Oglądam Was od niedawna, bo może z 2 miesiące, ale kurczę, fajnie widzieć osoby z podobnymi poglądami (no albo osobę, bo ostatnio kilka różnych starć "światopoglądowych" było :D). Okej, uwaga, długa wypowiedź, bardzo długa :D, zachęcam do herbaty, kawy, piwa czy whisky :D. Odnosząc się już do filmu, kilka moich spostrzerzeń... Jeśli praca to jest nasze hobby, wcześniej robiliśmy to za free a teraz ktoś nam za to płaci - tutaj o wiele łatwiej usprawiedliwić sobie bycie dymanym przez pracodawcę. Tym bardziej jeśli dochodzi kwestia zdobywania doświadczenia. Wyobraźcie sobie, że ktoś Wam zaoferuje prace jako tester gier planszowych, macie tylko i wyłącznie grać w gry 8h dziennie. Wiadomo, że z czasem to się przerodzi w pracę, ale przez te kilkanaście tygodni / miesięcy (zależy od osoby) będziemy to odbierać jako "darmową" kasę za relaks. Z jednej strony to zły przykład, no bo tester gier planszowych gra w jedną grę do uporu i dla większości to będzie po tygodniu już pracą (a przynajmniej tak mi się wydaje), ale podałem go, bo to ilustruje idealnie to jak się czuje osoba mocno wkręcona w hobby, która dostaje robotę powiązaną z tym hobby. Sam miałem taki przypadek - jestem programistą i moje początki to było tworzenie jakichś projektów dla funu. Potem jak się udało zdobyć robotę to był efekt wow - płacą mi za coś, co i tak bym robił w wolnych chwilach. Po kilku miesiącach niestety hobby stało się pracą (jak z resztą o tym mówiliście) i odpowiednie wynagrodzenie to konieczność, ale to przejście z hobby do pracy jest dla każdego inne, u niektórych trwa pół roku, u innych kilka lat (też to zależy od wykonywanej pracy). Dodatkowo nawet po kilku latach mam chwile, gdzie robię nadgodziny, bo mnie coś tak nurtuje, że nie mogę poczekać do kolejnego dnia, muszę to zrobić już, bo inaczej jak położę się spać - lawina pomysłów mnie zaleje. Za nadgodziny kasy nie dostanę, pracuję dla zagranicznej firmy gdzie obywatele są nauczani od małego robola :D, że nadgodziny to zło i są zabronione, nieistnieją deadline. Jedyne wynagrodzenie jakie z tego mam to uczucie zwycięstwa, ale jest ono momentami lepsze niż te 1-2k dodatkowe na koncie. No ale to może kolejny zły przykład, bo te nadgodziny na spokojnie pokrywają czas, w którym powinienem pracować a robię coś innego :D. Nawet teraz - uwaga - tu autoreklama - w wolnych chwilach tworzę inserty 3d do gier planszowych, które udostępniam za darmo (projekty) do wydruku. Za darmo, bo chcę coś oddać community, które dało mi już sporo (tak samo jak programowanie, bardzo łatwo znaleźć odpowiedź na problemy, bo ludzie są pomocni, pomagają za DARMO). Jak się trafia na takie osoby, czy setki osób w swoim życiu to o wiele łatwiej o zaufanie. W każdym razie wracając z drogi offtopu na autostradę - widzę jak najbardziej sytuację, gdzie mogą wyniknąć korzyści obustronne z niepłaconych "obowiązkowych" nadgodzin, czy to jak wcześniej wspomniałem korzyść w postaci doświadczenia czy przede wszystkim to, że nie traktujemy to jako pracę. Ale nawet wtedy, gdy korzyści są obustronne i pracownik się na to "godzi", bądź usprawiedliwia czymś innym jak w przypadku Kajtka - wina leży po stronie pracodawcy. Gdy chodzi o pieniądze to są dwa podejścia, strona ufna - na gębę, strona nieufna - umowa. Obie umowy wiążące, tylko że tą drugą stosują pracodawcy, gdy czegoś potrzebują, ale rzucają na lewo i prawo pierwszą, bo wiedzą, że ciężko to udowodnić. Rozumiem podejście osób, które mówią, że ofiara jest sobie winna - nie zadbała o umowę na piśmie, nauczy się na przyszłość. Tyle że to jest karcenie ofiary za zaufanie komuś, czyli za coś, co powinno być podstawą naszego społeczeństwa. Sam nie jestem do końca ufny, nauczyło mnie życie, ale nigdy (mam nadzieję) nie powiem, że jak ktoś komuś innemu zaufa i na tym straci to jest on sobie winny (no może oprócz tych scamów telefonowych, jeszcze starsze osoby rozumiem, ale młode - no błagam, no dobra :D, jestem tu malutkim hipokrytą). Jedynie jak mogę usprawiedliwić pracodawcę - pracownik faktycznie kolokwialnie mówiąc gówno zrobił a domaga się niewiadomo czego (gówno - opierdzielał się). Wtedy moją pierwszą myślą jako pracodawca na wymagania byłego pracownika byłoby spytanie go o to jak się przyczynił do tego projektu (oczywiście w przypadku braku obietnicy) i spytać o udostępnienie konwersacji. Nawet jeśli się nie zgodzi - prosta sprawa - były pracownik zarzuca coś na social mediach - rzucić post, że "Pewny pracownik nie pozwolił na udostępnienie naszej odpowiedzi, natomiast w naszym mniemaniu zrobiliśmy wszystko by wywiązać się z umowy zawartej z danym pracownikiem.". Pytanie tylko czy to zgodne z prawem? Na pewno rzuciłoby to piłkę pod nogi Kajtka, ale finalna odpowiedź Portalu nie była odpowiedzią tylko zbiorem zarzuceń bezpodstawnych (dla nas, na podstawie faktów, które mamy) w stronę Kajtka, więc stawia to ich w żałosnym świetle.
Jeśli chodzi o wolontariat to też tego zupełnie nie rozumiem. No może nie zupełnie, rozumiem pomoc przy organizacji jakiegoś wydarzenia, które ma pomóc innym ludziom, kasa z niego ma być przeznaczona na jakieś fundacje itd., chociaż i tak pewnie część z takich wydarzeń ma swoje za uszami i ta praca woluntariuszy opłaciła organizatorom nowe auto, no ale przynajmniej czujemy się dobrze z racji tego, że dołożyliśmy jakąś cegiełkę. No ale wolontariat przy jakichś konwentach, wydarzeniach, koncertach itd. czysto nastawionych na zysk? Jedynym sposobem jakim bym mógł sobie to usprawiedliwić to możliwość poznania wpływowych ludzi, tylko czy wpływowi ludzie będą chcieli rozmawiać z byle woluntariuszem? A nawet jeśli będą chcieli - czy nie dlatego, że skoro za darmo wykonujemy pracę to będziemy dobrym pracownikiem, którego można dobrze wydymać? "Dajesz się wykorzystywać, to nie dziw się, że będziesz wykorzystany" - jak najbardziej prawidłowe sformułowanie, "każdy" o tym wie, tylko to też zależy od sytuacji, od relacji, od zaufania w relacji (być może jednostronnego). W przypadku Kajtka - Grzegorz sprawia wrażenie osoby, której można by było zaufać, więc nie dziwię się, że są osoby, które po pewnym czasie mu zaufają, sam być może bym zaufał. Być może nawet słusznie i tu wtedy wchodzi cały na czarno Ignacy. Czas pracy - to było dla mnie najbardziej żałosne w tym tłumaczeniu Portalu. Nie wiem dlaczego pracodawcy, szczególnie Ci starszego pokolenia (sam już powoli jestem z tego starszego pokolenia, więc wyszczególnię - osoby ~45+) wymagają od pracownika lojalności (i przy okazji dodatkowo by był potulną owieczką, by szwindlu tu i tam nie zauważył) lub traktują to, że pracował tam i tam o tyle za mało i to źle o nim świadczy. Z czasem praca to nie jest hobby, to nie są relacje, to jest praca, to są pieniądze, które potrzebne są nie tylko do życia, ale przede wszystkim do poprawy jakości życia. Pracodawca to rozumie, bo ma fajne pieniądze, czemu ma nie rozumieć też pracownik? U niektórych pracowników jest to żelazna ręka, dawaj należne wynagrodzenie albo nara, u niektórych to przychodzi później z racji tego zaufania i relacji, ale i jedni i drudzy powinni dostać tyle ile są "warci". To nie jest tajemną informacją, że zmiana pracy to jest najlepsze wyjście by podnieść swoje wynagrodzenie o te ~1-4 tysiące (zależy od branży i stanowiska), a to nie jest mała kwota. To jest kwota na tyle motywująca, by jednak spojrzeć na te relacje i zobaczyć, że są jednak jednostronne. Tu leży po stronie pracodawcy "interes" by udowodnić pracownikowi. że to nie jest wykorzystywanie go a obustronne pozytywne relacje. Ale nawet nie zawsze chodzi tu o pieniądze jak wspomnieliście, ja sam nie doszedłem do tego momentu, gdzie pieniądze nie są wyznacznikiem, ale znam osoby, które zarabiały 30k i zmieniły pracę na 20k. Dlaczego? Nienawidziły swoją pracę, swojego pracodawcę? Nie, po prostu to już była katorga psychiczna - robienie tego samego przez kilka miesięcy / lat. Gdy nie ma zmiennych, które naszą pracę czy uatrakcyjnią czy sprawią, że czegoś się nauczymy to po co stać w miejscu i się męczyć nawet za ogromne pieniądze. Są one ogromną częścią naszego życia, no ale sama praca też jest ogromną częścią naszego życia i fajnie, jakby chociaż cząstka tych 40h tygodniowo była ciekawa. Dodatkowo świat się rozwija w szybkim tempie i za 10 lat, ba, nawet za 5 lat wiele technologii w których wiele z nas pracuje już istnieć nie będzie (lub będą, ale nasza firma upadnie a inną będzie ciężko znaleźć). Jeśli firma nie podąża za rynkiem no to jest jej wina. Myślę, że sporo osób z IT będzie mogło to potwierdzić - firmy nie chcą inwestować w unowocześnienie istniejących rozwiązań, bo dla nich po co - działają, kasę mają, jest git. Pracownicy natomiast widzą - za kilkanaście miesięcy się okaże, że coś co było trzeba zrobić na już kilka miesięcy temu nie było zrobione. Firma nie wyłoży kilkuset procent za nadgodziny (bo tyle moim zdaniem powinno być wyłożone za coś, co zauważył i domagał się pracownik kilkanaście miesięcy temu), postanowią znaleźć nowych pracowników i puff, koniec. To jest wgl. ciekawe zjawisko, bo np. przytaczając moją firmę ponownie - jest to mała firma IT, małe firmy mają to do siebie, że mają na uwadzę rozwój rynku, ale mimo wszystko coś co było zaproponowane, ba, nawet zaimplementowane rok temu - nie zostało jeszcze wdrożone. Dlaczego? Na początku myślałem, ze kwestia środków, no ale środki już zostały przeznaczone, jest zaimplementowane, działa, został tylko test generalny, jakby nie działało można szybko cofnąć. Sam nie wiem czego to kwestia, można powiedzieć kwestia ryzyka - wstrzyma to pracę na kilka godzin, no ale było przeznaczone na to kilkadziesiąt godzin wcześniej. Chyba po prostu kwestia opierd*lania się wszystkich i cierpi na tym szeregowy pracownik, który chce dobrze zarówno dla siebie jak i dla firmy, a potem jest karcony za zmianę firmy bo poprzednia miała wyrąbane na jakikolwiek rozwój. Podsumowując - czas zmiany firmy w 80% przypadkach nie dyktuje pracownik, dyktuje firma. Tu jest wiele czynników, jest oczywiście wynagrodzenie, ale w pewnym momencie ono potrafi nawet podium nie zajmować. Głównie chodzi o rozwój, on jest najważniejszy, jedyną stałą jest zmiana. Rozumiem czemu istnieją firmy, które tego nie uznają, natomiast nie rozumiem czemu istnieją firmy, które zarzucają nie uznawanie tego prawa pracownikowi.
