Jako mężczyzna jestem rozczarowany i zirytowany. Rozumiem założenia i sens teologiczny, ale język i symbolika niewiele różną się od tego słodkiego, zniewieściałego p..dzenia, którym się nas karmi od dekad w Koścele. Owszem, ono się czasem jeszcze sprawdza przy okazji niektórych uroczystości kościelnych i na kazaniach samozwańczych mistrzów homiletyki gdzieś w lokalnych parafiach w sobotę na wieczornej mszy św., ale na dłuższą metę jest niestrawne i przeciwskuteczne. Ani w tym konkretu, ani jakiegoś nadrzędnego, jasnego celu. Już sobie wyobrażam, jak ojciec katolik tłumaczy synowi katolikowi podczas męskiej rozmowy, w jaki sposób należy pielęgnować sprawy serca, dbać o rozwój serca, nie zaniedbywać poezji i języka miłości, wreszcie kontemplować tajemnice Serca Jezusowego itp., itd. Całe szczęście, że Franciszek zaznacza, że ten kult nie jest obligatoryjny.
Ja w ogóle niewiele z tego rozumiem. To całe opowiadanie o sercu jest dla mnie jakby ktoś gadał w obcym języku. Słucham i się zastanawiam: ale o co chodzi? Słucham i próżno poszukuję konkretu. I nie mam pojęcia, o czym jest ta encyklika, co wnosi nowego, co mam z tym zrobić. Nie sądzę, że to zależy od płci. Po prostu niektórzy mają większą potrzebę precyzji i konkretu, a inni poezji i uczuć.
Ja mam jedno pytanie-uwagę: na ile to serce ma się do serca w Biblii? Bo tamto rozumienie serca było inne. To bardziej osobowość, z rozumem na czele ("mózg" nie byłby przeciwieństwem, by stawiać serce w opozycji do rozumu -- raczej istotą). I ja tu też mam wątpliwość, czym w osobowości człowieka to "serce" nie jest.
Jako mężczyzna jestem rozczarowany i zirytowany. Rozumiem założenia i sens teologiczny, ale język i symbolika niewiele różną się od tego słodkiego, zniewieściałego p..dzenia, którym się nas karmi od dekad w Koścele. Owszem, ono się czasem jeszcze sprawdza przy okazji niektórych uroczystości kościelnych i na kazaniach samozwańczych mistrzów homiletyki gdzieś w lokalnych parafiach w sobotę na wieczornej mszy św., ale na dłuższą metę jest niestrawne i przeciwskuteczne. Ani w tym konkretu, ani jakiegoś nadrzędnego, jasnego celu. Już sobie wyobrażam, jak ojciec katolik tłumaczy synowi katolikowi podczas męskiej rozmowy, w jaki sposób należy pielęgnować sprawy serca, dbać o rozwój serca, nie zaniedbywać poezji i języka miłości, wreszcie kontemplować tajemnice Serca Jezusowego itp., itd. Całe szczęście, że Franciszek zaznacza, że ten kult nie jest obligatoryjny.
Ja w ogóle niewiele z tego rozumiem. To całe opowiadanie o sercu jest dla mnie jakby ktoś gadał w obcym języku. Słucham i się zastanawiam: ale o co chodzi? Słucham i próżno poszukuję konkretu. I nie mam pojęcia, o czym jest ta encyklika, co wnosi nowego, co mam z tym zrobić. Nie sądzę, że to zależy od płci. Po prostu niektórzy mają większą potrzebę precyzji i konkretu, a inni poezji i uczuć.
19:09 nie jestem w temacie kulinarnym, lecz pytanie mam: on o tych smakołykach to w encyklice tak? 😧
Ja mam jedno pytanie-uwagę: na ile to serce ma się do serca w Biblii? Bo tamto rozumienie serca było inne. To bardziej osobowość, z rozumem na czele ("mózg" nie byłby przeciwieństwem, by stawiać serce w opozycji do rozumu -- raczej istotą).
I ja tu też mam wątpliwość, czym w osobowości człowieka to "serce" nie jest.
❤❤❤