NIEPŁODNOŚĆ W KSIĄŻCE HOOVER Jeśli dla kogoś jest to wrażliwy temat, polecam pominąć moją opinię 39:32-49:41 Poniżej dodaję sprostowanie tego, co powiedziałam w filmie. Uprzedzam, że mój komentarz od pewnego momentu będzie zawierał spojlery, bo bez nich nie uda mi się odpowiednio zarysować tematu. Komentarze pod filmem uświadomiły mi, że moja opinia mogła sprawić przykrość osobom, którym temat jest bliski, dlatego chciałabym zaznaczyć, że odnosi się ona wyłącznie do opisanego w książce przypadku. Wierzę w to, że nie każda cierpiąca na niepłodność osoba zachowuje się tak jak Quinn i nie mam tu na myśli silnych negatywnych emocji związanych z niemożnością posiadania dziecka. Takie emocje się NATURALNE, nie atakuję ich tutaj i nie bagatelizuję samego tematu niepłodności. Moje słowa nie odnoszą się do przeżyć każdej kobiety, mówię WYŁĄCZNIE o Quinn, która według mnie nie jest dobrą bohaterką. Nie wiem jak odbierają jej kreację osoby bezpośrednio związane z tematem, ale dla mnie - jako osoby postronnej - przynosi więcej krzywdy niż pożytku i jest wręcz osobą toksyczną. Nie przez swoją niepłodność, ale przez emocjonalną niedostępność, egoizm w przeżywaniu smutku i fiksację. PONIŻEJ ZACZNĄ SIĘ SPOJLERY Quinn jest wręcz toksyczna. Nie rozmawia ze swoim mężem, ale wymaga od niego bezgranicznego wsparcia i zrozumienia, a sama zapomina, że niepłodność nie dotknęła wyłącznie jej. Prawda, to jej bezpośrednio dotyczy to nieszczęście, ale dziecko z reguły ma się z kimś i jeśli ta osoba postanawia kontynuować relację, to jest to również jej ból. Graham również bardzo chciał być ojcem, ale jeszcze bardziej chciał być wsparciem dla swojej żony, jednak ona mu na to nie pozwala. Dusiła w sobie wszelkie emocje, krzywdząc tym zarówno siebie, jak i męża. Jako czytelnicy poznajemy Grahama jako bardzo wyrozumiałego człowieka, który zrobiłby dla Quinn wszystko, a że to ona opowiada nam tę historię, sama musi być tego świadoma. Zamiast chociaż spróbować zaakceptować jego pomoc, odcina się od niego zarówno emocjonalnie, jak i fizycznie. Kiedy są sami w domu, trzyma się na dystans, dochodzi nawet do tego, że stara się na Grahama nawet nie patrzeć i unikać rozmów w obawie, że dojdzie do zbliżenia. Graham wyrzuca jej, że w dniu, w którym przelała się fala goryczy, Quinn powiedziała do niego tylko jedno słowo - „dobranoc”. Tak nie zachowuje się dojrzała emocjonalnie osoba, która wierzy, że nie mówiąc o swoich problemach, nie będzie ciężarem dla ukochanego. A jeśli wybiera taki styl komunikacji, niech nie liczy na wyrozumiałość, bo skąd tę wyrozumiałość brać? Każdy ma jakąś granicę cierpliwości, nic więc dziwnego, że Graham - zamiast pomyśleć, że Quinn go „odciążą” - zaczął obwiniać samego siebie i stopniowo odpuszczać walkę o ich relację. Co jeszcze robiła Quinn? W miejscach publicznych - w których nie mogło dojść do zbliżenia fizycznego - okazywała mu ogromną czułość, szukała jego dotyku, przytulała go i całowała, mimo że wiedziała, jak bardzo boli go to, że w domu trzyma go na dystans i jak bardzo nie rozumie tego, co stało się z ich idealną wcześniej relacją. Quinn sama potrzebowała jego bliskości, ale tylko w swoich bezpiecznych granicach, więc zamiast przegadać temat z Grahamem i ustalić wspólne granice, bohaterka jak zwykle wybierała siebie. Według mnie to było obrzydliwe zachowanie, zwłaszcza że była go w pełni świadoma. Wiedziała, że robi źle, ale wciąż - zamiast porozmawiać ze swoim mężem, który ZROBIŁBY WSZYSTKO, aby jej pomóc i ją zrozumieć, po prostu coraz bardziej zakopywała siebie i ich relację w bagnie. Kolejna toksyczna cecha Quinn - pozwalała na przeżywanie smutku tylko sobie. Nie dała Grahamowi nawet okazji, aby podał jej pomocną dłoń i aby mogli przez to przejść razem. Nie była dla niego żadnym wsparciem emocjonalnym, a ponownie - niepłodność nie wpływała tylko na nią. Rozumiem, że to może być trudny temat i niełatwo o nim rozmawiać, ale nie jestem w stanie zrozumieć fiksacji - na żadnym polu. Po pierwsze - w życiu możemy mieć swoje plany i nadzieje, ale musimy być też gotowi, że nie uda nam się ich zrealizować. Mnie takie podejście przychodzi dość naturalnie, więc na zachowanie Quinn patrzyłam z dużym niezrozumieniem, stąd pewnie wzięła się moja frustracja. Uważam, że jeśli trudno było jej zaakceptować sytuację, w jakiej się znalazła, mogła