"Podobno programiści zmieniają często pracę" - jak już wiecie jestem programistą i tak, ta teza to jest ogromna prawda. Jeśli ktoś pracuje więcej niż rok (a często nawet pół roku) w jednej firmie - to jest już sporo. Oczywiście nie mówię tu o osobach, które dopiero zaczynają, dla nich 1 rok to jest takie minimum, ale z racji, że jest to zawód, który daje sporo kasy na sam start - często pojawiają się "sezonowi" programiści, a znaleźć "prawdziwego" nie jest łatwo. Potwierdzają one z przypadku tą regułę, ale to tylko przypadek, po prostu z czasem sobie nie radzą i próbują innej firmy, bo może tam będzie lepiej (czasami jest). Żeby nie było, nie dyskryminuje, zachęcam bardzo spróbowania programowania, bo jest to fajna sprawa, ale tylko mówię, że nie taka łatwa jest jak się wydaje (dla niektórych, dla innych to czarna magia). W każdym razie wracając do programistów, którzy już kilka dobrych lat pracują (ja np. programuje niezawodowo ~8 lat, zawodowo 3 lata, więc naprawdę bardzo mało, ale już moim zdaniem kroplę do morza dołożyłem) - w moim pierwszym roku jako programista trafiłem na firmę, która podstępem mnie zciągnęła do siebie - w ogłoszeniu były inne technologie, niż jakie faktycznie wynikły (coś w stylu - znajomy mówi - będziemy grać w Scythe a finalnie gramy w Arnaka, niby to i to gra planszowa, to i to euro, ale jednak inne). Na początku było fajnie, bo nowa technologia, poznawanie czegoś nowego, ta ciekawość, dodatkowo perspektywa fajnych pieniędzy (to się akurat w miarę potwierdziło, bo mało popularna technologia w Europie). Minęły 2-3 miesiące i robienie tego samego, no ale nowe projekty na horyzoncie, będzie lepiej... Minęły kolejne miesiące - to samo. Co prawda sam nie zmieniłem pracy, firma finalnie upadła, ale myślałem już poważnie o zmianie pracy (czy bym zmienił czy się bał z racji na małe doświadczenie - to już inna sprawa). W obecnej pracy pracuję już prawie 2 lata i to jest sporo, myślę już o zmianie, ba, nawet myślałem o niej rok temu. Wiem, że w innej pracy więcej zarobię, ale ta po prostu mnie zaskakuje nowymi rzeczami (mimo, że czasami mnie wkurza zacofaniem). Znam wiele historii, gdzie osoby zmieniają pracę co pół roku i to jest naprawdę normalny termin zmiany pracy, po prostu technologia się tak szybko rozwija, że firmy nie chcą nadążać a pracownicy chcą (i to, że firmy nie chcą to jest dobre sformułowwanie, bo jedna zmiana, która potrwa powiedzmy miesiąc zaoszczędzi 3 miesiące w przeciągu roku, ale firmy widzą tylko to, że zabierze ona miesiąc teraz, nie widzą tego, że zaoszczędzi czas w nawet niedalekiej przyszłości). Wracając znowu na autostradę - naprawdę się dziwie jak w obecnych czasach, gdzie każde słowo (często nawet sprzed paru lat - co jest chore) potrafi skreślić osobę czy nawet całą firmę postawiono wydać takie oświadczenie. To nie jest cios w stronę Kajtka, to jest cios w stronę Portalu. Z racji "monopolu" (cudzysłów, no bo wiadomo, monopolu nie mają, ale wydają naprawdę dobre gry, do tego mają smykałkę i każdy o tym wie) się utrzymają na spokojnie, klientów mimo zagorzałych osób, które mówią, że już nic nie kupią od nich (być może prawdziwie, ale jest ich garstka) nie stracą, no ale PR zrobili sobie bardzo zły. Czy pójdzie w niepamięć czy nie - dwa lata temu powiedziałbym, że tak, że nic im się nie stanie. Teraz, gdy każda błahostka sprzed kilkunastu lat jest wywlekana na światło dzienne - bardzo możliwe, że się to im odbije ogromną czkawką, która zakończy ich działalność. Kaczmar - nie lubiłem tego Pana przez długi czas, z racji na Jego zawiłe tłumaczenia zasad (zasady, które można było wytłumaczyć w 10 minut tłumaczył w 30), no ale kurczę polubiłem Go, wydaje się bardzo przyziemnym gostkiem nienastawionym na youtube=zysk, tylko na szerzenie tego hobby przy okazjonalnym zysku (co jest moim zdaniem baaaaardzo zdrowym podejściem i takiemu ufam). Pierwsza część wypiowiedzi jest trcohę dyplomatyczna (wtedy, gdy czyta odpowiedź Portalu), no ale musi być, i moim zdaniem jest na tyle stanowcza na tyle ile powinna być, podkreśla Jego stanowisko jak i nie zaprzepaszcza ewentualnych stosunków z Portalem (które są być może potrzebne do funkcjonowania Jego kanału). Potem trochę to dziwny kurs obiera. Jest standaryzowanie niewywiązywania się z obietnic, "bo w każdej branży tak jest". Nie podoba mi się w tym filmie to, że używa formy mnogiej - "my", np. "nie możemy potraktować tego jako ostrzerzenie...", próbuje wygłaszać czy narzucić zdanie wszystkich, dodatkowo "nie napisał" tego i tamtego. No kurczę, gdyby Portal był niewinny to by odpowiedział tak, że nie byłoby wątpliwości, albo byłyby niewielkie a nie, że dalej trzeba się domyślać na zasadzie, że Kajtek tego i tamtego nie dobrał w 100% idealnych słów, by rozwiązać wszelkie wątpliwości, takie trochę doczepywanie się każdego słowa i jeśli słowo nie jest w 100% użyte w zgodzie z definicją słownika to znaczy, że coś jest nie tak, mowa potoczna nie istnieje, logika nie istnieje, trzeba traktować każde słowo w 100% pod względem jego defnicji. A to, że wyjaśnianie takich spraw w social media jest żałosnym posunięciem - to jest żart. To jest jedyna obecnie droga by cokolwiek załatwić. Oczywiście, jest tu spore pole do nadużyć, ale gdzie indziej to załatwiać? Email? Czekać kilka tygodni na odpowiedź, napisać ponownie, czekać kolejne kilka tygodni? I co potem? Telefon? Jadzia odbiera i nic wie wie, to co potem? Sąd? Wyłożyć kilka tysięcy na prawnika by je odzyskać + kilkaset złotych po kilku latach? Social Media to jest obecnie najbardziej efektywny sposób na rozwiązywanie takich spraw, firmy wydają tysiące (a większe i miliony) na dobry PR, w dupie mają sprawę o kilka tysięcy w sądzie, bo prawnik, którego mają na "abonament" im to załatwi, ale zwykły post może wyeskalować do milionów strat (czy słusznie czy niesłusznie - jedna wielka niewiadoma). To jest obecnie droga do załatwiania takich spraw. Mimo moich słów dalej Kajtkowi wierzę, że chciał to rozgłośnić by przestrzec innych. Na logikę - kto by się bojkotował o kilkaset (czy te ~1.5k za ALL IN) w sądzie, to nie jest warte czasu. Anegdotka ode mnie, jeśli ktoś jeszcze wytrwał - warta czasu jest natomiast zemsta, która jest w tym przypadku (jeśli jest prawdą) prawidłowa - miałem "podobną" sytuację, gdzie firma finalnie wisiała mi 15k, ale z racji, że ogłosiła updałość - musiałbym zapłacić ~10k, by mieć ~50% szansy na odzyskanie tych 15k (+10k za prawnika, więc odzyskałbym swoje, ale ryzyko spore). Czy prawnik przegiął? Nie wiem, byłem u trzech w małopolskim i kwota była podobna. Myślę, że rzucali taką, bo wiedzieli, że jest to ciężkie do wygrania, no bo komornik miał pierwszeństwo. Czemu pozwoliłem im na takie zadłużenie? Po pierwsze - byłem wtedy nowicjuszem na rynku, dali mi szansę, to była moja firma matka. Po drugie młodzi ludzie, relacje koleżenśkie a nie szef - pracownik. Po trzecie - przez ponad pół roku nie było problemu z jakimikolwiek płatnościami. Zaufałem. Po 2 miesiącach przestałem ufać, domagałem się swojego, małą część odzyskałem, większą nie. Wtedy przyszły konsultacje i byłem postawiony pod wyborem - czas + pieniądze poświęcone, by odzyskać zaległe wypłaty lub spokój ducha. W takich sprawach nikt nie zapłaci nam za poświęcony czas na daną rozprawę. Jeśli firma by dalej funkcjonowała - raczej bym nie walczył, ale z chęcią był podzielił się swoimi doświadczeniami na linkedin czy innych portalach, bo to by dało mi o wiele większą szansę na odzyskanie pieniędzy przy małym wkładzie własnym, ale to nie byłoby celem, celem byłaby zemsta, która może być potępiana tylko przez osoby, które nie przeżyły czegoś podobnego jak i uświadomienie innych przed daną firmą.
