Wypatrywałam Waszej recenzji już od dnia premiery. ;) Świetnie było posłuchać. Bardzo ciekawe spostrzeżenia o budowaniu autentyzmu przez sztuczność formy czy o nieoczywistej zależności między światłem latarni a archetypicznym cieniem. 'Lighthouse' to moje pierwsze spotkanie z Eggersem, 'Czarownicy' (jeszcze) nie widziałam, ale nie sposób nie dostrzec tu wizji i silnej osobowości twórczej. Jestem pod wrażeniem swobody, z jaką reżyser przechodzi od grozy do komizmu, żongluje konwencjami i odsłania kolejne warstwy historii. Tytułowa latarnia morska i relacja między bohaterami zostały odmienione przez wszystkie przypadki, a całość można interpretować w kategoriach zarówno mitycznych, metafizycznych, psychoanalitycznych, jak i społecznych. Dla mnie najcenniejsze są te najbardziej uniwersalne odczytania, ale Eggers zostawia takie pole do interpretacji, że właściwie każda z tych perspektyw wydaje się równoprawna. Zdecydowanie jeden z filmów roku. ;)
A propos "odrzucenia przez światło" w końcowych scenach. Być może da się to odnieść do słów starca, który mówił młodemu, że jeszcze nie jest gotowy by zostać latarnikiem. Latarnik jako ten, który daje światło jak prometeusz dający ogień. Światło "Roberta" odrzuciło - być może nie był godny np w związku ze złamaniem obowiązujących reguł. Zabija mewę, otwiera puszkę pandory czyli skrzynie z alkoholem, od którego picia zaczyna się nasilać paranoja. Ponadto warto wspomnieć o wzmiance o św Elmo. Przyjrzeć się tej postaci, legendom i anegdotom. Możemy odnaleźć tam choćby wzmianki o wyszarpywaniu flaków 🤔 nie ograniczałbym sfery interpretacyjnej tego filmu do takich czysto społecznych spraw. Podobnie mam wątpliwości odnośnie imion - nie uważam, że obydwaj nazywali się tak samo. Sądzę, że starzec celowo podsycał u winslowa w paranoję, żeby nie utracić kontroli. Jeśli chodzi o scenę tańca to również mam co do niej wątpliwości. Ciekawa jest piosnka, którą nucił starzec. Typowa nostalgia, marzenie o domu który jeden stracił a drugi chciałby mieć. Litry alkoholu i melancholia. Żeby wyrwać się z tego dołującego stanu potrzebny był dosłownie kop w brzuch, bo takie działanie jest szkodliwe dla obydwu. Dwóch facetów, którzy marzą o powrocie do ładu społecznego w którym jest dom, kobieta i dominacja, miejsca w którym nie trzeba podkreślać męskości. Ewidentnie ciągnie ich do tworzenia ekwiwalentu domu, w którym role są jasno rozłożone. Akcja z "czy smakuje ci mój homar" jak typowa kłótnia małżeńska. Alkohol zaburza ich męskość, miksuje role. Na trzeźwo wracają do układu starzec/mędrzec i uczeń. Puszka pandory zaburza ten ład i wystawia ich na potrzebę określenia kobiety w tym duecie. Nie brałbym więc ich kontaktu jako dosłownego a traktował to metaforycznie.
Z tym purytanizmem to nie do końca tak. Oni owszem wierzą że człowiek jest zbawiony lub potępiony już w momencie zaistnienia, ale wierzą też że Bóg daje o tym informacje poprzez wpływanie na ludzkie losy. Że jeśli komuś się powodzi, szczęści to znaczy że Bóg spogląda na niego łaskawym wzrokiem- i odwrotnie. To jeden z fundamentalnych powodów protestanckiej pracowitości. A interpretacja rzeczonego filmu jak widzę jest taka że każdy ma własną :)
W relacji dwóch głównych bohaterów widziałem właśnie bardziej ten, wspomniany przez Was, bunt człowieka przeciwko Bogu, ale wątek homoerotyzmu również rzucił mi się w oczy. Nie spodziewałem się jednak, że faktycznie może to być jeden z głównych tropów interpretacyjnych. Dlatego też tak bardzo cenię sobie Wasze analizy, bo chyba nikt nie potrafi tak pięknie zagłębiać się w symbolikę współczesnego kina. Dziękuję i pozdrawiam!
