Ja uważam że taki system odsiewu przy jednoczesnym braku normalizacji egzaminowania, daje nam cwaniaka / spryciarza jako produkt , a nie inżyniera. Polskie uczelnie są na tysięcznych miejscach na świecie przez to. Po zaliczeniu przeze mnie matematyki , mój ojciec który też kończył polibudę stwierdził że ,,już ma spokój bo wie że sobie w życiu poradzę". Nie dociekał jak zdałem, potem tylko był zainteresowany terminem obrony mojej pracy dyplomowej. Pracę dyplomową pisałem na Matcadzie, bo tak zażyczył sobie promotor po to aby ,,nie musiał sprawdzać obliczeń". I jestem mu za to wdzięczny. Ciekawy odcinek.
Literalnie miałem na roku cwaniaka/spryciarza/lizusa który zadupcał co wykład do gościa od właśnie analizy matematycznej i coś mu tam p%%%ił jakieś kocopoły, urabiał go ;o
Spotkałem się z taką sytuacją na studiach tylko raz, podczas zajęć BHP na pierwszym semestrze. Wykładowca w trakcie jednych z zajęć dosyć bezpośrednio powiedział, że dostał przykaz od dziekana, że "nie wszyscy muszą zdać ten przedmiot". Komedia się rozpoczęła podczas zimowej sesji, kiedy za pierwszym razem przedmiot zaliczyło ~50% ludzi z mojego kierunku. Pozostali utknęli w pętli kolejnych poprawek, niektórzy nawet do nich startowali ponad 5 razy. W pewnym momencie dochodziło do takich absurdów, że kilka osób słowo w słowo odpowiadało tak samo na te pytania, a i tak dostawali różne oceny. W tej całej sytuacji dosyć ironiczne jest to, że jedną z osób, która uwaliła ten przedmiot była córka dziekana. Ja miałem te szczęście, że zaliczyłem za pierwszym razem, ale i tak była to dla mnie jedna z pierwszych przykrych lekcji na temat poziomu kształcenia w polskich uczelniach wyższych.
Na uczelniach ostał się feudalizm. Ziobro zaskoczenia... No, a potem się dziwić, że mamy kupę zdolnych ludzi, fachowców w swoich dziedzinach, którzy naprawdę są koksami w tym co robią, ale tytułów im nikt nie dał, bo im się majmy nie chciało zakuwać, albo popłynęli na zapychaczu...
Moje doświadczenia z Politechniki Warszawskiej są takie, że to nie przedmioty odsiewają studentów, a prowadzący. A dokladniej, niekompetencja do nauczania osób, które prowadzą dany przedmiot, brak szacunku do czasu studenta, niechęć do wyjaśnienia oraz ogólny, systemowy problem z tym jak te zajęcia wyglądają. Moim zdaniem na takich studiach jak właśnie np Mechanika i Budowa Maszyn jest za dużo teorii (i nie mówię, że jest ona niepotrzebna, bo znajac życie zaraz ktoś sie odpali, że bez teorii nie da się), a za mało praktyki. Problemem jest, że dostaje sie ciągle piguły wiedzy, ale brak za nimi praktyki, eksperymentowania, miejsca na popelnianie kontrolowanych błędów. W pracy zawodowej nie ma miejsca na uczenie sie na błędach, bo to powinno odbywać sie na studiach. To studia mają nam zapewnić podstawę teoretyczną oraz pozwolić sprawdzić tą wiedzę w praktyce oraz właśnie popełniać błędy, bo wg mnie błędy uczą nas najlepiej, błąd zawsze ma swoją przyczynę, ktorej analiza i interpretacja jest lekcją samą w sobie, zaś sukces może, ale nie musi być naszą zasługą, bo zwyczajnie coś mogło nam sie udać, mogliśmy mieć szczęście i możemy sie o tym nigdy nie dowiedzieć.
Zbijam piątkę, po uzyskaniu absolutorium na SiMR 5 lat dochodziłem do siebie co uniemożliwiało mi skończenie dyplomówki. Po 5 latach od absolutorium skończyłem dyplomówkę i z sukcesem obroniłem inżyniera.
U mnie analiza była super lajtowa wraz z ulubionym typem wykładowcy: bardzo miła, uśmiechnięta i pomocna pani, która zawsze zapewniała, że na egzaminie nie będzie niczego trudnego ani czegoś co nie robiliśmy na ćwiczeniach, po czym na egzaminie dopierdalała jakieś kosmiczne zadania xD
@@sssss3407 @benwaw Żeby doprecyzować bez podawania danych osobowych. Chodzi o panią Anię R z Politechniki Poznańskiej. Złota kobieta, świetnie tłumaczyła ale kolosy dawała takie żeby student się przypadkiem nie nudził...
8:35 WF jest za 0 ectsow, ponieważ chyba w większości państw, które mają ECTS, wf jest nieobowiązkowy. A obowiązkiem jest bo to wymóg Minsterstwa Szkolnictwa Wyższego, - tak, państwo polskie traktuje studenta w tej kwestii podobnie jak traktuje licealistę/ucznia szkoły podstawowej.
już nie tylko nas podsłuchują i podglądają, ale także skanują nasze myśli, a nawet podprogowo wgrywają co i o czym mamy myśleć i czego pragnąć miodzio, AI gurom a ja jestem leśnym dziadkiem z innej epoki i nie dam się, kurtka na wacie ...
U mnie laska, której nie chciało się ćwiczyć na w-fie wybrała szachy. Nauczyła się grać a właściwie losowo przesuwać figury kilka dni przed rozpoczęciem zajęć XD Pod koniec semestru nawet przyzwoicie grała, ale na początku dostawała solidny oklep od każdego. Czasem robiliśmy zakłady, kto szybciej da jej mata.
@grubyjanusz4517 wisi mi to, 15lat temu stwierdziłem że studia to za późno aby zacząć się uczyć jak należy się uczyć. poszedłem w innym kierunku i jest ok. a czy bylem zdolniachą czy bie to nie mi oceniać bo co to jest 82% z rozszerzonej matmy przy praktycznie zerowym wkładzie.
Studiowałem budownictwo na pwr. Na pierwszych ćwiczeniach z fizyki prowadzący narysował nam dwie osie układu współrzędnych, z zaznaczonymi 2, 3, 3,5, 4, 4,5 i 5 na osi poziomej. Oprócz nich, narysował dwa skierowane w dół łuki. Pierwszy zaczynał się na 2 i kończył na 3,5, a drugi zaczynał na 4 i kończył na 5. Gdy skończył rysować powiedział, że za dwa tygodnie będzie pierwsza kartkówka, coś jak krótki egzamin wstępny. Jeśli z tej kartkówki będziemy w pierwszym łuku, to możemy zmieniać już uczelnię, bo i tak nie damy rady. Dostałem 3,5, wytrzymałem do końca drugiego roku, gdzie miałem na styk punktów, by przejść na kolejny semestr. Wtedy też podjąłem, słuszną decyzję, by zmienić uczelnię. Moi znajomi byli w podobnej sytuacji, ale walczyli dalej. Z naszej 4 tylko 1 skończył pwr, drugi po dwóch latach skończył budo na przyrodniczym, a trzeci do dzisiaj walczy, bo ma tylko jeden przedmiot, którego nie zdał (pracę ma napisaną). Ja skończyłem inną polibudę i pracuję od roku. Nie zgodzę się z tym co mówisz w filmie, a przynajmniej tak było na budo, że niektóre przedmioty nie służyły tylko do odsiewania studentów. Mechanika ogólna, ważny przedmiot z perspektywy całego kierunku, zajęcia co drugi tydzień, chyba 8 ects łącznie i blokowało (przynajmniej wtedy, gdy studiowałem) 3 przedmioty na kolejnym semestrze za jakieś 12 punktów. Nam jeszcze wypadła połowa zajęć i jak my mieliśmy coś umieć z tego? Ni chuja nic. Chodziliśmy na korepetycje, to też nie wystarczało, by na tyle umieć, by zdać. Na wytrzymce 2 typ coś pierdolił o wyprowadzeniu wzoru na tangens podwójnego kąta, też "drogi" przedmiot, który był chujowo prowadzony tylko po to, by odsiać ludzi. Pozdrawiam Artura Podhorodeckiego, który na wejściu na egzamin poprawkowy powiedział nam, że jemu się liczba zdanych egzaminów zgadza i nikt z nas i tak nie zda. Zgadza się, upierdolił wszystkich XD I ładne wykresy pan rysuje
Na jakiej uczelni kończyłeś inżyniera? Bo też jestem typem który zmarnował rok na tym pierdolonym pwrze i krew mnie zalewa gdy ktoś go broni. A chcę wiedzieć czy inżynieria na innych polibudach jest bardziej "ludzka". Sam kojarze tylko ZIIP na UE Wrocław który może faktycznie jest czasami trudny ale mega ludzki w porównaniu do PWru
@@antiglassesgang na politechnice opolskiej. Trzeba sobie powiedzieć jasno, poziom jest niższy, tam gdzie we wro dostałbym 3, tu dostałem 4. Natomiast po tych i innych przygodach nie chciałem rzucać studiów, bo to chyba najgorsze co można zrobić. Kilka osób, które znałem tak zrobiło, jeden planował karierę w esporcie, inny swój biznes, a reszta to po prostu szukała pracy, byle mieć za co żyć. W tym momencie mam lepszą sytuację niż oni (przynajmniej od czasu gdy ostatni raz rozmawialiśmy), bo oni ostatecznie wylądowali w pracy bez perspektyw na awans, a jak chcieli awansować, to i tak trzeba było robić studia. Faktem jest, że po tej uczelni wiem mniej niż jakbym skończył inżyniera na pwrze, ale nie są to zaległości niemożliwe do nadrobienia. Pracuję w wykonastwie u GW. Zaraz po studiach szukałem pracy przez około miesiąc, po pół roku zmieniłem ją na lepszą, bo był straszny burdel na budowie i słabo mi płacili i był zapierdol. Pomogło mi też, że na wakacjach w trakcie studiów pracowałem na budowach jako zwykły pracownik fizyczny. Pomogło mi to lepiej rozumieć co robimy na zajęciach i łatwiej było się odnaleźć na początku. Podsumowując, jaką uczelnię skończysz ma raczej drugorzędne znaczenie. Ważniejsze jest to jakim jesteś studentem i jak się uczysz. Jak chcesz, to wszędzie dasz radę się prześlizgnąć, by mieć papier, ale później będzie dużo do nadrobienia. Nie warto marnować swojego zdrowia na studia/pracę, która cię niszczy. Jak nie dajesz rady psychicznie, to albo dasz radę się zahartować, albo lepiej ją zmień, bo tylko sobie szkodzisz. Nie warto siedzieć w jednym miejscu, ludzie, którzy zmieniają pracę co kilka lat zarabiają najlepiej.
Jezu, Podhorodecki, "wybitny" typ. Też jestem na budo, miałem szczęście mieć z nim fizykę 1 podczas zdalnych, zupełnie inny prowadzący, aczkolwiek poziom wyjebania na studenta podobny. Kilkukrotnie odwołał zajęcia, zero wartości dodanej z jego tłumaczenia, zdałem to głównie na tym co pamiętałem z szkoły średniej,na zdalny egzamin spóźnił się o 2 godziny, jedyne co go uratowało, to fakt że dał identyczny egzamin co rok wcześniej, przez co zdałem to na dość wysoką ocenę. wszystko co piszesz jest prawda, prowadzący są dalej tacy sami (poza Kutysiem, jego w końcu już nie ma), program sporej ilości kursów jest odrealniony od rzeczywistosci, marginalizowanie każdej innej działki budo niż kubaturowka, więcej się nauczyłem w mojej dzialce na 3miesiecznej praktyce niż przez cały semestr specki, szkoda gadać ogółem, tylko fakt że będę się bronił w 2025 mnie tu trzyma
Ah yes, Kutyłowski i te jego rekordowe 8 poprawek, piękna uczelnia. Kiedyś to jeszcze jako tako dało się to budo przejść, biorąc masę kursów z awansów i nadrabiając sobie zaległości z ects na zapas, ale po przejściu na USOSa już nawet tego nie można robić. Powodzenia ze zdaniem IBB w terminie jeśli ujebiesz na jakimś etapie łańcuch MO-PSB-stal/beton. Nie wiem czy jest to w obecnej formie wykonalne. Do tego dostaniesz Rędowicza na wodnym, który Ci nawet nie wyda tematu projektu, Jarczewską na statyce, u której zdawalność to 20% i przepis na zrujnowaną psychikę. Nie wiem czy istnieją trudniejsze studia w Polsce, bo tu nawet nie chodzi o naukę, poświęcony czas i talent, ale też o farta. 90% sukcesu to dobry prowadzący, ale nie zawsze takiego dostaniesz do wyboru. Niektórzy to chyba rzucają kartkami przy sprawdzaniu kolosów, a inni z góry zakładają, że nikt w twojej grupie już nie zda. Mam znajomych na medycynie, prawie, ekonomii i innych uchodzących za prestiżowe kierunkach i za każdym razem gdy słyszeli co się działo w tym pierdolniku to łapali się za głowę XD. Przynajmniej historii mam na lata i satysfakcję ze zrobienia tego pierdolonego papieru. Jedno trzeba jednak przyznać, wiedza zdobyta tam jest wielka i zostaje. Obecnie robię magisterkę na innej uczelni i widzę duży rozstrzał poziomu względem rówieśników, a w programie często są rzeczy, które u nas były już na inżynierce. Mimo wszystko, czy to było tego warte? W pracy i tak doświadczenie bierze górę. Nie polecam, chyba że ktoś jest masochistą i tryhardem, a gambling i brak snu nie są mu obce.
Generalnie "analiza matematyczna" jest po to żebyś dowiedział się skąd wynikają te rzeczy co cie uczą - jak historycznie ktoś doszedł do tego dlaczego wzór wygląda tak, a nie inaczej. Nie jest to potrzebne jak planujesz inżyniera, magistra, ale powinieneś to znać gdy aspirujesz na doktora rehabilitowanego lub wyżej. Tak się złożyło, że ja studiuje elektrotechnikę i tak jak ty bronię sie za 3 miechy no i powiem ci, że nas też mękano szukaniem ekstremum, macierzami, całeczkami, ect. a potem na 6 sem. miałem przedmiot "Badania i pomiary w instalacjach elektroenergetycznych" i wykładowce, który wytłumaczył nam to i owo. Pokazywał on jak dobierać zabezpieczenia instalacji elektrycznej np. popularnego "eSa" w rozdzielce albo grubość przewodów no i to sie generalnie dobiera na podstawie całki Joula, bo zabezpieczenie ma wyłączyć obwód zanim dana ilość ciepła rozgrzeje przewód tak, że stopi jego izolacje wywołując pożar. No tylko, że tak jak sie domyślasz pierwsze co zrobil nasz wykładowca to powiedział, że nie bedziemy tego używać, bo jest prostsza metoda na przeliczenie tej wartości xDDD Pzdr, powodzenia na obronach
"No tylko, że tak jak sie domyślasz pierwsze co zrobil nasz wykładowca to powiedział, że nie bedziemy tego używać, bo jest prostsza metoda na przeliczenie tej wartości xDDD" - No i właśnie dlatego powstała tabelka, w której paczysz na moc zasilanago urządzenia i paczysz jaki masz wpiąć bezpiecznik. I tyle. To samo z kablami - paczysz na moc i tabelka pokazuje przekrój. Obliczanie całki Joula jest bez sensu, bo to wszystko zostało dawno obliczone i wyłożone, to jest wymyślanie koła na nowo. Raz pokazałem tabelkę przekrojów elektrykowi z 40-letnim stażem, a on mi na to, że pierwszy raz coś takiego na oczy widzi. On dobiera kable tak, jak uważa, uzbroił elektrycznie tysiące domów, dziesiątki fabryk i nigdy się nic nie spaliło. Tak więc gratulacje, poświęciłeś 3 lata, żeby dowiedzieć się tego, co w minutę wyjaśniłaby tabelka wielkości pocztówki. Albo stary majster wyjaśniłby Ci to w pierwszym dniu pracy podczas przerwy na szluga. Tak wygrać, to jak przegrać. PS. Tak sobie śmieszkuję, ale zdaję sobie sprawę, że od profesora wymaga się pełnej znajomości procesów, a nie tylko danych wejściowych i efektu końcowego. Niemniej, jeśli poszedłeś na studia, żeby potem iść do pracy, to lepsze w tym wypadku jest technikum. Ja jestem po elektronice i wierz mi, poznałem w życiu kilka osób po studiach z elektroniki, którzy wiedzieli o tym mniej niż ja po średniej XD. Nawet jeden brał u mnie korki XDD i to na czwartym roku XDDD
Jeśli chodzi o testy ABCD to taka ciekawostka: Odpowiedzi A i C z regóły są poprawne w 27% przypadków odpowiedź D w 24% przypadków, a odpowiedź B w 21% przypadków. Również najdłuższa odpowiedź jest poprawna w ponad 30% przypadków(dla pytań z 4 odpowiedziami;0. Powyższe pryncypia działają niezależnie od tego czy test jest jedno czy wielokrotnego wyboru
Stałem się zwolennikiem teorii "przedmiotów do odsiewania" kiedy odbiłem się od analizy II na jednych studiach przejeżdżając dość gładko przez matematykę dyksretną, następnie zmieniłem kierunek i wydział (nie uczelnię) i przejechałem po obu analizach matematycznych niczym dziekan po wniosku dotacyjnym, a dyskretną zdawałem kilka razy xD
Ja jak zaczynałem drugi kierunek to myślałem, że mi matmę i fizykę przepiszą a tu myk od nowa XD człowiek już zapomniał a tu się okazuje że na wydziale fizyki mają poziom wyżej matmę i dwa poziomy wyżej fizykę . Także raz zdane nie znaczy że już na to nie trafisz
Z tego wynika, że te studia były/są lajtowe... Ja trafiałem na taką patologię, że w końcu odpuściłem. Przykład? Wpisy do indeksu są dawane tylko na konsultacjach. A na konsultacjach profesor (miał profesurę, dlatego miał wywalone na wszystko) miał wykłady na innej uczelni, oddalonej o 250km. Nawet dziekan nie potrafił go zmusić do dania wpisów. I dostajesz ultimatum, że albo oddasz indeks, albo cię skreślą. Jak oddasz bez wpisu od jegomościa, oczywiście płacisz i przedmiot niezaliczony. I bujasz się na kampanię wrześniową tylko po to, aby dostać wpis.