spróbować szukać pomocy u specjalisty - indywidualnie i do skutku, a nie tłumaczyć się tym, że byli z Grahamem u psychologa, ale im się znudziło (co to w ogóle ma znaczyć?) Zamiast szukać rozwiązań, albo pozwolić sobie pomóc, Quinn postanowiła jednak odgrodzić się murem od męża. Da mnie taka postawa nie zasługuje na wyrozumiałość. Podkreślam, że mam takie podejście tylko do tej konkretnej bohaterki. I mówiłabym to samo w przypadku, gdyby Quinn cierpiała na depresję, albo nawet gdyby złamała nogę. Jeśli wiedziała, że jest coraz gorzej i swoim zachowaniem krzywdziła nie tylko siebie, ale także swoich najbliższych, a mimo to nie sięgnęła po rozwiązania, które w dalszej perspektywie mogłyby pomóc, bo raz zawiodły, to jak dla mnie na własne życzenie kręciła się w kółko. Ból i cierpienie w takich sytuacjach nie jest dla mnie usprawiedliwieniem jej postawy. To że ktoś nie może sobie poradzić - jest normalne, prośby o pomoc - są normalne, rozmowy, nawet częste i powtarzające się - są normalne; przytłoczenie, frustracja, poczucie że stoi się w miejscu - to wszystko jest normalne. Nawet przeżywanie bólu w samotności jest normalne i wszystko to zasługuje na współczucie. Jednak kiedy widzisz, że Twoja postawa źle wpływa na Ciebie, na osobę którą kochasz i na Waszą relację i postanawiasz tkwić w swoim marazmie - to normalne nie jest. Ta bohaterka miała warunki finansowe, życiowe i wsparcie emocjonalne, aby wyjść z fiksacji, ale nie potrafiła przekroczyć sama swoich granic, a o pomoc nie prosiła, więc podjęła wybór, którego konsekwencji nie byłam i wciąż nie jestem w stanie jej współczuć. Co nie oznacza, że jestem nieczuła na los ludzi, których niepłodność pozbawiła marzeń. Jestem, oczywiście, że tak, choć - mimo że chęć posiadania dziecka nie jest mi obca - mogę mieć inny poziom wrażliwości. Przyznam, że niewiele jest tematów dla mnie trudnych, a jeśli takie istnieją - to obracam je w żart. Stąd moja postawa względem Quinn. Ale względem prawdziwych osób, w prawdziwym życiu nie miałabym takiego podejścia. Chyba że byłyby tak toksyczne jak Quinn - w co wątpię.
Ja oszalałam na punkcie Aveline, bardzo mocno trafiają do mnie książki z tego gatunku - nostalgia na maxa ♥ Ostatnio nawet sięgnęłam po pierwszą część z kolejnej serii autora, mam nadzieję, że niedługo będzie wydana u nas!
Czytałam tę książkę o Aveline i tak mnie nastraszyła, chociaż jestem dorosła, że trzymam się z daleka od kolejnych (nawet nie sprawdzałam, czy są). Nie lubię się bać.
Z omawianego zestawu czytałam tylko ,,Szczelinę", którą skończyłam przedwczoraj. Jeszcze nie wiem, czy mi się podobała, ale mnie też z butów nie wyrzuciła. Najbardziej zainteresował mnie „Dobry materiał”, który podobał się też chyba Magdzie z getbooky. Z pewnością przesłucham. Od roku próbuję wychodzić ze swojej bańki czytelniczej, dlatego polecenie ,,Aveline Jones i ducha z Malmouth” świetnie wpasowuje się w moje poszukiwania pozycji, na które sama nie zwróciłabym uwagi. Piekło zamarza, bo po Twojej opinii o książce Hoover zaczynam rozważać, czy po nią nie sięgnąć!
Z grozy polecam "Przypadłość" Sablika. Z Hankus problem polega na tym, że tu się dzieje za wiele i za szybko. Ta powieść powinna mieć znacznie więcej stron. A tak akcja leci do przodu i... No właśnie. Dlatego "Prawiek" to literatura piękna, a Hankus nie 😁 mnie wystarszyl chyba tylko "Ring" ;)
A jeszcze mi cos przyszlo do głowy. Jesli szukasz grozy ambitnej, wymagającej i momentami rzeczywiście przerażającej to polecam "Miasta pod skałą" Huberatha. PS tez jest o piekle i zobaczysz, że to jest dopiero jazda bez trzymanki xD PSS i tez jest dużo obrzydliwości, ale to raczej Bosch. A finał, no cóż... Ma rozmach xD
@@shubiektywnie jeśli uda ci się dojść do momentu opisu wewnętrznej części piekła (z kościotrupami) to chyba jedna z bardziej przerażających rzeczy jakie czytałem xD aczkolwiek to nie jest typowy horror, raczej jakieś parareligijne weird fiction :)
Jeeeeeeej, ależ ci jestem wdzięczny! Robilem spis przeczytanych książek i miałem dziurę we wrześniu. Teraz już wiem, że to byl "Dziennik szalonego starca". Też tu są dewiacje i tez od połowy zaczyna się wszystko rozmywać. Czy czytałaś opowiadanie Tanizakiego "Królestwo w miniaturze"? PS w sumie nie wiem co ten mąż robił, ale to jest Japonia tego nie wyrozumisz 😁😁😁 czuję się jednak zaintrygowany.