Dzięki! Staramy się łączyć to, co zauważymy z tym, co daje nam materia filmu, plus zgłębić wszystko dookoła (tropy doczytujemy w wywiadach, książkach, mitologiach, filozofii, etc.) i tak to wszystko powstaje:)
Świetna recenzja i analiza filmu! Trafne zobrazowanie tego wszystkiego. Możliwe, że film jest inspirowany tragedią na Eilean Mor z 1900r. Pewne wątki są naprawdę podobne do tego co mogło się wydarzyć w latarni (daje linka do artykułu o tej tragedii: wszechocean.blogspot.com/2014/03/tajemnica-eilean-mor.html?m=) Potencjalne spoilery: Osobiście uważam,że młody Thomas/Prometeusz/Pattinson dał radę podołać wyzwaniu i udało mu się odrodzić człowieczeństwo (szerokopojęte, w tym to cywilizacyjne), czego Stary Thomas/Bóg-owie/Dafoe nie chciał- zabił miliard mew, które są symbolem prostego życia, w trakcie gdy on pogodził się ze swoimi porażkami z przeszłości i popadł w marazm, co także robił z początku Pattinson także się upijając, lecz to ten drugi, młody , chciał zdobyć więcej wiedzy i poznać sens życia, brnąć do przodu i stać się kimś, czego nie mógł sobie odpuścić, po zabiciu jednej mewy. Mewy nie obchodzą sensie istnienia, robią to co uznają za słuszne, a człowiek poszukuje wiedzy i sensu zycia, właśnie tego samego co symboliczny jego tworzyciel-Prometeusz.
Świeżo po seansie..... arcydzieło, cudowne przeżycie, o które we współczesnym kinie trudno. Klimat znany z dzieł Dostojewskiego, przede wszystkim Zbrodni i kary. Głębia niejednoznacznych symboli....cudo.
Film Eggersa obejrzę, bo uwielbiam Czarownicę. No i Dafoe i Pattinsona bardzo sobie cenię. A co do Pattinsona właśnie to nigdy dla mnie nie był słaby aktor. Może dlatego, bo nie widziałem go w wiadomej roli (widziałem jedynie fragmenty Zmierzchu). Jedna z pierwszych ról w jakich go zobaczyłem to była u Cronenberga w "Cosmopolis", gdzie zagrał milionera (pewnie częściowo dzięki tej roli zdecydowali się obsadzić go w roli Bruce Wayne'a). Więc odkąd go widziałem pierwszy raz to dla mnie był aktor znany kina niszowego i ambitnego a nie z ról w paździerzowej serii o wampirach. Tak samo Radcliffe'a kojarzę bardziej z takim kinem w jakim gra Pattinson, czyli z niszowym, z takimi filmami jak ten gdzie zagrał zwłoki. Podobnie mam z Elijahem Woodem, który pewnie dla wielu będzie na zawsze Frodo, a dla mnie to ostatnio aktor z produkcji specyficznych, ambitnych, absurdalnych, np. zagrał mordercę w Maniac. Ciekawe że ci wszyscy po zagraniu jednej roli, z którą zwykły widz zawsze będzie ich kojarzył poszli w niszowe kino. Tak sobie teraz sprawdzam filmografię Pattinsona i pierwszym filmem jaki z nim widziałem był właśnie "Cosmopolis", gdzie zagrał przed drugą częścią "Zmierzchu" , a później były dobre role w "Rover", "Zaginione miasto Z", "Good Time". No i ostatnio w komediowym westernie "Damsel", gdzie zagrał razem z Mia Wasikowską i w drugoplanowej roli w netflixowym "The King" z Timothee Chalamet pokazał klasę. Podobnie jest z duetem z trylogii filmowej Greyowej czyli Dornanem i Johnson. Większość widzów ciągle wypomina aktorom te filmy z czego aktorzy sobie żartują ( w jednym z talkshow Dornan mówił, że jego żona filmów nie widziała). Co trochę czytam że