Interesujący wykład, czekam na kolejne, proszę się nie zniechęcać malkontenctwem trolli. Mam jedną uwagę, wydaje mi się że Pan nie docenia wpływu broni palnej na zanik kawalerii, takie można odnieść wrażenie. Proszę zauważyć, że w składzie hiszpańskich Tercios, najlepszej wówczas na świecie maszynki bitewnej, około jedną czwartą stanowili strzelcy uzbrojeni wyłącznie w broń prochową, mimo wielu wad tejże w porównaniu z łukami i kuszami (możliwość eksplozji ładunku prochowego i poranienia wielu osób, niemożność prowadzenia ostrzału ponad głowami poprzedzających szeregów, niższa szybkostrzelność w porównaniu do łuku, mniejsza celność). Najwyraźniej całkowite przezbrojenie strzelców na broń prochową miało zalety, które przewyższały jej poważne wady i chodzi właśnie o skuteczność penetracji pancerzy. Jak Pan zauważył pancerze kawalerii z czasem znikły z wyposażenia kawalerzysty, właśnie przez ich zawodność przeciwko ostrzałowi z broni palnej, pomimo wciąż skutecznej ochrony przeciw broni białej.
Topór to klasyczna broń przeciwpancerna. I tak jak dziś żołnierz nosi często na plecach granatnik (woziłby przy siodle, jak rycerz topór, gdyby mu dali konia) ale go zwykle nie używa w walce, póki na pojazdy pancerne nie trafi, tak rycerz z mniej pokrytymi blachą przeciwnikami wojował mieczem i dopiero na widok gościa zakutego w blachy - z bólem i niechęcia sięgał po czy to topór, czy inne cholerstwo ze środkiem ciężkości ulokowanym na samym końcu, co dramatycznie utrudniało zadawanie ciosów, praktycznie wykluczało szermierkę (o ile drugiej ręki się nie użyło - ale wtedy odpadała tarcza), za to przy trafieniu gwarantowało dużo większą siłę przebicia. I temu służyły wszelkiej maści buławy, czekany, nadziaki, korbacze i, naturalnie, topory.
W ogromnej mierze zgadzam się z Pańską opinią. O średniowiecznej broni białej będziemy nagrywać osobne odcinki. Natomiast trzeba jeszcze dokonać szybkiego uzupełnienia: wielu rycerzy nie było stać na porządny miecz.
@@TomaszSwiatkowski-wv7yg We wczesnym średniowieczu - zapewne. Ale jak czytam tu i tam (fakt, że główne w necie, ale ci co wrzucają takie zestawienia, to raczej pasjonaci i oni to wyszukują, co widać, w jakichś konkretnych źródłach) ile kosztowała broń czy inne dobra w wieku powiedzmy XV - to te miecze są zaskakująco tanie. Sam ze szkoły zapamiętałem, jak się historycy podniecali, mówiąc że "miecz potrafił kosztować tyle co wioska". Tylko że potem mamy armie byle ciurów a jak najbardziej albo z mieczami, albo orężem mieczopodobnym. No a o wieku XV piszą, że miecz, średnia z różnych zapisków, to było ok. 70 gr, czyli tyle co kusza. Więc dla rycerza, z dochodami rocznymi rzędu rzędu dziesiątek, częściej setek grzywien - to wydanie (niekiedy raz w życiu, ba, raz na dwa, trzy pokolenia nawet) tych 70 groszy to nie był żaden wielki zryw ekonomiczny :) Więc pewnie bardzo różnie to wygląda, zależnie o tym, który okres średniowiecza no i gdzie brać pod uwagę. Oraz jaki przedział cenowy broni - bo tak jak dziś, są kałachy od pakistańskiego producenta za 100 dolarów i są pukawki niby tej samej kategorii za 3000. Przy czym z mieczami było jeszcze bardziej różnie, bo jak ktoś miał ambicję pozłocić rękojeść i jakiś diamencik doczepić - to faktycznie którąś ze swych mikro-wiosek ówczesnych mógł w tym celu sprzedać :)
@@adamszangala4764 poruszył Pan bardzo istotną kwestię, o której jeszcze będziemy mówić: "broń mieczopodobna". Owszem, jeden miecz kosztował wioskę (np z dziwerowanej stali, z klejnotami, wykonany przez doświadczonego zbrojmistrza i mógł być przekazywany przez pokolenia) a inny kosztował te 70 groszy i nie jestem pewien, czy w trzeciej bitwie już się nie złamał... No i było sporo broni która bardzo miecz przypominała, ale mieczem nie była i jej cena leżała w zakresie możliwości "zwyczajnego człowieka". Np tasak. Niestety, nawet historycy zajmujący się średniowieczem nie zawsze mają zaawansowaną wiedzę bronioznawczą i potrafią miecz z tasakiem pomylić. No i nie ma w tym nic dziwnego, bo jeśli ktoś pół życia analizuje np teksty kazań okolicznościowych wygłaszanych przez Benedyktynów, to z mieczami ma raczej mało do czynienia. A Internet wcale nie jest złym źródłem wiedzy, o ile autorzy podają własne źródła, żeby można je było zweryfikować :)
