Z doświadczenia mówię, że lekcje matematyki w liceach polegają na tym, że nauczyciel referuje podręcznik (taki audiobook), potem co lepsi uczniowie rozwiązują przykłady na tablicy. Po takim kabarecie wychodzi się zupełnie bez żadnej wiedzy i zrozumienia zagadnień.
Matma i fiza była dla mnie przez cały okres edukacji traumą. Zawalone klasówki, kartkówki i sprawdziany. Paraliżujący lęk przed wywołaniem do tablicy. Historia też była jakimś nieporozumieniem z tymi wszystkimi datami bez zrozumienia przyczynowo-skutkowego. Obecnie mam 38 lat i uwielbiam czytać i słuchać na temat np. fizyki kwantowej a takich pisarzy jak Norman Davies mam przeczytanych w całości. Polska szkoła to średniowiecze.
Jak słusznie zostało zauważone matematyka rozwija logiczne myślenie. Jest to zdecydowanie najważniejszy przedmiot, dzięki matematyce świat idzie do przodu. Nauki jak fizyka, chemia czy informatyka w dużej mierze opierają się na matematyce, a to są właśnie nauki realnie zwiększające nasz dobrobyt. Mimo wszystko nawet dla osoby, która nie wiąże żadnej przyszłości z matematyką jest przydatna, jak już wspomniałem - rozwój logicznego myślenia. Osiągnięcie pułapu 30% nie wymaga dużego poświęcenia, nawet nie mając zbyt dobrego nauczyciela bezproblemowo można osiągnąć taki wynik, jest to próg bardzo niski. Żyjemy w dobie internetu, gdzie nawet jak kogoś rodzice nie mają pieniędzy na korepetycje można skorzystać z ogromu ilości darmowego materiału gdzie są wytłumaczone zagadnienia z matematyki. Ja sam wspomagałem się materiałami z internetu w czasach liceum, a obecnie na studiach gdzie materiał jest na wyższym poziomie niż podstawowa matura, a mimo to można znaleźć mnóstwo materiałów. Potrzebne jest zwiększenie poziomu nauczania, a nie likwidacja matematyki z matury.
@Nuelzyr Nie zamierzam nawet zaprzeczać, natomiast to co napisałeś jest problemem słabego poziomu nauczania. Orzeł natomiast potrzebuje ponadprzeciętnego poziomu nauczania żeby się rozwijać. Może to robić oczywiście sam, ale z przewodnikiem (tu nauczycielem, ale dobrym) jest o wiele prościej i szybciej.
Problemy z matematyką były, są i będą. Jest jeden czynnik na to wpływający. Każdy człowiek się od siebie różni, każdy w innych etapach swojego życia, w różnym wieku przyswaja wiedze. Mało tego, każdy człowiek jest lepszy z jednej dziedziny, może go to fascynować, za to w drugiej dziedzinie nie będzie wiedział o co chodzi i tego nie zrozumie. Nauczanie powinno być ustalane indywidualnie do każdego ucznia, zgodnie z jego zainteresowaniami, talentami, a zwłaszcza chęcią nauki (Bo bez chęci każda nauka to jak krew w piach). Wybór ten powinien być ustalany przez ucznia i jego rodziców, którzy wiedzą co ich dziecko potrafi i chce, oraz czego nienawidzi i nauka tego to strata czasu, którą mógłby lepiej spożytkować. Tyle w temacie.
Pamiętam jeszcze jak wyglądała moja nauka w szkole i potwierdzam - ten system jest chory i obrzydza tylko uczenie się młodym ludziom. Na każdej lekcji zadawałem sobie pytanie "po cholerę tego się uczę?". Jest tylko przemiał, szybko trzeba lecieć z materiałem, zero tłumaczenia, zero nawet czasu na zaciekawienie przedmiotem. Dopiero gdzieś w trakcie studiów zaczęło do mnie docierać, że to jest wartościowe i do czegokolwiek przydatne. Liceum to beznadzieja którą trzeba przebrnąć. Nie wiem czy nie powoduje więcej szkody niż pożytku.
@@piconio Warto uwzględnić że Polski składa się z 3 zadań, z czego jedno daje 70 %. A jest coś takiego jak błąd kardynalny który zeruję to zadanie. Chyba tylko taka sytuacja w jakimkolwiek stopniu może uratować honor kogoś kto nie zdał Polskiego.
Kompletnie się z tobą zgadzam. Mam mieszane uczucia do języka polskiego, bo jednak to nasz ojczysty język i raczej powinno się go zdawać, ale totalnym idiotyzmem jest dodawanie w nich interperacji utworów literackich. Uczniowie w taki sposób ograniczają swoją wyobraźnię i boją sie wychodzić poza schemat. Z resztą każdy jest inny i ma prawo do własnej interpretacji.
@@Symerant1212 Prawda, ale bierz pod uwagę że trzeba z kilkanaście godzin lekcyjnych poświęcić na tłumaczenie jak interpretować wiersze i raczej o to tutaj chodzi.
@@ukasz8631 To, że pokazują metodykę interpretacji jest okej przecież, a cała reszta jak to zrobimy należy do nas. Egzaminator nie sprawdza tego co napisałeś tylko weryfikuje jak to napisałeś. Tak działa matura od kilku lat z j. polskiego, klucz mówi wprost za co oceniają nas i nie ma tam czego odejmować za nasze zdanie. Dodatkowo każda praca jest sprawdzana przez jeszcze przez inną osobę, a przy "oblaniu" weryfikuje to kolejna osoba z tego co wiem.
@@Symerant1212 No jedna osoba z rocznika wyżej u mnie postawiła złą tezę interpretacyjną i z podstawy ledwo zdała mimo tego że rozszerzony był napisany na ok 90%. Problem polega na tym że wiersze w porównaniu do rozprawek nie są schematyczne tak jak rozprawka a jednak jeśli źle to zinterpretujesz to możesz całą maturę uwalić, no to średnio moim zdaniem.
Bardzo dziękuję za Pańską wyowiedź! Nie jestem nauczycielem, ani urzędnikiem, tylko matką, w dodatku już całkiem dorosłych dzieci, jednak dla mnie porażająca jest zarówno logika wywodu NIK (nie naprawiajmy tego, co złe, tylko udawajmy, że nie ma problemu), jak i odpowiedź MEN, która ma się nijak do rekomendacji mających na celu poprawę sytuacji. Stosunek do naszego systemu edukacji mam podobny do Pana.
Nie wiem jaki jest dzisiaj poziom matematyki w szkołach, ale mi przez wszystkie lata nauki sprawiała trudność. Z lekcji wychodziłem głupszy niż byłem, a po korepetycjach zaczynałem rozumieć tylko podstawy i pojąłem, że dużo czasu trzeba jej poświęcić żeby ogarnąć cały program szkoły średniej. Gdybym miał potrafić matematykę na perfect, to bym musiał mieć 3h matmy dziennie z jakimś nauczycielem, który potrafi tą wiedzę przekazać. Zgadzam się, że dzisiejsze dzieciaki to rozwydrzone szczeniaki, które nie potrafią docenić tego co mają, ale są też tacy, którzy po prostu nie ogarną tego za żadne skarby, więc nie podoba mi się, że niektórzy z góry wieszają psy na dzieciach, bo są też te ambitne, które bardzo się starają.
To nie z poziomem matematyki jest problem, tylko z całym systemem. Może gdyby odciążyć trochę tych ludzi od gównianych czynności np. od czytania idiotycznych lektur i zastąpić je trochę luźniejszą formą (np. swobodą wyboru lektury), to mieliby więcej czasu na matematykę i może w końcu, ktoś by zaczął w ogóle coś czytać. Bo o ile pamiętam, od kiedy rodzice przestali się interesować moją szkołą, czyli gdzieś w gimnazjum, to nie przeczytałem ani jeden książki (o lekturach nie wspomnę), kilka miesięcy po zdaniu matury, pierwszy raz w życiu przeczytałem książkę, kilka miesięcy później drugą i trzecią. Dziwny zbieg okoliczności, że akurat nabrałem ochoty na czytanie książek wtedy, gdy przestali mnie do tego zmuszać.
Tak lektury to jest jakiś absurd zwłaszcza testy ze "znajomości" lektury. Pamiętam tę traumę i te wszystkie dwóje i tróje z lektur które na prawdę przeczytałem. To była jedna z najbardziej frustrujących rzeczy w całej edukacji. Poświęcałem kilkadziesiąt godzin na przeczytanie książki a potem dostawałem dwóję bo nie pamiętałem jakichś szczegółów z wydarzeń książki, a jakiś gościu cwaniaczek który se przeczytał streszczenie lepiej na tym wychodził... Dlatego też przestałem czytać lektury bo jaki w tym sens skoro samo streszczenie daje takie same efekty albo nawet lepsze. Wolałem zamiast tego przeczytać coś co mnie bardziej interesuje np. fantasy. Swoją drogą to jest podłe jak program nauczania traktuje literaturę fantasy i sci-fi.
Bo program zakłada czytanie klasyków literatury, rzeczy które ukazują cechy społeczeństwa/świata danej epoki. Po to czyta się Krzyżaków czy Lalkę, aby poznać te realia (tak wiem, Krzyżacy nie zostali napisania w czasach bitwy pod Grunwaldem, ale możemy poznać pewne obyczaje czasów średniowiecza). Lektura nie jest po to aby była ,,przyjemna" tylko po to aby cię czegoś nauczyła, ukazała mentalność ludzi z danego okresu czy ich codzienność/obyczaje itp. Po to są lektury. Sama mam kilka których szczerze nienawidzę, ale rozumiem jaki jest sens w ich czytaniu. Po prostu, trzeba się z tym zapoznać.
GodAnu tak ta znajomość jest taka ważna, że nie pamietam już nic z Makbeta omawianego kilka miesięcy temu. I tak będzie ze wszystkimi lekturami, bo jak nie ciekawi cię książka, to po jakimś czasie zapominasz. Czas, który spędziłam ucząc się do sprawdzianów z polskiego, czytając lektury, mogłabym spędzić ucząc się matematyki, fizyki, bo to są dla mnie ważne przedmioty. I tu bardzo ważna rzecz nie brana pod uwagę, ze przecież w liceach są profile. Jak ktoś jest na profilu jakimś tam polskim no to może się uczyć polskiego, jak chce. No ale osoby z matfizow, biolchemow, medfarmow... po co im ten polski i ta matura z polskiego
Po to aby nie być totalnym kretynem może. Wybacz, ale matura z polskiego jest bardzo ważna. Znajomość kultury jest naprawdę istotna, szczególnie polskiej, jeśli tu mieszkasz/pochodzisz stąd. Po to ci matura z polskiego, aby taka banda tumanów nie wychodziła ze szkoły, która nie umie pisać, czytać i nie wie kto to Mickiewicz. I tak duża część osób ma w nosie ten przedmiot i nie zwracają uwagi na to jak jest on ważny. No bo ,,ha ha po co mi lektury i tak zapomnę hahaaa". A lektury uczą nas też o historii, ale nie no, po co to komu. Spójrzmy z innej strony zatem, po co mi wzór na pole walca czy jakieś logarytmy? Hm? Podstawowa matematyka, taka jak procenty czy kurcze dodawanie, odejmowanie, jak najbardziej. Ale co mnie na humanie obchodzi fizyka czy matematyka? Dlaczego mam zdawać obowiązkową matematykę jak mnie to nie interesuje? Tak jak ty masz z lekturami, przeczytasz, zapomnisz, ja mam z matematyką. Tobie na nic polski mi matematyka (po za podstawami. I błagam, nie chce słyszeć, że to ,,rozwija logiczne myślenie". To rozwinęła mi historia, dziękuję.)
GodAnu no, jeżeli jesteś na profilu humanistycznym to może ci logarytmy i wzory nie potrzebne, no ale mi na profilu matematyczno fizycznym nie potrzebne są lektury i historia. Banda tumanów, która nie umie pisać ani czytać? A co to niby ma wspólnego z samym przedmiotem j. polskiego? Tych umiejętności dzieci się uczą w klasach 1-3, kiedy nie ma podziału na przedmioty. I są wykorzystywane później we wszystkich przedmiotów. I na przykład nie uważam, ze osoby po humanie musza znać funkcje trygonometryczna, ale tak samo nie uważam, ze mat fiz musi umieć pisać rozprawki albo znać dziady. Wychodzę tez z założenia, ze człowiek powinien mieć jakieś dziedziny, w których powinien się rozwijać. No bo jak jest się od wszystkiego, to tak naprawdę jest się od niczego. Uważam, ze obie matury z polskiego i matmy powinny być nieobowiązkowe
Ostatnio rozmawiałem z siostrą właśnie o tej sprawie. I pokazała mi ciekawe statystyki, dotyczące nie tyle zdawalności matury, a tego wyglądają rozkłady dla poszczególnych typów zadań, dla różnych matur. I tak wychodzi, że de facto gorzej niż z maturą z matematyki jest z maturą z polskiego: 1.) rozkład punktacji w zadaniach do Matematyki jest przykładem równomiernego rozkładu . 2.) matura z j. polskiego za to leży na wszystkich zadaniach wymagających czytania ze zrozumieniem, czy jakieś analizy. Najlepiej uczniom idzie wypracowanie co jest spowodowane najprawdopodobniej tym, że najłatwiej jest tam naciągnąć klucz. 3.) w efekcie zdawalność z j. polskiego ma wielką dziurę po lewej stronie gaussa. co daje dużą zdawalnosć przedmiotu, ale kompletnie fałszywy obraz umiejętności
Nareszcie, ktoś podszedł do tego w logiczny sposób, a nie zamiatanie problemów pod dywan. Potrzebne są zmiany długo terminowe, a niezmniejszania progów.
Polski system edukacji spada z niesamowitym przyśpieszeniem w otchłań. Pani Minister już sobie szykuje posadkę w Brukseli, gdy nawarstwienie w nowym roku szkolnym dwóch roczników wywlecze wszystkie problemy. Wtedy blask niekompetencji ostatniej kadencji ministerstwa błyśnie jak bomba atomowa. Zgadzam się Panem, Panie Tomku. Ucze się aktualnie w 2 liceum. 1 klasa to zmarnowany rok na naukę historii, biologii, woku, wosu, rosyjskiego itd... pisząc maturę rozszerzoną z matmy, geografii i angielskiego. Pomijam atmosferę na lekcji... Jednak tu są winni nauczyciele, jak i moi rówieśnicy. Matma u mnie prowadzona miernie, definicje encyklopedyczne, brak empirycznych dowodów, ćwiczeń rachunkowych. Zostaje tylko nauka samemu :) Ale czy od "nauki" nie powinna być szkoła? Pozdrawiam :)
WoK z nazwy jest parodią, prawdziwą Wiedzę o Kulturze tak naprawdę ma się na pseudo języku polskim. Osobiście sądzę też, że akurat wszystkie przemioty znikające po 1-szym roku nie powninny znikać ze względu na to, że jest to tak naprawdę uczenie od podstaw tego, co nieudolnie próbowało nam wtłoczyć gimnazjum (WoS, EdB), albo tego, o czym powinniśmy wiedzieć jako ludzie dobrze wykształceni (P.P., Historia) Osobiście sądzę, że powinien wylecieć Polski, oraz HiS. Teza, że rozszerzać powinno się od pierwszej klasy jest bardzo pochopna, ponieważ tak naprawdę nie wiemy nawet jak trudno jest na podstawie, więc nie ma powodu by się rzucać na głęboką wodę, tylko dlatego, że ma się przeczucie. (Chyba, że jesteś ustawiony wyłącznie pod 2/3 przedmioty, ale czy nie lepsze byłoby wtedy dobre technikum?)
@@Meander_ Technikum w moim rejonie to kabaret. Policja średnio raz w tygoidniu składa tam wizyte. Osobiście te przedmioty śmieciowe w 1 lo wrzuciłbym (jeżeli już muszą być) do gimnazjum. W takim sensie że na etape gimby byłoby więcej godzin tych przedmiotów kosztem np. Plastyki, Muzyki, Techniki i zajęć artystycznych, które można wcisnąc w jeden przedmiot jeden raz w tygodniu powieszmy przez 2 lata. Myślę, że nie byłoby to straszne obciążenie, zwłaszcza że to co jest w 1 lo to w pewnym sensie powtórka materiału z gimnazjum, np pierwsza pomoc na edb w gim i w lo. Po co to?
@@kamilzbrozek6199 Fakt mogą się przydać. Ale niestety w moim przypadku kończyło się wkuwaniem całego podręcznika, bo nie wiadomo co da nauczyciel na sprawdzianie. A od niego samego zero inicjatywy na lekcji. Wszystko spada na ucznia. Dlatego uważam to za czas stracony, bo zamiast w szkole wszystko musiałem robićw domu, kosztem pracy nad przedmiotami maturalnymi. Pozdrawiam:)
@Daniel Eksym dokładnie! Moi koledzy jak ukończyli 18 rok życia pierwsze co zrobili, odwiedzili dyrektora i powiedzieli, że chodzić nie będą. I nie chodzili. Też uwazam, ze lepiej byloby mieć 1 godzina religii zamiast 2 i zeby ta godzina byla wykorzystana np. na inne przedmioty. Miałam zajecia z podstaw przedsiebiorczosci i wyniosłam z nich tylko 2 pojecia: popyt i podaż. Ten przedmiot jest bez sensu. PITa i tak rozlicza mi znajoma, bo prędzej bym osiwiała, niż uzupełniła ten papier. Wgl śmiesznd jest to, że podstawowa matura to polski, angielski i matma. Sama nazwa LO wskazuje na ogólnokształcenie i kazdy powinien podejść do egzaminu z reszty przedmiotów chociaż na podstawowym poziomie, a jeśli jest się w klasie profilowanej to rozszerzenia z danych przedmiotów. Mnie samą bardziej zmobilizowałoby do nauki przez 3 lata a nie ich olewanie. I gdyby tak było, niektórzy wiecej by wiedzieli jak działa ciało człowieka i szczepili swoje dzieci i nie byliby podatni na bzdury albo też wiedzieliby o tym, jak działa cykl miesiączkowy i że prezerwatywa nie tylko chroni przed ciążą, ale wszelkimi wirusami, bakteriami i pasożytami. (Wychowanie do zycia w rodzinie to fikcja. Od tego powinni być rodzice i spotkania z personelem medycznym na temat seksu a nie nawiedzone nauczycielki po pseudokursie, ktore np.twierdzą, że wirus HIV w magiczny sposób potrafi się teleportować przez prezerwatywę na błonę śluzową pochwy albo na odwrót xD- takie miejsce miało u mojego młodszego brata w szkole).
no niby nie ale duzo osob chodzi na religie bo sa chrzescijanami albo z jakichkolwiek innych trywialnych czasem pobudek typu co powie babcia i niezaleznie czy ktos chce chodzic na religie czy nie to te dwie godziny i potencjalna praca domowa z tego doklada pracy uczniom kiedy i tak maja zdecydowanie za duza ilosc zajec w ciagu tygodnia byl o tym odcinek polecam goraco
Moim zdaniem nie powinno być w ogóle religii w szkole. W szkole jest tylko religia katolicka, a co z innymi wyznaniami? Może w Polsce nie ma ich zbyt dużo, ale mimo wszystko to jest wtedy trochę brak poszanowania innych wyznań.
Przecież druga klasa gimnazjum to jest poziom klasy ósmej - w starym i w nowym wydaniu - więc co w tym dziwnego? Większy ból to będzie to, że uczniowie nie będą mogli odsprzedać książek z gimnazjum młodszym rocznikom. Ja tego doświadczyłem jeszcze w starym systemie bez gimnazjum, okazało się że w ciągu roku podręcznik do polskiego stał się "nieaktualny", i w ten sposób książka wyglądająca jak nowa poszła na przemiał... To przechodzi pojęcie jak szybko nasza mowa ewoluuje.
Matma? Powinna uczyć potrzebnych umiejętności, opierać się na nauce logicznego myślenia, rozwiązywania praktycznych problemów. Pamiętam jak w podstawówce chodziliśmy na spacery i kombinowaliśmy jak obliczyć coś w terenie... Serio dobrze się bawiliśmy, wówczas kochałam matmę, wygrywało się Kangury i inne cuda, ale przyszło gimnazjum i żmudne bezsensowne i nudne obliczenia, a na pytanie czy kiedyś mi się to przyda padało, że tak na serio to tylko w szkole... Teraz znów lubię matmę, ale jak widzę co i jak mają z niej moje dzieci na lekcjach to nóż mi się w kieszeni otwiera...
Dlaczego traktujecie ludzi jak idiotów? Każdy człowiek powinien mieć prawo do nauki tego co jest dla niego słuszne, co uważa za przydatne dla jego rozwoju, a przy okazji dobrze się z tym czuje. Nie miałem w szkole biologii, nie ma obowiązkowego egzaminu maturalnego z biologii, czy to przeszkodziło mi nauce tego przedmiotu i zdaniu na zadowalającym poziomie? NIE. Czy to, że nie jestem za pan brat z matematyką oznacza, że jestem idiotą i zatrzymałem się w rozwoju? NIE. Jest wiele innych sposobów na samorozwój i każdy powinien iść swoją drogą by odnaleźć sukces. Nie wrzucajcie wszystkich do jednego wora, nie bądźcie tacy ograniczeni.. Na przykładzie obowiązkowych lektur szkolnych możemy wywnioskować jak narzucanie uczniowi czego ma się uczyć wpływa na to czy faktycznie to robi. Często właśnie kiedy nie ma tego obowiązku ludzie chętniej sięgają po te książki. Nie zrozumcie mnie źle, matematyka to królowa nauk i nie odbieram jej tego tytułu, tego, że może być przydatna w wielu dziedzinach, ale pisząc, że bez EGZAMINU z matematyki ludzie wrócą do epoki kamienia łupanego, zamykacie się w bańce ograniczonego myślenia.
Prawda. Nasz system to skansen 19 wieku. Brak profilowania nauki pod ucznia, wyboru przedmiotów i ich poziomu nauczania. Jedna ścieżka rozwoju dla wszystkich jakby to było stado baranów.
Problem jest taki że większość ludzi to idioci, którzy nigdy nie myślą o przyszłości. Jako jednostka możesz uważać że powinniśmy dać im być idiotami w spokoju. Jako członek społeczeństwa trzeba jednak zauważyć że zwiększanie się liczby takich osób może mieć poważny wpływ na gospodarkę
Idiota nadal będzie idiotą bez względu na to czy napisze pozytywnie egzamin z matematyki czy nie. Ileż znam osób, które są na studiach i nadal nie wiedzą właściwie po co tam są i dlaczego akurat na tym kierunku, a wiedza potrzebna do zdania matury wyparowała wraz z oddaniem arkusza. Jednocześnie są osoby które nigdy nawet nie podchodziły do tego egzaminu, jak na przykład absolwenci szkół zawodowych, a ich rola w gospodarce nie podlega dyskusji. Studiować powinny osoby, które właśnie mają na siebie pomysł i mogą faktycznie coś wnieść do społeczeństwa. Co za różnica czy masz średnie z maturą czy bez, lub kończysz właśnie licencjat, jeśli nadal masz wiedzę wystarczającą jedynie do kopania rowów?
Matematykę w polskich szkolach uczy sie jak kazdy inny przedmiot, kiedy jest to dziedzina wyjatkowa. Uczenie sie pamieciowe matematyki jest durne, a tak właśnie nas uczą. Uczniowie nie rozumieją o co w niej chodzi bo sie na pamiec ucza wzorow itd zamiast rozwijać logiczne myślenie. Ja taki błąd w nauczaniu zauważyłem, ale pewnie jest jeszcze milion innych.
Podstawa z matematyki jest w miarę łatwa. Wystarczy ogarnąć w miarę dobrze funkcje, potęgi, pierwiastki, geometrie i pewnie już mamy 50-60%. Określenia typu "nielogiczne", "niepraktyczne" itp bardziej można przypiąć do rozszerzenia, bo tam jest na co narzekać. Dodam że piszę to ktoś kto od kilku lat poprawia zagrożenia z matmy.
To że system nauczania trzeba zmienić każdy wie, co do matematyki jest ona łatwa jeśli tylko nauczyciel dobrze tłumaczy, niestety większość nauczycieli nie tłumaczy, ale prowadzi lekcje i myślą że uczą :)
Jest łatwa jeśli nauczyciel ci jej nie obrzydzi, Bo wtedy chętnie się jej uczysz. I nie. Nauczyciele są tylko pomocą. Uczeń ma się uczyć sam. To że nauczyciel nie jest w stanie, tak ci wyłożyć matmy, byś nie musiał/musiała uczyć się w domu to nie jego wina. Matematyka jest abstrakcyjna. Gdyby uczniowie się uczyli i ćwiczyli zamiast sięgać do ściąg i internetu to by wszyscy zdali bez problemu.
Po trzech latach nauki w liceum na próbnej maturze z matematyki miałam 16%. Poszłam na korepetycje, 2 miesiące i uzyskałam 64% na maturze. Proste podsumowanie poziomu matmy w polskiej szkole...
Jeżeli nie potrafisz sama ogarnąć materiału do matury z matmy na poziomie liceum to sorry ale na studia to ty się nie nadajesz. XD problem miałabyś nawet z prostą logika
Mateusz Gołdyn Myślę, że mimo wszystko się nadaje bo studiuje i zaliczyłam logikę na 3,5. Od zawsze miałam problemy z matmą, już od podstawówki nienawidziłam tego przedmiotu i nigdy nie zrozumiałam po co mi to (nie mówię o przydatnej życiowo wiedzy jak sobie coś policzyć bo teraz rozumiem, że to się przydaje). Myśle, że to była kwestia mojego podejścia, nie pracowałam tak ciężko jak powinnam. Ale z drugiej strony przez całą moja edukację nie spotkałam też odpowiedniego nauczyciela, dzięki któremu miałabym szansę to polubić.
@A Polonesa - Kasia W. Co to znaczy? Dostanie się na wybrane studia jest uzależnione od wyniku, więc jeśli "wyniki zamknęły Pani furtkę", to nie mogła Pani "spokojnie dostać się na wymarzony kierunek". To się wyklucza. :)
@@abcinpg6769 jeśli chce się uzyskać wyższy tytuł,to wypada znać absolutne podstawy matematyki,bo to wstyd nie zdać tak prostego egzaminu, na którym można korzystać z karty wzorów i kalkulatora. Jeśli ktoś nie potrafi nawet czegoś takiego napisać na 30% to jasne jest,że nie zasługuje na wyższy tytuł, który ma świadczyć o byciu wykształconym człowiekiem.
Z mojego doświadczenia wynika, że problem w nauce matematyki leży w głównej mierze w tym, jak do tej nauki podchodzą nauczyciele i uczniowie w szkole podstawowej. Zdecydowana większość osób, które miałem okazję uczyć do matury, a było ich już całkiem sporo, nie miała problemu z materiałem szkoły średniej, byli w stanie się tego nauczyć, bo naprawdę nie jest to trudne, ani nie jest tego dużo (szczególnie jeśli chodzi o program podstawowy). Głównym problemem były braki, które mieli z wcześniejszych etapów edukacji - operacje na ułamkach, redukcja wyrazów podobnych, przekształcanie wzorów, dostrzeganie zależności między poszczególnymi liczbami, niezrozumienia czym jest funkcja. Po naprawie tych rzeczy, żadna z osób, które uczyłem nie miała najmniejszego problemu z matematyką, co więcej duże grono matematykę polubiło, bo przestała być już czarną magią i kuciem na blachę regułek. Matematyka jest piękna, logiczna i w dużej mierze prosta (oczywiście mówię o etapie szkolnym, który każdy uczeń musi zaliczyć, studia to inna sprawa) i grzechem byłoby jeszcze większe bagatelizowanie tego przedmiotu. Jednak problem w systemie edukacji jest ogromny jeśli chodzi o naukę matematyki, ale oczywiście nikt się nad tym nie pochyla przy okazji tej dyskusji, zamiast rozwiązać problem, NIK chce go zamieść pod dywan i udawać, że go nie ma. Smutne że ludzie, którzy teoretycznie powinni wiedzieć najlepiej co zrobić i jak coś naprawiać, pokazują że nie mają bladego pojęcia w czym leży problem i nie mają chęci go naprawiać.