Ja raczej też nie mam zamiaru czytać jej innych książek, sięgnęłam po tę tylko dlatego, że słyszałam, że jest najlepsza 🤣 Ale krindż tu też był obecny oczywiście 🤣
Myślę, że tak 🫣 Ja mam dużą tolerancję na zachowania noszące znamiona różnego rodzaju nadużyć, jeśli stoi za nimi jakaś symbolika, a tutaj niestety tego zabrakło 😶🌫️
Nie czytałam Hoover, ale z tego co mówisz, to ja jestem w stanie zrozumieć tę bohaterkę. Uważam że za bardzo racjonalizujesz tę kwestię niechęci do fizycznych zbliżeń mówiąc o liczbie dni płodnych albo o tym, że nie wszystko, czego pragniemy, możemy mieć, bo tu pierwsze skrzypce grają emocje, nie logika. Ta przeogromna tęsknota bohaterki za dzieckiem na pewno była obudowana masą tęsknot, braków i niespełnień, które się skumulowały i wytworzyły swego rodzaju obsesję. A są sytuacje, kiedy nie ma się zasobów, żeby się wygrzebywać z bagna i brzmi jakby ona była w takim miejscu właśnie. I bliskość wspierającego partnera niekoniecznie musi to zmieniać. Wiem, że mówimy o fikcji, ale problem niepłodności czy problemów z zajściem w ciążę to jednak realne kwestie i włączyła mi się empatia i potrzeba obrony tej bohaterki, jako że ja też jestem w trudnych sytuacjach i problemach skrajnie emocjonalna i totalnie nieracjonalna. I to jest chyba w gruncie rzeczy bardzo ludzkie
@brygida4880 widzę, że jesteś osobą, którą problem dotknął osobiście i wysyłam Ci moc uścisków. Czasami chyba mówiąc o fikcji literackiej łatwo zapomnieć, że dane problemy mają przełożenie na rzeczywistość. Ja słuchając Agaci pomyślałam sobie o moich własnych problemach (i dotyczą czegoś zupelnie innego niż ten przypadek w książce Hoover) i też można by powiedzieć, że robię sobie papkę z mózgu i fiksuję się na czymś nieistotnym, nie dostrzegając cudownych ludzi wokół siebie. I myślę sobie że bardzo wiele poważnych ludzkich problemów można by tak chłodno osądzić jako jojczenie, ale czy to sprawiedliwe i oddaje prawdę? No raczej nie do końca
@@literatunek Myślę w przypadku naszych problemów kiedy jesteśmy w środku sytuacji, w jakimś rozproszeniu, rozsypce największą ranę jaką można zadać nawet może nie mając świadomości to zbagatelizować czyjś dramat, sprowadzić go do racjonalnej oceny sytuacji.
Pani Agato - pani wygląd może być nieco mylący dla wymagającycego czytelnika ,ale jak już się wsluchamy to wtedy mamy świadomość, że w swiat literatury wprowadza nas osoba o b duzei erudycji,dojrzalosci czytelniczej i elokwencji Pani spojrzenie na literacki swiat przedstawiony jest nieco socjologiczne niz czysto litetackie,To nie musi być usterką.zJa.w każdym razem podziwiam pani dojrzałość -emocjonalna jao i życiową.Proponuje wprowadzenie drobnych innowacji-przy omawianiu kolejnych pozycjii literackich czesciej stosować synonimy do słowa książka - np. utwor,tekst,tytul Będzie bogaciej znaczeniowo,i nie monotonnie A poza tym jest pani swietmym przewodnikiem po literaturze, znawczynią ludzkiej natury -tylko rzadziej z tą książką!
Nie było tego komentarza, jeśli szukasz książki tylko wśród tzw. literatury popularnej. Jeżeli nie, a chyba się nie mylę, że jesteś po lekturze Dzisiaj narysujemy śmierć Tochmana, to proponuję zanurzyć się w grozę i horror reportaży Hatzfelda. Nagość życia, Sezon maczet i Strategia antylop.
Jeśli chodzi o książki allingham to zakończyłam na 3 tomie. Więcej nie będę w to brnąć, bo jednak za bardzo denerwuje mnie bohaterka, Flora i jej relacja z Jackiem, która jest nijaka. 🤣 Pewnie by coś mogło być, ale żadne się nie ruszy i nie zrobi kroku w tę stronę. I wychodzi to dość miałko. Jeżeli lubisz tego typu książki to polecam Ci "Dobre maniery a morderstwo" - audiobook jest super.
Faktycznie te "Dwie i pół duszy" brzmią intrygująco. No i trafne jest to, co powiedziałaś o sztuczności kreacji wsi w "Prawieku...", bo moim zdaniem taki właśnie był cel stworzenia tego alegorycznego mikrokosmosu, a nie realistyczny obraz wsi
Hoover? Piekło zamarzło 😅Co do kreacji "instagramowych" chłopaków: imo taka jest konwencja romansu. Realizm idzie na bok, a pierwsze skrzypce gra eskapizm. Bohater męski ma spełniać w takim utworze kobiecą fantazję oderwaną od rzeczywistości (jak postaci kobiet w filmach dla dorosłych panów xd).