Dornan to straszne drewno albo zaskoczenie, jak zagrał dobrze w filmie lub serialu, że potrafi jednak grać. No i dotyczy to też jego partnerki, czyli córki Dona Johnsona. Wiele osób było zaskoczonych jak okazało się w Suspirii Guadagnino, że potrafi Dakota dobrze zagrać. Ja nie byłem zaskoczony, bo widziałem ją wcześniej w innym filmie Guadagnino, A Bigger Splash, gdzie zagrała lolitkę, i była równie dobra co Ralph Fiennes i Tilda Swinton. A jak na Dornana ktoś narzeka, to polecam sprawdzić serial BBC Fall, którego 1 seria poleciała przecież przed pierwszym greyowym filmem. Dornan to nie jest wybitny aktor, ale jak sie postara to zagra dobrze, a w 3 serii Fall to nawet nie odstaje od Gillian Anderson, może dlatego, że ma wiecej do grania w 3 serii jak Anderson, na nim się 3 sezon bardziej skupia. Pokazał że potrafi grać subtelnie, np. scena jak okazuje się po operacji, że wszystko pamięta, ale nic nie mówi, z twarzy idzie wyczytać i łatwo to przegapić. Nie widziałem trylogii greyowej, nawet pierwszej części, więc dla mnie Dornan to aktor, którego kariera zaczęła się od Fall, a nie od Greya. Serial spotkał się z bardzo dobrym przyjęciem, okazał się hitem poza granicami UK, dzięki Netflixowi, ale przyćmił ten serial sukces Greya, który aktorowi zaszkodził, bo wszyscy oceniają go jakim jest aktorem przez tą jedną rolę, jakby jedna słaba rola definiowała całą karierę. A oprócz Fall dobry był np. w czesko angielskiej "Operacji Anthropoid" z Cillianem Murphy i Marcinem Dorocińskim, miniserialu "Śmierć i słowiki" twórcy The Fall, a w "Mojej kolacji z Herve" nie odstaje aktorsko od Petera Dinklage'a. Oczywiście są przypadki gdy słaby aktor pozostaje słabym jak Hayden ze Star Wars (choć może jest jakaś dobra rola Christensena, o której nie wiem?). Ciekawe jest to, że nawet dobrym aktorom zdarza się zagrać słabo, drewniane rol, np. Portman w Star Wars lub w Thorach, ale przez to jak to ceniona aktorka, jak ma wiele dobrych ról na koncie, to ludzie nie pamiętają jej tych słabych ról, a są aktorzy, którzy zagrali w jednej roli ocenianej słabo, ale tylko dlatego, że film odniósł ogromny sukces to wszyscy kojarzą aktora tylko z tej roli. Trzeba dawać aktorom szansę w innych rolach, a nie patrzeć tylko na nich przez tą dosłownie jedną rolę, bo czasami mogą pozytywnie zaskoczyć jak właśnie Pattinson, Dakota Johnson, czy Dornan.
Recenzja uczciwa, godna, sprawiedliwa...i tak dalej, i tak dalej. Analiza alegorii trochę zaskakująca i odważna, ale błyskotliwa i poparta solidnymi argumentami. Niestety, nie będę miał okazji obejrzeć tego filmu i przekonać się o trafności waszych spostrzeżeń. W Białymstoku, na wniosek BIO (Biuro Interwencji Obywatelskich) - Krzysztofa Kononowicza, film najprawdopodobniej zostanie wycofany z kin na terenie miasta. Pan Kononowicz twierdzi, że jest to "lateksowa propaganda" i "podprogowa manipulacja - mordercza i bandycka". Próbowałem go odwieść od kierowania zawiadomienia do ministra kultury, prezentując mu waszą recenzję i tłumacząc, że jest to prawdopodobnie wartościowy film, ale skutek ostatecznie był odwrotny do zamierzonego. Do momentu, gdy wspomniana została skala Kinseya, szło całkiem nieźle.