U mnie zawsze na lekcjach z tych podręczników robiło się ze 3 przykłady obliczeniowe z pierwszego(+3 w domu), 3 obliczeniowe z drugiego(+3 w domu), jedno z treścią łatwiejsze(ze 1, 2 w domu) a potem cyk te trudne, żeby był czas na rozrysowanie i rozpisanie ich na tablicy. A jeszcze gdzieś na pierwszych 10-15 minutach trzeba było zrobić xD Ja tam z takim tempem nie miałem problemu i czekałem kiedy w końcu te trudne zadania będą, bo z kolegą klasy mieliśmy w nie 'zawody'
A ja po latach stwierdzam, że oceny na egzaminach mają się nijak do tego jak człowiek myśli i co robi po skończonej edukacji. Może i do pewnego sposobu myślenia się dorasta sam nie wiem. Cytując jednego nauczyciela że szkoły "Bardzo dobrze. 3+". Np obecnie w technikach informatycznych lekcji fizyki jest skandalicznie mało. Tylko w jednej klasie jedna godzina w tygodniu. Natomiast lekcji religii orzec cały okres kształcenia po 2h w tygodniu. A powinno być odwrotnie.
Ja nie rozumiem, co oni kombinują z tą matematyką... Kilka tygodni temu nasza nauczycielka pokazała nam, że dzieciaki, które przyjdą w następnym roku do szkoły średniej w podstawie będą mieli to, co my mamy teraz w rozszerzeniu (mniej więcej), a rozszerzenie będzie zawierało w sobie kilka tematów ze studiów.... A teraz chcą zlikwidować maturę z matmy... To jest chore... Sam proces nauczania, jak dla mnie był źle zbalansowany... na początku edukacji w podstawówce moim zdaniem program leciał za wolno i się rozdrabniał... w gimnazjum nie było zbyt wiele nowych rzeczy.... tzn może coś tam było, ale równie dobrze część z tego mogło się pojawić, jak dla mnie, w podstawówce... natomiast w technikum, program leci trochę zbyt szybko.... tzn jest się w stanie nauczyć zagadnienia w określonym przedziale godzin...ale potem przechodzisz do następnego, odrębnego działu i kompletnie zapominasz co było w poprzednim... Brakuje przypominania zadań, mieszania zadań... Tak, żeby utrwalać metody rozwiązywania z poprzednich działów.. To jest moje subiektywne odczucie... Jak dla mnie lekcje matematyki powinny być podzielone na grupy - podstawę i zaawansowanych... Może się to wydać bolesny podział, ale tak by było lepiej.... Uczniowie, którzy mają ambicje mogli by iść do przodu, a nie zwalniać kroku, aby ci, którzy np: nie chcą się uczyć mogli dogonić tych lepszych.... Rozumiem, że nie każdy rozumie matematykę, więc chociaż miałby szanse się przygotować do matury z podstawy na spokojnie, gdzie nauczyciel poświęcałby więcej uwagi tego typu zadaniom... Natomiast ci, którzy łapią matematykę o wiele szybciej mieli by szansę zrobić więcej trudniejszych zadań lub iść o krok do przodu....
Nie bardzo rozumiem co masz na myśli mówiąc, że zapomina się tego co było w poprzednim dziale. Większość działów bazuje jeden na drugim, wielomiany na funkcji kwadratowej i liniowej, analiza matematyczna na ciągach, funkcji wymiernej, wielomianowej itd itd.
@@MrScorpion888x Em... tak są niektóre działy, które faktycznie się zazębiają... Ale kiedy z trygonometrii skakało się do planimetrii, która była podzielona na jakieś 2 części, a potem do logarytmów, żeby potem znowu dokończyć planimetrię, przebrnąć przez geometrię analityczną i zwieńczyć rok szkolny rachunkiem różniczkowym to we łbie potrafi się trochę namieszać.... Niestety nie wszędzie występują zadania, które łączą w sobie kilka zagadnień... To przy tych logarytmach, czy geometrii analitycznej, bez przypomnienia, nie pamiętało się w 100% jak rozwiązać zadanie z radianami. Szczególnie jak musiało się pamiętać o 30 innych przedmiotach i egzaminie zawodowym :/ niestety w technikum nauka do matury (taka z prawdziwego zdarzenia) to zaledwie 1 semestr.. :/ Mam nadzieję, że teraz rozjaśniłam nieco o co mi chodziło ;) PS: Chyba w szkole średniej nie ma analizy matematycznej... Poszukałam odrobinę w internecie, co to jest i czy to nie jest jakieś inne określenie na to co znam, ale widzę, że występują tam także całki, a całek na pewno nie ma w szkole średniej. Fajnie jest się dowiedzieć o istnieniu czegoś takiego i wiedzieć, że to czego się teraz uczę ma sens xD
@@Lenessis no to po prostu u was w szkole korzystacie albo ze słabego podręcznika albo macie słabego nauczyciela, bo u nas to było sensownie poukładane. Analiza matematyczna w liceum jest, a właściwie wstęp do niej, bo taka prawdziwa to jest raczej na studiach. W liceum z analizy masz granice funkcji, pochodne, ekstrema funkcji, szereg geometryczny, zadania optymalizacyjne (to zadanie zawsze jest ostatnim na maturze za 7 pkt) No i jestem wstanie zrozumieć, że w techinkum to inaczej wygląda. Po prostu nie ma czasu.
Niestety podział na grupy zaawansowane i podstawowe jest nierealny do wyegzekwowania, ponieważ nie ma nauczycieli (głównie z powodu okropnych zarobków w propocji do włożonej pracy)
Gdyby nie Krystian Karczyński to jakby wyglądały politechniki ?! Ale fakt faktem, kiedy ja chodziłem do szkoły podstawowej czy później średniej, w klasie 30 osobowej były może 3 osoby, które aktywnie uczestniczyły na zajęciach z matematyki, reszta dostała komunikat, który słyszy człowiek na każdej uczelni czy w szkole : „ te rzeczy powinniście znać z podstawówki!…” i po takich słowach 98%klasy przestawało skupiać się na materiale. Wiec wyjścia były dwa, albo korepetycje albo niestety. Matematyka przynosiła mi dużo satysfakcji. Satysfakcji wynikającej z samodzielnego dotarcia do prawidłowego wyniku. W średniej szkole zostało to we mnie skutecznie zabite A na studiach technicznych kosztowało mnie to mnóstwo zarwanych nocek przed sesjami czy zajęciami, w których to nockach nadrabiałem braki ze szkoły średniej, aby podjąć się liczenia materiału z uczelni wyższej. Reasumując, Matematyka jest super pod warunkiem, ze nie mamy braków, bo te ciągną się za nami później do końca edukacji, a szkoły nie powinny nam takich braków sponsorować. Uniknąć tego faktycznie można, gdyby dopasowywać poziom nauczania do uczniów, a nie do podręcznika z którego kazano edukować.
Najlepszym rozwiązaniem kwestii obowiązkowej edukacji jest jej zniesienie. Ludzie, którzy będą wyrażać chęci nauki pisania, czytania, matematyki etc. będą mieć dzięki temu gwarant stabilnego zatrudnienia przez niepiśmienną część społeczeństwa :)
@@mateuszejsmont159 Jakie bzdury, zwykłe wytwarzanie popytu i podaży. Nie wierzę w to, że każdy powinien umieć pisać i czytać - jeżeli masz dostęp do internetu (a masz lol) to na pewno jesteś w stanie przypomnieć sobie całą masę przykładów ludzi, którzy takich umiejętności mieć nie powinni.
@@Dratefka ale miałem na myśli cośinnego - "ja jako humanista nie chcę pisać matematyki, WYCOFAĆ!". Dobrze, to ja, jako ścisłowiec, nie będę pisał historii i języka polskiego. Dlaczego ktoś inny ma mieć w życiu łatwiej?
Aspołeczny Introwertyk haha, bezsensowna pamieciowka, no to ja tak samo powiem o matematyce i fizyce, miej wzgląd na innego człowieka i to, że jeśli jest słaby z matematyki to nie znaczy, że jest debilem, z innych przedmiotów jest po prostu lepszy. A i historii nie ma obowiązkowej więc nie wiem co za problem.
@@Kangurek-Kao jeżeli ktoś mówi, że matematyka jest bezsensowną pamięcióką, to znaczy że nie potrafi myśleć logicznie. Jak niby masz zamiar uczyć się matematyki na pamięć? Bo nie rozumiem - np. układy równań. Że niby zakujesz nieskończoność przykładów? No nie da się tak. Musisz pomyśleć dlaczego rozwiązuje się je tak a nie inaczej, skąd to się bierze, itd. NIE DA SIĘ UCZYĆ MATMY NA PAMIĘĆ! Chyba że wzory w geometrii, czy coś, to tak.
To ja chyba należę do tej małej grupy osób które "trafiły" na porządnego nauczyciela. Praktycznie zawsze "moja" nauczycielka jak zaczynamy coś nowego stara się to robić "na swój sposób". I w porównaniu do tego co pokazuje podręcznik MOIM ZDANIEM robi to o wiele lepiej. Gdybym miał ucząc się korzystać wyłącznie z podręcznika to lekko mówiąc raczej byłoby źle.
I pomyśleć, że w 2004 roku kiedy zdawalem maturę (jeszcze starą), w tym pisemną matematykę (jeszcze nieobowiązkową), to były zadania z przebiegu zmienności funkcji, prawdopodobieństwa i geometrii analitycznej. 5h na zrobienie, wychodziło tego z 5 stron A4... Brak kalkulatorów, zadań ABCD, dostawalo się pustą kartkę. I ludzie umieli się nauczyć i zdać na 5. A teraz? Zadania pokroju która z tych liczb to miejsce zerowe funkcji y=ax+b. Nawet nic liczyc nie trzeba! Metodą wykluczania da się odrzucić większość niepoprawnych odpowiedzi! I ludzie na 30% nie są w stanie NASTRZELAĆ :/ Pomijam fakt, że edukacja nawet wtedy idealna nie była i wiele zależało od podejścia konkretnego nauczyciela, no ale żeby aż tak poziom poleciał w dół? Ech, teraz to nie ma czasów 😉
o ile dobrze pamietam byłem pierwszym albo jednym z pierwszych roczników kiedy matura z matematyki była obowiązkowa, uzyskałem dobry wynik. Rok później poziom takk drastycznie spadł, że pomimo rocznej przerwy od jakichkolwiek ćwiczeń matematycznych uzyskałbym bardzo dobry wynik. Ogólna zdawalność była na poziomie 90% w mojej szkole. Uważam, że poprostu jest albo więcej humanistów w tym pokoleniu albo się zwyczajnie nie nauczyli, albo to są najzwyklejsi de#$@!. Swojego czasu krążyły po internecie memy typu "i tak minął kolejny dzień bez konieczności korzystania ze wzorów skróconego mnożenia". Serio? 3 wzory (dla poziomu podstawowego) jest tak ciężko zapamiętać, które można rozpisać sobie w nie więcej niż 20 sekund? Ten wpis nie ma na celu obrażanie nikogo, być może przez te 8 lat edukacja diametralnie się zmieniła, ale młodzież sama w sobie również nie jest bez winy
Popis genialnych umysłów ścisłych w komentarzach którzy uważają się za osoby wybitnie uzdolnione i myślące nieszablonowo, a nie potrafią przeczytać jednego zdania ze zrozumieniem. XD "NIK wnioskuje o zawieszenie obowiązkowego egzaminu maturalnego z matematyki, bo jakoś nauczania tego przedmiotu jest fatalna." nic tu nie ma o uczniach za to jest o słabych nauczycielach. Jestem podobno w jednej z lepszych szkół w mieście, a jedyne co nauczyciel z matematyki potrafi zrobić w trakcie lekcji to zadać pare arkuszy do domu. Taki rodzaj nauczyciela nie jest niechlubnym wyjątkiem w naszym kraju, w większości to norma. Nauczyciele nie potrafią przekazać najprostszych rzeczy i zadają multum pracy domowej, co przy planie lekcji od 8.00 do 15.00 daje praktycznie zero czasu dla siebie, na rozwijania jakichś zainteresowań, pasji i tutaj większość albo odpuszcza szkołę i rozwija własne zainteresowania, bądź po prostu nic nie robią, a niektórzy ślęczą całe dnie przy pracach domowych by mieć dobre oceny. Abstrahując od tego czy matematyka jest dobrze bądź źle nauczana, to matematyka w takiej formie nie powinna być na maturze. Co gorsze to nie problem tylko matematyki bo na prawie każdym egzaminie maturalnym jest test, czyli 4 odpowiedzi do wyboru w których można zaznaczać na ślepo. To ma być poważny egzamin. xD
Całe życie miałem dwóję z matematyki. W sumie na własne życzenie, ale nie o to chodzi. A do matury podszedłem rok po zakończeniu liceum, bez żadnych dodatkowych przygotowań. Nie uczyłem się w ogóle. Zaliczyłem na 40%, a nie zrobiłem połowy zadań otwartych, bo mi się nie chciało... Jeśli ktokolwiek jest w stanie nie zdać matury z matematyki, wnioski nasuwają się same. Do lasu i na drzewo, żeby dokończyć proces ewolucji!
W tym roku piszę maturę, na matematyce uczymy się działów których na maturze nie ma, zestawy zaczęliśmy przerabiać 1,5 miesiąca przed maturą, z 31 osobowej klasy próbne matury zdaje od 7 do 12 osób w zależności od trudności zadań i gdyby nie korki na których przerabiam materiał stricte pod maturę żadnej próbnej bym nie zdała. Zawieszenie matury z matematyki niczego nie naprawi jeśli system nauczania się nie zmieni. I dzięki Bogu, że już kończę szkołę bo tam na prawdę można zwariować ;)
Żeby zdać matematykę wystarczy umieć korzystać z karty wzorów. Wszystkie zadania zamknięte da się rozwiązać podstawiając liczby do wzorów które nie tylko tam są, ale są też wytłumaczone. Jeśli ktoś po 3 latach rozwiązywania zadań na lekcjach, nie umie nawet otworzyć karty wzorów i z niej skorzystać, to brakuje mu podstawowych umiejętności logicznego myślenia i w ogóle do matury nie powinien podchodzić.
W podstawówce i gimnazjum z matematyki radziłem sobie bardzo dobrze. Najlepszej w szkole a nawet w powiacie. Zmiana nauczyciela w gimnazjum doprowadziła mnie z poziomu ocen 5/6 do 2/3, a następnie 2 na koniec liceum. Trochę to zabawne, bo uważam że predyspozycje do nauki miałem bardzo dobre, ale pozniejsi naucxyciele mieli tendencję do prób przerabiania materiału jak leci, byle najszybciej, żeby zdążyć z programem. Osobiście wolałem spędzać nad czymś dużo czasu i robić coś może w odstającym tempie, ale ponadprzeciętnie dobrze. W liceum na lekcjach w sumie jedynie przepisywałem i to często nie wszystko, bo tempo było narzucane przez kilka osób pracujących najszybciej. Gdy przy tablicy ktoś czegoś nie umiał to był krytykowany i odsyłany do ławki żeby nie marnować czasu. Minus czy inna jedynka zamiast wytłumaczenia i dostosowania tempa. Niestety edukacja w tym kraju nie przewiduje indywidualnych możliwości. W sumie nawet na studiach jest podobnie, w wyniku czego projekty na które mogłem poświęcić tyle czasu ile moim zdaniem wymagały praktycznie zawsze oceniane miałem na 5, a kolokwia dodawalem z połową zadań nierozpoczętą :/
Myślisz że nauczyciel nie jest rozliczany z podstawy programowej? Miej pretensje do systemu. Sam nauczyciel też nie musi być bez winy, ale skoro Twoim problemem był tylko brak czasu to mogłeś robić w swoim tempie w domu. Ja miałem tak z matematyką że nienawidziłem klepania wzorów, a sprawdziany mnie deprymowały i bardzo trudno było mi skupić się na zadaniu. Dwa razy trudniejsze rzeczy bez stresu sprawdzianu robiłem znacznie szybciej i poprawniej. No ale tego chyba żadna adukacja nie uwzględnia. A gdy nauczyciel ślepo patrzy tylko na wynik a metoda nic nie znaczy to masz przechlapane i nie zdane.
@@Cobra206 Jeden nauczyciel potrafi w tym czasie nauczyć, inny nie, więc jest to w dużej mierze zależne od nich. A co do domu - dom jest od czasu wolnego a nie od nauki, pracy nikt nikomu do domu nie karze zabierać, uczeń po wyjściu ze szkoły nie powinien być już zmuszany do dodatkowej pracy nad treściami które powinny być realizowane na zajęciach. Podstawa nauczania w każdym cywilizowanym kraju.
Zgadzam się w stu procentach. W domu wykonuję wiele zadań z matematyki te łatwiejsze i trudniejsze i sprawia mi to przyjemność lecz matma w szkole to dramat, z podręcznika to jedynie co można zrobić to wybrać kilka z kilkudziesięciu zadań a reszt na opał bo tak bezwartościowe zadania, treść w podręczniku jest czasami nawet trudna dla mojego korepetytora(emerytowany nauczyciel), nauczycielka w szkole się stara ale ma od groma materiałów i oczywiście sprawdziany też takie obszerne muszą być więc a aby wyrobić się chociaż z taką ilością zadań na 4 to już jest sukces. Ja jeszcze idę rozwiązaniami jakie ustalono dla techników 4 letnich, sam pomysł wyjebania fizyki z nauczania dalej , po 1roku to był "idealny" pomysł bo tak muszę zrywać noce by maturę za rok na poziomie rozszerzonym dobrze napisać.
Jako starszy kolega powiem, ucz się wzorów na pamięć lub je wyprowadzaj! na studiach przynajmniej na pp nie można korzystać z kart wzorów, nie marnuj czasu, a i pochodne ćwicz i najlepiej ze zbiorów zadań studenckich
Niestety muszę się zgodzić. Pamiętam w Liceum nauczyciel co roku był zmieniany... Na 37 osób było dwóch tak zwanych "kujonów" Każdy z nauczycieli tłumacząc nowy temat kierował przekaz wiedzy w ich kierunku, odpowiadając na ich pytania a dlaczego tak, co to itp.. Nie patrząc że 3/4 klasy nie rozumie w ogóle o co w tym nowym temacie chodzi.. Bardzo często zdarzało się że gdy ktoś z uczniów (mniej kumatych) podnosił rękę aby się spytać, poprosić o wyjaśnienia był albo olewany przez nauczyciela albo przez lepszych uczniów wyśmiewany... Następnie z pozoru prosty temat stawał się dla większości problemem... problemem co ciekawe który nauczyciel mógł rozwiązać w kilkanaście minut, skupiając się na tych osobach które tego nie rozumieją.. Kolejną kwestią było że nauczyciel twierdził że musimy przerobić materiał i jak ktoś nie rozumie to zaprasza na zajęcia po lekcjach.. które moim zdaniem już jak są to powinny być dostosowywane do grupy najsłabszych uczniów a nie jak to miało przykład przychodzi kilku uczniów chcących zrozumieć dane zagadnienie.. i przychodzą najlepsi uczniowie i poziom nauczania jest dostosowany do ich poziomu..;/ :) Przypomina mi się tez praktykowana przez jednego nauczyciela praktyka.. Nauczyciel wiedział że 3/4 klasy nie ogarnia tematu a mimo to robił ciągle niezapowiedziane kartkówki .. wiedząc że posypią się jedynki.. i to według niego miało być jako motywacją do dalszej nauki.. :) a w gruncie rzeczy przyczyniało się do podwyższania ocen jego ulubieńcom :)
Tak was boli matematyka. A uczcie się na blachę wszystkich postaci literackich, ideologii, dat i tego o co ku* chodzi autorowi, lektur które obrzydły mi czytanie książek na długie lata. To to spoko bo to można zakuć zdać zapomnieć. Brawo wy eeh.
To tylko towje zdanie. Zrozum, że ludzie są różni. Jednym łatwiej wchodzi matma, innym polski czy chemia. Każdy powinien mieć wybór co chce zdawać. I wcale nie bronie tu humanistów czy coś. Sam matme dobrze zdałem i rozumiem twój stosunek do polskiego, ale wyobraź sobie że ktoś może właśnie taki stosunek mieć do matmy.
Nie ma znaczenia czy cos sie lubi czy nie. W zyciu nikt nie pyta czy sie czegos lubi. Kazdy Polak powinien sie uczyc polskiego, historii i matematyki. Wybierac to sobie mozna religie czy muzyke. Kazdy kto nie uczy sie historii i polskiego jest spolecznie niepotrzebnym, uspionym parabytem. Domyslam sie ze taki wlasnie jest autor komentarza, a skoro nie utozsamia sie Polskoscia i historia to powinien zamieszkac w kraju o ktorym marzy.
Jestem tegoroczną maturzystką i zgadzam się, że nauczanie matematyki jest fatalne. Ilość materiału (rozszerzenie) jest zbyt duża na taka ilość godzin a w mojej szkole jest to 6 lub 7 godzin tygodniowo. Dużym problemem jest także to, że wtłaczane są do naszych głów schematy tylko po to żebyśmy dobrze napisali mature, a nasze myślenie twórcze jest przez to ograniczone. Jestem zdania, że matura podstawowa jest łatwa i da się do niej przygotować, jednak egzamin rozszerzony nie jest do zrobienia przez 3h nawet przez egzaminatorów. Pozdrawiam
@Adsas Fadsdas Dr hab. SZYMON WĄSOWICZ miał problem ze zrobieniem zadań z matury w 3 godziny. Jestem Ciekaw w jaki sposób zrobiłeś tak obszerną maturę w godzinę zegarową ;) Szczególnie wymagające rachunkowo zadanie z geometrii analitycznej oraz podzielności.
Masz wiele szczęścia, że nauczyciel Ci "wbijał schematy do głowy" żebyś zdała maturę. Wielu nauczycieli w ogóle nie obchodzi, czy uczniowie znają formuły zadań i sposoby rozwiązań ... Gdzie w matematyce jest miejsce na twórcze myślenie? Masz takie zdolności, żeby dokonywać odkryć matematycznych, czy chcesz po prostu dywagować nad tym, czy 2+2=4?
Maturę ogólnie moim zdaniem trzeba zlikwidować, powinny być egzaminy wstępne na studia. Ktoś chce studiować polonistykę (nie śmiejcie się, są ludzie, którzy lubią poezję, wiersze itd. chcą poznać tajniki języka, a przecież studia przede wszystkim powinniśmy wybierać na zasadzie tego, co lubimy robić. Inaczej będziemy się męczyć całe studia, a może nawet i życie). I taka osoba musi poświęcić czas na zakuwanie matmy, zamiast lepiej przygotować się do egzaminu z j.polskiego. Albo ktoś chce studiować fizykę. No to może, zamiast uczyć się pisać długie wypracowania i to, kiedy i gdzie trzeba stawiać przecinki, myślniki, kiedy pisać "ó" a nie "u" itd. niech poświęci czas na naukę właśnie matematyki i fizyki? Ja ukończyłem prawo, chemię oraz biologię. No za cholerę mi tam angielski nie był potrzebny. Już prędzej łacina. Od polonisty wymagam, aby poprawnie używał języka i nauczał, jak się go używać powinno, a nie tego, aby mi wyliczył "wzór" na bombę atomową. Podobnie od fizyka, wymagam, aby mi stworzył tą bombę atomową, a nie tego, by mi ładne wypracowanie napisał pt. "martyrologia w prozie Adama Mickiewicza" :P
Osoba która chce zdawać na polonistykę musi się uczyć do matury podstawowej z polskiego tak jak i do matematyki. ALE też do matury rozszerzonej z polskiego. Można by rzec, że polski zabiera czas na matematykę. Matura z matematyki nic nie zabiera, wszyscy ją piszą. Liceum ogólnokształcące z nazwy powinno kształcić we wszystkich kierunkach. Od sprecyzowanej edukacji jest zawodówka.
dokladnie tak, glownym , najwiekszym bledem jednej z reform pl edukacji to likwidacja egzaminow wstepnych na jakas ujednolicona , kija mowiaca mature. to uczelnia powinna sobie wybierac ludzi ktorych przyjmuje, to uczelnia wie lepiej czy na kierunku ktory chce sie do nich dostac powinienem znac wzor na bombe atomowa czy martyrologie mickiewicza a jezeli uczelnia uzna ze che takich co znaja to i to to ok, ich sprawa, ja albo spelniam ich oczekiwania/wymogi albo nie.
@@unnamedunknown8852 Jeśli uczelnia chce żebyś znał wzór na bombę to bierze pod uwagę wyniki matury z fizyki, jeśli martyrologię to wyniki z polskiego. Jak nie pisałeś z czegoś, co cni biorą pod uwagę, to nie spełniasz wymogów i tyle.
@@ja1111112 generalnie tak ale nie dokonca gdyz wyniki z matury nie wiele mowia o faktycznym stanie mojej wiedzy, jedynie o tym jak przygotowalem sie do matury np z polskiego a nie jaka faktycznie jest moja wiedza z polskiego. np gdy ja zdawalem lata temu egzamin wstepny z historii to byly tam pytania ktorych za chiny ludowe nie odpowiedzial bym gdyby nie moja indywidualna, prywatna pasja wiedzy, w podreczniki ktore mialem nawet nie ocieraly sie o niektore zagadnienia, natomiast byly wypelnione wiedza pod kontem pytan maturalnych. idac twoja filozofia piszac rozszezony pl musisz zabrac czas z czego? z matmy ale matme tez musisz ogarnac z czego zabierzesz? jak nic nie zabiera? chyba jestes polonista skoro nie wiesz ze nie ma nic z niczego. innymi slowy jezeli jestes polonista bez matmy na maturze to ja olewasz, zdajesz na minimum i kij ale nie teraz bo jezeli bedzie 15tu na 1 miejsce na polonistyce i tych 15u bedzie mialo 90% z rozszezonego pl to jak wyciac ta 5tke? patrzac na inne przedmioty np matme. jasne wszyscy wiedza ze to bez sensu no ale trzeba wyciac tych 5ciu. natomiast za czasow egzaminow na studia wycinano ich poprzez trudnosc egzaminu z pl. ergo brano najlepszych polonistow a nie polonistow z ok matematyka... reasumujac. kiedys przynajmniej w teorii egzaminy na studia mialy weryfikowac wiedze kandydata z danych dyscyplin (to jaki poziom tej wiedzy akceptowano to inna nie wazna tu sprawa) natomiast bez tych egzaminow, mamy tylko wyniki z matury a one co najwyzej mowia o przygotowaniu do matury, o przygotowaniu sie ucznia do zdania matury. podobny mechanizm panuje w wolnym rynku- daj swobode uczniowi/przedsiembiorcy a z czasem sam sie zweryfikuje, wykaze.
Zacny łoś - Czyli matura z matematyki zabierasz czas wszystkim, bo wszyscy muszą się jej uczyć. A mogłyby tylko wybrane osoby, którym to potrzebne. "Liceum ogólnokształcące z nazwy powinno kształcić we wszystkich kierunkach. Od sprecyzowanej edukacji jest zawodówka." -I się uczysz. Masz później z tego ocenę na świadectwie. I to świadectwo jest wyznacznikiem, czy posiadasz wykształcenie średnie, a nie matura. Matura praktycznie nic nie odzwierciedla. I później jest, że ludzie z kierunku wypadają, bo myśleli, że jak maturę z matmy napisali na 80%, to fizyka kwantowa czy molekularna to będzie pestka . Gdyby zamiast matury pisali egzamin na uczelni ułożony przez wykładowców tego kierunku, to by każdy miał większą świadomość, co go czeka na danym kierunku i co musi umieć. A uczelnia miałaby lepszy zasób studentów.