Wiesz co, Agaciu, przesłuchałam Twoją opinię o Hoover i przyznam szczerze, że mnie mocno zabolała. Jako kobietę i jako osobę, która problem zna od podszewki. A właściwie Twoje podejście do głównej bohaterki, która jojczy i marudzi i narzeka. Niemożność posiadania dziecka jest przeogromnie trudnym tematem dla kobiety. I tak, kobieta będzie robiła sobie papkę z mózgu i jej się nie będzie dało pewnych rzeczy przetłumaczyć. W tym momencie dla kobiety naprawdę jest ciężko zrozumieć, że ma wspaniałą rodzinę, kochającego partnera i fajną pracę, fajne życie, kiedy w grę wchodzą inne emocje, kiedy chęć posiadania dziecka jest tak silna, że przysłania świat. Z tym wiążą się przeróżne rzeczy: komentarze rodziny, narodziny dziecka u kogoś ze znajomych, problemy zdrowotne. Bardzo często kobieta sama siebie obwinia za to, że nie może mieć dziecka, tym bardziej, że widzi, że przecież wszyscy mają. W momencie, gdy para zaczyna starać się o dziecko, to kwestia dni płodnych, niepłodnych, kalendarzyk i inne tego typu rzeczy ma ogromne znaczenie i tak, robi się z tego "produkcja" i bardzo często dochodzi do sytuacji, gdzie zanika romantyzm i czułość, a w grę wchodzi współżycie tylko po to, żeby w końcu się udało. Radość z bliskości zanika, a ma to przeogromny wpływ na relacje. I teraz dochodzimy do sytuacji, gdzie para się stara, a znowu się nie udaje. A jeżeli się okazuje, że to kobieta ma problemy z zajście w ciążę? To przeogromnie wpływa na psychikę. Jak można wtedy powiedzieć, że kobieta jojczy? Ona potrzebuje pomocy. To tak, jakby komuś z depresją powiedzieć: "ej nie marudź, przecież świeci słońce". Nie da się przygotować na coś tak jak mówisz, nie można się przygotować na to, co nas spotka w życiu. A jeżeli spotyka nas coś złego, to każdy zareaguje inaczej. A z Twojej opinii wychodzi też na to, że mając wspaniałego człowieka obok siebie, nie mamy prawa jojczyć, smędzić i marudzić. No bo przecież taki wspaniały facet (bądź kobieta) jest obok nas. W dzisiejszych czasach coraz więcej par ma problemy z zajściem w ciążę, z utrzymaniem ciąży, więc to jest naprawdę trudny temat. Rozumiem, że bohaterka Cię drażniła, męczyła, natomiast komentarz odnośnie tego, że byś chciała wejść do książki, urodzić dziecko i jej oddać uważam za absolutnie niestosowny i lekceważący w odniesieniu do kobiet, które nie mogą mieć dzieci, czyli np. mnie. Ja to mam przepracowane, ale wiem, jaki to był dla mnie problem i co się ze mną działo. I może rzeczywiście byłam męczybułą, zafiksowaną na problemie, jojczyłam i marudziłam. Pozbieranie się z tego nie było łatwe, ale nawet teraz po kilku latach, przykro mi jest słuchać tak lekceważącej, pełnej niezrozumienia problemu opinii, bo w tym momencie każda kobieta, która nie może mieć dziecka, a się na tym fiksuje, to wg Ciebie będzie jojczyć i narzekać, a przecież nie powinna. To jest po prostu bardzo trudny temat. Rozumiem Twoją niechęć do głównej bohaterki, ale też wydaje mi się, że zamysł książki miał być właśnie taki: pokazać zmagania się z problemem, pokazać kobietę, jej relacje z partnerem itd. To nie miał być słodki, fajny, cukierkowy romansik. Myślę, że to się Hoover udało.
Zgadzam się z Tobą i mnie też to niestety uderzyło w wypowiedzi Agaci. Zwłaszcza żarcik o zrobieniu sobie dziecka i oddaniu go bohaterce żeby przestała jołczeć... Mam to ogromnie szczęście że nie wiem z autopsji z czym zmaga się bohaterka, ale znam mnóstwo kobiet których to dotyczy, boli, doskwiera. I powiem tak mój poziom empatii nie pozwala mi słuchać o tym że kobieta - bohaterka sobie zrobiła papkę z mózgu z powodu pragnienia dziecka i jak ona mogła skoro miała super faceta. Tak, ta bohaterka jest na swój sposób irytująca i rozumiem co mgło denerwować, jednocześnie w tak delikatnej materii aż się prosi o niespłycanie tematu do kategorii jołczenia. Co oczywiście nie oznacza że trzeba lubić tę książkę, bohaterkę Hoover w ogóle itd W mojej ocenie oddana jest tutaj bardzo dobrze ta utrata marzeń o posiadaniu dziecka, obsesja z tym związana, cały ból, wychodzenie z tego to jest proces. I ten proces tu dostajemy. Ehh przyznaję że czuję się trochę winna - sama zachęcałam Agacię do skończenia książki. Przesłuchałam wypowiedzi 3 razy żeby zrewidować swoje odczucia co do wydźwięku tej opinii
Zgadzam się z Tobą❤ Jestem mamą, ale mam przyjaciółkę , która bardzo tego pragnie, a niestety nie może i wiem jak wielki jest to osobisty dramat. Jestem też osobą, która chorowała na depresję kliniczną i zdecydowanie nie pomagały wtedy tego typu komunikaty : weź się w garść, przecież masz rodzinę i fajną pracę, wyjdź do ludzi, zawsze mogłoby być gorzej/ inni mają gorzej, nie jest tak źle itp. Możemy czegoś nie rozumieć albo coś nas może denerwować/ irytować, ale nie negujmy czyichś uczuć, sposobu wyrażania emocji, okażmy empatię i szacunek.
NIEPŁODNOŚĆ W KSIĄŻCE HOOVER
Jeśli dla kogoś jest to wrażliwy temat, polecam pominąć moją opinię 39:32-49:41
Poniżej dodaję sprostowanie tego, co powiedziałam w filmie. Uprzedzam, że mój komentarz od pewnego momentu będzie zawierał spojlery, bo bez nich nie uda mi się odpowiednio zarysować tematu.
Komentarze pod filmem uświadomiły mi, że moja opinia mogła sprawić przykrość osobom, którym temat jest bliski, dlatego chciałabym zaznaczyć, że odnosi się ona wyłącznie do opisanego w książce przypadku. Wierzę w to, że nie każda cierpiąca na niepłodność osoba zachowuje się tak jak Quinn i nie mam tu na myśli silnych negatywnych emocji związanych z niemożnością posiadania dziecka. Takie emocje się NATURALNE, nie atakuję ich tutaj i nie bagatelizuję samego tematu niepłodności. Moje słowa nie odnoszą się do przeżyć każdej kobiety, mówię WYŁĄCZNIE o Quinn, która według mnie nie jest dobrą bohaterką. Nie wiem jak odbierają jej kreację osoby bezpośrednio związane z tematem, ale dla mnie - jako osoby postronnej - przynosi więcej krzywdy niż pożytku i jest wręcz osobą toksyczną. Nie przez swoją niepłodność, ale przez emocjonalną niedostępność, egoizm w przeżywaniu smutku i fiksację.
