@@LukaszLamza jeśli używać terminologii ogniskowej, to nie spalił Pan , a rozniecił 😀 . Taka anegdotka: ostatnio wśród znajomych, bynajmniej nie filozofów, argumentując w sprawie używania feminatywów zacytowałam: " bo granice mojego języka są granicami mojego świata" , zrobiło to na tyle duże wrażenie, że rozmowa przyjęła nieoczekiwanie konstruktywny obrót. Ciekawa koincydencja, prawda?
To jest wspaniała seria. Jeszcze raz dziękuję. Słuchając przypomniał mi się cytat bodajże Dzalaludina Rumiego: "Milczenie jest językiem Bogów. Wszystko inne to tylko marne tłumaczenie".
Wszystkiego jest w nas, w ciszy wszystko usłyszysz. Duch przemawia przez serce. Trzeba uważać na inne głosy i obrazy. Są to warstwy, programy. One zakłócają przekaz, są natrętne i należy je wyciszyć. Wtedy otwiera się brama i w ciszy słyszysz...Rozdzielaj stare polskie słowa. Pomoże Ci saskryt zrozumieć. Błogosławię was.
"Jeżeli już będziesz wiedział zamilcz swoją wiedzę na nowo ucz się świata jak joński filozof smakuj wodę i ogień powietrze i ziemię bo one pozostaną gdy wszystko przeminie i pozostanie podróż chociaż już nie twoja"
Trudno opisać mi to słowami, ale po obejrzeniu tego materiału czuję się jakoś inaczej, tak po prostu dobrze, spokojnie. Dziękuję za materiał i polecane książki. Zmuszasz mnie Łukaszu do myślenia i doświadczania za co chwała Ci!
Wiem dobrze, co masz na myśli. Tak powinna działać filozofia, przynajmniej ta prawdziwa, "głęboka" filozofia. Byłoby mi bardzo miło, gdyby to moje gadanie potrafiło przekazać trochę z tego poczucia spokoju. Zrobię kiedyś na pewno osobny film o książkach, które polecam, ale jeżeli szukasz czegoś, co właśnie w taki sposób wygładza myśli, to polecam "Dhammapadę". To jest luźny zbiór wypowiedzi Buddy, można sobie "wertować", jest tego polskie tłumaczenie w necie. Klimat chyba trochę podobny do "Myśli" Marka Aureliusza, obcowanie z tym tekstem jest po prostu takie... dobre. :)
Wspaniały materiał, teraz nie będę mógł się powstrzymać od myślenia o granicach języka i kudzkiego poznania... Wszystko to brzmi jak jaskinia platona, możemy się dowiedzieć wszystkiego o cieniach ale czy powie nam to cokolwiek o ich źródle?
No trudna. Ja się długo zabierałem, robiłem kilka przymiarek tu i tam. Bardzo pomaga przygotowanie się teoretyczne, jest np. świetna "Filozofia wschodu" p. red. B. Szymańskiej (Wydawnictwo UJ). Ostatecznie dość ostro siadłem nad Brihadaranjaką i Czhandogją, żeby je sobie uporządkować i móc się w miarę swobodnie poruszać po tych dwóch tekstach, a potem bardzo mi pomogło to, że czytałem je w poszukiwaniu konkretnych rzeczy. Kiedy się czyta te teksty bez żadnego celu, to trochę przytłaczają, a jeżeli się np. czyta w poszukiwaniu śladów teorii mokszy-samsary, to robi się z tego taka trochę lektura akademicka - użytkowa, ale też przy tym nieco łatwiejsza. Pozdrawiam!
O, świetny pomysł! Cały w klimacie indyjskim jest "Siddhartha. Poemat indyjski", bardzo smakowita lektura, gęsta od nienachalnej filozofii i mocno klimatyczna. Z tejże książki: "Mogę kochać kamień, Gowindo, i drzewo, i kawałek kory. To wszystko są rzeczy, a rzeczy można kochać. Nie umiem tylko kochać słów. Dlatego nauki to nie dla mnie, nauki nie mają konsystencji, nie mają barwy, kształtu, zapachu, smaku, mają tylko słowa." [str. 166]. Ciekawe, że zrobiłem sobie kiedyś ten właśnie wypis, a teraz tak fajnie się przydał. Synchroniczność. :) Wielkie dzięki za komentarz. Jeżeli ktoś szuka czegoś nieco cięższego od "Siddharthy" to jest "Gra szklanych paciorków", która nie jest wprost indyjska w temacie, natomiast jest w niej rozproszone to napięcie pomiędzy znakiem, przeżyciem i medytacją, no i na koniec jest "Życiorys hinduski" Józefa Knechta, rzecz absolutnie ciekawa, jeżeli mówimy o filozofii indyjskiej, niestety nie do zrozumienia bez reszty dość sporej książki. Pozdrawiam!
@@LukaszLamza Dokładnie te pozycje miałem na myśli! "Gra szklanych paciorków" i "Siddhartha" to naprawdę coś absolutnie niesamowitego! Ciężko do konca opisac wrażenia ale zostawiają swój smak i zapach na długo w umyśle! Mam wielką nadzieję że seria "Czytamy Upaniszady" będzie kontynuowana! Również pozdrawiam!
To co nie jest umysłem, ale przez umysł jest wyrażone, to jest Brahman. Czyli EGO nie jest świadomością, ale zaledwie jej symulacją w umyśle, tak to rozumiem.
To wlasnie lubie w filozofiach wschodu - brak lub ogrniczona wiara w wolna wole prowadzaca do braku arogancji. Tego nam, na zachodzie brakuje ale tez z tej iluzji powstala nasza cywilizacja, takze...
To jest chyba fundamentalny problem z nauką w ogóle. Obserwator (np. fizyk) nie może wyjść poza obserwowany przez siebie układ, stanąć obok i powiedzieć: jest tak i tak. Obserwator jest częścią układu, więc obserwując jakieś zjawisko, obserwuje również samego siebie, a więc jego obserwacja jest skażona subiektywną perspektywą. To jest wyższy poziom abstrakcji przy którym matematyka się chowa.
Nie jest nam znana prawdziwa i obiektywna rzeczywistość . O tak ścieżki postępowania a z nich najważniejsza karma marga ścieżka postępowania . Prana jest energią początkową, jest początkiem i końcem wszelkiego istnienia . Coś się rodzi , jest powołane do istnienia czerpię z prany ,kiedy przestaję istnieć wraca do prany . Emanacje eterow pranicznych są na słońcu i dookoła ziemi. Podobno jeden oddech praniczny regeneruje ciało i umysł na najwyższym poziomie .
"Supreme Truth” (Najwyższa Prawda) obecna nazwa: „Aleph” - japońska sekta religijna założona w 1987 przez Shōkō Asaharę (prawdziwe nazwisko: Chizuo Matsumoto). W marcu 1995 roku mała grupa członków sekty dokonała w tokijskim metrze zamachu przy pomocy sarinu. Śmierć poniosło 13 osób, a blisko 6 tys. odniosło rany
11:56 Tu chodzi o fałszywą wiedzę, żeby nie popadać w mistykę, to przykładem może być fałszywe wyjaśnienie procesów fizycznych, czy też biologicznych. Ramanujan, nie miał EGO, które spekuluje i pyszni się swoją wiedzą, ta Wiedza mu się objawił i on nie traktował jej jako owoc własnego umysłu.