Matematyka w szkole podstawowej, gimnazjum i technikum to był istny koszmar dla mnie , dopiero na studiach profesorowie pokazali mi w zrozumiały sposób jak się jej użyć i używać.
Fajnie. Tym samym możemy znieść wszystkie egzaminy. Oraz przedmioty, ponieważ są za trudne. NIK stwierdził przeludnienie klas? Zadziwiające. Czyli wg NIK niech klasy dalej liczą 40 osób a nauczanie będzie fatalne. Po prostu niczego nie wymagajmy.
Matematyka to rozwiązywanie problemów. Nie można się jej wyuczyć na pamięć jak, np. dat z historii. Stąd też cały problem. Nauczyciele nie potrafią przekazać praktycznej wiedzy jak rozwiązywać problemy. Rozwiązanie kilku przykładów na tablicy nie jest wystarczające dla wszystkich uczniów żeby potem mogli samodzielnie rozwiązywać zadania. Podobnie sytuacja wygląda z innymi przedmiotami ścisłymi, jak np. fizyka. Z drugiej strony nie można całej winy zwalać na nauczycieli, bo uczniowie też muszą włożyć chociaż minimum wysiłku żeby się czegoś nauczyć, a nie trudno się domyślić że nie wszyscy się palą do tego żeby rozwiązywać zadania z matematyki. Ja akurat zawsze byłem leniwy i nie lubiłem wkuwać na pamięć więc lubiłem matematykę bo szybko łapałem o co chodzi bo tam wszystko jest logiczne i dużo rzeczy da się wykombinować samemu.
Matematyka to przedmiot ścisły xd tam można się wszystkiego nauczyć na pamięć xd nie tak jak na historii xd gdzie trzeba opisać szereg powodów i wydarzeń przypisanych do różnych wojen xd a historia to nie tylko daty xd tak jak by co xd reszty mi się czytać nie chciało pany xd pozdro
Właśnie dlatego matematyka jest fajna, bo nie trzeba zakuwać, a jedynie nauczyć się rozwiązania danego problemu, co w większości przypadków jest schematyczne : P swoją drogą, to dzięki dobrym podręcznikom, stronom i poradnikom na yt nie trzeba bulić kupy kasy na korepetycje, dzisiaj na nie w moim mniemaniu idą skończone lenie albo bardzo niepordani ludzie, albo zwyczajnie dzieciaki zmuszone przez rodziców (z wyj. matematyki ze studiów). Czy to jest wyjście? Wątpię.
Oj, nie zgodzę się. Historia jest jak najbardziej to wykucia, po za tym, jedno wynika z drugiego. To jeden wielki łańcuch. Matematyka, teoretycznie też, ale ja, mimo nauki, nie jestem w stanie wyciągnąć się zbytnio ponad średnią. Nie mam ,,tego czegoś". Nie umiem myśleć matematycznie. I nigdy się tego nie nauczę, bo nie mogę. Mogę za to zakuć tak aby zdać maturę na 60%, czy 70% ale nigdy na 100%/90%. Po prostu niektórzy ludzie mają łatwość w chwytaniu matematyki, inni natomiast historii. To tak jak osoba która nie potrafi pisać wypracowań, ma słabą kreatywność. Może nauczyć się schematu, ale osoba o predyspozycji do pisania zawsze będzie lepsza.
Pomijając sam sposób i system nauczania, podejście do niego jest zupełnie odrealnione. Czemu ktoś fascynujący się dziennikarstwem ma uczyć się aparatów gębowych modliszki na biologii, czemu zapalony młody informatyk ma wykuwać z góry narzucone interpretacje Dziadów?
MrZnaczek Sam sposób realizacji sprawdzenia wiedzy nie jest najlepszy, to bez wątpienia. Mimo wszystko wydaje mi się że osoba która zdała maturę powinna mieć minimalną wiedzę na podstawowe dziedziny. Nie uważa Pan że trochę wstyd jak taki maturzysta nie wiedziałbym o czym jest Pan Tadeusz chociażby? Albo nie umiał obliczyć prawdopodobieństwa jaką kuleczkę wyjmie z pudełeczka? Nauczenie się tego wymaga odrobiny poświęcenia w postaci uczenia się wiedzy ogólnej. Ledwo zdaje z angielskiego, ale nie narzekam że o jej po co mam to pisać bo wiem, że mam reprezentować coś z sobą.
@@marmoz6598 Tak czy siak, gdyby tego nie było, takie pytania stały by się antykami. Z czasem stanie się to normalnością. Ja sam uważam, że każdego przedmiotu należy się uczyć, ale tylko do pewnego momentu. Przykładowo przez 2-3 lata, uwaga, *PODSTAWÓWKI*. Szkoła podstawowa właśnie ma wpiąć w nas podstawową wiedzę. Późnej to skupiamy się na konkretnych działach. Tak swoją drogą, to "Pan Tadeusz" jest omawiany w podstawówce ;).
Samson aka Rozukee W podstawówce? Do jakiej podstawówki w takim razie chodziłeś? Ja tego nawet w gimnazjum nie miałem. Przecież tego nawet niema w podstawie programowej. I w związku z jakim tematem w szkole miałbym być Pan Tadeusz? Tam są tylko krótkie utwory i wiersze. Jest prolog i często jest to na pamięć (ja miałem zamiast tego stepy akermanskie zależy co nauczyciel wybierze) ale to przecież w gimnazjum jest. No dobra teraz nie ma gimnazjum racja ale omawianie całej Epopei narodowej z pewnością nie jest tym samy co nauczenie się jednego wierszyka na pamięć.
Pan Tadeusz jest omawiany w szkole średniej, a przynajmniej był do niedawna, bo z tego co kojarze to omawiać go mają ostatnie klasy podstawówki. Już widzę jak wskaźnik czytelnictwa poszybuje w najbliżysz latach...
Sarkastyczny Jan Jeśli tak naprawdę ma być to poziom nauczania w szkole staje się strasznie nie równomierny. Szczerze mówiąc nie wierzę w to że ktokolwiek mógłby wpaść na tak niedorzeczny pomysł. Jak już mówiłem w przedstawienie wyłącznie fragmentu (Inwokacja ) ma duży sens, ale omówienie całej powieści kompletnie mijałoby się z celem.
Na matematyce obecnie zamiast logicznego myślenia (to czego matematyka powinna nas uczyć) uczymy się reguł. To tak jakby byśmy byli programistami i używali gotowych kodów z internetu a następnie je wykorzystywali, zamiast (tak jak powinno być) zatrzymać się i zastanowić się nad każdym elementem kodu. Co dokładnie robimy? Jaki to ma skutek? Itd
będąc w technikum sam się uczyłem matematyki(z podstawowej 100%) widziałem jak moja nauczycielka "uczyła" do matematyki, nie uczyła matmy tylko sposobu rozwiązywania testu i patentów typu, macie takie zadanie i takie odpowiedzi, podstawiacie, jeśli wychodzą głupoty odrzucacie odpowiedź , w otwartych, macie takie i takie zadanie, otwieracie kartę wzorów na tej i na tej stronie przepisujecie ten wzór podstawiacie, koniec zadania. Co do reformy, wszystkie reformy wyglądały tak samo, bierzemy stare tu to wywalimy tu dodamy, tego się nie da zrobić, bez tego co wywaliliśmy, ale to nic zostawiamy. Główne problemy z metodyką nauczania: -Nauczanie przedszkolne i 1-3 z matematyki to żart *nauczyciele nie są przygotowani, nie mają pojęcia czego uczą, dlaczego? bo nie są nauczycielami matematyki proste, jeśli mnie w 1 klasie podstawówki uczyła pani, która skończyła germanistykę, to ona nauczy mnie max podstaw rachunku i to jest koniec, 3 lata tego okresu są zmarnowane na uczenie podstaw, które można spokojnie poświęcić na to, żeby dziecko już rozpoczęło już materiał z 4, 5 czy nawet 6 klasy(nie mówię, że wszystko) *dzieci, wykorzystują bardzo dobrze swoją inteligencję i to czego się uczą odnoszą, do tego co znają, ucząc matmy trzeba się odnosić więc do problemów jakie dziecko napotyka w życiu codziennym i to akurat jest jakoś wdrażane, ale czas idzie do przodu i trzeba tą problematykę aktualizować, kiedyś dziecko liczyło czy mu kasy na lizaka starczy, teraz płaci zbliżeniowo i się nie zastanawia czy ma kasę *Kolejna sprawa to, że w krajach wschodu jak Korea czy Japonia, bardzo duży wpływ odgrywa technologia, tam w metodach nauczania wykorzystuje się sporo animacji, obrazów i dźwięków, dzieciaki uczą się wszystkimi zmysłami *Mamy ogarniętą matmę i jest kolejny problem, przeciętnemu dziecku(i potem dorosłemu) wystarczy dodawanie, mnożenie, policzyć jakiś procent, może pole i to wszystko, ale jako społeczeństwo chcemy mieć jeszcze taki twór jak inżynierowie i mamy dziecko lat 8-10, które opanowało matmę w stopniu wystarczającym w dorosłym życiu, dobrze więc byłoby, gdyby zrobić płynne przejście do zaawansowanych rzeczy, rozwiązywania problemów abstrakcyjnych i to jest najtrudniejsze do zrobienia i tu leży problem całej naszej edukacji i tu zaczyna się dysproporcja, gdzie inteligentne dzieciaki takie jak ja w młodości, ogarniają dużo bardziej te abstrakcyjne twory, a cała reszta zwyczajnie odpada i oni opanowują jako tako ten materiał, ale oni zaczynają uczyć się schematów, gdy Ci inteligentni matematycznie ,myślą, a myślenie zawsze będzie lepsze od wykutych schematów, w 4 klasie, może nawet w 3 zaczyna się właśnie rozjazd, gdzie większość zaczyna mieć problem, który się później kumuluje do dość pokaźnych rozmiarów *ale zauważamy kolejny problem, a jest nim spadek ogólnie poziomu, otóż ktoś zauważył, że hej mamy problem z średnimi wynikami z matmy, niestety nie zauważył tych problemów na etapie edukacji do 3 klasy około tylko albo w okolicy 6 klasy, 3 gimnazjum lub klasy maturalnej, dlaczego? bo wtedy są egzaminy, czyli punkty, gdzie rządzący bawią się w statystyki i dochodzą do mniej lub bardziej nietrafionych wniosków(bo nie ogarniają czegoś takiego jak metodologia naukowa i "rozwiązują" problemy na podstawie niewielkiej ilości danych), i hej robimy reformy, te reformy polegają na obniżeniu poziomu trudności, jednocześnie kolejny problem, który nazywa się ZNP, którego działalność uznaję co najmniej za szkodliwą, a do rzeczy wybitni uczniowie uczą się tyle ile ich nauczy nauczyciel, nauczyciel może ich nauczyć tyle ile jest w podstawie programowej, a podstawa programowa była przez ostatnie lata regularnie cięta, więc jeśli porównać ile ja umiałem mając 13 lat, a ile umieją aktualni 13 latkowie to jest przepaść i mówię tu o tych wybitnych, do rzeczy jak znp szkodzi, otóż za moich czasów było koło matematyczne, na którym robiło się często gęsto materiał ponadprogramowy, aktualnie w wielu szkołach ich brak, bo nauczyciele szanują postanowienia znp, gdzie jednym z nich jest minimalna liczba godzin w szkole poświęcona na pracę z uczniem, więc zapomnijcie o kołach naukowych, bo nikt przecież za to nie płaci( nie jest tak wszędzie, ale nauczyciele zrzeszeni w znp nie mogą robić co słuszne dla ucznia, tylko dla nich), przygotowując się do matury rok temu z rozszerzenia, nauczycielka zrzeszona w znp, stwierdziła iż dla niej najważniejsza jest matura podstawowa, jeśli chcę zdawać rozszerzenie to droga wolna, ale mam się sam uczyć, po pytaniu czy w czasie ferii zimowych można poświęcić te 4h dziennie na przygotowania do mojej matmy, pomoc w zadaniach z rozszerzenia, które sprawiają mi trudność, odpowiedź jaką usłyszałem, że ona jest w znp i nie może mi pomóc, bo przekroczy limit godzin ustalony na zebraniu xD pozdrawiam serdecznie znp, za ich szkodliwą działalność na rzecz przyszłości inżynierów w tym kraju Nie chce mi się pisać, bo tego jest sporo i mógłbym o tym gadać godzinami, a szkoda czasu, bo trzeba się uczyć tego czego nie nauczyli mnie w szkole, a na studiach trzeba umieć
Przepraszam, ale uważam że to bzdura, na kartach wzorów jest podane wszystko co potrzebujesz, każdy wzór, reszta to właśnie logiczne myślenie. Zdarzało się że gdy trzeba było skorzystać ze wzoru którego tam nie ma był on podawany w treści zadania.
Z mojej perspektywy może powiem coś niepopularnego - cała degrengolada nauczania matematyki zaczyna się w przedszkolach i edukacji wczesnoszkolnej, zatem na miejscu NIK należy też skontrolować edukację wczesnoszkolną, bo też dzieją się dziwne i niezrozumiałe rzeczy rzutujące się na edukację matematyczną. Być może jest skutkiem, że WSP przyjmowali osoby, które średnio umiały matematykę, a te były produktem bublogennego procesu nauczania. Zatem podnoszenie jakości należy zacząć od tego, że należy zmieniać stopniowo edukację wczesnoszkolną, a następnie resztę (bo raczej z iłów stali nie będzie). Być może zmiany będą bolesne, aczkolwiek potrzebne.
Po szkole oczekuje, że: - Pomoże mi nauczyć się pisać i czytać, - Pomoże mi nauczyć się wyszukiwać i filtrować informacje, - Pomoże mi nauczyć się skutecznych, sprawdzonych przez lata, metod nauczania, ale wskaże też nowe i zachęci do ich sprawdzania. Nic więcej, nic mniej. Po tym do wyboru: praca, dalsza nauka pod okiem nauczycieli (dalsze etapy kształcenia, ale już nieobowiązkowe), albo nauka na własną rękę, albo inne dziwne decyzje, ale niezależne do nikogo.
Kocham to... każdy uważa, że jego ulubiony przedmiot, w którym jest najlepszy jest tym najważniejszym, który najbardziej rozwija xD Dla mnie był to Polski, Angielski, Biologia... myślę, że właśnie powinniśmy rozwijać się w tych dziedzinach, w których jesteśmy najlepsi i już na etapie liceum poświęcić czas wyłącznie na rozszerzenia i dosłownie kilka godzin na ogólne przedmioty uzupełniające różne dla poszczególnych profili. Nie rozumiem tego po co na siłę wtłacza się ścisłowcom motywy literackie, omówienia lektur itp., a humanistom jakies dziwne zadania matematyczne, które nigdy im się w życiu nie przydadzą xD
Przypominam ze matura nie jest obowiązkowa, jest podany regulamin... żeby zdać maturę masz zrobić to i to, jeżeli nie to nie dostaniesz papierka maturalnego. Nie każdy musi zdać maturę, a z matury robi się coś co każdy musi mieć... zreszta ze studiami to samo, każdy musi mieć magistra.. nie nie musi, nie chcesz nie robisz. Ja matury potrzebowałem, a nawet matematyki rozszerzonej więc należało usiąść i się tego nauczyc... dało się. Mój znajomy mistrz historii matura z historii/wos centyl 100%, ale z matematyki ledwo zdawać. Ja go edukowałem przez trzy lata, godzinami siedział sam i na korkach... podziwiam jego zaangażowanie. Zdał na 60%, a jest osoba z największym oporem do matematyki jaką poznałem. Wszystko się da, wiec nie kupuje tego tłumaczenia z usuwaniem egzaminu z matematyki, spowoduje jedynie to ze państwo polskie straci narzędzie dzięki któremu zauważa problem w postaci wyników maturalnych, a w konsekwencji „rozwiąże problem” jak to ma w zwyczaju nasz wspaniały system
Właśnie pokazałeś jak człowiek uzdolniony musiał się marnować na siłę tylko z powodu głupiego wymogu zamiast rozwijać się w kierunkach, z którymi zapewne wiąże życie.
Sam zainteresowany nie czuje ze zmarnował czas bo uważa ze warto znać podstawy, zresztą sam na studiach humanistycznych ma elementy statystyki... robię je ja za niego ale no to już kwestia lenistwa
To właśnie pokazuje, jak ten system jest popsuty. Statystyka na studiach humanistycznych. Współczuję. Oczywiście nie dlatego, że nie rozumiem statystyki, ale dlatego że kolega podjął się innego kierunku. Uważasz, że wszystko jest w porządku, a straconego czasu w ogóle nie cenisz.
Nie lepiej by dzieciak sam wybrał sobie trzy przedmioty jakie chce zdawać? To pierwszy pomysł. Drugi to reforma edukacji. Nie ewolucyjna tylko rewolucyjna!
Osobiście uważnam że wielkim problemem są nauczyciele też nie przez to że zbyt gnają z materiałem czy nie obchodzą ich umiejętności uczniów, większość nauczycieli jest sztywna jak słup i to jest problem, spora część z nich, nawet gdy przedmiot jsst ciekawy, po prostu zamula i brzmią jakby musieli ale nie chcieli tym można zniechęcić wiele osób, raz zadałem pani z matmy pytanie "dlaczego 2 do potęgi zerowej to jeden?" odpowiedź oczywiście padła "gdybym ci miała tlumaczyć to zajełoby to całą lekcje". Jak wróciłem do domu to na YT poszukałem tego no bo to dziwne jak mnożysz przez zero to wynik to zero a nie jeden, no i znalazłem wyjaśnienie... Chłop wytłumaczył to w minute, nie 45min, nawet nie 15min, zaledwie minute, minuta czy dwie lekcji byłaby stracona ale uczniowie zrozumieliby coś a to nie raz jest ważniejsze niż sama wiedza wykuta na blachę.
Coś w tym jest jak ja sobie przypominam swoją maturę z matematyki... Generalnie przygotowanie jest fatalne a pisałem 6 lat temu. Nauczyciele z prędkością światła, co prawda pędzili z materiałem, a przy tablicy - cóż, nawet i nauczyciel błędy popełniał (jeśli ktoś ma trochę sprytu, jak ja). Myślę, że matmy da się nauczyć, ale trzeba poświęcić temu trochę czasu i żeby Ci nauczyciele potrafili podejść jakoś do tych zajęć, zainteresować - jak niektórzy moi wykładowcy na studiach...
Co do tego, że matematyka jest źle uczona w polskich szkołach w pełni się zgadzam. Chodzę do 2 kl Technikum na profilu Operatora maszyn CNC in jako klasa jesteśmy na 2 miejscu co do średniej z całej szkoły (dużej szkoły) i mimo to z matematyki prawie każdy ma średnią w okolicach 2-3 maks.
Ja w rok ogarnęłam samodzielnie dwa rozszerzone przedmioty maturalne tj. biologię i chemię, więc nikt mi nie wmówi, że próg 30% z matematyki podstawowej jest nie do przeskoczenia. Prawda jest dość brutalna: z niczego wiedza się nie pojawi. Nie będzie się od razu trzaskało zadań zaawansowanych, jeśli ma się braki w podstawowej wiedzy. Wstyd. Już pominę fakt, że na maturze co roku powtarzają się te same zadania, tylko w nieco przekształconej formie. Chcielibyście leczyć się u lekarza, który ma problem z wyliczeniem dawki leku? Albo płacić prawnikowi, który nie potrafi wam z kalkulatorem policzyć zachowku? Zastanówcie się.
Przede wszystkim powrócić do klasyfikowania uczniów, tworzenia małych grup, którym można narzucić równy poziom. A nie, że w jednej klasie jest kilku zdolnych, sporo średniaków, ale poziom trzeba zaniżyć, bo jest kilku tych co odstają. Teraz efekt jest taki, że inżynierem zostaje człowiek, który ledwo umie rozwiązać pochodną, nie mówiąc o tym, żeby wyjaśnił czym ona jest, a o całkowaniu już w ogóle nie wspominając. Zresztą, podobny efekt jest z fizyką. Zamiast tworzyć realną przestrzeń rozwoju tym, którzy mają potencjał, poziom zaniża się do ogółu. A efekt jest taki, że typowy inżynier ledwie rozróżnia napięcie od natężenia. Zaś puszczony do prawdziwego okablowania prędzej zawiązałby sobie buty, niż skonstruował cokolwiek funkcjonalnego. Tak w ramach ciekawostki. Niegdyś na uczelniach student miał 6 godzin zajęć. Tygodniowo. Reszta to była praca własna, gdzie profesor tłumaczył swoim podopiecznym co i na jakiej podstawie mają zrobić. Ich praca polegała na samodzielnym odnalezieniu źródeł, przeczytaniu ich, wyciągnięciu wniosków i opracowaniu ich. Dzisiejsze uniwersytety to szkółka. Zajęcia nonstop. Przychodzi doktor, wymieni parę najważniejszych ogółów dotyczących zagadnienia. Na egzamin da test jednokrotnego wyboru, bo w innym wypadku musiałby oblać 90% roku, a uczelniom to nie na rękę. I tak to sobie wszyscy zdają jakby to było drugie gimnazjum.
Ale wie Pan, że w liceum nawet na rozszerzeniu nie przerabia się całki. W szkołach średnich tworzy się klasy profilowane, aby uczniowie mogli sobie wybrać na jakim poziomie chcą się uczyć danego przedmiotu. W mojej szkole wszystkie klasy pierwsze piszą testy diagnostyczne z matematyki, języka polskiego, języka angielskiego i drugiego języka obcego, co pozwala podzielić klasy na grupy językowe i sprawdzić poziom danych przedmiotów. I o jakiego inżyniera chodzi, bo inżynier biotechnologii czy technologii chemicznej ma niewiele wspólnego z okablowaniem. Fizyka to nie tylko dział prądu i elektromagnetyzmu.
@@kasiawichucka Ma Pan rację. Aczkolwiek do stworzenia prostego obwodu nie trzeba koniecznie zajmować się, powiedzmy, elektrotechniką. Wystarczą podstawy fizyki. Kolokwialnie mówiąc, wiedzieć "gdzie do plusa, gdzie do minusa". Mnie tego ojciec uczył już na etapie szkoły podstawowej. Co do rachunku całkowego. Tutaj również ma Pan rację, że nie przerabia się tego zagadnienia na tzw. rozszerzonej matematyce. Dlatego na studiach koniecznym jest teraz przeznaczać od jednego do dwóch semestrów na nadrobienie tego, nim przejdzie się do kursów związanych ze studiowaną dziedziną. Wcześniej znajomość rachunku różniczkowego, całkowego i prawdopodobieństwa było podstawą, na której kreowano inżyniera. Faktem jest, że swojego czasu do szkoły chodziło się przez 6 dni w tygodniu, a nie 5. Mimo wszystko wtedy też były zajęcia-zapychacze np. chór. Więc wciąż sądzę, że to raczej kwestia narzucanego poziomu i wydajniejszego nauczania, aniżeli tego jednego, dodatkowego dnia szkoły. Czy taki próg wejścia był lepszy? Nie mnie oceniać. Pewnie w tamtych czasach sam bym sobie nie poradził, aby zdobyć wyższe wykształcenie. Ale jednak moim zdaniem lepszą sytuacją było, gdy studia były elitarne i rzeczywiście tworzyły elity, a nie stado korposzczurów z nadmuchanym wykształceniem. Ale, żeby nie było, że się czepiam jedynie kierunków inżynierskich. Znajomy doktor na studiach humanistycznych mówił ostatnio, że musiał swoim studentom tłumaczyć kim jest Persefona. No ale może rzeczywiście się czepiam.
Nienawidzę naszego systemu nauczania. Chodzę do ósmej klasy i jestem przemęczony. Mimo tego, że mamy tak dużo lekcji to jeszcze musimy się uczyć w domu.
Świetna puenta na koniec panie Tomku. " Pacjent jest poważnie chory", a NIK zdaje się być w tej sytuacji nieodpowiednim specjalistą. Ja popieram powiedzenie, że nie ma złych uczniów, są tylko źli nauczyciele. Mnie jakoś matematyki nauczyciel w podstawówce, gimnazjum i liceum potrafił nauczyć. Może miałem szczęście, a może po prostu matematyka zawsze mi się przydawała, czy to na fizyce czy to na chemii i dlatego uważam, że wszystko zaczyna się od nauczyciela i metod pracy jakie sobie wybierze. Moja matematyczka i germanistyka nigdy, przez 3 lata liceum, nie przychodziły nie przygotowane do lekcji. Wymagały, uczyły czasem nawet żartowały, ale lekcja zawsze odbywała się zgodnie z założeniem, że jeśli nauczyciel się przykłada to uczeń więcej zrozumie i więcej zapamięta. Wniosek? Maturę z matematyki na 80% a z niemieckiego na 90%. Byłem pierwszym rocznikiem, który pisał Nową Maturę.
Matematyka jest chyba jedynym przedmiotem, do którego naprawdę trzeba usiąść i się go uczyć na bieżąco. Każdy inny przedmiot można zdać bez większego wysiłku jedynie uczęszczając na lekcje (no może poza językami, ale angielski po 12 latach nauki większość jest w stanie jakoś opanować). Niestety ja i wielu moich kolegów nie zdało sobie z tego sprawy i teraz płacimy za to stresem przed maturą i w ogóle zdaniem ostatniej klasy. Jeśli ktoś chcę to mogę zdać raport za te dwa miesiące czy ja, kompletny matematyczny tłuk lecący na lufach całe życie, może zdać maturę po włożeniu tej odrobiny wysiłku.
Jeżeli poziom nauczania jest tak żenujący jak stwierdził NIK to faktycznie - trzeba samemu. Powiem ci więcej, jeżeli chcesz zdać maturę i iść na jakieś konkretne studia to lepiej zmień ten tryb nauczania. Na wykładach, ćwiczeniach i innych laboratoriach będziesz dostawał może 40% wiedzy i ogólne wskazówki co do reszty. Jak nie będziesz regularnie siadał sam do nauki w domu to przepieprzysz majątek na powtarzanie przedmiotów, a i tak po trzeciej sesji nawarstwi się tego tyle, że wykreślą cię z powodu braków w punktacji. Poza tym każda sesja to będzie mega stres, niektórzy znajomi na roku miewali z tego tytułu naprawdę niefajne schorzenia. Nie mówiąc już o tym, że na drugim roku połowy z nich już nie zobaczyłem, głównie tych co to się uczyli tylko na zajęciach. Ja zresztą na drugi rok się dostałem rzutem na taśmę, niemal do końca września (kiedy to pojawiły się wyniki z ostatniej mojej poprawki) nie wiedziałem czy za tydzień będę siedział na wykładzie z fizyki czy w kolejce do WKU.
Ja zawsze miałem problem, żeby nauczyć się czegoś, co mnie nie interesowało. Polski (czemu za tą nazwą kryje się literatura?), historia. Jakoś dla mnie ulgi nie będzie, a chciałem iść na studia techniczne. ;-)
Matematyka... często tłumaczę synowi jak do tego podejść bo w szkole (podstawówka) zadania są banalne i w zasadzie brak zadań z treścią powoduje, że obecnie większość dzieci nie potrafi takich zadań rozwiązywać. Z fizyką jest jeszcze ciekawiej-mamy początek marca, a oni mają opracowane około 1/3 materiału.
Poziom nauki nie jest dostosowany do poziomu klasy? A w jaki sposób ma być dostosowany, jak klasa liczy 30 osób? Trzeba by było wprowadzić matematykę w tych samych godzinach dla kilku klas tego samego rocznika i zaklasyfikować młodzież do pewnych grup umiejętności. Za moich czasów robiło sie tak z językiem obcym, to dlaczego nie z matematyką? To też przedmiot który wymaga wiedzy wcześniejszej.
