Kochani. Jestem pełna podziwu dla Was. Jesteście bardzo odważni, odpowiedzialni. Temat,który poruszyliście jest ogólnie bardzo trudny i złożony a w naszym kraju wręcz niedotykalny. Dlatego mój dla Was szacun🙏🏻👌Wykonaliście perfekcyjną robotę👍❤️
Dla mnie jednym z najwspanialszych przejawów miłości jest uszanowanie decyzji osoby, którą kocham. Niezwykle trudne, bolesne, a właściwie nie ma na to słów. Jestem całym sercem za tym, aby każdy z nas miał szansę na godne odejście, kiedy mamy jeszcze możliwość świadomego stanowienia o sobie.
Kochani...od niedawna " popadłam" w oglądanie i słuchanie WAS I WASZYCH FANTASTYCZNYCH CÓREK...Dzięki, że jesteście. Nie znam tej książki ale pozwolę sobie na ustosunkowanie się do tematu...w dwóch wersjach. Wersja nr 1...jako osoba nie wierząca...Człowiek jest tym najmądrzejszym na planecie Ziemia, wolność jest jego podstawowym prawem, Ma też prawo się bać i nie musi uznawać cierpienia za jakiekolwiek dobro. Ma prawo być nawet tchórzem. W końcu (choć to nie on zdecydował o tym, że żyje) ma w swoim mniemaniu prawo do decydowania o tym kiedy i jak odejdzie. Czy to egoizm?...nie wiem...ja to widzę jako zlepek kilku składowych.: egoizm, strach, bunt, empatia (bliscy), pycha (jak nie ja to kto), żal i ból i pewnie u niektórych złość np na los.. Trudno tego nie zrozumieć, nie współczuć. Nawet gdy samemu myśli się o tym zupełnie inaczej. Zawsze było mi bardzo żal samobójców. Wyobrażałam sobie, że to co czuli, co ich do tego pchnęło musiało być straszne (nawet gdy tylko dla nich a nie obiektywnie.) Wersja nr 2...jako osoba wierząca. Wtedy jest inaczej...bo właśnie wtedy może okazać się np jak słaba jest moja wiara. Że niby wierzę Bogu ...ALE. Trzeba być albo bardzo silnym psychicznie albo głęboko wierzącym aby umieć ze spokojem przyjąć na klatę taką ( i inne ) diagnozę. I tu włączam mądrą i piękną i silną (wbrew pozorom) POKORĘ.. I zamiast stawiać siebie na miejscu decyzyjnym....stawiam (wybranego przeze mnie) Boga. A wierząc wiem, że On wie lepiej, wie co i jak i kiedy i gdzie i dlaczego. On z cierpienia czyni coś bardzo wartościowego. On doceni TAM wszelkie cierpienia i ofiary. Wiem jak trudno jest znieść fakt, że "dla kogoś będziemy ciężarem" ale czasem może się okazać, że właśnie ten ciężar będzie dla nich największym błogosławieństwem. Zawsze tak naprawdę jesteśmy samotni w umieraniu. Często sobie o tym myślę czy nie wierząc w Boga...zniosłabym aż taką samotność. Wiara to nie wiedza...ja często tak wielu spraw nie rozumiem ale wiem dobrze, że to, że nie rozumiem, nie widzę lub nawet nie chcę...nie oznacza, że GO nie ma. Gdy zamieniam pychę na zawierzenie MU...jest łatwiej. Choć czasem ta walka z własną pychą (że ja wiem lepiej, że to całkiem nie logiczne i bez sensu) jest cholernie trudna. Tak czy inaczej....dla mnie pychą jest uważać, że się wie jak będzie, że się nie zakłada niczego nieprzewidzianego, że z góry pozbawia się jednym cięciem nadziei. Życie nauczyło mnie, że bardzo wiele razy takie myślenie dostaje po nosie i lekarzom wielokrotnie opadają szczęki ze zdziwienia. Bo tak naprawdę nie odkryliśmy nigdy cudów jakie skrywa ludzki mózg. Tysiące razy zaskakuje naukowców. Więc cuda nawet te całkiem przyziemne mogą nas nie raz zaskoczyć. Ile ludzi mających powalające i beznadziejne diagnozy...budzi się nagle ze śpiączki i to w całkiem niezłym stanie. Ile dzieci rodzi się zdrowych mimo strasznych diagnoz. Ile pojawia się leków eksperymentalnych lub szalonych pomysłów medycyny alternatywnej, które okazują się skuteczne. I dlatego to co planuje to małżeństwo jest wg mnie NIE DANIEM SZANSY NIE TYLKO BOGU ALE I SOBIE. Z całego serca Was pozdrawiam...Maria.