Dobre! Miałem właśnie nadzieję, że te moje filmy to będzie tak naprawdę dopiero pretekst do uporządkowania sobie tych rzeczy. Minęło kilka godzin i już mam dwa świetne dalsze tropy, wielkie dzięki! Dla zainteresowanych: rzeczona "przypowieść" pochodzi z sutty o nazwie Alagaddūpama sutta, jej "namiary" w Kanonie Palijskim to Majjhima Nikaya, 22, 134-135. Swoją drogą, czy jest jakieś polskie tłumaczenie sutt, które polecasz/polecacie? Mam wybór w tłumaczeniu na angielski świetnego znawcy tematu i genialnego tłumacza, Bhikkhu Bodhiego: "In The Buddha's Words". Ale np. Alagaddupamysutty tam nie ma. :/ Nie jestem chyba jeszcze gotów, żeby kupić wszystkie Nikaje, więc tak trochę jestem w pół drogi.
W tej samej suttcie jest też porównanie do węża, ta sama idea - źle uchwycona wiedza może być niebezpieczna jak źle chwycony waż. Uchwycona ostrożnie i właściwie jest korzystna.
Przypomniała mi się jeszcze bardzo ciekawa Cankīsutta, MN 95. O tym co to w ogóle znaczy dotrzeć do prawdy i że poprzedzone jest wieloma intelektualnymi etapami ale sama jest doświadczeniowa.
Uznanie ze metoda naukowa jest absolutnie i na zawsze jedyna i najlepsza metoda poznania jest nieracjonalne. Uznanie ze metoda naukowa pozwoli na odpowedz na wszystkiepytania -tez. Ale pojawia sie niebezieczenstwo. Furtka dla przyznania wierze jakies wartosci poznawczej. Tak tez nie jest. To ze nie uzajesz nauki za"nalepsza" nie znaczy ze dysponujesz jakimis alternatywnymi narzedziami. Takze mozna sie z Toba zgodzic ale tylko wtedy kiedy dopowie sie ze alternatyw nie ma. Co nie znaczy ze nie moze byc. Ja jestem na nie otwarty :)
A co powiesz na doświadczenie osobiste? Mówimy o czymś, co Ci się naprawdę przydarza, więc nie wymaga aktu wiary, ale nie jest intersubiektywne, więc nie poddaje się metodzie naukowej. To więc coś zupełnie innego, przy tym kluczowe dla zrozumienia filozofii indyjskiej. I to będzie właśnie jeden z głównym kierunków myśli indyjskiej: brahmana szukaj w swoim własnym wnętrzu, na długiej i żmudnej drodze pracy ze swoim ciałem, umysłem i wszystkim pozostałym. Może być? :)
@@LukaszLamza Ciekawe, ale mam problem z 'naprawde przydaza'. Skad mam wiedziec ktore doswiadczenia sa przydatne do sterowania rzeczyistoscia i soba a ktore to iluzja? Metoda naukowa pozwala to w znacznej mierze zweryfikowac bo jej istota jest wlasnie weryfikacja, sprzazenie zwrotne. Jakim narzedziem innym niz weryfikacja moge sprawdzic czy moje osobiste doswiadczenie jest przydatne albo , cokolwiek to znaczy - prawdziwe? A moze istnieje rownie dobra metoda weryfikacji jak naukowa? To byloby cos!
@@waraiotoko374 Coraz trudniejsze (= lepsze) te pytania, a ja nie jestem nauczycielem duchowym, tylko skromnym filozofem.;) Ale, w pierwszym przybliżeniu... może spróbuję. 1. W kwestii prawdziwości nie ma lepszego probierza niż szczere, trzeźwe, niezinterpretowane doświadczenie. Ono po prostu jest, jakie jest, i koniec. Jeżeli wolisz racjonalizm europejski, to znajdziesz tę myśl w fenomenologii Husserla. Jeżeli idziemy za wątkiem indyjskim, to trzeba by prędzej czy później wejść w medytację i inne podobne techniki pracy z umysłem. Jest taka piękna metafora spokojnego umysłu jako niewzruszonej tafli jeziora, które odbija doskonale, nie zaburzając. Jeżeli coś się przydarzyło odpowiednio uspokojonemu i trochę wytrenowanemu umysłowi, to nie sposób o tym wątpić. Tylko broń boże nie doszukuj się rzeczywistości za doświadczeniem! ;) 2. A przydatność to rzecz jeszcze inna. Ośmielę się stwierdzić, że tę sprawdzasz, żyjąc. W skali kilku, kilkunastu lat, jeżeli tylko przyglądasz się uważnie światu, łatwo się zorientować, które doświadczenia, myśli i teorie dają "dobre plony karmiczne" (skoro już mówimy o filozofii indyjskiej), a które - nie. Ale to tylko taka luźny późno-nocny komentarz. Może będzie okazja trochę systematyczniej o tym pogadać. Szerokiej drogi! :)
@@LukaszLamza W takim razie pozostaje mi tylko podziekowac za odpowiedzi, inspirujacy film i rowniez zyczyc szerokiej drogi! Jednak nie powstrzymam sie i na ewentualna pozniejsza zanete :p jeszcze dodam ze moim zdaniem wlanie nie jest 'latwo sie zorientowac'. Na tym polega problem ktory nauka rozwiazuje (czesciowo, bo tafla wody tez jest konieczna aby syntetyzowac wiedze bez znieksztalcen, wiedz to tylko to co w wynikach a nie to co we wnioskach :p).
A czy "wiedza którą można pozyskać, a nie jest wiedzą językową" nie jest czasem utożsamiana przez wielu ludzi z doświadczeniem? Czy błędem byłoby takie jej nazywanie (przyblizanie innym)?
"rozkoszować się wiedzą": smakować się w przepisie na pomidorową, zamiast smakować pomidorową ua-cam.com/video/8MxMIg1rkYM/v-deo.html ua-cam.com/video/ptcINj_7tcI/v-deo.html ua-cam.com/video/ntSgWktJ2nE/v-deo.html Poza granicami języka jest... Cisza
Bardzo słuszne odniesienie do Wittgensteina, ale Traktat należy odrzucić, bo jest tylko pewnym obrazem, który «więzi» - jak sam to określił. Dopiero z czasem zdał sobie sprawę, że plącze się tam w słowa. O wiele sensowniejsze rzeczy można znaleźć w „Dociekaniach…” i różnych „Uwagach…”. ;)
Nie zgadzam się, że można tę czy jakąkolwiek inną podobną książkę "odrzucić". To nie jest przestarzała wiedza, którą by cokolwiek zdezaktualizowało, jak stare mapy nieba. To jest dokument pewnej ścieżki intelektualnej i jako taki ma swoją wartość bez względu na to, co o nim później sądził autor. Zresztą, z filozofią, literaturą (i muzyką też) często jest jest tak, że sami twórcy nie potrafią dobrze ocenić, która ich rzecz jest najlepsza. Wydaje im się, że całe życie idą do przodu i mają skłonność do bagatelizowania tego, co wczesne - i w sumie dobrze, to się nazywa rozwój - ale my, "konsumenci", wcale nie musimy się z nimi zgadzać.
