Tekst (fajnie by był jakby ktoś wrzucił na tekstowo.pl) Krvavy To zaczyna zie niewinnie tak jak w genesis Wiec w ciemnosci siedzisz oddzielony od swiatlosci Gdy ostatnio miales gosci Zamknales drzwi na klucz Bo w swej zlosci do ludzkosci Zgotowalbys im pucz Slowny i duchowny cos odcina dostawy Wiary jakby gruczoly Obumarly badz skarlowacialy Nosisz pietno zmiany ktore szepcze na ranieniu bo Z tylu glowy miejsce skradla w oka mgnieniu pustka Ktora trzyma cie w milczeniu i nie chce ustac Nie masz nic do powiedzenia tylko czujesz w ustach Gorycz istnienia śliną stawia znak równości Między symbolami cczej wieczności jak i doczesności Wzór przydaje się przy obliczaniu granic Rachunek prawdopodobieństwa, czy się zranić czy nie Wola życia ogranicza w tym aspekcie Gdy złamiesz pióro tak, że się skończy na kleksie Zamykasz się sam w sobie nie potzrebne są ci klucze Gdy już już potrafisz uciec, wewnętrzne uniwersum Wytworzyłeś (?) w głowie Wersal jako symbol hedonizmu Tylko po to by go spalić jako jeden z ekstremistów Wyrzuciłeś zegar bo przestawał dawać ci wskazówki Jak masz przeżyć od nieszpory aż do jutrzni Więc prowadzisz sam ze sobą setki niemych dywagacji wspierając nieświadomie efekt dylatacji czasu Poszerzasz myśli zasób i zwiększasz grawitacje Czarna dziura zaprasza co wieczór na kolację Gdzieś za horyzontem zdarzeń tracą się informacje Uczucia, emocje przynoszą anihilację To twoje miejsce straceń gdy dzień po dniu Trzymasz głowę na pniu i czekasz na jebany cud A za tobą czai się chłód Wszędzie poznasz ten chód Może to Bóg, albo jeden z jego sług Ref. Nic już nie ma znaczenia kiedy zamarza niebo Zdycha niewinna istota I więdnie każde drzewo Są tacy co bredzą Że jest jakaś inna droga Ucieczki z tego świata Nawat nie jest mi ich szkoda Bo trzeba mieć godność By patrzeć w oczy chorobie To nie skończy się na grobie Idzie masowa zagłada Tu staną razem z tłumem I razem krzykną biada Panie zostawiłeś nas w momencie gdy nasz świat upada! 303 Pytanie jak się skończy jak już wejdą ci do żył wszystkie krwinki umierają Neron chce spalić twój Rzym Z myśli pozostaje dym no bo dziś za duża wiedza Moze zabrac prawo nawet do powszedniego chleba Nie zobaczyles nieba, nie odwiedziłeś piekła Pozostała cząstka ciebie reszta swiata gdzies uciekla Wez tu sie w szeregu ustaw, ludiz bez twarzy Co nie widzą i nie slysza no i nie potrafia marzyć Zakneblowane usta i otchłań kosmosu Demiurg miał na rebeliantow w sumie bardzo prosty sposob Pozbawić ich zludzeń i okraść z nadziei Nikt z nas by sie nie urodził gdybyśmy kurwa wiedzieli Galaktyka co chłodem łamie, największe dranie zawsze miękną głupi chamie kim jesteś w obliczu gwiazd Myślę, że już nadszedł czas, no to ladnie się przedstawię Zawładnąłem całym tobą i na pewno cię nie zbawię Tolerancja rośnie proszki, smak w mordzie ciągle gorzki Modliłeś się do wszystkich bogów nie okazał troski żaden Biegnij za stadem, a może tam ich nie ma Uwięziony w pasach egzystencjalny dylemat Życie to trudny temat zwłaszcza w twoim połżeniu Mogli wykryć tę chorobę jakoś w piątym pokoleniu wstecz A teraz becz, zamknięty w izolatce Czarna dziura już zgłodniała no i czeka na dawcę Energii, pokarmu czy jak wolisz mięsa Nie wywiniesz się od kary coraz mocniej ściska pętla Pamiętasz to przysłowie, jest takie dostojne Jeśli pragniesz pokoju to szykuj się na wojnę Demony są bardzo chojne jeśli chodzi o udrękę Wpadłeś? Super, no to pięknie, zaprowadzę cię za rękę Na (?) świata nie bój się stawiać żadnych kroków Witamy Cię kochany w domu fałszywych