Po lekturze „Against interpretation” nie powinnam się nawet porywać na podobne skojarzenia... Ale ten film zestawiony z bergmanowską „Personą” (nadal będę się upierać przy tym, że zdjęcia z „Lighthouse” kojarzyć się mogą z fotosami Nykvista) stanowią awers i rewers tej samej monety. Tam był lęk przed rolą społeczną kobiety - powołaniem do miłości, małżeństwa i macierzyństwa. Tu bohater musi rozprawić się z presją wywartą na mężczyznach i skonfrontować z własną wizją męskości, maczyzmu, męskiej seksualności. „Lighthouse” odbieram jako film o lęku przed własną tożsamością, która to obawa towarzyszy młodemu Tomowi. Stary Thomas to człowiek samoświadomy i pogodzony ze sobą, dlatego może stać na straży światła. A może to ta sama postać stojąca na progu dorosłości i u kresu życia?
Chociaż filmy skrajnie inne, to rzeczywiście nie brak podobieństw pomiędzy "Personą" i "Lighthouse" (dwie osoby, poczucie odosobnienia, zwierzenia), bardzo fajnie działałyby w dyptyku. Koniecznie trzeba zorganizować taki pokaz:) A z koncepcją młody, stary Thomas jak najbardziej się zgadzamy, że to może być jeden z tropów interpretacyjnych.
Dziewiętnasta sekunda, a ja już dałam like, bo to jest kolejny film po Suspirii , który dał mi takie przeżycia. Właściwie to miałam wątpliwości czy chcę słuchać waszej analizy, pomimo tego, że zawsze bardzo je cenię, to jednak mam jakąś dużą przyjemność w posiadaniu tej własnej (chociaż może obydwie są bardzo do siebie zbliżone? jeszcze nie obejrzałam, to nie wiem :D ) ale jest jakiś urok w niedopowiedzeniu tego filmu, tego, że każdy może mieć własną interpretację i właśnie - zamiast o nim gadać, to chciałoby się jeszcze raz wylądować na tej wysepce, w tej latarni, razem z Tomem (i) Tommym... ;)
Czy na pewno chciałoby się wylądować na tej wyspie? Bez bariery ekranu? Strach trochę:) rozumiemy chęć posiadania własnej nieskażonej innymi interpretację:)
Uznaliśmy to za konieczne. Raz, że w ogóle teraz mamy walkę o thumbnaile, bo YT prawie przestał nas polecać, więc robimy co się da, żeby utrzymać się na powierzchni. A dwa - uznaliśmy, że przyda się jakiś wizualny sygnał dla widzów, co sądzimy o danym filmie. W samej recenzji chcemy iść za prądem dyskusji - chwalić dobre rzeczy złego filmu, ostro krytykować wady doskonałego filmu. A te gwiazdki na miniaturze jednak jakoś sugerują co myślimy o całokształcie danej produkcji. I dzięki temu może unikniemy tego, co przydarzyło nam się podczas recenzji Polityki i tym podobnych tytułów. Pewnie nie. Ale warto spróbować.
bełkotliwy film pełen "symboli". Ciekawe co by po seansie powiedział Tarkowski postulujący prawdę życia kryjącą się na powierzchni, zamiast kolejnych warstw mętnego przekazu, który powstaje po to tylko, by go odkodować i raptem umiera. Przypominam, że Andriej uznał Terminatora za wybitny film o walce z bezlitosnym przeznaczeniem.
Wypatrywałam Waszej recenzji już od dnia premiery. ;) Świetnie było posłuchać. Bardzo ciekawe spostrzeżenia o budowaniu autentyzmu przez sztuczność formy czy o nieoczywistej zależności między światłem latarni a archetypicznym cieniem.