@@LukaszLamza Rozumiem i z tym się zgadzam. Natomiast dosyć powszechna jest u czytelników Wittgensteina fascynacja „Traktatem” (zarówno naukowa jak i religijna), a tego, co robił dalej, traktowania jak jakieś pitu-pitu. W tej sposób tworzy się jakiegoś rzekomego «wczesnego» i «późnego» Wittgensteina z dwiema przeciwstawianymi sobie filozofiami. Sam zresztą swego czasu temu uległem za moimi wykładowcami. Tymczasem jego spojrzenie na język ma charakter ciągły - jest właśnie pewną ścieżką. Traktat nabiera po prostu więcej sensu w kontekście dalszych rozważań, bo stanowi pewną ilustrację, dlatego z mojego doświadczenia lepiej jest po niego sięgać dopiero po „Dociekaniach…” i „Uwagach…” (szkoda, że w Polsce nie wydano zbioru „Culture and value” i „Remarks on Philosophy of Psychology”). Bardzo polecam zestawienie jego rozważań z badaniami B. L. Whorfa, „Traktatem” G. Berkeleya i „Twierdzą” A. de Saint-Exupery'ego. Niektórzy traktują ten jego rzekomy (tfu!) «drugi okres» jako pójście w egzystencjalizm, ale w rzeczywistości to było po prostu - niezrozumiałe dla wielu - odejście od fundacjonizmu i próba zrozumienia samych podstaw, na których budujemy wszelką naszą wiedzę i różnego rodzaju «doktryny», z nauką włącznie (do której, z pewnych przyczyn, przejawiał stosunek dosyć niechętny). Pozdrawiam i przy tej okazji dziękuję za wszystkie ciekawe materiały zarówno tutaj, jak i na Copernicusie. :)
@@Adam.Mateusz.Brozynski Dzięki za szczegółowe wyjaśnienie. Powiem tak: miałem kontakt z całym Wittgensteinem i rozumiem, co masz na myśli. Jeżeli mówimy o filozofii języka, to na pewno "Dociekania" są znacznie dojrzalsze, znacznie bardziej współczesne. Ale "Traktat" to dla mnie coś zupełnie osobnego - książka, którą kocham, i którą zawsze polecam studentom, właśnie jako dokument historyczny. Przede wszystkim: to wyszło w 1921 roku (!!). To był chyba czas szczytowej nadziei, że uda się zrealizować program neopozytywizmu. I Wittgenstein w tej książeczce pięknie pokazuje, co się dzieje, jeżeli się próbuje zrealizować ten program, mając jednocześnie w sobie choć trochę wrażliwości prawdziwego humanisty, człowieczeństwo, zrozumienie dla istoty życia ludzkiego. "Traktat" zawsze podaję w parze z "Language, Truth and Logic" Ayera. Książka Ayera to taki trochę "Traktat", tylko napisany przez człowieka, który tego wszystkiego nie kuma, i do końca wydaje mu się, że właśnie oto opisał niezatapialną metodę na myślenie, uwzględniającą wygnanie ze świata idei tych wszystkich "bzdurek", jak emocje, wiara, filozofia i wszystko inne. A (26-letni) Ayer pisał to w 1936 roku. Powinien już wiedzieć, że program neopozytywizmu poległ. Ba, fascynuje mnie to, że do dzisiaj można jeszcze spotkać przedstawicieli tego najbardziej naiwnego, ordynarnego wręcz scjentyzmu, tego, wybaczcie, bieda-ateizmu spod znaku Dawkinsa i racjonalista.pl, sprzęgniętego z fundamentalizmem metodologicznym, redukcjonizmem et cetera. Fascynuje mnie to, bo, moim zdaniem, wystarczy ze zrozumieniem przeczytać jedną cieniutką książeczkę sprzed 100 lat, żeby zorientować się, jakie są granice tego programu. I za to kocham "Traktat". Inne rzeczy Wittgensteina pokazują, owszem, dojrzalsze treści, ale "Traktat" to dla mnie dokument o czysto historycznie kapitalnym znaczeniu. Kiedy jeszcze wykładałem na uczelni, to męczyłem każdy I rok pakietem "Traktat+Ayer". Pozdrawiam!
@@LukaszLamza w tym kontekście pełna zgoda. Swego czasu też należałem do przedstawicieli tego naiwnego scjentyzmu, więc trochę rozumiem, co może być jego psychologiczną przyczyną. ;) Wittgenstein towarzyszy mi już jakiś czas. W pracy licencjackiej poruszyłem problem niewyrażalności, zestawiając go z buddyzmem zen i odnosząc się właśnie głównie do „Traktatu”. Później, choć nie pojawił się w tytule, to przewinął się przez magisterkę nt. fraktalnego (w sensie jakościowym, a nie ilościowym) wymiaru pojęć doktryny chrześcijańskiej, a obecnie - widząc pewne swoje niedomagania tamtych rozważań w świetle lektury Woleńskiego i jego celnej w wielu punktach krytyki wiary i pewnych jej ujęć w apologetyce - czytam go od nowa i sam pewne rzeczy staram sobie przemyśleć w kontekście rozumienia pojęć religijnych (metafizycznych?) i ich wartości poznawczej i praktycznej. Niewiele jest niestety osób, z którymi można na tego rodzaju tematy podyskutować w rzeczowy sposób i bez nastawienia ideologicznego. ;)
Mam pytanie nieco z innej beczki. Czy w pierwszym odcinku tłem był wirtualny przelot min. nad Tybetem, a w tym odcinku jest to bodajże "ziemski Mars", czyli Beludżystan?
Tak, w pierwszym odcinku startowałem w Azji Środkowej i doleciałem aż nad Morze Arktyczne. Teraz lecieliśmy wzdłuż afrykańskiego wybrzeża Morza Czerwonego, mając je po lewej stronie, a więc od Egiptu w kierunku Etiopii.
Jakie to są problemy życiowe, na które nie ma odpowiedzi w bibliotece Babel? Jeśli tylko problem można wyrazić słowami, to tam jest odpowiedź na każde z nich. Co też oznacza, że nie da się udzielić odpowiedzi twierdzącej na moje pytanie 😅 A czy istnieje Wiedza poza metodą naukowa, czy tylko subiektywne opinie?
Aby rozwiązać ten paradoks musisz użyć metajęzyka. A żeby paradoks z metajęzyka rozwiązać... wiesz co dalej. Ogólnie: nie da się, patrz Twierdzenia Gödla.