Sam z analizy matematycznej dostałem 8% z pierwszego kolokwium i udało mi się poprawić tylko dzięki temu, że poświęciłem ~2h dziennie przez 2-3 miesiące na nauczenie się wszystkiego. Ostatecznie 1. kolosa poprawiłem na 100%, a z drugiego dostałem ~80-90%. Przedmiot "kosztował" 6 ECTS i ostatecznie skończyłem go z oceną 4.5. Czy było mi to później w praktyce potrzebne? Nie. Czy był to dobrze zainwestowany czas? Nie.
@maciejskulimowski5612 No ale czemu "po co z takim podejściem"... Paradoksalnie nawet tą analizę polubiłem. Ale czy było to warte spędzenia 150-250h? No nie było... Skończyłem te studia i pracuję w zawodzie, więc chyba mogę powiedzieć, że nie jestem w te klocki najgorszy. Ale po tym wszystkim uważam, że lepiej byłoby mi spędzić 1/3 czasu na nauce tego, a resztę przeznaczyć na naukę czegoś praktycznego, lub wyrabianie znajomości. Studia skończyłem z 5 i średnią powyżej 4.4... I nikogo przy rekrutacji do pracy to nigdy nie obeszło. Z perspektywy czasu uważam, że lepiej było wyrobić sobie jakieś dobre znajomości że studiów, niż gonić za nauką.
@bezi8875 no w sumie tak, ale trzeba było spędzić ten czas żeby zdać a nie gonić za warunkami. Natomiast znajomości 100x ważniejsze od średniej i dobrych ocen. W zasadzie wszystko ponad 3 to przerost formy nad treścią w obecnych czasach niestety
U nas na teleinfie analiza matematyczna była tak jak wszędzie, ale przydaje nam się chyba najbardziej z wszystkich kierunków. Liczenie jakichkolwiek sygnałów w telekomunikacji, czy to radiowej czy to medialnej wiąże się z wyznaczaniem sygnałów aby potem odpowiednio je zmodulować i odebrać niezmieniony. Także drogie dzieci, jeżeli chcecie iść na EiT czy Teleinfe, to zacznijcie liczyć całki w głowie, już nie wspomne o transformacjach Fouriera i Laplace'a bez których nie dotkniecie sygnału.
Na moim kierunku klasyką była "wydyma"to znaczy wytrzymałość materiałów. Ale i tak triade wypierdolu mieli właśnie mechanicy, bo mieli wydyme, termodynamike wraz z mechaniką płynów i na dobitkę teorie drgań xD
Słyszałem wiele o wydymie na mojej uczelni. Mam wrażenie, że każdy kierunek ma swoją "wydyme", którą dużo osób poprawia w następnych latach. Na moim kierunku hitem jest "Dante", czyli podstawy programowania 1/2 (brzmi niewinnie, ale nic bardziej mylnego)
U mnie była termodynamika statystyczna , mechana klasyczna, wydma , mechana płynów, mechana kwantowa , teoria względności i jeszcze metody matematyczne fizyki, wszystko na drugim roku bardzo dobrze wspominam te czasy, mało życia mało spania , dużo energoli i kawy, a na koniec jak dzik pchasz to błoto ryjem do przodu i powodzenia
Tak są przedmioty do odsiewania studentów. Tak jak są nieuczciwe uczelnie. Przykład kierunek elektronika na trzecim roku laboratorium z optoelektroniki kosztowne dość (lasery, światłowody, optomierniki itd). Dlatego LABO optoelektroniki mieści tylko 30 studentów (10 stanowisk po trzech) a rektor na pierwszym roku na kierunek przyjmuje 75 studentów a co dotacja nie śmierdzi. A na drugim roku w drugim semestrze dwa gówno przedmioty (świński duet) do uwalania, a warunek można mieć jeden.
Studia inżynierskie w pewnym stopniu to oszustwo mające na celu wydojenie kasy. I to się nie skończy dopóki uczelnie będą dostawać pieniądze za to, że student się uczy. Natomiast z perspektywy podatnika jakim dla mnie jest interesem, aby uczelnie gnębiły młodych ludzi przez rok, dwa a może nawet trzy tylko po to, żeby potem i tak nie uzyskali dyplomu? Wartością dla naszej gospodarki jest absolwent. Obciążeniem jest student, który nie wiedząc w co się pakuje po roku lub kilku jest zmuszony do rezygnacji z kierunku i albo przepisuje się na coś dla normalnych ludzi czyli jakiś licencjat, albo jest już tak straumatyzowany, że woli pójść do byle jakiej pracy i może wróci za kilka lat, ale już jako student zaoczny.
Ja skończyłem fizykę na uniwersytecie i się zastanawiam o co Wam chodzi. U nas zaczęło 120 osób, po pierwszym semestrze zostało 60 a magistra broniło po 5 latach od rozpoczęcia około 15 (wtedy jeszcze nie było licencjatów, studia były jednolite, magisterskie). Może w sumie z 30 osób zdobyło tego magistra w sumie że 120. Analiza to była rzeźnia dopiero... Wykład to był "założenia, teza, dowód, wniosek, założenia, teza, dowód, definicja, założenia, teza, dowód...". Musiałem być młody i głupi, że mi się chciało. Dopiero teraz, 25 lat po studiach zaczynam do tego podchodzić na luzie i to jakoś rozumieć. Wtedy to było jak obuchem w łeb. Formalizm i abstrakcja taka, że zwyczajne liczenie całek to była rozrywka... Już nie mówię, że profesorowie robili wrażenie, że sami tego nie rozumieją, tylko "chowają się" za formalizmem. Przestrzenie liniowe, ciała, teoria dystrybucji... UCH! Ale fajnie było. Tyle, że dopiero teraz mam wrażenie, że jestem gotowy do rozpoczęcia tych studiów...
podobnie liczbowo wyglądał przesiew na fizyce na uj (tegoroczny licencjat) z relacji jednego znajomego studenta. Najgorsze podobno byly nudne laboratoria polegające na opisywaniu oczywistego badania bedącego niczym sprawdzenie zawartosci cukru w cukrze
@homococo Taaa, to mój wydział. Tam studiowałem. To nie jest wydział do studiowania dla kogoś, kto po prostu chce jakieś studia skończyć. Albo kochasz fizykę i takie mierzenie zawartości cukru w cukrze jest dla Ciebie pasjonujące, albo nie wytrzymasz.
Ja jestem właśnie na drugim roku fizyki (akurat nie w Polsce) i szczerze mówiąc matma to jest najłatwiejsza część tego szajsu. Elektrodynamika na drugim semestrze to był dwutygodniowy, przyspieszony kurs rachunku wektorowego (“vector calculus”, pojęcia nie mam czy tak to się po polsku nazywa) a potem jak zaczęliśmy robić rzeczywistą fizykę to wszystko poszło w chuj. Jeszcze kochany profesor mnie ujebał za 0.9 punkta na egzaminie
@ znajomy nie lubił mierzyć cukru w cukrze, ale dał radę. Bardziej od samej fizyki chciał studiować inżynierię lotniczą i kosmiczną w Padwie, ale jego rodzina się nie zgodziła ze względu na koszty utrzymania, więc pod ich presją wybrał fizykę, bo przez jej uniwersalność najłatwiej będzie mu potem kontynuować na wymarzonym kierunku. W przypadku jakichkolwiek studiów na agh musiałby zaczynać od nowa w Padwie, a tak to przez rok będzie musiał nadrobić typowe dla kierunku przedmioty, by móc od razu wskoczyć na 4 rok, przez co będzie studiować ze swoimi rówieśnikami, którzy skończyli rok później szkołę średnią niż on w Polsce. Za to dużo się wycierpiał nie lubiąc niektórych zajęć na fizyce, więc zainteresowanie choćby częściowo czy inna duża motywacja musi się pojawić
@@DePisceEpiscopija też ten problem zauważyłem u siebie na fizyce technicznej dokładniej na fotonice, wszyscy narzekają, że za dużo matmy ale po 3 semestrach analizy i 3 semestrach algebry i tak są potrzebne kolejne przedmioty uzupełniające matematykę np : metody matematyczne fizyki , termodynamika statystyczna. niestety fizyka jest tak skomplikowana, że po tych 3 semestrach matematyki "wyższej" na studiach nawet nie wiesz co to jest rachunek wariacyjny, równania różniczkowe cząstkowe coś tam liźniesz może jak prowadzący zdąży ale też raczej nie jest to standardem, teoria dystrybucji, ogólnie funkcjonały , transformata Fouriera . W fizyce tego się używa na porządku dziennym a na matematyce, która ma przygotować do tych rzeczy zwyczajnie tego nie ma
90% studentów chodzi na studia tylko po to by się wyszaleć a nie edukować. Mamy całą masę inżynierów i specjalistow tylko, że brakuje im przejrzystego i logicznego myślenia. Szacun dla tych którym się chce uczyć i myślą.
Albo żeby nie iść na wojnę - Ukraińcy. Może i chuja się uczą, ale za to zabierają miejsca Polakom dostając dodatkowe punkty za samo bycie Ukraincem/Ukrainką.
Zgadzam się ze wszystkim. Taka analiza 1 była u mnie punktowana za 10 ects. Dopuszczalny deficyt to 11ects, więc jak ukurwisz jeszcze np. algebrę to cię nie ma. Poza tym w każdym semestrze jest jakiś przedmiot z pizdy niewiadomo po co, np. taki oiak tj. nakurwienie asemblera do bólu, po którym zostanie ci jedynie trauma. Poza tym, mam też wrażenie, że pwr jest bardzo nastawiony na upierdalanie ludzi, ze względu na to, że jako jedna z niewielu uczelni, nie ma poprawek wrześniowych. Piszesz 1 termin, a drugi masz tydzień później xd
oho widzę że kolega również na albo po ite xd Łączę się w bólu, ale oiak ( w moim przypadku wdwk z prof. Tomczakiem) wspominam bardzo dobrze. Była masa nauki i to systematycznej, ale wiem mniej więcej jak działa procesor
Ale jak tu iść dalej, jak się uwali i algebre i analize. To jest ledwo wyższa matma, a jak tego się nie daje rady, to może lepiej nauczyć się zawodu w inhy sposób niż na studiach
@@jacobsss5827 ja też tak uważam, przecież na studiach inżynierskich ta matma na pierwszym i drugim roku nie jest jakaś tragiczna no trzeba się uczyć bo to już nie szkoła że na wrodzonym intelekcie i ładnych oczach dostaniesz 5 na farcie bez nauki, ale dalej nie jest to poza zasięgiem człowieka który miał te 65% z rozszerzonej matury i coś tam się uczy a nie leży. Tak jak u mnie nie wyobrażam sobie, że gość nie zaliczył całek czy tam zespolonych a na 3 roku wchodzi na przedmiot analiza Fourierowska i co on ma tam zrobić ? popłakać się ewentualnie , a najlepiej wyść skreślić się z listy studentów i nie obciążać podatników
Jak czasem słucham ziomków z budownictwa na Polibudzie Wrocławskiej to mam wrażenie że ich i wiele innych kierunków w całości polegają na odsiewie studentów
Studiowałem budownictwo na PWR, nie skończyłem, dałem sobie siana na 6 semestrze. Najlepsza dla mnie była statyka. Uwaliłem za pierwszym razem, a poprawka była z profesorem starej daty. Na egzaminie dał nam zadania i wyszedł na 2h. Zdała ledwie garstka ludzi. Takie to były piękne studia. Ale dobrze się złożyło, bo zrezygnowałem w końcu z budownictwa, jestem w IT i nie mam powodów do narzekania.
Ale to nie jest po złości przecież. Kto nie daje rady ten odpada, bo ja np wolałbym mieszkać w domu którego budowę nadzorował człowiek który się na tym zna a nie tylko prześlizgnął sie przez studia. Z mojego podwórka przykład : poszedłbyś na rezonans jakbyś wiedział, że fizyk który go kalibrowa ściągał na wszystkich egzaminach ? albo przeszedł na farcie przez studia bo go wykładowcy lubili ? w pewnych kwestiach juz się kończą żarty a jak twoja praca jest odpowiedzialna na tyle że ludzie mogą ginąć to tu juz nie ma miejsca na błędy, stąd ten "odsiew"
Na informatyce w Gliwicach tak tłumaczyli podstawy mikrokontrolerów, nie pamiętam jak sie ten przedmiot nazywał :D na starych 8051, proste procki, które już nigdzie nie są używane, ale idealne do dydaktyki. Prowadzący, z wielką wiedzą (całą historie i pół dokumentacji do Pentiuma 4 miał w małym palcu), tłumaczył to jak działają procesory i co jest potrzebne. Jakby takiemu studentowi próbować władować do głowy jak działają najnowsze Core i, to by sie popłakał i nic nie zrozumiał, a nie o to chodzi. Mnie na wykładzie inauguracyjnym urzekło jedno zdanie: "My nie jesteśmy tu żeby Was czegoś nauczyć, pokażemy Wam jak się uczyć i gdzie szukać". I te podstawy które pokazali, może każdy rozwijać na własne potrzeby. Niektórym przydadzą się te całki (mi nigdy :D), a innym jak działa procesor.
u mnie na inauguracji mowili, zeby nie tylko sie uczyc caly dzien, a spedzac czas z nowymi znajomymi ze studiow oraz ze jest to najlepszy czas. Jestem dopiero na I semestrze
Powiem tak - nauczony doświadczeniem z pierwszych studiów MiBM właśnie nie chcę powtórzyć błędów na drugim kierunku - informatyka. A zalicza się do nich: - właśnie brak regularności, olewanie kluczowych przedmiotów - branie projektów od innych - prokastynacja przy uczeniu się (a w zasadzie do jego braku) I jeszcze uwaga innej natury - jeśli nie jest się pewnym, co chce się robić w życiu to lepiej nie tracić czasu na studiowanie. Znacznie lepiej wyjdzie się na tym, żeby poświęcić ten czas na pracę, rozwój osobisty, rodzinę czy hobby i próbowaniu dość do tego, co Cię cieszy w życiu. Jak do tego dojdziesz i masz perspektywę rozwoju w tym kierunku na uczelni to wtedy można się pochylić nad tym, czy w ogóle jest ci to potrzebne. Może się okazać, że studia będą cię jedynie hamować, z mojej perspektywy w takiej sytuacji nie warto podejmować ten trud. W życiu zawodowym właśnie doszedłem do momentu, w którym stwierdziłem, że studia informatyczne są mi potrzebne, by dalej się rozwijać, bo mam osobiście mam problem z - nazwę to po swojemu - "automentoringiem". Lubię się sam uczyć i dochodzić do nowych rzeczy, ale czasem potrzebny jest ktoś, kto wskaże drogę i jasny cel. I właśnie w tym miejscu się znajduje. Życzę każdemu, aby odnalazł swój cel w życiu, bo bez tego można zapomnieć, po co się żyje i łatwo w takiej sytuacji o wszelkie problemy psychiczne.
