Iloczas to zło straszne. Mam dokładnie tak samo jak Ty, uczę się niderlandzkiego i po wielu godzinach nauki dziś czasami udaje mi się trafić, czasami nie. Mój ulubiony przykład to HUUR i HUR. Co do różnic w wymowie język potoczny a język oficjalny, to dla mnie włoski bije na głowę. Tutaj dochodzą jeszcze różnice regionalne, które są horrendalne. Osobę z Mediolanu rozumiem świetnie, zaś z Neapolu - no jest trudno, nie powiem. Wymowa ulicy całkowicie się różni od wymowy oficjalnej i mam to szczęście mieć partnera Włocha, który rzadko mówi w oficjalnym włoskim i ja się uczę od niego, a potem jak coś powiem (dokładnie tak jak on), to mnie poprawia: nie mów tak, tak się nie powinno mówić! :D Pozdrawiam:)
Ja już ze 2 lata uczę się japońskiego i muszę powiedzieć, że jest on naprawdę trudny. Po pierwsze zupełnie odmienne pismo sprawia, że czytam wolno i przy krótkich tekstach jeszcze jest spoko co przy długich aż się odechciewa czytać bo nie przychodzi to tak naturalnie jak używając łacińskich liter. Po drugie szyk zdania jest inny i przez to trzeba zmienić nieco sposób myślenia jak chce się coś powiedzieć, już trochę się przyzwyczaiłem ale dalej mnie zagina jak muszę powiedzieć coś dłuższego. sama nauka znaków nie jest taka trudna bo niektóre po prostu same zostają w głowie i wydają się bardzo naturalne po używaniu ich przez jakiś czas, tu muszę przyznać że są wygodne bo patrząc na nie od razu przychodzi znaczenie, ale i w innych językach to tak działa że np jak czyta się szybko to bardzo oczywiste słowa rozpoznaje się od razu, tylko że w japońskim są one krótkie i łatwiej przeczytać 蝶 jak się zna niż schmetterling, więc tekst jest bardziej zbity i pewnie jakbym był bardziej przyzwyczajony do pisma to wolałbym tą krótszą wersję. Ostatnie co mi przychodzi do głowy to nazwy własne i imiona które mają bardzo trudne do poprawnego odgadnięcia czytania niekiedy np 天使 (tenshi) oznacza anioła ale jako imię te znaki można czytać jako (Amatsuka), albo jak się jest na jakiejś mało znanej wiosce nie wiadomo jak przeczytać nazwę miejsca poprawnie. To moje główne bolączki w starciu z tym językiem ale jakoś idę naprzód.
7 місяців тому
To ostatnie powinni przeczytać ci, którzy narzekają, że angielski jest mało transparentny🙃
Może jakby mieć wypreparowane materiały to tyle czasu zajmie nauka. Ale strasznie dużo czasu zajmuje też obróbka materiału, czyli wyszukiwanie słów, tłumaczenie ich, wymyślanie do nich zdań, których to zdań dopiero się uczymy. Oczywiście czas poświęcony na obróbkę materiału nie jest bezowocny, ale jakby mieć niewolnika, który wypisze wszystkie słowa z danej powieści, przetłumaczy je, utworzy przykładowe zdania i da mi wyłącznie fiszki do nauki, to uczyłbym się w mig xd
7 місяців тому
Dokładnie. Dlatego też trzeba doliczyć czas na polowanie na materiały i ogarnianie ich. I w efekcie rzadszy język choć łatwiejszy może wymagać więcej czasu. Nieraz siedzę na lekcji i myślę sobie, że gdyby mi tak ktoś wszystko wyjaśniał jak ja moim uczniom, to szło by dwa razy szybciej.
No ja np. przestałem się uczyć szwedzkiego, ponieważ nie umiałem efektywnie pozyskiwać materiałów. Oglądałem szwedzki film i wyłuskiwałem z niego słowa, potem starałem się coś z nich utworzyć, ale mimo że miałem osobno zapis wszystich dialogów z filmu, to i tak pozyskiwanie tych słów zajmowało koszmarnie długo. Godzinę siedziałem nad rozszyfrowaniem pięciu słów i uznałem, że to nie ma sensu. Język fonetycznie prostszy opanuję 10x szybciej.
7 місяців тому
@@pustygrob5837 Tak właśnie odpuścił szwedzki mój syn. Używa go w pracy, bilety kupi i o drogę zapyta, ale ciekawych materiałów jak na lekarstwo, gotowców zero a w tym czasie ogarnął hiszpański głównie na piosenkach. Ale znalezienie piosenki po hiszpańsku z tłumaczeniem to pestka.