Podejmuję dyskusję w temacie pytania pierwszego do koncepcji biblioteki Babel. Już dziś posiadamy konstrukty wymyślone przez człowieka, które choć raz napisane, wymagają wciąż odkodowywania i rozwiązywania. Mam tu na myśli choćby równania Einsteina. Język matematyki wyrażony słowami i mamy książkę, która ma w sobie więcej wiedzy niż sam autor posiadał - a w tym przypadku nawet zbliża się do tematyki sensu wszechrzeczy. Hipotetyczna książka mogłaby posiadać nieskonczenie skomplikowane, "fraktalne" obliczenia będące czymś w rodzaju kodu maszynowego programu wszechświata. Istnienie takiej książki nie oznaczałoby niestety, że ktokolwiek byłby w stanie objąć ją rozumem i w jakimkolwiek stopniu z niej skorzystać, no może tylko jak podpórkę pod nogę stołu ;).
Dobre. Spróbuję uogólnić: "Znaczenie książki nie mieści się całkowicie w jej treści i może być modyfikowane lub rozszerzane przez treści zewnętrzne". No to moje pytanie: Czy te treści zewnętrzne, które dają nam na przykład nową wiedzę na temat dawno już zapisanych równań, da się spisać do postaci książki? :) Bo jeżeli tak, to wszystkie znaczenia wszystkich książek i tak siedzą w bibliotece Babel. A czy ktoś faktycznie jest je w stanie zrozumieć, to jeszcze inna rzecz. W bibliotece Babel są na przykład książki zapisane w nieodcyfrowanych jeszcze językach, jak w hipotetycznym języku minojskim (zapisywanym w nieodcyfrowanym jeszcze piśmie linearnym A). Oczywiście, w bibliotece jest też gdzieś podręcznik języka minojskiego, ale ktoś by go musiał najpierw odczytać i zrozumieć. Ogólnie, to jest ciekawy problem, bo znaczenie = tekst + odbiorca, tak więc biblioteka Babel jest programowo otwarta na nowe znaczenia.
@@LukaszLamza Zaryzykowałbym stwierdzenie, że hipotetyczna książka może być kompletna sama w sobie (nie wymagać sięgnięcia po zewnętrzne źródła). Po prostu może być właśnie skompilowaną w jakiś nieosiągalny dla nas sposób Matematyką Wszechświata (przez wielkie "M" - czyli bliżej nieokreślonym formatem symbolicznym) nawet wraz z jakimś dekompilatorem. Konstrukcja zamknięta między okładkami może się "rozpakowywać" w nieskończoność, choćby w modelu fraktalnym, aż w końcu obejmie wszystko w każdym detalu. W tym kontekście słowa są metajęzykiem kodu wszechrzeczy.
@@LukaszLamza co do zasady ja zgodziłbym się z wariantem, że język jednak aktywnie ogranicza i odkształca zrozumienie, bo definicje "ludzkie" w postaci słów i terminów już z samej zasady mają wpisane ograniczenia naszego umysłu i tutaj trzeba by sięgnąć poza. Ale niezależnie od tego zastanawiam się nad kwestią metajęzyków - czy one aby przypadkiem nie są z definicji "mniejsze" niż język, który opisują? Intuicja mi podpowiada, że ta cecha może leżeć już w samej definicji tego, czym jest metajęzyk. Wtedy metajęzyk metajęzyka będzie jeszcze mniejszy, bardziej skompilowany i kolejne jeszcze bardziej, tak że powstanie ciąg malejący do jakiejś granicy. Nawet nieskończony ciąg może mieć sumę skończoną. I tylko pozostawałby ta sumę opakować między okładki.
Czy matematyka, ta na poziomie noblowskim, może być wyższą formą komunikacji niż mowa rozumiana potocznie; a więc czy jest doskonalszą niż mowa metodą harmonizowania się z wszechnaturą?
Wszystko fajnie i pieknie. Jednak tzw. Hindusi a szczególnie bramini mieli ogromna wiedzę duchowa. Czy jakby to dzisiaj powiedzieć mistyczną. Upaniszady sa swoistymi hymnami gdyż żeby wyrazić językiem to się przechodzi duchowo by zostać mistrzem i uwolnić się z tej ziemskiej gry nie muszac juz rodzic się tutaj w kole karmy. To jest jezyk mistrza do innego mistrza od innego mistrza. Wszyscy przechodzili przez to samo to i przekazywali sobie wiedzę jak potrafili językiem który znali. Tysiace lat temu. Hinduizm wypełniony jest demonami ale tak prawdę to sa obrazy ludzkich kompleksow. Walka z nimi zachodzi w każdym z nas z osobna. Fragment o wiedzy i niewiedzy dotyczy ludzi którzy weszli na drogę mistrzów. Z różnych powodów. Swiadomie i nie zdając sobie nawet sprawy. Pierwszy jest uczniem kogoś i zdobywa wiedzę o tym. Drugi nie zdajac sobie sprawy z tego będzie przechodził dokladnie to samo. I ich szanse sa rowne. Kazdy walczy z własnymi kompleksami. Doswiadczen tej drogi się nie zawsze mozna opisać słowami dlatego słowa dla mistrzow nie maja znaczenia gdyż mistrzowie dotykają absolutu. A jak to opisać? Niech sie darzy.
Upaniszady upanalamży 🤌🏻
Sławomir Bubicz 🙏
Poznawanie innych kultur jest fascynujące. Dziękuję, pozdrawiam.😀
Oj, zdecydowanie. Pozdrawiam serdecznie! :)
@@LukaszLamza Jak to było? Bez badania obcej kultury, nie można zrozumieć własnej.
🧘 Dziękuję 🙏♥️🤗
Kolejny świetny program.Oby nie zabrakło panu zapału w tworzeniu kolejnych części.👍
Spróbuję. Mam ostry plan zrobić przynajmniej 5 filmów w rytmie tygodniowym. To by była rewolucja. ;)
@@LukaszLamza ❤️🔥❤️🔥❤️🔥
Doskonała seria😀 słucha sie tego świetnie. Osobne omówienie Traktatu logiczno - filozoficznego budzi mój entuzjazm.
W sumie, jak się nad tym zastanowić, to najlepsze już spaliłem. :) Pozdrawiam!
@@LukaszLamza jeśli używać terminologii ogniskowej, to nie spalił Pan , a rozniecił 😀 . Taka anegdotka: ostatnio wśród znajomych, bynajmniej nie filozofów, argumentując w sprawie używania feminatywów zacytowałam: " bo granice mojego języka są granicami mojego świata" , zrobiło to na tyle duże wrażenie, że rozmowa przyjęła nieoczekiwanie konstruktywny obrót. Ciekawa koincydencja, prawda?
@@zofiaagnieszkabiernacka826 Koincydencje takie nie dziwią mnie już. :)
Niech się seria utrzyma :) swoją drogą, świetne tło, z tymi przesuwajacymi się krajobrazami
To jest wspaniała seria. Jeszcze raz dziękuję. Słuchając przypomniał mi się cytat bodajże Dzalaludina Rumiego: "Milczenie jest językiem Bogów. Wszystko inne to tylko marne tłumaczenie".