Komentuje raz na 3-5 lat i tutaj pochyłe się do wypowiedzi Twojej, ponieważ cieszy mnie że przekazujesz młodym ludziom swój taki podsumowujący punkt widzenia z perspektywy czasu. Jestem tego samego zdania że warto zająć się praca, hobby, rozwojem osobistym, RODZINĄ oraz innymi rzeczami zamiast studiować, gdy nie jesteś pewny co chcesz robic w życiu i co chcesz studiować. Pozdrawiam Cie serdecznie :) P.S bardzo przyjemnie sformulowales to co chciałeś przekazać oraz myślę, że jest to jeden z najcenniejszych komentarzy pod tym filmem (mówię poważnie).
Ja za chwilę będę bronił inzyniera i zauważyłem, że jak się chce to się zda. Matmę zdałem dzięki tobie i korkom. W październiku ide na magistra zaocznie z elektrotechniki i mam nadzieję, że sobie poradzę. W międzyczasie obym dostał pracę, gdzie mialem praktyki. Tam było tak fajnie, że wizja pracy w obszarze nauki, który lubię. Czyli elektronika i systemy wbudowane to jest to. Uwielbiam ten moment jak to co bylo bitami, czyli plikami projektowymi płytki PCB staje się potem rzeczywistością. Na studiach poznałem definicję inżyniera, czyli zamienić fikcję na prawdę. Czy też to co niemierzalne uczynić mierzalnym.
Pwr skończyłam w 2017 i zawsze na studiach zastanawiałam się do czego będzie mi ta analiza potrzebna. Do czasu, aż na ostatnim roku, o 1 w nocy w akademiku, wparował mi do pokoju kumpel błagając o pomoc w jego jutrzejszym egzaminie z analizy, którego nie zaliczył już 4 razy. Plan był prosty, on wysyła foty wszystkich zadań, a ja ze współlokatorką rozwiązujemy. Nie powiem, byłam w lekkim szoku że udało nam się razem z nią rozwiązać kilka zadań w godzinkę, nie widząc wcześniej całek, ciągów, pochodnych już od dłuższego czasu. A kolega, no cóż, rozwiązania od nas dostał, ale profesor tak go usadził, że nie mógł wyciągnąć telefonu i znowu nie zdał xD
Odpowiedź ustna na biofizyce, odpowiadają trzy osoby, pierwsza z nich odpowiedziała źle i gościu uwalił wszystkich, nawet nie zdążyłam nic powiedzieć. Polska uczelnia, pozdrawiam
Raz mieliśmy jakiegoś dzbana od zarządzania chyba. Dziekan go prostował. Z matematyką było tak, że na trzech prowadzących, jeden jak tłumaczył, to nawet ci co umieli, przestawali umieć. Drugi był kierownikiem katedry, trochę z nami grał w naszą grę, żeby pokazać, że zna co łazi nam po głowie. Robił takie numery jak wyjście w czasie egzaminu. Oczywiście ściąganie nie było mądrym pomysłem, wszedł zaraz drugimi drzwiami po cichu i przyobserwował kto ma niezdać (tylne wejście, stał za plecami, minęło kilka minut zanim ktoś się zorientował). Trzeci był spoko gość i świetnie tłumaczył, każdy chciał mieć z nim zajęcia. To straszenie matematyką, która faktycznie odsiewała nawet 40% powodowało, że z oczu gdzieś znikała teoria obwodów i fizyka, które odpowiadały za kolejno 30 i 20 procent niezdaluchów. Na WF było dwóch prowadzących, sala miała fajne kurtyny dzielące ją na 4 części. Każda 1/4 to było osobne boisko do koszykówki lub siatkówki, a połówka to było boisko do piłki ręcznej lub footsalu. Przed zajęciami, już przebrani, mieliśmy krótkie spotkanie z prowadzącymi, ustalone było co dziś gramy, dzieliliśmy boisko, rozgrzewka, zwykle trzy różne gry były, te na które było najwięcej chętnych. Tak w sumie najwięcej zależy od prowadzących. Jak są w porządku, umieją przekazywać wiedzę, to zajęcia są przyjemniejsze i łatwiejsze.
Dobieranie na WF'ie XD U nas na politechnice krakowskiej były do wyboru "gry zespołowe", "gry zespołowe" i uwaga "gry zespołowe". Wybrałem gry zespołowe
W automatyce uczysz się złożonych regulatorow itd ale nie uczą cie później tego co robisz jako inżynier automatyk (nie ur) tj. Schematy elektryczne, dobór automatyki, programowanie, safety itd. Takie studia magisterskie dla kogoś po inż air są głównie po to aby dalej iść na doktorat itd.
Man. Ale czego uczy liceum - no obliczania delty. Czego wiecej? Podstawiania wzorow z kombinatoryki jak pokemonów. Matematyka zaczyna sie od zrozumienia jak dziala dzielenie pisemne. To więcej warte niż skończenie liceum ze wzorem delty wyrytym na czole. Man ja to ci powiem że nie nauczysz się całki oznacoznej bez pojęciarchaniki...widzisz, każdy ma swój język poznawczy. Szkoła pruska zna jeden język. Język kary za brak pracy domowej
Jako student 5 roku przyznam, że początek byl bardziej trudny niz końcówka obecnie jest, pierwszy rok wybil z glowy studiowanie na moim kierunku z 30-40 osobom, ale kazdy i tak przyzna, że polowy z nich nikt nigdy nie widział, a w dalszym ciągu ponad 70 osób poszło na specjalności. Najzabawniejsze dla mnie jednak bylo to, że po technikum informatycznym i specjalności typowo informatycznej poprawialem przedmiot "podstawy języka Java" kilka razy, bo mi sie program na kartce nie kompilował...
Stary, hitem to jest to, że na pierwszym roku Informatyki Przemysłowej mam mechanikę na której mam liczyć jakieś wzory które wymagały całek czy chuj wie czego, gdzie będziemy się tego uczy dopiero za kilka miesięcy xDDD
@izythor5753 z tego co wiem przez ostatnie kilka lat lawirowali, może kiedyś były całki ale teraz w szkole średniej no to funkcje, jakieś wielomiany logarytmy kombinatoryka, ciągi granice, całek na pewno nie ruszaliśmy
Kurczę Patomatma, myślałem, że jesteś jakimś doktorem a ty jesteś szczawiem co dopiero inżynierkę robi xD uszanowanko, dobry content. Sam wspominam że analiza matematyczna i fizyka to były dwa najlepsze, najbardziej otwierające oczy przedmioty na Politechnice.
Zdałem analizę matematyczną u samego profesora dziekana wydziału matematycznego. Najpierw pisemny i jak szefu uznal, żeś godny, to jeszcze ustny żebyś udowodnił, że w ogóle wiesz co napisałeś. Było to jakieś 10 lat temu. Ni ch*ja nie pamiętam co to analiza matematyczna i czego to niby mnie nauczyła. 10/10, nie polecam.
Jako mgr inż. po mechanice i budowie pojazdów, dawniej mechanice i budowie maszyn, na Politechnice Poznańskiej powiedziałbym, że większymi rzeźnikami niż matematyka były mechanika płynów i materiałoznastwo.
@izythor5753 MIBM dalej jest na wydziale zarządzania. A dawny wydział Maszyn Roboczych i Transportu jakoś 3 lata temu przemianowano na Wydział Inżynierii Lądowej i Transportu i tamtejsza MIBM bez zmiany podstawy programowej została przemianowana na MIBP
Pamiętam jak na ćwiczeniach z anallizy mat. na koniec pierwszego semestru facetka zastanawiała się czemu jeden z mojej grupy miał 105p na 100 możliwych. Btw ten sam chlopak (chyba 2-3 najwyższa średnia na całej polibudzie) na 5 semestrze trafiliśmy na labolatoria do jednego doktorka ktory miał kulturę i podejście przeciętnego patola do studentów. Nie spodobała mu sie odpowiedz tego megamózga, wyśmiał go używając nawet jakiegoś wulgaryzmów po czym ten nieśmiały chlopak zrezygnował z uczelni.
To jest duży problem kierunków inżynierskich. Ci wykładowcy spędzili całe życie na typowo inżynierskiej pracy naukowej. Dlatego o wiele przyjemniej studiuje się kierunki licencjackie, gdzie wykładowcy mają o wiele większy poziom kultury osobistej. Nie są takimi mózgowcami, ale za to są humanistami. Liczy się dla nich każdy człowiek, nie ważne jaki by on nie był.
@velDANTe klasyczny przykład na to jak jako społeczeczeństwo posysamy. Tacy jak on powinni siedzieć pod specjalnym parasolem oświaty z przypiętą plakietką *Trudny przypadek o dużym potencjale. Wyszkolić, wykształcić a poźnie wycisnąć z niego wszystko co mu przyjdzie na myśl. No ale takich przypadków jest wiecej niż podejrzewamy. Tylko że wielu już od 1 klasy podcinane są skrzydła.
Na mojej uczelni jest inne podejście - "Zróbmy tak, żeby każdy debil zdał" Też studiuję mechanikę i budowę maszyn ale u mnie na roku jest około 20 osób. Przez pierwsze dwa semestry miałem analizę matematyczną. Babka dawała dość proste zadania na egzaminach i kolosach, bo wiedziała, że jeśli da takie jakie powinna, to spokojnie odsieje z 3/4 roku. Podobnie było z innymi przedmiotami bardziej "zawodowymi" pokroju mechaniki technicznej i wytrzymałości materiałów, gdzie na jeden, aby zdać wystarczyło zrobić prezentację, a na drugim pisaliśmy kolosa z telefonami, bo przez cały semestr nie przerobiliśmy za wiele materiału. Wielu powie, że zajebiste podejście, bo niskim nakładem pracy jesteś w stanie zdać rok/semestr. Gówno prawda... Jest tak jak mówisz, czyli potem te przedmioty Ci się przydają w czymś innym. Np. nasze braki z wytrzymałości materiałów wyszły na pierwszych zajęciach z PKM, bo nie potrafiliśmy nic policzyć. To nie jest szkoła gdzie uczysz się jakiegoś gówna pokroju wiedza o kulturze czy innej budowy pantofelka tylko studia. Studia, których kierunek sam wybrałeś i powinien się pokrywać z twoimi zainteresowaniami i planami na życie więc powinieneś chcieć wyciągnąć jak najwięcej praktycznej wiedzy, a nie tylko uzyskać dyplom inżyniera, którym możesz się pochwalić cioci na wigilii.
W mojej uczelni bardzo podobnie - kilku prowadzących nawet powiedziało, że poziom jest niski i przepuszcza się nas na luzie. Czym się skończyło? Dziury jak w dmuchanym chlebie - 2/3 kierunku nie dość, że nie umie nic to i umieć nie chce. Nawet jak jakkolwiek się uczyłeś i dostawałeś te 4, to i tak masz braki
Zauważyłam, że tak jest na kierunkach gdzie jest ledwo ponad 15 osób. Na takiej np. informatyce wywalą 3/4 studentów, a na kierunkach z 20 osobami przepchają prawie wszystkich
Dokładnie tak jak mówicie. Ja studiowałem MiBM 10 lat temu i na roku było nas 150 osób. Po dwóch semestrach zostało 55 a do obrony pracy przystąpiło niecałe 30.
właśnie takie mało zaludnione kierunki mają to do siebie, sam znam jednego takiego typa co na tym samym kierunku jest i wiecznie jak jest coś do nauki to stęka że po co mu to, ale prowadzący źle prowadzi zajęcia, sprawozdanie z chatu gpt albo od znajomego bierze i tak non stop, leci w chuja ale jakoś zdaje zawsze mimo że nic dosłownie nie umie
Co do chodzenia na wykłady, mam nieco inne doświadczenie. Nie chodzę na wykłady, oszczędzam w ten sposób około 12h tygodniowo, z czego średnio 4 idą na przygotowanie się do ćwiczeń/labów z tych samych przedmiotów. Resztę spędzam robiąc co chcę, a jak mam ochotę to robię projekty przed terminem. Wiem jaki jest materiał, ogarniam temat i mam znacznie więcej czasu. Wykłady to dla mnie jedna z najmniej efektywnych form nauki
Tez mam takie doswiadczenie ze wykłady są malo efektywne i lepiej przeznaczyć ten czas na coś innego bo ja po 20 minutach słuchania wykładowcy to wyłączam się i ledwo co wyciągam z wykladu
No niestety, trzeba mieć dobrago wykładowcę, a o nich pewnie trudno na większości uczelni. Ja akurat miałem szczęście do rewelacyjnych wykładowców i wyklady to była sama przyjemność
U mnie tak było na ochronie własności intelektualnej, próg zdawalności był od 65% teoretycznie i odpowiedziałam tylko na 2 pytania z 4 i dostałam 4+, koleżanka napisała wyszystko i nie zdała. Gość nawet nie spojrzał na prace.
Jako absolwent uczelni prywatnej kierunku zarządzania (licencjat zaocznie) widzę ogromną różnice pomiędzy inżynierką na państwówce. Przyznam się że nie spociłem się tak przez te 3 lata w zamian za to zasuwałem na półtora etatu w trakcie studiów. Aktualnie robię magisterkę z finansów i jest podobnie. Dzięki temu pozwoliło mi być konkurencyjny na rynku pracowniczym związanym z ekonomią. Pomimo braku ukończenia szkoly ,,prestiżowej,/ państwowej)Ten komentarz ma na celu zestawić różnice perspektywistyczne różnych kierunków plus prowadzący tak ładnie zachęcił pozdr nie uczę sie matematyki rozszerzonej ale miło posłuchać luźne dywagacje
13:35 Osobiście uważam, że jedyna rozsądna opcja przygotowania się do egzaminu to przerobienie tych z poprzednich lat. Bo na tych egzaminach rozkład wymaganego materiału jest naprawdę nierównomierny porównując z tym co było na wykładach, więc kończy się tak że uczysz się przez tydzień tematu którego i tak na egzaminie nie ma, temat który wydaje ci się mega łatwy/nieistotny to 30% oceny.
Cały system edukacji to jedna wielka odsiewka. Eliminuje się po prostu na każdym etapie tych "słabszych" lub mniej ambitnych, a faktyczny potencjał człowieka ma znaczenie drugo-, jeśli nie trzeciorzędne.
Skończyłem studia na Elektronice PW. Algebra i analiza - zaliczyłem. Ale dopiero po latach z własnej woli zrozumiałem, czego się uczyłem. Co więcej - z perspektywy czasu widzę, jak banalny poziom tch przedmiotów był na zaliczenie.
Z moich doświadczeń (aka dokładnie te same studia co ty, również na pwr, pod koniec nawet ten sam rok) wynika, że w 99% przypadków to czy przedmiot służył do odsiewania czy nie zależało od prowadzącego/wykładowcy i kurs który dla jednego był czystym bólem i dramatem dla innego był łatwy tylko dlatego, że dobrze się zapisał do grupy zajęciowej na projekt/ćwiczenia. Można wspomnieć materiałoznawstwo i pkm, które u nas są koszmarem zbierającym masę poprawkowiczów, a na innych kierunkach jest względny luz tylko dlatego, że inne kierunki mają przypisanego innego wykładowce.
Ziomek na ŚUMie ma cenę warunków liczoną nie od ECTSów, a od liczby godzin zajęć. Jeden typo z jego roku musiał wybulić 900 zł, bo nie chciało mu się chodzić na WF i go nie zaliczył XD
Ale wiesz, że 1 ECTS jest przyznawany za każde 25-30 godzin pracy studenta, podanej jako czas ćwiczeń, wykładów, “pracy samodzielnej poza zajęciami” podanej w sylabusie więc i tak na jedno wychodzi czy jest liczone od ECTS czy od ilości godzin w h bo w pewnym sensie to jedno i drugie to forma “jednostki czasu” i wyznacza to samo, przeliczaliby od ECTS to by proporcjonalnie zwiększyli cenę
Dwie rzeczy odnośnie matematyki: Jako ślusarz matma była potrzebna na pile, dzień w dzień liczenie pod jakim kątem ustawić piłę by dobrze uciąć oraz "mam X metrów bieżących materiału, w tym kawałki po Y, Z, do ucięcia A, B, C. Jak ciąć by pozostało jak najmniej złomu". W przypadku programowania/devOps. Same liczenie wzorów się nie przydaje ale myślenie analityczne (mam zmienne X, Y, Z i problem A, trzeba wpaść na rozwiązanie, "połączyć kropki") to chleb powszedni. Nauczyłem się tego głównie dzięki matmie. Studia zacząłem dopiero po kilku latach pracy zawodowej... I trochę szkoda mi było, bo wiele rzeczy wytłumaczyli mi jak działa o których nie wiedziałem... Z drugiej strony jakbym od razu poszedł na studia to nie miałbym z czego żyć i nie skupiałbym się na większości przedmiotów, bo "po co mi to?". Dla mnie studia to było uzupełnienie braku podstaw :)
Kiedyś rozmawiałem z profesorem ze Szkocji: tam studia inżynierskie są zupełnie inne od doktorskich. Inżynier nie uczy się analizy: uczy się norm i weryfikacji konstrukcji za pomocą prostego kalkulatora. A Doktorzy opracowują reguły, za pomocą których inżynier sprawdzi, czy konstrukcja jest bezpieczna. Przykład: W zbiorniku ciśnieniowym jest otwór, którego brzeg musi być wzmocniony. Opracowano regułę, że brzeg otworu musi być wzmocniony pierścienie o objętości materiału takiej jak usunięty materiał z otworu. Każdy inżynier może to za pomocą kalkulatora sprawdzić, a taką normę naukowcy sprawdzili metodą elementów skończonych.