MEEEPLE, MEEEPLE, MEEPLE, niech mi Hans im F*ut wiadomo co zrobi. Przepraszam za niecenzuralne słowo, ale wspierałem Meeple Inc i znam tą sprawę od podszewki. Typowe korpo może więcej. W USA z tego co słyszałem patentu nie ma, ale ktoś już zgłosił by zastrzec, gracz dla graczy, czy tak będzie - cholera wie. W europie chyba jest, nie tylko w niemczech, ale nie jestem w 100% pewien. Moim zdaniem żałosne posunięcie, za takie coś powinien być cancel, takie coś nie powinno wgl mieć miejsca, bo nie oni to wymyśli, nie mieli prawa by to zastrzec. Nawet jeśli autorka tego słowa była przekupiona - po kilkunastu latach nie powinno mieć to miejsca. A jeśli chodzi o to, po co to zastrzegać - myślę, że nie było to zastrzeżone by coś stracić. Tak jak wspomnieliście - firma na tym nie traci, nikt nie kupuje dla słowa Meepel. No ale może zyskać, może zarobić na innych firmach, które tego słowa użyją. Bezczelne, żałosne, ale zgodne z żałosnym prawem. Odnośnie customowych meepli, może nie z wyglądu ale z nazwy - Tabletop Inc wyszło na tym myślę dobrze - wymyślili "the Mumans". Nie wiem dlaczego, ale lepiej brzmi niż zwykłe, ordynalne meeple :D.
Oświadczenie portalu było chyba jednym z najbardziej nieprofesjonalnych jakie widziałem ostatnimi czasy. Wygląda jakby to pisała zdenerwowana i zła osoba ukrywająca się za korporacją. To oświadczenie na miarę buraka z Giftpolu co zwalnia ludzi przez przez Skype. Upokorzyli się strasznie tym.
Bardzo mi się podoba sformułowanie "żona mnie nie puści", grunt to powiedzieć prawdę. Moja też by mnie nie puściła 😂😂😂 Odnośnie portalu od oszustów nie zamierzam przez długi czas kupować gier, na szczęście jest wielu innych wydawców.
Jest jeszcze jeden problem pracy z hobby, który wydaje mi się, że warto podkreślić. Gry branża jest tworzona przez miłośników hobby, skupiają się oni na swoim hobby, a nie na kompetencjach to faktycznie wykonywanej pracy i cała branża zamiast się rozwijać, brnie w amatorkę. Może dlatego oświadczenia PRowe są słabe PRowo 🤷🏻♀️
Dwie rzeczy są pewne. W życiu nie zatrudniłbym się w Portal ani nigdy nie zatrudniłbym Pana Kajtka. A Kaczmara proszę zostawić w spokoju. Nie wolno go hejtować! To jest profesjonalista!!!
uff Mareczek dzisiaj wyposzczony, forma olimpijska doceniam jak Was znajde na nastepnym konwencie to dorzuce donate na następne gatki ! Btw ja tutaj widze potencjał na kariere w drzwi games
Odnośnie Portalu zastanawia mnie jeszcze temat, o ktorym czesto wspomina Prezes, a mianowicie geanie w gry po godzinach pracy. Czyli co, niby pracownicy zostają po pracy, dla hobby i ogrywają prototypy, nowości itp. jestem ciekawy, co jesli pracownik nie chce grać w firmie po godzinach.
Wtedy słyszy, że Portal nie po to zatrudnia pasjonatów żeby im płacić za granie w gry i jak komuś to nie pasuje, to może iść do działu kadr złożyć wypowiedzenie. Cytat nie jest dosłowny, ale zachowałem sens ;)
Portalowy RC ciąg dalszy - dziś ruszyła przedsprzedaż w sklepie Portalu ale i innych. Księga Przygód na GF za 30 EUR (pi razy drzwi przy zmiennym kursie liczmy minimum 120 zł). W sklepie Portalu 120 (102 po rabacie), w AlePlanszówkach 95 bez rabatów, poniżej 90 z. Jak się finalnie okaże, że wersja z AP czy ze sklepu Portalu to ta sama wersja co z GF, to mnie szlag trafi. Trzewiki umieją wkurzać do samego końca.
Fajne zdrowe podejście Marek, ale ciekawe ile gier mniej by było na rynku gdyby nie to, że w wydawnictwach są pasjonaci. Ale tego się nigdy nie dowiemy, bo tak to wygląda i będzie wygladać zawsze. A temat całego wolontariatu ... wystarczy nawet zobaczyć ilu jest influencerów tworzących materiały promocyjne dla gier, które sami kupili albo kupili za 50% scd. Więc to, że na wydarzeniach planszowych są wolontariusze... nie powinno dziwić :P Ale znowu, ile mniej by było eventów gdyby nie wolontariusze, albo o ile mniej spektakularne by były.
Cześć, są bazy danych gdzie można sprawdzić czy dane słowo jest chronione (zastrzeżone). Dla Uni Europejskiej jest to instytucja: European Union Intellectual Property Office (EUIPO) z siedzibą w Alicante w Hiszpanii i ma wyszukiwarkę wzorów wspólnotowych, znaków towarowych i innych. I "MEEPLE" jest w tej bazie i jest chroniony więc można sobie sprawdzić interesujące nas słowo czy jest chronione. I nie PATENT tylko Znak Towarowy.
Tak, całość przesłuchaniem i Marek wspominał, że może coś źle nazywać ale kilka razu użył słowa Patent a to jest kompletnie coś innego. Napisałem bo coś o tym wiem. Nie ma za co i pozdrawiam. PS. Patent to jest wynalazek a nie wygląd czy nazwa ale wiele osób używa tego słowa potocznie błędnie.
@@piotrwos1656 Powiedzial ze to nie Patent tylko ze inne slowo, i pozniej uzwal Znak Towarowy. Pomylil sie potem znowu ale odrazu sie poprawil. Ale dziekuje Ci za Twoja madrosc i wklad w dzieje ludzkosci.
Chłopaki, patenty są, szczególnie w Stanach, dosłownie na wszystko, np na krzywiznę łuków elementów interfejsu graficznego aplikacji (np zaokrąglonych rogów przycisków czy kontenerów itp). Korporacje patentują wszystko, budując portfel patentów po to, by jeśli ktoś się ich przyczepi o cokolwiek, co naruszyli świadomie lub nie, wyciągają ze swojego portfela coś innego i szachują oskarżyciela -> sprawy nie ma :D Znaki towarowe ... cóż, jeszcze trudniejszy temat :P Nieszczęsny Portal był chyba ścigany za Detektywa gdzieś w Ameryce Południowej, bo już istniała gra o takim samym tytule (oczywiście w danym języku). P.S. Pani pewnie jest z niemieckojęzycznego kraju, gdzie Sonne to słońce i czyta się przez Z ;)
Był oskarżony przez Hasbro w Brazylii i nie Portal, tylko lokalny dystrybutor. My wiemy jak to działa, chodzi o to że Hans im Gluck nie złożył wniosku w Stanach. Co ciekawe zrobili to inni ludzie w ramach ochrony przed działaniem firmy.
Lubię Ignacego i Merry, portal też, kupuje gry i mam w dupie jakieś Cancel culture. Jestem starym dziadem i cenie sobie dbanie o klienta a portal mnie nie zawiódł.
Mowi sie ze jak praca jest twoim hobby, to nie przepracujesz ani dnia w twoim zyciu. A wg mnie jezeli praca jest twoim hobby, to stracisz pasje do tego hobby. Jest tak jak mowicie, ludzie kochaja planszowki to ida pracowac w wydawnictwie, a potem sie okazuje ze pracodawca zamiast ci placic pieniadze za prace, to obiecuje ci wynagrodzenie w planszowkach. Jakby ktos mial neutralny stosunek do tematu, to by odpowiedzial jak w "chlopaki nie płaczą" o kaktusie, zażądał prawdziwego wynagrodzenia, i nie dal sie oszukiwać.
Oh to było lata temu, jeszcze nie mieliśmy podcastu. Po prostu w ramach rozliczenia za wolontariat obiecano nam jedno, a dostaliśmy coś zupełnie innego.
