawę dostałem informację, że kiedyś praktykanci dostawali pieniążki za pracę, ale zdarzały się sytuacje, gdzie można powiedzieć że teoretycznie dostawali a praktycznie nie, inaczej. Ci "instruktorzy" podbierali sobie te pieniądze, więc stwierdzono że do ręki nic nie dostajemy. Stwierdzono jeszcze gorzej. Te pieniądze będą odkładać nam na emeryturę
Dotarł. Też jestem elektrykiem z wykształcenia. U nas w technikum praktyki zawodowe były krótsze, ale bardziej intensywne. Dwa miesiące zapieprzania na miotle i cięcia 10 centymetrowych odcinków przewodów na mostki dla starszych pracowników. Jedyne czego się dowiedziałem to, że jak Cię ktoś wyśle do narzędziowni po klucz wiolinowy, to trzeba odmówić. Koniec końców wyladowałem po szkole w tej firmie na 5 lat. Przez pierwszy miesiąc normalnej płatnej pracy dowiedziałem się więcej niż przez 4 lata szkoły technicznej, tak wygląda szkolenie u nas w zawodzie.
Dotarłam. To chyba wynika z tego, że kiedyś takich rzeczy ludzie się uczyli od ojca albo w pracy, a praktyki się odhaczało tak jak listę pracy w elektrowni, to znaczy podpisywało się ją miesiąc do przodu w dniu wypłaty i szło chlać, a wracało do pracy tylko wtedy, jak się coś popsuło. ;)
Ruch Oporu tez ładnie literacko opowiada, a tak na powaznie to widze tu historie jakich tysiące o których nikt nie mówi wprost: pasję i chęc do nauki zabija głównie szkoła a pracodawcy nie potrafią docenic fachowców, bo po co skoro mogą płacic gównozłotówki niewolnikom.
Dotarłem, trzecie miejsce moje!
Dotarłem do końca jako czwarty.
Aktualnie uczę się na tym samym kierunku (technik elektryk montaż maszyn i uruchamianie urządzeń elektrycznych) w zespole szkół technicznych "Fablok", jestem w drugiej klasie i mam nadzieję, że nie skończę jak ty (gówno warte praktyki). W tym roku wziąłem z sekretariatu kartkę ze stażami w lipcu i ją podpisałem (to chyba nie to samo co praktyki), mam nadzieję, że to będzie coś fajnego. Co do praktyk zawodowych to nie wiem w której klasie je dostanę, ale jak je będę miał to przypomnę sobie ten komentarz i - mam nadzieję - będę pozytywnie zaskoczony, że mam jakąś fajną pracę za kasę. Jeśli chodzi o twoją "pracę" związaną z piłowaniem kątowników, to od razu przypomniała mi się taka gra na google play jak "make more". Pozdrawiam!
o tak to tak polsko brzmi "coś powinno być zrobione w inny sposób ale nie będzie bo mi sie nie chce" - motto urzędników
Jeszcze też "do tej pory było i nikt się nie przyczepił to ja tego nie ruszam bo jakby co to potem będzie na mnie". Lenistwo + spychologia.
Czytając i słuchając tych wszystkich historii z praktyk szczerze współczuję. Mogę się uznać ze szczęściarę, skoro jedyne kuriozum, którego doświadczyłam, było zgnojenie mnie i mojego kolegi przez doktorantkę (5 lat od nas starszą). Powód: zwrócenie się do niej po imieniu zamiast per „pani magister”.
Pierwszy raz w życiu usłyszałem, by ktoś chciał, by się zwracano do niego per „magister” XD aż się narzuca cytat z growego Wiedźmina.
@@KrzysztofMMaj największą esse mają doktorzy, którzy nie chcą żeby sie do nich zwracac "panie Profesorze" bo czują sie za staro
@@Cris-fy8cy to jest nic, ja znam profesorów, którzy proszą, żeby mówić do nich po imieniu, dokładnie z tego samego powodu xD
dokładnie ta sama historia, UAM, no i w mailu oczywiście też per Pani Magister XD
pls imie i nazwisko i lecimy z nia! chociazby na researchgate, sam jestem w instytucji akademickiej i chetnie tepie takie sytuacje
czas skonczyc z takimi glupotami
Jako student prawa powiem tylko, że prawnicy to potrafią być niesamowci skórkowańcy i często sprzyjają wyścigu szczurów wśród studentów. Oczywiście nie wszyscy, ale jednak. Mam nadzieję, że sam się taki nie stanę. I od pewnego czasu zaczynam myśleć czy nie zostawić tego środowiska w cholerę - kwestia moralności jest tylko jednym z powodów, ale bardzo istotnym powodem.
Ja to zrobiłem po 2 roku (2 lata za późno), profesorzy lekko bucowaci ale byli do wytrzymania, nie do wytrzymania był dla mnie natomiast fakt ze nauki na prawie był OGROM, jest to ciężki materiał i jak doszły do tego wątpliwości typu "ale czy aby po 5 latach to w sumie znajdę pracę?" to się poddałem. Dodam że udało mi się znaleźć w tym samym czasie pracę w korpo customer servicowo-gamingowym z SAMYM angielskim i zarabiałem z tego co pamiętam 5k. Jak widzę że prawnicy to chyba cieszą się jak dostaną cokolwiek po nie wiadomo ile latach nauki to jakiś żart. Po co się tak męczyć? Bo prestiż i kasa? No ja w to nie wierzę. Oczywiście starzy wyjadacze w tym zawodzie to mogą se być bogaci i prestiżowi ale dostanie się do tego zacnego grona wydaje mi się graniczyć z cudem. A jak jest to możliwe to dawałbym jakiekolwiek szanse jedynie serio zajebistym studentom którzy przy okazji są BARDZO społeczni i umieją sobie wyrabiać sieć znajomych. Przy okazji mam dziwne wrażenie że jak ktoś ma jakieś zasady moralne to wcale to nie pomoże tam w czymkolwiek więc ja bym odradzał każdemu kto ma choćby social anxiety i nie jest dynamiczny bardzo bo to dosłownie samobójstwo i 100% szansy na zmarnowanie lat i mnóstwo stresu. Moja opinia i tyle. Dla mnie bez sensu skoro 18 latek bedzie zarabiać bez problemu więcej i zrobi karierę pewnie kilka lat szybciej w dowolnym korpo jeśli będzie w miarę ambitny (nie przesadzam bo mi się jakoś to udało jak już pisałem, nie było łatwo ale dałem rade po ogarnięciu CV dobrze i w porównaniu z prawnikami co harują w gównokancelarii za 0 zł po 5+ lat to śmiechu warte)
racja po znajomych wsrod prawnikow po jakims czasie kojarza mi sie tylko 3 slowa
-kultura zapierdolu
-amfetamina
-wyscig szczurow
nie pozdrawiaam
Przeciwrz zawody około prawnicze są wciqz w cechach i gildiach
- Pracuj w Sądzie Rejonowym (pominę miasto dla własnego spokoju) na Wydziale Karnym II.
- Masz papier, że jesteś po egzaminie państwowym i przysługuje Ci prawo do mówienia o sobie Sekretarz Sądowy.
- Jako, że robisz w karnym masz kontakt z: Policją, Strażą Graniczną, Strażą Pożarną, Biurem Ewidencji Ludności, Prokuraturą, Więzieniami, Innymi Sądami, całym katalogiem państwowych urządów maści wszelakiej.
- W ramach studiowania Bezpieczeństwa Wewnętrznego (w tedy tak się zwał kierunek) myślisz sobie, że praktyki w zasadzie masz z głowy bo realnie masz kontakt ze wszystkimi urzędami jakie mogą być powiązane z bezpieczeństwem kraju.
- "Otusz" nie. Nie możesz na praktykach przyjmować wynagrodzenia.
- Rozmawiasz w sekretariacie. Rozmawiasz Panem i Władcą na "tronie" za katedrą. Dalej nie, musisz pracując w sądzie iść sobie na przykład do komendy policji i poprosić o staż.
- Wkurczaczkowany na potęge idziesz do Lorda Inkwizytora - przepraszam - Rektora.
- Wykładasz jak chłop krowie na miedzy temat, pokazujesz papiery, od Szefowej Wydziału, która nadzoruje nas. Od Sędzi, którą jest Sędzią Szefową Wydziału, z kadr i jako, że jestem cwany na chore akcje z Dziekanatu to miałem nawet pismo od Dyrektora Sądu.
- Gość czyta, (szok, że w ogóle zajął się tematem takiego parcha jak szeregowy student). Przeczytał wszystkie papiery od deski do deski. W tedy dodaję, że niechcą mi tego uznać za praktyki bo śmiem dostawać pensję a za praktyki kasy nie wolno parchowi studentowi. Zapytałem otwarcie czy mam rzucić robotę w sądzie i iść na praktyki do komendy policji czy zrzec się pensji za jakieś 3 miesiące.