Nam na pierwszych zajeciach profesor tłumaczył, że jesteście tu i uczycie sie tyle teorii bo różnica między technikiem a inżynierem jest taka że technik wszystko zajebiscie poskłada, podłączy, uruchomi, przygotuje do pracy ale jak go spytasz jak to działa nic nie wykrztusi. Natomiast inżynier właśnie ma wiedzieć jak wszystko działa, żeby móc rozwiązywać powstające w instalacjach problemy
no tak to dziala. jak ktos idzie na studia i narzeka na matme, to niech moze idzie na mechanika albo elektryka. szybciej idzie sie nauczyc, kasa tez z tego dobra, a takich specow zawsze trzeba.
a ja ci powiem, że całkę to używam w pracy przy obliczaniu zależności pomiędzy prądem a temperaturą w czasie. Ba nawet pochodne też się zdarzy zobaczyć. Oba przypadki występują jakieś 5 razy na rok XD
Na elektrotechnice i automatyce męczyłem się na pierwszym roku na matmie i fizyce. Analizę matematyczną zdałem we wrześniu i ucieszyłem się, że raz na zawsze koniec z tym dziadostwem! Jakież było nasze zdziwienie jak okazało się, że na Rozwiązywaniu zagadnień pola elektromagnetycznego, elektromechanicznym przetwarzaniu energii, modelowaniu układów dynamicznych, analizie obwodów itp. jeszcze bardziej poszerzamy aparat matematyczny i transformata laplacea, rachunek różniczkowy, całki wielokrotne, Lagrangeany, liczby zespolone i macierze to nasza codzienność....
Pierwszy semestr był dość przyjemny, drugi cięższy i bałem się, że nie zdam, ale teraz na trzecim semestrze jest już na prawdę ciężko i połowa ludzi z tych co została na razie połowę przedmiotów na uwaloną. Na początku było nas 120, po miesiącu 100, po pierwszej sesji 70, po drugiej 53, a ok. 10 z nich ma co najmniej jeden warunek.
Informatyka. Na pierwszym roku odpadli wszyscy, którzy mieli odpaść, a ci, co zostali, to zostali już do samej inżynierki. Jakieś 100 osób liczył ten rocznik po odsiewie. Tu faktycznie było tak, że przedmioty matematyczne były przede wszystkim na 1. roku, ale na kolejnych też były, z tym, że tu prowadzący byli bardziej chętni, żeby "przymknąć oko". Niemniej, to z czym miałem główny problem, to rozstrzał pomiędzy teorią, a praktyką. Przedmioty "ćwiczone na kartce" nijak się miały do przedmiotów "ćwiczonych na komputerach". Może było to przygotowanie pod kontynuowanie studiów do doktoratu, ale na poziomie inżynierskim wiele z tych przedmiotów teoretycznych okazało się zupełnie nieprzydatnych.
U mnie na informatyku była fizyka która kosiła ludzi równo pomimo, że nie było to żadne obliczanie prawd tylko ostre wejściówki doświadczenia i sprawozdania które mało komu były zaliczane więc idealny przykład przedmiotu który już na żadnym innym semestrze nie odcisnął swojego piętna XD
absolwent termoenergetyki PWR, w terminie ,2007r: 120 studentów na 1 roku - w terminie ukończyło 9 studentów:1 naturalny geniusz, reszta spryt i system.
Dziwne u mnie na Politechnice Lubelskiej miałem, aż 4 semestry matematykę. Z czego na trzecim taką bombę się dostaje od różniczek, że jak to zdasz to potem wszystko idzie zdać.
Zależy od wydziału i kto prowadzi na takim mechanicznym różniczki są banalne ,ale jak na takim elektrycznym prowadzi ktoś z matematyki to średnia czasu potrzebna to rozwiązanie kolocha jest dwa razy większa niż przewidywany czas pisania XD
@@nemrox8737 Ach, najpierw matma z Panem dr Ł, potem z Panią dr K (już świętej pamięci) i na koniec z panią dr M :') A chyba "najlepszy" to był egzamin u dr K w postaci maszynopisu sprzed ponad dwudziestu lat :')
Z analizą matematyczną to jest też loteria w zależności od tego gdzie chodzisz. U mnie na polibudzie jest niestety dosyć dowalona; uczyłam się do 1 terminu 3 tygodnie - nie zdałam. Sesja poprawkowa - uczyłam się 1.5 tyg dodatkowo i też nie zdałam. Starosta ubłagał o 3 termin egzaminu, w wakacje siedziałam 2 miesiące dzień w dzień trzepiąc te zadania i koniec końców zdałam na RÓWNE 50% (akurat 50 u nas jest próg). Najlepsze w tym jest to, że mi matma wchodziła zwykle dobrze, całki i inne elementy analizy nawet lubiłam, umiałam je robić (w pewnym momencie w te wakacje już jak robiłam zadania potrafiłam przez kilka dni nie zrobić żadnego zadania błędnie xd), ale zadania na egzaminie to był poziom z kosmosu. Wyniki wychodziły takie, że łapałam sie za głowe pisząc, ale na całe szczęście jakimś cudem sie udało XD wniosek: te przedmioty czasami w materiałach mają opublikowane może i trudniejsze zadania do przygotowania się, ale na egzaminie i tak trafi ci się takie że cie zgniecie
Skończyłem elektrotechnikę na polibudzie poznańskiej, aż do momentu wyboru specjalizacji były nauczane najróżniejsze przedmioty dotyczące wszystkiego, co miało jakikolwiek związek z elektrycznością. Wszyscy uważaliśmy te czy inne przedmioty za zapchajdziury czy właśnie masowe uwalacze, ale przyszedł moment wyboru specjalizacji - no i się okazało, że ten zakres mieliśmy tak szeroki dlatego, że zakres specjalizacji również taki był i można było dalej się rozwijać w kierunku elektryczności w każdym zakresie, od programowania i słabych sygnałów elektronicznych po sieci przesyłowe najwyższych napięć. Nie byłoby to możliwe właśnie bez wprowadzenia różnych przedmiotów dużo wcześniej i mimo że sam poszedłem w kierunku, gdzie nie korzystam z 90% nabytej wiedzy, to inaczej na to wszystko teraz patrzę. Ale żeby nie było tak pięknie to oczywiście były 2 prawdziwe zapchajdziury na I roku - po jednym semestrze filozofii i historii architektury, no a z tego to nikt nigdy nie skorzystał xD
Zazdroszczę 3 razy zdawania przedmiotu za 300 zł, ja teraz za analizę 2 na nowym cenniku W + C na PWRze zapłaciłem 700 zł za 1 poprawkę (na szczęście zdałem). Nie zmienia to faktu, że zanim skończę te studia to okaże się, że zapłacę łącznie za nie tyle ile za prywatne.
21 день тому
Analiza była zła, tak, ale był specjalnie stworzony przedmiot o mistycznej nazwie repetytorium, który składał się z 5 pytań o 3 podpunktach, gdzie każdy podpunkt dawał po 1 pkt plus za poprawne rozwiązanie całego zadania było 10 pkt, co dawało 13pkt za zadanie i sztucznie przesuwało próg 51% tak, że liczyło się bardziej szczęście danego studenta niż jego wiedza. Pogromca pierwszaków, za niezdanie wylatywało się bez możliwości poprawy czy warunku, zawsze przynajmniej pół roku kończyło przygodę na tym przedmiocie. Egzamin też wygodnie miał miejsce koło grudnia żeby na sesję już było mniej ludzi xD
Aż mi się podstawy elektrotechniki przypomniały. Na 300 osób zdało 13 i tylko dlatego, że próg obniżyli do 30%. Punkty były ujemne, same obliczenia polegające na całkach, losowe dane, losowe jednostki (nie zawsze w SI). Dodatkowo 60 pytań 30min.
Bylam na inżynierce na AGHu. Całą karierę szkolną leciałam na piątkach (w trzecim najlepszym LO w Polsce). Umiałam sie nauczyć na wszystko - nawet na to co mnie nie interesowało. W licemu najbardziej cisnęłam matematykę. Dzisiaj juz wiem, że nie miałam do niej naturalnych predyspozycji, ale bardzo duża ilość uczenia się jej odpłaciła mi zajebistym wynikiem na rozszerzonej maturze. Kiedy pierwszy raz miałam styczność z analizą matematyczną, wszystkie moje umiejętności uczenia się i rozumienia nawet po wielkim wysiłku, jakby wyparowały. Nie bylam w stanie nauczyć sie kompletnie nic. Nie rozumiałam też kompletnie nic. Nie wiedziałam po co to robię, jakie to ma zastosowania, nie potrafiłam sobie wyobrazić. Od tego czasu zaczął się moj koszmar z każdym tego typu przedmiotem - algebra, fizyka... wszędzie to samo. Mimo usilnych prób nie potrafiłam załapać żadnego konceptu. Odpadłam po jednym semestrze. Oczywiście, że gdzieś na koniec tamtego semu odpuściłam staranie się, bo widziałam, że jestem kompletnie bezsilna. Ale na początku naprawdę próbowałam i nic.. Skończyłam inne studia chociaż i na tych drugich miałam zawsze problem z inżynieryjnymi przedmiotami. Nadal nie umiałam niczego zrozumieć i wszystko szło tylko dzięki pomocy innych studentów. Co powiedzieć takim osobom, które mają szczere chęci, starają się, ale nic nie mogą poradzić na I guess... ograniczenia swojego mózgu? Nie wiem czy w ogóle takie zjawisko istnieje. Pewnie nie, ale ja sobie swojej porażki nie umiem inaczej wytłumaczyć, bo zanim zderzyłam sie z rzeczywistością to naprawdę chciałam się nauczyć i zdać :')
@@tamoregi na prawo też bym się nie nadawała. Moi kumple z liceum to głównie prawnicy dzisiaj i wiem jacy są piekielnie inteligentni. Skończyłam już informatykę tylko mniej techniczną:)
Najlepszym pro tipem dla takich odrzucających przedmiotów, jest znajomy na wyższym roku, który poleca, do którego prowadzącego pójść, miałem poprawkę z jednego matematycznego przedmiotu, pomimo ostrego zakuwania, na warunek poszedłem do innej prowadzącej, z 2 bez dodatkowej nauki, za rok miałem 4,5... bo na tyle zakułem u wcześniejszej mendy, śmieszne było na egzaminie końcowym, z którego wyszedłem pierwszy, bo mi go przenieśli bez mojej wiedzy, że mi się pokrywał z basenem na WFie xd
Mibm to są studia nie dla zdolnych tylko dla wytrwałych..u nas na zaocznych było 130 osób na 1 roku a zakończyło 12. Jak idziesz na te studnia to musisz pogodzić się z tym że przez 4,5 roku świat przestaje dla ciebie istnieć. Ja chodziłem do pracy tylko, w której spałem często i uczyłem się do 2-3 w nocy. Można wszytsko zaliczyć tylko być twardym.. polecam 😂
Gdyby to się jeszcze pojawiało później :D Ja miałem fizykę i matmę na pierwszym roku w 1 semestrze. Na fizyce kazali nam liczyć błędy wykorzystując rachunek różniczkowy, mimo że nikt o nim nie miał pojęcia (większość słyszało pierwszy raz tą nazwę). Dodam, że zagadnie różniczki pojawiło się dopiero na 2 semestrze matmy 😅 Polskie uczelnie to stan umysłu.
Mnie nie tyle uwaliła analiza bo to było nawet spoko (głownie dzięki wykładowcy) co generalnie tryb nauki na studiach. W momencie gdy całe życie nie musiałeś się uczyć, zadania domowe robiłeś na ostatnią chwilę w korytarzu/spisywałeś od kolegi a i tak wszystko zdawałeś na 5-6 to studia nagle robią bardzo przykrą niespodziankę a ty jesteś w dupie bo nie umiesz się uczyć...
U mnie (EiT w Poznaniu) IMO nie było odsiewu. Była analiza matematyczna i kto się uczył to zdał. Były też Podstawy i Algorytmy Przetwarzania Sygnałów. Z tego wszyscy mieli warunki. Tylko, że zdarzały się osoby, które bały się podejść do egzaminu (bo i tak nie dadzą rady) i wolą sobie "na spokojnie" jeszcze raz pochodzić na wykłady rok później xD A prawda była taka, że jak się usiadło na porządnie kilka godzin, najlepiej w grupie, to dało się to zajarzyć i się okazywało, że ten przedmiot nie jest taki trudny wcale... Także myślę, ze odsiew jest - ale w głowach studentów. Jak się w chuja leciało w średniaku to teraz trzeba zapierdalać i nadrabiać.
@@rtl602 Odsiew bo nie zauważyłeś, że Doktor zamienił X z Y w wywołaniu funkcji czy dlatego, że nie umiesz się nauczyć Quicksorta kiedy pivoty są w innych miejsach? Odsiew na EiT na PUT jest największy z Techniki cyfrowej, Podstaw Telekomunikacji i Wstępu do multimediów.
@@merituum7193 Tak, tak. Nieśmiertelna Technika Cyfrowa i JT Inside. :-) Generalnie to nie jest takie trudne. Cały zbiór można przeliczyć w 6 - 7 dni. :-)
Żeby dobrze skonstruować model numeryczny (stosując MES czy cokolwiek innego) musisz znać rachunek różniczkowy w tym całki, bo inaczej nawet nie wiesz co tworzysz. Musisz też znać metody analityczne, bo dzięki nim bardzo często w ogóle da się stworzyć model numeryczny, który jakikolwiek komputer policzy. Z ogólną tezą filmu się zgadzam, ale sugerowanie, że nie potrzeba uczyć się całek, bo w praktyce używa się MES jest grubą przesadą
u mnie takim przedmiotem są materiały konstrukcyjne, prowadzący oceniają prace nie punktowo tylko "na oko" czyli ile zadań masz dobrze to zdałeś, jak i również czy udało ci się zrobić to zadanie. często było tak, że przy definicjach jak nie podałeś słowo do słowa co było w manuskrypcie, prowadzący ci całe zadanie upierdalał które składało się z podania 5 definicji (bądź po prostu za literówkę stwierdzali że z 5 zejdą na 4). a jak przychodzisz na poprawkę to były pytania z pizdy, które kompletnie nie były z tematu poprawianego tylko potrafiły być o jeden do przodu, którego nie robiliśmy.
Wiesz, lubię być szczery ze wszystkimi. A jak ze wszystkimi, to ze sobą samym też. To nie tak, że zrezygnowałem ze studiów bo nie zaliczyłem matmy - nie zaliczyłem matmy bo _mentalnie_ zrezygnowałem ze studiów, długo przed jakimikolwiek egzaminami. Zrobiłem sobie technika, poszedłem do pracy. Gitarka. A walić całkę, ja _różniczki_ nie widziałem od lat. A dla matołów "po co mi matma" - żeby zrozumieć _o co chodzi_ zanim zaczniesz się posługiwać narzędziami, które to upraszczają. Wielu rzeczy nie rozumiem, i później mam wtopy bo myślałem, że coś działa tak - a działa inaczej, i wnioski i ekstrapolacje moje błędne były. :)
Całki to mały pikuś w porównaniu z geometrią niekomutatywną , więc warto podjąć trud i nauczyć się bo to podstawa , absolutna podstawa wszelkich obliczeń w naukach ścisłych .