@@TomaszSwiatkowski-wv7yg Te ceny mieczy, przy czym je zawyżyłem, są z Nadolskiego, chyba takiego trochę guru wiedzy o epoce. I on to w ładnych tabelkach podaje - ile informacji o mieczach jakiej ceny znano w jego czasach bo znaleziono stosowne zapiski. Przy czym gdzieś tam, nie pamiętam czy w temacie hełmy czy miecze (a może kolczugi?) pada informacja, że rozrzut cenowy między najdroższym odnotowanym a najtańszym wynosi... 114 razy. No to mamy faktycznie szeroki wachlarz :) Ale co do zasady - jak można serio mówić o broni w cenie wsi, skoro wcale nie dużo bogatsze narody, jak Rzym (także ten wczesny, mocno wiejski), greckie miasta, jacyś Iberowie Hannibala itd. mieli już miecze i to w powszechnym użyciu? Odnośnie ceny kopii - Nadolski znał jeden przypadek jej podania i tam wychodziło z podzielenia kosztorysu w dwóch ratach przez liczbę - że pół grzywny jedna kosztowała. I to jest jednak nadal mniej niż kosztowała kusza, bo ta chodziła po średnio 49 groszy a z dodatkami typu kołczan, chyba dźwignia do napinania itd. po groszy 60. Więc albo to kowalstwo cholerny regres zaliczyło we wczesnych wiekach średnich, stąd takie kuriozalne, w całe wsie idące ceny mieczy np. z epoki Mieszka, albo po prostu tacy historycy od kazań, wyczytawszy gdzieś CIEKAWOSTKĘ którą kronikarz przytoczył, że patrzcie, ludziska, jaki drogi miecz sobie pan X kupił - w cenie wsi! - bezkrytycznie to brali i pisali że tyle kosztował po prostu miecz. A nie TAKI miecz. Bo i dziś kobieta kupi całkiem dobrą, trwałą i ładną sukienkę za 70 zł, ale kupi też za 7000 jak nie droższą. I pewnie o tej drugiej prędzej kronikarz napisze, bo to ciekawsze :) A tak nawiasem mówiąc: wsie z kolei bywały szokująco tanie, gdy się porówna przykłady niektórych transakcji z taką oto wydajnością hektara ziemi i ceną ziarna, jakie rolnik z niego pozyskiwał. Teraz nie pamiętam, ale wychodziło mi bodajże że za kilkuletnie plony dało się takie gospodarstwo kupić. Albo jeszcze inaczej: dane z Zachodu, o cenach tamtejszej broni i żołdzie różnych wojaków najemnych, wskazują, że taki żołnierz swój ekwipunek, typu miecz, broń główna (np, kusza) plus lekką zbroję i hełm kupował za raptem kilkumiesięczne pobory. Więc znów - nie było to aż tak drogie, jak w opowieściach o mieczach w cenie wioski. Fakt, że to wszystko jest ciut późniejsze średniowiecze. Ale czy aż tak bardzo mogły się zmienić ceny? Bo te antyczne też nie były szokująco wysokie. No, w każdym razie to ciekawy temat i możecie go omówić, gdy wam się pomysły zaczną kończyć :)
Zdjął się państwo zapominać że w europie zachodniej jazda kopijncza systematycznie pogorszyła swój stan wyszkolenia głównie przez zanik turniejów. Rycerze renesanowi pod względem umiejętności nijak się mieli do tych z powszednich wieków
Czy ma Pan jakieś publikacje naukowe czy chociaż popularno-naukowe dot. historii wojskowości średniowiecznej ? Jakie jest Pana wykształcenie w zakresie historii?
Jakieś tematy trzeba sobie zostawić na bardziej szczegółowe odcinki :) A akurat rycerstwo to jeden z moich ulubionych tematów i będzie się przewijało :) Nadrobimy zaległości :)
Rycerz (ten facet z kopią, szlachcic) "wgryzł się w naszą świadomość" na podobnej zasadzie, na jakiej wgryzł się czołg w wizję II wojny światowej. A przecież na takim froncie wschodnim w danym momencie, w typowy dzień wojny, po obu stronach 1 czołg, niekiedy całkiem mały i lekki, przypadał na... 1000 żołnierzy. Czyli spotkać go nie było wcale łatwo :) Na tym tle rycerzy na polach bitew wieków średnich było wręcz zatrzęsienie. Zwłaszcza że te "chorągwie strzeleckie", wnioskując z liczebności kuszników czyli wielkości pocztów - były raczej rzadziej spotykane. Bo tam jakieś wielkie paniska się udzielały w roli kopijników. Typowe rycerza średniaka albo szaraka stać było - ale też bez przymusu sam z siebie pewnie taki wystawiał - na poczet (ten bojowy, bo mógł dochodzić woźnica) w składzie "rycerz + 2". Zwykły racjonalizm podpowiada taką liczebność: gdy pana zwalili z konia, ranili albo się uchlał na imprezie pobitewnej, to dwóch podwładnych było akurat, by pana pod pachy, za nogi i wynieść w bezpieczne miejsce :) A w boju dać i osłonę boków/pleców, i ewentualnie oddać konia, gdy ten jego padł nieszczęśliwie.
