Właśnie wtedy zaczął się jej koszmar. Dietetycy nazwali jej stan efektem „jo-jo”, co oznaczało, że miała w swoim życiu już jedynie albo chudnąć albo przybierać na wadze. Żadnych stanów pośrednich. W istocie jej choroba otyłościowa się rozwijała i dawała coraz bardziej negatywne skutki. Miała jedynie wybrać, w jakiej trumnie będzie pochowana - tej zwykłej albo tej przypominającej skrzynię na fortepian. Słyszała wiele głosów. Ważne stały się dla niej opinie medyków, sugerowali, że operacja bariartyczna może być w jej przypadku konieczna. Oznaczała ona rodzaj wyzwolenia z problemu, ale jednocześnie nie dawała skuteczności. Pozostawali terapeuci - psycholodzy, lub - co gorsza - poradnicy internetowi, którzy obiecywali szybkie efekty, mające upodobnić otyłą do lansowanych wirtualnie strategii, obiecujące cuda w zakresie estetyki wyglądu. Tu musimy wskazać na wyjątkowy cynizm terapeutów dawnych nałogowców - którzy prowadzili otyłą do sumy wielu nieszczęść. Gdy posłuchać terapeutów leczących z nadużywania alkoholu, niekiedy psychologów, wtedy okazuje się, że mają za sobą wiele krańcowych doświadczeń, niektórzy odbywali praktykę zażywania heroiny w toku uprawiania sportu, i potem widzą diabła w nawet niewielkiej dawce alkoholu. Nikt nie weryfikuje dobrostanu osób, które radzą, krytykują i oceniają. Zapewne odbywa się to w zgodzie z utartą ścieżką, wedle której w Monarze pracowali jako terapeuci dawni narkomanie, oraz jest bliskie praktyce kręgów anonimowych alkoholików, gdy to pijak rozpoczynający terapię trafia pod skrzydła osoby już niepijącej, ale mającej w przeszłości doświadczenia nałogowca. Gdy chodzi jednak o osobę otyłą, podobne ścieżki nie działają! Osoby wcześniej uzależnione od jedzenia nie mogą tu wiele poradzić, gdyż same są w stanie przejściowym, muszą zadbać przede wszystkim o siebie, by nie powrócić do pierwotnej wagi. W ich przypadku nie można mówić o osiągnięciu sukcesu, ich praca nad nałogiem będzie sięgała kresu ich istnienia.
Właśnie wtedy zaczął się jej koszmar. Dietetycy nazwali jej stan efektem „jo-jo”, co oznaczało, że miała w swoim życiu już jedynie albo chudnąć albo przybierać na wadze. Żadnych stanów pośrednich. W istocie jej choroba otyłościowa się rozwijała i dawała coraz bardziej negatywne skutki. Miała jedynie wybrać, w jakiej trumnie będzie pochowana - tej zwykłej albo tej przypominającej skrzynię na fortepian. Słyszała wiele głosów. Ważne stały się dla niej opinie medyków, sugerowali, że operacja bariartyczna może być w jej przypadku konieczna. Oznaczała ona rodzaj wyzwolenia z problemu, ale jednocześnie nie dawała skuteczności. Pozostawali terapeuci - psycholodzy, lub - co gorsza - poradnicy internetowi, którzy obiecywali szybkie efekty, mające upodobnić otyłą do lansowanych wirtualnie strategii, obiecujące cuda w zakresie estetyki wyglądu. Tu musimy wskazać na wyjątkowy cynizm terapeutów dawnych nałogowców - którzy prowadzili otyłą do sumy wielu nieszczęść. Gdy posłuchać terapeutów leczących z nadużywania alkoholu, niekiedy psychologów, wtedy okazuje się, że mają za sobą wiele krańcowych doświadczeń, niektórzy odbywali praktykę zażywania heroiny w toku uprawiania sportu, i potem widzą diabła w nawet niewielkiej dawce alkoholu. Nikt nie weryfikuje dobrostanu osób, które radzą, krytykują i oceniają. Zapewne odbywa się to w zgodzie z utartą ścieżką, wedle której w Monarze pracowali jako terapeuci dawni narkomanie, oraz jest bliskie praktyce kręgów anonimowych alkoholików, gdy to pijak rozpoczynający terapię trafia pod skrzydła osoby już niepijącej, ale mającej w przeszłości doświadczenia nałogowca. Gdy chodzi jednak o osobę otyłą, podobne ścieżki nie działają! Osoby wcześniej uzależnione od jedzenia nie mogą tu wiele poradzić, gdyż same są w stanie przejściowym, muszą zadbać przede wszystkim o siebie, by nie powrócić do pierwotnej wagi. W ich przypadku nie można mówić o osiągnięciu sukcesu, ich praca nad nałogiem będzie sięgała kresu ich istnienia.
Bardzo smutne..... przerażające wręcz....
Polecam tę rozmowę agnieszce cejnog z piotrkowa trybunalskiego.
Spi?