proroków! Ref. Nic już nie ma znaczenia kiedy zamarza niebo Zdycha niewinna istota I więdnie każde drzewo Są tacy co bredzą Że jest jakaś inna droga Ucieczki z tego świata Nawat nie jest mi ich szkoda Bo trzeba mieć godność By patrzeć w oczy chorobie To nie skończy się na grobie Idzie masowa zagłada Tu staną razem z tłumem I razem krzykną biada Panie zostawiłeś nas w momencie gdy nasz świat upada! Okrótna zdrada to opuścić swoich ludzi A Bóg uciekł pierwszy o nawet sie nie trudził by zostawić po sobie coś by przytulić do serca Dezerter, okrótnik, wizjoner i morderca Przecież wiedziałeś, te wszystkie święte krzyki Miały nas uratować to tylko fałszywe dźwięki Żeby sprowokować, obudzić najgłębsze lęki Przed tobą klęczą wierni których kurwa chcesz potępić
To zaczyna się niewinnie tak jak w genesis Wiec w ciemnosci siedzisz oddzielony od swiatlosci Gdy ostatnio miales gosci Zamknales się na klucz Bo w swej złosci do ludzkości Zgotowałbys im pucz Słowny i duchowny coś odcina dostawy Wiary jakby gruczoły Obumarly badz skarłowaciały Nosisz piętno zmiany które szepcze na ranieniu bo Z tylu glowy miejsce skradla w oka mgnieniu pustka Ktora trzyma cie w milczeniu i nie chce ustac Nie masz nic do powiedzenia tylko czujesz w ustach Suchość istnienia śliną stawia znak równości Między symbolami cczej wieczności jak i doczesności Wzór przydaje się przy obliczaniu granic Rachunek prawdopodobieństwa, czy się zranić czy nie Wola życia ogranicza w tym aspekcie Gdy złamiesz pióro tak, że się skończy na kleksie Zamykasz się sam w sobie nie potrzebne są ci klucze Gdy już już potrafisz uciec, wewnętrzne uniwersum Wyrzeźbiłeś w głowie Wersal jako symbol hedonizmu Tylko po to by go spalić jako jeden z ekstremistów Wyrzuciłeś zegar bo przestawał dawać ci wskazówki Jak masz przeżyć od nieszpory aż do jutrzni Więc prowadzisz sam ze sobą setki niemych dywagacji wspierając nieświadomie efekt dylatacji czasu Poszerzasz myśli zasób i zwiększasz grawitacje Czarna dziura zaprasza co wieczór na kolację Gdzieś za horyzontem zdarzeń tracą się informacje Uczucia, emocje przychodzą anihilację To twoje miejsce straceń gdy dzień po dniu Trzymasz głowę na pniu i czekasz na jebany cud A za tobą czai się chłód Wszędzie poznasz ten chód Może to Bóg, albo jeden z jego sług Ref. Nic już nie ma znaczenia kiedy zamarza niebo Zdycha niewinna istota I więdnie każde drzewo Są tacy co bredzą Że jest jakaś dziwna droga Ucieczki z tego świata Nawet nie jest mi ich szkoda Bo trzeba mieć godność By patrzeć w oczy chorobie To nie skończy się na grobie Idzie masowa zagłada Tu staną razem z tłumem I razem krzyczą biada Panie zostawiłeś nas w momencie gdy nasz świat upada! 303 Pytanie jak się skończy jak już wlezą ci do żył wszystkie krwinki uciekają Neron chce spalić twój Rzym Z myśli pozostaje dym no bo dziś za duża wiedza Możesz zabrac prawo nawet do powszedniego chleba Nie zobaczyles nieba, nie doświadczyłeś piekła Pozostała tylko pustka reszta swiata gdzies uciekla Wez tu sie w szeregu ustaw, ludzi bez twarzy Co nie widzą i nie slysza no i nie potrafia marzyć Zakneblowane usta i otchłań kosmosu Demiurg miał na rebeliantow w sumie bardzo prosty sposob Pozbawić ich złudzeń i okraść z nadziei Nikt z nas by się nie urodził gdybyśmy kurwa nie chcieli Galaktyka co chłodem łamie, największe dranie zawsze miękną głupi chamie czym jesteś w obliczu gwiazd Myślę, że już nadszedł czas, no to ladnie się przedstawię Zawładnąłem całym tobą i na pewno cię nie zbawię Tolerancja rośnie proszki, smak w mordzie