Rzeczywiście, schemat "rycerz + 2" z całą pewnością był najpopularniejszy. Z drugiej strony, wiele przywilejów jasno określa, że ma być "rycerz + 1" a z drugiej strony "rycerz + 10". Wyliczenie średniej może być niełatwe. Niemniej nie mogę się zgodzić z tym, że chorągwie strzelcze były nieliczne. Przeciwnie. Kopijnicze, w których "wielkich paniskuf" było więcej, były właśnie trudniejsze do skompletowania. Po prostu droższe, wymagały lepszego wyposażenia, więcej sprzętu. W chorągwi strzelczej, częściej wystarczała kolczuga, hełm, tarcza, topór i kusza albo nawet łuk. Skoro wspomniał Pan wcześniej o czołgach, to batalionów czołgów ciężkich Tygrys było o wiele mniej, niż regularnych batalionów liniowych złożonych z Panzerów III i IV. Banalna kwestia rachunku gospodarczego.
@@TomaszSwiatkowski-wv7yg Przy tym schemacie "rycerz + 2" bazowałem znów na chłopskim rozumie a nie statystykach wziętych ze źródeł, bo tych nie znam (żaden ze mnie historyk ani nawet aż taki pasjonat tematu, by drążyć każdy szczegół). Po prostu wyobrażam sobie siebie jako takiego gościa, który na wojnę iść musi (niekiedy sam chce) bo cóż, prawo nakazuje. Mając w obejściu tęgich pachołków, których pewnie przyuczam do władania bronią, bo wiadomo, czasy bez policji, kto się sam nie obroni, tego zbóje mogą kiedyś skutecznie najechać - pewnie bym wolał się zabezpieczyć na czas takiej wyprawy i zabrać dwóch przybocznych, choć mi napisali w zestawie obowiązków "rycerz + 1". Naturalnie - jak mnie nie stać, to trudno. Nie wiem tylko, czy aż taka biedota rycerska miała obowiązek w ogóle stawać z przybocznym - gdy prywatnie nie miała tych paru chłopów do dyspozycji i dochodów na tyle dużych, by sobie do czeladzi wziąć, choćby czasowo, dodatkowego draba z toporem, czymś do strzelania albo choć włócznią. Bo całkiem serio: w przypadku jakichś kłopotów na polu bitwy (albo potyczki) dwaj faceci rannego wyniosą, wrzucą na grzbiet konia, uratują. Jeden, mając rycerza w zbroi do szybkiej ewakuacji - zwyczajnie nie da rady. My byśmy dziś pewnie tak kombinowali, mogąc sobie takie "assistance" zapewnić, więc na zasadzie gdybania - zakładam, że niejeden rycerz tak samo pomyślał i jak pomyślał, tak zrobił. Zresztą jest jeszcze jeden poważny, już biznesowy motyw: gdy pan rycerz położył, trupem, rannym czy wziętym do niewoli jakiegoś wroga, zdobył coś a potem dalej uczestniczył w boju, bo przecież nie może ot tak zwinąć się spod Grunwaldu i gnać na rynek, spieniężać łupy - to ten dodatkowy przyboczny był jak znalazł do zbierania owych łupów, pilnowania, zapewniania, że tak ryzykownie pozyskane mienie nie przepadnie, porzucone na polu bitwy, bo się triumfator dał ponieść patriotyzmowi i pognał do dalszej szarży. No a o tych kopijnikach jako wiodącej formie chorągwi pisałem, bo mi się wydaje - kopia czyni rycerza. A że w wiekach średnich to nie była jeszcze taka wypasiona (czytaj: droga) oraz jednorazowa broń jak u husarza, to zapewne każdy szlachetka, który tylko choć trochę mógł, wolał kupić w miarę prostą, w miarę niedługą więc i tanią kopię i stawać jako kopijnik, co z tego że tylko w kolczudze i starym hełmie, ale jednak rycerz pełną gębą - niż robić za strzelca. Bo to po prostu, cóż - obciach był :). W dodatku (takie dane znalazłem gdzieś i sobie zapisałem, źródła niestety nie podam) - o ile włócznia kosztowała w wieku XV jakieś 6-7 groszy o tyle już kusza powyżej 60. Fakt, że większa kopia pewnie wypadała drożej, ale pewnie nie więcej niż dwukrotnie drożej, czyli nadal taki kopijnik był tańszy w wystawieniu od kusznika, nie mówiąc o tym, że kusznik musiał bełty zużywać, a te też darmo nie były - kosztowały ok. 1/4 - 1/2 grosza, czyli powiedzmy te 100 sztuk na wojnę dawało wydatek 25-50 gr. Więc i finansowo (o prestiżu nie mówiąc) taki rycerze pewnie dałby następne 20 gr w łapę dowódcy chorągwi, byle nieco oko przymknął i z taką "budżetową" kopią go wziął do siebie, a nie przydzielał do jakichś tam strzelców.
@@adamszangala4764 skomplikowana dysputa się robi i dobrze, dziękuję za to :) Co do kopii, to właśnie konstrukcja i cena bardzo ją odróżniała od włóczni, a co do rycerza w samej kolczudze, to raczej dowódca chorągwi jednak by go nie postawił w pierwszym rzędzie. Kopijnika w pełnym tego słowa znaczniu, tworzy kopia, mocna zbroja nadająca się do pierwszego szeregu i koń o odpowiedniej sile i tresurze. I o ile rzeczywiście włócznia była tańsza od kuszy, o tyle koń strzelecki kosztował kilka a kopijniczy kilkadziesiąt złotych, bardzo poważnie przebijając kwestię kosztu samej głównej broni. Kopijnicza zbroja natomiast była wielokrotnie droższa niż sama kolczuga. I nawet jeśli o prestiżu samym mówimy, nie o spójności szyku w pierwszym szeregu, to ten cwaniaczek z budżetową kopią w pierwszym szeregu, niesamowicie by się najadł wstydu wobec zakapiorów takich jak Zawisza Czarny czy Powała z Taczewa, pokrytych od stóp do głów blachami. Ceny broni które Pan podaje, zdają mi się pochodzić z "Produkcji i kosztów uzbrojenia w Polsce", bodajże Jana Szymczaka.