PONIŻEJ ZACZNĄ SIĘ SPOJLERY
Quinn jest wręcz toksyczna. Nie rozmawia ze swoim mężem, ale wymaga od niego bezgranicznego wsparcia i zrozumienia, a sama zapomina, że niepłodność nie dotknęła wyłącznie jej. Prawda, to jej bezpośrednio dotyczy to nieszczęście, ale dziecko z reguły ma się z kimś i jeśli ta osoba postanawia kontynuować relację, to jest to również jej ból. Graham również bardzo chciał być ojcem, ale jeszcze bardziej chciał być wsparciem dla swojej żony, jednak ona mu na to nie pozwala. Dusiła w sobie wszelkie emocje, krzywdząc tym zarówno siebie, jak i męża. Jako czytelnicy poznajemy Grahama jako bardzo wyrozumiałego człowieka, który zrobiłby dla Quinn wszystko, a że to ona opowiada nam tę historię, sama musi być tego świadoma. Zamiast chociaż spróbować zaakceptować jego pomoc, odcina się od niego zarówno emocjonalnie, jak i fizycznie.
Kiedy są sami w domu, trzyma się na dystans, dochodzi nawet do tego, że stara się na Grahama nawet nie patrzeć i unikać rozmów w obawie, że dojdzie do zbliżenia. Graham wyrzuca jej, że w dniu, w którym przelała się fala goryczy, Quinn powiedziała do niego tylko jedno słowo - „dobranoc”. Tak nie zachowuje się dojrzała emocjonalnie osoba, która wierzy, że nie mówiąc o swoich problemach, nie będzie ciężarem dla ukochanego. A jeśli wybiera taki styl komunikacji, niech nie liczy na wyrozumiałość, bo skąd tę wyrozumiałość brać? Każdy ma jakąś granicę cierpliwości, nic więc dziwnego, że Graham - zamiast pomyśleć, że Quinn go „odciążą” - zaczął obwiniać samego siebie i stopniowo odpuszczać walkę o ich relację.
Co jeszcze robiła Quinn? W miejscach publicznych - w których nie mogło dojść do zbliżenia fizycznego - okazywała mu ogromną czułość, szukała jego dotyku, przytulała go i całowała, mimo że wiedziała, jak bardzo boli go to, że w domu trzyma go na dystans i jak bardzo nie rozumie tego, co stało się z ich idealną wcześniej relacją. Quinn sama potrzebowała jego bliskości, ale tylko w swoich bezpiecznych granicach, więc zamiast przegadać temat z Grahamem i ustalić wspólne granice, bohaterka jak zwykle wybierała siebie. Według mnie to było obrzydliwe zachowanie, zwłaszcza że była go w pełni świadoma. Wiedziała, że robi źle, ale wciąż - zamiast porozmawiać ze swoim mężem, który ZROBIŁBY WSZYSTKO, aby jej pomóc i ją zrozumieć, po prostu coraz bardziej zakopywała siebie i ich relację w bagnie.
Kolejna toksyczna cecha Quinn - pozwalała na przeżywanie smutku tylko sobie. Nie dała Grahamowi nawet okazji, aby podał jej pomocną dłoń i aby mogli przez to przejść razem. Nie była dla niego żadnym wsparciem emocjonalnym, a ponownie - niepłodność nie wpływała tylko na nią.
Rozumiem, że to może być trudny temat i niełatwo o nim rozmawiać, ale nie jestem w stanie zrozumieć fiksacji - na żadnym polu. Po pierwsze - w życiu możemy mieć swoje plany i nadzieje, ale musimy być też gotowi, że nie uda nam się ich zrealizować. Mnie takie podejście przychodzi dość naturalnie, więc na zachowanie Quinn patrzyłam z dużym niezrozumieniem, stąd pewnie wzięła się moja frustracja. Uważam, że jeśli trudno było jej zaakceptować sytuację, w jakiej się znalazła, mogła spróbować szukać pomocy u specjalisty - indywidualnie i do skutku, a nie tłumaczyć się tym, że byli z Grahamem u psychologa, ale im się znudziło (co to w ogóle ma znaczyć?) Zamiast szukać rozwiązań, albo pozwolić sobie pomóc, Quinn postanowiła jednak odgrodzić się murem od męża.
Da mnie taka postawa nie zasługuje na wyrozumiałość. Podkreślam, że mam takie podejście tylko do tej konkretnej bohaterki. I mówiłabym to samo w przypadku, gdyby Quinn cierpiała na depresję, albo nawet gdyby złamała nogę. Jeśli wiedziała, że jest coraz gorzej i swoim zachowaniem krzywdziła nie tylko siebie, ale także swoich najbliższych, a mimo to nie sięgnęła po rozwiązania, które w dalszej perspektywie mogłyby pomóc, bo raz zawiodły, to jak dla mnie na własne życzenie kręciła się w kółko. Ból i cierpienie w takich sytuacjach nie jest dla mnie usprawiedliwieniem jej postawy. To że ktoś nie może sobie poradzić - jest normalne, prośby o pomoc - są normalne, rozmowy, nawet częste i powtarzające się - są normalne; przytłoczenie, frustracja, poczucie że stoi się w miejscu - to wszystko jest normalne. Nawet przeżywanie bólu w samotności jest normalne i wszystko to zasługuje na współczucie. Jednak kiedy widzisz, że Twoja postawa źle wpływa na Ciebie, na osobę którą kochasz i na Waszą relację i postanawiasz tkwić w swoim marazmie - to normalne nie jest.
Ta bohaterka miała warunki finansowe, życiowe i wsparcie emocjonalne, aby wyjść z fiksacji, ale nie potrafiła przekroczyć sama swoich granic, a o pomoc nie prosiła, więc podjęła wybór, którego konsekwencji nie byłam i wciąż nie jestem w stanie jej współczuć.
