To może Pan Anachroniczny Anglista swój własny kanał uruchomi? „Zapachniało” kompleksami? Zawiścią? No zacne to nie było Panie Pawle ale bardzo polskie, może trzeba było polonistykę jednak skończyć? Panie Wojtku- dobra robota! ☮️
Wielce Szanowny Panie Ponury, Jaka to niespodzianka, że ja tu sobie czegoś szukam a jacyś babilońscy macherzy od algorytmów podsunęli mi Pana bajkę. Bardzo to chwalebne, że przypomina Pan nie tyle Horacego, co kolegę Ważyka, arcyawangardowego poetę, przetłumacza i megamózg. Obejrzałem do końca Pana występ i pomyślałem, że może moje uwagi, refleksje i spostrzeżenia jakoś się młodzieży maturalnej przydadzą, choć nie jestem ponurym polonistą, lecz anachronicznym anglistą. Otóż, Szanowny i Drogi Panie, zastanawia mnie w interpretowanej carmen precyzyjny dobór tej a nie innej zatoki (morze tyrreńskie) -- zawsze autystycznie wręcz zwracam uwagę na topografię i nazwy własne. Być może warto się zastanowić co takiego jest w okolicach Neapolu i jego okolicach, że akurat morze tyrreńskie? Mam też spostrzeżenie dotyczące interpretowanego utworu dotyczące innej nazwy własnej, a mianowicie Babilonu. Pozwoliłem sobie na lekturę tekstu oryginalnego (w dawnych, dobrych, przedpandemicznych czasach studenckich uczyłme się łaciny jak każdy studnent kierunków filologicznych) oraz jego wersji w języku, by tak rzec, language i wynika z niego, że problemem nie są wróżbiarze, czy jak zauważa Pan, kapłani, jeno ,,numeors", liczby, coś co jest empirycznie dowodne, policzalne lub też mierzalne. Nie chodziłoby więc podmiotwowi lirycznemu ani o ,,wróżbiarzy", ani o ,,arkana" ani o ,,kapłanów" ale chyba raczej o porządek matematycznie dowodny, twardy jak newtonowskie prawo grawitacji. Nie wiem czy idzie w wierszu o ,,oszustwo" (ja rozumiem, że oszukują, ale gdzie Pan ma to w tekście!), ale może o jakąś podstawową nieprzystawalność abstrakcyjnych konstruktów a więc na przykład liczb i prawideł matematycznych do życia samego. Jaki bowiem algorytm odmierzy szczęście o ile takie w ogóle istnieje? Zastanawia mnie też w polszczyźnie Ważyka uwaga ,,nie nasza to rzecz". Można zapytać, skoro ,,nie nasza" to -- czyja? Kto miałby i z jakich powodów dociekać, skoro nie podmiot liryczny ani odbiorczyni jego lirycznych umizgów? Kuszące to pytanie -- kto ową wiedzę, niewesołą i trzeźwą jak pierwiastek kwadratowy mógłby nazwać ,,naszą"? Wreszcie pozwolę sobie na drobną uwagę odnośnie linijki ,, czas biegnie zazdrosny o słowa". Bardzo to zgrabna linijka i intrygująca. Czego bowiem brakuje czasowi, na jaki kompleks czas cierpi, że czuje zazdrość wobec słów, a więc języka? Zwróciłbym uwagę na ciąg obrazów, które do upływu czasu się odnoszą: śmierć, która kiedyś (kiedyś -- w czasie przyszłym) nastąpi, zimy, które następują jedna za drugą a jak zimy to i inne przecież pory roku, odmierzane godziny, wreszcie samo słowo ,,czas". Może jednak nie wystarcza konsumpcja wina czy wyzbycie się lęków, o czym Pan tak czule mówi? Ostatecznie to za pomocą słów a nie za pomocą wina wyrazimy to, co uważamy, że warte jest wyrażenia. Czas ulega w polskiej wersji spsychologizowaniu poprzez presumpcję, że charakteryzuje się jakimś deficytem: czas ma świadomość braku słów. My je mamy. Byłby więc utwór spółki Horacy/Ważyk hymnem nie tyle na cześć jakiejś chwili, lecz na cześć zdolności nazywania chwil (rzeczy) po imieniu? Moja interpretacja, jak Pan widzi, jest cała z Jerozolimy i waloryzuje słowo. Co Pan na to? Z poważaniem, adieu, szalom. Anachroniczny Anglista
To może Pan Anachroniczny Anglista swój własny kanał uruchomi? „Zapachniało” kompleksami? Zawiścią? No zacne to nie było Panie Pawle ale bardzo polskie, może trzeba było polonistykę jednak skończyć?