- Dumał ze 20 minut w końcu, łaskawie w swej miłosierności klepnął, że to są praktyki
Rok 2010 studia - Warszawa.
Ahhh tak, praktyki zawodowe. Pamiętam jak na uczelni miałem odbyć takowe. Na początek dodam, że na moim kierunku (Filologia polska) były dwie specjalizacje. Pierwsza to dziennikarstwo, na której byłem ja, a druga to logopedia. W ramach studiów była też możliwość ukończenia oddzielnego modułu nauczycielskiego.
Pierwsze praktyki miałem w lokalnej gazecie, miałem napisać krótki artykuł odnośnie odsłonięcia pomnika upamiętniającego zagładę lokalnych żydów. Po oględzinach tekstu redaktor pokiwał głową i zaakceptował. JAK się okazało, PODPISAŁ się pod moim tekstem, a w nagrodę ON podpisał ukończenie moich praktyk. Super nie?
Co do szkoły. Podobnie jak u Ciebie odbywałem praktyki w klasach (wtedy jeszcze 4-6) podstawowych. Szczerze? Nawet przez myśl mi nie przeszło by choćby zająknąć się o pieniądze, ani w szkole, ani w redakcji.
Cóż, paradoks tej sytuacji jest taki, że ani dziennikarzem, ani nauczycielem nie jestem bo ... Ha, zabrakło pieniędzy na dalsze kształcenie i poszedłem do pracy. Nie żałuje tej decyzji, zostałem magazynierem za przyzwoite pieniądze plus firma zafundowała mi kurs na wózki widłowe.
PS. Kiedy jeszcze jak ten naiwny frajer szukałem pracy w zawodzie nauczyciela to w ramach odpowiedzi dostawałem taki oto komentarz: "Nie przyjmiemy Pana bo nie ma Pan doświadczenia. Pogodziłem się z tym. Mija ok 10 lat i ... kilka szkół zadzwoniło czy jestem dalej zainteresowany pracą w szkole. Hmmm czyli teraz takie doświadczenie mam? Taka tam historia mi się przypomniała. Pozdrawiam i zapraszam do wspólnego (psst wiesz jakiego) materiału ;-)
Zaliczanie praktyk na podstawie aktualnego/byłego zatrudnienia jest też zabawne. Mi opiekun praktyk zaliczył 360h (połowa praktyk) na podstawie 5 lat pracy - zakupy, księgowość, sprzedaż, każde powyżej roku. Studia na kierunku zarządzanie więc chyba się pokrywa ;) resztę odziwo zaliczyłem kolejnym rokiem w następnej firmie. Do dzisiaj nie wiem ja to liczą.
Niepojęte to jest
Podczas studiów na Politechnice Poznańskiej musiałam odbyć obowiązkowe praktyki. W tym samym czasie firma, w której byłam na okresie próbnym, zaproponowała mi umowę na czas nieokreślony. Udałam się do dziekanatu, żeby zapytać, czy moja praca mogłaby zostać uznana za praktykę - niestety, nie było to możliwe. W efekcie musiałam znaleźć bezpłatne praktyki na miesiąc i poprosić firmę, aby poczekali na mnie w tym czasie.
Miałam szczęście, bo sytuacja finansowa mojej rodziny była stabilna - rodzice mają dom, więc nie musiałam płacić za wynajem. Gdybym jednak musiała opłacać mieszkanie, byłabym w bardzo trudnej sytuacji. Jak już wspomniałeś, bezpłatne praktyki niszczą rynek pracy. Wiele firm w ogóle nie zatrudnia juniorów, zamiast tego przez rok szukają praktykantów. Co więcej, każda firma może zastąpić seniora odpowiednią liczbą praktykantów - chyba ktoś z Comarcha to kiedyś powiedział.
uwielbiam praktyki co za sentyment
pierwsza praca w zyciu "praca" i takie przygody
Podczas odbywania praktyk zostałem wysłany do firmy, gdzie teoretycznie miałem pracować jako grafik. W rzeczywistości jednak, jako jedyny mężczyzna w zespole i przy braku windy w budynku na drugim piętrze, moje główne zadanie polegało na noszeniu co drugi dzień około 500 kg papieru do scrapbooking na górę. Dodatkowo musiałem sam kompletować i znosić przygotowane paczki na dół, by przekazać je kurierowi(troche mniej kilio ale to było codziennie ), a raz w tygodniu nosić około 50 kg paczek na pocztę, która na szczęście była w odległości kilometra.
(oczywiscie to ze afera ze za długo mi to zajmowało choc dobrze wiedzieli ze byly kolejki na poczcie a nie za je sobie wolno szedlem to pomijam bo były na porządku cotygodniowym)
oczywiscie za darmo
Opis pracy: grafik, Zakres pracy: tragarz
Jaka praca, taka płaca. Jak praktykant robi dobrą robotę to powinien być odpowiednio opłacony. Jeśli jednak firma traktuje praktykanta jako ludzki ekspres do kawy to powinni mu tym bardziej zapłacić, bo nawet wiedzy z tego nie wyniesie, tylko czas straci.
Farmaceuci do dzisiaj nie dostają kasy za 6 miesięczne praktyki, a ich opiekunowie owszem. Za to należały nam się stypendia. Tak nam mowiono.
Koleżanka technik farmacji już na rocznej praktyce dostawała najniższą krajową. Ale jej nie zazdrościłam, widząc że za tą wypłatę musi myć kible i podłogi. Co ja robilam w tym czasie? Sprawdzalam daty waznosci lekow, przyjmowalam towar, sprawdzalam temperatury i biegalam do wlasciciela jak predstawiciele handlowi przychodzili na umowiona godzine, a on mial kamery i podsluchy, wiec wszystko widzial...tylko jego ego lechtalo, ze ma sekretarke. A na recepture robic leki szlam tylko wtedy, gdy kierowniczka (moja opiekun praktyki, ktora dostawala kase) nie byla na danej zmianie bo sama od 20 lat zadnego leku nie zrobila, wiec troche ciezko bylo jej uczyc, wobec tego mi zabraniala. :)
Bardzo współczuję, że trafiłaś do takiej apteki, kamery i podsłuchy brzmią okropie no i receptura to też żart. Staż dopiero przede mną, ale za to jestem świeżo po praktykach po 3 roku, gdzie byłam głównie pomocą apteczną i rozkładałam leki na magazynie albo w ogóle nie miałam co robić, a jak w ostatnim tygodniu postałam trochę za pierwszym stołem to było święto lasu xd
@@juliasting1796 Wiesz...formalnie to nie bardzo powinnas cokolwiek robic za pierwszym stolem bez ukonczenia studiow. Chyba wszystko zalezy od uczelni, ale u nas farmakologia, interakcje lekowe byly dopiero na 4 roku, wiec czlowiek po 3 malo co wiedzial. Bardziej z ciekawosci chodzilam ogladac prace w aptece, nic cokolwiek robilam i bylam w stanie pacjentom pomoc. Tymczasem staz powinien nas przygotowac do faktycznej pracy w praktyce. Juz jestesmy po calym toku ksztalcenia, teoretycznie mamy cala i aktualna wiedze... No coz...teoretycznie. Potem trafi sie opiekun, co na nic Ci nie pozwala zeby swoj tylek chronic...zamiast stac przy Tobie, nadzoworac prace i podpowiadac co mozesz poprawic/usprawnic. Tak widze sensowne praktyki.... Coz, ja takich nie mialam. Za to mialam opiekuna co kazal przynosic sobie kazda recepte przed wydaniem do sprawdzenia (w erze recznie pisanych recept, a nie elektronicznych), ale jak sie pomylil przy sprawdzaniu i pacjent dostal zly lek, to za wszystko obwinil mnie i chcial jeszcze ode mnie sciagac kase za ten lek. Szczesliwie mam to juz dawno za soba...w ogole polskie apteki mam za soba i nie tesknie. Spelniam sie w aptece w UK, gdzie jestesmy na etapie diagnostyki i wydawania antybiotykow, czy antykoncepcji bez recepty, sczepien na wszelakie choroby. Wielu farmaceutow pracuje w przychodniach i zastepuje lekarzy rodzinnych diagnozujac i wypisujac recepty, w osrodkach szczepien. Pracujemy na oddzialach szpitalnych w zespolach lekarsko-pielegniarskich jako eksperci od fakrmakoterapii, a nie bezuzyteczne piguly. Polecam doswiadczyc tego kazdemu polskiemu farmaceucie, to moze w wyniku buntu cos w koncu w Polsce ruszy z reformami. Dla mnie dzisiaj powrot do polskich aptek to cofniecie sie w rozwoju o wiele lat.