W tym momencie wielu nauczycieli pozwala przerabiać materiał osobom które chcą tak szybko jak chcą a zostaje do dyspozycji osób które trochę słabiej sobie radzą ( w sensie nauczyciel ) nie mówię że to idealny system ale tak to jest w tym momencie rozwiązywane
W idealnym świecie to leniwi uczniowie starają się nadążyć za rosnącymi wymaganiami stawianymi przez szkołę, czy coraz trudniejszą maturą, a nie nauczyciele obniżają swoje wymagania, aby nadążyć za najsłabszymi, czy najbardziej leniwymi uczniami.
Ale niech też wycofają Język Polski. Po co komu na mat-fizie czy biol- chemie ten przedmiot? Po wycofaniu matematyki humansiści mieliby łatwiej, więc ścisłowcom też powinni wycofać Polski.
@@Euronymous3721 w duzej mierze pogladay czerpiemy od rodzicow i rozwijamy je przez rozmowy z ludzmi, na polskim wspolczesne tematy poruszane sa bardzo rzadko i nieraz mozna uslyszec skrajne lub nielogiczne poglady u ludzi tez dobrych z polskiego, a to wlasnie matematyka rozwija logiczne myslenie
A potem mój brat pomaga swojemu koledze z klasy, który nie radzi sobie z matematyką na poziomie gimnazjalnym. Co się okazało? Kolega ma problem z tabliczką mnożenia. Podstawa, bez której ciężko o jakikolwiek postęp w nauce. Jak wytłumaczyć uczniowi czym jest potęga a tym bardziej pierwiastek, skoro on nie radzi sobie z mnożeniem, a więc również z dzieleniem. Z drugiej strony nauczyciele zadają mase ćwiczeń z matematyki tłumacząc, że bez tego się nie nauczymy. A ja rozumiem doskonale każde zadanie i wole poświęcić czas w domu na ćwiczenie tego, czego nie umiem. A nauczyciel zamiast sprawdzić moje umiejętności woli sprawdzić czy odrobiłam zadaną mi pracę domową... Nasze szkolnictwo to porażka. Uczymy się żeby zdać egzamin a nie żeby umieć. Jesteśmy obciążani zbyt wielką ilością prac domowych i nie jesteśmy w stanie odpocząć po lekcjach. Jesteśmy sprawdzani z i oceniani z czegoś innego niż nasza realna wiedza. Jeśli radzimy sobie lepiej niż reszta to się nudzimy, jeśli radzimy sobie gorzej - jesteśmy ignorowani i zaczynamy nienawidzić tego w czym sobie nie radzimy. Nie lubimy się z nauczycielami którzy uważają nas za ignorantów, a nie za inteligentne jednostki z mniejszym doświadczeniem życiowym. Nauka którą jako ludzie mamy wbudowaną w życie i jest dla nas naturalna - została sprowadzona do żmudnego obowiązku. Zamiast być uczeni jak się uczyć oraz gdzie i w jaki sposób szukać potrzebnej nam wiedzy ( nie ukrywajmy, często wystarczy podejść do biblioteki lub zajrzeć do internetu, ale w obydwu tych miejscach trzeba umieć się odnaleźć, a w tym drugim przefiltrować na własną rękę prawdopodobieństwo prawdziwości informacji), jesteśmy zmuszeni do nauki pamięciowej rzeczy które na co dzień nie będą nam potrzebne w życiu. Oczywiście istnieją takie rzeczy które są elementarne i powinniśmy w każdej chwili umieć je przywołać, ale są to te same rzeczy które powtarzamy tyle razy w życiu że same bez większej nauki wchodzą nam do głowy... Reforma szkolnictwa wydaje się być niewystarczająca, tutaj potrzebna jest rewolucja. Przy tym wszystkim są jeszcze zarobki nauczycieli, które nie zachęcają do bycia dobrym pedagogiem i traktowania pracy na poważnie
Czytając komentarze dochodzę do wniosku że nie zdam matury z matematyki, chyba że: a) moja rodzina nagle zacznie być zaliczana do inteligencji i będzie mieszkać w dużym mieście b) do mojego wiejskiego dworku położonego 1,5 km od najbliższego przystanku na który podjeżdżają zapchane ludźmi autobusy powinienem sprowadzić guwernera Albo najlepiej pójdę odrazu w ślady dziadka któremu babka mówiła że po co ma chodzić do szkoły jak "i tak profesurem nie zostanie". Włączam już OLX-a i kupuje jałówkę oraz starego ursusa bo skoro urodziłem się w takiej rodzinie to już do niczego się nie nadaję. I nie, moich rodziców nie stać żeby wysłać mnie do miasta (za co nie mam im za złe), jak widać za blisko 20 lat służby wojskowej, ryzykowanie życia na misji w afganistanie, znaczny ubytek na słuchu i regularne migreny w tym kraju zmuszają emeryta mundurowego do dorabiania układając kostkę brukową, aby mógł utrzymać rodzinę. Ale oczywiście jestem debilem, bo jak nie mogę nauczyć się matematyki w moim bieda-liceum na wsi.
Z matematyką miałem różne pierepałki w swoim życiu. Czułem się tak jak na huśtawce. Raz lubiłem, raz nie. Teraz sobie od czasu do czasu coś tam liczę, ale staram się nie używać kalkulatora, albo innych narzędzi.
Dobry nauczyciel z matematyki to skarb. W ostatnim roku liceum zmieniono nam Panią. Wszyscy byliśmy tępakami (klasa humanistyczna) , ale dzięki jej podejściu i cierpliwości z 33 osób nie zdało 3. W dużej mierze to ich wybór. Nauczyciel to naprawdę większa część sukcesu ucznia.
Nie zgodzę się, jeśli masz zapał napisać dobrze maturę z matematyki, zrobisz to i wystarczy posiedzieć sobie w domu i porobić zadania+poogladac poradniki na yt ;)
@@elf995 Oczywiscie, ale po to jest szkola, zeby siedzac tam 8 godzin dziennie, nie musial poswiecac kolejnych 8 w domu uczac sie samemu, bo mam nauczyciela ktory jest polmozgiem :)
@@elf995 jasne , ale czy od tego przypadkiem nie jest szkoła? Chore jest siedzenie całymi popołudniami w domu i uczeniem się matematyki... pomijam juz fakt, że mamy również inne przedmioty w szkołach , z którymi wiążemy przyszłość.
@@dotdot7911 sam jestem uczniem i wiem jak funkcjonuje system i uczeń. Uczeń najczęściej tylko przepisuje. Sam nie spróbuję zadania by potem zobaczyć co i jak wynikło. Uczniowie zrobili się marionetkami, a nie samo myślącymi istotami. Jest to wina programu. Jakby zamaist siedzieć i przepisywać 9 zadań zrobiłby sam przez te 45 min 3-4 pytając to byłoby to lepsze niż te 9 zadań
Trzeba przede wszystkim zatrudniać nauczycieli ambitnych z pasją i trzymać ich dopóki to będą mieli i wymieniać kiedy zgasną. Takim nauczycielom można spokojnie dużo płacić, bo ich praca w takim stanie jest dużo warta (niech przykładem będzie cena godziny pracy jako nauczyciela pana Rożka, gdyby jakiś sponsor zechciał wynająć). Dobrzy nauczyciele mogliby w 10 lat dużo zarobić, a przecież nie wypalą się zupełnie, a jedynie w tym zawodzie, albo nie wypalą się nigdy. A po nich następni ambitni nauczyciele, będą mogli korzystać ze spuścizny poprzedników, może dzięki temu dzieci będą w stanie coś odkryć, bo matura to szuka wybierania odpowiedzi spośród kilku podanych.. nic twórczego, nic co wymagałoby wyobraźni, nic co pozwoliłoby jej działać.
Ja miałam to szczęście że zdawałam maturę jak były reformy i na parę lat zniesiono obowiązkową maturę z matematyki a w zamian był język obcy. Niestety nasz obecny rząd składa się z nierozgarniętych ludzi, dla których ważne jest tylko to co pan prezes sobie zyczy.
Same matura zdana byle jak i tak nic nie daje. A nie widzę powodu, żeby matematyka blokowało komuś drogę np. na dziennikarstwo. Z drugiej strony j.polski (czyli obecnie ,,historia literatury") jest bezsensu dla informatyka/lekarza. Powinno się położyć większą wagę na wysławianie się, ortografię itp. Lekturki mają więcej stron niż książki od przedmiotów, co jest totalnym nonsensem
Poziom w szkołach publicznych od lat jest tragiczny, nie ma co się oszukiwać. Szkoły powinny mieć własne programy i konkurować ze sobą, a nie jedyny, ważny program nauczania rodem z ZSRR.
Nauczanie matematyki jest fatalne, bo samo miejsce pracy - szkoła jest często miejscem toksycznym. Aby nauczać ciekawie, czuć się z tym fantastycznie. Aby czuć się fantastycznie, trzeba stworzyć fantastyczne warunki zatrudnienia.
Wadą w ogóle polskiego szkolnictwa jest jego strukturalna przestarzałość , tkwiąca swoimi korzeniami w 19 wieku , anachroniczna i skostniała. W państwach rozwiniętych dawno zauważono , że uczenie wszystkich tego samego na tym samym poziomie jest mało efektywne. Lepiej profilować program indywidualnie pod każdego ucznie, dobierać mu materiał i zakres nauki jaki go interesuje i w jakim czuje się dobrze , a wyrównywać na specjalnych zajęciach tam gdzie ma kłopoty w nauce. Dzięki temu łatwiej poznaje się zdolności i preferencje ucznia, oszczędza się czas i nakład pracy , no i uzyskuje się lepsze rezultaty. Dlaczego u nas nadal nie ma wyboru przedmiotów i stopnia zaawansowania ich nauczania, tylko jest jedna wielka urawniłowak ?
tak bywa gdy o programie decydują politycy a nie dyrektor szkoły którego rozliczają rodzice. Bon edukacyjny i z głowy. ps. Matura nie powinna być wymogiem do studiów można być filologiem bez matematyki i inżynierem bez polskiego ...
Ja jednak rozumiem po części sens propozycji zawieszenia matury z matematyki. Nie chodzi bowiem tylko o to, że matura może być takim „termometrem”, dzięki któremu możemy zbadać stan pacjenta, jakim są polscy uczniowie. Problem pojawia się w momencie, kiedy sposób pomiaru ma istotny wpływ nie tylko na wynik, ale i na faktyczny stan pacjenta - w tym przypadku nauka matematyki w szkołach średnich ustawiana jest „pod maturę”, przez co jakość nauczania nieraz bardzo spada. Nauczyciele koncentrują się na tym, by przygotować uczniów do zdawania matury, a nie na tym, by ich czegoś faktycznie nauczyć. Taka forma nie tylko nie jest interesująca, ale jest też wręcz szkodliwa - uczniom pokazuje się, że nie chodzi o to, by coś zrozumieć i umieć, rozwiązać zadanie w poprawny sposób, ale o to, by potrafić zadanie rozwiązać zgodnie ze z góry określonym schematem - przy tym wyjście poza taki schemat zazwyczaj jest karane brakiem punktów. Drobny błąd rachunkowy na początku zadania może spowodować, że uczeń nie dostanie ani jednego punktu za całe zadanie, nawet jeśli sama koncepcja rozwiązania zadania jest całkowicie poprawna. Jest to podejście skrajnie różne od sposobu oceny rozwiązań zadań matematycznych na studiach, gdzie większość wykładowców nie zwraca aż tak bardzo uwagi na same rachunki, ale na sposób rozwiązania zadania właśnie. I muszę przy tym nadmienić, że ta opinia wynika z moich bardzo konkretnych doświadczeń - aż do czasów liceum, zarówno w szkole podstawowej jak i w gimnazjum, matematyką po prostu się bawiłem, osiągając przy tym dobre wyniki nie tylko w szkole, ale i na różnych konkursach. W liceum z tym przedmiotem radziłem sobie tylko przez jeden semestr, a potem przyszło dwa i pół roku wręcz alergii na ten przedmiot, co skończyło się ostatecznie fatalnym wynikiem na maturze rozszerzonej, podstawową zdałem jeszcze z w miarę dobrym wynikiem - niemniej obydwa te wyniki były znacznie słabsze od wyników, które osiągałem, rozwiązując matury… w gimnazjum. I nie chodzi o problemy wyłącznie z maturą, po prostu nagle przestałem matematykę rozumieć. Potem przyszły studia informatyczne i prawie cały semestr musiałem się „leczyć” ze strachu przed rozwiązywaniem równań - co ostatecznie wyszło nienajgorzej, bo potem przez całe studia osiągałem zawsze jedne z najwyższych wyników na wszystkich przedmiotach matematycznych, a teraz w informatyce najchętniej zajmuję się problemami związanymi w pewien sposób z matematyką. Trudno mi tu nie widzieć związku między moimi problemami z matematyką a podejściem systemu szkolnictwa, który - ucząc mnie zdawania matury z matematyki - spowodowała znaczny spadek moich matematycznych kompetencji. Dlatego może zawieszenie obowiązkowej matury z matematyki ułatwiłoby jednak poprawienie samego sposobu nauczania matematyki? Trudno mi sobie wyobrazić, że nauczyciele w końcu pozwolą sobie na zmianę podejścia - tak, by kogoś nauczyć, a nie tylko „uczyć” - jeśli ostatecznie będą rozliczani z maturalnych wyników swoich uczniów, gdzie uczniowie, by taką maturę zdać, muszą przede wszystkim wdrożyć się w ten ścisły schemat, w którym miejsca na kreatywność i przede wszystkim własne myślenie po prostu nie ma.
Cudowny komentarz :) Dodam od siebie, że stan nauczania bierze się w moim odczuciu z tego jak jest narzucony program oraz jakie osoby uczą. Wielu nauczycieli nawet nie ma większego pojęcia o przedmiocie, którego uczy poza podstawą, którą muszą zrealizować. Być może jest tutaj problem po prostu z wynagrodzeniem dla nauczycieli (sam bym się kiedyś chętnie sprawdził w tej roli, ale zarobki mnie odstraszają), które bardzo często jest bardzo niskie i odstrasza osoby chcące uczyć.
Jedyną receptą jest zmiana egzaminu na właśnie taki który wymaga rozumienia matematyki, albo przywrócenie egzaminow na studia. Wtedy bez obawy nauczyciele się zajmą prawdziwym uczniem.
problem jest taki ze liczba przedmiotów w szkołach jest za duża,i dziecko zaczynając lekcje o 8 kończąc je o 15 lub nieraz o 16 musi zrobić masę zadań w domu przez co nie może się skupić na jednym przedmiocie które akurat je interesuje,sam pamiętam jak pani od plastyki robiła nam testy z wiedzy i ja zamiast się skupić na kartkówce z matmy musiałem się uczyć tez na plastykę co wogule mnie nie interesowało
Problem jest złożony: 1. Matura na poziomie podstawowym jest banalna. Osiągnięcie 30% to 20-30 minut pracy. Cała matura to maksymalnie godzina. 2. Problem zaczyna się w szkole podstawowej i ADHD uczniów. Kiedyś nagrał Pan film na temat dyskalkulii, dysgrafii, dysortografii itp. Pamiętam, że mieliśmy na ten temat podobne zdanie. Mam wrażenie, że teraz duża część uczniów jest wiedzooporna. Przecież ja nie miałem dostępu do internetu, żeby coś znaleźć ponadobowiązkowego trzeba było pójść do biblioteki i szukać, teraz wiedza jest w zasięgu kilku kliknięć. Czy to kwestia lenistwa? Raczej roszczeniowości, której uczą rodzice, rówieśnicy, szkoła - mnie się NALEŻY i nic NIE MUSZĘ a nauczyciel jest "GUPI". Rodzice często bez sprawdzenia informacji automatycznie stają po stronie swoich pociech. Źle pojmowana pajdokracja w rozkwicie. 3. Moim zdaniem w czasach tak łatwego dostępu do informacji rolą nauczyciela jest zainteresowanie ucznia ale też nie może on stać się klaunem, powinien zachęcać do szukania informacji, wprowadzać jakieś zawody, miniolimpiady wewnętrzne, wskazywać rzetelne źródła informacji. Uczyć logicznego, matematycznego, fizycznego postrzegania świata. Pokazać, ze plastyka, muzyka, architektura to też matematyka, to zmysł geometrii przestrzennej, samopowtarzalność kształtu na przykładzie np. niektórych roślin jak np. paprocie to właściwie nic innego jak fraktale. Matematyka i fizyka oraz czytanie książek to najlepsze metody na pobudzenie wyobraźni. Trudno rozwiązywać problemy z fizyki bez wyobraźni. Kiedyś udzielałem korepetycji z fizyki osobie, która chciała dostać się na medycynę i kompletny klops - zero wyobraźni i logicznego myślenia, za to ogromna chęć nauczenia się testów na pamięć, a gdzie miejsce na szybki eksperyment myślowy by zrozumieć zadanie, gdzie umiejętność łączenia faktów często z różnych dziedzin? Ech... Jest źle ale to nie jest tak, że winni są tylko nauczyciele, tylko program lub tylko uczniowie.
W sumie to nie jest takie głupie, sama nie jestem orłem z matematyki, ale wolałabym by mnie uczyli bardziej logicznego myślenia, albo żeby przynajmniej znaleźć nauczyciela, który rzeczywiście potrafił by mnie tej matematyki nauczyć bez wywoływania u mnie negatywnych emocji. Serio przez całą podstawówke, gimnazjum i liceum nie miała dobrego nauczyciela z tego przedmiotu, a gdyby nie Matemaks to o zdanej maturze mogłabym co najwyżej pomarzyć.
System nauczania od podstawówki kuleje. Klasy są mieszane w kontekście poziomu uczniów, tymczasem lekcje są ukierunkowane pod średnią. Uczniowie zdolniejsi nudzą się na zajęciach i tracą entuzjazm, który mogliby rozwijać przy ciekawszych i bardziej wymagających lekcjach. Często z nudów rozrabiają, przez co przeszkadzają reszcie, która i tak ma problemy. Z drugiej strony są uczniowie, którzy nie nadążają za tym, co się dzieje. Nauczyciel musi zrealizować program, wpisać temat w dzienniku, a reszta go nie interesuje. Na swojej drodze edukacji spotkałem może kilku nauczycieli, w których widać było, że faktycznie chcą czegoś nauczyć i sprawia im to radość, gdy są w stanie uczniowi wytłumaczyć dane zagadnienie. Nauczyciel siedzi za biurkiem z dziennikiem, do którego w każdej chwili może wpisać złą ocenę za nieprzygotowanie ucznia. W związku z powyższym uczniowie nie zadają pytań, bo boją się, że po pierwsze zostaną wyśmiani przez resztę klasy, a po drugie, że nauczyciel odbierze to w negatywny sposób. U dzieci zanika pasja do zadawania pytań o wszystko, czego nie rozumieją. Sama niechęć do matematyki może wynikać z sytuacji, w których wyciąga się ucznia na środek pod tablicę i przed publiką musi próbować rozwiązywać zadanie. Sam, mimo że byłem dobry z matematyki, nie lubiłem chodzić pod tablicę, z uwagi na możliwość popełnienia błędu przed wszystkimi i kompromitacją. Winny temu jest ujednolicony system edukacji, który narzuca każdej szkole ten sam, skądinąd zły schemat nauczania. Szkołom zależy na zrealizowanie programu i dobrych wynikach liczbowych w statystykach, po egzaminach końcowych. Dlatego do matury nie dopuszcza się najsłabszych uczniów. Szkoły powinny być zróżnicowane, o sposobie nauczania powinni decydować pośrednio dyrektorzy z radą pedagogiczną, a bezpośrednio nauczyciel, który ma faktyczny kontakt z uczniami. Nagle okazałoby się, że nauczyciele rywalizują ze sobą tak jak ludzie w wielu innych branżach, czy chociażby prywatni korepetytorzy. Szkoły byłyby oceniane przez uczniów i ich rodziców, a nie przez urzędników w ministerstwie, których jedyną ambicją jest spokojne dopracowanie do emerytury i od czasu do czasu narzucenie zmiany podręczników.
Będąc jeszcze w gimnazjum pani rozdała w ramach nic nie robienia po testach gimnazjalnych mature podstawową z matmy. I co się okazało? Że prawie każdy ją zdał. To uświadomiło mi, jak trywialne są matury podstawowe. A mimo wszysko są ludzie, którzy jej nie zdają.
Nauczycielkom które mnie uczyły(w podstawówce uczyły mnie dwie, w gimnazjum jedna, w technikum trzy) w ogóle nie chodziło o to żebyśmy rozumieli zagadnienia, tylko o to abyśmy "zaliczyli" materiał i poszli dalej. Jedynie o jednej nauczycielce mógłbym powiedzieć że była w stanie przekazywać uczniom kwestie w przyswajalny i ciekawy sposób używając rekwizytów i odpowiednich przykładów. Gdy uczyła nas ta Pani którą uważam za wykwalifikowaną nauka szła całej klasie łatwo i mieliśmy stosunkowo dobre oceny. Jednak na ostatnie pół roku podstawówki przeszła na emeryturę i z nową nauczycielką całej klasie spadła forma i prawie każdy skończył z oceną o jeden stopień niższą niż u poprzedniczki. Uczyła nas praktycznie tego samego jednak pytania zadawała w taki sposób że było je trudniej zrozumieć. W gimnazjum mieliśmy się uczyć nowych rzeczy to już było tragicznie średnia ocen z matematyki około 3,5-3,7 spadła do 2 z małym kawałkiem. Po technikum więcej niż 70% mojej klasy zaliczyło maturę poniżej 40%, ja sam ledwo zdałem uzyskując 30%.. Można zwalać na uczniów, ale nie sądzę żeby wszyscy ludzie byli tak samo niepojętni. Mamy również beznadziejnie napisane podręczniki które są bezużyteczne bez osoby która jest w stanie Ci wytłumaczyć kwestię poruszaną, czyli nie da się nauczyć matematyki z podręcznika bez nauczyciela lub jest to bardzo trudne. Ale oczywiście najlepiej powiedzieć że uczniowie się nie uczą tyle ile trzeba i to ich wina..
Cieszę się, że zdawałam maturę, kiedy matematyka nie była obowiązkowa ;D A co do filmu - w pełni się zgadzam, że sposób nauczania matematyki przyczynia się do znielubienia tego przedmiotu na kolejnych etapach nauki. W czasie sześcioletniej podstawówki uwielbiałam matmę i bez problemu miałam piątki na koniec semestru. Od początku gimnazjum zaczęłam mieć z matmą kłopoty i ledwo się wyciągałam na ocenę dobrą... Raczej nie była to wina nauczyciela, bo uczyła mnie ta sama osoba co w podstawówce, no i wątpię, że w ciągu paru miesięcy mogłam aż tak zgłupieć. Moim zdaniem problemem był program i podręcznik. Pamiętam, że miałam wrażenie, jakbyśmy się uczyli zupełnie nowych rzeczy, do których wcześniej zdobyta wiedza nie dawała oparcia, a tempo pojawiania się nowego materiału było zawrotne. Sam podręcznik był szokiem dla organizmu - po ładnym i przyjaznym "I ty zostaniesz PItagorasem", musieliśmy się przestawić na książkę, która już samą szatą graficzną przytłaczała i zniechęcała do nauki. Tak więc wiedza gimnazjalna była pełna braków i z tymi brakami oraz ogólnym zniechęceniem poszłam do liceum, gdzie trudności tylko się piętrzyły, ponieważ nauczycielka pod presją systemu edukacji kładła główny nacisk na to, by uczniowie myślący o maturze z matmy mieli przerobiony materiał, a reszta uczniów nienadążających za tempem walczyła o to, żeby jakoś przejść z klasy do klasy.
Czemu w ogóle ktoś jeszcze łudzi się, że w szkołach chodzi o edukację? Szkoła to ośrodek penitencjarny dla dzieci i młodzieży generujący stres i niechęć do życia. Im wcześniej szkoły zostaną zlikwidowane / program ZNACZNIE odciążony, tym lepiej.
Byłam pierwszym rocznikiem tzw 'nowej matury' w 2005 i tez nie bylo obowiazkowej matematyki. Wyglada na to że juz nikt o tym nie pamieta. Potem pojawily sie jeszcze głupsze pomysly np pana Giertycha a amnestii, czyli jak nie zdasz jednego przedmiotu na maturze to i tak zdajesz. Szkoły w Polsce niestety nie uczą potrzebnych do zycia rzeczy. Jak bylo 30 lat temu tak jest i dzisiaj. Serio, nie widze róznicy.
Z doświadczenia mówię, że lekcje matematyki w liceach polegają na tym, że nauczyciel referuje podręcznik (taki audiobook), potem co lepsi uczniowie rozwiązują przykłady na tablicy. Po takim kabarecie wychodzi się zupełnie bez żadnej wiedzy i zrozumienia zagadnień.
Od 4 dni, odkąd znalazłem Pana kanał, oglądam po kilka odcinków dziennie. Fajnie, że zmienia Pan scenerię, bardzo dobrze się to ogląda 👌
Matma i fiza była dla mnie przez cały okres edukacji traumą. Zawalone klasówki, kartkówki i sprawdziany. Paraliżujący lęk przed wywołaniem do tablicy. Historia też była jakimś nieporozumieniem z tymi wszystkimi datami bez zrozumienia przyczynowo-skutkowego. Obecnie mam 38 lat i uwielbiam czytać i słuchać na temat np. fizyki kwantowej a takich pisarzy jak Norman Davies mam przeczytanych w całości. Polska szkoła to średniowiecze.
Jak słusznie zostało zauważone matematyka rozwija logiczne myślenie. Jest to zdecydowanie najważniejszy przedmiot, dzięki matematyce świat idzie do przodu. Nauki jak fizyka, chemia czy informatyka w dużej mierze opierają się na matematyce, a to są właśnie nauki realnie zwiększające nasz dobrobyt. Mimo wszystko nawet dla osoby, która nie wiąże żadnej przyszłości z matematyką jest przydatna, jak już wspomniałem - rozwój logicznego myślenia. Osiągnięcie pułapu 30% nie wymaga dużego poświęcenia, nawet nie mając zbyt dobrego nauczyciela bezproblemowo można osiągnąć taki wynik, jest to próg bardzo niski. Żyjemy w dobie internetu, gdzie nawet jak kogoś rodzice nie mają pieniędzy na korepetycje można skorzystać z ogromu ilości darmowego materiału gdzie są wytłumaczone zagadnienia z matematyki. Ja sam wspomagałem się materiałami z internetu w czasach liceum, a obecnie na studiach gdzie materiał jest na wyższym poziomie niż podstawowa matura, a mimo to można znaleźć mnóstwo materiałów. Potrzebne jest zwiększenie poziomu nauczania, a nie likwidacja matematyki z matury.
@Nuelzyr Nie zamierzam nawet zaprzeczać, natomiast to co napisałeś jest problemem słabego poziomu nauczania. Orzeł natomiast potrzebuje ponadprzeciętnego poziomu nauczania żeby się rozwijać. Może to robić oczywiście sam, ale z przewodnikiem (tu nauczycielem, ale dobrym) jest o wiele prościej i szybciej.
Problemy z matematyką były, są i będą. Jest jeden czynnik na to wpływający. Każdy człowiek się od siebie różni, każdy w innych etapach swojego życia, w różnym wieku przyswaja wiedze. Mało tego, każdy człowiek jest lepszy z jednej dziedziny, może go to fascynować, za to w drugiej dziedzinie nie będzie wiedział o co chodzi i tego nie zrozumie. Nauczanie powinno być ustalane indywidualnie do każdego ucznia, zgodnie z jego zainteresowaniami, talentami, a zwłaszcza chęcią nauki (Bo bez chęci każda nauka to jak krew w piach). Wybór ten powinien być ustalany przez ucznia i jego rodziców, którzy wiedzą co ich dziecko potrafi i chce, oraz czego nienawidzi i nauka tego to strata czasu, którą mógłby lepiej spożytkować. Tyle w temacie.