@@TomaszSwiatkowski-wv7yg Tyle dopowiem, że chorągiew strzelecka by pewnie takiego kopijnika budżetowego wzięła, bo lepiej mieć takich, niż żadnych :) Ostatecznie kusza to żadna obrona w przypadku szarży wroga, natomiast gość w kolczudze, z tarczą i dobry w kopii, nawet tańszej, już jest w stanie popróbować się z lepiej okutym w pancerz przeciwnikiem. Zresztą to że Zawisza byle kogo nie brał do siebie, nie znaczy, że mniej zamożni i ważni panowie by takich nie przygarnęli. Ostatecznie wtedy, na papierze, tak jak Zawisza wystawiali konkretne "kopie", z kopiami, a nie jakiś oddział w ogóle niezdolny do uderzeń, bo jak uderzać z mieczami na przeciwnika który wysuwa przed siebie takie drągi i zmiata biednych mieczników zaraz na początku walki :) Biorąc pod uwagę, ile strzał brał na wojnę taki Tatar (czyli i bełtów konny kusznik) a ile kopii rycerz, należy domniemywać, że jednak znacznie skuteczniejszą bronią była ta kopia. Inaczej by się nikt nie bawił w dźwiganie cholerstwa i całe wojsko by walczyło po prostu strzelając do tego z naprzeciwka. I dlatego, śmiem podejrzewać, od rycerza, nawet ubogiego, wymagano jednak by on z czymś kopiopodobnym stawał na wyprawę, a kusze, trudno, dawał swoim przybocznym, bo wiadomo, że chamstwo taką rycerska bronią się nie nauczy władać. I ci strzelcy w chorągwiach to był właśnie efekt podziału na "towarzyszy" = kopijników i "pocztowych" = strzelców. Sołtys, prosta, owszem, pewnie z kuszą stawał. Ale rycerz? I on pewnie wolał z kopią, i ci co robili spisy obowiązków też woleli typowego rycerza a nie takiego nie wiadomo kogo. Zwłaszcza że, jak to opisujecie w rozmowie, strzelało się nawiją, czyli po prawdzie jak z katiuszy, ogniem powierzchniowym, co raczej masowemu plebsowi się zostawia, a nie poważnym rycerzom :)
Stąd że armia polsko-litewska miała czas, aby przygotować sobie nieco pole bitwy. To w gruncie rzeczy też kwestia z pogranicza czynników pragmatycznych i kulturowych, że niejedno starcie rycerskie odbyło się w miejscu, którego wszyscy potrafili się domyślić i kto przyszedł pierwszy, miał tę przewagę że mógł się lepiej rozeznać i przygotować jakieś nieprzyjemne niespodzianki dla przeciwnika.
@@TomaszSwiatkowski-wv7yg Dla historyka istotne są źródła, a nie domniemanie. Armia która chwilę temu szturmowała Dąbrówno i maszerowała całą noc nie koniecznie miała czas na przygotowania. Zresztą żaden z tekstów źródłowych o tym nie wspomina.
@@michaaski6017 możliwe że informacja o wilczych dołach przyplątała mi się z jakiegoś opracowania. Grunwald nigdy mnie szczególnie nie interesował, bo to temat przebadany na setną stronę, źródła do tej bitwy przeglądałem wybiórczo i dawno. Mogłem się pomylić.
Fakt, powinienem uściślić, że "na potrzeby tego materiału" i później rozwinąć zagadnienie. Jak już parę razy w komentarzach pisałem, to nasze początki w nagrywaniu słuchowisk, sami się uczymy, np kiedy NIE NALEŻY robić skrótów myślowych. Dziękuję za zwrócenie uwagi :)
W ogóle nie odnotowałem takich przerywników (nie mówię, że nie było) więc chyba nie są wielkim problemem. Posłuchałbyś Repetowicza :) Ten to dopiero daje w te klocki... Połowa jego nagrania to są jakieś takie głośne pauzy na pozbieranie myśli.
Bardzo mi się podoba. Niewiele jest takich pogadanek.
"Dotrwałam" z przyjemnością, dziękuję! 😊
No i znów 3 rycerzuf!:)
Wasz podcast ma potencjał, na pewno się przebijecie to tylko kwestia czasu, mam nadzieję że cierpliwości wam nie zabraknie.
Bardzo mi miło czytać taką opinię :) Dziękuję serdecznie. To podnosi motywację i powiększa zasób dostępnej cierpliwości :)
Parola - we wojsku młodym śię wypłacało 😂😂😂
Trzech rycerzy!,a nie trzech rycerzuf!:)
Interesujący wykład, czekam na kolejne, proszę się nie zniechęcać malkontenctwem trolli.