'Lighthouse' to moje pierwsze spotkanie z Eggersem, 'Czarownicy' (jeszcze) nie widziałam, ale nie sposób nie dostrzec tu wizji i silnej osobowości twórczej. Jestem pod wrażeniem swobody, z jaką reżyser przechodzi od grozy do komizmu, żongluje konwencjami i odsłania kolejne warstwy historii. Tytułowa latarnia morska i relacja między bohaterami zostały odmienione przez wszystkie przypadki, a całość można interpretować w kategoriach zarówno mitycznych, metafizycznych, psychoanalitycznych, jak i społecznych. Dla mnie najcenniejsze są te najbardziej uniwersalne odczytania, ale Eggers zostawia takie pole do interpretacji, że właściwie każda z tych perspektyw wydaje się równoprawna. Zdecydowanie jeden z filmów roku. ;)
A propos "odrzucenia przez światło" w końcowych scenach. Być może da się to odnieść do słów starca, który mówił młodemu, że jeszcze nie jest gotowy by zostać latarnikiem. Latarnik jako ten, który daje światło jak prometeusz dający ogień. Światło "Roberta" odrzuciło - być może nie był godny np w związku ze złamaniem obowiązujących reguł. Zabija mewę, otwiera puszkę pandory czyli skrzynie z alkoholem, od którego picia zaczyna się nasilać paranoja. Ponadto warto wspomnieć o wzmiance o św Elmo. Przyjrzeć się tej postaci, legendom i anegdotom. Możemy odnaleźć tam choćby wzmianki o wyszarpywaniu flaków 🤔 nie ograniczałbym sfery interpretacyjnej tego filmu do takich czysto społecznych spraw. Podobnie mam wątpliwości odnośnie imion - nie uważam, że obydwaj nazywali się tak samo. Sądzę, że starzec celowo podsycał u winslowa w paranoję, żeby nie utracić kontroli. Jeśli chodzi o scenę tańca to również mam co do niej wątpliwości. Ciekawa jest piosnka, którą nucił starzec. Typowa nostalgia, marzenie o domu który jeden stracił a drugi chciałby mieć. Litry alkoholu i melancholia. Żeby wyrwać się z tego dołującego stanu potrzebny był dosłownie kop w brzuch, bo takie działanie jest szkodliwe dla obydwu. Dwóch facetów, którzy marzą o powrocie do ładu społecznego w którym jest dom, kobieta i dominacja, miejsca w którym nie trzeba podkreślać męskości. Ewidentnie ciągnie ich do tworzenia ekwiwalentu domu, w którym role są jasno rozłożone. Akcja z "czy smakuje ci mój homar" jak typowa kłótnia małżeńska. Alkohol zaburza ich męskość, miksuje role. Na trzeźwo wracają do układu starzec/mędrzec i uczeń. Puszka pandory zaburza ten ład i wystawia ich na potrzebę określenia kobiety w tym duecie. Nie brałbym więc ich kontaktu jako dosłownego a traktował to metaforycznie.
Z tym purytanizmem to nie do końca tak. Oni owszem wierzą że człowiek jest zbawiony lub potępiony już w momencie zaistnienia, ale wierzą też że Bóg daje o tym informacje poprzez wpływanie na ludzkie losy. Że jeśli komuś się powodzi, szczęści to znaczy że Bóg spogląda na niego łaskawym wzrokiem- i odwrotnie. To jeden z fundamentalnych powodów protestanckiej pracowitości.
A interpretacja rzeczonego filmu jak widzę jest taka że każdy ma własną :)
Dzięki za uszczegółowienie!
W relacji dwóch głównych bohaterów widziałem właśnie bardziej ten, wspomniany przez Was, bunt człowieka przeciwko Bogu, ale wątek homoerotyzmu również rzucił mi się w oczy. Nie spodziewałem się jednak, że faktycznie może to być jeden z głównych tropów interpretacyjnych. Dlatego też tak bardzo cenię sobie Wasze analizy, bo chyba nikt nie potrafi tak pięknie zagłębiać się w symbolikę współczesnego kina. Dziękuję i pozdrawiam!
