Jestem w relacji z narcyzem. W takich konfliktowych sytuacjach ja MUSZĘ demaskować jego zachowania, nazywać, że coś jest przemocą, jest toksyczne, bo jak mówię tylko o swoich uczuciach wobec zachowania, to on obraca kota ogonem, buduje mur i słyszę w odpowiedzi: "Tak to widzisz? Serio tak myślisz? Masz prawo do swojego zdania, ale to mnie nie określa" - leci takie wyparcie i gaslighting, że sama się zaczynam zastanawiać i wątpić we własne emocje. Demaskowanie to moja jedyna obrona i on to przyjmuje. Bo się leczy i nie chce być toksem, ale nieprzerwanie jeszcze trzyma się swoich starych schematów. P.s. Diagnoza "Narcyz" dała mi siłę do zadbania o siebie i zaprzestania "opiekowania" się jego emocjami. Chociaż na razie zamiast zdrowo i empatycznie, to leci ode mnie egoistycznie, obronnie i na zimno, wręcz olewam jego emocje - byle by ochronić siebie. Trudne to. Być może sama mam jakieś spectrum narcyzmu (ta myśl mi daje ulgę - że nie będzie ofiara i narcyz, tylko diabelskie n+n ).
Miałam partnera po wielu psychoterapiach długoterminowych i stosował takie "sztuczki" jak twój, bo było wyedukowany w psychologii. Mówił, że "to twoje, a nie moje, ja nie mam z tym nic wspólnego, lepiej ulecz dzieciństwo". Zero dyskusji. jak próbowałam przedstawiać swoje argumenty w rozmowie, to mówił "dosyć tej jałowej gadki". Nie akceptował odmowy seksu. W zasadzie relacja skończyła się z powodu seksu, bo mu było mało, twierdził, że "dorosły mężczyzna ma potrzeby", a ja nie będę zmuszać się do seksu po jego zachowaniach pełnych braku szacunku do mnie. Sorry, ale to nadużycie wobec samej siebie, wręcz gwałt. Miałam już potworne objawy psycho-somatyczne.
Wartościowy materiał. Dziękuję ❤
Miłego weekendu 🙋🌞🌞🌞🌞🌞
Jestem w relacji z narcyzem. W takich konfliktowych sytuacjach ja MUSZĘ demaskować jego zachowania, nazywać, że coś jest przemocą, jest toksyczne, bo jak mówię tylko o swoich uczuciach wobec zachowania, to on obraca kota ogonem, buduje mur i słyszę w odpowiedzi: "Tak to widzisz? Serio tak myślisz? Masz prawo do swojego zdania, ale to mnie nie określa" - leci takie wyparcie i gaslighting, że sama się zaczynam zastanawiać i wątpić we własne emocje. Demaskowanie to moja jedyna obrona i on to przyjmuje. Bo się leczy i nie chce być toksem, ale nieprzerwanie jeszcze trzyma się swoich starych schematów.
P.s. Diagnoza "Narcyz" dała mi siłę do zadbania o siebie i zaprzestania "opiekowania" się jego emocjami. Chociaż na razie zamiast zdrowo i empatycznie, to leci ode mnie egoistycznie, obronnie i na zimno, wręcz olewam jego emocje - byle by ochronić siebie. Trudne to. Być może sama mam jakieś spectrum narcyzmu (ta myśl mi daje ulgę - że nie będzie ofiara i narcyz, tylko diabelskie n+n ).
Miałam partnera po wielu psychoterapiach długoterminowych i stosował takie "sztuczki" jak twój, bo było wyedukowany w psychologii. Mówił, że "to twoje, a nie moje, ja nie mam z tym nic wspólnego, lepiej ulecz dzieciństwo". Zero dyskusji. jak próbowałam przedstawiać swoje argumenty w rozmowie, to mówił "dosyć tej jałowej gadki". Nie akceptował odmowy seksu. W zasadzie relacja skończyła się z powodu seksu, bo mu było mało, twierdził, że "dorosły mężczyzna ma potrzeby", a ja nie będę zmuszać się do seksu po jego zachowaniach pełnych braku szacunku do mnie. Sorry, ale to nadużycie wobec samej siebie, wręcz gwałt. Miałam już potworne objawy psycho-somatyczne.
❤❤❤
A co z rodzicami?
a co masz na myśli?