Mam jedną uwagę, wydaje mi się że Pan nie docenia wpływu broni palnej na zanik kawalerii, takie można odnieść wrażenie. Proszę zauważyć, że w składzie hiszpańskich Tercios, najlepszej wówczas na świecie maszynki bitewnej, około jedną czwartą stanowili strzelcy uzbrojeni wyłącznie w broń prochową, mimo wielu wad tejże w porównaniu z łukami i kuszami (możliwość eksplozji ładunku prochowego i poranienia wielu osób, niemożność prowadzenia ostrzału ponad głowami poprzedzających szeregów, niższa szybkostrzelność w porównaniu do łuku, mniejsza celność). Najwyraźniej całkowite przezbrojenie strzelców na broń prochową miało zalety, które przewyższały jej poważne wady i chodzi właśnie o skuteczność penetracji pancerzy. Jak Pan zauważył pancerze kawalerii z czasem znikły z wyposażenia kawalerzysty, właśnie przez ich zawodność przeciwko ostrzałowi z broni palnej, pomimo wciąż skutecznej ochrony przeciw broni białej.
Pcim - wieś lokowana na mocy przywileju króla Kazimierza Wielkiego w 1351 roku, ;)
Jako żywo :)
Topór to klasyczna broń przeciwpancerna. I tak jak dziś żołnierz nosi często na plecach granatnik (woziłby przy siodle, jak rycerz topór, gdyby mu dali konia) ale go zwykle nie używa w walce, póki na pojazdy pancerne nie trafi, tak rycerz z mniej pokrytymi blachą przeciwnikami wojował mieczem i dopiero na widok gościa zakutego w blachy - z bólem i niechęcia sięgał po czy to topór, czy inne cholerstwo ze środkiem ciężkości ulokowanym na samym końcu, co dramatycznie utrudniało zadawanie ciosów, praktycznie wykluczało szermierkę (o ile drugiej ręki się nie użyło - ale wtedy odpadała tarcza), za to przy trafieniu gwarantowało dużo większą siłę przebicia. I temu służyły wszelkiej maści buławy, czekany, nadziaki, korbacze i, naturalnie, topory.
W ogromnej mierze zgadzam się z Pańską opinią. O średniowiecznej broni białej będziemy nagrywać osobne odcinki. Natomiast trzeba jeszcze dokonać szybkiego uzupełnienia: wielu rycerzy nie było stać na porządny miecz.
@@TomaszSwiatkowski-wv7yg We wczesnym średniowieczu - zapewne. Ale jak czytam tu i tam (fakt, że główne w necie, ale ci co wrzucają takie zestawienia, to raczej pasjonaci i oni to wyszukują, co widać, w jakichś konkretnych źródłach) ile kosztowała broń czy inne dobra w wieku powiedzmy XV - to te miecze są zaskakująco tanie. Sam ze szkoły zapamiętałem, jak się historycy podniecali, mówiąc że "miecz potrafił kosztować tyle co wioska". Tylko że potem mamy armie byle ciurów a jak najbardziej albo z mieczami, albo orężem mieczopodobnym. No a o wieku XV piszą, że miecz, średnia z różnych zapisków, to było ok. 70 gr, czyli tyle co kusza. Więc dla rycerza, z dochodami rocznymi rzędu rzędu dziesiątek, częściej setek grzywien - to wydanie (niekiedy raz w życiu, ba, raz na dwa, trzy pokolenia nawet) tych 70 groszy to nie był żaden wielki zryw ekonomiczny :)
Więc pewnie bardzo różnie to wygląda, zależnie o tym, który okres średniowiecza no i gdzie brać pod uwagę. Oraz jaki przedział cenowy broni - bo tak jak dziś, są kałachy od pakistańskiego producenta za 100 dolarów i są pukawki niby tej samej kategorii za 3000. Przy czym z mieczami było jeszcze bardziej różnie, bo jak ktoś miał ambicję pozłocić rękojeść i jakiś diamencik doczepić - to faktycznie którąś ze swych mikro-wiosek ówczesnych mógł w tym celu sprzedać :)
@@adamszangala4764 poruszył Pan bardzo istotną kwestię, o której jeszcze będziemy mówić: "broń mieczopodobna". Owszem, jeden miecz kosztował wioskę (np z dziwerowanej stali, z klejnotami, wykonany przez doświadczonego zbrojmistrza i mógł być przekazywany przez pokolenia) a inny kosztował te 70 groszy i nie jestem pewien, czy w trzeciej bitwie już się nie złamał... No i było sporo broni która bardzo miecz przypominała, ale mieczem nie była i jej cena leżała w zakresie możliwości "zwyczajnego człowieka". Np tasak. Niestety, nawet historycy zajmujący się średniowieczem nie zawsze mają zaawansowaną wiedzę bronioznawczą i potrafią miecz z tasakiem pomylić. No i nie ma w tym nic dziwnego, bo jeśli ktoś pół życia analizuje np teksty kazań okolicznościowych wygłaszanych przez Benedyktynów, to z mieczami ma raczej mało do czynienia. A Internet wcale nie jest złym źródłem wiedzy, o ile autorzy podają własne źródła, żeby można je było zweryfikować :)
@@TomaszSwiatkowski-wv7yg Te ceny mieczy, przy czym je zawyżyłem, są z Nadolskiego, chyba takiego trochę guru wiedzy o epoce. I on to w ładnych tabelkach podaje - ile informacji o mieczach jakiej ceny znano w jego czasach bo znaleziono stosowne zapiski. Przy czym gdzieś tam, nie pamiętam czy w temacie hełmy czy miecze (a może kolczugi?) pada informacja, że rozrzut cenowy między najdroższym odnotowanym a najtańszym wynosi... 114 razy. No to mamy faktycznie szeroki wachlarz :) Ale co do zasady - jak można serio mówić o broni w cenie wsi, skoro wcale nie dużo bogatsze narody, jak Rzym (także ten wczesny, mocno wiejski), greckie miasta, jacyś Iberowie Hannibala itd. mieli już miecze i to w powszechnym użyciu?