Też tak sądzę. Człowiek powinien mieć prawo do podejmowania decyzji o swoim życiu. A akceptacja( uszanowanie) tej jego świadomej decyzji jest najpiękniejszym i ostatecznym wyrazem miłości. Moim zdaniem, cierpienie tylko wtedy jest akceptowalne, jeżeli łączy się z nadzieją. Pięknie, ciepło i wzruszająco potraktowaliście ten temat.
Osobiscie uwazam i chcialabym aby prawo nie zabranialo GODNEGO odejscia ,ale nie chcialabym obarczac tym swoich dzieci ani innych , bo to jest okropna decyzja nie pozwalajaca zapomniec tym ktorzy beda brac w tym udzial. OTO JEST PYTANIE ! o ktorym czasami mysle , jak to zalatwic aby nie skazac chorego na cierpienie fizyczne , a innych na cierpienie psychiczne. Skazanie ludzi na okrutne cierpienie jest nieludzkie i wymyslone przez ludzi ktorzy uwielbiaja patrzec na cierpienia innych .
Bardzo dojmujące jest to co napisałeś i faktycznie aspekty poruszone przez Ciebie należy wziąć pod uwagę. Niestety nie znamy odpowiedzi na zadane pytanie i nie wiem czy ktokolwiek zna. Ściskamy serdecznie ❤️
Mój mąż miał alzheimera w postaci genetycznej, galopującej, bardzo rzadko spotykanej, w której przechodzi się "na drugą stronę" w czwartej dekadzie życia. W naszym przypadku w wieku 38 lat. Tempo rozwijania się choroby było niebywałe. Teraz nasze dzieci mają 5i 6 lat a jego nie ma już 3 lata. Myślę, że taka śmierć którą się wybiera jest po prostu sposobem na śmierć godną, świadome pożegnanie i śmierć przy kimś bliskim. Mimo, że na tamten moment coś takiego nie mieściło by mi się w głowie, to z perspektywy doświadczeń, umieranie w szpitalu, bez bliskich, przy posocznicy i zapaleniu płuc, będąc karmionym przez sondę , z ogromnym obrzękiem na stopach i dłoniach, z zupełną nieświadomością czegokolwiek, to śmierć której nikt by sobie nie życzył i my kochając tą osobę też nie chcielibyśmy dla niej takiej śmierci ,wiedząc ,że będzie taka. A poza wszystkim, śmierć zawsze przychodzi nie w porę, chociaż każdy ma trochę inny scenariusz, nie każdemu jest pisany alzheimer czy demencja. Tak czy siak życzę wam wszystkiego wspaniałego i jeszcze wielu cudownych wspólnych lat.
Odnośnie poruszanego tematu, polecam świetną książkę "Wszechświat kontra Alex Woods", w której jednym z wątków jest wspomagane samobójstwo i wyprawa w tym celu do Szwajcarii oraz równie dobry film "Wszystko poszło dobrze" reż. F. Ozon.
17:49 Mówienie o rzeczach, dotykających tabu albo niewpisujących się w schematy społeczne jest skazane na ostracyzm w dzisiejszym świecie, i możemy zaklinać rzeczywistość, ale niestety tak jest i obawiam się, że prędko się to nie zmieni.
Ciężki temat, ale dający do myślenia. Trudno sobie nawet wyobrazić bycie w takiej sytuacji, a co dopiero podejmowanie decyzji. Współczuję każdemu, kto tego doświadczył...
Kochani. Jestem pełna podziwu dla Was. Jesteście bardzo odważni, odpowiedzialni. Temat,który poruszyliście jest ogólnie bardzo trudny i złożony a w naszym kraju wręcz niedotykalny. Dlatego mój dla Was szacun🙏🏻👌Wykonaliście perfekcyjną robotę👍❤️
Bardzo Ci dziękujemy 🥰❤️
Obecnie czytam, dziękuję za polecenie. Pozdrawiam serdecznie
Dla mnie jednym z najwspanialszych przejawów miłości jest uszanowanie decyzji osoby, którą kocham. Niezwykle trudne, bolesne, a właściwie nie ma na to słów. Jestem całym sercem za tym, aby każdy z nas miał szansę na godne odejście, kiedy mamy jeszcze możliwość świadomego stanowienia o sobie.