Dzięki za kolejny super materiał. Mam nadzieję, że seria się utrzyma! ❤ Bardzo dobrze mi robi taki powrót do podstaw!
Dziekuje, czekam na kolejne odcinki
Dzięki!
Dzięki za materiał.
Czas na herbatkę u pani Szady 👌
Piękny tekst, Upaniszady.
Dzięki Łuki za świetny materiał
Wszystkiego jest w nas, w ciszy wszystko usłyszysz. Duch przemawia przez serce. Trzeba uważać na inne głosy i obrazy. Są to warstwy, programy. One zakłócają przekaz, są natrętne i należy je wyciszyć. Wtedy otwiera się brama i w ciszy słyszysz...Rozdzielaj stare polskie słowa. Pomoże Ci saskryt zrozumieć. Błogosławię was.
Cześć dziękuję
Super materiał
Bardzo dobry odcinek !
"Jeżeli już będziesz wiedział zamilcz swoją wiedzę
na nowo ucz się świata jak joński filozof
smakuj wodę i ogień powietrze i ziemię
bo one pozostaną gdy wszystko przeminie
i pozostanie podróż chociaż już nie twoja"
Trudno opisać mi to słowami, ale po obejrzeniu tego materiału czuję się jakoś inaczej, tak po prostu dobrze, spokojnie. Dziękuję za materiał i polecane książki. Zmuszasz mnie Łukaszu do myślenia i doświadczania za co chwała Ci!
Wiem dobrze, co masz na myśli. Tak powinna działać filozofia, przynajmniej ta prawdziwa, "głęboka" filozofia. Byłoby mi bardzo miło, gdyby to moje gadanie potrafiło przekazać trochę z tego poczucia spokoju. Zrobię kiedyś na pewno osobny film o książkach, które polecam, ale jeżeli szukasz czegoś, co właśnie w taki sposób wygładza myśli, to polecam "Dhammapadę". To jest luźny zbiór wypowiedzi Buddy, można sobie "wertować", jest tego polskie tłumaczenie w necie. Klimat chyba trochę podobny do "Myśli" Marka Aureliusza, obcowanie z tym tekstem jest po prostu takie... dobre. :)
@@LukaszLamza ua-cam.com/video/06hhg3ZN9HA/v-deo.html
Może się komuś tu przyda skoro polecane :)
Już wiem co będę oglądał wieczorkiem :-) Dzięki Łukaszu!
Chodzi bardziej o zrozumienie I poznanie niz wiedze
Ależ to była uczta! Niecierpliwie teraz czekam na ciąg dalszy :) :)
Wspaniały materiał, teraz nie będę mógł się powstrzymać od myślenia o granicach języka i kudzkiego poznania... Wszystko to brzmi jak jaskinia platona, możemy się dowiedzieć wszystkiego o cieniach ale czy powie nam to cokolwiek o ich źródle?
Wittgensteina się tutaj nie spodziewałem, proszę poruszyć traktat na swoim kanale 😊
Gdy słyszę pkt 7. traktatu Wittgensteina w oryginale to mam autentycznie ciary 😀 To jest jedno z tych zdań, które po niemiecku brzmi niesamowicie.
A więc nie jestem jedyny. :)
Piękne😊
Świetny materiał. Kiedyś próbowałem przeczytać całe Upaniszady, ale trudna jest to księga.
No trudna. Ja się długo zabierałem, robiłem kilka przymiarek tu i tam. Bardzo pomaga przygotowanie się teoretyczne, jest np. świetna "Filozofia wschodu" p. red. B. Szymańskiej (Wydawnictwo UJ). Ostatecznie dość ostro siadłem nad Brihadaranjaką i Czhandogją, żeby je sobie uporządkować i móc się w miarę swobodnie poruszać po tych dwóch tekstach, a potem bardzo mi pomogło to, że czytałem je w poszukiwaniu konkretnych rzeczy. Kiedy się czyta te teksty bez żadnego celu, to trochę przytłaczają, a jeżeli się np. czyta w poszukiwaniu śladów teorii mokszy-samsary, to robi się z tego taka trochę lektura akademicka - użytkowa, ale też przy tym nieco łatwiejsza. Pozdrawiam!
Niemiecki jest piękny ❤
💪
🎉
🥰
proszę o więcej
Ale to był wspaniały materiał. Osobom zaciekaionym polecam książki Hermana Hesse!
O, świetny pomysł! Cały w klimacie indyjskim jest "Siddhartha. Poemat indyjski", bardzo smakowita lektura, gęsta od nienachalnej filozofii i mocno klimatyczna. Z tejże książki: "Mogę kochać kamień, Gowindo, i drzewo, i kawałek kory. To wszystko są rzeczy, a rzeczy można kochać. Nie umiem tylko kochać słów. Dlatego nauki to nie dla mnie, nauki nie mają konsystencji, nie mają barwy, kształtu, zapachu, smaku, mają tylko słowa." [str. 166]. Ciekawe, że zrobiłem sobie kiedyś ten właśnie wypis, a teraz tak fajnie się przydał. Synchroniczność. :) Wielkie dzięki za komentarz. Jeżeli ktoś szuka czegoś nieco cięższego od "Siddharthy" to jest "Gra szklanych paciorków", która nie jest wprost indyjska w temacie, natomiast jest w niej rozproszone to napięcie pomiędzy znakiem, przeżyciem i medytacją, no i na koniec jest "Życiorys hinduski" Józefa Knechta, rzecz absolutnie ciekawa, jeżeli mówimy o filozofii indyjskiej, niestety nie do zrozumienia bez reszty dość sporej książki. Pozdrawiam!
@@LukaszLamza Dokładnie te pozycje miałem na myśli! "Gra szklanych paciorków" i "Siddhartha" to naprawdę coś absolutnie niesamowitego! Ciężko do konca opisac wrażenia ale zostawiają swój smak i zapach na długo w umyśle! Mam wielką nadzieję że seria "Czytamy Upaniszady" będzie kontynuowana! Również pozdrawiam!
👍
Ekstra
To co nie jest umysłem, ale przez umysł jest wyrażone, to jest Brahman. Czyli EGO nie jest świadomością, ale zaledwie jej symulacją w umyśle, tak to rozumiem.
To wlasnie lubie w filozofiach wschodu - brak lub ogrniczona wiara w wolna wole prowadzaca do braku arogancji. Tego nam, na zachodzie brakuje ale tez z tej iluzji powstala nasza cywilizacja, takze...
To jest chyba fundamentalny problem z nauką w ogóle. Obserwator (np. fizyk) nie może wyjść poza obserwowany przez siebie układ, stanąć obok i powiedzieć: jest tak i tak. Obserwator jest częścią układu, więc obserwując jakieś zjawisko, obserwuje również samego siebie, a więc jego obserwacja jest skażona subiektywną perspektywą. To jest wyższy poziom abstrakcji przy którym matematyka się chowa.