Panie Wojtku- dobra robota! ☮️
Wielce Szanowny Panie Ponury,
Jaka to niespodzianka, że ja tu sobie czegoś szukam a jacyś babilońscy macherzy od algorytmów podsunęli mi Pana bajkę.
Bardzo to chwalebne, że przypomina Pan nie tyle Horacego, co kolegę Ważyka, arcyawangardowego poetę, przetłumacza i megamózg.
Obejrzałem do końca Pana występ i pomyślałem, że może moje uwagi, refleksje i spostrzeżenia jakoś się młodzieży maturalnej przydadzą, choć nie jestem ponurym polonistą, lecz anachronicznym anglistą.
Otóż, Szanowny i Drogi Panie, zastanawia mnie w interpretowanej carmen precyzyjny dobór tej a nie innej zatoki (morze tyrreńskie) -- zawsze autystycznie wręcz zwracam uwagę na topografię i nazwy własne. Być może warto się zastanowić co takiego jest w okolicach Neapolu i jego okolicach, że akurat morze tyrreńskie?
Mam też spostrzeżenie dotyczące interpretowanego utworu dotyczące innej nazwy własnej, a mianowicie Babilonu. Pozwoliłem sobie na lekturę tekstu oryginalnego (w dawnych, dobrych, przedpandemicznych czasach studenckich uczyłme się łaciny jak każdy studnent kierunków filologicznych) oraz jego wersji w języku, by tak rzec, language i wynika z niego, że problemem nie są wróżbiarze, czy jak zauważa Pan, kapłani, jeno ,,numeors", liczby, coś co jest empirycznie dowodne, policzalne lub też mierzalne. Nie chodziłoby więc podmiotwowi lirycznemu ani o ,,wróżbiarzy", ani o ,,arkana" ani o ,,kapłanów" ale chyba raczej o porządek matematycznie dowodny, twardy jak newtonowskie prawo grawitacji. Nie wiem czy idzie w wierszu o ,,oszustwo" (ja rozumiem, że oszukują, ale gdzie Pan ma to w tekście!), ale może o jakąś podstawową nieprzystawalność abstrakcyjnych konstruktów a więc na przykład liczb i prawideł matematycznych do życia samego. Jaki bowiem algorytm odmierzy szczęście o ile takie w ogóle istnieje?
Zastanawia mnie też w polszczyźnie Ważyka uwaga ,,nie nasza to rzecz". Można zapytać, skoro ,,nie nasza" to -- czyja? Kto miałby i z jakich powodów dociekać, skoro nie podmiot liryczny ani odbiorczyni jego lirycznych umizgów? Kuszące to pytanie -- kto ową wiedzę, niewesołą i trzeźwą jak pierwiastek kwadratowy mógłby nazwać ,,naszą"?
Wreszcie pozwolę sobie na drobną uwagę odnośnie linijki ,, czas biegnie zazdrosny o słowa". Bardzo to zgrabna linijka i intrygująca. Czego bowiem brakuje czasowi, na jaki kompleks czas cierpi, że czuje zazdrość wobec słów, a więc języka?
Zwróciłbym uwagę na ciąg obrazów, które do upływu czasu się odnoszą: śmierć, która kiedyś (kiedyś -- w czasie przyszłym) nastąpi, zimy, które następują jedna za drugą a jak zimy to i inne przecież pory roku, odmierzane godziny, wreszcie samo słowo ,,czas".
Może jednak nie wystarcza konsumpcja wina czy wyzbycie się lęków, o czym Pan tak czule mówi? Ostatecznie to za pomocą słów a nie za pomocą wina wyrazimy to, co uważamy, że warte jest wyrażenia. Czas ulega w polskiej wersji spsychologizowaniu poprzez presumpcję, że charakteryzuje się jakimś deficytem: czas ma świadomość braku słów. My je mamy. Byłby więc utwór spółki Horacy/Ważyk hymnem nie tyle na cześć jakiejś chwili, lecz na cześć zdolności nazywania chwil (rzeczy) po imieniu? Moja interpretacja, jak Pan widzi, jest cała z Jerozolimy i waloryzuje słowo.
Co Pan na to?
Z poważaniem, adieu, szalom.
Anachroniczny Anglista