Co nie oznacza, że jestem nieczuła na los ludzi, których niepłodność pozbawiła marzeń. Jestem, oczywiście, że tak, choć - mimo że chęć posiadania dziecka nie jest mi obca - mogę mieć inny poziom wrażliwości. Przyznam, że niewiele jest tematów dla mnie trudnych, a jeśli takie istnieją - to obracam je w żart. Stąd moja postawa względem Quinn. Ale względem prawdziwych osób, w prawdziwym życiu nie miałabym takiego podejścia. Chyba że byłyby tak toksyczne jak Quinn - w co wątpię.
Ja oszalałam na punkcie Aveline, bardzo mocno trafiają do mnie książki z tego gatunku - nostalgia na maxa ♥ Ostatnio nawet sięgnęłam po pierwszą część z kolejnej serii autora, mam nadzieję, że niedługo będzie wydana u nas!
Mnie bardzo zaskoczył ten 1 tom "Aveline Jones", chociaż gdybym czytała ją jako dziecko, to na pewno bym nie spała po nocach :D
Łapka w górę, pierwszy komentarz dla algorytmu i oglądam. Uwielbiam taką długość filmów! :)
Też przesłuchałam Aveline Jones w ramach akcji u Krysi 😃Zdecydowanie dla czytelników 12+.
Ja muszę sięgnąć po kontynuację
@@kursywaZa mną druga część, trochę mniej straszna. Wkrótce przesłucham trzecią, szkoda że ostatnia...
Bardzo lubię "Grobową ciszę"
Czytałam tę książkę o Aveline i tak mnie nastraszyła, chociaż jestem dorosła, że trzymam się z daleka od kolejnych (nawet nie sprawdzałam, czy są). Nie lubię się bać.
W razie czego uspokajam że druga część jest mniej straszna i bardziej przewidywalna
Z omawianego zestawu czytałam tylko ,,Szczelinę", którą skończyłam przedwczoraj. Jeszcze nie wiem, czy mi się podobała, ale mnie też z butów nie wyrzuciła.
Najbardziej zainteresował mnie „Dobry materiał”, który podobał się też chyba Magdzie z getbooky. Z pewnością przesłucham. Od roku próbuję wychodzić ze swojej bańki czytelniczej, dlatego polecenie ,,Aveline Jones i ducha z Malmouth” świetnie wpasowuje się w moje poszukiwania pozycji, na które sama nie zwróciłabym uwagi.
Piekło zamarza, bo po Twojej opinii o książce Hoover zaczynam rozważać, czy po nią nie sięgnąć!
Z grozy polecam "Przypadłość" Sablika. Z Hankus problem polega na tym, że tu się dzieje za wiele i za szybko. Ta powieść powinna mieć znacznie więcej stron. A tak akcja leci do przodu i... No właśnie. Dlatego "Prawiek" to literatura piękna, a Hankus nie 😁 mnie wystarszyl chyba tylko "Ring" ;)
A jeszcze mi cos przyszlo do głowy. Jesli szukasz grozy ambitnej, wymagającej i momentami rzeczywiście przerażającej to polecam "Miasta pod skałą" Huberatha.
PS tez jest o piekle i zobaczysz, że to jest dopiero jazda bez trzymanki xD
PSS i tez jest dużo obrzydliwości, ale to raczej Bosch. A finał, no cóż... Ma rozmach xD
NO I TO BRZMI JAK COŚ, CO CHCĘ PRZECZYTAĆ!
@@shubiektywnie jeśli uda ci się dojść do momentu opisu wewnętrznej części piekła (z kościotrupami) to chyba jedna z bardziej przerażających rzeczy jakie czytałem xD aczkolwiek to nie jest typowy horror, raczej jakieś parareligijne weird fiction :)
Ja też skorzystam z polecenia!
@@juliak6508 w ramach zajawki można zarzucić sobie jeszcze "Karę większą" tegoż autora. To już nie horror, ale opowiadanie o piekle.
Myślałam, aby sięgnąć po twórczość Colleen Hoover, ale nie mogę się jakoś zebrać!🙈
oo to chcę czytać tego ketchum
Ufff czyli nie tylko ja nie pamiętam już kto zamordował tą piosenkarkę 😅 no to jednak był comfort read 🤪🥰
Niedawno skończyłam książkę Dolly Alderton i zdecydowanie jestem na tak 😊
Jeeeeeeej, ależ ci jestem wdzięczny! Robilem spis przeczytanych książek i miałem dziurę we wrześniu. Teraz już wiem, że to byl "Dziennik szalonego starca". Też tu są dewiacje i tez od połowy zaczyna się wszystko rozmywać. Czy czytałaś opowiadanie Tanizakiego "Królestwo w miniaturze"?
PS w sumie nie wiem co ten mąż robił, ale to jest Japonia tego nie wyrozumisz 😁😁😁 czuję się jednak zaintrygowany.
Nie czytałam jeszcze, ale tego autora planuję chyba przeczytać wszystko 🤭
Sięgnij po „Klucz”, bo ja nawet nie wiem, jak to opisać 🤣
Ja się odbiłem od Hoover... Az muszę sprawdzić co to za powieść była bo krindż mnie trzyma do dziś.
Ja raczej też nie mam zamiaru czytać jej innych książek, sięgnęłam po tę tylko dlatego, że słyszałam, że jest najlepsza 🤣
Ale krindż tu też był obecny oczywiście 🤣
Ej no dobrze brzmi ten Tanizaki pomimo zboczenia
@@kinczyta bo to spoko tekst mimo wszystko, ale nie podobała mi się rola, jaką przypisano tu żonie
Tę serię kryminalną muszę kupić mamie na Święta. Lubi klimat retro i cozy crime, więc chyba jej się spodoba ^^
BARDZO!