Sam chodzilem do techniku jak i mialem grupe znajomych z różnego rodzaju techników w mieście.
Jedyną opcją jakiejkolwiek zaplaty było:
a) miałeś w jakiejs firmie po znajomości i dostawałeś cokolwiek pod stołem
b) dostałeś jakiekolwiek darmowe rzeczy (u mnie w przypadku odzieżówki mogliśmy sobie wybrać ubrania i materiały, które leżały w magazynie zakładu od lat)
Pezynajmneij w noim przypadku (w przeciwieństwie 90% osob które były na praktykach) czegokolwiek mnie nauczono i wyszedłem z rzeczywistymi umiejętnościami (czego nie można powiedzieć o większości osób). A później się dziwią dlaczego nikt nie chce pracować w zawodzie jak wejscie do niego ma od najgorszej strony.
Już pomijając samą płatność za praktyki... W ogóle znalezienie praktyk jako nauczyciel graniczy z cudem. Jak chodziłam po liceach, to musiałam błagać dyrektorów, żeby łaskawie mnie przyjęli. Traktowali mnie jak robaka, który dokłada im dodatkowej roboty. Gościu, jedyne co masz zrobić, to powiedzieć "wyrażam zgodę" i postawić pieczątkę w trzech miejscach, czy naprawdę to tyle pracy? Nauczyciele tak samo - absolutnie nie chcą przyjmować praktykantów. Niby potrzeba nauczycieli przedmiotów ścisłych, ale na praktyki z informatyki i matematyki nikt nas nie weźmie xD
Ostatecznie sama nic nie załatwiłam i musiałam prosić uczelnianego opiekuna praktyk, żeby wybłagała koleżanki pracujące w szkołach o przyjęcie mnie.
Dodam, że na kierunku mam całe sześć osób, a liceów w mieście jest 58 :))), więc to nie jest tak, że w szkołach nie ma miejsc. Po prostu są leniwi.
No to już brzmi tragicznie!
1)Narzekają na za dużą ilość pracy oraz brak Nauczycieli
2)Pojawia się praktykant/ka
3)NIE chcą
4)Wróć do 1)
@@funtecstudiovideos4102i wynaleźli perpetuum debile.
@@funtecstudiovideos4102 może po prostu boją się pokazywać komuś swój sposób nauczania i zarządzania materiałami do zajęć :) bo się jeszcze okaże, że pracują na zasadzie "jakoś to będzie"
@@elenetari5301 "Co tam algorytm na sprawdzian tym bachorom wyczaruje"
Nie wierzę. Dosłownie dzisiaj podpisałem umowę o praktyki w ramach pracy. To przeznaczenie
Ja na pielęgniarstwie uważam, że w szpitalu (na praktykach) jestem wykorzystywany jako tania siła robocza. Ja wiem, że toaleta ciała i zmiana pieluchomajtek wchodzi w zakres uprawnień pielęgniarskich, ale... to nie może być główna rzecz którą robimy. Jesteśmy wykorzystywani do 'brudnej roboty' pomijając inne kompetencje których nie kształcimy bo zmieniamy pampersy.
Mam koleżankę na tym kierunku, wiem o czym mowisz :/. I liczba godzin też jest kosmiczna, a personel szpitalny zwykle ma studentów w dupie. Jak macie się zatem uczyć zawodu w praktyce?
@@sennosc to też się zgadza, jest bardzo dużo godzin, a robota w kółko taka sama. Personel szpitalny - to zależy, nie chcę tu demonizować nikogo, bo to zależy od osoby, ale prawda jest taka, że nikt poza opiekunem praktyk nie dostaje wynagrodzenia za przyuczanie do zawodu więc dlaczego przeciętna pielęgniarka miałaby przerywać to co musi zrobić z racji tego, że pracuje i zajmować się studentami? To też jest dla mnie zrozumiałe, lecz jest to kwestia organizacyjna.
Jak zatem mamy uczyć się zawodu? Wygląda na to, że prawdziwa nauka zaczyna się dopiero wtedy, kiedy zda się studia i zaczyna się pracować, O ILE zda się studia
mi akurat praktyki pielęgniarskie (na lekarskim) trafiły się bardzo dobrze, ale jak rozmawiałem ze swoimi znajomymi to niektórych jedynym zadaniem było pomóc pani kuchenkowej roznieść śniadanie i obiad pacjentom :/
://
Toaleta ciała i zmiana pieluchomajtek w szpitalu, w którym ja robiłem praktyki pielęgniarskie (po lekarskim) wchodziła praktycznie tylko w kompetencje salowych, pielęgniarki co najwyżej pomagały jak było trzeba, tak samo studenci. Niestety nasłuchałem się już opinii o innych miejscach, już nawet na innym oddziale w tym samym szpitalu nie pozwalali pobierać krwi praktycznie nikomu, a zajęcia polegały na chodzeniu za pielęgniarką w grupach i patrzeniu co robi, a to i tak dobrze w porównaniu z wieloma szpitalami
Dziękuję.
Ja mam wrażenie, że to chodzi ogólnie o traktowanie uczniów i studentów jak podludzi - i to nie tylko przez zakłady pracy chcące niewolników, ale ogólnie kulturowo.
Pamiętam jak miałam bezpłatne praktyki w instytucji państwowej - akurat mi ich bezpłatność nie przeszkadzała bo faktycznie nie wykonywaliśmy żadnej pracy, tylko obserwację i szkolenia - to moja matka ciągle mówiła jak to powinniśmy być wdzięczni że możemy odbywać te praktyki i jaką nam łaskę robią. No właśnie. Bo przecież student to tylko przeszkadza, a zakład pracy to robi z dobroci serca, bo każdy wie, że DZISIEJSZA MŁODZIEŻ jest bezużyteczna i nie posiada żadnych umiejętności.
Dopóki nie zmieni się to myślenie (a nie wiem czy to nadejdzie, wątpię), to nie zmieni się też większość patologii systemu edukacji.
No u mnie student na praktykach na 2 czy 3 tygodnie by tylko przeszkadzał.
Moja przygoda z praktykami:
- uczę angielskiego
- jestem na kierunku angielski + rosyjski
- Elo czy mogę przeprowadzone w pracy z angielskim godziny wpisać sobie jako praktyki?
- nie, musisz coś przetłumaczyć, najlepiej za darmo i w biurze
- Aha, to się walcie
Pozdrawiam :3 jak dobrze pójdzie dorobię się podpisu na piękne oczy. Brak szacunku dla człowieka i tyle. Praca z językiem? Praca z językiem. A jaka chuja was obchodzi.
Świetnie, darmowy przekład, jakby mało było wykorzystywania w tym zawodzie na niskich stawkach
No ale to przecież chodzi o to, żeby ludzi przyzwyczaić do przekraczania granic na rynku pracy. Bo szkoła ma wychować pracownika potulnego, który wykona zadanie i nie będzie zadawał za dużo pytań.
Niestety tak to wygląda z zewnątrz. I dlatego wspierający takie zachowanie system musi być zaorany
@@KrzysztofMMaj Tylko co w zamian? Nie bądźmy jak guevara który szerzy ducha rewolucji dla samej istoty rewolucji...
"pracodawca nie daje pracy on jest pracoodbiorcą bo to pracownik daje wyniki własnej pracy" hit hard
Rzeczywistość nie lubi próżni, a głupota ludzka jest nieskończona. Swoją drogą, kiedyś doszłam do takiego wniosku, że niewiele jest zjawisk bardziej kreatywnych od ludzkiej głupoty. To, co głupiego ludzie potrafią wymyślić, nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać.
Pół biedy brak wynagrodzenia. Ja do swoich praktyk dopłacałem. Gdy byłem uczeniem technikum górniczego w moim mieście to mieliśmy praktyki na KGHM. Technikum nie załatwiło, żadnego transportu dla nas. Co więcej na sam szyb autem jechało się 30 min. Auta nie miałem więcej musiałem jechać pociągiem do innego miasta i iść z buta 20 min. Bo szkoła która nomem omen współpracowała z KGHM nie potrafiła nam załatwić biletów na autobus pracowniczy
Ooo, KGHM, proszę bardzo nie wiedziałem, że tam też takie niecne praktyki
@@KrzysztofMMaj tu bardziej bym wskazał na brak kompetencji mojego byłego technikum na szczecie uciekłem do innej branży
Cześć Krzysztofie, dobrze cię widzieć w twoim żywiole ^^
Wrócił rok akademicki, wróciły stare triggery
Już zdążyłem zapomnieć o tym, że dziś wychodzi film, ale przypomniał mi o tym jamnik, którego zobaczyłem w drodze do domu.