Pamiętam jeszcze jak wyglądała moja nauka w szkole i potwierdzam - ten system jest chory i obrzydza tylko uczenie się młodym ludziom. Na każdej lekcji zadawałem sobie pytanie "po cholerę tego się uczę?". Jest tylko przemiał, szybko trzeba lecieć z materiałem, zero tłumaczenia, zero nawet czasu na zaciekawienie przedmiotem. Dopiero gdzieś w trakcie studiów zaczęło do mnie docierać, że to jest wartościowe i do czegokolwiek przydatne. Liceum to beznadzieja którą trzeba przebrnąć. Nie wiem czy nie powoduje więcej szkody niż pożytku.
Gdyby nie matemaks to liczba niezdanych egzaminów wzrosłaby dwukrotnie :X
Dpppp
Dppp
Bardzo wartościowy materiał, dziękuję
Świetny materiał, za 2 lata będę pisać maturę, ale w sumie bardziej boje sie polskiego. XD
I słusznie :p
Żeby matematyki nie zdać musiałbyś być upośledzony...
żeby polskiego nie zdać trzeba byś upośledzonym xD Na matmie nie masz takiej wolności jak na polskim
O nie tylko nie matura z polskiego, wole napisać trzy razy matme xd
@@piconio No właśnie nie masz kompletnie racji...
Jesteś w ogóle po maturze?
@@piconio Warto uwzględnić że Polski składa się z 3 zadań, z czego jedno daje 70 %. A jest coś takiego jak błąd kardynalny który zeruję to zadanie. Chyba tylko taka sytuacja w jakimkolwiek stopniu może uratować honor kogoś kto nie zdał Polskiego.
Kompletnie się z tobą zgadzam. Mam mieszane uczucia do języka polskiego, bo jednak to nasz ojczysty język i raczej powinno się go zdawać, ale totalnym idiotyzmem jest dodawanie w nich interperacji utworów literackich. Uczniowie w taki sposób ograniczają swoją wyobraźnię i boją sie wychodzić poza schemat. Z resztą każdy jest inny i ma prawo do własnej interpretacji.
Masz do wyboru rozprawkę lub interpretację, twoja wola na maturze.
@@Symerant1212 Prawda, ale bierz pod uwagę że trzeba z kilkanaście godzin lekcyjnych poświęcić na tłumaczenie jak interpretować wiersze i raczej o to tutaj chodzi.
@@ukasz8631 To, że pokazują metodykę interpretacji jest okej przecież, a cała reszta jak to zrobimy należy do nas. Egzaminator nie sprawdza tego co napisałeś tylko weryfikuje jak to napisałeś. Tak działa matura od kilku lat z j. polskiego, klucz mówi wprost za co oceniają nas i nie ma tam czego odejmować za nasze zdanie. Dodatkowo każda praca jest sprawdzana przez jeszcze przez inną osobę, a przy "oblaniu" weryfikuje to kolejna osoba z tego co wiem.
@@Symerant1212 No jedna osoba z rocznika wyżej u mnie postawiła złą tezę interpretacyjną i z podstawy ledwo zdała mimo tego że rozszerzony był napisany na ok 90%. Problem polega na tym że wiersze w porównaniu do rozprawek nie są schematyczne tak jak rozprawka a jednak jeśli źle to zinterpretujesz to możesz całą maturę uwalić, no to średnio moim zdaniem.
Zgodzę się, jest tyle interpretacji ile ludzi na świecie.
Bardzo dziękuję za Pańską wyowiedź! Nie jestem nauczycielem, ani urzędnikiem, tylko matką, w dodatku już całkiem dorosłych dzieci, jednak dla mnie porażająca jest zarówno logika wywodu NIK (nie naprawiajmy tego, co złe, tylko udawajmy, że nie ma problemu), jak i odpowiedź MEN, która ma się nijak do rekomendacji mających na celu poprawę sytuacji. Stosunek do naszego systemu edukacji mam podobny do Pana.
Wyjaśnienie jest proste moim zdanie. W urzędach mamy za dużo ludzi którzy matury z matematyki nawet na oczy nie widzieli.
przykład to rozszerzenie rok temu
No napewno ci sie to przyda w zyciu, powodzenia
Nie wiem jaki jest dzisiaj poziom matematyki w szkołach, ale mi przez wszystkie lata nauki sprawiała trudność. Z lekcji wychodziłem głupszy niż byłem, a po korepetycjach zaczynałem rozumieć tylko podstawy i pojąłem, że dużo czasu trzeba jej poświęcić żeby ogarnąć cały program szkoły średniej. Gdybym miał potrafić matematykę na perfect, to bym musiał mieć 3h matmy dziennie z jakimś nauczycielem, który potrafi tą wiedzę przekazać. Zgadzam się, że dzisiejsze dzieciaki to rozwydrzone szczeniaki, które nie potrafią docenić tego co mają, ale są też tacy, którzy po prostu nie ogarną tego za żadne skarby, więc nie podoba mi się, że niektórzy z góry wieszają psy na dzieciach, bo są też te ambitne, które bardzo się starają.
To nie z poziomem matematyki jest problem, tylko z całym systemem. Może gdyby odciążyć trochę tych ludzi od gównianych czynności np. od czytania idiotycznych lektur i zastąpić je trochę luźniejszą formą (np. swobodą wyboru lektury), to mieliby więcej czasu na matematykę i może w końcu, ktoś by zaczął w ogóle coś czytać. Bo o ile pamiętam, od kiedy rodzice przestali się interesować moją szkołą, czyli gdzieś w gimnazjum, to nie przeczytałem ani jeden książki (o lekturach nie wspomnę), kilka miesięcy po zdaniu matury, pierwszy raz w życiu przeczytałem książkę, kilka miesięcy później drugą i trzecią. Dziwny zbieg okoliczności, że akurat nabrałem ochoty na czytanie książek wtedy, gdy przestali mnie do tego zmuszać.
Tak lektury to jest jakiś absurd zwłaszcza testy ze "znajomości" lektury. Pamiętam tę traumę i te wszystkie dwóje i tróje z lektur które na prawdę przeczytałem. To była jedna z najbardziej frustrujących rzeczy w całej edukacji. Poświęcałem kilkadziesiąt godzin na przeczytanie książki a potem dostawałem dwóję bo nie pamiętałem jakichś szczegółów z wydarzeń książki, a jakiś gościu cwaniaczek który se przeczytał streszczenie lepiej na tym wychodził... Dlatego też przestałem czytać lektury bo jaki w tym sens skoro samo streszczenie daje takie same efekty albo nawet lepsze. Wolałem zamiast tego przeczytać coś co mnie bardziej interesuje np. fantasy. Swoją drogą to jest podłe jak program nauczania traktuje literaturę fantasy i sci-fi.
Bo program zakłada czytanie klasyków literatury, rzeczy które ukazują cechy społeczeństwa/świata danej epoki. Po to czyta się Krzyżaków czy Lalkę, aby poznać te realia (tak wiem, Krzyżacy nie zostali napisania w czasach bitwy pod Grunwaldem, ale możemy poznać pewne obyczaje czasów średniowiecza).
Lektura nie jest po to aby była ,,przyjemna" tylko po to aby cię czegoś nauczyła, ukazała mentalność ludzi z danego okresu czy ich codzienność/obyczaje itp. Po to są lektury.
Sama mam kilka których szczerze nienawidzę, ale rozumiem jaki jest sens w ich czytaniu. Po prostu, trzeba się z tym zapoznać.
GodAnu tak ta znajomość jest taka ważna, że nie pamietam już nic z Makbeta omawianego kilka miesięcy temu. I tak będzie ze wszystkimi lekturami, bo jak nie ciekawi cię książka, to po jakimś czasie zapominasz. Czas, który spędziłam ucząc się do sprawdzianów z polskiego, czytając lektury, mogłabym spędzić ucząc się matematyki, fizyki, bo to są dla mnie ważne przedmioty. I tu bardzo ważna rzecz nie brana pod uwagę, ze przecież w liceach są profile. Jak ktoś jest na profilu jakimś tam polskim no to może się uczyć polskiego, jak chce. No ale osoby z matfizow, biolchemow, medfarmow... po co im ten polski i ta matura z polskiego
Po to aby nie być totalnym kretynem może. Wybacz, ale matura z polskiego jest bardzo ważna. Znajomość kultury jest naprawdę istotna, szczególnie polskiej, jeśli tu mieszkasz/pochodzisz stąd. Po to ci matura z polskiego, aby taka banda tumanów nie wychodziła ze szkoły, która nie umie pisać, czytać i nie wie kto to Mickiewicz. I tak duża część osób ma w nosie ten przedmiot i nie zwracają uwagi na to jak jest on ważny. No bo ,,ha ha po co mi lektury i tak zapomnę hahaaa". A lektury uczą nas też o historii, ale nie no, po co to komu.
Spójrzmy z innej strony zatem, po co mi wzór na pole walca czy jakieś logarytmy? Hm? Podstawowa matematyka, taka jak procenty czy kurcze dodawanie, odejmowanie, jak najbardziej. Ale co mnie na humanie obchodzi fizyka czy matematyka? Dlaczego mam zdawać obowiązkową matematykę jak mnie to nie interesuje? Tak jak ty masz z lekturami, przeczytasz, zapomnisz, ja mam z matematyką. Tobie na nic polski mi matematyka (po za podstawami. I błagam, nie chce słyszeć, że to ,,rozwija logiczne myślenie". To rozwinęła mi historia, dziękuję.)
GodAnu no, jeżeli jesteś na profilu humanistycznym to może ci logarytmy i wzory nie potrzebne, no ale mi na profilu matematyczno fizycznym nie potrzebne są lektury i historia. Banda tumanów, która nie umie pisać ani czytać? A co to niby ma wspólnego z samym przedmiotem j. polskiego? Tych umiejętności dzieci się uczą w klasach 1-3, kiedy nie ma podziału na przedmioty. I są wykorzystywane później we wszystkich przedmiotów.
I na przykład nie uważam, ze osoby po humanie musza znać funkcje trygonometryczna, ale tak samo nie uważam, ze mat fiz musi umieć pisać rozprawki albo znać dziady. Wychodzę tez z założenia, ze człowiek powinien mieć jakieś dziedziny, w których powinien się rozwijać. No bo jak jest się od wszystkiego, to tak naprawdę jest się od niczego.
Uważam, ze obie matury z polskiego i matmy powinny być nieobowiązkowe
Ostatnio rozmawiałem z siostrą właśnie o tej sprawie. I pokazała mi ciekawe statystyki, dotyczące nie tyle zdawalności matury, a tego wyglądają rozkłady dla poszczególnych typów zadań, dla różnych matur. I tak wychodzi, że de facto gorzej niż z maturą z matematyki jest z maturą z polskiego:
1.) rozkład punktacji w zadaniach do Matematyki jest przykładem równomiernego rozkładu .
2.) matura z j. polskiego za to leży na wszystkich zadaniach wymagających czytania ze zrozumieniem, czy jakieś analizy. Najlepiej uczniom idzie wypracowanie co jest spowodowane najprawdopodobniej tym, że najłatwiej jest tam naciągnąć klucz.
3.) w efekcie zdawalność z j. polskiego ma wielką dziurę po lewej stronie gaussa. co daje dużą zdawalnosć przedmiotu, ale kompletnie fałszywy obraz umiejętności
Nareszcie, ktoś podszedł do tego w logiczny sposób, a nie zamiatanie problemów pod dywan. Potrzebne są zmiany długo terminowe, a niezmniejszania progów.
Polski system edukacji spada z niesamowitym przyśpieszeniem w otchłań. Pani Minister już sobie szykuje posadkę w Brukseli, gdy nawarstwienie w nowym roku szkolnym dwóch roczników wywlecze wszystkie problemy. Wtedy blask niekompetencji ostatniej kadencji ministerstwa błyśnie jak bomba atomowa. Zgadzam się Panem, Panie Tomku. Ucze się aktualnie w 2 liceum. 1 klasa to zmarnowany rok na naukę historii, biologii, woku, wosu, rosyjskiego itd... pisząc maturę rozszerzoną z matmy, geografii i angielskiego. Pomijam atmosferę na lekcji... Jednak tu są winni nauczyciele, jak i moi rówieśnicy. Matma u mnie prowadzona miernie, definicje encyklopedyczne, brak empirycznych dowodów, ćwiczeń rachunkowych. Zostaje tylko nauka samemu :) Ale czy od "nauki" nie powinna być szkoła? Pozdrawiam :)
A widzisz dla mnie 1 kl liceum to zmarnowany czas na naukę pp, wosu i historii, wolałbym rozszerzenie zacząć od 1 klasy. :/
A ja dopiero po czasie doceniam czas spędzony na biologii, historii i innych przedmiotach, które teoretycznie miały mi się nie przydać.
WoK z nazwy jest parodią, prawdziwą Wiedzę o Kulturze tak naprawdę ma się na pseudo języku polskim.
Osobiście sądzę też, że akurat wszystkie przemioty znikające po 1-szym roku nie powninny znikać ze względu na to, że jest to tak naprawdę uczenie od podstaw tego, co nieudolnie próbowało nam wtłoczyć gimnazjum (WoS, EdB), albo tego, o czym powinniśmy wiedzieć jako ludzie dobrze wykształceni (P.P., Historia)
Osobiście sądzę, że powinien wylecieć Polski, oraz HiS.
Teza, że rozszerzać powinno się od pierwszej klasy jest bardzo pochopna, ponieważ tak naprawdę nie wiemy nawet jak trudno jest na podstawie, więc nie ma powodu by się rzucać na głęboką wodę, tylko dlatego, że ma się przeczucie. (Chyba, że jesteś ustawiony wyłącznie pod 2/3 przedmioty, ale czy nie lepsze byłoby wtedy dobre technikum?)
@@Meander_ Technikum w moim rejonie to kabaret. Policja średnio raz w tygoidniu składa tam wizyte. Osobiście te przedmioty śmieciowe w 1 lo wrzuciłbym (jeżeli już muszą być) do gimnazjum. W takim sensie że na etape gimby byłoby więcej godzin tych przedmiotów kosztem np. Plastyki, Muzyki, Techniki i zajęć artystycznych, które można wcisnąc w jeden przedmiot jeden raz w tygodniu powieszmy przez 2 lata. Myślę, że nie byłoby to straszne obciążenie, zwłaszcza że to co jest w 1 lo to w pewnym sensie powtórka materiału z gimnazjum, np pierwsza pomoc na edb w gim i w lo. Po co to?
@@kamilzbrozek6199 Fakt mogą się przydać. Ale niestety w moim przypadku kończyło się wkuwaniem całego podręcznika, bo nie wiadomo co da nauczyciel na sprawdzianie. A od niego samego zero inicjatywy na lekcji. Wszystko spada na ucznia. Dlatego uważam to za czas stracony, bo zamiast w szkole wszystko musiałem robićw domu, kosztem pracy nad przedmiotami maturalnymi. Pozdrawiam:)
>odwolywanie obowiazkowej matury z matematyki przez zle nauczanie
>utrzymywanie dwoch godzin religii tygodniowo
przemyslcie swoje priorytety ludzie
Należy pamiętać, że jakość > ilość i dodatkowe lekcje matmy kosztem religii nic nie dadzą jeśli to będzie taki sam system jak teraz.
Też nie mam nic do religii, ale naprawdę myślicie że jest to wina dwóch, a chyba nawet czesciej 1 godziny jakiegoś przedmiotu?
@Daniel Eksym dokładnie! Moi koledzy jak ukończyli 18 rok życia pierwsze co zrobili, odwiedzili dyrektora i powiedzieli, że chodzić nie będą. I nie chodzili. Też uwazam, ze lepiej byloby mieć 1 godzina religii zamiast 2 i zeby ta godzina byla wykorzystana np. na inne przedmioty. Miałam zajecia z podstaw przedsiebiorczosci i wyniosłam z nich tylko 2 pojecia: popyt i podaż. Ten przedmiot jest bez sensu. PITa i tak rozlicza mi znajoma, bo prędzej bym osiwiała, niż uzupełniła ten papier. Wgl śmiesznd jest to, że podstawowa matura to polski, angielski i matma. Sama nazwa LO wskazuje na ogólnokształcenie i kazdy powinien podejść do egzaminu z reszty przedmiotów chociaż na podstawowym poziomie, a jeśli jest się w klasie profilowanej to rozszerzenia z danych przedmiotów. Mnie samą bardziej zmobilizowałoby do nauki przez 3 lata a nie ich olewanie. I gdyby tak było, niektórzy wiecej by wiedzieli jak działa ciało człowieka i szczepili swoje dzieci i nie byliby podatni na bzdury albo też wiedzieliby o tym, jak działa cykl miesiączkowy i że prezerwatywa nie tylko chroni przed ciążą, ale wszelkimi wirusami, bakteriami i pasożytami. (Wychowanie do zycia w rodzinie to fikcja. Od tego powinni być rodzice i spotkania z personelem medycznym na temat seksu a nie nawiedzone nauczycielki po pseudokursie, ktore np.twierdzą, że wirus HIV w magiczny sposób potrafi się teleportować przez prezerwatywę na błonę śluzową pochwy albo na odwrót xD- takie miejsce miało u mojego młodszego brata w szkole).
no niby nie ale duzo osob chodzi na religie bo sa chrzescijanami albo z jakichkolwiek innych trywialnych czasem pobudek typu co powie babcia
i niezaleznie czy ktos chce chodzic na religie czy nie to te dwie godziny i potencjalna praca domowa z tego doklada pracy uczniom kiedy i tak maja zdecydowanie za duza ilosc zajec w ciagu tygodnia
byl o tym odcinek polecam goraco
Moim zdaniem nie powinno być w ogóle religii w szkole. W szkole jest tylko religia katolicka, a co z innymi wyznaniami? Może w Polsce nie ma ich zbyt dużo, ale mimo wszystko to jest wtedy trochę brak poszanowania innych wyznań.
Ten materiał powinien obejrzeć każdy nauczyciel matematyki
Nasz nauczyciel matematyki pokazywał nam książkę do 8 klasy i 2 gimnazjum- ta sama książka tylko ina okładka. Tak właśnie wyglada nowa reforma
A co? Liczyłeś na to, że jakąś nową matematykę ktoś odkryje?
Przecież druga klasa gimnazjum to jest poziom klasy ósmej - w starym i w nowym wydaniu - więc co w tym dziwnego? Większy ból to będzie to, że uczniowie nie będą mogli odsprzedać książek z gimnazjum młodszym rocznikom. Ja tego doświadczyłem jeszcze w starym systemie bez gimnazjum, okazało się że w ciągu roku podręcznik do polskiego stał się "nieaktualny", i w ten sposób książka wyglądająca jak nowa poszła na przemiał... To przechodzi pojęcie jak szybko nasza mowa ewoluuje.
Reforma jest dobra, bo gimnazja pozwalały smarkaczem uważać, że są już dorośli. Teraz chodzą dalej do podstawówki. Szkoła średnia to szkoła średnia.
Matma? Powinna uczyć potrzebnych umiejętności, opierać się na nauce logicznego myślenia, rozwiązywania praktycznych problemów. Pamiętam jak w podstawówce chodziliśmy na spacery i kombinowaliśmy jak obliczyć coś w terenie... Serio dobrze się bawiliśmy, wówczas kochałam matmę, wygrywało się Kangury i inne cuda, ale przyszło gimnazjum i żmudne bezsensowne i nudne obliczenia, a na pytanie czy kiedyś mi się to przyda padało, że tak na serio to tylko w szkole... Teraz znów lubię matmę, ale jak widzę co i jak mają z niej moje dzieci na lekcjach to nóż mi się w kieszeni otwiera...
Problem ten nie dotyczy tylko matematyki. Problem ten dotyczy WSZYSTKICH przedmiotów szkolnych.
Dlaczego traktujecie ludzi jak idiotów?
Każdy człowiek powinien mieć prawo do nauki tego co jest dla niego słuszne, co uważa za przydatne dla jego rozwoju, a przy okazji dobrze się z tym czuje. Nie miałem w szkole biologii, nie ma obowiązkowego egzaminu maturalnego z biologii, czy to przeszkodziło mi nauce tego przedmiotu i zdaniu na zadowalającym poziomie? NIE. Czy to, że nie jestem za pan brat z matematyką oznacza, że jestem idiotą i zatrzymałem się w rozwoju? NIE. Jest wiele innych sposobów na samorozwój i każdy powinien iść swoją drogą by odnaleźć sukces. Nie wrzucajcie wszystkich do jednego wora, nie bądźcie tacy ograniczeni.. Na przykładzie obowiązkowych lektur szkolnych możemy wywnioskować jak narzucanie uczniowi czego ma się uczyć wpływa na to czy faktycznie to robi. Często właśnie kiedy nie ma tego obowiązku ludzie chętniej sięgają po te książki. Nie zrozumcie mnie źle, matematyka to królowa nauk i nie odbieram jej tego tytułu, tego, że może być przydatna w wielu dziedzinach, ale pisząc, że bez EGZAMINU z matematyki ludzie wrócą do epoki kamienia łupanego, zamykacie się w bańce ograniczonego myślenia.
Prawda. Nasz system to skansen 19 wieku. Brak profilowania nauki pod ucznia, wyboru przedmiotów i ich poziomu nauczania. Jedna ścieżka rozwoju dla wszystkich jakby to było stado baranów.
Zgadzam się z tobą
Racja
Problem jest taki że większość ludzi to idioci, którzy nigdy nie myślą o przyszłości. Jako jednostka możesz uważać że powinniśmy dać im być idiotami w spokoju. Jako członek społeczeństwa trzeba jednak zauważyć że zwiększanie się liczby takich osób może mieć poważny wpływ na gospodarkę
Idiota nadal będzie idiotą bez względu na to czy napisze pozytywnie egzamin z matematyki czy nie. Ileż znam osób, które są na studiach i nadal nie wiedzą właściwie po co tam są i dlaczego akurat na tym kierunku, a wiedza potrzebna do zdania matury wyparowała wraz z oddaniem arkusza. Jednocześnie są osoby które nigdy nawet nie podchodziły do tego egzaminu, jak na przykład absolwenci szkół zawodowych, a ich rola w gospodarce nie podlega dyskusji. Studiować powinny osoby, które właśnie mają na siebie pomysł i mogą faktycznie coś wnieść do społeczeństwa. Co za różnica czy masz średnie z maturą czy bez, lub kończysz właśnie licencjat, jeśli nadal masz wiedzę wystarczającą jedynie do kopania rowów?
Matematykę w polskich szkolach uczy sie jak kazdy inny przedmiot, kiedy jest to dziedzina wyjatkowa. Uczenie sie pamieciowe matematyki jest durne, a tak właśnie nas uczą. Uczniowie nie rozumieją o co w niej chodzi bo sie na pamiec ucza wzorow itd zamiast rozwijać logiczne myślenie. Ja taki błąd w nauczaniu zauważyłem, ale pewnie jest jeszcze milion innych.
Podstawa z matematyki jest w miarę łatwa. Wystarczy ogarnąć w miarę dobrze funkcje, potęgi, pierwiastki, geometrie i pewnie już mamy 50-60%. Określenia typu "nielogiczne", "niepraktyczne" itp bardziej można przypiąć do rozszerzenia, bo tam jest na co narzekać. Dodam że piszę to ktoś kto od kilku lat poprawia zagrożenia z matmy.
podejrzewam, że przy tym poprawianiu nauczyłeś sie więcej jak przez okres normalnej nauki xd
To że system nauczania trzeba zmienić każdy wie, co do matematyki jest ona łatwa jeśli tylko nauczyciel dobrze tłumaczy, niestety większość nauczycieli nie tłumaczy, ale prowadzi lekcje i myślą że uczą :)
Jest łatwa jeśli nauczyciel ci jej nie obrzydzi, Bo wtedy chętnie się jej uczysz. I nie. Nauczyciele są tylko pomocą. Uczeń ma się uczyć sam. To że nauczyciel nie jest w stanie, tak ci wyłożyć matmy, byś nie musiał/musiała uczyć się w domu to nie jego wina. Matematyka jest abstrakcyjna.
Gdyby uczniowie się uczyli i ćwiczyli zamiast sięgać do ściąg i internetu to by wszyscy zdali bez problemu.
Po trzech latach nauki w liceum na próbnej maturze z matematyki miałam 16%. Poszłam na korepetycje, 2 miesiące i uzyskałam 64% na maturze. Proste podsumowanie poziomu matmy w polskiej szkole...
Z podstawy?
Tak
Jeżeli nie potrafisz sama ogarnąć materiału do matury z matmy na poziomie liceum to sorry ale na studia to ty się nie nadajesz. XD problem miałabyś nawet z prostą logika
Mateusz Gołdyn Myślę, że mimo wszystko się nadaje bo studiuje i zaliczyłam logikę na 3,5. Od zawsze miałam problemy z matmą, już od podstawówki nienawidziłam tego przedmiotu i nigdy nie zrozumiałam po co mi to (nie mówię o przydatnej życiowo wiedzy jak sobie coś policzyć bo teraz rozumiem, że to się przydaje). Myśle, że to była kwestia mojego podejścia, nie pracowałam tak ciężko jak powinnam. Ale z drugiej strony przez całą moja edukację nie spotkałam też odpowiedniego nauczyciela, dzięki któremu miałabym szansę to polubić.
Nie wszyscy chcą przyjąć to do wiadomości, ale zdanie matury i pójście na studia de facto nie jest obowiązkowe.
Kto niby tego nie chce przyjąć?
@@jakubs6793 NIK?
@A Polonesa - Kasia W. Co to znaczy? Dostanie się na wybrane studia jest uzależnione od wyniku, więc jeśli "wyniki zamknęły Pani furtkę", to nie mogła Pani "spokojnie dostać się na wymarzony kierunek". To się wyklucza. :)
@@abcinpg6769 Jeśli ten poziom jest tak żałosny, to jaki problem zdać egzamin?
@@abcinpg6769 jeśli chce się uzyskać wyższy tytuł,to wypada znać absolutne podstawy matematyki,bo to wstyd nie zdać tak prostego egzaminu, na którym można korzystać z karty wzorów i kalkulatora. Jeśli ktoś nie potrafi nawet czegoś takiego napisać na 30% to jasne jest,że nie zasługuje na wyższy tytuł, który ma świadczyć o byciu wykształconym człowiekiem.
Z mojego doświadczenia wynika, że problem w nauce matematyki leży w głównej mierze w tym, jak do tej nauki podchodzą nauczyciele i uczniowie w szkole podstawowej. Zdecydowana większość osób, które miałem okazję uczyć do matury, a było ich już całkiem sporo, nie miała problemu z materiałem szkoły średniej, byli w stanie się tego nauczyć, bo naprawdę nie jest to trudne, ani nie jest tego dużo (szczególnie jeśli chodzi o program podstawowy). Głównym problemem były braki, które mieli z wcześniejszych etapów edukacji - operacje na ułamkach, redukcja wyrazów podobnych, przekształcanie wzorów, dostrzeganie zależności między poszczególnymi liczbami, niezrozumienia czym jest funkcja. Po naprawie tych rzeczy, żadna z osób, które uczyłem nie miała najmniejszego problemu z matematyką, co więcej duże grono matematykę polubiło, bo przestała być już czarną magią i kuciem na blachę regułek. Matematyka jest piękna, logiczna i w dużej mierze prosta (oczywiście mówię o etapie szkolnym, który każdy uczeń musi zaliczyć, studia to inna sprawa) i grzechem byłoby jeszcze większe bagatelizowanie tego przedmiotu. Jednak problem w systemie edukacji jest ogromny jeśli chodzi o naukę matematyki, ale oczywiście nikt się nad tym nie pochyla przy okazji tej dyskusji, zamiast rozwiązać problem, NIK chce go zamieść pod dywan i udawać, że go nie ma. Smutne że ludzie, którzy teoretycznie powinni wiedzieć najlepiej co zrobić i jak coś naprawiać, pokazują że nie mają bladego pojęcia w czym leży problem i nie mają chęci go naprawiać.