Chyba bym się mocno odbiła od tego Tanizakiego :P
Myślę, że tak 🫣 Ja mam dużą tolerancję na zachowania noszące znamiona różnego rodzaju nadużyć, jeśli stoi za nimi jakaś symbolika, a tutaj niestety tego zabrakło 😶🌫️
Zaintrygowałaś mnie "Jedynym dzieckiem"🤔
Nie czytałam Hoover, ale z tego co mówisz, to ja jestem w stanie zrozumieć tę bohaterkę. Uważam że za bardzo racjonalizujesz tę kwestię niechęci do fizycznych zbliżeń mówiąc o liczbie dni płodnych albo o tym, że nie wszystko, czego pragniemy, możemy mieć, bo tu pierwsze skrzypce grają emocje, nie logika. Ta przeogromna tęsknota bohaterki za dzieckiem na pewno była obudowana masą tęsknot, braków i niespełnień, które się skumulowały i wytworzyły swego rodzaju obsesję. A są sytuacje, kiedy nie ma się zasobów, żeby się wygrzebywać z bagna i brzmi jakby ona była w takim miejscu właśnie. I bliskość wspierającego partnera niekoniecznie musi to zmieniać. Wiem, że mówimy o fikcji, ale problem niepłodności czy problemów z zajściem w ciążę to jednak realne kwestie i włączyła mi się empatia i potrzeba obrony tej bohaterki, jako że ja też jestem w trudnych sytuacjach i problemach skrajnie emocjonalna i totalnie nieracjonalna. I to jest chyba w gruncie rzeczy bardzo ludzkie
O tak, zgadzam się z Tobą :)
@brygida4880 widzę, że jesteś osobą, którą problem dotknął osobiście i wysyłam Ci moc uścisków. Czasami chyba mówiąc o fikcji literackiej łatwo zapomnieć, że dane problemy mają przełożenie na rzeczywistość. Ja słuchając Agaci pomyślałam sobie o moich własnych problemach (i dotyczą czegoś zupelnie innego niż ten przypadek w książce Hoover) i też można by powiedzieć, że robię sobie papkę z mózgu i fiksuję się na czymś nieistotnym, nie dostrzegając cudownych ludzi wokół siebie. I myślę sobie że bardzo wiele poważnych ludzkich problemów można by tak chłodno osądzić jako jojczenie, ale czy to sprawiedliwe i oddaje prawdę? No raczej nie do końca
@literatunek 🥰
@@literatunek Myślę w przypadku naszych problemów kiedy jesteśmy w środku sytuacji, w jakimś rozproszeniu, rozsypce największą ranę jaką można zadać nawet może nie mając świadomości to zbagatelizować czyjś dramat, sprowadzić go do racjonalnej oceny sytuacji.
@@literatunek❤👍
58 minut, ciekawe czy z książkami listopada czy bez
HEHEHE XD
Pani Agato - pani wygląd może być nieco mylący dla wymagającycego czytelnika ,ale jak już się wsluchamy to wtedy mamy świadomość, że w swiat literatury wprowadza nas osoba o b duzei erudycji,dojrzalosci czytelniczej i elokwencji Pani spojrzenie na literacki swiat przedstawiony jest nieco socjologiczne niz czysto litetackie,To nie musi być usterką.zJa.w każdym razem podziwiam pani dojrzałość -emocjonalna jao i życiową.Proponuje wprowadzenie
drobnych innowacji-przy omawianiu kolejnych pozycjii literackich czesciej stosować synonimy do słowa książka - np. utwor,tekst,tytul Będzie bogaciej znaczeniowo,i nie monotonnie A poza tym jest pani swietmym przewodnikiem po literaturze, znawczynią ludzkiej natury -tylko rzadziej z tą książką!
Nie było tego komentarza, jeśli szukasz książki tylko wśród tzw. literatury popularnej. Jeżeli nie, a chyba się nie mylę, że jesteś po lekturze Dzisiaj narysujemy śmierć Tochmana, to proponuję zanurzyć się w grozę i horror reportaży Hatzfelda. Nagość życia, Sezon maczet i Strategia antylop.
Jeśli chodzi o książki allingham to zakończyłam na 3 tomie. Więcej nie będę w to brnąć, bo jednak za bardzo denerwuje mnie bohaterka, Flora i jej relacja z Jackiem, która jest nijaka. 🤣 Pewnie by coś mogło być, ale żadne się nie ruszy i nie zrobi kroku w tę stronę. I wychodzi to dość miałko. Jeżeli lubisz tego typu książki to polecam Ci "Dobre maniery a morderstwo" - audiobook jest super.
Faktycznie te "Dwie i pół duszy" brzmią intrygująco. No i trafne jest to, co powiedziałaś o sztuczności kreacji wsi w "Prawieku...", bo moim zdaniem taki właśnie był cel stworzenia tego alegorycznego mikrokosmosu, a nie realistyczny obraz wsi
"Dwie i pół duszy" bardzo mi się podobała. Świetny debiut. Audiobook bardzo dobrze przeczytany. Klimat niesamowity.
@@AnetaZ. nie wiedziałam, że to debiut! W takim razie autorka ma wielki potencjał
Hoover? Piekło zamarzło 😅Co do kreacji "instagramowych" chłopaków: imo taka jest konwencja romansu. Realizm idzie na bok, a pierwsze skrzypce gra eskapizm. Bohater męski ma spełniać w takim utworze kobiecą fantazję oderwaną od rzeczywistości (jak postaci kobiet w filmach dla dorosłych panów xd).
W "świetle między oceanami" głowny bohater tez jest takim archetypem idealnego, instagramowego chłopaka, co dla mnie jest ogromnym minusem.