Okres praktyk jest dla mnie najbardziej stresujący. Gdybym mogła rozciągnąć dobę z chęcią bym to zrobiła. Film w punkt, czekałam na niego:) Pozdrawiam wszystkich studentów, którzy muszą ogarnąć 960 h praktyk w ciągu 3 semestrów, i jeszcze muszą się utrzymać i znaleźć czas na pisanie pracy. Siły, wytrwałości i cierpliwości. Damy radę!
Szkola w założeniu ma w nas wyrobic nawyk wstawania rano do pracy a praktyki idealnie pokazuja ze ten system chce z nas zrobic niewolnikow
Nam kazano robić za darmo praktyki w szkole ucząc języków, podczas gdy dużo osób z grupy już od lat pracowało jako korepetytorzy i nauczyciele języków i nie można było tego zaliczyć jako zatrudnienie w szkole xD
Paranoja kompletna. W OGÓLE tego nie rozumiem, bo to jest karanie ludzi za inicjatywę i bycie do przodu z karierą, do której... praktyki mają przygotowywać histeryczny absurd
@@KrzysztofMMaj mało tego, chodziliśmy po szkołach prosząc potencjalną opiekunkę o przyjęcie nas na praktyki, żebyśmy mogli pracować za darmo za nią 🤣🤣🤣
Na 4 roku architektury wymagane są trzy prawie czteromiesięczne praktyki w biurze projektowym, pełny wymiar godzin, zakres obowiązków jak na "normalnym" stanowisku, ale jakiegokolwiek wynagrodzenia. A jak szukasz praktyk za granicą to nie dość, że to wynagrodzenie dostaniesz to jeszcze uczelnia sypnie groszem na zapomogę.
Niestety moją przyjaciółkę spotkała przykra sytuacja, gdzie jej szef na praktykach kradnie jej prace, rysunki i projekty, podpisując się własnym nazwiskiem, nie dając żadnej adnotacji o jej włożonej pracy. Kpina.
niestety tak jest też w "normalnej" pracy w firmie - przynajmniej ja w każdej umowie miałam zapis, że wszystkie moje pomysły i innowacje będą należeć do firmy.
A tak, tak, na praktykach w technikum myłem metalowe regały acetonem o 7 rano, zawód technik teleinformatyk - po rozmowie z opiekunem praktyk w szkole że to jest żart bylem na zakładzie traktowany jak 60-tka i kierownik miał do mnie pretensje
Praktyki psychologiczne to najgorszy żart chyba ze wszystkich. 700-900 godzin w przeciągu 5 lat do zaliczenia. Większość ośrodków, w których można zrobić za darmo praktyki urzęduje w godzinach 8-15 pon-pt. Jeśli nie masz możliwości odbycia tam praktyk bo np. pracujesz to jest cały rynek gdzie za parę tysięcy możesz wykupić szkolenia, które zaliczą Ci praktyki.
I oczywiście tam gdzie płacisz traktują Cię jak króla, a tam gdzie jesteś za darmo - kręcisz się jak smród po gaciach, bo nikomu się nie chce nauczać praktykantów.
Jeśli ktoś ma pozytywne doświadczenia z szukania praktyk i odbywaniu ich, naprawdę zazdroszczę.
Dodajmy do tego fakt wynikający z ograniczenia czynnikiem ludzkim. Siłą rzeczy, student psychologii nie może uczestniczyć w sesjach terapeutycznych z uwagi na komfort klientów, ale opiekun praktyk też sam z siebie nie będzie uczył studenta. Jasne, można wybrać miejsce, gdzie wymagany jest psycholog, a które nie jest stricte placówką psychologiczną, np. MOPS. Problem w tym, że gdy jeszcze próbowałem studiować psychologię i poszukiwałem praktyk, żadne z miejsc, do których dzwoniłem nie miało zatrudnionego psychologa, chociaż powinno...
Miejsce akcji: Prawo, pewien zaszczytny, szacowny i przedwieczny Uniwersytet. Praktyki w sądzie rejonowym (ale nie w mieście Uniwersytetu).
Czas akcji: słusznie miniony.
6h dziennie noszenia akt i wypełniania dat wymagalności w formularzach nakazów zapłaty*. Jak dzienny utarg nakazów się zgadzał, to można było łaskawie pójść na rozprawę posłuchać i zrobić notatki.
Kurtyna.
* sąd tonął we wnioskach o nakazy zapłaty w postępowaniu upominawczym za nieopłacone bilety autobusowe.
Ba, powiem więcej. W ramach praktyk kierunku lekarskiego zdarza się, że niektóre szpitale każą płacić praktykantom za chwalebną możliwość zapier.....dzielania miesiąc za darmo. To jest dopiero zachęta!!!
edit: widzę że temat poruszony. Ucieszon :)))))))
Yup, doniesienia w prasie pojawiają się od 2016 roku na ten temat. I ministerstwo gówno z tym zrobiło.
Na 3 roku mieliśmy zrobić 720h praktyk. Branża hotelarska. Ja robiłem to rok bo oficjalny czas na te praktyki (6 semestr, nie mieliśmy wtedy zajęć) nie zdążyłabym z tymi 720h, a i tak gość nam powiedział że jak już ktoś pracuje w branży to godziny może sobie do tego podliczyć. 720h to jest ok 5 miesięcy. 5 miesięcy bez pensji, gdzie w tym wieku student już ma jakieś wydatki - akademik, nwm JEDZENIE MOŻE? , samochód etc. Mi udało się podpiąć praktyki do firmy gdzie pracowałem i miałem 2w1. Nie dałem się zrobić w ch00ja żeby robić pół roku za darmo
720? niektore uczelnie to nieźle śrubują te godziny, ja mialem 160h co prawde na innym kierunku, ale wydaje mi się że to wystarczy dla znacznej wiekszosci, 4 tyg po 8 godz
@lefunnyN1 słyszałem o 900 również
@KrzysztofMMaj tak znam też takie przypadki, mój znajomy na pewnej prywatnej uczelni miał chyba 930 czy coś takiego
Trzeba wziąć pod uwagę jedno. Praktykując za darmo, staramy się robić jak najmniej. I akceptuje to praktykant, jak i zakład pracy.
Gdy otrzymuje pieniądze, to zadaje się praktykantowi poważniejsze rzeczy które przyniosą korzyść zakładowi. A sam praktykant przykłada się do pracy.
Najbardziej prozaiczny ciąg logiczny, a i tak wielu ludziom ciężko to zrozumieć, że za darmo to nikt nie chce pracować i nikt nie będzie szanował takiego "pracownika" 😅
Potwierdzam, ja na praktykach grałam głównie w Slay the Spire. Polecam gierkę... no ale dostawałam takie zadania jak np. Zrób foldery xyz z pliku w Wordzie. To sobie odpaliłam tutorial jak automatycznie utworzyć foldery xD i się zrobiły same.
PS. No ale żeby nie było tak wesoło to miałam moralniaka, że dostaję takie gówno zadania. Moja samoocena wtedy spadła, bo miałam nadzieję, że na praktykach się czegoś nauczę 😢 a nie dość, że się nie nauczyłam to wiedziałam więcej o programach od juniorki, która się miała mną opiekować.
@@elenetari5301 Widzisz, ja na swoich praktykach technicznych w jeden dzień zamiatałem podłogi, a przez resztę czasu chodziło się na stołówkę... pić kawę, herbatę i jeść śniadanie. Po śniadaniu szło się do domu. Bo opiekun praktyk nie chciał abyśmy przeszkadzali na terenie firmy.
Dzisiaj to ja stałem się opiekunem praktyk w zakładzie pracy i podjąłem decyzję, że nie chcę aby moi podopieczni zmarnowali miesiąc tak jak mi zmarnowali miesiąc praktyk. Daję im zajęcia takie jakie sam musiałbym robić, a jak wykazują mniejszą wiedzą to daje im zajęcia aby coś stworzyli co będzie użyteczne dla nich i dla mnie.
Nie którzy praktykanci chcą aby w kolejnym roku znowu mieć praktyki u mnie.
Doktorze, Panie Krzysztofie, Krzyśku - przynajmniej trzy razy rozbawiłeś mnie do rozpuku. Dzięki.
To się liczy
Uwielbiam ten kanał, to miejsce gdzie mogę poczuć się zrozumiana. Moja rodzina strasznie mi wytyka, że rzuciłam szkołę… Ale ja tam po prostu czułam się źle. Uważam, że mogę uczyć się i zdobyć doświadczenie którego potrzebuje na własną rękę. Dziękuje za to. (Nie namawiam nikogo do rzucenia szkoły, to bardzo bardzo indywidualne decyzje)
I odnośnie moich praktyk i mojej siostry anegdotka:
Chodziłam do klasy logistycznej i miałam odbywać praktyki w 2 jak i 3 klasie. Akurat pierwsze praktyki wypadły mi w pandemie, wiec spędziłam ten czas w domu nie robiąc nic. Dostałam ocenę 4 od miejsca które miało dać mi praktyki, choć to oni zabronili nam przychodzić mówiąc, że i tak nie ma nic do roboty. (Szkoda, że tego nie powiedzieli jak się zapisywałyśmy z koleżankami) dali nam jedynie prezentacje z BHP pracy na ponad 100stron i mówili, że naszym jedynym zadaniem jest to przeczytać.