Odnośnie ceny kopii - Nadolski znał jeden przypadek jej podania i tam wychodziło z podzielenia kosztorysu w dwóch ratach przez liczbę - że pół grzywny jedna kosztowała. I to jest jednak nadal mniej niż kosztowała kusza, bo ta chodziła po średnio 49 groszy a z dodatkami typu kołczan, chyba dźwignia do napinania itd. po groszy 60. Więc albo to kowalstwo cholerny regres zaliczyło we wczesnych wiekach średnich, stąd takie kuriozalne, w całe wsie idące ceny mieczy np. z epoki Mieszka, albo po prostu tacy historycy od kazań, wyczytawszy gdzieś CIEKAWOSTKĘ którą kronikarz przytoczył, że patrzcie, ludziska, jaki drogi miecz sobie pan X kupił - w cenie wsi! - bezkrytycznie to brali i pisali że tyle kosztował po prostu miecz. A nie TAKI miecz. Bo i dziś kobieta kupi całkiem dobrą, trwałą i ładną sukienkę za 70 zł, ale kupi też za 7000 jak nie droższą. I pewnie o tej drugiej prędzej kronikarz napisze, bo to ciekawsze :)
A tak nawiasem mówiąc: wsie z kolei bywały szokująco tanie, gdy się porówna przykłady niektórych transakcji z taką oto wydajnością hektara ziemi i ceną ziarna, jakie rolnik z niego pozyskiwał. Teraz nie pamiętam, ale wychodziło mi bodajże że za kilkuletnie plony dało się takie gospodarstwo kupić.
Albo jeszcze inaczej: dane z Zachodu, o cenach tamtejszej broni i żołdzie różnych wojaków najemnych, wskazują, że taki żołnierz swój ekwipunek, typu miecz, broń główna (np, kusza) plus lekką zbroję i hełm kupował za raptem kilkumiesięczne pobory. Więc znów - nie było to aż tak drogie, jak w opowieściach o mieczach w cenie wioski. Fakt, że to wszystko jest ciut późniejsze średniowiecze. Ale czy aż tak bardzo mogły się zmienić ceny? Bo te antyczne też nie były szokująco wysokie.
No, w każdym razie to ciekawy temat i możecie go omówić, gdy wam się pomysły zaczną kończyć :)
Zdjął się państwo zapominać że w europie zachodniej jazda kopijncza systematycznie pogorszyła swój stan wyszkolenia głównie przez zanik turniejów. Rycerze renesanowi pod względem umiejętności nijak się mieli do tych z powszednich wieków
Dasz ok.?ychy!:)
Podcast fajny ale coś z waszym mikrofonem nie tego.
A jakie są objawy "nietegowania" mikrofonu? Nie mam wprawnego ucha, nic nie słyszę...
Para Ciemniaków,..
Coś jak na parę ciemniaków, często Pan do nas wraca... A czy mógłbym się dowiedzieć, skąd taka o nas opinia?
Czy ma Pan jakieś publikacje naukowe czy chociaż popularno-naukowe dot. historii wojskowości średniowiecznej ? Jakie jest Pana wykształcenie w zakresie historii?
Słaba manewrowość hufców rycerskich została zniwelowana szykiem kolumnowo-klinowym o którym w podcaście informacji brak.
Jakieś tematy trzeba sobie zostawić na bardziej szczegółowe odcinki :) A akurat rycerstwo to jeden z moich ulubionych tematów i będzie się przewijało :) Nadrobimy zaległości :)
Rycerz (ten facet z kopią, szlachcic) "wgryzł się w naszą świadomość" na podobnej zasadzie, na jakiej wgryzł się czołg w wizję II wojny światowej. A przecież na takim froncie wschodnim w danym momencie, w typowy dzień wojny, po obu stronach 1 czołg, niekiedy całkiem mały i lekki, przypadał na... 1000 żołnierzy. Czyli spotkać go nie było wcale łatwo :) Na tym tle rycerzy na polach bitew wieków średnich było wręcz zatrzęsienie. Zwłaszcza że te "chorągwie strzeleckie", wnioskując z liczebności kuszników czyli wielkości pocztów - były raczej rzadziej spotykane. Bo tam jakieś wielkie paniska się udzielały w roli kopijników. Typowe rycerza średniaka albo szaraka stać było - ale też bez przymusu sam z siebie pewnie taki wystawiał - na poczet (ten bojowy, bo mógł dochodzić woźnica) w składzie "rycerz + 2". Zwykły racjonalizm podpowiada taką liczebność: gdy pana zwalili z konia, ranili albo się uchlał na imprezie pobitewnej, to dwóch podwładnych było akurat, by pana pod pachy, za nogi i wynieść w bezpieczne miejsce :) A w boju dać i osłonę boków/pleców, i ewentualnie oddać konia, gdy ten jego padł nieszczęśliwie.