Dzięki! Staramy się łączyć to, co zauważymy z tym, co daje nam materia filmu, plus zgłębić wszystko dookoła (tropy doczytujemy w wywiadach, książkach, mitologiach, filozofii, etc.) i tak to wszystko powstaje:)
Okuratna analiza, podoba się dla mnie, pozdrawiam serdecznie gorąco, warto było czkeać
W punkt! Wspaniała interpretacja
Świetna recenzja i analiza filmu!
Trafne zobrazowanie tego wszystkiego.
Możliwe, że film jest inspirowany tragedią na Eilean Mor z 1900r.
Pewne wątki są naprawdę podobne do tego co mogło się wydarzyć w latarni (daje linka do artykułu o tej tragedii: wszechocean.blogspot.com/2014/03/tajemnica-eilean-mor.html?m=)
Potencjalne spoilery:
Osobiście uważam,że młody Thomas/Prometeusz/Pattinson dał radę podołać wyzwaniu i udało mu się odrodzić człowieczeństwo (szerokopojęte, w tym to cywilizacyjne), czego Stary Thomas/Bóg-owie/Dafoe nie chciał- zabił miliard mew, które są symbolem prostego życia, w trakcie gdy on pogodził się ze swoimi porażkami z przeszłości i popadł w marazm, co także robił z początku Pattinson także się upijając, lecz to ten drugi, młody , chciał zdobyć więcej wiedzy i poznać sens życia, brnąć do przodu i stać się kimś, czego nie mógł sobie odpuścić, po zabiciu jednej mewy. Mewy nie obchodzą sensie istnienia, robią to co uznają za słuszne, a człowiek poszukuje wiedzy i sensu zycia, właśnie tego samego co symboliczny jego tworzyciel-Prometeusz.
Dzięki za ciekawą wizję, w której jednak Twoim zdaniem Winslow wychodzi zwycięsko. Wszystko oczywiście zależy od punktu widzenia.
@@DrugiSeans Dziękuję :3
Świeżo po seansie..... arcydzieło, cudowne przeżycie, o które we współczesnym kinie trudno. Klimat znany z dzieł Dostojewskiego, przede wszystkim Zbrodni i kary. Głębia niejednoznacznych symboli....cudo.
Film Eggersa obejrzę, bo uwielbiam Czarownicę. No i Dafoe i Pattinsona bardzo sobie cenię. A co do Pattinsona właśnie to nigdy dla mnie nie był słaby aktor. Może dlatego, bo nie widziałem go w wiadomej roli (widziałem jedynie fragmenty Zmierzchu). Jedna z pierwszych ról w jakich go zobaczyłem to była u Cronenberga w "Cosmopolis", gdzie zagrał milionera (pewnie częściowo dzięki tej roli zdecydowali się obsadzić go w roli Bruce Wayne'a). Więc odkąd go widziałem pierwszy raz to dla mnie był aktor znany kina niszowego i ambitnego a nie z ról w paździerzowej serii o wampirach.
Tak samo Radcliffe'a kojarzę bardziej z takim kinem w jakim gra Pattinson, czyli z niszowym, z takimi filmami jak ten gdzie zagrał zwłoki. Podobnie mam z Elijahem Woodem, który pewnie dla wielu będzie na zawsze Frodo, a dla mnie to ostatnio aktor z produkcji specyficznych, ambitnych, absurdalnych, np. zagrał mordercę w Maniac. Ciekawe że ci wszyscy po zagraniu jednej roli, z którą zwykły widz zawsze będzie ich kojarzył poszli w niszowe kino. Tak sobie teraz sprawdzam filmografię Pattinsona i pierwszym filmem jaki z nim widziałem był właśnie "Cosmopolis", gdzie zagrał przed drugą częścią "Zmierzchu" , a później były dobre role w "Rover", "Zaginione miasto Z", "Good Time". No i ostatnio w komediowym westernie "Damsel", gdzie zagrał razem z Mia Wasikowską i w drugoplanowej roli w netflixowym "The King" z Timothee Chalamet pokazał klasę.