Odnośnie dramki z meeplem i nazwą wydawnictwa. Dlatego moje nazywać się będzie "Coconut Salad", by przypadkiem nie naruszyć nazwą czyichś praw autorskich 😅
W sumie z meeplami to jak z paczkomatami - produkt tylko komercyjny i nie panstwowy jak parkomat i jedna firma jest odpowiedzialna za rozpowszechnienie. Tylko jak allegromaty, dhl boxy czy biedromaty to ludzie i tak beda mowic paczkomat, ale firma nie moze sie reklamowac. Tylko ze nie mozna takich jaj robic po rym jak juz setki gier uzylo nazwy i nie bylo problemu
Bojkot - zmowa, wymierzona przeciwko osobie lub grupie osób, jak też przeciwko pewnym zjawiskom, czynnościom, zwyczajom lub też rzeczom, a mająca na celu uniemożliwienie tym osobom pewnych czynności, usunięcie ich od działalności, wyrugowanie pewnych zjawisk, usunięcie z obiegu pewnych rzeczy i towarów. Według mnie nagłaśnianie i krytykowanie danego zjawiska jak najbardziej wyczerpuje definicje.
@@KPiB zmowa - potajemne porozumienie kilku osób, które chcą razem działać w jakimś złym celu. Trochę słaba ta definicja z Wiki. Lepsza jest ze słownika polskiego. Wstrzymywanie się od kontaktów z jakimś państwem, firmą, organizacją bądź osobą połączone z ignorowaniem ich działań, zarządzeń lub produktów w celu wywarcia nacisku, wyrażenia protestu bądź w odwecie za coś
Przesłuchane. Stwierdzam, że dzisiejsze dramki takie średnie. Dzięki za info o brewer games, może się coś natrafi ciekawego. Drama portalowa zaczyna mnie lekko męczyć, od 2 tygodni gdybanie bez konkretów. Aż dziw, że Kaczmar tak z rigczem do tego podszedł, spodziewać by się można wideł i pochodni w komentarzach. Jeżeli coś jest możliwe na terenie unii, a niemożliwe na terenie niemiec (możliwość używania mepel) to to się czasem wzajemnie nie wyklucza?
Popatrz np na Google Street View i jak działa w Niemczech. Ekspertem nie jestem, ale mimo wszystko prawo w konkretnym kraju często jest ponad to Europejskie. Co do Portalu to cóż. Jeśli się coś nowego pojawia to komentujemy. Nie mamy zamiaru grzać tego co tydzień bo nigdy tego nie robimy. Pojawiło się oświadczenie, kilka osób nas wywoływało do tablicy to jesteśmy :)
Ten Pan na imię w końcu Kajetan czy Kajtek? Rozumiem, że Kajetan a Kajtek to zdrobnienie - jednak dlaczego zamiennie używane jest zdrobnienie? Przecież nie mówi się zamiennie na forum publicznym o w sumie obcej osobie Piotr/Piotruś, Paweł/Pawełek, Michał/Michaś - normalnie zdrobnień imion używa się tylko prywatnie - jaki jest cel wobec tego takiego mówienia raz Kajetan raz Kajtek? Jakoś nie mówicie o Trzewiczku Ignaś a używacie Mareczek bo się dobrze znacie i w swojej obecności (w tym wypadku online). Jakby obca osoba o mnie mówiła na forum publicznym Michaś czy Michałek to bym to potraktował jako podejście prześmiewcze i lekceważące - ale może tylko jak tak bym to potraktował.
@@KPiB Ok w takim razie używanie zdrobnienia jest uzasadnione - skoro sama osoba tak się określa publicznie - nadal jednak zamiennie używanie pełnego imienia i zdrobnienia w tej samem wypowiedzi dla mnie brzmi dziwnie.
@@michawodarczyk7523Myślę, że warto rozróżnić Marka/Marusia od Kajetana/Kajtka/Kajetanka i Przemysława/Przemka/Przemusia. W moim odczuciu Marek jest równoważny z Przemkiem i Kajtkiem. Nie uważam tych form za formy zdrobniałe choć z językowego punktu widzenia takimi są.
Afera jest taka, że na dzisiaj finału brak, nikt nie wygrał i ogólnie za chwilkę mało kto będzie pamiętać. Po obu stronach zabrakło konstruktywnego podejścia.
Czego konstruktywnego zabrakło Twoim zdaniem z mojej strony? Wysłałem do Portalu wniosek o kopię mojej dokumentacji pracowniczej, z pomocą której mógłbym udowodnić nieprawdę w ich oświadczeniu, ale nie otrzymałem odpowiedzi.
Odczekania na odpowiedź Grzegorza (ponowienie), następnie konsultacja z Radcą prawnym (treść wpisu, zabezpieczająca Cię przed ewentualną reperkusją prawną ze strony Portal), przy braku satysfakcjonującego rozwiązania, złożenie wezwania przedsądowego.
@@pawecyzman5703 nie było na co czekać: Grzegorz widział moją wiadomość i przekazał ją do Ignacego, bo ustalili, że to on napisze mi odmowną odpowiedź. W moim wpisie nie ma moim zdaniem niczego, co stanowiłoby podstawy do reperkusji prawnych. Równocześnie nie uważam, że ja mam podstawy do prawnego dochodzenia obiecanych gier - nie było to częścią żadnej umowy, a ja nie mam tego na piśmie. Z resztą w ten sposób nie osiągnąłbym tego, co chciałem - nagabywanie Grzegorza żeby może zmienił zdanie czy wysyłanie przedsądowych wezwań to dawanie im kolejnych i kolejnych szans, by zachować się jak należy i utrzymać sprawę poza zasięgiem opinii publicznej. A ja jestem zdania, że jeśli decydują się nie dotrzymywać słowa, to opinia publiczna ma prawo o tym wiedzieć.
@@pawecyzman5703 nie ma ciszy byłych pracowników. Troje z nich potwierdzało moje słowa pod jednym z moich wpisów. A ja od sprytnych quasi-politycznych zagrań i koalicji wolałem szczery wpis pojedynczego, oszukanego pracownika. W ten sposób mogłem napisać to, co chciałem, swoimi słowami, nie ustalając wspólnej wyważonej treści z 18 osobami. Z resztą, to czy ktoś chciał wziąć w tym publicznie udział czy nie to była prywatna decyzja każdej z tych osób i ja nie mam zamiaru na nie wpływać czy mieć o nie pretensje. Od publikacji mojego wpisu rozmawiałem z 7 byłymi współpracownikami, którzy w prywatnych rozmowach podzielają moje zdanie. Niektórzy dalej utrzymują relacje biznesowe z Portalem. Inni wciąż pracują w branży. Jeszcze inni nie, ale nie chcą palić w ten sposób mostu z grami planszowymi. Jeszcze inni, jak część komentujących, uważa, że takich rzeczy nie powinno załatwiać się w ten sposób. Ktoś tam pewnie za mną nie przepada i nie chciałby być ze mną kojarzony. I tak dalej.
Dzień dobry Panowie :) Temat się pewnie przewinie niebawem na odcinku pewnego innego podcastu, ale jedną rzecz chciałem tylko skomentować. Może i faktycznie powinienem był przebrnąć przez te komentarze pod oryginalnym postem Kajtka zanim nagrałem materiał. Uważam jednak, że to co powiedzieliście to jest kolejny dowód na to, że Kajtek nie wybrał najlepszej możliwej drogi. Jeżeli muszę przebrnąć przez kilkadziesiąt czy kilkaset komentarzy pod postem na facebooku, żeby mieć jak najbardziej klarowny obraz sytuacji, to znaczy, że po 1) oryginalny post nie był do końca przemyślany i 2) całość trudno potraktować w pełni poważnie.
Tak samo jak nie można traktować poważnie Twoich wypocin. Zachowałeś się w typowy dla siebie sposób czyli nie powiedziałeś niczego co mogłoby się nie spodobać wydawcy. Przecież gry do słabych recenzji też trzeba mieć.
Oglądam Was od niedawna, bo może z 2 miesiące, ale kurczę, fajnie widzieć osoby z podobnymi poglądami (no albo osobę, bo ostatnio kilka różnych starć "światopoglądowych" było :D). Okej, uwaga, długa wypowiedź, bardzo długa :D, zachęcam do herbaty, kawy, piwa czy whisky :D.
Odnosząc się już do filmu, kilka moich spostrzerzeń...
Jeśli praca to jest nasze hobby, wcześniej robiliśmy to za free a teraz ktoś nam za to płaci - tutaj o wiele łatwiej usprawiedliwić sobie bycie dymanym przez pracodawcę. Tym bardziej jeśli dochodzi kwestia zdobywania doświadczenia. Wyobraźcie sobie, że ktoś Wam zaoferuje prace jako tester gier planszowych, macie tylko i wyłącznie grać w gry 8h dziennie. Wiadomo, że z czasem to się przerodzi w pracę, ale przez te kilkanaście tygodni / miesięcy (zależy od osoby) będziemy to odbierać jako "darmową" kasę za relaks. Z jednej strony to zły przykład, no bo tester gier planszowych gra w jedną grę do uporu i dla większości to będzie po tygodniu już pracą (a przynajmniej tak mi się wydaje), ale podałem go, bo to ilustruje idealnie to jak się czuje osoba mocno wkręcona w hobby, która dostaje robotę powiązaną z tym hobby. Sam miałem taki przypadek - jestem programistą i moje początki to było tworzenie jakichś projektów dla funu. Potem jak się udało zdobyć robotę to był efekt wow - płacą mi za coś, co i tak bym robił w wolnych chwilach. Po kilku miesiącach niestety hobby stało się pracą (jak z resztą o tym mówiliście) i odpowiednie wynagrodzenie to konieczność, ale to przejście z hobby do pracy jest dla każdego inne, u niektórych trwa pół roku, u innych kilka lat (też to zależy od wykonywanej pracy). Dodatkowo nawet po kilku latach mam chwile, gdzie robię nadgodziny, bo mnie coś tak nurtuje, że nie mogę poczekać do kolejnego dnia, muszę to zrobić już, bo inaczej jak położę się spać - lawina pomysłów mnie zaleje. Za nadgodziny kasy nie dostanę, pracuję dla zagranicznej firmy gdzie obywatele są nauczani od małego robola :D, że nadgodziny to zło i są zabronione, nieistnieją deadline. Jedyne wynagrodzenie jakie z tego mam to uczucie zwycięstwa, ale jest ono momentami lepsze niż te 1-2k dodatkowe na koncie. No ale to może kolejny zły przykład, bo te nadgodziny na spokojnie pokrywają czas, w którym powinienem pracować a robię coś innego :D.