Rzeczywiście, schemat "rycerz + 2" z całą pewnością był najpopularniejszy. Z drugiej strony, wiele przywilejów jasno określa, że ma być "rycerz + 1" a z drugiej strony "rycerz + 10". Wyliczenie średniej może być niełatwe. Niemniej nie mogę się zgodzić z tym, że chorągwie strzelcze były nieliczne. Przeciwnie. Kopijnicze, w których "wielkich paniskuf" było więcej, były właśnie trudniejsze do skompletowania. Po prostu droższe, wymagały lepszego wyposażenia, więcej sprzętu. W chorągwi strzelczej, częściej wystarczała kolczuga, hełm, tarcza, topór i kusza albo nawet łuk. Skoro wspomniał Pan wcześniej o czołgach, to batalionów czołgów ciężkich Tygrys było o wiele mniej, niż regularnych batalionów liniowych złożonych z Panzerów III i IV. Banalna kwestia rachunku gospodarczego.
@@TomaszSwiatkowski-wv7yg Przy tym schemacie "rycerz + 2" bazowałem znów na chłopskim rozumie a nie statystykach wziętych ze źródeł, bo tych nie znam (żaden ze mnie historyk ani nawet aż taki pasjonat tematu, by drążyć każdy szczegół). Po prostu wyobrażam sobie siebie jako takiego gościa, który na wojnę iść musi (niekiedy sam chce) bo cóż, prawo nakazuje. Mając w obejściu tęgich pachołków, których pewnie przyuczam do władania bronią, bo wiadomo, czasy bez policji, kto się sam nie obroni, tego zbóje mogą kiedyś skutecznie najechać - pewnie bym wolał się zabezpieczyć na czas takiej wyprawy i zabrać dwóch przybocznych, choć mi napisali w zestawie obowiązków "rycerz + 1". Naturalnie - jak mnie nie stać, to trudno. Nie wiem tylko, czy aż taka biedota rycerska miała obowiązek w ogóle stawać z przybocznym - gdy prywatnie nie miała tych paru chłopów do dyspozycji i dochodów na tyle dużych, by sobie do czeladzi wziąć, choćby czasowo, dodatkowego draba z toporem, czymś do strzelania albo choć włócznią. Bo całkiem serio: w przypadku jakichś kłopotów na polu bitwy (albo potyczki) dwaj faceci rannego wyniosą, wrzucą na grzbiet konia, uratują. Jeden, mając rycerza w zbroi do szybkiej ewakuacji - zwyczajnie nie da rady. My byśmy dziś pewnie tak kombinowali, mogąc sobie takie "assistance" zapewnić, więc na zasadzie gdybania - zakładam, że niejeden rycerz tak samo pomyślał i jak pomyślał, tak zrobił. Zresztą jest jeszcze jeden poważny, już biznesowy motyw: gdy pan rycerz położył, trupem, rannym czy wziętym do niewoli jakiegoś wroga, zdobył coś a potem dalej uczestniczył w boju, bo przecież nie może ot tak zwinąć się spod Grunwaldu i gnać na rynek, spieniężać łupy - to ten dodatkowy przyboczny był jak znalazł do zbierania owych łupów, pilnowania, zapewniania, że tak ryzykownie pozyskane mienie nie przepadnie, porzucone na polu bitwy, bo się triumfator dał ponieść patriotyzmowi i pognał do dalszej szarży.
No a o tych kopijnikach jako wiodącej formie chorągwi pisałem, bo mi się wydaje - kopia czyni rycerza. A że w wiekach średnich to nie była jeszcze taka wypasiona (czytaj: droga) oraz jednorazowa broń jak u husarza, to zapewne każdy szlachetka, który tylko choć trochę mógł, wolał kupić w miarę prostą, w miarę niedługą więc i tanią kopię i stawać jako kopijnik, co z tego że tylko w kolczudze i starym hełmie, ale jednak rycerz pełną gębą - niż robić za strzelca. Bo to po prostu, cóż - obciach był :). W dodatku (takie dane znalazłem gdzieś i sobie zapisałem, źródła niestety nie podam) - o ile włócznia kosztowała w wieku XV jakieś 6-7 groszy o tyle już kusza powyżej 60. Fakt, że większa kopia pewnie wypadała drożej, ale pewnie nie więcej niż dwukrotnie drożej, czyli nadal taki kopijnik był tańszy w wystawieniu od kusznika, nie mówiąc o tym, że kusznik musiał bełty zużywać, a te też darmo nie były - kosztowały ok. 1/4 - 1/2 grosza, czyli powiedzmy te 100 sztuk na wojnę dawało wydatek 25-50 gr.
Więc i finansowo (o prestiżu nie mówiąc) taki rycerze pewnie dałby następne 20 gr w łapę dowódcy chorągwi, byle nieco oko przymknął i z taką "budżetową" kopią go wziął do siebie, a nie przydzielał do jakichś tam strzelców.