Kochani...od niedawna " popadłam" w oglądanie i słuchanie WAS I WASZYCH FANTASTYCZNYCH CÓREK...Dzięki, że jesteście. Nie znam tej książki ale pozwolę sobie na ustosunkowanie się do tematu...w dwóch wersjach. Wersja nr 1...jako osoba nie wierząca...Człowiek jest tym najmądrzejszym na planecie Ziemia, wolność jest jego podstawowym prawem, Ma też prawo się bać i nie musi uznawać cierpienia za jakiekolwiek dobro. Ma prawo być nawet tchórzem. W końcu (choć to nie on zdecydował o tym, że żyje) ma w swoim mniemaniu prawo do decydowania o tym kiedy i jak odejdzie. Czy to egoizm?...nie wiem...ja to widzę jako zlepek kilku składowych.: egoizm, strach, bunt, empatia (bliscy), pycha (jak nie ja to kto), żal i ból i pewnie u niektórych złość np na los.. Trudno tego nie zrozumieć, nie współczuć. Nawet gdy samemu myśli się o tym zupełnie inaczej. Zawsze było mi bardzo żal samobójców. Wyobrażałam sobie, że to co czuli, co ich do tego pchnęło musiało być straszne (nawet gdy tylko dla nich a nie obiektywnie.) Wersja nr 2...jako osoba wierząca. Wtedy jest inaczej...bo właśnie wtedy może okazać się np jak słaba jest moja wiara. Że niby wierzę Bogu ...ALE. Trzeba być albo bardzo silnym psychicznie albo głęboko wierzącym aby umieć ze spokojem przyjąć na klatę taką ( i inne ) diagnozę. I tu włączam mądrą i piękną i silną (wbrew pozorom) POKORĘ.. I zamiast stawiać siebie na miejscu decyzyjnym....stawiam (wybranego przeze mnie) Boga. A wierząc wiem, że On wie lepiej, wie co i jak i kiedy i gdzie i dlaczego. On z cierpienia czyni coś bardzo wartościowego. On doceni TAM wszelkie cierpienia i ofiary. Wiem jak trudno jest znieść fakt, że "dla kogoś będziemy ciężarem" ale czasem może się okazać, że właśnie ten ciężar będzie dla nich największym błogosławieństwem. Zawsze tak naprawdę jesteśmy samotni w umieraniu. Często sobie o tym myślę czy nie wierząc w Boga...zniosłabym aż taką samotność. Wiara to nie wiedza...ja często tak wielu spraw nie rozumiem ale wiem dobrze, że to, że nie rozumiem, nie widzę lub nawet nie chcę...nie oznacza, że GO nie ma. Gdy zamieniam pychę na zawierzenie MU...jest łatwiej. Choć czasem ta walka z własną pychą (że ja wiem lepiej, że to całkiem nie logiczne i bez sensu) jest cholernie trudna. Tak czy inaczej....dla mnie pychą jest uważać, że się wie jak będzie, że się nie zakłada niczego nieprzewidzianego, że z góry pozbawia się jednym cięciem nadziei. Życie nauczyło mnie, że bardzo wiele razy takie myślenie dostaje po nosie i lekarzom wielokrotnie opadają szczęki ze zdziwienia. Bo tak naprawdę nie odkryliśmy nigdy cudów jakie skrywa ludzki mózg. Tysiące razy zaskakuje naukowców. Więc cuda nawet te całkiem przyziemne mogą nas nie raz zaskoczyć. Ile ludzi mających powalające i beznadziejne diagnozy...budzi się nagle ze śpiączki i to w całkiem niezłym stanie. Ile dzieci rodzi się zdrowych mimo strasznych diagnoz. Ile pojawia się leków eksperymentalnych lub szalonych pomysłów medycyny alternatywnej, które okazują się skuteczne. I dlatego to co planuje to małżeństwo jest wg mnie NIE DANIEM SZANSY NIE TYLKO BOGU ALE I SOBIE. Z całego serca Was pozdrawiam...Maria.
Wspaniałe to Marta ujęłaś, podsumowała komentarzem do którego ciężko sie już odnieść czy tez podważyć to co napisałaś. Bardzo Ci dziękujemy ❤️
Ale piękny komentarz... Aż się wzruszyłam... ❤
Uwielbiam, że poruszacie tak różne i trudne tematy ❤
Też tak sądzę. Człowiek powinien mieć prawo do podejmowania decyzji o swoim życiu. A akceptacja( uszanowanie) tej jego świadomej decyzji jest najpiękniejszym i ostatecznym wyrazem miłości. Moim zdaniem, cierpienie tylko wtedy jest akceptowalne, jeżeli łączy się z nadzieją. Pięknie, ciepło i wzruszająco potraktowaliście ten temat.