ciągle gorzki Modliłeś się do wszystkich bogów nie okazał troski żaden Biegnij za stadem, a może tam ich nie ma Uwięziony w pasach egzystencjalny dylemat Życie to trudny temat zwłaszcza w twoim połżeniu Mogli wykryć tę chorobę jakoś w piątym pokoleniu wstecz A teraz becz, zamknięty w izolatce Czarna dziura już zgłodniała no i czeka na dawcę Energii, pokarmu czy jak wolisz mięsa Nie wywiniesz się od kary coraz mocniej ściska pętla Pamiętasz to przysłowie, jest takie dostojne Jeśli pragniesz pokoju to szykuj się na wojnę Demony są bardzo chojne jeśli chodzi o udrękę Wpadłeś? Super, no to pięknie, zaprowadzę cię za rękę Na straży świata nie bój się stawiać pierwszych kroków Witamy Cię kochany w domu fałszywych proroków! Ref. Nic już nie ma znaczenia kiedy zamarza niebo Zdycha niewinna istota I więdnie każde drzewo Są tacy co bredzą Że jest jakaś dziwna droga Ucieczki z tego świata Nawat nie jest mi ich szkoda Bo trzeba mieć godność By patrzeć w oczy chorobie To nie skończy się na grobie Idzie masowa zagłada Tu staną razem z tłumem I razem krzyczą biada Panie zostawiłeś nas w momencie gdy nasz świat upada! Okrótna zdrada to opuścić swoich ludzi A Bóg uciekł pierwszy i nawet sie nie trudził by zostawić coś po sobie by go przytulić do serca Dezerter, okrótnik, wizjoner i morderca Przecież wiedziałeś, te wszystkie święte krzyki Miały nas uratować to tylko fałszywe dźwięki Żeby sprowokować, obudzić najgorsze lęki Przed tobą klęczą wierni których kurwa chcesz potępić Pozdrawiam. Hyron.
jeden z najlepszych
Kocham ten kawałek :)
Tekst (fajnie by był jakby ktoś wrzucił na tekstowo.pl)
Krvavy
To zaczyna zie niewinnie tak jak w genesis
Wiec w ciemnosci siedzisz oddzielony od swiatlosci
Gdy ostatnio miales gosci
Zamknales drzwi na klucz
Bo w swej zlosci do ludzkosci
Zgotowalbys im pucz
Slowny i duchowny cos odcina dostawy
Wiary jakby gruczoly
Obumarly badz skarlowacialy
Nosisz pietno zmiany ktore szepcze na ranieniu bo
Z tylu glowy miejsce skradla w oka mgnieniu pustka
Ktora trzyma cie w milczeniu i nie chce ustac
Nie masz nic do powiedzenia tylko czujesz w ustach
Gorycz istnienia śliną stawia znak równości
Między symbolami cczej wieczności jak i doczesności
Wzór przydaje się przy obliczaniu granic
Rachunek prawdopodobieństwa, czy się zranić czy nie
Wola życia ogranicza w tym aspekcie
Gdy złamiesz pióro tak, że się skończy na kleksie
Zamykasz się sam w sobie nie potzrebne są ci klucze
Gdy już już potrafisz uciec, wewnętrzne uniwersum
Wytworzyłeś (?) w głowie Wersal jako symbol hedonizmu
Tylko po to by go spalić jako jeden z ekstremistów
Wyrzuciłeś zegar bo przestawał dawać ci wskazówki
Jak masz przeżyć od nieszpory aż do jutrzni
Więc prowadzisz sam ze sobą setki niemych dywagacji wspierając nieświadomie efekt dylatacji czasu
Poszerzasz myśli zasób i zwiększasz grawitacje
Czarna dziura zaprasza co wieczór na kolację
Gdzieś za horyzontem zdarzeń tracą się informacje
Uczucia, emocje przynoszą anihilację
To twoje miejsce straceń gdy dzień po dniu
Trzymasz głowę na pniu i czekasz na jebany cud
A za tobą czai się chłód
Wszędzie poznasz ten chód
Może to Bóg, albo jeden z jego sług
Ref.
Nic już nie ma znaczenia
kiedy zamarza niebo
Zdycha niewinna istota
I więdnie każde drzewo
Są tacy co bredzą
Że jest jakaś inna droga
Ucieczki z tego świata
Nawat nie jest mi ich szkoda
Bo trzeba mieć godność
By patrzeć w oczy chorobie
To nie skończy się na grobie
Idzie masowa zagłada
Tu staną razem z tłumem
I razem krzykną biada
Panie zostawiłeś nas w momencie gdy nasz świat upada!