Nie jest nam znana prawdziwa i obiektywna rzeczywistość . O tak ścieżki postępowania a z nich najważniejsza karma marga ścieżka postępowania . Prana jest energią początkową, jest początkiem i końcem wszelkiego istnienia . Coś się rodzi , jest powołane do istnienia czerpię z prany ,kiedy przestaję istnieć wraca do prany . Emanacje eterow pranicznych są na słońcu i dookoła ziemi. Podobno jeden oddech praniczny regeneruje ciało i umysł na najwyższym poziomie .
"Supreme Truth” (Najwyższa Prawda) obecna nazwa: „Aleph” - japońska sekta religijna założona w 1987 przez Shōkō Asaharę (prawdziwe nazwisko: Chizuo Matsumoto). W marcu 1995 roku mała grupa członków sekty dokonała w tokijskim metrze zamachu przy pomocy sarinu. Śmierć poniosło 13 osób, a blisko 6 tys. odniosło rany
11:56 Tu chodzi o fałszywą wiedzę, żeby nie popadać w mistykę, to przykładem może być fałszywe wyjaśnienie procesów fizycznych, czy też biologicznych. Ramanujan, nie miał EGO, które spekuluje i pyszni się swoją wiedzą, ta Wiedza mu się objawił i on nie traktował jej jako owoc własnego umysłu.
Słucham i.... brak mi słów.
12:38 skojarzyło mi się z porównaniem do tratwy buddyzmie w suttach, Dhamma służy do przepłynięcia na drugi brzeg, później należy ją porzucić
Dobre! Miałem właśnie nadzieję, że te moje filmy to będzie tak naprawdę dopiero pretekst do uporządkowania sobie tych rzeczy. Minęło kilka godzin i już mam dwa świetne dalsze tropy, wielkie dzięki! Dla zainteresowanych: rzeczona "przypowieść" pochodzi z sutty o nazwie Alagaddūpama sutta, jej "namiary" w Kanonie Palijskim to Majjhima Nikaya, 22, 134-135. Swoją drogą, czy jest jakieś polskie tłumaczenie sutt, które polecasz/polecacie? Mam wybór w tłumaczeniu na angielski świetnego znawcy tematu i genialnego tłumacza, Bhikkhu Bodhiego: "In The Buddha's Words". Ale np. Alagaddupamysutty tam nie ma. :/ Nie jestem chyba jeszcze gotów, żeby kupić wszystkie Nikaje, więc tak trochę jestem w pół drogi.
W tej samej suttcie jest też porównanie do węża, ta sama idea - źle uchwycona wiedza może być niebezpieczna jak źle chwycony waż. Uchwycona ostrożnie i właściwie jest korzystna.
Przypomniała mi się jeszcze bardzo ciekawa Cankīsutta, MN 95. O tym co to w ogóle znaczy dotrzeć do prawdy i że poprzedzone jest wieloma intelektualnymi etapami ale sama jest doświadczeniowa.
Uznanie ze metoda naukowa jest absolutnie i na zawsze jedyna i najlepsza metoda poznania jest nieracjonalne. Uznanie ze metoda naukowa pozwoli na odpowedz na wszystkiepytania -tez. Ale pojawia sie niebezieczenstwo. Furtka dla przyznania wierze jakies wartosci poznawczej. Tak tez nie jest. To ze nie uzajesz nauki za"nalepsza" nie znaczy ze dysponujesz jakimis alternatywnymi narzedziami. Takze mozna sie z Toba zgodzic ale tylko wtedy kiedy dopowie sie ze alternatyw nie ma. Co nie znaczy ze nie moze byc. Ja jestem na nie otwarty :)
A co powiesz na doświadczenie osobiste? Mówimy o czymś, co Ci się naprawdę przydarza, więc nie wymaga aktu wiary, ale nie jest intersubiektywne, więc nie poddaje się metodzie naukowej. To więc coś zupełnie innego, przy tym kluczowe dla zrozumienia filozofii indyjskiej. I to będzie właśnie jeden z głównym kierunków myśli indyjskiej: brahmana szukaj w swoim własnym wnętrzu, na długiej i żmudnej drodze pracy ze swoim ciałem, umysłem i wszystkim pozostałym. Może być? :)
@@LukaszLamza Ciekawe, ale mam problem z 'naprawde przydaza'. Skad mam wiedziec ktore doswiadczenia sa przydatne do sterowania rzeczyistoscia i soba a ktore to iluzja? Metoda naukowa pozwala to w znacznej mierze zweryfikowac bo jej istota jest wlasnie weryfikacja, sprzazenie zwrotne. Jakim narzedziem innym niz weryfikacja moge sprawdzic czy moje osobiste doswiadczenie jest przydatne albo , cokolwiek to znaczy - prawdziwe? A moze istnieje rownie dobra metoda weryfikacji jak naukowa? To byloby cos!
@@waraiotoko374 Coraz trudniejsze (= lepsze) te pytania, a ja nie jestem nauczycielem duchowym, tylko skromnym filozofem.;) Ale, w pierwszym przybliżeniu... może spróbuję. 1. W kwestii prawdziwości nie ma lepszego probierza niż szczere, trzeźwe, niezinterpretowane doświadczenie. Ono po prostu jest, jakie jest, i koniec. Jeżeli wolisz racjonalizm europejski, to znajdziesz tę myśl w fenomenologii Husserla. Jeżeli idziemy za wątkiem indyjskim, to trzeba by prędzej czy później wejść w medytację i inne podobne techniki pracy z umysłem. Jest taka piękna metafora spokojnego umysłu jako niewzruszonej tafli jeziora, które odbija doskonale, nie zaburzając. Jeżeli coś się przydarzyło odpowiednio uspokojonemu i trochę wytrenowanemu umysłowi, to nie sposób o tym wątpić. Tylko broń boże nie doszukuj się rzeczywistości za doświadczeniem! ;) 2. A przydatność to rzecz jeszcze inna. Ośmielę się stwierdzić, że tę sprawdzasz, żyjąc. W skali kilku, kilkunastu lat, jeżeli tylko przyglądasz się uważnie światu, łatwo się zorientować, które doświadczenia, myśli i teorie dają "dobre plony karmiczne" (skoro już mówimy o filozofii indyjskiej), a które - nie. Ale to tylko taka luźny późno-nocny komentarz. Może będzie okazja trochę systematyczniej o tym pogadać. Szerokiej drogi! :)
@@LukaszLamza W takim razie pozostaje mi tylko podziekowac za odpowiedzi, inspirujacy film i rowniez zyczyc szerokiej drogi! Jednak nie powstrzymam sie i na ewentualna pozniejsza zanete :p jeszcze dodam ze moim zdaniem wlanie nie jest 'latwo sie zorientowac'. Na tym polega problem ktory nauka rozwiazuje (czesciowo, bo tafla wody tez jest konieczna aby syntetyzowac wiedze bez znieksztalcen, wiedz to tylko to co w wynikach a nie to co we wnioskach :p).
A czy "wiedza którą można pozyskać, a nie jest wiedzą językową" nie jest czasem utożsamiana przez wielu ludzi z doświadczeniem? Czy błędem byłoby takie jej nazywanie (przyblizanie innym)?
a propos prany - czyli oddechu: ile trwa życie ludzkie? średnio jakieś 2-3 minuty - gdyby zabrakło oddechu właśnie...