Imo te najgorsze przedmioty - tak, pełnią funkcję odsiewni, ale to może i dobrze, bo nie każdy musi być inżynierem. W pewnym momencie po prostu można sobie zadać pytanie czy na pewno się w tym odnajduję. Na moich studiach (budownictwo) najgorsza była właśnie najpierw analiza z algebrą a potem wydymała (wytrzymałość materiałów). To drugie przysparza masie osób stres i nieprzespane noce, bo mało kto to zdaje, a jeśli już to nie w pierwszym terminie. Przy czym wydymała jest na tym kierunku absolutnie niezbędna, a z analizy całki sie przydaly tylko do wydymaly, a reszta to nie wiem na co mi była potrzebna, bo w zawodzie oczywiście tego nie używam. Edit: literówki
Też byłem taki głupi, że poszedłem na studia, gdzie była matma i, fizyka na wysokim poziomie. Teraz po 25 latach wiem że powinienem skończyć historie albo ekonomie, socjologie, biologie
jako student na 3 semie pwr w szczegolnosci zgadzam sie z tym, ze pewne przedmioty na początku warto wymasterować, bo na nich będzie jechana kontynuacja do samego końca. W przypadku wydzialu informatycznego to z pewnościa bedzie analiza i algebra, i UWAGA - napierdalanie zadanek i wkuwanie wzorów niewiele da, u mnie na wykładzie z analizy ziomuś pisał same hieroglify a potem rozwiązywał za pomocą tego wzoru zadanie - zgadnijcie ile z tego wyniosłem. Jak nie jesteście tak biegli w matematycznej notacji i wizualizowaniy sobie tego co sie dzieje patrząc na wzór, odpalcie sobie 3Blue1Brown i zobaczcie animacje jak to wygląda. Zrozumcie jak i dlaczego to działa, a nagle okaze sie, że mozecie zrobic 50% mniej zadań i wciąz to swietnie umiec, bo uczycie sie myslec a nie nakurwiac zadanka mechanicznie wg wzoru.
Na wydziale informatyki i telekompromitacji PWr są różne kierunki. Na informatyce algorytmicznej algebra i analiza mogą się przydawać. Na informatyce stosowanej po odsianiu studentów są potrzebne dokładnie do niczego, szczególnie analiza.
@@Kwpolska zalezy, czym sie zajmujesz. Do tworzenia aplikacji webowych sie nie przyda, ale przy analizie danych, grafice 2d/3d, jakims przetwarzaniu dzwieku, symulacji prawdziwych zdarzen matma bedzie niezbedna
jakies 25 lat temu na agh bylo co najmniej 7 przedmiotow/egzaminow odsiewajacych - analiza/algebra/proabilistyka/rozniczki + fizyka klasyczna/kwantowa + wf (semestr na hali + semestr basenu). dodatkowo przedmioty obieralne - ja z etyki przepisalem sie na terroryzm bo bylo mniej lektur do przeczytania.
Moim zdaniem najgorsze na studiach inżynierskich są przede wszystkim różne przedmioty nieinżynierskie, w większości na I roku, takie jak np. ekonomia, ochrona właśności intelektualnej, wf, jakieś przedmioty wprowadzające na rynek i inne takie. Głupotą jest też 4 semestry matematyki, gdzie, w większości, inżynierowi przydałoby się po prostu wiedzieć jak działa całka czy różniczka. Bo wiadomo, że takie rzeczy trzeba wiedzieć np. projektując coś czy symulując różne zachowania w jakiejś dziedzinie inżynierskiej. Dodatkowo są przedmioty, które muszą być, ale są po prostu trudne i nie do końca dobrze przeprowadzone, takie jak np. "Teoria pola elektromagnetycznego" na elektrotechnice. Nie wspomnę tu oczywiście o programie studiów i rozmieszczeniu danych przedmiotów na przestrzeni całego stopnia w taki sposób, że musiała to układać osoba niezrównoważona psychicznie.
Widzę, że nic się nie zmienia. 30 lat temu, ostatni egzamin przepchnięty przed absolutorium po 7 latach studiowania 5-letnich studiów magisterskich był Wytrzymałość Materiałów... z drugiego roku :)
U nas na historii to po prostu czekanie aż odejdą ci którym się nie chce o sumerze i elamitach słuchać na pierwszy roku. I cyk połowy już nie ma jak pszczół po zimie jak w ulu w których nie było stać na ogrzewanie.
Nie wiem jak teraz, ale u mnie pod koniec XXw. na zaocznych wf nie był obowiązkowy. Z analizy podstawą zaliczenia pierwszego semestru było kolokwium, udało się to 4 osobom (na 120 na roku). Reszta leciała dalej na warunku.
Wypraszam sobie nauczylem sie na analize 2 w 24h przed egzaminem. Tez pwr tylko ze kierunek informatyczny. Przez cale studia nie obliczyłem juz zadnej calki.
I właśnie dlatego starożytne budowle są często piękne i majestatyczne, a dziś buduje się kwadraty z betonu i szkła. Możecie mówić o całkach, ale są prostsze sposoby na wybudowanie budynku który się nie zawali niż obliczanie całek.
Analizę matematyczną miałem, ale w życiu nie powiedziałbym, że był to przedmiot do odsiewania studentów. Owszem była trudna, ale szło się nauczyć/naściągać. Dużo gorszym przedmiotem do odsiewania studentów, na którym "odsiano" 50% ludzi na moim pierwszym roku Informatyki były Architektury Komputerów :) Programowanie w assemblerze na laborkach to tylko połowa tego piekła :) Pamiętam sytuację kiedy ktoś na pytanie prowadzącego "ile jest 1 + 1" odpowiedział "2" to gość kazał mu sie spakować i w&&&ać z sali, bo jeżeli on na architekturze komputerów po całym półroczu mówi, że 1+1=2 to niczego się nie nauczył, pozdro dla kumatych xD
Po PK na architekturze... studia służące prawie niczemu. Zajęło mi 2lata w pracy żeby nauczyć się o co chodzi w tej branży ale to dygresja. Na studiach też mieliśmy mechanikę budowli. Belki wolnopodparte, kratownice, obliczanie wymiarów fundamentów i profili pod hale stalowe itp. Nie znam aktywnego w branży architekta (nie konstruktora ale projektanta) który mógłby zaliczyć dzisiaj ten przedmiot (może za wyjątkiem prof. który ten przedmiot prowadził bo ma własne biuro). Nie był to super skomplikowany i złożony przedmiot, bo przecież nie szkolono konstruktorów a architektów (podobno) ale miał wytłumaczyć +/- na czym polega praca konstrukcji - żebyśmy nie projektowali 40m wsporników o wysokości 7cm (były przypadki). Wykłady były anegdotyczne a na ćwiczeniach nie tłumaczono jak rozumieć problem tylko pokazywano jak to prowadzący uważa że zadanie jest proste... TAK! jest proste! tylko trzeba się nauczyć jak to proste działanie wykonać. A nauczać właśnie... niewielu potrafi. Nie wiem dzisiaj jak policzyć ugięcie wspornika w postaci stalowego asymetrycznego wykręconego dwuteownika o danym wysięgu, przekroju, klasy stali w podanych warunkach ALE ... wiem dlaczego belka ma kształt dwuteownika, dlaczego zastrzały w ramie drewnianej idą w przeciwnym kierunku do tych ze stali i dlaczego nie powinno się stosować zzaprawy cementowej podczas renowacji murów romańskich (xD) a to pomaga w rozmowach z biurem konstruktorskim i trochę poszerza horyzonty. Morał: nie obawiaj się zapomnieć wiedzy bezużytecznej, ale fundamentalne zasady na bazie których rozwiązuje się problemy to wiedza użyteczna. Nie musisz wiedzieć jak coś policzyć, tylko że takie obliczenia są przeprowadzane!... i dlaczego! Pozdro.
Do grona przedmiotów odsiewających na MBMie dodałbym jeszcze chemię. Kojarzyłem osobę, która zaliczyła ją dopiero na 6 semestrze po 5 poprawkach. Co do TMMów - jeszcze przed lockdownem mieliśmy pytania otwarte. Do laborek był skrypt, a prowadzący wykład w zasadzie przedstawiał go innymi słowami w skróconej wersji. Niektórzy na zaliczeniu przepisywali skrypt słowo w słowo. Część zdała, część nie (mimo, że mieli napisane to samo). Zdanie kursu na ocenę pozytywną polegało na znalezieniu się w gronie szczęśliwców, których kartka, po podrzuceniu w górę, znalazła się na biurku prowadzącego w gabinecie. Jeśli leżałeś na podłodze - 2. No i wiadomo - kreski. Udało mi się jakoś to zdać bez poprawek, ale faktycznie zrozumiałem o co w nich chodzi dopiero na PKM1. Odniosłem wtedy wrażenie, że zajęcia z nich są źle prowadzone. Opierały się w zasadzie na bezmyślnym przerysowywaniu do zeszytu tego co narysował prowadzący. Próba odtworzenia kończyła się wiadomo czym - niepowodzeniem.
Studiowałem chemia, tak matma byłą ciężka ale dało się przez to przejść robiąc w domu setki zadań i zgarniając dodatkowe 3 punkty do kolokwium za aktywność. Lepsze były inne przedmioty. Fizyka gdzie robiło się dwa zadania na tydzień bo chłopu nie chciało się nawet przyjść punktualnie na zajęcia a resztę "sobie doczytacie w książce" w której nawet nie było większości odpowiedzi do zadań, kolokwium oczywiście z zupełnie innych typów zadań niż były przerabiane na zajęciach - zdane dzięki punktom za aktywność na 3 XD, oczywiście ocena na dzień przed egzaminem żeby student debil się jeszcze postresował. Konsultacje? Koleżanka się popłakała jak pokazała że chłop jej źle sprawdził zadania z kolokwium. Drugim przedmiotem był rysunek techniczny na którym nie nauczyłem się nic z rysunku technicznego ale geometrię wykreślną znakomicie. Po co chemikowi w 21 wieku geometria wykreślna? Do dzisiaj nie wiem. Samo w sobie trudne ale metoda zaliczenia polegająca na opisywaniu w podpunktach każdej czynności (nie opiszesz czegoś? połowa punktów z zadania mniej) i dokładne rysunki gdzie miejsca na nie i czas jest tyle że zawsze 2 zadania zostaną niezrobione. Zdałem tylko dlatego że trzeci termin był zdalnie i trzeba było się wykazać wiedzą a nie zdolnościami szybkiego pisania i rysowania cyrklem. A to dopiero pierwszy rok XDDD. NA drugim roku miałem zdalne wykłady z korozji, albo materiałoznastwa. NIe wiem bo oba wyglądały dokładnie tak samo i były z tym samym chłopem. Przychodził, ponarzekał, a potem pokazywał wzory do teorii falowej bez jakichkolwiek wyjaśnień czy opisów, nie wiadomo nawet z czego kolokwium XDDDDD. A i jeżeli taki student debil poszedł na studia z myślą że nauczy się czegoś do pracy to nie, dalej jechanie z metodami sprzed 100 lat i ręczne rysowanie wykresów. Z ponad 70 osób na starcie na drugim roku zostało około 20 z czego może połowa nie miała warunku (w tym ja). Chyba jedyny i ciekawie praktyczny przedmiot tam to było maszynoznastwo na którym nauczyłem się rysunku technicznego, wytrzymałości materiałów, mechaniki płynów, elementów maszyn i był bardzo ciekawy projekt do zrobienia. Na drugim roku przeniosłem się na mechanikę na inną uczelnie i zaraz oddaję inżynierkę, nigdy nie żałowałem decyzji przeniesienia się na "gorszą" publiczną uczelnie
Na Polibudzie Warszawskiej 25 lat temu odsiewano połowę na 1 roku bo by się w salach nie pomieścili. Przedmioty takie jak matma itd zlewałem, jechałem na ściągawkach dosyć dobrze bo dawali mi naukowe. Jestem teraz zajebistym inżynierem, prowadzę swoją firmę, projektuję prototypowe urządzenia, chłopaki je składają, uruchamiają i montują u klientów. Czyli na kserówkach od kujonów i czytaniem gazet na wykładach da się daleko zajechać 😀 I jeszcze jedno. Idąc na betona, uzbrojonym w pomniejszone kserówki zeszytów od kujonów można uzyskać najlepszą ocenę w grupie 😀 Nie raz raz taki cyrk odwaliłem 😀
INŻYNIER na podstawie swojej wiedzy i doświadczenia oszacuje czy to czy tamto zadziała, poda metodę, materiały z których należy wybrać najlepszy aby zadziałało. Jeśli do tego dodamy filtr w postaci ceny, często jest tylko jedno rozwiązanie. To jest nauka oparta na szacowaniu, własnych doświadczeniach i technicznej wiedzy. Obliczenia? Liczydło powinno wystarczyć. Mac Gywer niczego nie liczył, a jest idealnym inżynierem. Jeśli jakiś proces ma być super oszczędny, bardzo odpowiedzialny, albo chodzi o sprawdzenie - pracę inżyniera powinien dostać ktoś kto budowy na oczy nie widział - ale wie jaka jest wytrzymałość cegły na ściskanie - czyli magister. Upraszczając jescze bardziej: Inżynier ma wymyślać rozwiązanie techniczne, magister sprawdzić czy zadziała. Ale połączenie magistra i inżyniera nie działa. Tworzy świnkę morską, ani świnia ani morska. Ty jesteś doskonałym przykładem. Znając dymarki - będziesz miał żelazo, potem stal, potem narzędzie. Znając całki możesz policzyć dla tego narzędzia... nic. Bo potrzebujesz znać dokładne parametry stali, obróbkę cieplną... Możesz powiedzieć że to historia. Tak, ale za 20 lat Twoja wiedza będzie historią taką samą jak motek i sierp dzisiaj. Ty w oparciu o wiedzę "praktyczną" masz coś stworzyć, ulepszyć, rozwiązać inaczej, wynaleźć - w czym Ci tu analiza matematyczna pomoże? Natomiast zgadzam się z tym ze systematyczność to podstawa, a egzaminy powinny być zunifikowane, przeprowadzane w bardziej transparentny sposób.
Na pierwszym roku mieliśmy zdalne studia więc odsiewanie na analizie i fizyce było o wiele mniej skuteczne niż stacjonarnie (chociaż wykładowcy z jasnymi wytycznymi wyjebania jak największej ilości studentów próbowali się ratować np. ustnymi egzaminami z matematyki XD) więc prawdziwy odsiew zaczął się na drugim roku, gdzie były follow-up przedmioty już bardziej kierunkowe. To były totalnie niecelowe odsiewy, taki był po prostu content tych przedmiotów. Wniosek z tego taki że jeśli wypierdalasz się na pierwszym roku, to później będzie nawet gorzej.
Odsiewanie studentów na pierwszym roku jest uznane ogólnie za kulturalne. Lepiej jest kogoś uwalić na pierwszym roku, niż na trzecim. Stracenie jednego roku nie będzie tragedią. Taki student może potem przejść na łatwiejszą uczelnię, albo na łatwiejszy kierunek. Natomiast ogromnym problemem jest utrata trzech lat. A już tym bardziej, jeśli ktoś jeszcze chodził do jakiegoś bezużytecznego technikum. Masz 22/23 lata, koledzy i koleżanki już mają pierwsze tytuły naukowe, idą do pracy, a ty zostajesz na lodzie.
Ziom filozofia czy psychologia czy inne tego typu przedmioty nie związane z inżynierią też są ważne. Bycie człowiekiem z wykształceniem wyższym powinno coś znaczyć. Studia nie powinny produkować tylko robocików do pracy a ludzi rzeczywiście myślących dlatego muszą chociaż liznąć tych tematów. Jak ktoś podchodzi do tego z tak ogromnym oporem to można się spodziewać, że chce on być tylko robotem do pracy.
@@kodi991x Ja wiem o co chodzi ;) Gdyż... narobiłem na studiach taki burdel, że miałem spotkanie z prodziekan... i w kwestii bezsensownych przedmiotów zaśmiała się i powiedziała "a ja i tak wam to wprowadzę". Tak więc to wina humanistów... którzy się dorwali do władzy xD
Zgadzam się jeszcze jako tako w szkole podstawowej i średniej ujdzie ale jak ktoś jest dorosłym człowiek to już chyba umie o siebie zadbać i o swoje zdrowie
Zacząłem w tym roku studia na AGH i zżera mnie wsciekłość gdy przypomnę sobie jak u nas wygląda algebra. Algebra 1 i 2 wciśnięte w jeden semestr , przy tym tylko 30h wykładów i 45h ćwiczeń. Co to oznacza? Oznacza to tyle, że np. całą geometrie analityczną robimy w 1.5h i potem mamy jedne ćw. by opanować materiał, z którego np. kurs e-trapeza trwa sumarycznie z 3.5-4h (z czego warto dodawać, że kurs na owym kursie omawiane są tylko podstawy),a w liceum na geo. anal. w dwóch wymiarach poświęca się jakieś 2 miesiące i od razu kolos którego zdaje 7 osób na 30. Mam znajomego który jest na PWRze i też ma dwa semestry algebry spakowane w jeden, ale przy tym ma aż 60h wykładów. To oznacza, że wykładów ma trochę mniej niż ja na AGH razem godzin wykładów i ćwiczeń na ten sam materiał XD. Może mi ktoś wytłumaczyć jaki to ma sens? Nie mam czasu się uczyć na inne przedmioty jak np. mechanika czy analiza, bo musze się całej algebry samemu uczyć bo wykładowca z dużej presji czasu nie jest w stanie wszystkiego dokładnie wytłumaczyć.