U mnie zawsze na lekcjach z tych podręczników robiło się ze 3 przykłady obliczeniowe z pierwszego(+3 w domu), 3 obliczeniowe z drugiego(+3 w domu), jedno z treścią łatwiejsze(ze 1, 2 w domu) a potem cyk te trudne, żeby był czas na rozrysowanie i rozpisanie ich na tablicy.
A jeszcze gdzieś na pierwszych 10-15 minutach trzeba było zrobić xD
Ja tam z takim tempem nie miałem problemu i czekałem kiedy w końcu te trudne zadania będą, bo z kolegą klasy mieliśmy w nie 'zawody'
A ja po latach stwierdzam, że oceny na egzaminach mają się nijak do tego jak człowiek myśli i co robi po skończonej edukacji. Może i do pewnego sposobu myślenia się dorasta sam nie wiem. Cytując jednego nauczyciela że szkoły "Bardzo dobrze. 3+". Np obecnie w technikach informatycznych lekcji fizyki jest skandalicznie mało. Tylko w jednej klasie jedna godzina w tygodniu. Natomiast lekcji religii orzec cały okres kształcenia po 2h w tygodniu. A powinno być odwrotnie.
Od razu zlikwidujmy szkoły. Nie ma przyczyny nie ma problemu.
W stu procentach się z Panem zgadzam👍👍👍 Pozdrowienia z Dolnych Łużyc☺
Ja nie rozumiem, co oni kombinują z tą matematyką... Kilka tygodni temu nasza nauczycielka pokazała nam, że dzieciaki, które przyjdą w następnym roku do szkoły średniej w podstawie będą mieli to, co my mamy teraz w rozszerzeniu (mniej więcej), a rozszerzenie będzie zawierało w sobie kilka tematów ze studiów.... A teraz chcą zlikwidować maturę z matmy... To jest chore...
Sam proces nauczania, jak dla mnie był źle zbalansowany... na początku edukacji w podstawówce moim zdaniem program leciał za wolno i się rozdrabniał... w gimnazjum nie było zbyt wiele nowych rzeczy.... tzn może coś tam było, ale równie dobrze część z tego mogło się pojawić, jak dla mnie, w podstawówce... natomiast w technikum, program leci trochę zbyt szybko.... tzn jest się w stanie nauczyć zagadnienia w określonym przedziale godzin...ale potem przechodzisz do następnego, odrębnego działu i kompletnie zapominasz co było w poprzednim... Brakuje przypominania zadań, mieszania zadań... Tak, żeby utrwalać metody rozwiązywania z poprzednich działów..
To jest moje subiektywne odczucie... Jak dla mnie lekcje matematyki powinny być podzielone na grupy - podstawę i zaawansowanych... Może się to wydać bolesny podział, ale tak by było lepiej.... Uczniowie, którzy mają ambicje mogli by iść do przodu, a nie zwalniać kroku, aby ci, którzy np: nie chcą się uczyć mogli dogonić tych lepszych.... Rozumiem, że nie każdy rozumie matematykę, więc chociaż miałby szanse się przygotować do matury z podstawy na spokojnie, gdzie nauczyciel poświęcałby więcej uwagi tego typu zadaniom... Natomiast ci, którzy łapią matematykę o wiele szybciej mieli by szansę zrobić więcej trudniejszych zadań lub iść o krok do przodu....
Nie bardzo rozumiem co masz na myśli mówiąc, że zapomina się tego co było w poprzednim dziale. Większość działów bazuje jeden na drugim, wielomiany na funkcji kwadratowej i liniowej, analiza matematyczna na ciągach, funkcji wymiernej, wielomianowej itd itd.
@@MrScorpion888x Em... tak są niektóre działy, które faktycznie się zazębiają... Ale kiedy z trygonometrii skakało się do planimetrii, która była podzielona na jakieś 2 części, a potem do logarytmów, żeby potem znowu dokończyć planimetrię, przebrnąć przez geometrię analityczną i zwieńczyć rok szkolny rachunkiem różniczkowym to we łbie potrafi się trochę namieszać.... Niestety nie wszędzie występują zadania, które łączą w sobie kilka zagadnień... To przy tych logarytmach, czy geometrii analitycznej, bez przypomnienia, nie pamiętało się w 100% jak rozwiązać zadanie z radianami. Szczególnie jak musiało się pamiętać o 30 innych przedmiotach i egzaminie zawodowym :/ niestety w technikum nauka do matury (taka z prawdziwego zdarzenia) to zaledwie 1 semestr.. :/
Mam nadzieję, że teraz rozjaśniłam nieco o co mi chodziło ;)
PS: Chyba w szkole średniej nie ma analizy matematycznej... Poszukałam odrobinę w internecie, co to jest i czy to nie jest jakieś inne określenie na to co znam, ale widzę, że występują tam także całki, a całek na pewno nie ma w szkole średniej. Fajnie jest się dowiedzieć o istnieniu czegoś takiego i wiedzieć, że to czego się teraz uczę ma sens xD
@@Lenessis no to po prostu u was w szkole korzystacie albo ze słabego podręcznika albo macie słabego nauczyciela, bo u nas to było sensownie poukładane. Analiza matematyczna w liceum jest, a właściwie wstęp do niej, bo taka prawdziwa to jest raczej na studiach. W liceum z analizy masz granice funkcji, pochodne, ekstrema funkcji, szereg geometryczny, zadania optymalizacyjne (to zadanie zawsze jest ostatnim na maturze za 7 pkt) No i jestem wstanie zrozumieć, że w techinkum to inaczej wygląda. Po prostu nie ma czasu.
Niestety podział na grupy zaawansowane i podstawowe jest nierealny do wyegzekwowania, ponieważ nie ma nauczycieli (głównie z powodu okropnych zarobków w propocji do włożonej pracy)
Gdyby nie Krystian Karczyński to jakby wyglądały politechniki ?!
Ale fakt faktem, kiedy ja chodziłem do szkoły podstawowej czy później średniej, w klasie 30 osobowej były może 3 osoby, które aktywnie uczestniczyły na zajęciach z matematyki, reszta dostała komunikat, który słyszy człowiek na każdej uczelni czy w szkole : „ te rzeczy powinniście znać z podstawówki!…” i po takich słowach 98%klasy przestawało skupiać się na materiale. Wiec wyjścia były dwa, albo korepetycje albo niestety.
Matematyka przynosiła mi dużo satysfakcji. Satysfakcji wynikającej z samodzielnego dotarcia do prawidłowego wyniku. W średniej szkole zostało to we mnie skutecznie zabite
A na studiach technicznych kosztowało mnie to mnóstwo zarwanych nocek przed sesjami czy zajęciami, w których to nockach nadrabiałem braki ze szkoły średniej, aby podjąć się liczenia materiału z uczelni wyższej.
Reasumując, Matematyka jest super pod warunkiem, ze nie mamy braków, bo te ciągną się za nami później do końca edukacji, a szkoły nie powinny nam takich braków sponsorować. Uniknąć tego faktycznie można, gdyby dopasowywać poziom nauczania do uczniów, a nie do podręcznika z którego kazano edukować.
Najlepszym rozwiązaniem kwestii obowiązkowej edukacji jest jej zniesienie.
Ludzie, którzy będą wyrażać chęci nauki pisania, czytania, matematyki etc. będą mieć dzięki temu gwarant stabilnego zatrudnienia przez niepiśmienną część społeczeństwa :)
Nie wiem, czy to nie żart albo bait, ale jeśli nie to to są największe bzdury jakie w życiu słyszałem :))
@@mateuszejsmont159 Jakie bzdury, zwykłe wytwarzanie popytu i podaży.
Nie wierzę w to, że każdy powinien umieć pisać i czytać - jeżeli masz dostęp do internetu (a masz lol) to na pewno jesteś w stanie przypomnieć sobie całą masę przykładów ludzi, którzy takich umiejętności mieć nie powinni.
To ja, jako ścisłowiec, poproszę brak egzaminu z historii i j. polskiego. 😊
historii? ?
@@Dratefka tak - bezsensowna i nielogiczna pamięciówka.
@@Dratefka ale miałem na myśli cośinnego - "ja jako humanista nie chcę pisać matematyki, WYCOFAĆ!". Dobrze, to ja, jako ścisłowiec, nie będę pisał historii i języka polskiego. Dlaczego ktoś inny ma mieć w życiu łatwiej?
Aspołeczny Introwertyk haha, bezsensowna pamieciowka, no to ja tak samo powiem o matematyce i fizyce, miej wzgląd na innego człowieka i to, że jeśli jest słaby z matematyki to nie znaczy, że jest debilem, z innych przedmiotów jest po prostu lepszy. A i historii nie ma obowiązkowej więc nie wiem co za problem.
@@Kangurek-Kao jeżeli ktoś mówi, że matematyka jest bezsensowną pamięcióką, to znaczy że nie potrafi myśleć logicznie. Jak niby masz zamiar uczyć się matematyki na pamięć? Bo nie rozumiem - np. układy równań. Że niby zakujesz nieskończoność przykładów? No nie da się tak. Musisz pomyśleć dlaczego rozwiązuje się je tak a nie inaczej, skąd to się bierze, itd. NIE DA SIĘ UCZYĆ MATMY NA PAMIĘĆ! Chyba że wzory w geometrii, czy coś, to tak.
jak ja miałem matematykę w liceum to miałem ją w jednym dniu 5 godzin lekcyjnych polecam po 2 godzinach potem każdy siedział by siedzieć
XD
To ja chyba należę do tej małej grupy osób które "trafiły" na porządnego nauczyciela. Praktycznie zawsze "moja" nauczycielka jak zaczynamy coś nowego stara się to robić "na swój sposób". I w porównaniu do tego co pokazuje podręcznik MOIM ZDANIEM robi to o wiele lepiej.
Gdybym miał ucząc się korzystać wyłącznie z podręcznika to lekko mówiąc raczej byłoby źle.
I pomyśleć, że w 2004 roku kiedy zdawalem maturę (jeszcze starą), w tym pisemną matematykę (jeszcze nieobowiązkową), to były zadania z przebiegu zmienności funkcji, prawdopodobieństwa i geometrii analitycznej. 5h na zrobienie, wychodziło tego z 5 stron A4... Brak kalkulatorów, zadań ABCD, dostawalo się pustą kartkę. I ludzie umieli się nauczyć i zdać na 5. A teraz? Zadania pokroju która z tych liczb to miejsce zerowe funkcji y=ax+b. Nawet nic liczyc nie trzeba! Metodą wykluczania da się odrzucić większość niepoprawnych odpowiedzi! I ludzie na 30% nie są w stanie NASTRZELAĆ :/ Pomijam fakt, że edukacja nawet wtedy idealna nie była i wiele zależało od podejścia konkretnego nauczyciela, no ale żeby aż tak poziom poleciał w dół? Ech, teraz to nie ma czasów 😉
Uważam, że lekcje matematyki w szkołach powinny być dzielone na grupy względem zaawansowania.
o ile dobrze pamietam byłem pierwszym albo jednym z pierwszych roczników kiedy matura z matematyki była obowiązkowa, uzyskałem dobry wynik. Rok później poziom takk drastycznie spadł, że pomimo rocznej przerwy od jakichkolwiek ćwiczeń matematycznych uzyskałbym bardzo dobry wynik. Ogólna zdawalność była na poziomie 90% w mojej szkole. Uważam, że poprostu jest albo więcej humanistów w tym pokoleniu albo się zwyczajnie nie nauczyli, albo to są najzwyklejsi de#$@!. Swojego czasu krążyły po internecie memy typu "i tak minął kolejny dzień bez konieczności korzystania ze wzorów skróconego mnożenia". Serio? 3 wzory (dla poziomu podstawowego) jest tak ciężko zapamiętać, które można rozpisać sobie w nie więcej niż 20 sekund? Ten wpis nie ma na celu obrażanie nikogo, być może przez te 8 lat edukacja diametralnie się zmieniła, ale młodzież sama w sobie również nie jest bez winy
DiabelnikPL no popatrz, a jednak wzor sie nie przydaje. Wiec po co to nam?
Popis genialnych umysłów ścisłych w komentarzach którzy uważają się za osoby wybitnie uzdolnione i myślące nieszablonowo, a nie potrafią przeczytać jednego zdania ze zrozumieniem. XD "NIK wnioskuje o zawieszenie obowiązkowego egzaminu maturalnego z matematyki, bo jakoś nauczania tego przedmiotu jest fatalna." nic tu nie ma o uczniach za to jest o słabych nauczycielach. Jestem podobno w jednej z lepszych szkół w mieście, a jedyne co nauczyciel z matematyki potrafi zrobić w trakcie lekcji to zadać pare arkuszy do domu. Taki rodzaj nauczyciela nie jest niechlubnym wyjątkiem w naszym kraju, w większości to norma. Nauczyciele nie potrafią przekazać najprostszych rzeczy i zadają multum pracy domowej, co przy planie lekcji od 8.00 do 15.00 daje praktycznie zero czasu dla siebie, na rozwijania jakichś zainteresowań, pasji i tutaj większość albo odpuszcza szkołę i rozwija własne zainteresowania, bądź po prostu nic nie robią, a niektórzy ślęczą całe dnie przy pracach domowych by mieć dobre oceny. Abstrahując od tego czy matematyka jest dobrze bądź źle nauczana, to matematyka w takiej formie nie powinna być na maturze. Co gorsze to nie problem tylko matematyki bo na prawie każdym egzaminie maturalnym jest test, czyli 4 odpowiedzi do wyboru w których można zaznaczać na ślepo. To ma być poważny egzamin. xD
Całe życie miałem dwóję z matematyki. W sumie na własne życzenie, ale nie o to chodzi. A do matury podszedłem rok po zakończeniu liceum, bez żadnych dodatkowych przygotowań. Nie uczyłem się w ogóle.
Zaliczyłem na 40%, a nie zrobiłem połowy zadań otwartych, bo mi się nie chciało...
Jeśli ktokolwiek jest w stanie nie zdać matury z matematyki, wnioski nasuwają się same.
Do lasu i na drzewo, żeby dokończyć proces ewolucji!
Idiota
W tym roku piszę maturę, na matematyce uczymy się działów których na maturze nie ma, zestawy zaczęliśmy przerabiać 1,5 miesiąca przed maturą, z 31 osobowej klasy próbne matury zdaje od 7 do 12 osób w zależności od trudności zadań i gdyby nie korki na których przerabiam materiał stricte pod maturę żadnej próbnej bym nie zdała. Zawieszenie matury z matematyki niczego nie naprawi jeśli system nauczania się nie zmieni. I dzięki Bogu, że już kończę szkołę bo tam na prawdę można zwariować ;)
Rozszerzona czy podstawowa ;D?
@@sleyt6 podstawa
Żeby zdać matematykę wystarczy umieć korzystać z karty wzorów. Wszystkie zadania zamknięte da się rozwiązać podstawiając liczby do wzorów które nie tylko tam są, ale są też wytłumaczone. Jeśli ktoś po 3 latach rozwiązywania zadań na lekcjach, nie umie nawet otworzyć karty wzorów i z niej skorzystać, to brakuje mu podstawowych umiejętności logicznego myślenia i w ogóle do matury nie powinien podchodzić.
W podstawówce i gimnazjum z matematyki radziłem sobie bardzo dobrze. Najlepszej w szkole a nawet w powiacie. Zmiana nauczyciela w gimnazjum doprowadziła mnie z poziomu ocen 5/6 do 2/3, a następnie 2 na koniec liceum. Trochę to zabawne, bo uważam że predyspozycje do nauki miałem bardzo dobre, ale pozniejsi naucxyciele mieli tendencję do prób przerabiania materiału jak leci, byle najszybciej, żeby zdążyć z programem. Osobiście wolałem spędzać nad czymś dużo czasu i robić coś może w odstającym tempie, ale ponadprzeciętnie dobrze. W liceum na lekcjach w sumie jedynie przepisywałem i to często nie wszystko, bo tempo było narzucane przez kilka osób pracujących najszybciej. Gdy przy tablicy ktoś czegoś nie umiał to był krytykowany i odsyłany do ławki żeby nie marnować czasu. Minus czy inna jedynka zamiast wytłumaczenia i dostosowania tempa.
Niestety edukacja w tym kraju nie przewiduje indywidualnych możliwości. W sumie nawet na studiach jest podobnie, w wyniku czego projekty na które mogłem poświęcić tyle czasu ile moim zdaniem wymagały praktycznie zawsze oceniane miałem na 5, a kolokwia dodawalem z połową zadań nierozpoczętą :/
Znaczy żeby nie było, że zdaniem matury z matematyki nie miałem problemu, żeby zdać podstawę na tę 30% wystarczą informacje z karty wzorów.
Myślisz że nauczyciel nie jest rozliczany z podstawy programowej? Miej pretensje do systemu. Sam nauczyciel też nie musi być bez winy, ale skoro Twoim problemem był tylko brak czasu to mogłeś robić w swoim tempie w domu.
Ja miałem tak z matematyką że nienawidziłem klepania wzorów, a sprawdziany mnie deprymowały i bardzo trudno było mi skupić się na zadaniu. Dwa razy trudniejsze rzeczy bez stresu sprawdzianu robiłem znacznie szybciej i poprawniej.
No ale tego chyba żadna adukacja nie uwzględnia.
A gdy nauczyciel ślepo patrzy tylko na wynik a metoda nic nie znaczy to masz przechlapane i nie zdane.
@@Cobra206 Jeden nauczyciel potrafi w tym czasie nauczyć, inny nie, więc jest to w dużej mierze zależne od nich.
A co do domu - dom jest od czasu wolnego a nie od nauki, pracy nikt nikomu do domu nie karze zabierać, uczeń po wyjściu ze szkoły nie powinien być już zmuszany do dodatkowej pracy nad treściami które powinny być realizowane na zajęciach. Podstawa nauczania w każdym cywilizowanym kraju.
Zgadzam się w stu procentach. W domu wykonuję wiele zadań z matematyki te łatwiejsze i trudniejsze i sprawia mi to przyjemność lecz matma w szkole to dramat, z podręcznika to jedynie co można zrobić to wybrać kilka z kilkudziesięciu zadań a reszt na opał bo tak bezwartościowe zadania, treść w podręczniku jest czasami nawet trudna dla mojego korepetytora(emerytowany nauczyciel), nauczycielka w szkole się stara ale ma od groma materiałów i oczywiście sprawdziany też takie obszerne muszą być więc a aby wyrobić się chociaż z taką ilością zadań na 4 to już jest sukces. Ja jeszcze idę rozwiązaniami jakie ustalono dla techników 4 letnich, sam pomysł wyjebania fizyki z nauczania dalej
, po 1roku to był "idealny" pomysł bo tak muszę zrywać noce by maturę za rok na poziomie rozszerzonym dobrze napisać.
Yolo- O czym ty piszesz? Znaczna czesc młodzieży nie zna tabliczki mnożenia.
Jako starszy kolega powiem, ucz się wzorów na pamięć lub je wyprowadzaj! na studiach przynajmniej na pp nie można korzystać z kart wzorów, nie marnuj czasu, a i pochodne ćwicz i najlepiej ze zbiorów zadań studenckich
Niestety muszę się zgodzić. Pamiętam w Liceum nauczyciel co roku był zmieniany... Na 37 osób było dwóch tak zwanych "kujonów" Każdy z nauczycieli tłumacząc nowy temat kierował przekaz wiedzy w ich kierunku, odpowiadając na ich pytania a dlaczego tak, co to itp.. Nie patrząc że 3/4 klasy nie rozumie w ogóle o co w tym nowym temacie chodzi.. Bardzo często zdarzało się że gdy ktoś z uczniów (mniej kumatych) podnosił rękę aby się spytać, poprosić o wyjaśnienia był albo olewany przez nauczyciela albo przez lepszych uczniów wyśmiewany... Następnie z pozoru prosty temat stawał się dla większości problemem... problemem co ciekawe który nauczyciel mógł rozwiązać w kilkanaście minut, skupiając się na tych osobach które tego nie rozumieją..
Kolejną kwestią było że nauczyciel twierdził że musimy przerobić materiał i jak ktoś nie rozumie to zaprasza na zajęcia po lekcjach.. które moim zdaniem już jak są to powinny być dostosowywane do grupy najsłabszych uczniów a nie jak to miało przykład przychodzi kilku uczniów chcących zrozumieć dane zagadnienie.. i przychodzą najlepsi uczniowie i poziom nauczania jest dostosowany do ich poziomu..;/ :)
Przypomina mi się tez praktykowana przez jednego nauczyciela praktyka.. Nauczyciel wiedział że 3/4 klasy nie ogarnia tematu a mimo to robił ciągle niezapowiedziane kartkówki .. wiedząc że posypią się jedynki.. i to według niego miało być jako motywacją do dalszej nauki.. :) a w gruncie rzeczy przyczyniało się do podwyższania ocen jego ulubieńcom :)
Tak was boli matematyka. A uczcie się na blachę wszystkich postaci literackich, ideologii, dat i tego o co ku* chodzi autorowi, lektur które obrzydły mi czytanie książek na długie lata. To to spoko bo to można zakuć zdać zapomnieć. Brawo wy eeh.
Najlepiej byłoby móc samemu wybrać sobie co chce się zdawać na maturze a nie narzucać na siłę matematyki czy polskiego
Najlepiej zeby lemingi nie musialy chodzic do zzkoly
To tylko towje zdanie. Zrozum, że ludzie są różni. Jednym łatwiej wchodzi matma, innym polski czy chemia. Każdy powinien mieć wybór co chce zdawać. I wcale nie bronie tu humanistów czy coś. Sam matme dobrze zdałem i rozumiem twój stosunek do polskiego, ale wyobraź sobie że ktoś może właśnie taki stosunek mieć do matmy.
Nie ma znaczenia czy cos sie lubi czy nie. W zyciu nikt nie pyta czy sie czegos lubi. Kazdy Polak powinien sie uczyc polskiego, historii i matematyki. Wybierac to sobie mozna religie czy muzyke. Kazdy kto nie uczy sie historii i polskiego jest spolecznie niepotrzebnym, uspionym parabytem. Domyslam sie ze taki wlasnie jest autor komentarza, a skoro nie utozsamia sie Polskoscia i historia to powinien zamieszkac w kraju o ktorym marzy.
@@niemamnicku1359 XDDD
Jestem tegoroczną maturzystką i zgadzam się, że nauczanie matematyki jest fatalne. Ilość materiału (rozszerzenie) jest zbyt duża na taka ilość godzin a w mojej szkole jest to 6 lub 7 godzin tygodniowo. Dużym problemem jest także to, że wtłaczane są do naszych głów schematy tylko po to żebyśmy dobrze napisali mature, a nasze myślenie twórcze jest przez to ograniczone. Jestem zdania, że matura podstawowa jest łatwa i da się do niej przygotować, jednak egzamin rozszerzony nie jest do zrobienia przez 3h nawet przez egzaminatorów. Pozdrawiam
xD
@Adsas Fadsdas Dr hab. SZYMON WĄSOWICZ
miał problem ze zrobieniem zadań z matury w 3 godziny. Jestem Ciekaw w jaki sposób zrobiłeś tak obszerną maturę w godzinę zegarową ;) Szczególnie wymagające rachunkowo zadanie z geometrii analitycznej oraz podzielności.
Masz wiele szczęścia, że nauczyciel Ci "wbijał schematy do głowy" żebyś zdała maturę. Wielu nauczycieli w ogóle nie obchodzi, czy uczniowie znają formuły zadań i sposoby rozwiązań ... Gdzie w matematyce jest miejsce na twórcze myślenie? Masz takie zdolności, żeby dokonywać odkryć matematycznych, czy chcesz po prostu dywagować nad tym, czy 2+2=4?
Maturę ogólnie moim zdaniem trzeba zlikwidować, powinny być egzaminy wstępne na studia.
Ktoś chce studiować polonistykę (nie śmiejcie się, są ludzie, którzy lubią poezję, wiersze itd. chcą poznać tajniki języka, a przecież studia przede wszystkim powinniśmy wybierać na zasadzie tego, co lubimy robić. Inaczej będziemy się męczyć całe studia, a może nawet i życie). I taka osoba musi poświęcić czas na zakuwanie matmy, zamiast lepiej przygotować się do egzaminu z j.polskiego.
Albo ktoś chce studiować fizykę. No to może, zamiast uczyć się pisać długie wypracowania i to, kiedy i gdzie trzeba stawiać przecinki, myślniki, kiedy pisać "ó" a nie "u" itd. niech poświęci czas na naukę właśnie matematyki i fizyki?
Ja ukończyłem prawo, chemię oraz biologię. No za cholerę mi tam angielski nie był potrzebny. Już prędzej łacina.
Od polonisty wymagam, aby poprawnie używał języka i nauczał, jak się go używać powinno, a nie tego, aby mi wyliczył "wzór" na bombę atomową. Podobnie od fizyka, wymagam, aby mi stworzył tą bombę atomową, a nie tego, by mi ładne wypracowanie napisał pt. "martyrologia w prozie Adama Mickiewicza" :P
Osoba która chce zdawać na polonistykę musi się uczyć do matury podstawowej z polskiego tak jak i do matematyki. ALE też do matury rozszerzonej z polskiego. Można by rzec, że polski zabiera czas na matematykę. Matura z matematyki nic nie zabiera, wszyscy ją piszą.
Liceum ogólnokształcące z nazwy powinno kształcić we wszystkich kierunkach. Od sprecyzowanej edukacji jest zawodówka.
dokladnie tak, glownym , najwiekszym bledem jednej z reform pl edukacji to likwidacja egzaminow wstepnych na jakas ujednolicona , kija mowiaca mature. to uczelnia powinna sobie wybierac ludzi ktorych przyjmuje, to uczelnia wie lepiej czy na kierunku ktory chce sie do nich dostac powinienem znac wzor na bombe atomowa czy martyrologie mickiewicza a jezeli uczelnia uzna ze che takich co znaja to i to to ok, ich sprawa, ja albo spelniam ich oczekiwania/wymogi albo nie.
@@unnamedunknown8852 Jeśli uczelnia chce żebyś znał wzór na bombę to bierze pod uwagę wyniki matury z fizyki, jeśli martyrologię to wyniki z polskiego.
Jak nie pisałeś z czegoś, co cni biorą pod uwagę, to nie spełniasz wymogów i tyle.
@@ja1111112 generalnie tak ale nie dokonca gdyz wyniki z matury nie wiele mowia o faktycznym stanie mojej wiedzy, jedynie o tym jak przygotowalem sie do matury np z polskiego a nie jaka faktycznie jest moja wiedza z polskiego. np gdy ja zdawalem lata temu egzamin wstepny z historii to byly tam pytania ktorych za chiny ludowe nie odpowiedzial bym gdyby nie moja indywidualna, prywatna pasja wiedzy, w podreczniki ktore mialem nawet nie ocieraly sie o niektore zagadnienia, natomiast byly wypelnione wiedza pod kontem pytan maturalnych.
idac twoja filozofia piszac rozszezony pl musisz zabrac czas z czego? z matmy ale matme tez musisz ogarnac z czego zabierzesz? jak nic nie zabiera? chyba jestes polonista skoro nie wiesz ze nie ma nic z niczego. innymi slowy jezeli jestes polonista bez matmy na maturze to ja olewasz, zdajesz na minimum i kij ale nie teraz bo jezeli bedzie 15tu na 1 miejsce na polonistyce i tych 15u bedzie mialo 90% z rozszezonego pl to jak wyciac ta 5tke? patrzac na inne przedmioty np matme. jasne wszyscy wiedza ze to bez sensu no ale trzeba wyciac tych 5ciu. natomiast za czasow egzaminow na studia wycinano ich poprzez trudnosc egzaminu z pl. ergo brano najlepszych polonistow a nie polonistow z ok matematyka... reasumujac. kiedys przynajmniej w teorii egzaminy na studia mialy weryfikowac wiedze kandydata z danych dyscyplin (to jaki poziom tej wiedzy akceptowano to inna nie wazna tu sprawa) natomiast bez tych egzaminow, mamy tylko wyniki z matury a one co najwyzej mowia o przygotowaniu do matury, o przygotowaniu sie ucznia do zdania matury. podobny mechanizm panuje w wolnym rynku- daj swobode uczniowi/przedsiembiorcy a z czasem sam sie zweryfikuje, wykaze.