Osobiscie uwazam i chcialabym aby prawo nie zabranialo GODNEGO odejscia ,ale nie chcialabym obarczac tym swoich dzieci ani innych , bo to jest okropna decyzja nie pozwalajaca zapomniec tym ktorzy beda brac w tym udzial. OTO JEST PYTANIE ! o ktorym czasami mysle , jak to zalatwic aby nie skazac chorego na cierpienie fizyczne , a innych na cierpienie psychiczne. Skazanie ludzi na okrutne cierpienie jest nieludzkie i wymyslone przez ludzi ktorzy uwielbiaja patrzec na cierpienia innych .
Bardzo dojmujące jest to co napisałeś i faktycznie aspekty poruszone przez Ciebie należy wziąć pod uwagę. Niestety nie znamy odpowiedzi na zadane pytanie i nie wiem czy ktokolwiek zna. Ściskamy serdecznie ❤️
Mój mąż miał alzheimera w postaci genetycznej, galopującej, bardzo rzadko spotykanej, w której przechodzi się "na drugą stronę" w czwartej dekadzie życia. W naszym przypadku w wieku 38 lat. Tempo rozwijania się choroby było niebywałe. Teraz nasze dzieci mają 5i 6 lat a jego nie ma już 3 lata. Myślę, że taka śmierć którą się wybiera jest po prostu sposobem na śmierć godną, świadome pożegnanie i śmierć przy kimś bliskim. Mimo, że na tamten moment coś takiego nie mieściło by mi się w głowie, to z perspektywy doświadczeń, umieranie w szpitalu, bez bliskich, przy posocznicy i zapaleniu płuc, będąc karmionym przez sondę , z ogromnym obrzękiem na stopach i dłoniach, z zupełną nieświadomością czegokolwiek, to śmierć której nikt by sobie nie życzył i my kochając tą osobę też nie chcielibyśmy dla niej takiej śmierci ,wiedząc ,że będzie taka. A poza wszystkim, śmierć zawsze przychodzi nie w porę, chociaż każdy ma trochę inny scenariusz, nie każdemu jest pisany alzheimer czy demencja. Tak czy siak życzę wam wszystkiego wspaniałego i jeszcze wielu cudownych wspólnych lat.
No to życie Was bardzo doświadczyło Aniu, do tego doszły małe dzieci, współczuje bardzo i wysyłam dużo dobrej energii a Tobie w szczególności sily ❤️
@@literaccy Dziękuję z a dobre słowo i za to co robicie ☺️ wszystkiego dobrego ☺️
Odnośnie poruszanego tematu, polecam świetną książkę "Wszechświat kontra Alex Woods", w której jednym z wątków jest wspomagane samobójstwo i wyprawa w tym celu do Szwajcarii oraz równie dobry film "Wszystko poszło dobrze" reż. F. Ozon.
17:49 Mówienie o rzeczach, dotykających tabu albo niewpisujących się w schematy społeczne jest skazane na ostracyzm w dzisiejszym świecie, i możemy zaklinać rzeczywistość, ale niestety tak jest i obawiam się, że prędko się to nie zmieni.
❤❤
Moja mama choruje zaczęło się w wieku 69 lat - teraz ma 73 i bardzo szybko postępuje proces. Ta choroba bardzo „ rozwala „ cała rodzinę.
Czy moge zapytac o Żulczyka jaka książkę warto kupić ?
Dziekuje
Jestem po lekturze "motyla" z polecenia zuzy... ciezki temat
Ciężki temat, ale dający do myślenia. Trudno sobie nawet wyobrazić bycie w takiej sytuacji, a co dopiero podejmowanie decyzji. Współczuję każdemu, kto tego doświadczył...
Czy ktoś może pamięta w którym odcinku pani Małgosia opowiada o " Rzeczach osobistych" Karoliny Sulej?
jeśli Państwo nie czytali to polecam - Zanim się Pojawiłeś Jojo Moyes, na podstawie tej książki jest też film
Nie czytaliśmy, dziękujemy ❤️
Mój tata ma początki Alzhaimera. Ciężki temat.
❤❤❤❤