Iloczas to zło straszne. Mam dokładnie tak samo jak Ty, uczę się niderlandzkiego i po wielu godzinach nauki dziś czasami udaje mi się trafić, czasami nie. Mój ulubiony przykład to HUUR i HUR.
Co do różnic w wymowie język potoczny a język oficjalny, to dla mnie włoski bije na głowę. Tutaj dochodzą jeszcze różnice regionalne, które są horrendalne. Osobę z Mediolanu rozumiem świetnie, zaś z Neapolu - no jest trudno, nie powiem. Wymowa ulicy całkowicie się różni od wymowy oficjalnej i mam to szczęście mieć partnera Włocha, który rzadko mówi w oficjalnym włoskim i ja się uczę od niego, a potem jak coś powiem (dokładnie tak jak on), to mnie poprawia: nie mów tak, tak się nie powinno mówić! :D
Pozdrawiam:)
Ja już ze 2 lata uczę się japońskiego i muszę powiedzieć, że jest on naprawdę trudny. Po pierwsze zupełnie odmienne pismo sprawia, że czytam wolno i przy krótkich tekstach jeszcze jest spoko co przy długich aż się odechciewa czytać bo nie przychodzi to tak naturalnie jak używając łacińskich liter. Po drugie szyk zdania jest inny i przez to trzeba zmienić nieco sposób myślenia jak chce się coś powiedzieć, już trochę się przyzwyczaiłem ale dalej mnie zagina jak muszę powiedzieć coś dłuższego. sama nauka znaków nie jest taka trudna bo niektóre po prostu same zostają w głowie i wydają się bardzo naturalne po używaniu ich przez jakiś czas, tu muszę przyznać że są wygodne bo patrząc na nie od razu przychodzi znaczenie, ale i w innych językach to tak działa że np jak czyta się szybko to bardzo oczywiste słowa rozpoznaje się od razu, tylko że w japońskim są one krótkie i łatwiej przeczytać 蝶 jak się zna niż schmetterling, więc tekst jest bardziej zbity i pewnie jakbym był bardziej przyzwyczajony do pisma to wolałbym tą krótszą wersję. Ostatnie co mi przychodzi do głowy to nazwy własne i imiona które mają bardzo trudne do poprawnego odgadnięcia czytania niekiedy np 天使 (tenshi) oznacza anioła ale jako imię te znaki można czytać jako (Amatsuka), albo jak się jest na jakiejś mało znanej wiosce nie wiadomo jak przeczytać nazwę miejsca poprawnie. To moje główne bolączki w starciu z tym językiem ale jakoś idę naprzód.
To ostatnie powinni przeczytać ci, którzy narzekają, że angielski jest mało transparentny🙃
24 tygodnie razy 24 godziny chyba🙃
Może jakby mieć wypreparowane materiały to tyle czasu zajmie nauka. Ale strasznie dużo czasu zajmuje też obróbka materiału, czyli wyszukiwanie słów, tłumaczenie ich, wymyślanie do nich zdań, których to zdań dopiero się uczymy. Oczywiście czas poświęcony na obróbkę materiału nie jest bezowocny, ale jakby mieć niewolnika, który wypisze wszystkie słowa z danej powieści, przetłumaczy je, utworzy przykładowe zdania i da mi wyłącznie fiszki do nauki, to uczyłbym się w mig xd
Dokładnie. Dlatego też trzeba doliczyć czas na polowanie na materiały i ogarnianie ich. I w efekcie rzadszy język choć łatwiejszy może wymagać więcej czasu. Nieraz siedzę na lekcji i myślę sobie, że gdyby mi tak ktoś wszystko wyjaśniał jak ja moim uczniom, to szło by dwa razy szybciej.
No ja np. przestałem się uczyć szwedzkiego, ponieważ nie umiałem efektywnie pozyskiwać materiałów. Oglądałem szwedzki film i wyłuskiwałem z niego słowa, potem starałem się coś z nich utworzyć, ale mimo że miałem osobno zapis wszystich dialogów z filmu, to i tak pozyskiwanie tych słów zajmowało koszmarnie długo. Godzinę siedziałem nad rozszyfrowaniem pięciu słów i uznałem, że to nie ma sensu. Język fonetycznie prostszy opanuję 10x szybciej.
@@pustygrob5837 Tak właśnie odpuścił szwedzki mój syn. Używa go w pracy, bilety kupi i o drogę zapyta, ale ciekawych materiałów jak na lekarstwo, gotowców zero a w tym czasie ogarnął hiszpański głównie na piosenkach. Ale znalezienie piosenki po hiszpańsku z tłumaczeniem to pestka.
W dodatku Szwedzi zachowują się, jakby nie mieli swojej kultury. Nawet śpiewają głównie po angielsku, co mnie obrzydza.