Wg mnie szachy są możliwością realizacji W-F głównie ze względu na osoby, które z przyczyn zdrowotnych nie mogą uprawiać sportu. Zwolnienie ich całkowicie z realizacji tych zajęć, byłoby dyskryminacją osób zdrowych. Dlatego też jest otwarta dla tych pierwszych taka furtka. Na PWR dodatkowo za moich czasów można było zaliczyć W-F poprzez trekking i weekendowy wyjazd w góry, na których to głównie się chalało.
@jaroslaww7764 publiczne uczelnie wyższe podlegają pod ministerstwo edukacji, dlatego ewentualne skargi można do nich kierować. Uczelnia sama w sobie nie ma nic do gadania. U mnie na kiwrunku obcięto zajęcia z programowania sterowników PLC z 30 do 15 godzin aby móc zrealizować godizny wf
Patomatma: "Najczęscięj takimi odsiewającymi przedmiotami są przedmioty związane z matematyką"
Ja na licencjacie z matmy: I`m in danger
@@EduCoderPL xDxDdxD
You are the danger
chłop sam się odsiał
Ja również XD. A na jakiej uczelni i na którym roku? Ja na AGHu na 2 roku jestem
@@jasiumater A to ja już po jestem dawno. Poprzestałem na licencjacie
Wjechałem w ten film jak dziekan po dotacje
Ale takie hardcorowe oglądanie to nie na tym Tube panie you ツ
[W sensie, że śmieszny (nie) żart]
11:00 Polecam Dymarki Świętokrzyskie....
Jak student ze średnią 3.50 po stypendium rektora
Jak dyrektor technikum po dotacje unijną
Ja uważam że taki system odsiewu przy jednoczesnym braku normalizacji egzaminowania, daje nam cwaniaka / spryciarza jako produkt , a nie inżyniera. Polskie uczelnie są na tysięcznych miejscach na świecie przez to. Po zaliczeniu przeze mnie matematyki , mój ojciec który też kończył polibudę stwierdził że ,,już ma spokój bo wie że sobie w życiu poradzę". Nie dociekał jak zdałem, potem tylko był zainteresowany terminem obrony mojej pracy dyplomowej. Pracę dyplomową pisałem na Matcadzie, bo tak zażyczył sobie promotor po to aby ,,nie musiał sprawdzać obliczeń". I jestem mu za to wdzięczny.
Ciekawy odcinek.
Literalnie miałem na roku cwaniaka/spryciarza/lizusa który zadupcał co wykład do gościa od właśnie analizy matematycznej i coś mu tam p%%%ił jakieś kocopoły, urabiał go ;o
Spotkałem się z taką sytuacją na studiach tylko raz, podczas zajęć BHP na pierwszym semestrze. Wykładowca w trakcie jednych z zajęć dosyć bezpośrednio powiedział, że dostał przykaz od dziekana, że "nie wszyscy muszą zdać ten przedmiot". Komedia się rozpoczęła podczas zimowej sesji, kiedy za pierwszym razem przedmiot zaliczyło ~50% ludzi z mojego kierunku. Pozostali utknęli w pętli kolejnych poprawek, niektórzy nawet do nich startowali ponad 5 razy. W pewnym momencie dochodziło do takich absurdów, że kilka osób słowo w słowo odpowiadało tak samo na te pytania, a i tak dostawali różne oceny. W tej całej sytuacji dosyć ironiczne jest to, że jedną z osób, która uwaliła ten przedmiot była córka dziekana.
Ja miałem te szczęście, że zaliczyłem za pierwszym razem, ale i tak była to dla mnie jedna z pierwszych przykrych lekcji na temat poziomu kształcenia w polskich uczelniach wyższych.
A to była politechnika?
Raczej: *jedną z osób, która ZOSTAŁA uwalona przez ten przedmiot.
Inaczej wychodzi, że to córka dziekana uwaliła/ usunęła ten przedmiot.
@@andrzejbrozek2170 nie. uwalić przedmiot = nie zdać przedmiotu. uwalić studia, uwalić pracę itp. Synonimicznie jest zawalić, ujebać.
Dasz nazwę szkoły?
Na uczelniach ostał się feudalizm. Ziobro zaskoczenia...
No, a potem się dziwić, że mamy kupę zdolnych ludzi, fachowców w swoich dziedzinach, którzy naprawdę są koksami w tym co robią, ale tytułów im nikt nie dał, bo im się majmy nie chciało zakuwać, albo popłynęli na zapychaczu...
Moje doświadczenia z Politechniki Warszawskiej są takie, że to nie przedmioty odsiewają studentów, a prowadzący. A dokladniej, niekompetencja do nauczania osób, które prowadzą dany przedmiot, brak szacunku do czasu studenta, niechęć do wyjaśnienia oraz ogólny, systemowy problem z tym jak te zajęcia wyglądają. Moim zdaniem na takich studiach jak właśnie np Mechanika i Budowa Maszyn jest za dużo teorii (i nie mówię, że jest ona niepotrzebna, bo znajac życie zaraz ktoś sie odpali, że bez teorii nie da się), a za mało praktyki. Problemem jest, że dostaje sie ciągle piguły wiedzy, ale brak za nimi praktyki, eksperymentowania, miejsca na popelnianie kontrolowanych błędów. W pracy zawodowej nie ma miejsca na uczenie sie na błędach, bo to powinno odbywać sie na studiach. To studia mają nam zapewnić podstawę teoretyczną oraz pozwolić sprawdzić tą wiedzę w praktyce oraz właśnie popełniać błędy, bo wg mnie błędy uczą nas najlepiej, błąd zawsze ma swoją przyczynę, ktorej analiza i interpretacja jest lekcją samą w sobie, zaś sukces może, ale nie musi być naszą zasługą, bo zwyczajnie coś mogło nam sie udać, mogliśmy mieć szczęście i możemy sie o tym nigdy nie dowiedzieć.
Zbijam piątkę, po uzyskaniu absolutorium na SiMR 5 lat dochodziłem do siebie co uniemożliwiało mi skończenie dyplomówki. Po 5 latach od absolutorium skończyłem dyplomówkę i z sukcesem obroniłem inżyniera.
U mnie analiza była super lajtowa wraz z ulubionym typem wykładowcy: bardzo miła, uśmiechnięta i pomocna pani, która zawsze zapewniała, że na egzaminie nie będzie niczego trudnego ani czegoś co nie robiliśmy na ćwiczeniach, po czym na egzaminie dopierdalała jakieś kosmiczne zadania xD
Polibuda I pani Ania?
Oj chyba wiem o kogo chodzi. Najlepsza Pani i kosmiczne kolosy (do jednego teraz mam się teraz uczyć 😁) @@dziobakowski
@@dziobakowski Czyżby Pani Ania z PG?? :D
@@sssss3407 @benwaw Żeby doprecyzować bez podawania danych osobowych. Chodzi o panią Anię R z Politechniki Poznańskiej. Złota kobieta, świetnie tłumaczyła ale kolosy dawała takie żeby student się przypadkiem nie nudził...
8:35 WF jest za 0 ectsow, ponieważ chyba w większości państw, które mają ECTS, wf jest nieobowiązkowy. A obowiązkiem jest bo to wymóg Minsterstwa Szkolnictwa Wyższego, - tak, państwo polskie traktuje studenta w tej kwestii podobnie jak traktuje licealistę/ucznia szkoły podstawowej.
Dobrze wiedzieć xD
Czuję się jak w Matrixie, że coś czego szukałem wyszło na youtube godzinę temu xDDD
już nie tylko nas podsłuchują i podglądają, ale także skanują nasze myśli, a nawet podprogowo wgrywają co i o czym mamy myśleć i czego pragnąć
miodzio, AI gurom
a ja jestem leśnym dziadkiem z innej epoki i nie dam się, kurtka na wacie ...
9:20 na politechnice gdańskiej rok temu było kółko z ligi legend i można było nim wf zaliczyć xddddd
U mnie laska, której nie chciało się ćwiczyć na w-fie wybrała szachy. Nauczyła się grać a właściwie losowo przesuwać figury kilka dni przed rozpoczęciem zajęć XD Pod koniec semestru nawet przyzwoicie grała, ale na początku dostawała solidny oklep od każdego. Czasem robiliśmy zakłady, kto szybciej da jej mata.
Jest do tej pory
analiza matematyczna odsiewa wszystkich super zdolniaków którzy do tej pory nie musieli się uczyć w dotychczasowej karierze szkolnej. Ja przykładem
copium
@grubyjanusz4517 wisi mi to, 15lat temu stwierdziłem że studia to za późno aby zacząć się uczyć jak należy się uczyć. poszedłem w innym kierunku i jest ok.
a czy bylem zdolniachą czy bie to nie mi oceniać bo co to jest 82% z rozszerzonej matmy przy praktycznie zerowym wkładzie.
@@bartoszskowronski xD
@@MsTheKubaty Ja na przykład w żłobku miałem zajęcia z OTW i teorii grup, a teraz uczę się po 20h dziennie żeby nadrobić, naprawdę uczcie się młodo.
@@0roczizboczi731 nie no myśle że jak ktoś w łonie matki nie ogarnia matmy, to już w wieku 10 lat to może iść te worki z piachem ładować
Studiowałem budownictwo na pwr. Na pierwszych ćwiczeniach z fizyki prowadzący narysował nam dwie osie układu współrzędnych, z zaznaczonymi 2, 3, 3,5, 4, 4,5 i 5 na osi poziomej. Oprócz nich, narysował dwa skierowane w dół łuki. Pierwszy zaczynał się na 2 i kończył na 3,5, a drugi zaczynał na 4 i kończył na 5. Gdy skończył rysować powiedział, że za dwa tygodnie będzie pierwsza kartkówka, coś jak krótki egzamin wstępny. Jeśli z tej kartkówki będziemy w pierwszym łuku, to możemy zmieniać już uczelnię, bo i tak nie damy rady.
Dostałem 3,5, wytrzymałem do końca drugiego roku, gdzie miałem na styk punktów, by przejść na kolejny semestr. Wtedy też podjąłem, słuszną decyzję, by zmienić uczelnię. Moi znajomi byli w podobnej sytuacji, ale walczyli dalej. Z naszej 4 tylko 1 skończył pwr, drugi po dwóch latach skończył budo na przyrodniczym, a trzeci do dzisiaj walczy, bo ma tylko jeden przedmiot, którego nie zdał (pracę ma napisaną). Ja skończyłem inną polibudę i pracuję od roku.
Nie zgodzę się z tym co mówisz w filmie, a przynajmniej tak było na budo, że niektóre przedmioty nie służyły tylko do odsiewania studentów. Mechanika ogólna, ważny przedmiot z perspektywy całego kierunku, zajęcia co drugi tydzień, chyba 8 ects łącznie i blokowało (przynajmniej wtedy, gdy studiowałem) 3 przedmioty na kolejnym semestrze za jakieś 12 punktów. Nam jeszcze wypadła połowa zajęć i jak my mieliśmy coś umieć z tego? Ni chuja nic. Chodziliśmy na korepetycje, to też nie wystarczało, by na tyle umieć, by zdać. Na wytrzymce 2 typ coś pierdolił o wyprowadzeniu wzoru na tangens podwójnego kąta, też "drogi" przedmiot, który był chujowo prowadzony tylko po to, by odsiać ludzi.
Pozdrawiam Artura Podhorodeckiego, który na wejściu na egzamin poprawkowy powiedział nam, że jemu się liczba zdanych egzaminów zgadza i nikt z nas i tak nie zda. Zgadza się, upierdolił wszystkich XD I ładne wykresy pan rysuje
Na jakiej uczelni kończyłeś inżyniera? Bo też jestem typem który zmarnował rok na tym pierdolonym pwrze i krew mnie zalewa gdy ktoś go broni. A chcę wiedzieć czy inżynieria na innych polibudach jest bardziej "ludzka". Sam kojarze tylko ZIIP na UE Wrocław który może faktycznie jest czasami trudny ale mega ludzki w porównaniu do PWru
@@antiglassesgang na politechnice opolskiej. Trzeba sobie powiedzieć jasno, poziom jest niższy, tam gdzie we wro dostałbym 3, tu dostałem 4. Natomiast po tych i innych przygodach nie chciałem rzucać studiów, bo to chyba najgorsze co można zrobić. Kilka osób, które znałem tak zrobiło, jeden planował karierę w esporcie, inny swój biznes, a reszta to po prostu szukała pracy, byle mieć za co żyć. W tym momencie mam lepszą sytuację niż oni (przynajmniej od czasu gdy ostatni raz rozmawialiśmy), bo oni ostatecznie wylądowali w pracy bez perspektyw na awans, a jak chcieli awansować, to i tak trzeba było robić studia.
Faktem jest, że po tej uczelni wiem mniej niż jakbym skończył inżyniera na pwrze, ale nie są to zaległości niemożliwe do nadrobienia. Pracuję w wykonastwie u GW. Zaraz po studiach szukałem pracy przez około miesiąc, po pół roku zmieniłem ją na lepszą, bo był straszny burdel na budowie i słabo mi płacili i był zapierdol. Pomogło mi też, że na wakacjach w trakcie studiów pracowałem na budowach jako zwykły pracownik fizyczny. Pomogło mi to lepiej rozumieć co robimy na zajęciach i łatwiej było się odnaleźć na początku.
Podsumowując, jaką uczelnię skończysz ma raczej drugorzędne znaczenie. Ważniejsze jest to jakim jesteś studentem i jak się uczysz. Jak chcesz, to wszędzie dasz radę się prześlizgnąć, by mieć papier, ale później będzie dużo do nadrobienia. Nie warto marnować swojego zdrowia na studia/pracę, która cię niszczy. Jak nie dajesz rady psychicznie, to albo dasz radę się zahartować, albo lepiej ją zmień, bo tylko sobie szkodzisz. Nie warto siedzieć w jednym miejscu, ludzie, którzy zmieniają pracę co kilka lat zarabiają najlepiej.
Jezu, Podhorodecki, "wybitny" typ. Też jestem na budo, miałem szczęście mieć z nim fizykę 1 podczas zdalnych, zupełnie inny prowadzący, aczkolwiek poziom wyjebania na studenta podobny. Kilkukrotnie odwołał zajęcia, zero wartości dodanej z jego tłumaczenia, zdałem to głównie na tym co pamiętałem z szkoły średniej,na zdalny egzamin spóźnił się o 2 godziny, jedyne co go uratowało, to fakt że dał identyczny egzamin co rok wcześniej, przez co zdałem to na dość wysoką ocenę. wszystko co piszesz jest prawda, prowadzący są dalej tacy sami (poza Kutysiem, jego w końcu już nie ma), program sporej ilości kursów jest odrealniony od rzeczywistosci, marginalizowanie każdej innej działki budo niż kubaturowka, więcej się nauczyłem w mojej dzialce na 3miesiecznej praktyce niż przez cały semestr specki, szkoda gadać ogółem, tylko fakt że będę się bronił w 2025 mnie tu trzyma
Ah yes, Kutyłowski i te jego rekordowe 8 poprawek, piękna uczelnia. Kiedyś to jeszcze jako tako dało się to budo przejść, biorąc masę kursów z awansów i nadrabiając sobie zaległości z ects na zapas, ale po przejściu na USOSa już nawet tego nie można robić. Powodzenia ze zdaniem IBB w terminie jeśli ujebiesz na jakimś etapie łańcuch MO-PSB-stal/beton. Nie wiem czy jest to w obecnej formie wykonalne. Do tego dostaniesz Rędowicza na wodnym, który Ci nawet nie wyda tematu projektu, Jarczewską na statyce, u której zdawalność to 20% i przepis na zrujnowaną psychikę. Nie wiem czy istnieją trudniejsze studia w Polsce, bo tu nawet nie chodzi o naukę, poświęcony czas i talent, ale też o farta. 90% sukcesu to dobry prowadzący, ale nie zawsze takiego dostaniesz do wyboru. Niektórzy to chyba rzucają kartkami przy sprawdzaniu kolosów, a inni z góry zakładają, że nikt w twojej grupie już nie zda. Mam znajomych na medycynie, prawie, ekonomii i innych uchodzących za prestiżowe kierunkach i za każdym razem gdy słyszeli co się działo w tym pierdolniku to łapali się za głowę XD. Przynajmniej historii mam na lata i satysfakcję ze zrobienia tego pierdolonego papieru. Jedno trzeba jednak przyznać, wiedza zdobyta tam jest wielka i zostaje. Obecnie robię magisterkę na innej uczelni i widzę duży rozstrzał poziomu względem rówieśników, a w programie często są rzeczy, które u nas były już na inżynierce. Mimo wszystko, czy to było tego warte? W pracy i tak doświadczenie bierze górę. Nie polecam, chyba że ktoś jest masochistą i tryhardem, a gambling i brak snu nie są mu obce.