Zacny łoś - Czyli matura z matematyki zabierasz czas wszystkim, bo wszyscy muszą się jej uczyć. A mogłyby tylko wybrane osoby, którym to potrzebne.
"Liceum ogólnokształcące z nazwy powinno kształcić we wszystkich kierunkach. Od sprecyzowanej edukacji jest zawodówka."
-I się uczysz. Masz później z tego ocenę na świadectwie. I to świadectwo jest wyznacznikiem, czy posiadasz wykształcenie średnie, a nie matura. Matura praktycznie nic nie odzwierciedla. I później jest, że ludzie z kierunku wypadają, bo myśleli, że jak maturę z matmy napisali na 80%, to fizyka kwantowa czy molekularna to będzie pestka . Gdyby zamiast matury pisali egzamin na uczelni ułożony przez wykładowców tego kierunku, to by każdy miał większą świadomość, co go czeka na danym kierunku i co musi umieć. A uczelnia miałaby lepszy zasób studentów.
Matematyka w szkole podstawowej, gimnazjum i technikum to był istny koszmar dla mnie , dopiero na studiach profesorowie pokazali mi w zrozumiały sposób jak się jej użyć i używać.
Fajnie. Tym samym możemy znieść wszystkie egzaminy. Oraz przedmioty, ponieważ są za trudne. NIK stwierdził przeludnienie klas? Zadziwiające. Czyli wg NIK niech klasy dalej liczą 40 osób a nauczanie będzie fatalne. Po prostu niczego nie wymagajmy.
Matematyka to rozwiązywanie problemów. Nie można się jej wyuczyć na pamięć jak, np. dat z historii. Stąd też cały problem. Nauczyciele nie potrafią przekazać praktycznej wiedzy jak rozwiązywać problemy. Rozwiązanie kilku przykładów na tablicy nie jest wystarczające dla wszystkich uczniów żeby potem mogli samodzielnie rozwiązywać zadania. Podobnie sytuacja wygląda z innymi przedmiotami ścisłymi, jak np. fizyka. Z drugiej strony nie można całej winy zwalać na nauczycieli, bo uczniowie też muszą włożyć chociaż minimum wysiłku żeby się czegoś nauczyć, a nie trudno się domyślić że nie wszyscy się palą do tego żeby rozwiązywać zadania z matematyki.
Ja akurat zawsze byłem leniwy i nie lubiłem wkuwać na pamięć więc lubiłem matematykę bo szybko łapałem o co chodzi bo tam wszystko jest logiczne i dużo rzeczy da się wykombinować samemu.
Matematyka to przedmiot ścisły xd tam można się wszystkiego nauczyć na pamięć xd nie tak jak na historii xd gdzie trzeba opisać szereg powodów i wydarzeń przypisanych do różnych wojen xd a historia to nie tylko daty xd tak jak by co xd reszty mi się czytać nie chciało pany xd pozdro
Właśnie dlatego matematyka jest fajna, bo nie trzeba zakuwać, a jedynie nauczyć się rozwiązania danego problemu, co w większości przypadków jest schematyczne : P swoją drogą, to dzięki dobrym podręcznikom, stronom i poradnikom na yt nie trzeba bulić kupy kasy na korepetycje, dzisiaj na nie w moim mniemaniu idą skończone lenie albo bardzo niepordani ludzie, albo zwyczajnie dzieciaki zmuszone przez rodziców (z wyj. matematyki ze studiów). Czy to jest wyjście? Wątpię.
Oj, nie zgodzę się.
Historia jest jak najbardziej to wykucia, po za tym, jedno wynika z drugiego. To jeden wielki łańcuch.
Matematyka, teoretycznie też, ale ja, mimo nauki, nie jestem w stanie wyciągnąć się zbytnio ponad średnią. Nie mam ,,tego czegoś". Nie umiem myśleć matematycznie. I nigdy się tego nie nauczę, bo nie mogę. Mogę za to zakuć tak aby zdać maturę na 60%, czy 70% ale nigdy na 100%/90%. Po prostu niektórzy ludzie mają łatwość w chwytaniu matematyki, inni natomiast historii. To tak jak osoba która nie potrafi pisać wypracowań, ma słabą kreatywność. Może nauczyć się schematu, ale osoba o predyspozycji do pisania zawsze będzie lepsza.
Pomijając sam sposób i system nauczania, podejście do niego jest zupełnie odrealnione. Czemu ktoś fascynujący się dziennikarstwem ma uczyć się aparatów gębowych modliszki na biologii, czemu zapalony młody informatyk ma wykuwać z góry narzucone interpretacje Dziadów?
MrZnaczek Sam sposób realizacji sprawdzenia wiedzy nie jest najlepszy, to bez wątpienia. Mimo wszystko wydaje mi się że osoba która zdała maturę powinna mieć minimalną wiedzę na podstawowe dziedziny. Nie uważa Pan że trochę wstyd jak taki maturzysta nie wiedziałbym o czym jest Pan Tadeusz chociażby? Albo nie umiał obliczyć prawdopodobieństwa jaką kuleczkę wyjmie z pudełeczka? Nauczenie się tego wymaga odrobiny poświęcenia w postaci uczenia się wiedzy ogólnej. Ledwo zdaje z angielskiego, ale nie narzekam że o jej po co mam to pisać bo wiem, że mam reprezentować coś z sobą.
@@marmoz6598 Tak czy siak, gdyby tego nie było, takie pytania stały by się antykami. Z czasem stanie się to normalnością. Ja sam uważam, że każdego przedmiotu należy się uczyć, ale tylko do pewnego momentu. Przykładowo przez 2-3 lata, uwaga, *PODSTAWÓWKI*. Szkoła podstawowa właśnie ma wpiąć w nas podstawową wiedzę. Późnej to skupiamy się na konkretnych działach.
Tak swoją drogą, to "Pan Tadeusz" jest omawiany w podstawówce ;).
Samson aka Rozukee W podstawówce? Do jakiej podstawówki w takim razie chodziłeś? Ja tego nawet w gimnazjum nie miałem. Przecież tego nawet niema w podstawie programowej. I w związku z jakim tematem w szkole miałbym być Pan Tadeusz? Tam są tylko krótkie utwory i wiersze. Jest prolog i często jest to na pamięć (ja miałem zamiast tego stepy akermanskie zależy co nauczyciel wybierze) ale to przecież w gimnazjum jest. No dobra teraz nie ma gimnazjum racja ale omawianie całej Epopei narodowej z pewnością nie jest tym samy co nauczenie się jednego wierszyka na pamięć.
Pan Tadeusz jest omawiany w szkole średniej, a przynajmniej był do niedawna, bo z tego co kojarze to omawiać go mają ostatnie klasy podstawówki. Już widzę jak wskaźnik czytelnictwa poszybuje w najbliżysz latach...
Sarkastyczny Jan Jeśli tak naprawdę ma być to poziom nauczania w szkole staje się strasznie nie równomierny. Szczerze mówiąc nie wierzę w to że ktokolwiek mógłby wpaść na tak niedorzeczny pomysł. Jak już mówiłem w przedstawienie wyłącznie fragmentu (Inwokacja ) ma duży sens, ale omówienie całej powieści kompletnie mijałoby się z celem.
Na matematyce obecnie zamiast logicznego myślenia (to czego matematyka powinna nas uczyć) uczymy się reguł. To tak jakby byśmy byli programistami i używali gotowych kodów z internetu a następnie je wykorzystywali, zamiast (tak jak powinno być) zatrzymać się i zastanowić się nad każdym elementem kodu. Co dokładnie robimy? Jaki to ma skutek? Itd
będąc w technikum sam się uczyłem matematyki(z podstawowej 100%) widziałem jak moja nauczycielka "uczyła" do matematyki, nie uczyła matmy tylko sposobu rozwiązywania testu i patentów typu, macie takie zadanie i takie odpowiedzi, podstawiacie, jeśli wychodzą głupoty odrzucacie odpowiedź , w otwartych, macie takie i takie zadanie, otwieracie kartę wzorów na tej i na tej stronie przepisujecie ten wzór podstawiacie, koniec zadania.
Co do reformy, wszystkie reformy wyglądały tak samo, bierzemy stare tu to wywalimy tu dodamy, tego się nie da zrobić, bez tego co wywaliliśmy, ale to nic zostawiamy. Główne problemy z metodyką nauczania:
-Nauczanie przedszkolne i 1-3 z matematyki to żart
*nauczyciele nie są przygotowani, nie mają pojęcia czego uczą, dlaczego? bo nie są nauczycielami matematyki proste, jeśli mnie w 1 klasie podstawówki uczyła pani, która skończyła germanistykę, to ona nauczy mnie max podstaw rachunku i to jest koniec, 3 lata tego okresu są zmarnowane na uczenie podstaw, które można spokojnie poświęcić na to, żeby dziecko już rozpoczęło już materiał z 4, 5 czy nawet 6 klasy(nie mówię, że wszystko)
*dzieci, wykorzystują bardzo dobrze swoją inteligencję i to czego się uczą odnoszą, do tego co znają, ucząc matmy trzeba się odnosić więc do problemów jakie dziecko napotyka w życiu codziennym i to akurat jest jakoś wdrażane, ale czas idzie do przodu i trzeba tą problematykę aktualizować, kiedyś dziecko liczyło czy mu kasy na lizaka starczy, teraz płaci zbliżeniowo i się nie zastanawia czy ma kasę
*Kolejna sprawa to, że w krajach wschodu jak Korea czy Japonia, bardzo duży wpływ odgrywa technologia, tam w metodach nauczania wykorzystuje się sporo animacji, obrazów i dźwięków, dzieciaki uczą się wszystkimi zmysłami
*Mamy ogarniętą matmę i jest kolejny problem, przeciętnemu dziecku(i potem dorosłemu) wystarczy dodawanie, mnożenie, policzyć jakiś procent, może pole i to wszystko, ale jako społeczeństwo chcemy mieć jeszcze taki twór jak inżynierowie i mamy dziecko lat 8-10, które opanowało matmę w stopniu wystarczającym w dorosłym życiu, dobrze więc byłoby, gdyby zrobić płynne przejście do zaawansowanych rzeczy, rozwiązywania problemów abstrakcyjnych i to jest najtrudniejsze do zrobienia i tu leży problem całej naszej edukacji i tu zaczyna się dysproporcja, gdzie inteligentne dzieciaki takie jak ja w młodości, ogarniają dużo bardziej te abstrakcyjne twory, a cała reszta zwyczajnie odpada i oni opanowują jako tako ten materiał, ale oni zaczynają uczyć się schematów, gdy Ci inteligentni matematycznie ,myślą, a myślenie zawsze będzie lepsze od wykutych schematów, w 4 klasie, może nawet w 3 zaczyna się właśnie rozjazd, gdzie większość zaczyna mieć problem, który się później kumuluje do dość pokaźnych rozmiarów
*ale zauważamy kolejny problem, a jest nim spadek ogólnie poziomu, otóż ktoś zauważył, że hej mamy problem z średnimi wynikami z matmy, niestety nie zauważył tych problemów na etapie edukacji do 3 klasy około tylko albo w okolicy 6 klasy, 3 gimnazjum lub klasy maturalnej, dlaczego? bo wtedy są egzaminy, czyli punkty, gdzie rządzący bawią się w statystyki i dochodzą do mniej lub bardziej nietrafionych wniosków(bo nie ogarniają czegoś takiego jak metodologia naukowa i "rozwiązują" problemy na podstawie niewielkiej ilości danych), i hej robimy reformy, te reformy polegają na obniżeniu poziomu trudności, jednocześnie kolejny problem, który nazywa się ZNP, którego działalność uznaję co najmniej za szkodliwą, a do rzeczy wybitni uczniowie uczą się tyle ile ich nauczy nauczyciel, nauczyciel może ich nauczyć tyle ile jest w podstawie programowej, a podstawa programowa była przez ostatnie lata regularnie cięta, więc jeśli porównać ile ja umiałem mając 13 lat, a ile umieją aktualni 13 latkowie to jest przepaść i mówię tu o tych wybitnych, do rzeczy jak znp szkodzi, otóż za moich czasów było koło matematyczne, na którym robiło się często gęsto materiał ponadprogramowy, aktualnie w wielu szkołach ich brak, bo nauczyciele szanują postanowienia znp, gdzie jednym z nich jest minimalna liczba godzin w szkole poświęcona na pracę z uczniem, więc zapomnijcie o kołach naukowych, bo nikt przecież za to nie płaci( nie jest tak wszędzie, ale nauczyciele zrzeszeni w znp nie mogą robić co słuszne dla ucznia, tylko dla nich), przygotowując się do matury rok temu z rozszerzenia, nauczycielka zrzeszona w znp, stwierdziła iż dla niej najważniejsza jest matura podstawowa, jeśli chcę zdawać rozszerzenie to droga wolna, ale mam się sam uczyć, po pytaniu czy w czasie ferii zimowych można poświęcić te 4h dziennie na przygotowania do mojej matmy, pomoc w zadaniach z rozszerzenia, które sprawiają mi trudność, odpowiedź jaką usłyszałem, że ona jest w znp i nie może mi pomóc, bo przekroczy limit godzin ustalony na zebraniu xD pozdrawiam serdecznie znp, za ich szkodliwą działalność na rzecz przyszłości inżynierów w tym kraju
Nie chce mi się pisać, bo tego jest sporo i mógłbym o tym gadać godzinami, a szkoda czasu, bo trzeba się uczyć tego czego nie nauczyli mnie w szkole, a na studiach trzeba umieć
@Daniel Eksym po pierwsze nie jestem, po drugie dyskusja jest na temat podstawy i tych 85% a nie odwrotnie.
Nie wiem czy jesteś programistą, ale jeżeli tak to może jescze dużo przed tobą;)
@@sferumx8206 korzystales z jakichs innych materialow procz pdr?
Przepraszam, ale uważam że to bzdura, na kartach wzorów jest podane wszystko co potrzebujesz, każdy wzór, reszta to właśnie logiczne myślenie. Zdarzało się że gdy trzeba było skorzystać ze wzoru którego tam nie ma był on podawany w treści zadania.
Z mojej perspektywy może powiem coś niepopularnego - cała degrengolada nauczania matematyki zaczyna się w przedszkolach i edukacji wczesnoszkolnej, zatem na miejscu NIK należy też skontrolować edukację wczesnoszkolną, bo też dzieją się dziwne i niezrozumiałe rzeczy rzutujące się na edukację matematyczną.
Być może jest skutkiem, że WSP przyjmowali osoby, które średnio umiały matematykę, a te były produktem bublogennego procesu nauczania. Zatem podnoszenie jakości należy zacząć od tego, że należy zmieniać stopniowo edukację wczesnoszkolną, a następnie resztę (bo raczej z iłów stali nie będzie).
Być może zmiany będą bolesne, aczkolwiek potrzebne.
Po szkole oczekuje, że:
- Pomoże mi nauczyć się pisać i czytać,
- Pomoże mi nauczyć się wyszukiwać i filtrować informacje,
- Pomoże mi nauczyć się skutecznych, sprawdzonych przez lata, metod nauczania, ale wskaże też nowe i zachęci do ich sprawdzania.
Nic więcej, nic mniej.
Po tym do wyboru: praca, dalsza nauka pod okiem nauczycieli (dalsze etapy kształcenia, ale już nieobowiązkowe), albo nauka na własną rękę, albo inne dziwne decyzje, ale niezależne do nikogo.
szkole*
@@tomasz5311 Dzięki, poprawione ;).
Kocham to... każdy uważa, że jego ulubiony przedmiot, w którym jest najlepszy jest tym najważniejszym, który najbardziej rozwija xD Dla mnie był to Polski, Angielski, Biologia... myślę, że właśnie powinniśmy rozwijać się w tych dziedzinach, w których jesteśmy najlepsi i już na etapie liceum poświęcić czas wyłącznie na rozszerzenia i dosłownie kilka godzin na ogólne przedmioty uzupełniające różne dla poszczególnych profili. Nie rozumiem tego po co na siłę wtłacza się ścisłowcom motywy literackie, omówienia lektur itp., a humanistom jakies dziwne zadania matematyczne, które nigdy im się w życiu nie przydadzą xD
Przypominam ze matura nie jest obowiązkowa, jest podany regulamin... żeby zdać maturę masz zrobić to i to, jeżeli nie to nie dostaniesz papierka maturalnego. Nie każdy musi zdać maturę, a z matury robi się coś co każdy musi mieć... zreszta ze studiami to samo, każdy musi mieć magistra.. nie nie musi, nie chcesz nie robisz. Ja matury potrzebowałem, a nawet matematyki rozszerzonej więc należało usiąść i się tego nauczyc... dało się. Mój znajomy mistrz historii matura z historii/wos centyl 100%, ale z matematyki ledwo zdawać. Ja go edukowałem przez trzy lata, godzinami siedział sam i na korkach... podziwiam jego zaangażowanie. Zdał na 60%, a jest osoba z największym oporem do matematyki jaką poznałem. Wszystko się da, wiec nie kupuje tego tłumaczenia z usuwaniem egzaminu z matematyki, spowoduje jedynie to ze państwo polskie straci narzędzie dzięki któremu zauważa problem w postaci wyników maturalnych, a w konsekwencji „rozwiąże problem” jak to ma w zwyczaju nasz wspaniały system
Właśnie pokazałeś jak człowiek uzdolniony musiał się marnować na siłę tylko z powodu głupiego wymogu zamiast rozwijać się w kierunkach, z którymi zapewne wiąże życie.
Sam zainteresowany nie czuje ze zmarnował czas bo uważa ze warto znać podstawy, zresztą sam na studiach humanistycznych ma elementy statystyki... robię je ja za niego ale no to już kwestia lenistwa
To właśnie pokazuje, jak ten system jest popsuty. Statystyka na studiach humanistycznych. Współczuję. Oczywiście nie dlatego, że nie rozumiem statystyki, ale dlatego że kolega podjął się innego kierunku. Uważasz, że wszystko jest w porządku, a straconego czasu w ogóle nie cenisz.
Nie lepiej by dzieciak sam wybrał sobie trzy przedmioty jakie chce zdawać? To pierwszy pomysł. Drugi to reforma edukacji. Nie ewolucyjna tylko rewolucyjna!
Osobiście uważnam że wielkim problemem są nauczyciele też nie przez to że zbyt gnają z materiałem czy nie obchodzą ich umiejętności uczniów, większość nauczycieli jest sztywna jak słup i to jest problem, spora część z nich, nawet gdy przedmiot jsst ciekawy, po prostu zamula i brzmią jakby musieli ale nie chcieli tym można zniechęcić wiele osób, raz zadałem pani z matmy pytanie "dlaczego 2 do potęgi zerowej to jeden?" odpowiedź oczywiście padła "gdybym ci miała tlumaczyć to zajełoby to całą lekcje". Jak wróciłem do domu to na YT poszukałem tego no bo to dziwne jak mnożysz przez zero to wynik to zero a nie jeden, no i znalazłem wyjaśnienie... Chłop wytłumaczył to w minute, nie 45min, nawet nie 15min, zaledwie minute, minuta czy dwie lekcji byłaby stracona ale uczniowie zrozumieliby coś a to nie raz jest ważniejsze niż sama wiedza wykuta na blachę.
Coś w tym jest jak ja sobie przypominam swoją maturę z matematyki...
Generalnie przygotowanie jest fatalne a pisałem 6 lat temu. Nauczyciele z prędkością światła, co prawda pędzili z materiałem, a przy tablicy - cóż, nawet i nauczyciel błędy popełniał (jeśli ktoś ma trochę sprytu, jak ja). Myślę, że matmy da się nauczyć, ale trzeba poświęcić temu trochę czasu i żeby Ci nauczyciele potrafili podejść jakoś do tych zajęć, zainteresować - jak niektórzy moi wykładowcy na studiach...
Co do tego, że matematyka jest źle uczona w polskich szkołach w pełni się zgadzam. Chodzę do 2 kl Technikum na profilu Operatora maszyn CNC in jako klasa jesteśmy na 2 miejscu co do średniej z całej szkoły (dużej szkoły) i mimo to z matematyki prawie każdy ma średnią w okolicach 2-3 maks.
Ja w rok ogarnęłam samodzielnie dwa rozszerzone przedmioty maturalne tj. biologię i chemię, więc nikt mi nie wmówi, że próg 30% z matematyki podstawowej jest nie do przeskoczenia. Prawda jest dość brutalna: z niczego wiedza się nie pojawi. Nie będzie się od razu trzaskało zadań zaawansowanych, jeśli ma się braki w podstawowej wiedzy. Wstyd. Już pominę fakt, że na maturze co roku powtarzają się te same zadania, tylko w nieco przekształconej formie. Chcielibyście leczyć się u lekarza, który ma problem z wyliczeniem dawki leku? Albo płacić prawnikowi, który nie potrafi wam z kalkulatorem policzyć zachowku? Zastanówcie się.
Przede wszystkim powrócić do klasyfikowania uczniów, tworzenia małych grup, którym można narzucić równy poziom. A nie, że w jednej klasie jest kilku zdolnych, sporo średniaków, ale poziom trzeba zaniżyć, bo jest kilku tych co odstają.
Teraz efekt jest taki, że inżynierem zostaje człowiek, który ledwo umie rozwiązać pochodną, nie mówiąc o tym, żeby wyjaśnił czym ona jest, a o całkowaniu już w ogóle nie wspominając.
Zresztą, podobny efekt jest z fizyką. Zamiast tworzyć realną przestrzeń rozwoju tym, którzy mają potencjał, poziom zaniża się do ogółu. A efekt jest taki, że typowy inżynier ledwie rozróżnia napięcie od natężenia. Zaś puszczony do prawdziwego okablowania prędzej zawiązałby sobie buty, niż skonstruował cokolwiek funkcjonalnego.
Tak w ramach ciekawostki. Niegdyś na uczelniach student miał 6 godzin zajęć. Tygodniowo. Reszta to była praca własna, gdzie profesor tłumaczył swoim podopiecznym co i na jakiej podstawie mają zrobić. Ich praca polegała na samodzielnym odnalezieniu źródeł, przeczytaniu ich, wyciągnięciu wniosków i opracowaniu ich. Dzisiejsze uniwersytety to szkółka. Zajęcia nonstop. Przychodzi doktor, wymieni parę najważniejszych ogółów dotyczących zagadnienia. Na egzamin da test jednokrotnego wyboru, bo w innym wypadku musiałby oblać 90% roku, a uczelniom to nie na rękę. I tak to sobie wszyscy zdają jakby to było drugie gimnazjum.
Kurła kiedyś to było...
Ale wie Pan, że w liceum nawet na rozszerzeniu nie przerabia się całki. W szkołach średnich tworzy się klasy profilowane, aby uczniowie mogli sobie wybrać na jakim poziomie chcą się uczyć danego przedmiotu. W mojej szkole wszystkie klasy pierwsze piszą testy diagnostyczne z matematyki, języka polskiego, języka angielskiego i drugiego języka obcego, co pozwala podzielić klasy na grupy językowe i sprawdzić poziom danych przedmiotów. I o jakiego inżyniera chodzi, bo inżynier biotechnologii czy technologii chemicznej ma niewiele wspólnego z okablowaniem. Fizyka to nie tylko dział prądu i elektromagnetyzmu.
@@kasiawichucka Ma Pan rację. Aczkolwiek do stworzenia prostego obwodu nie trzeba koniecznie zajmować się, powiedzmy, elektrotechniką. Wystarczą podstawy fizyki. Kolokwialnie mówiąc, wiedzieć "gdzie do plusa, gdzie do minusa". Mnie tego ojciec uczył już na etapie szkoły podstawowej.
Co do rachunku całkowego. Tutaj również ma Pan rację, że nie przerabia się tego zagadnienia na tzw. rozszerzonej matematyce. Dlatego na studiach koniecznym jest teraz przeznaczać od jednego do dwóch semestrów na nadrobienie tego, nim przejdzie się do kursów związanych ze studiowaną dziedziną. Wcześniej znajomość rachunku różniczkowego, całkowego i prawdopodobieństwa było podstawą, na której kreowano inżyniera. Faktem jest, że swojego czasu do szkoły chodziło się przez 6 dni w tygodniu, a nie 5. Mimo wszystko wtedy też były zajęcia-zapychacze np. chór. Więc wciąż sądzę, że to raczej kwestia narzucanego poziomu i wydajniejszego nauczania, aniżeli tego jednego, dodatkowego dnia szkoły.
Czy taki próg wejścia był lepszy? Nie mnie oceniać. Pewnie w tamtych czasach sam bym sobie nie poradził, aby zdobyć wyższe wykształcenie. Ale jednak moim zdaniem lepszą sytuacją było, gdy studia były elitarne i rzeczywiście tworzyły elity, a nie stado korposzczurów z nadmuchanym wykształceniem.
Ale, żeby nie było, że się czepiam jedynie kierunków inżynierskich. Znajomy doktor na studiach humanistycznych mówił ostatnio, że musiał swoim studentom tłumaczyć kim jest Persefona.
No ale może rzeczywiście się czepiam.
Nienawidzę naszego systemu nauczania. Chodzę do ósmej klasy i jestem przemęczony. Mimo tego, że mamy tak dużo lekcji to jeszcze musimy się uczyć w domu.
Świetna puenta na koniec panie Tomku. " Pacjent jest poważnie chory", a NIK zdaje się być w tej sytuacji nieodpowiednim specjalistą.
Ja popieram powiedzenie, że nie ma złych uczniów, są tylko źli nauczyciele. Mnie jakoś matematyki nauczyciel w podstawówce, gimnazjum i liceum potrafił nauczyć. Może miałem szczęście, a może po prostu matematyka zawsze mi się przydawała, czy to na fizyce czy to na chemii i dlatego uważam, że wszystko zaczyna się od nauczyciela i metod pracy jakie sobie wybierze. Moja matematyczka i germanistyka nigdy, przez 3 lata liceum, nie przychodziły nie przygotowane do lekcji. Wymagały, uczyły czasem nawet żartowały, ale lekcja zawsze odbywała się zgodnie z założeniem, że jeśli nauczyciel się przykłada to uczeń więcej zrozumie i więcej zapamięta. Wniosek? Maturę z matematyki na 80% a z niemieckiego na 90%. Byłem pierwszym rocznikiem, który pisał Nową Maturę.
Matematyka jest chyba jedynym przedmiotem, do którego naprawdę trzeba usiąść i się go uczyć na bieżąco. Każdy inny przedmiot można zdać bez większego wysiłku jedynie uczęszczając na lekcje (no może poza językami, ale angielski po 12 latach nauki większość jest w stanie jakoś opanować). Niestety ja i wielu moich kolegów nie zdało sobie z tego sprawy i teraz płacimy za to stresem przed maturą i w ogóle zdaniem ostatniej klasy.
Jeśli ktoś chcę to mogę zdać raport za te dwa miesiące czy ja, kompletny matematyczny tłuk lecący na lufach całe życie, może zdać maturę po włożeniu tej odrobiny wysiłku.
Jeżeli poziom nauczania jest tak żenujący jak stwierdził NIK to faktycznie - trzeba samemu. Powiem ci więcej, jeżeli chcesz zdać maturę i iść na jakieś konkretne studia to lepiej zmień ten tryb nauczania. Na wykładach, ćwiczeniach i innych laboratoriach będziesz dostawał może 40% wiedzy i ogólne wskazówki co do reszty. Jak nie będziesz regularnie siadał sam do nauki w domu to przepieprzysz majątek na powtarzanie przedmiotów, a i tak po trzeciej sesji nawarstwi się tego tyle, że wykreślą cię z powodu braków w punktacji.