Kolejne praktyki były w Jysk. Miło wspominam dzięki miłym pracownikom, ale brakowało mi pieniędzy w tamtym czasie i bardzo pomocne by było dostać choćby kilka groszy.
Moja siostra zaś jest w zawodówce i trafiła na niemiłych ludzi w pracy. Wszystko pod górkę. Masa stresu.Nie pozwalali jej nawet mieć przerwy i pracownice które miały pomoc mojej siostrę zrozumieć swój zawód, lub chociażby być normalnym człowiekiem, wykorzystywały jej wrażliwość żeby ją zmuszać do zadań, których same nie maja ochoty wykonywać. Czego ma to nas uczyć? Tego, że pracodawca ma nas gdzieś ? Bo nie do końca łapie czego to uczy. O logistyce w pierwszym roku nie dowiedziałam się nic, w drugim co nie co.
Niestety to wszystko prawda... Byłam studentką Fizjoterapii i 950h czyli pół roku praktyk i nikt Nam za to nie płacił. Długo nie mogłam się z tym pogodzić, bo poszłam na studia niestacjonarne, żeby pracować i zarobić na te studia. Ale nikogo to nie obchodziło... Smutne ale prawdziwe
Niestety zaoczne na fizjo to masakra jeżeli się nie ma znajomości lub nie pracuje jako masażysta. Tak to można sobie w robocie praktyki podpisywać. Jeżeli się pracuje w szpitalu lub w przychodni, w której jest oddział dzienny to nawet kliniczne przejdą. Ale jak się robi w zwykłej przychodni to ciul, na ostatnim roku jest do odbębnienia ponad 500h praktyk. I teraz albo rzucasz robotę na kilka miesięcy, albo masz znajomości w szpitalu i ktoś ci klepnie podpis.
ale potem odbijesz to sobie za 150-200 za masaż, albo lepiej ;-)
@@michanapieraa3121 taaaak. Praca na NFZ właśnie tak wygląda XD
Brawo! Takie absurdy w rzeczywistości o których wszyscy wiedzą
Z jakiegoś powodu uwielbiam absolutnie oglądać twoje filmy
Studenci fizjoterapii praktyki rozpoczynają od pierwszego roku studiów, przy czym na piątym roku poza przygotowaniami do obrony (czy teraz do egzaminu PEF) w zasadzie 6 miesięcy ciągiem uczęszcza się na praktyki. Zgodnie z dziennikiem w ciągu 5 lat do odpracowania jest około 1800h praktyk bez wynagrodzenia. Łatwo policzyć że 5 lat studiów zawiera w sobie cały rok pracy w wymiarze pełnego etatu "pro publico bono" gdzie już po trzecim roku jest to często praca na równi z normalnymi pracownikami. I nie ma z tego nic, za to samemu trzeba dojechać, ogarnąć sobie jedzenie, ubrania medyczne (wymagane przez szpitale) kupujesz we własnym zakresie... a po wszystkim idziesz do innej pracy żeby zarobić na to żeby się utrzymać o ile nie masz dzianych rodziców,
TYSIĄC OSIEMSET?!?!?!?!
@@KrzysztofMMaj proszę wybaczyć, pamięć mnie zawiodła jednak 1650 h bo odkopałem dzienniczek praktyk wśród moich "pamiątek po studiach" i sprawdziłem dokładnie żeby nie okazało się że sieję ferment bez powodu 😅
niemniej uczelnia narzucała placówki i terminy gdzie się odbywało praktyki więc obskoczylo się prawie wszystkie szpitale w Krakowie i obowiązkowo parę tygodni jeżdżenia do Krzeszowic.
Obrony i PEF. Na szczęście PEF wycofano, bo ja na swojej uczelni bym się zastrzeliła, szykując się do egzaminu wewnętrznego, obrony i jeszcze PEF. Na szczęście obronę mam już za sobą. Ale godzin jest naprawdę dużo...
@@natuchna2416 byłem pierwszym rocznikiem który miał zdawać PEF ale w ostatniej chwili odwołali z narracją, że to w sumie bez sensu żeby jednocześnie bronić pracy magisterskiej i zdawać państwowy egzamin skoro np. lekarze którzy mają państwowy nie muszą pisać magisterki, w związku z tym kolejne roczniki mialy mieć PEF bez wcześniejszej obrony magisterki. Ostatecznie nie wiem na czym stanęło bo tematu nie śledziłem.
@@TheMazpat stanęło na tym co było, czyli tylko magisterka
19:02 ale od dawna wiadomo chociaż przez pocztę pantoflową że warunki powtarzanie zajęć czy egzaminów etc to są właśnie back up plan budżetowy. A np WUM slynal z tego że właśnie w budżecie podobno mieli wplanowane ile trzeba ludzi oblać np z anatomii aby w pełni nie zbankrutować. XD
To nie był WUM a GUMed, akurat co jak co, ale na WUMie na pierwszym roku nie ma możliwości warunku, więc jak nie zdasz anatomii to wylatujesz. I mogę też wiele powiedzieć złego o tej uczelni i jej aferach, ale na pewno nie to, że uwalała specjalnie studentów, żeby na nich zarobić
W technikum rachunkowości mielimy praktyki w sklepie i dosłownie paliliśmy fv w piecu. Na tym polegała nasza praktyka 😅 i jedyny kontakt z dokumentami rachunkowymi.
No i błąd w rozumowaniu. Palenie FV w piecu to tzw. brakowanie dokumentów, czyli niszczenie niepotrzebnej już dokumentacji, np. z powodu przedawnienia zobowiązań podatkowych.
bardzo ważny temat!!! dziękuję za jego przedstawienie!! w tobie nadzieja 🫡
W nas wszystkich. I w solidarnym proteście przeciw takiej chujni. Ja swoje będę robić na swojej uczelni, w tym zakresie, w którym mogę. Zawsze coś...
I taką lewicę to ja szanuję!
Aż z ciekawości sprawdziłem jak wygląda regulamin praktyk u mnie na uczelni. Dotyczyć mnie to będzie co prawda za rok, ale dobrze wiedzieć, że fuw jak zwykle na plus.
Praktyki na budownictwie są najgorsze. W wielu firmach to standard pracować po 10h i wymagają od tego innych nawet nie płacąc. Znam sytuację że cały zespół miał zamawiane obiady regeneracyjne na budowe po za praktykantem bo to gorszy sort i niech na budowie więcej a może czegoś się nauczy. Oczywiście opiekun praktyk to tylko na papierze, brak jakiego kolwiek zainteresowania na przekazywaniu wiedzy.
Moja koleżanka na studiach pracowała w miejscu, w którym mogła śmiało robić praktyki, ale opiekunka jej zabroniła, jak się dowiedziała, że byłoby to w ramach jej etatu i by zarabiała 🤡 a mówimy o dziewczynie, która była sierotą i sama się utrzymywała na studiach. A prawo KULu nie jest dla słabeuszy
Jak dobrze że jestem na polibudzie i miałem płatne praktyki 6k
Która to była? Trzeba promować chlubne praktyki
a ja też jestem na polibudzie i nie dostałem. Powiem więcej byłem z koleżanką w tej samej firmie na praktykach, ona dostała zapłatę a ja :koszyk upominkowy"
@@KrzysztofMMaj polibuda Śląska
Tylko to wygląda tak że są u nas od kilku lat organizowane projekty unijne przez które można pójść na płatne praktyki w formie stażu i od razu nam powiedział profesor od praktyk by iść do biura karier studenckich gdzie jest organizowany ten projekt i przez nie zorganizować sobie praktyki jak zrobiłem
Najlepszy pracownik każdej firmy czy instytucji to praktykant, ewentualnie stażysta 😊.
W drugiej klasie technikum ekonomicznym miałem praktyki. Całą klasę wrzucali w różne miejsca. Niektórzy trafili do biur rachunkowych (czyli najlepiej), a ja trafiłem do szpitala, gdzie robiłem archiwizacje dokumentów. Robota której można nauczyć kogoś w 15 minut. Razem z 1 chłopakiem zrobiliśmy kilka oddziałów (chyba 2 i trochę innego). Plusem było to, że nie kazali nam tam siedzieć po 8h, tylko po 4h.