Generalnie "analiza matematyczna" jest po to żebyś dowiedział się skąd wynikają te rzeczy co cie uczą - jak historycznie ktoś doszedł do tego dlaczego wzór wygląda tak, a nie inaczej. Nie jest to potrzebne jak planujesz inżyniera, magistra, ale powinieneś to znać gdy aspirujesz na doktora rehabilitowanego lub wyżej.
Tak się złożyło, że ja studiuje elektrotechnikę i tak jak ty bronię sie za 3 miechy no i powiem ci, że nas też mękano szukaniem ekstremum, macierzami, całeczkami, ect. a potem na 6 sem. miałem przedmiot "Badania i pomiary w instalacjach elektroenergetycznych" i wykładowce, który wytłumaczył nam to i owo.
Pokazywał on jak dobierać zabezpieczenia instalacji elektrycznej np. popularnego "eSa" w rozdzielce albo grubość przewodów no i to sie generalnie dobiera na podstawie całki Joula, bo zabezpieczenie ma wyłączyć obwód zanim dana ilość ciepła rozgrzeje przewód tak, że stopi jego izolacje wywołując pożar.
No tylko, że tak jak sie domyślasz pierwsze co zrobil nasz wykładowca to powiedział, że nie bedziemy tego używać, bo jest prostsza metoda na przeliczenie tej wartości xDDD
Pzdr, powodzenia na obronach
Jaki wypadek miał ten doktor, że musiał być rehabilitowany? XD
XDDD piękne zakończenie
"No tylko, że tak jak sie domyślasz pierwsze co zrobil nasz wykładowca to powiedział, że nie bedziemy tego używać, bo jest prostsza metoda na przeliczenie tej wartości xDDD"
- No i właśnie dlatego powstała tabelka, w której paczysz na moc zasilanago urządzenia i paczysz jaki masz wpiąć bezpiecznik. I tyle.
To samo z kablami - paczysz na moc i tabelka pokazuje przekrój.
Obliczanie całki Joula jest bez sensu, bo to wszystko zostało dawno obliczone i wyłożone, to jest wymyślanie koła na nowo. Raz pokazałem tabelkę przekrojów elektrykowi z 40-letnim stażem, a on mi na to, że pierwszy raz coś takiego na oczy widzi. On dobiera kable tak, jak uważa, uzbroił elektrycznie tysiące domów, dziesiątki fabryk i nigdy się nic nie spaliło. Tak więc gratulacje, poświęciłeś 3 lata, żeby dowiedzieć się tego, co w minutę wyjaśniłaby tabelka wielkości pocztówki. Albo stary majster wyjaśniłby Ci to w pierwszym dniu pracy podczas przerwy na szluga. Tak wygrać, to jak przegrać.
PS. Tak sobie śmieszkuję, ale zdaję sobie sprawę, że od profesora wymaga się pełnej znajomości procesów, a nie tylko danych wejściowych i efektu końcowego.
Niemniej, jeśli poszedłeś na studia, żeby potem iść do pracy, to lepsze w tym wypadku jest technikum. Ja jestem po elektronice i wierz mi, poznałem w życiu kilka osób po studiach z elektroniki, którzy wiedzieli o tym mniej niż ja po średniej XD. Nawet jeden brał u mnie korki XDD i to na czwartym roku XDDD
Jeśli chodzi o testy ABCD to taka ciekawostka: Odpowiedzi A i C z regóły są poprawne w 27% przypadków odpowiedź D w 24% przypadków, a odpowiedź B w 21% przypadków. Również najdłuższa odpowiedź jest poprawna w ponad 30% przypadków(dla pytań z 4 odpowiedziami;0. Powyższe pryncypia działają niezależnie od tego czy test jest jedno czy wielokrotnego wyboru
Co to są "regóły" ?
Stałem się zwolennikiem teorii "przedmiotów do odsiewania" kiedy odbiłem się od analizy II na jednych studiach przejeżdżając dość gładko przez matematykę dyksretną, następnie zmieniłem kierunek i wydział (nie uczelnię) i przejechałem po obu analizach matematycznych niczym dziekan po wniosku dotacyjnym, a dyskretną zdawałem kilka razy xD
Ja jak zaczynałem drugi kierunek to myślałem, że mi matmę i fizykę przepiszą a tu myk od nowa XD człowiek już zapomniał a tu się okazuje że na wydziale fizyki mają poziom wyżej matmę i dwa poziomy wyżej fizykę . Także raz zdane nie znaczy że już na to nie trafisz
Z tego wynika, że te studia były/są lajtowe... Ja trafiałem na taką patologię, że w końcu odpuściłem.
Przykład? Wpisy do indeksu są dawane tylko na konsultacjach. A na konsultacjach profesor (miał profesurę, dlatego miał wywalone na wszystko) miał wykłady na innej uczelni, oddalonej o 250km. Nawet dziekan nie potrafił go zmusić do dania wpisów. I dostajesz ultimatum, że albo oddasz indeks, albo cię skreślą. Jak oddasz bez wpisu od jegomościa, oczywiście płacisz i przedmiot niezaliczony. I bujasz się na kampanię wrześniową tylko po to, aby dostać wpis.
Sam z analizy matematycznej dostałem 8% z pierwszego kolokwium i udało mi się poprawić tylko dzięki temu, że poświęciłem ~2h dziennie przez 2-3 miesiące na nauczenie się wszystkiego. Ostatecznie 1. kolosa poprawiłem na 100%, a z drugiego dostałem ~80-90%. Przedmiot "kosztował" 6 ECTS i ostatecznie skończyłem go z oceną 4.5. Czy było mi to później w praktyce potrzebne? Nie. Czy był to dobrze zainwestowany czas? Nie.
No wiadomo lepoej było powtarzać przedmiot za rok i jeszcze za to płacić XD Po co wgl z takim podejsciem isc na studia
@maciejskulimowski5612 No ale czemu "po co z takim podejściem"... Paradoksalnie nawet tą analizę polubiłem. Ale czy było to warte spędzenia 150-250h? No nie było... Skończyłem te studia i pracuję w zawodzie, więc chyba mogę powiedzieć, że nie jestem w te klocki najgorszy. Ale po tym wszystkim uważam, że lepiej byłoby mi spędzić 1/3 czasu na nauce tego, a resztę przeznaczyć na naukę czegoś praktycznego, lub wyrabianie znajomości. Studia skończyłem z 5 i średnią powyżej 4.4... I nikogo przy rekrutacji do pracy to nigdy nie obeszło. Z perspektywy czasu uważam, że lepiej było wyrobić sobie jakieś dobre znajomości że studiów, niż gonić za nauką.
@bezi8875 no w sumie tak, ale trzeba było spędzić ten czas żeby zdać a nie gonić za warunkami. Natomiast znajomości 100x ważniejsze od średniej i dobrych ocen. W zasadzie wszystko ponad 3 to przerost formy nad treścią w obecnych czasach niestety
U nas na teleinfie analiza matematyczna była tak jak wszędzie, ale przydaje nam się chyba najbardziej z wszystkich kierunków. Liczenie jakichkolwiek sygnałów w telekomunikacji, czy to radiowej czy to medialnej wiąże się z wyznaczaniem sygnałów aby potem odpowiednio je zmodulować i odebrać niezmieniony. Także drogie dzieci, jeżeli chcecie iść na EiT czy Teleinfe, to zacznijcie liczyć całki w głowie, już nie wspomne o transformacjach Fouriera i Laplace'a bez których nie dotkniecie sygnału.
Na moim kierunku klasyką była "wydyma"to znaczy wytrzymałość materiałów. Ale i tak triade wypierdolu mieli właśnie mechanicy, bo mieli wydyme, termodynamike wraz z mechaniką płynów i na dobitkę teorie drgań xD
Słyszałem wiele o wydymie na mojej uczelni. Mam wrażenie, że każdy kierunek ma swoją "wydyme", którą dużo osób poprawia w następnych latach. Na moim kierunku hitem jest "Dante", czyli podstawy programowania 1/2 (brzmi niewinnie, ale nic bardziej mylnego)
U mnie była termodynamika statystyczna , mechana klasyczna, wydma , mechana płynów, mechana kwantowa , teoria względności i jeszcze metody matematyczne fizyki, wszystko na drugim roku bardzo dobrze wspominam te czasy, mało życia mało spania , dużo energoli i kawy, a na koniec jak dzik pchasz to błoto ryjem do przodu i powodzenia
a i tak z tych wszystkich przedmiotów wszyscy uwalali teoretycznie najłatwiejszy czyli termodynamikę bo gościu nawiedzony
Tak są przedmioty do odsiewania studentów. Tak jak są nieuczciwe uczelnie. Przykład kierunek elektronika na trzecim roku laboratorium z optoelektroniki kosztowne dość (lasery, światłowody, optomierniki itd). Dlatego LABO optoelektroniki mieści tylko 30 studentów (10 stanowisk po trzech) a rektor na pierwszym roku na kierunek przyjmuje 75 studentów a co dotacja nie śmierdzi. A na drugim roku w drugim semestrze dwa gówno przedmioty (świński duet) do uwalania, a warunek można mieć jeden.
jaka uczelnia?
Studia inżynierskie w pewnym stopniu to oszustwo mające na celu wydojenie kasy. I to się nie skończy dopóki uczelnie będą dostawać pieniądze za to, że student się uczy. Natomiast z perspektywy podatnika jakim dla mnie jest interesem, aby uczelnie gnębiły młodych ludzi przez rok, dwa a może nawet trzy tylko po to, żeby potem i tak nie uzyskali dyplomu? Wartością dla naszej gospodarki jest absolwent. Obciążeniem jest student, który nie wiedząc w co się pakuje po roku lub kilku jest zmuszony do rezygnacji z kierunku i albo przepisuje się na coś dla normalnych ludzi czyli jakiś licencjat, albo jest już tak straumatyzowany, że woli pójść do byle jakiej pracy i może wróci za kilka lat, ale już jako student zaoczny.
Ja skończyłem fizykę na uniwersytecie i się zastanawiam o co Wam chodzi. U nas zaczęło 120 osób, po pierwszym semestrze zostało 60 a magistra broniło po 5 latach od rozpoczęcia około 15 (wtedy jeszcze nie było licencjatów, studia były jednolite, magisterskie). Może w sumie z 30 osób zdobyło tego magistra w sumie że 120. Analiza to była rzeźnia dopiero... Wykład to był "założenia, teza, dowód, wniosek, założenia, teza, dowód, definicja, założenia, teza, dowód...". Musiałem być młody i głupi, że mi się chciało. Dopiero teraz, 25 lat po studiach zaczynam do tego podchodzić na luzie i to jakoś rozumieć. Wtedy to było jak obuchem w łeb. Formalizm i abstrakcja taka, że zwyczajne liczenie całek to była rozrywka... Już nie mówię, że profesorowie robili wrażenie, że sami tego nie rozumieją, tylko "chowają się" za formalizmem. Przestrzenie liniowe, ciała, teoria dystrybucji... UCH! Ale fajnie było. Tyle, że dopiero teraz mam wrażenie, że jestem gotowy do rozpoczęcia tych studiów...
podobnie liczbowo wyglądał przesiew na fizyce na uj (tegoroczny licencjat) z relacji jednego znajomego studenta. Najgorsze podobno byly nudne laboratoria polegające na opisywaniu oczywistego badania bedącego niczym sprawdzenie zawartosci cukru w cukrze
@homococo Taaa, to mój wydział. Tam studiowałem. To nie jest wydział do studiowania dla kogoś, kto po prostu chce jakieś studia skończyć. Albo kochasz fizykę i takie mierzenie zawartości cukru w cukrze jest dla Ciebie pasjonujące, albo nie wytrzymasz.
Ja jestem właśnie na drugim roku fizyki (akurat nie w Polsce) i szczerze mówiąc matma to jest najłatwiejsza część tego szajsu. Elektrodynamika na drugim semestrze to był dwutygodniowy, przyspieszony kurs rachunku wektorowego (“vector calculus”, pojęcia nie mam czy tak to się po polsku nazywa) a potem jak zaczęliśmy robić rzeczywistą fizykę to wszystko poszło w chuj. Jeszcze kochany profesor mnie ujebał za 0.9 punkta na egzaminie
@ znajomy nie lubił mierzyć cukru w cukrze, ale dał radę. Bardziej od samej fizyki chciał studiować inżynierię lotniczą i kosmiczną w Padwie, ale jego rodzina się nie zgodziła ze względu na koszty utrzymania, więc pod ich presją wybrał fizykę, bo przez jej uniwersalność najłatwiej będzie mu potem kontynuować na wymarzonym kierunku. W przypadku jakichkolwiek studiów na agh musiałby zaczynać od nowa w Padwie, a tak to przez rok będzie musiał nadrobić typowe dla kierunku przedmioty, by móc od razu wskoczyć na 4 rok, przez co będzie studiować ze swoimi rówieśnikami, którzy skończyli rok później szkołę średnią niż on w Polsce. Za to dużo się wycierpiał nie lubiąc niektórych zajęć na fizyce, więc zainteresowanie choćby częściowo czy inna duża motywacja musi się pojawić
@@DePisceEpiscopija też ten problem zauważyłem u siebie na fizyce technicznej dokładniej na fotonice, wszyscy narzekają, że za dużo matmy ale po 3 semestrach analizy i 3 semestrach algebry i tak są potrzebne kolejne przedmioty uzupełniające matematykę np : metody matematyczne fizyki , termodynamika statystyczna. niestety fizyka jest tak skomplikowana, że po tych 3 semestrach matematyki "wyższej" na studiach nawet nie wiesz co to jest rachunek wariacyjny, równania różniczkowe cząstkowe coś tam liźniesz może jak prowadzący zdąży ale też raczej nie jest to standardem, teoria dystrybucji, ogólnie funkcjonały , transformata Fouriera . W fizyce tego się używa na porządku dziennym a na matematyce, która ma przygotować do tych rzeczy zwyczajnie tego nie ma
90% studentów chodzi na studia tylko po to by się wyszaleć a nie edukować. Mamy całą masę inżynierów i specjalistow tylko, że brakuje im przejrzystego i logicznego myślenia. Szacun dla tych którym się chce uczyć i myślą.
Albo żeby nie iść na wojnę - Ukraińcy. Może i chuja się uczą, ale za to zabierają miejsca Polakom dostając dodatkowe punkty za samo bycie Ukraincem/Ukrainką.
Zgadzam się ze wszystkim. Taka analiza 1 była u mnie punktowana za 10 ects. Dopuszczalny deficyt to 11ects, więc jak ukurwisz jeszcze np. algebrę to cię nie ma. Poza tym w każdym semestrze jest jakiś przedmiot z pizdy niewiadomo po co, np. taki oiak tj. nakurwienie asemblera do bólu, po którym zostanie ci jedynie trauma. Poza tym, mam też wrażenie, że pwr jest bardzo nastawiony na upierdalanie ludzi, ze względu na to, że jako jedna z niewielu uczelni, nie ma poprawek wrześniowych. Piszesz 1 termin, a drugi masz tydzień później xd
oho widzę że kolega również na albo po ite xd Łączę się w bólu, ale oiak ( w moim przypadku wdwk z prof. Tomczakiem) wspominam bardzo dobrze. Była masa nauki i to systematycznej, ale wiem mniej więcej jak działa procesor
Ale jak tu iść dalej, jak się uwali i algebre i analize. To jest ledwo wyższa matma, a jak tego się nie daje rady, to może lepiej nauczyć się zawodu w inhy sposób niż na studiach
@@jacobsss5827 ja też tak uważam, przecież na studiach inżynierskich ta matma na pierwszym i drugim roku nie jest jakaś tragiczna no trzeba się uczyć bo to już nie szkoła że na wrodzonym intelekcie i ładnych oczach dostaniesz 5 na farcie bez nauki, ale dalej nie jest to poza zasięgiem człowieka który miał te 65% z rozszerzonej matury i coś tam się uczy a nie leży. Tak jak u mnie nie wyobrażam sobie, że gość nie zaliczył całek czy tam zespolonych a na 3 roku wchodzi na przedmiot analiza Fourierowska i co on ma tam zrobić ? popłakać się ewentualnie , a najlepiej wyść skreślić się z listy studentów i nie obciążać podatników
Jak czasem słucham ziomków z budownictwa na Polibudzie Wrocławskiej to mam wrażenie że ich i wiele innych kierunków w całości polegają na odsiewie studentów
Dlatego lepiej jest pójść na jakiś łatwiejszy licencjat, zamiast wyrywać sobie włosy po nocach na inżynierce.