Poza tym każda sesja to będzie mega stres, niektórzy znajomi na roku miewali z tego tytułu naprawdę niefajne schorzenia. Nie mówiąc już o tym, że na drugim roku połowy z nich już nie zobaczyłem, głównie tych co to się uczyli tylko na zajęciach. Ja zresztą na drugi rok się dostałem rzutem na taśmę, niemal do końca września (kiedy to pojawiły się wyniki z ostatniej mojej poprawki) nie wiedziałem czy za tydzień będę siedział na wykładzie z fizyki czy w kolejce do WKU.
Ja zawsze miałem problem, żeby nauczyć się czegoś, co mnie nie interesowało. Polski (czemu za tą nazwą kryje się literatura?), historia. Jakoś dla mnie ulgi nie będzie, a chciałem iść na studia techniczne. ;-)
@@dae2530 też miałem, nie tyle jednak problem co po prostu nie widziałem w tym sensu. Czas przeszły użyty zgodnie z zamierzeniem.
Matematyka... często tłumaczę synowi jak do tego podejść bo w szkole (podstawówka) zadania są banalne i w zasadzie brak zadań z treścią powoduje, że obecnie większość dzieci nie potrafi takich zadań rozwiązywać.
Z fizyką jest jeszcze ciekawiej-mamy początek marca, a oni mają opracowane około 1/3 materiału.
Poziom nauki nie jest dostosowany do poziomu klasy? A w jaki sposób ma być dostosowany, jak klasa liczy 30 osób? Trzeba by było wprowadzić matematykę w tych samych godzinach dla kilku klas tego samego rocznika i zaklasyfikować młodzież do pewnych grup umiejętności. Za moich czasów robiło sie tak z językiem obcym, to dlaczego nie z matematyką? To też przedmiot który wymaga wiedzy wcześniejszej.
W tym momencie wielu nauczycieli pozwala przerabiać materiał osobom które chcą tak szybko jak chcą a zostaje do dyspozycji osób które trochę słabiej sobie radzą ( w sensie nauczyciel ) nie mówię że to idealny system ale tak to jest w tym momencie rozwiązywane
W idealnym świecie to leniwi uczniowie starają się nadążyć za rosnącymi wymaganiami stawianymi przez szkołę, czy coraz trudniejszą maturą, a nie nauczyciele obniżają swoje wymagania, aby nadążyć za najsłabszymi, czy najbardziej leniwymi uczniami.
Ale niech też wycofają Język Polski. Po co komu na mat-fizie czy biol- chemie ten przedmiot? Po wycofaniu matematyki humansiści mieliby łatwiej, więc ścisłowcom też powinni wycofać Polski.
Tylko, że polski to sie przydaje niezaleznie od pozniejszej pracy wiec odpada
@@Euronymous3721 coz ja nie znam przypadku w ktorym lektury szkolne przydalyby mi sie w zyciu
@@krazi9682 rozwijaja sie poglady oraz kultura
@@Euronymous3721 w duzej mierze pogladay czerpiemy od rodzicow i rozwijamy je przez rozmowy z ludzmi, na polskim wspolczesne tematy poruszane sa bardzo rzadko i nieraz mozna uslyszec skrajne lub nielogiczne poglady u ludzi tez dobrych z polskiego, a to wlasnie matematyka rozwija logiczne myslenie
@@krazi9682 ty masz swoje zdanie ja swoje.
A potem mój brat pomaga swojemu koledze z klasy, który nie radzi sobie z matematyką na poziomie gimnazjalnym. Co się okazało? Kolega ma problem z tabliczką mnożenia. Podstawa, bez której ciężko o jakikolwiek postęp w nauce. Jak wytłumaczyć uczniowi czym jest potęga a tym bardziej pierwiastek, skoro on nie radzi sobie z mnożeniem, a więc również z dzieleniem.
Z drugiej strony nauczyciele zadają mase ćwiczeń z matematyki tłumacząc, że bez tego się nie nauczymy. A ja rozumiem doskonale każde zadanie i wole poświęcić czas w domu na ćwiczenie tego, czego nie umiem. A nauczyciel zamiast sprawdzić moje umiejętności woli sprawdzić czy odrobiłam zadaną mi pracę domową... Nasze szkolnictwo to porażka. Uczymy się żeby zdać egzamin a nie żeby umieć. Jesteśmy obciążani zbyt wielką ilością prac domowych i nie jesteśmy w stanie odpocząć po lekcjach. Jesteśmy sprawdzani z i oceniani z czegoś innego niż nasza realna wiedza. Jeśli radzimy sobie lepiej niż reszta to się nudzimy, jeśli radzimy sobie gorzej - jesteśmy ignorowani i zaczynamy nienawidzić tego w czym sobie nie radzimy. Nie lubimy się z nauczycielami którzy uważają nas za ignorantów, a nie za inteligentne jednostki z mniejszym doświadczeniem życiowym. Nauka którą jako ludzie mamy wbudowaną w życie i jest dla nas naturalna - została sprowadzona do żmudnego obowiązku. Zamiast być uczeni jak się uczyć oraz gdzie i w jaki sposób szukać potrzebnej nam wiedzy ( nie ukrywajmy, często wystarczy podejść do biblioteki lub zajrzeć do internetu, ale w obydwu tych miejscach trzeba umieć się odnaleźć, a w tym drugim przefiltrować na własną rękę prawdopodobieństwo prawdziwości informacji), jesteśmy zmuszeni do nauki pamięciowej rzeczy które na co dzień nie będą nam potrzebne w życiu. Oczywiście istnieją takie rzeczy które są elementarne i powinniśmy w każdej chwili umieć je przywołać, ale są to te same rzeczy które powtarzamy tyle razy w życiu że same bez większej nauki wchodzą nam do głowy... Reforma szkolnictwa wydaje się być niewystarczająca, tutaj potrzebna jest rewolucja. Przy tym wszystkim są jeszcze zarobki nauczycieli, które nie zachęcają do bycia dobrym pedagogiem i traktowania pracy na poważnie
Czytając komentarze dochodzę do wniosku że nie zdam matury z matematyki, chyba że:
a) moja rodzina nagle zacznie być zaliczana do inteligencji i będzie mieszkać w dużym mieście
b) do mojego wiejskiego dworku położonego 1,5 km od najbliższego przystanku na który podjeżdżają zapchane ludźmi autobusy powinienem sprowadzić guwernera
Albo najlepiej pójdę odrazu w ślady dziadka któremu babka mówiła że po co ma chodzić do szkoły jak "i tak profesurem nie zostanie". Włączam już OLX-a i kupuje jałówkę oraz starego ursusa bo skoro urodziłem się w takiej rodzinie to już do niczego się nie nadaję. I nie, moich rodziców nie stać żeby wysłać mnie do miasta (za co nie mam im za złe), jak widać za blisko 20 lat służby wojskowej, ryzykowanie życia na misji w afganistanie, znaczny ubytek na słuchu i regularne migreny w tym kraju zmuszają emeryta mundurowego do dorabiania układając kostkę brukową, aby mógł utrzymać rodzinę.
Ale oczywiście jestem debilem, bo jak nie mogę nauczyć się matematyki w moim bieda-liceum na wsi.
Z matematyką miałem różne pierepałki w swoim życiu. Czułem się tak jak na huśtawce. Raz lubiłem, raz nie. Teraz sobie od czasu do czasu coś tam liczę, ale staram się nie używać kalkulatora, albo innych narzędzi.
Dobry nauczyciel z matematyki to skarb. W ostatnim roku liceum zmieniono nam Panią. Wszyscy byliśmy tępakami (klasa humanistyczna) , ale dzięki jej podejściu i cierpliwości z 33 osób
nie zdało 3. W dużej mierze to ich wybór. Nauczyciel to naprawdę większa część sukcesu ucznia.
Nie zgodzę się, jeśli masz zapał napisać dobrze maturę z matematyki, zrobisz to i wystarczy posiedzieć sobie w domu i porobić zadania+poogladac poradniki na yt ;)
@@elf995 Oczywiscie, ale po to jest szkola, zeby siedzac tam 8 godzin dziennie, nie musial poswiecac kolejnych 8 w domu uczac sie samemu, bo mam nauczyciela ktory jest polmozgiem :)
@@zidaneczekpolski7031 ja miałem amebę XD
@@elf995 jasne , ale czy od tego przypadkiem nie jest szkoła? Chore jest siedzenie całymi popołudniami w domu i uczeniem się matematyki... pomijam juz fakt, że mamy również inne przedmioty w szkołach , z którymi wiążemy przyszłość.
@@dotdot7911 sam jestem uczniem i wiem jak funkcjonuje system i uczeń. Uczeń najczęściej tylko przepisuje. Sam nie spróbuję zadania by potem zobaczyć co i jak wynikło. Uczniowie zrobili się marionetkami, a nie samo myślącymi istotami. Jest to wina programu. Jakby zamaist siedzieć i przepisywać 9 zadań zrobiłby sam przez te 45 min 3-4 pytając to byłoby to lepsze niż te 9 zadań
Trzeba przede wszystkim zatrudniać nauczycieli ambitnych z pasją i trzymać ich dopóki to będą mieli i wymieniać kiedy zgasną. Takim nauczycielom można spokojnie dużo płacić, bo ich praca w takim stanie jest dużo warta (niech przykładem będzie cena godziny pracy jako nauczyciela pana Rożka, gdyby jakiś sponsor zechciał wynająć). Dobrzy nauczyciele mogliby w 10 lat dużo zarobić, a przecież nie wypalą się zupełnie, a jedynie w tym zawodzie, albo nie wypalą się nigdy. A po nich następni ambitni nauczyciele, będą mogli korzystać ze spuścizny poprzedników, może dzięki temu dzieci będą w stanie coś odkryć, bo matura to szuka wybierania odpowiedzi spośród kilku podanych.. nic twórczego, nic co wymagałoby wyobraźni, nic co pozwoliłoby jej działać.
Ja miałam to szczęście że zdawałam maturę jak były reformy i na parę lat zniesiono obowiązkową maturę z matematyki a w zamian był język obcy. Niestety nasz obecny rząd składa się z nierozgarniętych ludzi, dla których ważne jest tylko to co pan prezes sobie zyczy.
Matematyka to tak naprawdę jedyny przedmiot,który stanowi jakieś wyzwanie,jeżeli nie będzie konieczna to byle prymityw będzie mógł zdać maturę.
Zdać zda a ze studiów wyleci po pierwszym semestrze
Same matura zdana byle jak i tak nic nie daje. A nie widzę powodu, żeby matematyka blokowało komuś drogę np. na dziennikarstwo. Z drugiej strony j.polski (czyli obecnie ,,historia literatury") jest bezsensu dla informatyka/lekarza. Powinno się położyć większą wagę na wysławianie się, ortografię itp. Lekturki mają więcej stron niż książki od przedmiotów, co jest totalnym nonsensem
Matura nic nie znaczy, a we współczesnych czasach nawet studia może zdać byle prymityw.
@@Jagang8 Widać,że jeszcze nie miałeś kontaktu ze studiami :)
Poziom w szkołach publicznych od lat jest tragiczny, nie ma co się oszukiwać. Szkoły powinny mieć własne programy i konkurować ze sobą, a nie jedyny, ważny program nauczania rodem z ZSRR.
Co prawda to prawda nauczyciele nie uczą tylko wymagają, bez korków albo wrodzonej zdolności nie ogarniesz na głupia 2-3 max.
Nauczanie matematyki jest fatalne, bo samo miejsce pracy - szkoła jest często miejscem toksycznym. Aby nauczać ciekawie, czuć się z tym fantastycznie. Aby czuć się fantastycznie, trzeba stworzyć fantastyczne warunki zatrudnienia.
Ty chyba jesteś nauczycielem, bo takiś durny...
Wadą w ogóle polskiego szkolnictwa jest jego strukturalna przestarzałość , tkwiąca swoimi korzeniami w 19 wieku , anachroniczna i skostniała. W państwach rozwiniętych dawno zauważono , że uczenie wszystkich tego samego na tym samym poziomie jest mało efektywne. Lepiej profilować program indywidualnie pod każdego ucznie, dobierać mu materiał i zakres nauki jaki go interesuje i w jakim czuje się dobrze , a wyrównywać na specjalnych zajęciach tam gdzie ma kłopoty w nauce. Dzięki temu łatwiej poznaje się zdolności i preferencje ucznia, oszczędza się czas i nakład pracy , no i uzyskuje się lepsze rezultaty. Dlaczego u nas nadal nie ma wyboru przedmiotów i stopnia zaawansowania ich nauczania, tylko jest jedna wielka urawniłowak ?
tak bywa gdy o programie decydują politycy a nie dyrektor szkoły którego rozliczają rodzice. Bon edukacyjny i z głowy. ps. Matura nie powinna być wymogiem do studiów można być filologiem bez matematyki i inżynierem bez polskiego ...
Ja jednak rozumiem po części sens propozycji zawieszenia matury z matematyki. Nie chodzi bowiem tylko o to, że matura może być takim „termometrem”, dzięki któremu możemy zbadać stan pacjenta, jakim są polscy uczniowie. Problem pojawia się w momencie, kiedy sposób pomiaru ma istotny wpływ nie tylko na wynik, ale i na faktyczny stan pacjenta - w tym przypadku nauka matematyki w szkołach średnich ustawiana jest „pod maturę”, przez co jakość nauczania nieraz bardzo spada. Nauczyciele koncentrują się na tym, by przygotować uczniów do zdawania matury, a nie na tym, by ich czegoś faktycznie nauczyć. Taka forma nie tylko nie jest interesująca, ale jest też wręcz szkodliwa - uczniom pokazuje się, że nie chodzi o to, by coś zrozumieć i umieć, rozwiązać zadanie w poprawny sposób, ale o to, by potrafić zadanie rozwiązać zgodnie ze z góry określonym schematem - przy tym wyjście poza taki schemat zazwyczaj jest karane brakiem punktów. Drobny błąd rachunkowy na początku zadania może spowodować, że uczeń nie dostanie ani jednego punktu za całe zadanie, nawet jeśli sama koncepcja rozwiązania zadania jest całkowicie poprawna. Jest to podejście skrajnie różne od sposobu oceny rozwiązań zadań matematycznych na studiach, gdzie większość wykładowców nie zwraca aż tak bardzo uwagi na same rachunki, ale na sposób rozwiązania zadania właśnie.
I muszę przy tym nadmienić, że ta opinia wynika z moich bardzo konkretnych doświadczeń - aż do czasów liceum, zarówno w szkole podstawowej jak i w gimnazjum, matematyką po prostu się bawiłem, osiągając przy tym dobre wyniki nie tylko w szkole, ale i na różnych konkursach. W liceum z tym przedmiotem radziłem sobie tylko przez jeden semestr, a potem przyszło dwa i pół roku wręcz alergii na ten przedmiot, co skończyło się ostatecznie fatalnym wynikiem na maturze rozszerzonej, podstawową zdałem jeszcze z w miarę dobrym wynikiem - niemniej obydwa te wyniki były znacznie słabsze od wyników, które osiągałem, rozwiązując matury… w gimnazjum. I nie chodzi o problemy wyłącznie z maturą, po prostu nagle przestałem matematykę rozumieć. Potem przyszły studia informatyczne i prawie cały semestr musiałem się „leczyć” ze strachu przed rozwiązywaniem równań - co ostatecznie wyszło nienajgorzej, bo potem przez całe studia osiągałem zawsze jedne z najwyższych wyników na wszystkich przedmiotach matematycznych, a teraz w informatyce najchętniej zajmuję się problemami związanymi w pewien sposób z matematyką.
Trudno mi tu nie widzieć związku między moimi problemami z matematyką a podejściem systemu szkolnictwa, który - ucząc mnie zdawania matury z matematyki - spowodowała znaczny spadek moich matematycznych kompetencji. Dlatego może zawieszenie obowiązkowej matury z matematyki ułatwiłoby jednak poprawienie samego sposobu nauczania matematyki? Trudno mi sobie wyobrazić, że nauczyciele w końcu pozwolą sobie na zmianę podejścia - tak, by kogoś nauczyć, a nie tylko „uczyć” - jeśli ostatecznie będą rozliczani z maturalnych wyników swoich uczniów, gdzie uczniowie, by taką maturę zdać, muszą przede wszystkim wdrożyć się w ten ścisły schemat, w którym miejsca na kreatywność i przede wszystkim własne myślenie po prostu nie ma.
Cudowny komentarz :) Dodam od siebie, że stan nauczania bierze się w moim odczuciu z tego jak jest narzucony program oraz jakie osoby uczą. Wielu nauczycieli nawet nie ma większego pojęcia o przedmiocie, którego uczy poza podstawą, którą muszą zrealizować. Być może jest tutaj problem po prostu z wynagrodzeniem dla nauczycieli (sam bym się kiedyś chętnie sprawdził w tej roli, ale zarobki mnie odstraszają), które bardzo często jest bardzo niskie i odstrasza osoby chcące uczyć.
Jedyną receptą jest zmiana egzaminu na właśnie taki który wymaga rozumienia matematyki, albo przywrócenie egzaminow na studia. Wtedy bez obawy nauczyciele się zajmą prawdziwym uczniem.
problem jest taki ze liczba przedmiotów w szkołach jest za duża,i dziecko zaczynając lekcje o 8 kończąc je o 15 lub nieraz o 16 musi zrobić masę zadań w domu przez co nie może się skupić na jednym przedmiocie które akurat je interesuje,sam pamiętam jak pani od plastyki robiła nam testy z wiedzy i ja zamiast się skupić na kartkówce z matmy musiałem się uczyć tez na plastykę co wogule mnie nie interesowało
Uwielbiam takie odcinki
Problem jest złożony:
1. Matura na poziomie podstawowym jest banalna. Osiągnięcie 30% to 20-30 minut pracy. Cała matura to maksymalnie godzina.
2. Problem zaczyna się w szkole podstawowej i ADHD uczniów. Kiedyś nagrał Pan film na temat dyskalkulii, dysgrafii, dysortografii itp. Pamiętam, że mieliśmy na ten temat podobne zdanie. Mam wrażenie, że teraz duża część uczniów jest wiedzooporna. Przecież ja nie miałem dostępu do internetu, żeby coś znaleźć ponadobowiązkowego trzeba było pójść do biblioteki i szukać, teraz wiedza jest w zasięgu kilku kliknięć. Czy to kwestia lenistwa? Raczej roszczeniowości, której uczą rodzice, rówieśnicy, szkoła - mnie się NALEŻY i nic NIE MUSZĘ a nauczyciel jest "GUPI". Rodzice często bez sprawdzenia informacji automatycznie stają po stronie swoich pociech. Źle pojmowana pajdokracja w rozkwicie.
3. Moim zdaniem w czasach tak łatwego dostępu do informacji rolą nauczyciela jest zainteresowanie ucznia ale też nie może on stać się klaunem, powinien zachęcać do szukania informacji, wprowadzać jakieś zawody, miniolimpiady wewnętrzne, wskazywać rzetelne źródła informacji. Uczyć logicznego, matematycznego, fizycznego postrzegania świata. Pokazać, ze plastyka, muzyka, architektura to też matematyka, to zmysł geometrii przestrzennej, samopowtarzalność kształtu na przykładzie np. niektórych roślin jak np. paprocie to właściwie nic innego jak fraktale. Matematyka i fizyka oraz czytanie książek to najlepsze metody na pobudzenie wyobraźni. Trudno rozwiązywać problemy z fizyki bez wyobraźni. Kiedyś udzielałem korepetycji z fizyki osobie, która chciała dostać się na medycynę i kompletny klops - zero wyobraźni i logicznego myślenia, za to ogromna chęć nauczenia się testów na pamięć, a gdzie miejsce na szybki eksperyment myślowy by zrozumieć zadanie, gdzie umiejętność łączenia faktów często z różnych dziedzin? Ech... Jest źle ale to nie jest tak, że winni są tylko nauczyciele, tylko program lub tylko uczniowie.
W sumie to nie jest takie głupie, sama nie jestem orłem z matematyki, ale wolałabym by mnie uczyli bardziej logicznego myślenia, albo żeby przynajmniej znaleźć nauczyciela, który rzeczywiście potrafił by mnie tej matematyki nauczyć bez wywoływania u mnie negatywnych emocji. Serio przez całą podstawówke, gimnazjum i liceum nie miała dobrego nauczyciela z tego przedmiotu, a gdyby nie Matemaks to o zdanej maturze mogłabym co najwyżej pomarzyć.
No to może czas na indywidualne podejście do ucznia?
Jaki jest sens mieszania dwudziestu paru osób na różnym poziomie?
"Bo moj syn/córka jest inteligetny i prosze go przepisac do tej madrzejszej grupy"
@@XTS85
Takie rzeczy można zweryfikować serią testów.
Ekonomiczny
System nauczania od podstawówki kuleje. Klasy są mieszane w kontekście poziomu uczniów, tymczasem lekcje są ukierunkowane pod średnią. Uczniowie zdolniejsi nudzą się na zajęciach i tracą entuzjazm, który mogliby rozwijać przy ciekawszych i bardziej wymagających lekcjach. Często z nudów rozrabiają, przez co przeszkadzają reszcie, która i tak ma problemy. Z drugiej strony są uczniowie, którzy nie nadążają za tym, co się dzieje. Nauczyciel musi zrealizować program, wpisać temat w dzienniku, a reszta go nie interesuje. Na swojej drodze edukacji spotkałem może kilku nauczycieli, w których widać było, że faktycznie chcą czegoś nauczyć i sprawia im to radość, gdy są w stanie uczniowi wytłumaczyć dane zagadnienie. Nauczyciel siedzi za biurkiem z dziennikiem, do którego w każdej chwili może wpisać złą ocenę za nieprzygotowanie ucznia. W związku z powyższym uczniowie nie zadają pytań, bo boją się, że po pierwsze zostaną wyśmiani przez resztę klasy, a po drugie, że nauczyciel odbierze to w negatywny sposób. U dzieci zanika pasja do zadawania pytań o wszystko, czego nie rozumieją. Sama niechęć do matematyki może wynikać z sytuacji, w których wyciąga się ucznia na środek pod tablicę i przed publiką musi próbować rozwiązywać zadanie. Sam, mimo że byłem dobry z matematyki, nie lubiłem chodzić pod tablicę, z uwagi na możliwość popełnienia błędu przed wszystkimi i kompromitacją. Winny temu jest ujednolicony system edukacji, który narzuca każdej szkole ten sam, skądinąd zły schemat nauczania. Szkołom zależy na zrealizowanie programu i dobrych wynikach liczbowych w statystykach, po egzaminach końcowych. Dlatego do matury nie dopuszcza się najsłabszych uczniów.
Szkoły powinny być zróżnicowane, o sposobie nauczania powinni decydować pośrednio dyrektorzy z radą pedagogiczną, a bezpośrednio nauczyciel, który ma faktyczny kontakt z uczniami. Nagle okazałoby się, że nauczyciele rywalizują ze sobą tak jak ludzie w wielu innych branżach, czy chociażby prywatni korepetytorzy. Szkoły byłyby oceniane przez uczniów i ich rodziców, a nie przez urzędników w ministerstwie, których jedyną ambicją jest spokojne dopracowanie do emerytury i od czasu do czasu narzucenie zmiany podręczników.
Ilu standuperów potrzeba żeby napisać żart porównywalny do polskiego systemu edukacji?
Będąc jeszcze w gimnazjum pani rozdała w ramach nic nie robienia po testach gimnazjalnych mature podstawową z matmy. I co się okazało? Że prawie każdy ją zdał. To uświadomiło mi, jak trywialne są matury podstawowe. A mimo wszysko są ludzie, którzy jej nie zdają.
Rząd: zabierzmy matematykę z matur, może nie będą umieli policzyć ile im zabieramy kasy ;)
Nauczycielkom które mnie uczyły(w podstawówce uczyły mnie dwie, w gimnazjum jedna, w technikum trzy) w ogóle nie chodziło o to żebyśmy rozumieli zagadnienia, tylko o to abyśmy "zaliczyli" materiał i poszli dalej. Jedynie o jednej nauczycielce mógłbym powiedzieć że była w stanie przekazywać uczniom kwestie w przyswajalny i ciekawy sposób używając rekwizytów i odpowiednich przykładów. Gdy uczyła nas ta Pani którą uważam za wykwalifikowaną nauka szła całej klasie łatwo i mieliśmy stosunkowo dobre oceny. Jednak na ostatnie pół roku podstawówki przeszła na emeryturę i z nową nauczycielką całej klasie spadła forma i prawie każdy skończył z oceną o jeden stopień niższą niż u poprzedniczki. Uczyła nas praktycznie tego samego jednak pytania zadawała w taki sposób że było je trudniej zrozumieć. W gimnazjum mieliśmy się uczyć nowych rzeczy to już było tragicznie średnia ocen z matematyki około 3,5-3,7 spadła do 2 z małym kawałkiem. Po technikum więcej niż 70% mojej klasy zaliczyło maturę poniżej 40%, ja sam ledwo zdałem uzyskując 30%.. Można zwalać na uczniów, ale nie sądzę żeby wszyscy ludzie byli tak samo niepojętni. Mamy również beznadziejnie napisane podręczniki które są bezużyteczne bez osoby która jest w stanie Ci wytłumaczyć kwestię poruszaną, czyli nie da się nauczyć matematyki z podręcznika bez nauczyciela lub jest to bardzo trudne. Ale oczywiście najlepiej powiedzieć że uczniowie się nie uczą tyle ile trzeba i to ich wina..
2 miesiące przed maturą spędzam więcej czasu rozwiązując arkusze niż uczyć się do rozszerzeń XD
Cieszę się, że zdawałam maturę, kiedy matematyka nie była obowiązkowa ;D
A co do filmu - w pełni się zgadzam, że sposób nauczania matematyki przyczynia się do znielubienia tego przedmiotu na kolejnych etapach nauki.
W czasie sześcioletniej podstawówki uwielbiałam matmę i bez problemu miałam piątki na koniec semestru. Od początku gimnazjum zaczęłam mieć z matmą kłopoty i ledwo się wyciągałam na ocenę dobrą... Raczej nie była to wina nauczyciela, bo uczyła mnie ta sama osoba co w podstawówce, no i wątpię, że w ciągu paru miesięcy mogłam aż tak zgłupieć. Moim zdaniem problemem był program i podręcznik. Pamiętam, że miałam wrażenie, jakbyśmy się uczyli zupełnie nowych rzeczy, do których wcześniej zdobyta wiedza nie dawała oparcia, a tempo pojawiania się nowego materiału było zawrotne. Sam podręcznik był szokiem dla organizmu - po ładnym i przyjaznym "I ty zostaniesz PItagorasem", musieliśmy się przestawić na książkę, która już samą szatą graficzną przytłaczała i zniechęcała do nauki. Tak więc wiedza gimnazjalna była pełna braków i z tymi brakami oraz ogólnym zniechęceniem poszłam do liceum, gdzie trudności tylko się piętrzyły, ponieważ nauczycielka pod presją systemu edukacji kładła główny nacisk na to, by uczniowie myślący o maturze z matmy mieli przerobiony materiał, a reszta uczniów nienadążających za tempem walczyła o to, żeby jakoś przejść z klasy do klasy.
Czemu w ogóle ktoś jeszcze łudzi się, że w szkołach chodzi o edukację? Szkoła to ośrodek penitencjarny dla dzieci i młodzieży generujący stres i niechęć do życia.
Im wcześniej szkoły zostaną zlikwidowane / program ZNACZNIE odciążony, tym lepiej.
Byłam pierwszym rocznikiem tzw 'nowej matury' w 2005 i tez nie bylo obowiazkowej matematyki. Wyglada na to że juz nikt o tym nie pamieta. Potem pojawily sie jeszcze głupsze pomysly np pana Giertycha a amnestii, czyli jak nie zdasz jednego przedmiotu na maturze to i tak zdajesz. Szkoły w Polsce niestety nie uczą potrzebnych do zycia rzeczy. Jak bylo 30 lat temu tak jest i dzisiaj. Serio, nie widze róznicy.