Podobnie jest z duetem z trylogii filmowej Greyowej czyli Dornanem i Johnson. Większość widzów ciągle wypomina aktorom te filmy z czego aktorzy sobie żartują ( w jednym z talkshow Dornan mówił, że jego żona filmów nie widziała). Co trochę czytam że Dornan to straszne drewno albo zaskoczenie, jak zagrał dobrze w filmie lub serialu, że potrafi jednak grać. No i dotyczy to też jego partnerki, czyli córki Dona Johnsona. Wiele osób było zaskoczonych jak okazało się w Suspirii Guadagnino, że potrafi Dakota dobrze zagrać. Ja nie byłem zaskoczony, bo widziałem ją wcześniej w innym filmie Guadagnino, A Bigger Splash, gdzie zagrała lolitkę, i była równie dobra co Ralph Fiennes i Tilda Swinton. A jak na Dornana ktoś narzeka, to polecam sprawdzić serial BBC Fall, którego 1 seria poleciała przecież przed pierwszym greyowym filmem. Dornan to nie jest wybitny aktor, ale jak sie postara to zagra dobrze, a w 3 serii Fall to nawet nie odstaje od Gillian Anderson, może dlatego, że ma wiecej do grania w 3 serii jak Anderson, na nim się 3 sezon bardziej skupia. Pokazał że potrafi grać subtelnie, np. scena jak okazuje się po operacji, że wszystko pamięta, ale nic nie mówi, z twarzy idzie wyczytać i łatwo to przegapić.
Nie widziałem trylogii greyowej, nawet pierwszej części, więc dla mnie Dornan to aktor, którego kariera zaczęła się od Fall, a nie od Greya. Serial spotkał się z bardzo dobrym przyjęciem, okazał się hitem poza granicami UK, dzięki Netflixowi, ale przyćmił ten serial sukces Greya, który aktorowi zaszkodził, bo wszyscy oceniają go jakim jest aktorem przez tą jedną rolę, jakby jedna słaba rola definiowała całą karierę. A oprócz Fall dobry był np. w czesko angielskiej "Operacji Anthropoid" z Cillianem Murphy i Marcinem Dorocińskim, miniserialu "Śmierć i słowiki" twórcy The Fall, a w "Mojej kolacji z Herve" nie odstaje aktorsko od Petera Dinklage'a. Oczywiście są przypadki gdy słaby aktor pozostaje słabym jak Hayden ze Star Wars (choć może jest jakaś dobra rola Christensena, o której nie wiem?). Ciekawe jest to, że nawet dobrym aktorom zdarza się zagrać słabo, drewniane rol, np. Portman w Star Wars lub w Thorach, ale przez to jak to ceniona aktorka, jak ma wiele dobrych ról na koncie, to ludzie nie pamiętają jej tych słabych ról, a są aktorzy, którzy zagrali w jednej roli ocenianej słabo, ale tylko dlatego, że film odniósł ogromny sukces to wszyscy kojarzą aktora tylko z tej roli. Trzeba dawać aktorom szansę w innych rolach, a nie patrzeć tylko na nich przez tą dosłownie jedną rolę, bo czasami mogą pozytywnie zaskoczyć jak właśnie Pattinson, Dakota Johnson, czy Dornan.
Recenzja uczciwa, godna, sprawiedliwa...i tak dalej, i tak dalej. Analiza alegorii trochę zaskakująca i odważna, ale błyskotliwa i poparta solidnymi argumentami. Niestety, nie będę miał okazji obejrzeć tego filmu i przekonać się o trafności waszych spostrzeżeń. W Białymstoku, na wniosek BIO (Biuro Interwencji Obywatelskich) - Krzysztofa Kononowicza, film najprawdopodobniej zostanie wycofany z kin na terenie miasta. Pan Kononowicz twierdzi, że jest to "lateksowa propaganda" i "podprogowa manipulacja - mordercza i bandycka". Próbowałem go odwieść od kierowania zawiadomienia do ministra kultury, prezentując mu waszą recenzję i tłumacząc, że jest to prawdopodobnie wartościowy film, ale skutek ostatecznie był odwrotny do zamierzonego. Do momentu, gdy wspomniana została skala Kinseya, szło całkiem nieźle.