303
Pytanie jak się skończy jak już wejdą ci do żył
wszystkie krwinki umierają Neron chce spalić twój Rzym
Z myśli pozostaje dym no bo dziś za duża wiedza
Moze zabrac prawo nawet do powszedniego chleba
Nie zobaczyles nieba, nie odwiedziłeś piekła
Pozostała cząstka ciebie reszta swiata gdzies uciekla
Wez tu sie w szeregu ustaw, ludiz bez twarzy
Co nie widzą i nie slysza no i nie potrafia marzyć
Zakneblowane usta i otchłań kosmosu
Demiurg miał na rebeliantow w sumie bardzo prosty sposob
Pozbawić ich zludzeń i okraść z nadziei
Nikt z nas by sie nie urodził gdybyśmy kurwa wiedzieli
Galaktyka co chłodem łamie, największe dranie
zawsze miękną głupi chamie kim jesteś w obliczu gwiazd
Myślę, że już nadszedł czas, no to ladnie się przedstawię
Zawładnąłem całym tobą i na pewno cię nie zbawię
Tolerancja rośnie proszki, smak w mordzie ciągle gorzki
Modliłeś się do wszystkich bogów nie okazał troski żaden
Biegnij za stadem, a może tam ich nie ma
Uwięziony w pasach egzystencjalny dylemat
Życie to trudny temat zwłaszcza w twoim połżeniu
Mogli wykryć tę chorobę jakoś w piątym pokoleniu wstecz
A teraz becz, zamknięty w izolatce
Czarna dziura już zgłodniała no i czeka na dawcę
Energii, pokarmu czy jak wolisz mięsa
Nie wywiniesz się od kary coraz mocniej ściska pętla
Pamiętasz to przysłowie, jest takie dostojne
Jeśli pragniesz pokoju to szykuj się na wojnę
Demony są bardzo chojne jeśli chodzi o udrękę
Wpadłeś? Super, no to pięknie, zaprowadzę cię za rękę
Na (?) świata nie bój się stawiać żadnych kroków
Witamy Cię kochany w domu fałszywych proroków!
Ref.
Nic już nie ma znaczenia
kiedy zamarza niebo
Zdycha niewinna istota
I więdnie każde drzewo
Są tacy co bredzą
Że jest jakaś inna droga
Ucieczki z tego świata
Nawat nie jest mi ich szkoda
Bo trzeba mieć godność
By patrzeć w oczy chorobie
To nie skończy się na grobie
Idzie masowa zagłada
Tu staną razem z tłumem
I razem krzykną biada
Panie zostawiłeś nas w momencie gdy nasz świat upada!
Okrótna zdrada to opuścić swoich ludzi
A Bóg uciekł pierwszy o nawet sie nie trudził
by zostawić po sobie coś by przytulić do serca
Dezerter, okrótnik, wizjoner i morderca
Przecież wiedziałeś, te wszystkie święte krzyki
Miały nas uratować to tylko fałszywe dźwięki
Żeby sprowokować, obudzić najgłębsze lęki
Przed tobą klęczą wierni których kurwa chcesz potępić
Trochę kapa ten tekst, dużo do poprawki ;)
+hyron zaproponuj zmiany, jeśli możesz. Będę wdzięczny.
To zaczyna się niewinnie tak jak w genesis
Wiec w ciemnosci siedzisz oddzielony od swiatlosci
Gdy ostatnio miales gosci
Zamknales się na klucz
Bo w swej złosci do ludzkości
Zgotowałbys im pucz
Słowny i duchowny coś odcina dostawy
Wiary jakby gruczoły
Obumarly badz skarłowaciały
Nosisz piętno zmiany które szepcze na ranieniu bo
Z tylu glowy miejsce skradla w oka mgnieniu pustka
Ktora trzyma cie w milczeniu i nie chce ustac
Nie masz nic do powiedzenia tylko czujesz w ustach
Suchość istnienia śliną stawia znak równości
Między symbolami cczej wieczności jak i doczesności
Wzór przydaje się przy obliczaniu granic
Rachunek prawdopodobieństwa, czy się zranić czy nie
Wola życia ogranicza w tym aspekcie
Gdy złamiesz pióro tak, że się skończy na kleksie
Zamykasz się sam w sobie nie potrzebne są ci klucze
Gdy już już potrafisz uciec, wewnętrzne uniwersum
Wyrzeźbiłeś w głowie Wersal jako symbol hedonizmu
Tylko po to by go spalić jako jeden z ekstremistów
Wyrzuciłeś zegar bo przestawał dawać ci wskazówki
Jak masz przeżyć od nieszpory aż do jutrzni
Więc prowadzisz sam ze sobą setki niemych dywagacji wspierając nieświadomie efekt dylatacji czasu
Poszerzasz myśli zasób i zwiększasz grawitacje
Czarna dziura zaprasza co wieczór na kolację
Gdzieś za horyzontem zdarzeń tracą się informacje
Uczucia, emocje przychodzą anihilację
To twoje miejsce straceń gdy dzień po dniu
Trzymasz głowę na pniu i czekasz na jebany cud
A za tobą czai się chłód
Wszędzie poznasz ten chód
Może to Bóg, albo jeden z jego sług
Ref.
