Czy TAKI elearning ma w ogóle sens?

Поділитися
Вставка
  • Опубліковано 1 жов 2024
  • Dziś wziąłem na warsztat typowy kurs elearningowy zrobiony “klasyczną” metodą, czyli self-paced z ekranami do przeklikania. To klasyczny killer motywacji pracowników korporacyjnych - obowiązkowe BHP. Nie pracuję w korpo, ale czasem i mnie się zdarza, że zostaję zobligowany do przejścia przez tematy, które są, skądinąd, bardzo ważne. A jednocześnie każdy sprawdza czy da się to jakoś szybko przeklikać.
    Serdecznie zapraszam do przejścia ze mną przez świat gaśnic i ergonomii krzeseł biurowych.
    00:00:01 - Wstępniak
    00:00:36 - Ważna uwaga
    00:03:21 - Zaczynamy naukę
    00:03:42 - Czy zakres kursu jest odpowiedni?
    00:07:54 - Scenki filmowe w kursie
    00:10:45 - Pierwszy test
    00:11:44 - Wsparcie AI o którym wszyscy wiedzą, ale nie mówią głośno
    00:14:13 - Strzałka w prawo, jako booster wydajności
    00:15:20 - Moje podsumowanie, czyli skondensowane clue tematu
    00:24:17 - Podchodzimy do egzaminu!
    00:26:20 - Parę słów na koniec
    W filmie podsumowałem, co wymyśliłem, ale jeszcze raz.
    Co w tym kursie sprawiło, że zadałem sobie tytułowe pytanie?
    Brak informacji o długości i strukturze. Trudno jest zaangażować się w podróż, jeśli nie wiesz, ile ona potrwa. Naukę mogę sobie oczywiście podzielić na mniejsze fragmenty, ale pamiętajmy, że działy kadr często w ogóle nie troszczą się o to czy pracownik znajdzie czas na szkolenie w czasie pracy (bo niby czemu ma to robić w czasie wolnym?). Ile zatem czasu powinienem sobie zarezerwować? Banalne niedopatrzenie, ale niestety nie takie rzadkie.
    Niedostosowany zakres. W złożonym świecie wrzucanie wszystkich do worka “pracownik administracyjno-biurowy” jest po prostu policzkiem w stronę tych, którzy projektują w elearningu indywidualne podejście. Pracownikiem pionu administracyjno-biurowego będzie zarówno osoba pracująca na recepcji, jak i administrator sieci IT czy specjalista w dziale HR. Pomijam już kwestie formy pracy i inne niuanse. Mam wrażenie, że większość szkoleń tego nie uwzględnia w ogóle.
    Infantylna grywalizacja i narracja. Może jestem już za stary i zbyt zmęczony, ale chyba wolałbym to szkolenie przeczytać w formie dobrze skrojonych PDF-ów (które tutaj akurat są, brawo!), niż przechodzić przez te wszystkie sztucznie wykreowane sytuacje. Takie scenki są dobre, gdy mamy w miarę prosty i jednolity temat, ponieważ możemy “zanurzyć” się w sytuację. Tutaj tematyka jest bardzo rozległa i mimo wprowadzenia zamkniętej grupy bohaterów, całość jest po chwili zbyt nużąca.
    Brak informacji zwrotnej. Chciałbym się uczyć na swoich błędach. Jeśli robię coś źle, to przydałaby się podpowiedź. Nie chodzi mi o podanie odpowiedzi “na tacy”, ale o jakieś nakierowanie, które pozwala “włączyć myślenie”. Szczególnie przydatne dla tych, którzy po kilkudziesięciu ekranach tracą zaangażowanie.
    Brak napisów w filmach. Właśnie wywaliliśmy za burtę wszystkich tych pracowników, którzy nie słyszą, albo nie mogą słuchać (np. ze względu na warunki w pracy).
    Możliwość obejścia
    To jest osobna grupa problemów, której podlegają liczne formy elearningowe, i to od dawna. Naturalnym jest, że zamiast solidnej nauki szukamy dróg na skróty. W przypadku tego szkolenie pewnie musiałbym poświęcić co najmniej kilkanaście godzin, których poświęcić jednak nie chciałem.
    Jak można obecnie obejść “problem”, którym jest obowiązek wykonania szkolenia? No oczywiście ChatGPT i podobne narzędzia. Chciałem przy tym jasno zaznaczyć: Wyzwaniem dla AI w edukacji nie jest to, że studenci będą oszukiwać, ale to, że trzymamy się kurczowo nie działających form sprawdzania wiedzy i weryfikowania umiejętności (jeśli w ogóle). I to ogólnie jest dramat. Sytuacje, które opisują mi czasem nauczyciele i wykładowcy starający się zrobić coś, żeby studenci nie oszukiwali nadają się często na memy. Każdy jednak ratuje się tak, jak potrafi. Jednak test, to test. Co z tego, że AI rozwiąże go szybciej, niż student jest w stanie przeczytać treść pytania?
    Dajcie mi kontrargumenty!
    Przechodząc BHP w 40 minut nie naśmiewam się z tematu, ani nie trywializuję spraw bezpieczeństwa w pracy. Są to rzeczy bardzo ważne, a jednocześnie papierek lakmusowy jakości elearningu w ogóle.
    Ktoś pisał niedawno o tym, że to może być koniec mody na kursy online. Rozgorzała dyskusja i niektóre osoby broniły kursów słusznie argumentując, że jeśli robi się je dobrze, metodycznie, z nastawieniem na użytkownika, to się zawsze sprawdzą. Problemem jest spójnik “jeśli”, który jakby łączy dwa światy. Będzie dobrze, jeśli wykonamy konkretny trud. Ale w sumie nie musimy tego robić. A często wręcz więcej: nie możemy tego robić! Wyobraźcie sobie, ile kosztowałby dobrze zrobiony kurs BHP? Można się wspierać brytyjskim life-saver.org..., co robimy w sumie od lat, ale umówmy się: mało kogo na to stać. Nie da się więc?
    Dajcie mi proszę przykłady jakiegoś fajnego elearningu w tematach administracyjno-biurowych.

КОМЕНТАРІ •