@@adamszangala4764 skomplikowana dysputa się robi i dobrze, dziękuję za to :) Co do kopii, to właśnie konstrukcja i cena bardzo ją odróżniała od włóczni, a co do rycerza w samej kolczudze, to raczej dowódca chorągwi jednak by go nie postawił w pierwszym rzędzie. Kopijnika w pełnym tego słowa znaczniu, tworzy kopia, mocna zbroja nadająca się do pierwszego szeregu i koń o odpowiedniej sile i tresurze. I o ile rzeczywiście włócznia była tańsza od kuszy, o tyle koń strzelecki kosztował kilka a kopijniczy kilkadziesiąt złotych, bardzo poważnie przebijając kwestię kosztu samej głównej broni. Kopijnicza zbroja natomiast była wielokrotnie droższa niż sama kolczuga. I nawet jeśli o prestiżu samym mówimy, nie o spójności szyku w pierwszym szeregu, to ten cwaniaczek z budżetową kopią w pierwszym szeregu, niesamowicie by się najadł wstydu wobec zakapiorów takich jak Zawisza Czarny czy Powała z Taczewa, pokrytych od stóp do głów blachami. Ceny broni które Pan podaje, zdają mi się pochodzić z "Produkcji i kosztów uzbrojenia w Polsce", bodajże Jana Szymczaka.
@@TomaszSwiatkowski-wv7yg Tyle dopowiem, że chorągiew strzelecka by pewnie takiego kopijnika budżetowego wzięła, bo lepiej mieć takich, niż żadnych :) Ostatecznie kusza to żadna obrona w przypadku szarży wroga, natomiast gość w kolczudze, z tarczą i dobry w kopii, nawet tańszej, już jest w stanie popróbować się z lepiej okutym w pancerz przeciwnikiem. Zresztą to że Zawisza byle kogo nie brał do siebie, nie znaczy, że mniej zamożni i ważni panowie by takich nie przygarnęli. Ostatecznie wtedy, na papierze, tak jak Zawisza wystawiali konkretne "kopie", z kopiami, a nie jakiś oddział w ogóle niezdolny do uderzeń, bo jak uderzać z mieczami na przeciwnika który wysuwa przed siebie takie drągi i zmiata biednych mieczników zaraz na początku walki :) Biorąc pod uwagę, ile strzał brał na wojnę taki Tatar (czyli i bełtów konny kusznik) a ile kopii rycerz, należy domniemywać, że jednak znacznie skuteczniejszą bronią była ta kopia. Inaczej by się nikt nie bawił w dźwiganie cholerstwa i całe wojsko by walczyło po prostu strzelając do tego z naprzeciwka. I dlatego, śmiem podejrzewać, od rycerza, nawet ubogiego, wymagano jednak by on z czymś kopiopodobnym stawał na wyprawę, a kusze, trudno, dawał swoim przybocznym, bo wiadomo, że chamstwo taką rycerska bronią się nie nauczy władać. I ci strzelcy w chorągwiach to był właśnie efekt podziału na "towarzyszy" = kopijników i "pocztowych" = strzelców. Sołtys, prosta, owszem, pewnie z kuszą stawał. Ale rycerz? I on pewnie wolał z kopią, i ci co robili spisy obowiązków też woleli typowego rycerza a nie takiego nie wiadomo kogo.
Zwłaszcza że, jak to opisujecie w rozmowie, strzelało się nawiją, czyli po prawdzie jak z katiuszy, ogniem powierzchniowym, co raczej masowemu plebsowi się zostawia, a nie poważnym rycerzom :)
początki husarii to co najmniej XV wiek a nie XVI.
Skąd "wilcze doły" pod Grunwaldem i to jeszcze przygotowane po stronie polsko-litewskiej?
Stąd że armia polsko-litewska miała czas, aby przygotować sobie nieco pole bitwy. To w gruncie rzeczy też kwestia z pogranicza czynników pragmatycznych i kulturowych, że niejedno starcie rycerskie odbyło się w miejscu, którego wszyscy potrafili się domyślić i kto przyszedł pierwszy, miał tę przewagę że mógł się lepiej rozeznać i przygotować jakieś nieprzyjemne niespodzianki dla przeciwnika.
@@TomaszSwiatkowski-wv7yg Dla historyka istotne są źródła, a nie domniemanie. Armia która chwilę temu szturmowała Dąbrówno i maszerowała całą noc nie koniecznie miała czas na przygotowania. Zresztą żaden z tekstów źródłowych o tym nie wspomina.
@@michaaski6017 możliwe że informacja o wilczych dołach przyplątała mi się z jakiegoś opracowania. Grunwald nigdy mnie szczególnie nie interesował, bo to temat przebadany na setną stronę, źródła do tej bitwy przeglądałem wybiórczo i dawno. Mogłem się pomylić.
jak to skąd ? - z palca wyssane - jak duża część tych opowiastek na poziomie szkoły podstawowej ...
hufiec i chorągiew to nie są synonimy - hufiec był większa jednostką taktyczną składająca się z wielu chorągwi
Fakt, powinienem uściślić, że "na potrzeby tego materiału" i później rozwinąć zagadnienie. Jak już parę razy w komentarzach pisałem, to nasze początki w nagrywaniu słuchowisk, sami się uczymy, np kiedy NIE NALEŻY robić skrótów myślowych. Dziękuję za zwrócenie uwagi :)
Proszę nie robić tych "yhy", "no tak". Nie da się słuchać.
Pracujemy nad tym, żeby poprawiać jakość naszego sposobu mówienia :) Dziękuję za uwagę :)
W ogóle nie odnotowałem takich przerywników (nie mówię, że nie było) więc chyba nie są wielkim problemem. Posłuchałbyś Repetowicza :) Ten to dopiero daje w te klocki... Połowa jego nagrania to są jakieś takie głośne pauzy na pozbieranie myśli.
Styl opowieści zdecydowanie zbyt infantylny. Trochę jak opowieści w przedszkolu... nie potrzene też te zabawy słowne między prowadzącymi