W trzeciej klasie miałem już praktyki w biurze rachunkowym, ale tylko 2 tygodnie. Biuro dosłownie otworzyło się ponownie chwilę po pewnym wirusie. Przez to księgowe nie miały czasu czegokolwiek mi pokazać. Przez prawie całe 2 tygodnie układałem dokumenty w teczkach lub różne faktury chronologicznie. Raz usiadłem do komputera na 3 godziny, aby poksięgować, oraz raz przez 1 godzinę księgowa pokazała mi jak się wysyła dokumenty do ZUS'u.
"Barely people, somehow legal
Unpaid intern"
Praktyki załatwiłem sobie w firmie, która nie wymagała tego, żebym na owe praktyki przychodził. Skoro system chciał mnie dymać na darmowe praktyki, to ja stwierdziłem, że ten system wydymam i nie będę za darmo robił. Po studiach poszedłem pracować do tej firmy na etat. Miałem "praktyki" w postaci umowy o pracę na czas określony i jeszcze mi za to płacili
Ja miałem na studiach fajne praktyki. Spędziłem (chyba) miesiąc z żoną w innym instytucie robiąc badania. Nawet uczelnia załatwiła akademik. Fajnie to wspominam. Może to jest jakieś rozsądne podejście? Spróbować rozliczyć badania na uczelni (z kimś rozsądnym?) jako praktyki? Skoro i tak jest źle i mało te praktyki wnoszą, to może chociaż dobrze mieć z tego jakąs fajną publikację?
Bardzo dobry pomysł!!! Wprawdzie mocno akademicki, bo tego nie ogarniemy w technikach i szkołach zawodowych, ale dla części kierunków studiów rozwiazuje problem niewątpliwie
@@KrzysztofMMaj Dodam jeszcze, że można też spróbować sobie ogarnąć indywidualny tok studiów. Wtedy można jakoś zarządzać zajęciami. Fakt, nie jest to rada dla każdego, ale mało kto wie, że to może być też opcja.
Jak za praktyki na lekarskich nie płacą to pół biedy. Gorzej, że szpitale często chcę aby to praktykant im płacił...
Tak już jest podobno w liniach lotniczych, gdzie młody pilot, by wylatać odpowiednią ilość godzin na dużych maszynach musi najpierw sam niejako "dorzucać do interesu". Kanał Arte zrobił kiedyś o tym reportaż, co ciekawe polski LOT był jedną z wiodących firm.
To samo dotyczy studentów psychologii. Żeby dostać się w jakieś lepsze miejsce trzeba sobie zapłacić.....
U dietetyków to samo... Ewentualnie "dobrowolna" darowizna na szpital jak nie ma wprost napisane o wynagrodzeniu za odbycie praktyki (wynagrodzeniu dla szpitala oczywiście) :)
No tak, bo dla szpitala taki praktykant to najczęściej tylko koszt, bo zużywa więcej materiałów, zajmuje czas innym pracownikom itp. A szpital nic z tego nie ma, bo zazwyczaj praktykant i tak później pójdzie pracować gdzieś indziej. Ale to uczelnia powinna zapewniać praktyki i płacić, a nie praktykant.
Szpital nic nie ma z praktykantów? XD w każdym szpitalu (nieważne czy powiatowym, czy uniwersyteckim) praktykant=darmowa sekretarka medyczna. Na swoich pierwszych praktykach musieliśmy obrobić dokumentację medyczną Z CAŁEGO ROKU dla oddziału, pod groźbą niezaliczenia praktyk xD na wyższym etapie rozwoju studenckiego dochodziło jeszcze wpisywanie w kąkuter obserwacji całego oddziału. Doliczmy do tego wykonywanie pracy salowych/opiekunów med. - zawożenie pacjentów na badania, latanie z probówkami po szpitalu itd... koszt "utrzymania" to rękawiczki i trochę więcej zużytego płynu dezynfekującego. Może jakieś wdzianko jałowe na blok, jak ordynator łaskawie pozwoli coś zobaczyć. Oprócz tego zdaje się, że uczelnia płaci jakiś tam haracz za porozumienie ze szpitalem (aczkolwiek tego nie jestem do końca pewna). Śmiem twierdzić, że jedynymi tracącymi w tym układzie to praktykanci...
Na politechnice śląskiej na informatyce te 15 lat temu jak studiowałem, to mało kto szedł na praktyki. Po 3 roku około 80% roku było zwolnione z nich bo już pracowało w zawodzie. Teraz na pewno jest ciężej, el dorado w branży się skończyło dla juniorów.
U mnie (na UJ) było podobnie. Większość osób pracowała już po drugim roku, więc kiedy na koniec trzeciego roku trzeba było mieć zaliczone praktyki, to każdy po prostu brał papierek, żeby mu podpisali w pracy i tyle.
Jestem na pierwszym roku studiów pielęgniarskich, pomijając to że dopiero dzisiaj miałem czas by móc w ogóle ten odcinek przesłuchać, to dodatkowo to, czego nas uczą jak powinno to wyglądać w szpitalach, a jakie są realia polskich szpitali to dosłownie dwa przeciwne końce
Już się kiedyś chwaliłam tutaj, że robiłam obowiązkowe a bezpłatne praktyki tłumaczeniowe w Muzeum Manggha. Było to na III roku studiów licencjackich - praca licencjacka napisze się sama, zapierdzielaj dzień w dzień na zajęcia, a praktyki zróbcie sobie najlepiej w wakacje... kiedy chcielibyście iść do jakiejkolwiek pracy i odłożyć parę groszy, bo nikt nie chce zatrudniać studentów dziennych, może poza fast-foodami, gdzie zaharujesz się na śmierć na umowie zlecenie za najniższą krajową.
Jak te praktyki wyglądały już pisałam i nie chcę nawet wracać do tego pamięcią. Bardziej byłam na nich stratna, bo nie nauczyłam się niczego, bilet na transport z mojej rodzinnej wioski do Krakowa wynosił 12 cebulionów w jedną stronę (teraz ta kwota dodatkowo wzrosła), a nawet nie raczono wymienić mnie w bibliografii tłumaczonego dzieła. Nawet w jakimś zbiorczym podziękowaniu dla studentów praktykantów, bo to oni właśnie musieli to tłumaczyć. Za darmo.
Dlatego nawet mnie już nie zdziwiło, że na II roku studiów magisterskich (ten sam kierunek i uczelnia) znów mamy obowiązkowe bezpłatne praktyki studenckie... Tylko po jaką cholerę, skoro dokładnie to samo zrobiłam te 2 lata wcześniej? Jeszcze żeby na tych praktykach zapoznawano nas z oprogramowaniami dla tłumaczy, pozwalano nam nawiązywać kontakty w środowisku, albo asystować przy tłumaczeniu ustnym... Nie, masz tu mailem teksty, przetłumacz w wordzie i do widzenia xDD
(pisane przed zapoznaniem się z całością)
Studiuję na uczelni technicznej i w tym roku dane mi było doznać rozkoszy praktyk. Dałem radę się dostać, nawet w lepsze z mojej perspektywy miejsce niżbym mógł się do tego czasu spodziewać. Wszystko fajnie- nowoczesne labo, "praca" pod nadzorem wykwalifikowanej kadry i poznanie podstaw działania komercyjnej placówki badawczej. Jedyne "niefajnie", jakie tylko mi naprawdę przeszkadzało, to brak jakiejkolwiek wypłaty. Dlaczego za darmo mam przeznaczać pełen etat na "rozwój i zdobywanie doświadczenia w renomowanej placówce", skoro pracownicy tam non-stop narzekali na bycie zawalonymi robotą? Skoro placówka tak bardzo się chwali sprzętami za miliony monet, ale szkoda im przeznaczyć parę tysięcy na uczciwe wypłaty dla WYKWALIFIKOWANYCH praktykantów(co jak co, na chemii jednak się czegoś uczymy), to co to mówi o tej placówce? Skoro na początku identyczną wypłatę będzie się otrzymywać za kasą, przy grabieniu liści i w call center, to po co męczyć się ze zdrewniałymi profesorami, nieintuicyjną biurokracją i przede wszystkim wąskimi naukowymi tematami? Pokazuje to według mnie tylko tyle, że placówki naukowe i bardziej przyziemne spółki traktują pracownika dokładnie tak samo- bierz najniższą i się od nas od*****ol, bo zamiast pracować na chwałę firmy wykłócasz się o jakieś pierdoły.