Po lekturze „Against interpretation” nie powinnam się nawet porywać na podobne skojarzenia... Ale ten film zestawiony z bergmanowską „Personą” (nadal będę się upierać przy tym, że zdjęcia z „Lighthouse” kojarzyć się mogą z fotosami Nykvista) stanowią awers i rewers tej samej monety. Tam był lęk przed rolą społeczną kobiety - powołaniem do miłości, małżeństwa i macierzyństwa. Tu bohater musi rozprawić się z presją wywartą na mężczyznach i skonfrontować z własną wizją męskości, maczyzmu, męskiej seksualności. „Lighthouse” odbieram jako film o lęku przed własną tożsamością, która to obawa towarzyszy młodemu Tomowi. Stary Thomas to człowiek samoświadomy i pogodzony ze sobą, dlatego może stać na straży światła. A może to ta sama postać stojąca na progu dorosłości i u kresu życia?
Chociaż filmy skrajnie inne, to rzeczywiście nie brak podobieństw pomiędzy "Personą" i "Lighthouse" (dwie osoby, poczucie odosobnienia, zwierzenia), bardzo fajnie działałyby w dyptyku. Koniecznie trzeba zorganizować taki pokaz:)
A z koncepcją młody, stary Thomas jak najbardziej się zgadzamy, że to może być jeden z tropów interpretacyjnych.
Dziewiętnasta sekunda, a ja już dałam like, bo to jest kolejny film po Suspirii , który dał mi takie przeżycia. Właściwie to miałam wątpliwości czy chcę słuchać waszej analizy, pomimo tego, że zawsze bardzo je cenię, to jednak mam jakąś dużą przyjemność w posiadaniu tej własnej (chociaż może obydwie są bardzo do siebie zbliżone? jeszcze nie obejrzałam, to nie wiem :D ) ale jest jakiś urok w niedopowiedzeniu tego filmu, tego, że każdy może mieć własną interpretację i właśnie - zamiast o nim gadać, to chciałoby się jeszcze raz wylądować na tej wysepce, w tej latarni, razem z Tomem (i) Tommym... ;)
Czy na pewno chciałoby się wylądować na tej wyspie? Bez bariery ekranu? Strach trochę:) rozumiemy chęć posiadania własnej nieskażonej innymi interpretację:)
Git
Nie podoba mi sie ten gosciu caly czas kwestionuje te pania i w moim odczuciu czesto sie myli i jest zbyt przemadrzaly
To się nazywa rozmowa i wymiana opinii;)
Macie filmweba?
Link do naszego konta na filmwebie jest w opisie filmu:)
Wszystko ok ale z tym Kinseyem to bym nie szarżował...
Nastały dziwne czasy. Sfilmowani zrzekli się ocen, Drugi Seans nagle zaczął je wystawiać na thumbnailach.
Uznaliśmy to za konieczne. Raz, że w ogóle teraz mamy walkę o thumbnaile, bo YT prawie przestał nas polecać, więc robimy co się da, żeby utrzymać się na powierzchni. A dwa - uznaliśmy, że przyda się jakiś wizualny sygnał dla widzów, co sądzimy o danym filmie. W samej recenzji chcemy iść za prądem dyskusji - chwalić dobre rzeczy złego filmu, ostro krytykować wady doskonałego filmu. A te gwiazdki na miniaturze jednak jakoś sugerują co myślimy o całokształcie danej produkcji. I dzięki temu może unikniemy tego, co przydarzyło nam się podczas recenzji Polityki i tym podobnych tytułów. Pewnie nie. Ale warto spróbować.
bełkotliwy film pełen "symboli". Ciekawe co by po seansie powiedział Tarkowski postulujący prawdę życia kryjącą się na powierzchni, zamiast kolejnych warstw mętnego przekazu, który powstaje po to tylko, by go odkodować i raptem umiera. Przypominam, że Andriej uznał Terminatora za wybitny film o walce z bezlitosnym przeznaczeniem.