Nawet teraz - uwaga - tu autoreklama - w wolnych chwilach tworzę inserty 3d do gier planszowych, które udostępniam za darmo (projekty) do wydruku. Za darmo, bo chcę coś oddać community, które dało mi już sporo (tak samo jak programowanie, bardzo łatwo znaleźć odpowiedź na problemy, bo ludzie są pomocni, pomagają za DARMO). Jak się trafia na takie osoby, czy setki osób w swoim życiu to o wiele łatwiej o zaufanie.
W każdym razie wracając z drogi offtopu na autostradę - widzę jak najbardziej sytuację, gdzie mogą wyniknąć korzyści obustronne z niepłaconych "obowiązkowych" nadgodzin, czy to jak wcześniej wspomniałem korzyść w postaci doświadczenia czy przede wszystkim to, że nie traktujemy to jako pracę. Ale nawet wtedy, gdy korzyści są obustronne i pracownik się na to "godzi", bądź usprawiedliwia czymś innym jak w przypadku Kajtka - wina leży po stronie pracodawcy. Gdy chodzi o pieniądze to są dwa podejścia, strona ufna - na gębę, strona nieufna - umowa. Obie umowy wiążące, tylko że tą drugą stosują pracodawcy, gdy czegoś potrzebują, ale rzucają na lewo i prawo pierwszą, bo wiedzą, że ciężko to udowodnić. Rozumiem podejście osób, które mówią, że ofiara jest sobie winna - nie zadbała o umowę na piśmie, nauczy się na przyszłość. Tyle że to jest karcenie ofiary za zaufanie komuś, czyli za coś, co powinno być podstawą naszego społeczeństwa. Sam nie jestem do końca ufny, nauczyło mnie życie, ale nigdy (mam nadzieję) nie powiem, że jak ktoś komuś innemu zaufa i na tym straci to jest on sobie winny (no może oprócz tych scamów telefonowych, jeszcze starsze osoby rozumiem, ale młode - no błagam, no dobra :D, jestem tu malutkim hipokrytą). Jedynie jak mogę usprawiedliwić pracodawcę - pracownik faktycznie kolokwialnie mówiąc gówno zrobił a domaga się niewiadomo czego (gówno - opierdzielał się). Wtedy moją pierwszą myślą jako pracodawca na wymagania byłego pracownika byłoby spytanie go o to jak się przyczynił do tego projektu (oczywiście w przypadku braku obietnicy) i spytać o udostępnienie konwersacji. Nawet jeśli się nie zgodzi - prosta sprawa - były pracownik zarzuca coś na social mediach - rzucić post, że "Pewny pracownik nie pozwolił na udostępnienie naszej odpowiedzi, natomiast w naszym mniemaniu zrobiliśmy wszystko by wywiązać się z umowy zawartej z danym pracownikiem.". Pytanie tylko czy to zgodne z prawem? Na pewno rzuciłoby to piłkę pod nogi Kajtka, ale finalna odpowiedź Portalu nie była odpowiedzią tylko zbiorem zarzuceń bezpodstawnych (dla nas, na podstawie faktów, które mamy) w stronę Kajtka, więc stawia to ich w żałosnym świetle.
Jeśli chodzi o wolontariat to też tego zupełnie nie rozumiem. No może nie zupełnie, rozumiem pomoc przy organizacji jakiegoś wydarzenia, które ma pomóc innym ludziom, kasa z niego ma być przeznaczona na jakieś fundacje itd., chociaż i tak pewnie część z takich wydarzeń ma swoje za uszami i ta praca woluntariuszy opłaciła organizatorom nowe auto, no ale przynajmniej czujemy się dobrze z racji tego, że dołożyliśmy jakąś cegiełkę. No ale wolontariat przy jakichś konwentach, wydarzeniach, koncertach itd. czysto nastawionych na zysk? Jedynym sposobem jakim bym mógł sobie to usprawiedliwić to możliwość poznania wpływowych ludzi, tylko czy wpływowi ludzie będą chcieli rozmawiać z byle woluntariuszem? A nawet jeśli będą chcieli - czy nie dlatego, że skoro za darmo wykonujemy pracę to będziemy dobrym pracownikiem, którego można dobrze wydymać?
"Dajesz się wykorzystywać, to nie dziw się, że będziesz wykorzystany" - jak najbardziej prawidłowe sformułowanie, "każdy" o tym wie, tylko to też zależy od sytuacji, od relacji, od zaufania w relacji (być może jednostronnego). W przypadku Kajtka - Grzegorz sprawia wrażenie osoby, której można by było zaufać, więc nie dziwię się, że są osoby, które po pewnym czasie mu zaufają, sam być może bym zaufał. Być może nawet słusznie i tu wtedy wchodzi cały na czarno Ignacy.
Czas pracy - to było dla mnie najbardziej żałosne w tym tłumaczeniu Portalu. Nie wiem dlaczego pracodawcy, szczególnie Ci starszego pokolenia (sam już powoli jestem z tego starszego pokolenia, więc wyszczególnię - osoby ~45+) wymagają od pracownika lojalności (i przy okazji dodatkowo by był potulną owieczką, by szwindlu tu i tam nie zauważył) lub traktują to, że pracował tam i tam o tyle za mało i to źle o nim świadczy. Z czasem praca to nie jest hobby, to nie są relacje, to jest praca, to są pieniądze, które potrzebne są nie tylko do życia, ale przede wszystkim do poprawy jakości życia. Pracodawca to rozumie, bo ma fajne pieniądze, czemu ma nie rozumieć też pracownik? U niektórych pracowników jest to żelazna ręka, dawaj należne wynagrodzenie albo nara, u niektórych to przychodzi później z racji tego zaufania i relacji, ale i jedni i drudzy powinni dostać tyle ile są "warci". To nie jest tajemną informacją, że zmiana pracy to jest najlepsze wyjście by podnieść swoje wynagrodzenie o te ~1-4 tysiące (zależy od branży i stanowiska), a to nie jest mała kwota. To jest kwota na tyle motywująca, by jednak spojrzeć na te relacje i zobaczyć, że są jednak jednostronne. Tu leży po stronie pracodawcy "interes" by udowodnić pracownikowi. że to nie jest wykorzystywanie go a obustronne pozytywne relacje. Ale nawet nie zawsze chodzi tu o pieniądze jak wspomnieliście, ja sam nie doszedłem do tego momentu, gdzie pieniądze nie są wyznacznikiem, ale znam osoby, które zarabiały 30k i zmieniły pracę na 20k. Dlaczego? Nienawidziły swoją pracę, swojego pracodawcę? Nie, po prostu to już była katorga psychiczna - robienie tego samego przez kilka miesięcy / lat. Gdy nie ma zmiennych, które naszą pracę czy uatrakcyjnią czy sprawią, że czegoś się nauczymy to po co stać w miejscu i się męczyć nawet za ogromne pieniądze. Są one ogromną częścią naszego życia, no ale sama praca też jest ogromną częścią naszego życia i fajnie, jakby chociaż cząstka tych 40h tygodniowo była ciekawa. Dodatkowo świat się rozwija w szybkim tempie i za 10 lat, ba, nawet za 5 lat wiele technologii w których wiele z nas pracuje już istnieć nie będzie (lub będą, ale nasza firma upadnie a inną będzie ciężko znaleźć). Jeśli firma nie podąża za rynkiem no to jest jej wina. Myślę, że sporo osób z IT będzie mogło to potwierdzić - firmy nie chcą inwestować w unowocześnienie istniejących rozwiązań, bo dla nich po co - działają, kasę mają, jest git. Pracownicy natomiast widzą - za kilkanaście miesięcy się okaże, że coś co było trzeba zrobić na już kilka miesięcy temu nie było zrobione. Firma nie wyłoży kilkuset procent za nadgodziny (bo tyle moim zdaniem powinno być wyłożone za coś, co zauważył i domagał się pracownik kilkanaście miesięcy temu), postanowią znaleźć nowych pracowników i puff, koniec. To jest wgl. ciekawe zjawisko, bo np. przytaczając moją firmę ponownie - jest to mała firma IT, małe firmy mają to do siebie, że mają na uwadzę rozwój rynku, ale mimo wszystko coś co było zaproponowane, ba, nawet zaimplementowane rok temu - nie zostało jeszcze wdrożone. Dlaczego? Na początku myślałem, ze kwestia środków, no ale środki już zostały przeznaczone, jest zaimplementowane, działa, został tylko test generalny, jakby nie działało można szybko cofnąć. Sam nie wiem czego to kwestia, można powiedzieć kwestia ryzyka - wstrzyma to pracę na kilka godzin, no ale było przeznaczone na to kilkadziesiąt godzin wcześniej. Chyba po prostu kwestia opierd*lania się wszystkich i cierpi na tym szeregowy pracownik, który chce dobrze zarówno dla siebie jak i dla firmy, a potem jest karcony za zmianę firmy bo poprzednia miała wyrąbane na jakikolwiek rozwój.
Podsumowując - czas zmiany firmy w 80% przypadkach nie dyktuje pracownik, dyktuje firma. Tu jest wiele czynników, jest oczywiście wynagrodzenie, ale w pewnym momencie ono potrafi nawet podium nie zajmować. Głównie chodzi o rozwój, on jest najważniejszy, jedyną stałą jest zmiana. Rozumiem czemu istnieją firmy, które tego nie uznają, natomiast nie rozumiem czemu istnieją firmy, które zarzucają nie uznawanie tego prawa pracownikowi.