Wiesz co, Agaciu, przesłuchałam Twoją opinię o Hoover i przyznam szczerze, że mnie mocno zabolała. Jako kobietę i jako osobę, która problem zna od podszewki. A właściwie Twoje podejście do głównej bohaterki, która jojczy i marudzi i narzeka. Niemożność posiadania dziecka jest przeogromnie trudnym tematem dla kobiety. I tak, kobieta będzie robiła sobie papkę z mózgu i jej się nie będzie dało pewnych rzeczy przetłumaczyć. W tym momencie dla kobiety naprawdę jest ciężko zrozumieć, że ma wspaniałą rodzinę, kochającego partnera i fajną pracę, fajne życie, kiedy w grę wchodzą inne emocje, kiedy chęć posiadania dziecka jest tak silna, że przysłania świat. Z tym wiążą się przeróżne rzeczy: komentarze rodziny, narodziny dziecka u kogoś ze znajomych, problemy zdrowotne. Bardzo często kobieta sama siebie obwinia za to, że nie może mieć dziecka, tym bardziej, że widzi, że przecież wszyscy mają. W momencie, gdy para zaczyna starać się o dziecko, to kwestia dni płodnych, niepłodnych, kalendarzyk i inne tego typu rzeczy ma ogromne znaczenie i tak, robi się z tego "produkcja" i bardzo często dochodzi do sytuacji, gdzie zanika romantyzm i czułość, a w grę wchodzi współżycie tylko po to, żeby w końcu się udało. Radość z bliskości zanika, a ma to przeogromny wpływ na relacje. I teraz dochodzimy do sytuacji, gdzie para się stara, a znowu się nie udaje. A jeżeli się okazuje, że to kobieta ma problemy z zajście w ciążę? To przeogromnie wpływa na psychikę. Jak można wtedy powiedzieć, że kobieta jojczy? Ona potrzebuje pomocy. To tak, jakby komuś z depresją powiedzieć: "ej nie marudź, przecież świeci słońce". Nie da się przygotować na coś tak jak mówisz, nie można się przygotować na to, co nas spotka w życiu. A jeżeli spotyka nas coś złego, to każdy zareaguje inaczej. A z Twojej opinii wychodzi też na to, że mając wspaniałego człowieka obok siebie, nie mamy prawa jojczyć, smędzić i marudzić. No bo przecież taki wspaniały facet (bądź kobieta) jest obok nas. W dzisiejszych czasach coraz więcej par ma problemy z zajściem w ciążę, z utrzymaniem ciąży, więc to jest naprawdę trudny temat. Rozumiem, że bohaterka Cię drażniła, męczyła, natomiast komentarz odnośnie tego, że byś chciała wejść do książki, urodzić dziecko i jej oddać uważam za absolutnie niestosowny i lekceważący w odniesieniu do kobiet, które nie mogą mieć dzieci, czyli np. mnie. Ja to mam przepracowane, ale wiem, jaki to był dla mnie problem i co się ze mną działo. I może rzeczywiście byłam męczybułą, zafiksowaną na problemie, jojczyłam i marudziłam. Pozbieranie się z tego nie było łatwe, ale nawet teraz po kilku latach, przykro mi jest słuchać tak lekceważącej, pełnej niezrozumienia problemu opinii, bo w tym momencie każda kobieta, która nie może mieć dziecka, a się na tym fiksuje, to wg Ciebie będzie jojczyć i narzekać, a przecież nie powinna. To jest po prostu bardzo trudny temat. Rozumiem Twoją niechęć do głównej bohaterki, ale też wydaje mi się, że zamysł książki miał być właśnie taki: pokazać zmagania się z problemem, pokazać kobietę, jej relacje z partnerem itd. To nie miał być słodki, fajny, cukierkowy romansik. Myślę, że to się Hoover udało.
Zgadzam się z Tobą i mnie też to niestety uderzyło w wypowiedzi Agaci. Zwłaszcza żarcik o zrobieniu sobie dziecka i oddaniu go bohaterce żeby przestała jołczeć... Mam to ogromnie szczęście że nie wiem z autopsji z czym zmaga się bohaterka, ale znam mnóstwo kobiet których to dotyczy, boli, doskwiera. I powiem tak mój poziom empatii nie pozwala mi słuchać o tym że kobieta - bohaterka sobie zrobiła papkę z mózgu z powodu pragnienia dziecka i jak ona mogła skoro miała super faceta. Tak, ta bohaterka jest na swój sposób irytująca i rozumiem co mgło denerwować, jednocześnie w tak delikatnej materii aż się prosi o niespłycanie tematu do kategorii jołczenia. Co oczywiście nie oznacza że trzeba lubić tę książkę, bohaterkę Hoover w ogóle itd W mojej ocenie oddana jest tutaj bardzo dobrze ta utrata marzeń o posiadaniu dziecka, obsesja z tym związana, cały ból, wychodzenie z tego to jest proces. I ten proces tu dostajemy. Ehh przyznaję że czuję się trochę winna - sama zachęcałam Agacię do skończenia książki. Przesłuchałam wypowiedzi 3 razy żeby zrewidować swoje odczucia co do wydźwięku tej opinii
Zgadzam się z Tobą❤ Jestem mamą, ale mam przyjaciółkę , która bardzo tego pragnie, a niestety nie może i wiem jak wielki jest to osobisty dramat. Jestem też osobą, która chorowała na depresję kliniczną i zdecydowanie nie pomagały wtedy tego typu komunikaty : weź się w garść, przecież masz rodzinę i fajną pracę, wyjdź do ludzi, zawsze mogłoby być gorzej/ inni mają gorzej, nie jest tak źle itp. Możemy czegoś nie rozumieć albo coś nas może denerwować/ irytować, ale nie negujmy czyichś uczuć, sposobu wyrażania emocji, okażmy empatię i szacunek.
@AnetaZ. Przesyłam Ci moc wsparcia 🥰
Faktycznie, argument z depresją jest tutaj bardzo trafny
@@brygida4880❤