Nic już nie ma znaczenia
kiedy zamarza niebo
Zdycha niewinna istota
I więdnie każde drzewo
Są tacy co bredzą
Że jest jakaś dziwna droga
Ucieczki z tego świata
Nawet nie jest mi ich szkoda
Bo trzeba mieć godność
By patrzeć w oczy chorobie
To nie skończy się na grobie
Idzie masowa zagłada
Tu staną razem z tłumem
I razem krzyczą biada
Panie zostawiłeś nas w momencie gdy nasz świat upada!
303
Pytanie jak się skończy jak już wlezą ci do żył
wszystkie krwinki uciekają Neron chce spalić twój Rzym
Z myśli pozostaje dym no bo dziś za duża wiedza
Możesz zabrac prawo nawet do powszedniego chleba
Nie zobaczyles nieba, nie doświadczyłeś piekła
Pozostała tylko pustka reszta swiata gdzies uciekla
Wez tu sie w szeregu ustaw, ludzi bez twarzy
Co nie widzą i nie slysza no i nie potrafia marzyć
Zakneblowane usta i otchłań kosmosu
Demiurg miał na rebeliantow w sumie bardzo prosty sposob
Pozbawić ich złudzeń i okraść z nadziei
Nikt z nas by się nie urodził gdybyśmy kurwa nie chcieli
Galaktyka co chłodem łamie, największe dranie
zawsze miękną głupi chamie czym jesteś w obliczu gwiazd
Myślę, że już nadszedł czas, no to ladnie się przedstawię
Zawładnąłem całym tobą i na pewno cię nie zbawię
Tolerancja rośnie proszki, smak w mordzie ciągle gorzki
Modliłeś się do wszystkich bogów nie okazał troski żaden
Biegnij za stadem, a może tam ich nie ma
Uwięziony w pasach egzystencjalny dylemat
Życie to trudny temat zwłaszcza w twoim połżeniu
Mogli wykryć tę chorobę jakoś w piątym pokoleniu wstecz
A teraz becz, zamknięty w izolatce
Czarna dziura już zgłodniała no i czeka na dawcę
Energii, pokarmu czy jak wolisz mięsa
Nie wywiniesz się od kary coraz mocniej ściska pętla
Pamiętasz to przysłowie, jest takie dostojne
Jeśli pragniesz pokoju to szykuj się na wojnę
Demony są bardzo chojne jeśli chodzi o udrękę
Wpadłeś? Super, no to pięknie, zaprowadzę cię za rękę
Na straży świata nie bój się stawiać pierwszych kroków
Witamy Cię kochany w domu fałszywych proroków!
Ref.
Nic już nie ma znaczenia
kiedy zamarza niebo
Zdycha niewinna istota
I więdnie każde drzewo
Są tacy co bredzą
Że jest jakaś dziwna droga
Ucieczki z tego świata
Nawat nie jest mi ich szkoda
Bo trzeba mieć godność
By patrzeć w oczy chorobie
To nie skończy się na grobie
Idzie masowa zagłada
Tu staną razem z tłumem
I razem krzyczą biada
Panie zostawiłeś nas w momencie gdy nasz świat upada!
Okrótna zdrada to opuścić swoich ludzi
A Bóg uciekł pierwszy i nawet sie nie trudził
by zostawić coś po sobie by go przytulić do serca
Dezerter, okrótnik, wizjoner i morderca
Przecież wiedziałeś, te wszystkie święte krzyki
Miały nas uratować to tylko fałszywe dźwięki
Żeby sprowokować, obudzić najgorsze lęki
Przed tobą klęczą wierni których kurwa chcesz potępić
Pozdrawiam.
Hyron.
To tu nawiają dwie osoby? Tekst hyrona znacznie lepszy ale "uciekasz w wenwętrzne uniwersa" liczba mnoga
"Uczucia, emocje przechodzą anihlilacje"