"Podobno programiści zmieniają często pracę" - jak już wiecie jestem programistą i tak, ta teza to jest ogromna prawda. Jeśli ktoś pracuje więcej niż rok (a często nawet pół roku) w jednej firmie - to jest już sporo. Oczywiście nie mówię tu o osobach, które dopiero zaczynają, dla nich 1 rok to jest takie minimum, ale z racji, że jest to zawód, który daje sporo kasy na sam start - często pojawiają się "sezonowi" programiści, a znaleźć "prawdziwego" nie jest łatwo. Potwierdzają one z przypadku tą regułę, ale to tylko przypadek, po prostu z czasem sobie nie radzą i próbują innej firmy, bo może tam będzie lepiej (czasami jest). Żeby nie było, nie dyskryminuje, zachęcam bardzo spróbowania programowania, bo jest to fajna sprawa, ale tylko mówię, że nie taka łatwa jest jak się wydaje (dla niektórych, dla innych to czarna magia). W każdym razie wracając do programistów, którzy już kilka dobrych lat pracują (ja np. programuje niezawodowo ~8 lat, zawodowo 3 lata, więc naprawdę bardzo mało, ale już moim zdaniem kroplę do morza dołożyłem) - w moim pierwszym roku jako programista trafiłem na firmę, która podstępem mnie zciągnęła do siebie - w ogłoszeniu były inne technologie, niż jakie faktycznie wynikły (coś w stylu - znajomy mówi - będziemy grać w Scythe a finalnie gramy w Arnaka, niby to i to gra planszowa, to i to euro, ale jednak inne). Na początku było fajnie, bo nowa technologia, poznawanie czegoś nowego, ta ciekawość, dodatkowo perspektywa fajnych pieniędzy (to się akurat w miarę potwierdziło, bo mało popularna technologia w Europie). Minęły 2-3 miesiące i robienie tego samego, no ale nowe projekty na horyzoncie, będzie lepiej... Minęły kolejne miesiące - to samo. Co prawda sam nie zmieniłem pracy, firma finalnie upadła, ale myślałem już poważnie o zmianie pracy (czy bym zmienił czy się bał z racji na małe doświadczenie - to już inna sprawa). W obecnej pracy pracuję już prawie 2 lata i to jest sporo, myślę już o zmianie, ba, nawet myślałem o niej rok temu. Wiem, że w innej pracy więcej zarobię, ale ta po prostu mnie zaskakuje nowymi rzeczami (mimo, że czasami mnie wkurza zacofaniem). Znam wiele historii, gdzie osoby zmieniają pracę co pół roku i to jest naprawdę normalny termin zmiany pracy, po prostu technologia się tak szybko rozwija, że firmy nie chcą nadążać a pracownicy chcą (i to, że firmy nie chcą to jest dobre sformułowwanie, bo jedna zmiana, która potrwa powiedzmy miesiąc zaoszczędzi 3 miesiące w przeciągu roku, ale firmy widzą tylko to, że zabierze ona miesiąc teraz, nie widzą tego, że zaoszczędzi czas w nawet niedalekiej przyszłości).
Wracając znowu na autostradę - naprawdę się dziwie jak w obecnych czasach, gdzie każde słowo (często nawet sprzed paru lat - co jest chore) potrafi skreślić osobę czy nawet całą firmę postawiono wydać takie oświadczenie. To nie jest cios w stronę Kajtka, to jest cios w stronę Portalu. Z racji "monopolu" (cudzysłów, no bo wiadomo, monopolu nie mają, ale wydają naprawdę dobre gry, do tego mają smykałkę i każdy o tym wie) się utrzymają na spokojnie, klientów mimo zagorzałych osób, które mówią, że już nic nie kupią od nich (być może prawdziwie, ale jest ich garstka) nie stracą, no ale PR zrobili sobie bardzo zły. Czy pójdzie w niepamięć czy nie - dwa lata temu powiedziałbym, że tak, że nic im się nie stanie. Teraz, gdy każda błahostka sprzed kilkunastu lat jest wywlekana na światło dzienne - bardzo możliwe, że się to im odbije ogromną czkawką, która zakończy ich działalność.
Kaczmar - nie lubiłem tego Pana przez długi czas, z racji na Jego zawiłe tłumaczenia zasad (zasady, które można było wytłumaczyć w 10 minut tłumaczył w 30), no ale kurczę polubiłem Go, wydaje się bardzo przyziemnym gostkiem nienastawionym na youtube=zysk, tylko na szerzenie tego hobby przy okazjonalnym zysku (co jest moim zdaniem baaaaardzo zdrowym podejściem i takiemu ufam). Pierwsza część wypiowiedzi jest trcohę dyplomatyczna (wtedy, gdy czyta odpowiedź Portalu), no ale musi być, i moim zdaniem jest na tyle stanowcza na tyle ile powinna być, podkreśla Jego stanowisko jak i nie zaprzepaszcza ewentualnych stosunków z Portalem (które są być może potrzebne do funkcjonowania Jego kanału). Potem trochę to dziwny kurs obiera. Jest standaryzowanie niewywiązywania się z obietnic, "bo w każdej branży tak jest". Nie podoba mi się w tym filmie to, że używa formy mnogiej - "my", np. "nie możemy potraktować tego jako ostrzerzenie...", próbuje wygłaszać czy narzucić zdanie wszystkich, dodatkowo "nie napisał" tego i tamtego. No kurczę, gdyby Portal był niewinny to by odpowiedział tak, że nie byłoby wątpliwości, albo byłyby niewielkie a nie, że dalej trzeba się domyślać na zasadzie, że Kajtek tego i tamtego nie dobrał w 100% idealnych słów, by rozwiązać wszelkie wątpliwości, takie trochę doczepywanie się każdego słowa i jeśli słowo nie jest w 100% użyte w zgodzie z definicją słownika to znaczy, że coś jest nie tak, mowa potoczna nie istnieje, logika nie istnieje, trzeba traktować każde słowo w 100% pod względem jego defnicji.
A to, że wyjaśnianie takich spraw w social media jest żałosnym posunięciem - to jest żart. To jest jedyna obecnie droga by cokolwiek załatwić. Oczywiście, jest tu spore pole do nadużyć, ale gdzie indziej to załatwiać? Email? Czekać kilka tygodni na odpowiedź, napisać ponownie, czekać kolejne kilka tygodni? I co potem? Telefon? Jadzia odbiera i nic wie wie, to co potem? Sąd? Wyłożyć kilka tysięcy na prawnika by je odzyskać + kilkaset złotych po kilku latach? Social Media to jest obecnie najbardziej efektywny sposób na rozwiązywanie takich spraw, firmy wydają tysiące (a większe i miliony) na dobry PR, w dupie mają sprawę o kilka tysięcy w sądzie, bo prawnik, którego mają na "abonament" im to załatwi, ale zwykły post może wyeskalować do milionów strat (czy słusznie czy niesłusznie - jedna wielka niewiadoma). To jest obecnie droga do załatwiania takich spraw. Mimo moich słów dalej Kajtkowi wierzę, że chciał to rozgłośnić by przestrzec innych. Na logikę - kto by się bojkotował o kilkaset (czy te ~1.5k za ALL IN) w sądzie, to nie jest warte czasu.
Anegdotka ode mnie, jeśli ktoś jeszcze wytrwał - warta czasu jest natomiast zemsta, która jest w tym przypadku (jeśli jest prawdą) prawidłowa - miałem "podobną" sytuację, gdzie firma finalnie wisiała mi 15k, ale z racji, że ogłosiła updałość - musiałbym zapłacić ~10k, by mieć ~50% szansy na odzyskanie tych 15k (+10k za prawnika, więc odzyskałbym swoje, ale ryzyko spore). Czy prawnik przegiął? Nie wiem, byłem u trzech w małopolskim i kwota była podobna. Myślę, że rzucali taką, bo wiedzieli, że jest to ciężkie do wygrania, no bo komornik miał pierwszeństwo. Czemu pozwoliłem im na takie zadłużenie? Po pierwsze - byłem wtedy nowicjuszem na rynku, dali mi szansę, to była moja firma matka. Po drugie młodzi ludzie, relacje koleżenśkie a nie szef - pracownik. Po trzecie - przez ponad pół roku nie było problemu z jakimikolwiek płatnościami. Zaufałem. Po 2 miesiącach przestałem ufać, domagałem się swojego, małą część odzyskałem, większą nie. Wtedy przyszły konsultacje i byłem postawiony pod wyborem - czas + pieniądze poświęcone, by odzyskać zaległe wypłaty lub spokój ducha. W takich sprawach nikt nie zapłaci nam za poświęcony czas na daną rozprawę. Jeśli firma by dalej funkcjonowała - raczej bym nie walczył, ale z chęcią był podzielił się swoimi doświadczeniami na linkedin czy innych portalach, bo to by dało mi o wiele większą szansę na odzyskanie pieniędzy przy małym wkładzie własnym, ale to nie byłoby celem, celem byłaby zemsta, która może być potępiana tylko przez osoby, które nie przeżyły czegoś podobnego jak i uświadomienie innych przed daną firmą.
MEEEPLE, MEEEPLE, MEEPLE, niech mi Hans im F*ut wiadomo co zrobi. Przepraszam za niecenzuralne słowo, ale wspierałem Meeple Inc i znam tą sprawę od podszewki. Typowe korpo może więcej. W USA z tego co słyszałem patentu nie ma, ale ktoś już zgłosił by zastrzec, gracz dla graczy, czy tak będzie - cholera wie. W europie chyba jest, nie tylko w niemczech, ale nie jestem w 100% pewien. Moim zdaniem żałosne posunięcie, za takie coś powinien być cancel, takie coś nie powinno wgl mieć miejsca, bo nie oni to wymyśli, nie mieli prawa by to zastrzec. Nawet jeśli autorka tego słowa była przekupiona - po kilkunastu latach nie powinno mieć to miejsca.