"rozkoszować się wiedzą": smakować się w przepisie na pomidorową, zamiast smakować pomidorową
ua-cam.com/video/8MxMIg1rkYM/v-deo.html
ua-cam.com/video/ptcINj_7tcI/v-deo.html
ua-cam.com/video/ntSgWktJ2nE/v-deo.html
Poza granicami języka jest... Cisza
Bardzo słuszne odniesienie do Wittgensteina, ale Traktat należy odrzucić, bo jest tylko pewnym obrazem, który «więzi» - jak sam to określił. Dopiero z czasem zdał sobie sprawę, że plącze się tam w słowa. O wiele sensowniejsze rzeczy można znaleźć w „Dociekaniach…” i różnych „Uwagach…”. ;)
Nie zgadzam się, że można tę czy jakąkolwiek inną podobną książkę "odrzucić". To nie jest przestarzała wiedza, którą by cokolwiek zdezaktualizowało, jak stare mapy nieba. To jest dokument pewnej ścieżki intelektualnej i jako taki ma swoją wartość bez względu na to, co o nim później sądził autor. Zresztą, z filozofią, literaturą (i muzyką też) często jest jest tak, że sami twórcy nie potrafią dobrze ocenić, która ich rzecz jest najlepsza. Wydaje im się, że całe życie idą do przodu i mają skłonność do bagatelizowania tego, co wczesne - i w sumie dobrze, to się nazywa rozwój - ale my, "konsumenci", wcale nie musimy się z nimi zgadzać.
@@LukaszLamza Rozumiem i z tym się zgadzam. Natomiast dosyć powszechna jest u czytelników Wittgensteina fascynacja „Traktatem” (zarówno naukowa jak i religijna), a tego, co robił dalej, traktowania jak jakieś pitu-pitu. W tej sposób tworzy się jakiegoś rzekomego «wczesnego» i «późnego» Wittgensteina z dwiema przeciwstawianymi sobie filozofiami. Sam zresztą swego czasu temu uległem za moimi wykładowcami. Tymczasem jego spojrzenie na język ma charakter ciągły - jest właśnie pewną ścieżką. Traktat nabiera po prostu więcej sensu w kontekście dalszych rozważań, bo stanowi pewną ilustrację, dlatego z mojego doświadczenia lepiej jest po niego sięgać dopiero po „Dociekaniach…” i „Uwagach…” (szkoda, że w Polsce nie wydano zbioru „Culture and value” i „Remarks on Philosophy of Psychology”). Bardzo polecam zestawienie jego rozważań z badaniami B. L. Whorfa, „Traktatem” G. Berkeleya i „Twierdzą” A. de Saint-Exupery'ego. Niektórzy traktują ten jego rzekomy (tfu!) «drugi okres» jako pójście w egzystencjalizm, ale w rzeczywistości to było po prostu - niezrozumiałe dla wielu - odejście od fundacjonizmu i próba zrozumienia samych podstaw, na których budujemy wszelką naszą wiedzę i różnego rodzaju «doktryny», z nauką włącznie (do której, z pewnych przyczyn, przejawiał stosunek dosyć niechętny). Pozdrawiam i przy tej okazji dziękuję za wszystkie ciekawe materiały zarówno tutaj, jak i na Copernicusie. :)
@@Adam.Mateusz.Brozynski Dzięki za szczegółowe wyjaśnienie. Powiem tak: miałem kontakt z całym Wittgensteinem i rozumiem, co masz na myśli. Jeżeli mówimy o filozofii języka, to na pewno "Dociekania" są znacznie dojrzalsze, znacznie bardziej współczesne. Ale "Traktat" to dla mnie coś zupełnie osobnego - książka, którą kocham, i którą zawsze polecam studentom, właśnie jako dokument historyczny. Przede wszystkim: to wyszło w 1921 roku (!!). To był chyba czas szczytowej nadziei, że uda się zrealizować program neopozytywizmu. I Wittgenstein w tej książeczce pięknie pokazuje, co się dzieje, jeżeli się próbuje zrealizować ten program, mając jednocześnie w sobie choć trochę wrażliwości prawdziwego humanisty, człowieczeństwo, zrozumienie dla istoty życia ludzkiego. "Traktat" zawsze podaję w parze z "Language, Truth and Logic" Ayera. Książka Ayera to taki trochę "Traktat", tylko napisany przez człowieka, który tego wszystkiego nie kuma, i do końca wydaje mu się, że właśnie oto opisał niezatapialną metodę na myślenie, uwzględniającą wygnanie ze świata idei tych wszystkich "bzdurek", jak emocje, wiara, filozofia i wszystko inne. A (26-letni) Ayer pisał to w 1936 roku. Powinien już wiedzieć, że program neopozytywizmu poległ. Ba, fascynuje mnie to, że do dzisiaj można jeszcze spotkać przedstawicieli tego najbardziej naiwnego, ordynarnego wręcz scjentyzmu, tego, wybaczcie, bieda-ateizmu spod znaku Dawkinsa i racjonalista.pl, sprzęgniętego z fundamentalizmem metodologicznym, redukcjonizmem et cetera. Fascynuje mnie to, bo, moim zdaniem, wystarczy ze zrozumieniem przeczytać jedną cieniutką książeczkę sprzed 100 lat, żeby zorientować się, jakie są granice tego programu. I za to kocham "Traktat". Inne rzeczy Wittgensteina pokazują, owszem, dojrzalsze treści, ale "Traktat" to dla mnie dokument o czysto historycznie kapitalnym znaczeniu. Kiedy jeszcze wykładałem na uczelni, to męczyłem każdy I rok pakietem "Traktat+Ayer". Pozdrawiam!
@@LukaszLamza w tym kontekście pełna zgoda. Swego czasu też należałem do przedstawicieli tego naiwnego scjentyzmu, więc trochę rozumiem, co może być jego psychologiczną przyczyną. ;) Wittgenstein towarzyszy mi już jakiś czas. W pracy licencjackiej poruszyłem problem niewyrażalności, zestawiając go z buddyzmem zen i odnosząc się właśnie głównie do „Traktatu”. Później, choć nie pojawił się w tytule, to przewinął się przez magisterkę nt. fraktalnego (w sensie jakościowym, a nie ilościowym) wymiaru pojęć doktryny chrześcijańskiej, a obecnie - widząc pewne swoje niedomagania tamtych rozważań w świetle lektury Woleńskiego i jego celnej w wielu punktach krytyki wiary i pewnych jej ujęć w apologetyce - czytam go od nowa i sam pewne rzeczy staram sobie przemyśleć w kontekście rozumienia pojęć religijnych (metafizycznych?) i ich wartości poznawczej i praktycznej. Niewiele jest niestety osób, z którymi można na tego rodzaju tematy podyskutować w rzeczowy sposób i bez nastawienia ideologicznego. ;)
Mam pytanie nieco z innej beczki. Czy w pierwszym odcinku tłem był wirtualny przelot min. nad Tybetem, a w tym odcinku jest to bodajże "ziemski Mars", czyli Beludżystan?