Inna kwestia- teoretycznie nie muszę pracować, mam ten komfort, że rodzina popiera moje studiowanie i gdybym tej pracy nie miał, zapewniliby mi pokrycie wszelkich podstawowych potrzeb. Jak jednak sytuacja się ma w przypadku osób nieposiadających tak wygodnej sytuacji? Chyba nikt o zdrowych zmysłach nie łudzi się, że miesiąc bez zarobku pozostawia ich w pozycji godnej pożałowania. Pokrycie kosztów życia w trakcie odbywania praktyk bez zewnętrznej pomocy przy zachowaniu zdrowych ilości snu, odpoczynku czy rozwoju pasji nie jest w takiej sytuacji możliwe. Ale co ja tam będę narzekał- szanowni profesorowie twierdzą, że student w czasie studiów nie powinien podejmować pracy zarobkowej.
jeśli chodzi o brak wynagrodzenia 2:16 byłem swego czasu na praktykach w firmie która obchodziła to w ciekawy sposób mianowicie wynagrodzenie wypłacano nam jako "prywatną dotacje na rozwój osobisty w ramach współpracy ze spółką" dzięki czemu uczniowie pracujący nawet na tak chorych umowach ze szkół mogli legalnie otrzymywać pieniądze. Z tego co wiem nikt nadal nie przyczepił się do takiego tłumaczenia
Firma z rigczem
Uniwersytet Pomorski w Słupsku (jeszcze rok temu Akademia) kierunek Socjologia ze ścieżką kryminologia i socjokogia penitencjarna. Wszyscy mówią "tak praktyki w policji albo w areszcie 100% legit no scam". Albo i u kuratora rodzinnego. Skończyło się na praktykach na świetlicy dla dzieci i młodzieży w wieku 5-14. Nie związane z kierunkiem, mieliśmy robić z tymi dziećmi jakieś zajęcia plastyczne xdd
Właśnie dlatego nie należy ufać reklamom kierunków studiów i weryfikować wszystko u studentów. Coraz bardziej skłaniam się ku myśli, że potrzebujemy apki w rodzaju TripAdvisor, tylko dla kierunków studiów
chyba miałam szczęście, bo na medycznym uczelnia ogarniała praktyki, były normalnie wpisane w plan zajęć, a później na wydzile historii zaliczono mi pracę w zawodzie za praktyki ❤️
Just for fun (i networking) poszłam na dodatkowe praktyki i było super, poznałam szczegóły pracy każdego działu
Na moich zaocznych studiach też były obowiązkowe, bezpłatne praktyki. Ludzie albo brali urlop na ten czas albo załatwiali sobie papierek, miałam praktyki w urzędzie miasta i przychodziłam na kilka godzin dziennie żeby doświadczyć tej pracy- błąd. Traktowali mnie jak problem, przez te kilka godzin albo wypisywałam zwrotki albo kserowałam dokumenty, super przyuczenie 😅
Na Uniwersytecie Zielonogórskim wykładał prof. dr hab. inż. R.R. który twierdził, że studenci mają się uczyć a nie pracować. Kończyło się to powtarzaniem przedmiotu nawet jeżeli miało się z niego "zalkę"
Uwielbiam studiować, naprawdę, robię teraz drugi kierunek (oba zaocznie) i prawdopodobnie nie ostatni, ale praktyki to coś czego szczerze nienawidzę.
Oczywiście darmowe bo jak by inaczej, przecież mój czas nie jest ważny, a co tam dopiero odpoczynek. Podczas studiowania na Uniwersytecie Papieskim pedagogiki, miałam po 112 h godzin praktyk przez 3 semestry, zajęcia w każdy piątek i sobotę, oraz prace na pełen etat w szpitalu. Rekordowo ciągnęłam przez 16 dni na przemian praktyki/dyżury po 12 h/ studia +naukę bo zaraz sesja, zanim mój organizm się zbuntował i rozchorowałam się na tyle że nie byłam w stanie wyjść z domu. Wspomnę też o tym że nie pozwolono mi przychodzić na 8 h, tylko na 6 h bo taki kaprys miała dyrektorka jednego z ośrodków, więc to się dość długo ciągnęło.
Aktualnie znów musze ogarnąć praktyki, tym razem w wymiarze 120 h na semestr, gdzie już nie pracuje w trybie zmianowym, tylko jak większość ludzi po 8 h dziennie pon-pt, i chyba będę musiała zostać osobą bezrobotną na miesiąc, albo szybko zmienić pracę na tryb zmianowy znów, bo fizycznie nie będę mieć jak zrobić tych praktyk. XD. Nie mówiąc już o tym że samo szukanie zajmuje dużo czasu, bo mało kto chce studentów brać na praktyki, a co dopiero pokazywać im coś sensownego.
Patologia po prostu. A też wynajmuje mieszkanie w Krakowie, wszystko drogie w chuj, no nic tylko się popłakać.
Ps: Dodam też że np: w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie osoby spoza listy uczelni musiały płacić za odbywanie praktyk. Nie pamiętam kiedy to było, może w 2021 r? Dziewczyna robiła praktyki na opiekuna medycznego, czyli ciężki zapierdziel, a dodatkowo musiała płacić szpitalowi po 9 zł za dzień bycia na oddziale. :)
moje ulubione commentary powróciło
W tym roku, ale również poprzednim miałam problem ze znalezieniem praktyk jako analityk chemiczny. Nie dotyczyło to jedynie mnie, ale także moich kolegów z roku. Znalezienie bezpłatnych praktyk było cudem, nie mówiąc o stażach za marne grosze, trwających od 3 do 6 miesięcy... tylko po to, żeby zaliczyć łącznie maksymalnie półtora miesiąca praktyk na moim kierunku. Mi ostatecznie udało się trafić do miejsca, gdzie zdawali sobie sprawę z tego, że jestem tam za darmo, więc podchodzili do mnie na luzie jak do człowieka. Mogłam się uczyć tego co robili i jak, zatem sporo z tego wyniosłam, jedynie poza wynagrodzeniem, a w pewnym momencie robiłam niemalże wszystko jak zwykły pracownik. Szczęśliwie problemów nie miałam tam, ale musiałam wysiedzieć ile uczelnia chciała i część moich wakacji na tym minęła.
Najgorsze właśnie jest to zmuszanie do wyrabiania całego etatu, jak już człowiekowi w ogóle uda się te praktyki znaleźć... bo jaką ma się alternatywę? Przecież człowiek nie zrezygnuje
@@KrzysztofMMaj W moim przypadku jeszcze dodatkowo było półtorej godziny drogi do urzędu, bo tylko tam cokolwiek znalazłam
Taka ciekawstka. Kilka lat temu w moim korpo była rozmowa o tym, żeby zacząć płacić za praktyki, bo inni zaczali płacić i trzeba było walczyć o studentów.
Chyba 5 lat temu, kiedy uczęszczałem jeszcze do ZSKEN w poznaniu, do technikum na kierunku mechanicznym i odbywałem praktyki w firmie produkującej części do przyczepek, siedziałem 6h dziennie na linii produkcyjnej z narzuconą dzienną normą wydajnościową i jak ten świstak co zawijał w sreberka, przekładałem blachę, uderzałem prasą, powtórz i od nowa. Oczywiście nie było mowy o wynagrodzeniu za praktyki mimo tego że byliśmy pełnoletni i pracowaliśmy na 3/4 etatu na normalnej produkcji w fabryce. Z zazdrością za to łypaliśmy na kolegów którzy odbywali praktyki w np Cegielskim i dostawali normalnie, biedne bo biedne, ale jednak tygodniówki, więc chociaż na obiad w okienku im starczało i nie musieli prosić o jakieś kieszonkowe czy coś takiego
Jako obecnie uczeń 5 klasy technikum w wielu kwestiach się zgadzam. Zawsze jakaś symboliczna płaca, by się przydała. Ciekawe jest to, że u mnie w technikum były umowy do podpisania w sprawie praktyk, to normalnie mieliśmy podany zakres obowiązków, pomimo braku wynagrodzenia. Rzeczywistość akurat wygląda odmiennie, z reguły przyuczaliśmy się do zawodu, pomagaliśmy przy drobnych pracach, lub słuchaliśmy o np. maszynach, które są na zakładzie, co robią, jak działają etc. Ale też sporo czasu to był po prostu czas wolny i fajnie, bo nie było parcia i zapieprzania jak w szkole, ale z drugiej jak już tam jestem to też bym chciał się czegoś nauczyć i wykorzystać ten czas, na ile się da. Tak na prawdę, to miałem przez to wakacje już w maju, kiedy zacząłem praktyki XD.
Well. Miałem to szczęście na studiach trafić do ogarniętych ludzi na praktyki, którzy też rozumieli, że ja sobie normalnie pracuję poza dupogodzinami, a jednocześnie tak fajnie tłumaczyli i takie zlecenia dawali, że człowiek zostawał dłużej niż musiał. Kiedyś mi się śniło, że przewodząca wydziału karnego sądu oraz prokurator pisali mi 8 lub 12 godzin zamiast 2, jakie tam realnie spędzałem. Jak chciałbym, żeby to była prawda :/
Żeby łatwo podsumować film napiszę tylko tyle. Będąc studentem ostatniego roku, oraz pracując 50h tygodniowo pierwszy raz w życiu doświadczyłem czym jest głód...
o tym się naprawdę powinno głośniej mówić, nie wiem, dlaczego ten temat jest tak rzadko podejmowany...