A jeśli chodzi o to, po co to zastrzegać - myślę, że nie było to zastrzeżone by coś stracić. Tak jak wspomnieliście - firma na tym nie traci, nikt nie kupuje dla słowa Meepel. No ale może zyskać, może zarobić na innych firmach, które tego słowa użyją. Bezczelne, żałosne, ale zgodne z żałosnym prawem.
Odnośnie customowych meepli, może nie z wyglądu ale z nazwy - Tabletop Inc wyszło na tym myślę dobrze - wymyślili "the Mumans". Nie wiem dlaczego, ale lepiej brzmi niż zwykłe, ordynalne meeple :D.
Kaczmar jako "arbiter elegancji" to jest taki odlot, że nie wiem czy się śmiać, czy zwyczajnie załamać...
@@vallarr proszę nie hejtować Pana Pawła. To czysty hejt!!!
Czemu? Dla mnie bardzo w porządku komentarz.
Oświadczenie portalu było chyba jednym z najbardziej nieprofesjonalnych jakie widziałem ostatnimi czasy. Wygląda jakby to pisała zdenerwowana i zła osoba ukrywająca się za korporacją. To oświadczenie na miarę buraka z Giftpolu co zwalnia ludzi przez przez Skype. Upokorzyli się strasznie tym.
Ale dojechaliście z dynamiczną kozak! 🤣
Szamani mikrofonów łapka w górę!
Nie zdążyłem nadrobić tematu a tu takie wejscie Śmiechlem 😂
Bardzo mi się podoba sformułowanie "żona mnie nie puści", grunt to powiedzieć prawdę. Moja też by mnie nie puściła 😂😂😂
Odnośnie portalu od oszustów nie zamierzam przez długi czas kupować gier, na szczęście jest wielu innych wydawców.
Łączę się w bólu 😃
Jest jeszcze jeden problem pracy z hobby, który wydaje mi się, że warto podkreślić. Gry branża jest tworzona przez miłośników hobby, skupiają się oni na swoim hobby, a nie na kompetencjach to faktycznie wykonywanej pracy i cała branża zamiast się rozwijać, brnie w amatorkę.
Może dlatego oświadczenia PRowe są słabe PRowo 🤷🏻♀️
Dwie rzeczy są pewne. W życiu nie zatrudniłbym się w Portal ani nigdy nie zatrudniłbym Pana Kajtka. A Kaczmara proszę zostawić w spokoju. Nie wolno go hejtować! To jest profesjonalista!!!
I super, bo właśnie przed zatrudnianiem się w Portalu chciałem ostrzec fanów planszówek. Pozdrawiam!
Gdzie znajdę ten utwór z końca odcinka?! Dawać mi go natychmiast! Nam się to po prostu należy 😁😁🤩
suno.com/song/78b7ff32-2136-4a51-8196-d8d0ecd77e22
@@KPiBżeby tylko się w dynamiczną nie przerodziło 😂
czyste złoto
Niespodziewana dramka umilła mi ten dzień 😍
uff Mareczek dzisiaj wyposzczony, forma olimpijska doceniam jak Was znajde na nastepnym konwencie to dorzuce donate na następne gatki ! Btw ja tutaj widze potencjał na kariere w drzwi games
😂😂😂 muza wymiata!
Odnośnie Portalu zastanawia mnie jeszcze temat, o ktorym czesto wspomina Prezes, a mianowicie geanie w gry po godzinach pracy. Czyli co, niby pracownicy zostają po pracy, dla hobby i ogrywają prototypy, nowości itp. jestem ciekawy, co jesli pracownik nie chce grać w firmie po godzinach.
Wtedy słyszy, że Portal nie po to zatrudnia pasjonatów żeby im płacić za granie w gry i jak komuś to nie pasuje, to może iść do działu kadr złożyć wypowiedzenie. Cytat nie jest dosłowny, ale zachowałem sens ;)
tl;dr Portal? Do piachu!
Portalowy RC ciąg dalszy - dziś ruszyła przedsprzedaż w sklepie Portalu ale i innych. Księga Przygód na GF za 30 EUR (pi razy drzwi przy zmiennym kursie liczmy minimum 120 zł). W sklepie Portalu 120 (102 po rabacie), w AlePlanszówkach 95 bez rabatów, poniżej 90 z. Jak się finalnie okaże, że wersja z AP czy ze sklepu Portalu to ta sama wersja co z GF, to mnie szlag trafi. Trzewiki umieją wkurzać do samego końca.
Jakoś nie dziwi, że Kaczmar, którego działalność na YT swego czasu można podsumować „dniem dobrej recenzji dla Portalu” zajął stanowisko w sprawie 😅
1:06:23
Dla wszystkich którym się nie chce przewijać 😂🥳
Komentarz dla zasięgu - Drzwi Games przegięły pałę goryczy
😂
Prezesa stać na znacznie więcej. Dziś o 14 przekonamy się. Ignacy strike back.
@@brontos2238 czemu, co się dzieje?
@@daviddrake5230 na grupie Fani drzwi games otrąbili materiał Ignacego o Robinsonie.
Fajne zdrowe podejście Marek, ale ciekawe ile gier mniej by było na rynku gdyby nie to, że w wydawnictwach są pasjonaci. Ale tego się nigdy nie dowiemy, bo tak to wygląda i będzie wygladać zawsze. A temat całego wolontariatu ... wystarczy nawet zobaczyć ilu jest influencerów tworzących materiały promocyjne dla gier, które sami kupili albo kupili za 50% scd. Więc to, że na wydarzeniach planszowych są wolontariusze... nie powinno dziwić :P Ale znowu, ile mniej by było eventów gdyby nie wolontariusze, albo o ile mniej spektakularne by były.
Kajtek z Portalem poszli na mutual destruction. Obie strony na tym tracą, a oświadczenie dolalo jeszcze benzyny.
Nie uważam, że mam w tej sytuacji cokolwiek do stracenia
Cześć, są bazy danych gdzie można sprawdzić czy dane słowo jest chronione (zastrzeżone). Dla Uni Europejskiej jest to instytucja: European Union Intellectual Property Office (EUIPO) z siedzibą w Alicante w Hiszpanii i ma wyszukiwarkę wzorów wspólnotowych, znaków towarowych i innych. I "MEEPLE" jest w tej bazie i jest chroniony więc można sobie sprawdzić interesujące nas słowo czy jest chronione. I nie PATENT tylko Znak Towarowy.
toc sie Marek sam poprawil z tym patentem... Sluchales?
Tak, całość przesłuchaniem i Marek wspominał, że może coś źle nazywać ale kilka razu użył słowa Patent a to jest kompletnie coś innego. Napisałem bo coś o tym wiem. Nie ma za co i pozdrawiam. PS. Patent to jest wynalazek a nie wygląd czy nazwa ale wiele osób używa tego słowa potocznie błędnie.
@@piotrwos1656 Powiedzial ze to nie Patent tylko ze inne slowo, i pozniej uzwal Znak Towarowy. Pomylil sie potem znowu ale odrazu sie poprawil. Ale dziekuje Ci za Twoja madrosc i wklad w dzieje ludzkosci.
@@grylas125 drobiazg. Miłego dnia ❤.
Horrendalny odcinek XD
Trudne słowo 😐
@@KPiB Ale za Rapsy Szacun
@TheK0cur dziękujemy ♥️
Chłopaki, patenty są, szczególnie w Stanach, dosłownie na wszystko, np na krzywiznę łuków elementów interfejsu graficznego aplikacji (np zaokrąglonych rogów przycisków czy kontenerów itp). Korporacje patentują wszystko, budując portfel patentów po to, by jeśli ktoś się ich przyczepi o cokolwiek, co naruszyli świadomie lub nie, wyciągają ze swojego portfela coś innego i szachują oskarżyciela -> sprawy nie ma :D Znaki towarowe ... cóż, jeszcze trudniejszy temat :P Nieszczęsny Portal był chyba ścigany za Detektywa gdzieś w Ameryce Południowej, bo już istniała gra o takim samym tytule (oczywiście w danym języku).
P.S.
Pani pewnie jest z niemieckojęzycznego kraju, gdzie Sonne to słońce i czyta się przez Z ;)
Był oskarżony przez Hasbro w Brazylii i nie Portal, tylko lokalny dystrybutor. My wiemy jak to działa, chodzi o to że Hans im Gluck nie złożył wniosku w Stanach. Co ciekawe zrobili to inni ludzie w ramach ochrony przed działaniem firmy.
dziena za info xd
A ktos jeszcze kupuje gry od portalu? :(
Lubię Ignacego i Merry, portal też, kupuje gry i mam w dupie jakieś Cancel culture. Jestem starym dziadem i cenie sobie dbanie o klienta a portal mnie nie zawiódł.
Tak, firma ma 25 lat , wzloty i upadki, na pewno to nie powód do bojkotu.
Ja już nie.
Ale muza 😂
Zanim Marek skończył swoje zdanie to oczyszczalnia ścieków skojarzyła mi się podobnie XD
No cóż 😏
Mowi sie ze jak praca jest twoim hobby, to nie przepracujesz ani dnia w twoim zyciu. A wg mnie jezeli praca jest twoim hobby, to stracisz pasje do tego hobby. Jest tak jak mowicie, ludzie kochaja planszowki to ida pracowac w wydawnictwie, a potem sie okazuje ze pracodawca zamiast ci placic pieniadze za prace, to obiecuje ci wynagrodzenie w planszowkach. Jakby ktos mial neutralny stosunek do tematu, to by odpowiedzial jak w "chlopaki nie płaczą" o kaktusie, zażądał prawdziwego wynagrodzenia, i nie dal sie oszukiwać.