Tak, w pierwszym odcinku startowałem w Azji Środkowej i doleciałem aż nad Morze Arktyczne. Teraz lecieliśmy wzdłuż afrykańskiego wybrzeża Morza Czerwonego, mając je po lewej stronie, a więc od Egiptu w kierunku Etiopii.
Jakie to są problemy życiowe, na które nie ma odpowiedzi w bibliotece Babel? Jeśli tylko problem można wyrazić słowami, to tam jest odpowiedź na każde z nich. Co też oznacza, że nie da się udzielić odpowiedzi twierdzącej na moje pytanie 😅 A czy istnieje Wiedza poza metodą naukowa, czy tylko subiektywne opinie?
Aby rozwiązać ten paradoks musisz użyć metajęzyka. A żeby paradoks z metajęzyka rozwiązać... wiesz co dalej. Ogólnie: nie da się, patrz Twierdzenia Gödla.
Niech Pan rzuci wszystko i tylko nagrywa nowe filmy🤪
Może kiedyś. ;)
21:20 czy polskie znać jest spokrewnione z gnoza?
Podejmuję dyskusję w temacie pytania pierwszego do koncepcji biblioteki Babel.
Już dziś posiadamy konstrukty wymyślone przez człowieka, które choć raz napisane, wymagają wciąż odkodowywania i rozwiązywania. Mam tu na myśli choćby równania Einsteina. Język matematyki wyrażony słowami i mamy książkę, która ma w sobie więcej wiedzy niż sam autor posiadał - a w tym przypadku nawet zbliża się do tematyki sensu wszechrzeczy.
Hipotetyczna książka mogłaby posiadać nieskonczenie skomplikowane, "fraktalne" obliczenia będące czymś w rodzaju kodu maszynowego programu wszechświata.
Istnienie takiej książki nie oznaczałoby niestety, że ktokolwiek byłby w stanie objąć ją rozumem i w jakimkolwiek stopniu z niej skorzystać, no może tylko jak podpórkę pod nogę stołu ;).
Dobre. Spróbuję uogólnić: "Znaczenie książki nie mieści się całkowicie w jej treści i może być modyfikowane lub rozszerzane przez treści zewnętrzne". No to moje pytanie: Czy te treści zewnętrzne, które dają nam na przykład nową wiedzę na temat dawno już zapisanych równań, da się spisać do postaci książki? :) Bo jeżeli tak, to wszystkie znaczenia wszystkich książek i tak siedzą w bibliotece Babel. A czy ktoś faktycznie jest je w stanie zrozumieć, to jeszcze inna rzecz. W bibliotece Babel są na przykład książki zapisane w nieodcyfrowanych jeszcze językach, jak w hipotetycznym języku minojskim (zapisywanym w nieodcyfrowanym jeszcze piśmie linearnym A). Oczywiście, w bibliotece jest też gdzieś podręcznik języka minojskiego, ale ktoś by go musiał najpierw odczytać i zrozumieć. Ogólnie, to jest ciekawy problem, bo znaczenie = tekst + odbiorca, tak więc biblioteka Babel jest programowo otwarta na nowe znaczenia.
@@LukaszLamza Zaryzykowałbym stwierdzenie, że hipotetyczna książka może być kompletna sama w sobie (nie wymagać sięgnięcia po zewnętrzne źródła). Po prostu może być właśnie skompilowaną w jakiś nieosiągalny dla nas sposób Matematyką Wszechświata (przez wielkie "M" - czyli bliżej nieokreślonym formatem symbolicznym) nawet wraz z jakimś dekompilatorem. Konstrukcja zamknięta między okładkami może się "rozpakowywać" w nieskończoność, choćby w modelu fraktalnym, aż w końcu obejmie wszystko w każdym detalu. W tym kontekście słowa są metajęzykiem kodu wszechrzeczy.
@@LukaszLamza co do zasady ja zgodziłbym się z wariantem, że język jednak aktywnie ogranicza i odkształca zrozumienie, bo definicje "ludzkie" w postaci słów i terminów już z samej zasady mają wpisane ograniczenia naszego umysłu i tutaj trzeba by sięgnąć poza.
Ale niezależnie od tego zastanawiam się nad kwestią metajęzyków - czy one aby przypadkiem nie są z definicji "mniejsze" niż język, który opisują? Intuicja mi podpowiada, że ta cecha może leżeć już w samej definicji tego, czym jest metajęzyk. Wtedy metajęzyk metajęzyka będzie jeszcze mniejszy, bardziej skompilowany i kolejne jeszcze bardziej, tak że powstanie ciąg malejący do jakiejś granicy. Nawet nieskończony ciąg może mieć sumę skończoną. I tylko pozostawałby ta sumę opakować między okładki.
1:20 wejść po drabinie a potem ją odrzucić
Teoria wszystkiego Campbella.
Dżniana to bardziej mądrość
Czy matematyka, ta na poziomie noblowskim, może być wyższą formą komunikacji niż mowa rozumiana potocznie; a więc czy jest doskonalszą niż mowa metodą harmonizowania się z wszechnaturą?
W skrócie: nie. I to zostało udowodnione. Są zdania prawdziwe, których prawdziwości nie da się dowieść "wychodząc poza". Patrz Twierdzenia Gödla.
Miało być "nie wychodząc poza" :)
kiedy następny? ;)
Treść gotowa. Spróbuję do piątku wyprodukować, jak nie, to niedziela. :)
@@LukaszLamza wspaniale
Ależ to było apetyczne
Wszystko fajnie i pieknie. Jednak tzw. Hindusi a szczególnie bramini mieli ogromna wiedzę duchowa. Czy jakby to dzisiaj powiedzieć mistyczną. Upaniszady sa swoistymi hymnami gdyż żeby wyrazić językiem to się przechodzi duchowo by zostać mistrzem i uwolnić się z tej ziemskiej gry nie muszac juz rodzic się tutaj w kole karmy. To jest jezyk mistrza do innego mistrza od innego mistrza. Wszyscy przechodzili przez to samo to i przekazywali sobie wiedzę jak potrafili językiem który znali. Tysiace lat temu. Hinduizm wypełniony jest demonami ale tak prawdę to sa obrazy ludzkich kompleksow. Walka z nimi zachodzi w każdym z nas z osobna.
Fragment o wiedzy i niewiedzy dotyczy ludzi którzy weszli na drogę mistrzów. Z różnych powodów. Swiadomie i nie zdając sobie nawet sprawy. Pierwszy jest uczniem kogoś i zdobywa wiedzę o tym. Drugi nie zdajac sobie sprawy z tego będzie przechodził dokladnie to samo. I ich szanse sa rowne. Kazdy walczy z własnymi kompleksami. Doswiadczen tej drogi się nie zawsze mozna opisać słowami dlatego słowa dla mistrzow nie maja znaczenia gdyż mistrzowie dotykają absolutu. A jak to opisać?
Niech sie darzy.
słuchowisko