Z czego słyszałem to jest jedyna zaleta telewizji publicznej - płacili za praktyki podczas gdy inne, bardzo popularne stacje telewizyjne kazały sobie płacić za przyjęcie praktykantów :>
Poruszyłeś bardzo ciekawy temat. Osobiście byłem na szeregu praktyk. Zarówno w technikum (geologia) jak i na studiach. W technikum tak się złożyło, że dostępne były praktyki obowiązkowe ( bezpłatne w zakładzie pracy ) oraz nieobowiązkowe, gdzie otrzymywałeś minimalną krajową + munsztrunek. Praktyki obowiązkowe w zakładzie pracy - pierwszy tydzień, papierologia i przyspieszony kurs ( w sensie macie kartkę i podpiszcie, że kurs ukończony) z wellogingu i geologingu a reszta czasu to zeszlifowywanie napisów ze skrzynek. Przynajmniej wyżywienie mieliśmy. Praktyki w kopalni 1, faktycznie wykonywaliśmy robotę i dużo się nauczyłem, praktyki w kopalni 2, cały miesiąc na tyłku, bo bali się nas gdziekolwiek wprowadzić. Praktyki na studiach to jakiś żart. Praktyki ( wyjazdy terenowe ) zajmowały pół wakacji, oczywiście wszystkie koszty pokryjcie sami (praktyki nad morzem, w miejscowości turystycznej potem w Sudetach a potem w Tatrach). Przez same praktyki musiałem odrzucić przysłaną mi ofertę pracy, bo wyjazdy terenowe są obowiązkowe, nie można ich niczym zastąpić.
Czemu zakłady biorą praktykantów za darmo/za opłatą? Oficjalna wersja jest taka, pomijając sam fakt umów, że do tej pory istniał fundusz dla firm zatrudniających praktykantów. Za każdego praktykanta firma mogła ubiegać się o odszkodowanie. Teraz tego funduszu nie ma i forma traci podwójnie, bo praktykant nie może wykonywać pracy jak pracownik a dodatkowo ktoś musi zostać oddelegowany do opieki nad nimi. Na studiach oficjalna wersja jest taka, że student nie może brać pieniędzy za praktyki, ponieważ uczelnia nie ponosi wtedy za niego odpowiedzialności. Na jakiej podstawie tak twierdzą to nie wiem.
Więc w skrócie. Firmy nie chcą brać praktykantów, bo podwójnie tracą. Nie zwalnia ich to z obowiązku przeprowadzenia faktycznych praktyk a nie przechowalni dla praktykantów. Uniwersytety boją się odpowiedzialności i zasłaniają się pokrętną logiką, że pracownik za darmo = który w razie czego nie sprawi problemów uczelni. Uczelnie mają generalnie gdzieś sprawy uczniów. Praktyki mają być tu a uczelnia nie ma z czego zapewnić kosztów... czegokolwiek
Cóż za zbieg okoliczności, że ten film ukazał sie akurat w momencie, gdy mam praktyki.
U nas na uczelni zgodzili się łaskawie na to że możemy wykonywać praktyki u siebie w firmie
Chciałbym tylko zacząć że studjuję leśnictwo a większość studentów pracuje w LP, parkach itp
Czas na moją opowieść o patologii i polskim szkodnictwie. Na studiach jak robiłem magisterkę z chemii było wymagane ileś tam godzin praktyk, "OPIEKUN" powiedział tak:"Zróbcie praktyki, byleby nie było to sprzedawanie biletów w MZK". Robiłem "praktyki"(niewolnicze wypełnianie rozkazów szefuncia) - przepisywałem z teczek na kompa informacje zawarte w papierowych teczkach, nawet raz gościu powiedział:"Heh krzysiek, może zaparzysz nam kawę". Na innych praktykach było podobnie, "nie tykajcie nic, bo nic nie umiecie" - niezły sposób na naukę i wymaganie później doświadczenia zawodowego. Jedziemy dalej - Patola podyplomówek, mam z nauczycielstwa i dietetyki klinicznej. Właściwie dopóki płacisz to masz papier i zalki. Uczelnie prywatne to największa patola jaką widziałem, zamiast mówić o tym jak być nauczycielem, jakie masz prawa, co wolno, a czego nie wolno, jakie są techniki nauczania to na koniec miałem test i jedno z pytań - kto założył nurt pedagogiki chrześcijańskiej i w którym wieku. Teraz jestem na Fizjoterapii zaocznej i bardzo chce zostać fizjoterapeutą, ale te studia nie uczą, one robią z Ciebie idiotę i sprawdzają Twój poziom wytrzymałości na wszystkie debilizmy jakie są na tej "uczelni". Nikogo nie obchodzi gdzie zrobisz praktyki, a jak już to za frajer robisz najgorsze gówna żeby tylko ktoś przybił pieczątkę. TO nie nauka, to WYKORZYSTYWANIE praktykantów do robienia rzeczy, których im się nie chce robić.(i to jeszcze za darmo). "Zajęcia"? Uczelnia leci w kulki i wpisuje duża liczbę godzin jako "samokształcenie" i mają z głowy. Oprócz czesnego wymagają "opłat za materiały"(dodatkowo) gdzie na zajęciach nie ma..... materiałów i musimy kupować sami. Przedmioty? chyba z 26 na pierwszym roku, nie mające nic wspólnego z fizjoterapią. Niektóre nawet się nie odbyły i tak masz piątki bo płacisz. 150 godzin angielskiego w porównaniu do....... 8 godzin masażu i 8 godzin diagnostyki funkcjonalnej na całe studia. Ale za to jest 60 godzin tańców, zabaw w berka i robienia z siebie debila za kasę którą płacisz. Jestem bezsilny, sam nie zniszcze tego systemu, a chciałbym.
Mam propozycję: zmieńmy nazwę "praktyki zawodowe" na "praktyki zawodne". Pozdrawiam :))
24:40 dokładnie. Na praktykach właśnie miałem takie "huh ale o tym mówili nam na zajęciach teoretycznych" (mieliśmy oddzielne lekcje na teorię i praktykę)
Najwazniejszy jest efekt tego kuriozum. Moja przyjaciółka konczac studia prawnicze na UZ (stosunkowo mały rynek) ma swiadomosc, ze nie chce otwierac wlasnej dzialalnosci, wiec po prostu nie dostanie pracy w zawodzie. Po rozeznaniu w wieeelu kancelariach, dowiedziala sie, ze nie oplaca im sie zatrudniac pracownika, bo mogą wziac 2 czy 3 studentow za darmo, ktorzy zrobią tą samą robote i beda wdzięczni za podbicie dokumentow dla uczelni. Absurd.
AGH pod względem wynagradzania za praktyki, też jest na równym stopniu co te co zostały wymienione. Ja miałem praktyki z WMNu w Telefonice Kable i zamiast się dowiadywać czegoś fajnego i przydatnego to pierwszego dnia obejrzeliśmy maszyny, a potem przez 2 tygodnie segregowaliśmy ciągadła do drutów. Poprzednia ekipa natomiast, segregowała papiery w biurze. Super praktyki, takie rozwojowe :).
Ehhhh A już się łudziłem.
@@KrzysztofMMaj Niestety, jak chodzi o praktyki to myślę, że żadna z polskich uczelni nie ogarnia PŁACY za te praktyki. Nawet jak przyjmuje te papiery od firm, to musza mieć z nimi umowy podpisane... bo pewnie chodzi o sprawy podatkowo/ubezpieczeniowe...
Na uam wydział archeologii mieliśmy obowiązkowe praktyki ktore nie byly nazwanymi praktykami tylko "zdjęciami terenowymi" i byly nie dosc ze nie płatne to często płatne od strony studenta, my np na 8h kopania w polu mieliśmy przydzielone 1l wody, przy pracy fizycznej latem przez 8h wiec fajnie, pozdrawiam gród grzybowo :)
Pamiętam praktyki w szkole gastronomicznej. Jak to była nauka to ja jestem biskup. Zwykłe wykorzystywanie młodych do czarnej roboty za darmo (w zasadzie to z profitem dla zakładu). Za każdym razem robienie tych samych zadań nie wymagających mózgu. Jak ktoś naprawdę chciał w to wejść to szybko ta ambicja mogła mu wyjść bokiem.
To jest właśnie problem w nieodróżnianiu staży od praktyk. Praktyka musi się wiązać z nauką. I system służy temu, by eliminować szansę wystąpienia takich nadużyć, o jakich mówisz