@@johnnash5318 właśnie to jest tak trochę że jak lubisz pić piwo to nie idziesz pracować do browaru.
Wydaje mi się, że te gry jako takie premie uznaniowe są spoko, jako rozliczenie zamiast pieniędzy już nie.
albo przegapiłem jakąś dramke albo gdzieś przegapiłem... o co chodzi z Imperium, gramy i kbip?
Oh to było lata temu, jeszcze nie mieliśmy podcastu. Po prostu w ramach rozliczenia za wolontariat obiecano nam jedno, a dostaliśmy coś zupełnie innego.
Odnośnie dramki z meeplem i nazwą wydawnictwa. Dlatego moje nazywać się będzie "Coconut Salad", by przypadkiem nie naruszyć nazwą czyichś praw autorskich 😅
@@mateuszkiszlo1059 Ciekawe czy to będzie oznaczać jakiś problem dla pewnego znanego sklepu planszowego z Katowic ...
😉
♥️
Drugi 🎉🫂🎩
Dla nas jakbyś był pierwszy
1:02 najpierw Przemek wymyśla, że ma kolegów, a teraz Marek... To miały być Dramki, a nie standup xd
wale shota za kazdym razem jak marek mlaska, dopiero 5 min odcinka a jestem napierdolony jak działo
Nie grałeś z nim jak je czekoladę
@KPiB nie wiem czy dopytywac cxy to zbyt haedcorowa historia
W sumie z meeplami to jak z paczkomatami - produkt tylko komercyjny i nie panstwowy jak parkomat i jedna firma jest odpowiedzialna za rozpowszechnienie.
Tylko jak allegromaty, dhl boxy czy biedromaty to ludzie i tak beda mowic paczkomat, ale firma nie moze sie reklamowac.
Tylko ze nie mozna takich jaj robic po rym jak juz setki gier uzylo nazwy i nie bylo problemu
"Bojkotuję podejście do pracownika." Na czym dokładnie polega ten bojkot?
Bojkot - zmowa, wymierzona przeciwko osobie lub grupie osób, jak też przeciwko pewnym zjawiskom, czynnościom, zwyczajom lub też rzeczom, a mająca na celu uniemożliwienie tym osobom pewnych czynności, usunięcie ich od działalności, wyrugowanie pewnych zjawisk, usunięcie z obiegu pewnych rzeczy i towarów.
Według mnie nagłaśnianie i krytykowanie danego zjawiska jak najbardziej wyczerpuje definicje.
@@KPiB zmowa - potajemne porozumienie kilku osób, które chcą razem działać w jakimś złym celu.
Trochę słaba ta definicja z Wiki.
Lepsza jest ze słownika polskiego.
Wstrzymywanie się od kontaktów z jakimś państwem, firmą, organizacją bądź osobą połączone z ignorowaniem ich działań, zarządzeń lub produktów w celu wywarcia nacisku, wyrażenia protestu bądź w odwecie za coś
Przesłuchane. Stwierdzam, że dzisiejsze dramki takie średnie. Dzięki za info o brewer games, może się coś natrafi ciekawego.
Drama portalowa zaczyna mnie lekko męczyć, od 2 tygodni gdybanie bez konkretów.
Aż dziw, że Kaczmar tak z rigczem do tego podszedł, spodziewać by się można wideł i pochodni w komentarzach.
Jeżeli coś jest możliwe na terenie unii, a niemożliwe na terenie niemiec (możliwość używania mepel) to to się czasem wzajemnie nie wyklucza?
Popatrz np na Google Street View i jak działa w Niemczech. Ekspertem nie jestem, ale mimo wszystko prawo w konkretnym kraju często jest ponad to Europejskie.
Co do Portalu to cóż. Jeśli się coś nowego pojawia to komentujemy. Nie mamy zamiaru grzać tego co tydzień bo nigdy tego nie robimy.
Pojawiło się oświadczenie, kilka osób nas wywoływało do tablicy to jesteśmy :)
@Niema w Polsce precedensow
Wiemy to, przecież o tym mowimy
🖐️🙊
Ten Pan na imię w końcu Kajetan czy Kajtek? Rozumiem, że Kajetan a Kajtek to zdrobnienie - jednak dlaczego zamiennie używane jest zdrobnienie? Przecież nie mówi się zamiennie na forum publicznym o w sumie obcej osobie Piotr/Piotruś, Paweł/Pawełek, Michał/Michaś - normalnie zdrobnień imion używa się tylko prywatnie - jaki jest cel wobec tego takiego mówienia raz Kajetan raz Kajtek? Jakoś nie mówicie o Trzewiczku Ignaś a używacie Mareczek bo się dobrze znacie i w swojej obecności (w tym wypadku online). Jakby obca osoba o mnie mówiła na forum publicznym Michaś czy Michałek to bym to potraktował jako podejście prześmiewcze i lekceważące - ale może tylko jak tak bym to potraktował.
Może dlatego, że Kajtek nawet na swoim profilu na Facebooku jest Kajtkiem. To jest taka sama sytuacja jak z Miskiem Koterskim.
@@KPiB Ok w takim razie używanie zdrobnienia jest uzasadnione - skoro sama osoba tak się określa publicznie - nadal jednak zamiennie używanie pełnego imienia i zdrobnienia w tej samem wypowiedzi dla mnie brzmi dziwnie.
Mój Kajetan to taki Jakub/Aleksander u Kuby i Olka :) To moje pełne imię, ale nikt tak do mnie nie mówi
@@michawodarczyk7523Myślę, że warto rozróżnić Marka/Marusia od Kajetana/Kajtka/Kajetanka i Przemysława/Przemka/Przemusia. W moim odczuciu Marek jest równoważny z Przemkiem i Kajtkiem. Nie uważam tych form za formy zdrobniałe choć z językowego punktu widzenia takimi są.
@@Marek_Kosciak Darek to Dariusz, a Marek to Mariusz?
Afera jest taka, że na dzisiaj finału brak, nikt nie wygrał i ogólnie za chwilkę mało kto będzie pamiętać. Po obu stronach zabrakło konstruktywnego podejścia.
Czego konstruktywnego zabrakło Twoim zdaniem z mojej strony? Wysłałem do Portalu wniosek o kopię mojej dokumentacji pracowniczej, z pomocą której mógłbym udowodnić nieprawdę w ich oświadczeniu, ale nie otrzymałem odpowiedzi.
Odczekania na odpowiedź Grzegorza (ponowienie), następnie konsultacja z Radcą prawnym (treść wpisu, zabezpieczająca Cię przed ewentualną reperkusją prawną ze strony Portal), przy braku satysfakcjonującego rozwiązania, złożenie wezwania przedsądowego.
Dodatkowo zabrakło zbudowania 'koalicji' z innymi byłymi pracownikami. Wręcz ta ich cisza zadziałała na Twoją niekorzyść.
@@pawecyzman5703 nie było na co czekać: Grzegorz widział moją wiadomość i przekazał ją do Ignacego, bo ustalili, że to on napisze mi odmowną odpowiedź. W moim wpisie nie ma moim zdaniem niczego, co stanowiłoby podstawy do reperkusji prawnych. Równocześnie nie uważam, że ja mam podstawy do prawnego dochodzenia obiecanych gier - nie było to częścią żadnej umowy, a ja nie mam tego na piśmie. Z resztą w ten sposób nie osiągnąłbym tego, co chciałem - nagabywanie Grzegorza żeby może zmienił zdanie czy wysyłanie przedsądowych wezwań to dawanie im kolejnych i kolejnych szans, by zachować się jak należy i utrzymać sprawę poza zasięgiem opinii publicznej. A ja jestem zdania, że jeśli decydują się nie dotrzymywać słowa, to opinia publiczna ma prawo o tym wiedzieć.
@@pawecyzman5703 nie ma ciszy byłych pracowników. Troje z nich potwierdzało moje słowa pod jednym z moich wpisów. A ja od sprytnych quasi-politycznych zagrań i koalicji wolałem szczery wpis pojedynczego, oszukanego pracownika. W ten sposób mogłem napisać to, co chciałem, swoimi słowami, nie ustalając wspólnej wyważonej treści z 18 osobami.
Z resztą, to czy ktoś chciał wziąć w tym publicznie udział czy nie to była prywatna decyzja każdej z tych osób i ja nie mam zamiaru na nie wpływać czy mieć o nie pretensje. Od publikacji mojego wpisu rozmawiałem z 7 byłymi współpracownikami, którzy w prywatnych rozmowach podzielają moje zdanie. Niektórzy dalej utrzymują relacje biznesowe z Portalem. Inni wciąż pracują w branży. Jeszcze inni nie, ale nie chcą palić w ten sposób mostu z grami planszowymi. Jeszcze inni, jak część komentujących, uważa, że takich rzeczy nie powinno załatwiać się w ten sposób. Ktoś tam pewnie za mną nie przepada i nie chciałby być ze mną kojarzony. I tak dalej.
✋🤑
Dzień dobry Panowie :)
Temat się pewnie przewinie niebawem na odcinku pewnego innego podcastu, ale jedną rzecz chciałem tylko skomentować. Może i faktycznie powinienem był przebrnąć przez te komentarze pod oryginalnym postem Kajtka zanim nagrałem materiał. Uważam jednak, że to co powiedzieliście to jest kolejny dowód na to, że Kajtek nie wybrał najlepszej możliwej drogi. Jeżeli muszę przebrnąć przez kilkadziesiąt czy kilkaset komentarzy pod postem na facebooku, żeby mieć jak najbardziej klarowny obraz sytuacji, to znaczy, że po 1) oryginalny post nie był do końca przemyślany i 2) całość trudno potraktować w pełni poważnie.
Tak samo jak nie można traktować poważnie Twoich wypocin. Zachowałeś się w typowy dla siebie sposób czyli nie powiedziałeś niczego co mogłoby się nie spodobać wydawcy. Przecież gry do słabych recenzji też trzeba mieć.