Studiowałem budownictwo na PWR, nie skończyłem, dałem sobie siana na 6 semestrze. Najlepsza dla mnie była statyka. Uwaliłem za pierwszym razem, a poprawka była z profesorem starej daty. Na egzaminie dał nam zadania i wyszedł na 2h. Zdała ledwie garstka ludzi. Takie to były piękne studia. Ale dobrze się złożyło, bo zrezygnowałem w końcu z budownictwa, jestem w IT i nie mam powodów do narzekania.
Ale to nie jest po złości przecież. Kto nie daje rady ten odpada, bo ja np wolałbym mieszkać w domu którego budowę nadzorował człowiek który się na tym zna a nie tylko prześlizgnął sie przez studia. Z mojego podwórka przykład : poszedłbyś na rezonans jakbyś wiedział, że fizyk który go kalibrowa ściągał na wszystkich egzaminach ? albo przeszedł na farcie przez studia bo go wykładowcy lubili ? w pewnych kwestiach juz się kończą żarty a jak twoja praca jest odpowiedzialna na tyle że ludzie mogą ginąć to tu juz nie ma miejsca na błędy, stąd ten "odsiew"
Na informatyce w Gliwicach tak tłumaczyli podstawy mikrokontrolerów, nie pamiętam jak sie ten przedmiot nazywał :D na starych 8051, proste procki, które już nigdzie nie są używane, ale idealne do dydaktyki. Prowadzący, z wielką wiedzą (całą historie i pół dokumentacji do Pentiuma 4 miał w małym palcu), tłumaczył to jak działają procesory i co jest potrzebne. Jakby takiemu studentowi próbować władować do głowy jak działają najnowsze Core i, to by sie popłakał i nic nie zrozumiał, a nie o to chodzi.
Mnie na wykładzie inauguracyjnym urzekło jedno zdanie: "My nie jesteśmy tu żeby Was czegoś nauczyć, pokażemy Wam jak się uczyć i gdzie szukać". I te podstawy które pokazali, może każdy rozwijać na własne potrzeby. Niektórym przydadzą się te całki (mi nigdy :D), a innym jak działa procesor.
ja na podobnym przedmiocie usłyszałem coś w stylu "ja nie jestem tu po to, by was nauczyć. Jestem tu po to, by sprawdzić czy się państwo nauczyli"
Cholera, to przede mną :)
to zajebistego trafiłeś
pomoge to był smiw legendarny przedmiot, rekordzista podchodził do niego 12 razy z tego co wiem.
u mnie na inauguracji mowili, zeby nie tylko sie uczyc caly dzien, a spedzac czas z nowymi znajomymi ze studiow oraz ze jest to najlepszy czas. Jestem dopiero na I semestrze
Powiem tak - nauczony doświadczeniem z pierwszych studiów MiBM właśnie nie chcę powtórzyć błędów na drugim kierunku - informatyka. A zalicza się do nich:
- właśnie brak regularności, olewanie kluczowych przedmiotów
- branie projektów od innych
- prokastynacja przy uczeniu się (a w zasadzie do jego braku)
I jeszcze uwaga innej natury - jeśli nie jest się pewnym, co chce się robić w życiu to lepiej nie tracić czasu na studiowanie. Znacznie lepiej wyjdzie się na tym, żeby poświęcić ten czas na pracę, rozwój osobisty, rodzinę czy hobby i próbowaniu dość do tego, co Cię cieszy w życiu. Jak do tego dojdziesz i masz perspektywę rozwoju w tym kierunku na uczelni to wtedy można się pochylić nad tym, czy w ogóle jest ci to potrzebne. Może się okazać, że studia będą cię jedynie hamować, z mojej perspektywy w takiej sytuacji nie warto podejmować ten trud. W życiu zawodowym właśnie doszedłem do momentu, w którym stwierdziłem, że studia informatyczne są mi potrzebne, by dalej się rozwijać, bo mam osobiście mam problem z - nazwę to po swojemu - "automentoringiem". Lubię się sam uczyć i dochodzić do nowych rzeczy, ale czasem potrzebny jest ktoś, kto wskaże drogę i jasny cel. I właśnie w tym miejscu się znajduje. Życzę każdemu, aby odnalazł swój cel w życiu, bo bez tego można zapomnieć, po co się żyje i łatwo w takiej sytuacji o wszelkie problemy psychiczne.
Mi akurat studia pomogły znaleźć co chcę robić w życiu i w którym kierunku podążać
@@Nadaron_ jeśli studiowanie jest jedną z metod na dojście do tego, co chce się robić to jak najbardziej. Zajebiście, że ci się udało 💪
@@BarylkaSnK powiedzmy że udawanie się jest jeszcze w trakcie xd. Obecnie robię magisterkę za granicą
Komentuje raz na 3-5 lat i tutaj pochyłe się do wypowiedzi Twojej, ponieważ cieszy mnie że przekazujesz młodym ludziom swój taki podsumowujący punkt widzenia z perspektywy czasu. Jestem tego samego zdania że warto zająć się praca, hobby, rozwojem osobistym, RODZINĄ oraz innymi rzeczami zamiast studiować, gdy nie jesteś pewny co chcesz robic w życiu i co chcesz studiować.
Pozdrawiam Cie serdecznie :)
P.S bardzo przyjemnie sformulowales to co chciałeś przekazać oraz myślę, że jest to jeden z najcenniejszych komentarzy pod tym filmem (mówię poważnie).
@@Gorgiasz94 dzięki za pokrzepiające słowa! Pozdrówka!
Ja za chwilę będę bronił inzyniera i zauważyłem, że jak się chce to się zda. Matmę zdałem dzięki tobie i korkom. W październiku ide na magistra zaocznie z elektrotechniki i mam nadzieję, że sobie poradzę. W międzyczasie obym dostał pracę, gdzie mialem praktyki. Tam było tak fajnie, że wizja pracy w obszarze nauki, który lubię. Czyli elektronika i systemy wbudowane to jest to. Uwielbiam ten moment jak to co bylo bitami, czyli plikami projektowymi płytki PCB staje się potem rzeczywistością. Na studiach poznałem definicję inżyniera, czyli zamienić fikcję na prawdę. Czy też to co niemierzalne uczynić mierzalnym.
Pwr skończyłam w 2017 i zawsze na studiach zastanawiałam się do czego będzie mi ta analiza potrzebna. Do czasu, aż na ostatnim roku, o 1 w nocy w akademiku, wparował mi do pokoju kumpel błagając o pomoc w jego jutrzejszym egzaminie z analizy, którego nie zaliczył już 4 razy. Plan był prosty, on wysyła foty wszystkich zadań, a ja ze współlokatorką rozwiązujemy. Nie powiem, byłam w lekkim szoku że udało nam się razem z nią rozwiązać kilka zadań w godzinkę, nie widząc wcześniej całek, ciągów, pochodnych już od dłuższego czasu. A kolega, no cóż, rozwiązania od nas dostał, ale profesor tak go usadził, że nie mógł wyciągnąć telefonu i znowu nie zdał xD
Odpowiedź ustna na biofizyce, odpowiadają trzy osoby, pierwsza z nich odpowiedziała źle i gościu uwalił wszystkich, nawet nie zdążyłam nic powiedzieć. Polska uczelnia, pozdrawiam
prawda która została ze mną po dyplomie to: studia nie są dla zdolnych, a dla wytrwałych
Raz mieliśmy jakiegoś dzbana od zarządzania chyba. Dziekan go prostował. Z matematyką było tak, że na trzech prowadzących, jeden jak tłumaczył, to nawet ci co umieli, przestawali umieć. Drugi był kierownikiem katedry, trochę z nami grał w naszą grę, żeby pokazać, że zna co łazi nam po głowie. Robił takie numery jak wyjście w czasie egzaminu. Oczywiście ściąganie nie było mądrym pomysłem, wszedł zaraz drugimi drzwiami po cichu i przyobserwował kto ma niezdać (tylne wejście, stał za plecami, minęło kilka minut zanim ktoś się zorientował). Trzeci był spoko gość i świetnie tłumaczył, każdy chciał mieć z nim zajęcia. To straszenie matematyką, która faktycznie odsiewała nawet 40% powodowało, że z oczu gdzieś znikała teoria obwodów i fizyka, które odpowiadały za kolejno 30 i 20 procent niezdaluchów. Na WF było dwóch prowadzących, sala miała fajne kurtyny dzielące ją na 4 części. Każda 1/4 to było osobne boisko do koszykówki lub siatkówki, a połówka to było boisko do piłki ręcznej lub footsalu. Przed zajęciami, już przebrani, mieliśmy krótkie spotkanie z prowadzącymi, ustalone było co dziś gramy, dzieliliśmy boisko, rozgrzewka, zwykle trzy różne gry były, te na które było najwięcej chętnych. Tak w sumie najwięcej zależy od prowadzących. Jak są w porządku, umieją przekazywać wiedzę, to zajęcia są przyjemniejsze i łatwiejsze.
Dobieranie na WF'ie XD U nas na politechnice krakowskiej były do wyboru "gry zespołowe", "gry zespołowe" i uwaga "gry zespołowe". Wybrałem gry zespołowe
Na AGH do wyboru mialem jeszcze basen ale ostatecznie to tez byly gry zespolowe xD
na politechnie łódzkiej takim przedmiotem na informatyce sa podstawy programowania 2, gdzie zdawaloność na kolokwium to 15 osób na 150
Na ftims jest łatwiej
@@castolgandolfo8359jak zdasz systemy operacyjne na 2sem. A to tylko zależy od RNG jakiego prowadzącego dostaniesz.
W automatyce uczysz się złożonych regulatorow itd ale nie uczą cie później tego co robisz jako inżynier automatyk (nie ur) tj. Schematy elektryczne, dobór automatyki, programowanie, safety itd. Takie studia magisterskie dla kogoś po inż air są głównie po to aby dalej iść na doktorat itd.
Man. Ale czego uczy liceum - no obliczania delty. Czego wiecej? Podstawiania wzorow z kombinatoryki jak pokemonów. Matematyka zaczyna sie od zrozumienia jak dziala dzielenie pisemne. To więcej warte niż skończenie liceum ze wzorem delty wyrytym na czole. Man ja to ci powiem że nie nauczysz się całki oznacoznej bez pojęciarchaniki...widzisz, każdy ma swój język poznawczy. Szkoła pruska zna jeden język. Język kary za brak pracy domowej
Jako student 5 roku przyznam, że początek byl bardziej trudny niz końcówka obecnie jest, pierwszy rok wybil z glowy studiowanie na moim kierunku z 30-40 osobom, ale kazdy i tak przyzna, że polowy z nich nikt nigdy nie widział, a w dalszym ciągu ponad 70 osób poszło na specjalności. Najzabawniejsze dla mnie jednak bylo to, że po technikum informatycznym i specjalności typowo informatycznej poprawialem przedmiot "podstawy języka Java" kilka razy, bo mi sie program na kartce nie kompilował...
Stary, hitem to jest to, że na pierwszym roku Informatyki Przemysłowej mam mechanikę na której mam liczyć jakieś wzory które wymagały całek czy chuj wie czego, gdzie będziemy się tego uczy dopiero za kilka miesięcy xDDD
@@kendal5552 oj tak to prawda, najgorsze jest jak przedmioty nie są wprowadzane w kolejności zdobywania informacji
To całek w liceum nie miałeś? Czego wy sie teraz uczycie w tych szkołach?
@izythor5753 z tego co wiem przez ostatnie kilka lat lawirowali, może kiedyś były całki ale teraz w szkole średniej no to funkcje, jakieś wielomiany logarytmy kombinatoryka, ciągi granice, całek na pewno nie ruszaliśmy
Kurczę Patomatma, myślałem, że jesteś jakimś doktorem a ty jesteś szczawiem co dopiero inżynierkę robi xD uszanowanko, dobry content. Sam wspominam że analiza matematyczna i fizyka to były dwa najlepsze, najbardziej otwierające oczy przedmioty na Politechnice.
Z fizyką się zgadzam, chociaż u nas bardziej otworzyła oczy mechanika, którą poprawiał prawie cały rok xD
U mnie elektrotechnika i elektronika
@@lampkanocna6 przykład tego, że papier to tylko papier, ale w drugą stronę
U mnie mechanika i wydyma xd
@@lolszakjak7420 mi zaczęła się elektronika na 3cim semetrze i kartkówki z jebanych diod nie potrafie zdac jak 3/4 klasy, szacun ze to ogarniasz
Zdałem analizę matematyczną u samego profesora dziekana wydziału matematycznego. Najpierw pisemny i jak szefu uznal, żeś godny, to jeszcze ustny żebyś udowodnił, że w ogóle wiesz co napisałeś. Było to jakieś 10 lat temu. Ni ch*ja nie pamiętam co to analiza matematyczna i czego to niby mnie nauczyła. 10/10, nie polecam.
Jako mgr inż. po mechanice i budowie pojazdów, dawniej mechanice i budowie maszyn, na Politechnice Poznańskiej powiedziałbym, że większymi rzeźnikami niż matematyka były mechanika płynów i materiałoznastwo.
A od kiedy tam nie ma MiBM, to na obydwu wydziałach? Na mechatronice materiałki na 1 i 2 sem były najgorsze.
@izythor5753 MIBM dalej jest na wydziale zarządzania. A dawny wydział Maszyn Roboczych i Transportu jakoś 3 lata temu przemianowano na Wydział Inżynierii Lądowej i Transportu i tamtejsza MIBM bez zmiany podstawy programowej została przemianowana na MIBP
Pamiętam jak na ćwiczeniach z anallizy mat. na koniec pierwszego semestru facetka zastanawiała się czemu jeden z mojej grupy miał 105p na 100 możliwych.
Btw ten sam chlopak (chyba 2-3 najwyższa średnia na całej polibudzie) na 5 semestrze trafiliśmy na labolatoria do jednego doktorka ktory miał kulturę i podejście przeciętnego patola do studentów. Nie spodobała mu sie odpowiedz tego megamózga, wyśmiał go używając nawet jakiegoś wulgaryzmów po czym ten nieśmiały chlopak zrezygnował z uczelni.
To jest duży problem kierunków inżynierskich. Ci wykładowcy spędzili całe życie na typowo inżynierskiej pracy naukowej. Dlatego o wiele przyjemniej studiuje się kierunki licencjackie, gdzie wykładowcy mają o wiele większy poziom kultury osobistej. Nie są takimi mózgowcami, ale za to są humanistami. Liczy się dla nich każdy człowiek, nie ważne jaki by on nie był.
zaprawde tragiczna historia. klasyczny przyklad na to, ze 200 iq nic nie da, jak ktos ma ujemny poziom testosteronu.
@velDANTe klasyczny przykład na to jak jako społeczeczeństwo posysamy. Tacy jak on powinni siedzieć pod specjalnym parasolem oświaty z przypiętą plakietką *Trudny przypadek o dużym potencjale.
Wyszkolić, wykształcić a poźnie wycisnąć z niego wszystko co mu przyjdzie na myśl. No ale takich przypadków jest wiecej niż podejrzewamy. Tylko że wielu już od 1 klasy podcinane są skrzydła.
Na mojej uczelni jest inne podejście - "Zróbmy tak, żeby każdy debil zdał" Też studiuję mechanikę i budowę maszyn ale u mnie na roku jest około 20 osób. Przez pierwsze dwa semestry miałem analizę matematyczną. Babka dawała dość proste zadania na egzaminach i kolosach, bo wiedziała, że jeśli da takie jakie powinna, to spokojnie odsieje z 3/4 roku. Podobnie było z innymi przedmiotami bardziej "zawodowymi" pokroju mechaniki technicznej i wytrzymałości materiałów, gdzie na jeden, aby zdać wystarczyło zrobić prezentację, a na drugim pisaliśmy kolosa z telefonami, bo przez cały semestr nie przerobiliśmy za wiele materiału. Wielu powie, że zajebiste podejście, bo niskim nakładem pracy jesteś w stanie zdać rok/semestr. Gówno prawda... Jest tak jak mówisz, czyli potem te przedmioty Ci się przydają w czymś innym. Np. nasze braki z wytrzymałości materiałów wyszły na pierwszych zajęciach z PKM, bo nie potrafiliśmy nic policzyć. To nie jest szkoła gdzie uczysz się jakiegoś gówna pokroju wiedza o kulturze czy innej budowy pantofelka tylko studia. Studia, których kierunek sam wybrałeś i powinien się pokrywać z twoimi zainteresowaniami i planami na życie więc powinieneś chcieć wyciągnąć jak najwięcej praktycznej wiedzy, a nie tylko uzyskać dyplom inżyniera, którym możesz się pochwalić cioci na wigilii.
W mojej uczelni bardzo podobnie - kilku prowadzących nawet powiedziało, że poziom jest niski i przepuszcza się nas na luzie. Czym się skończyło? Dziury jak w dmuchanym chlebie - 2/3 kierunku nie dość, że nie umie nic to i umieć nie chce. Nawet jak jakkolwiek się uczyłeś i dostawałeś te 4, to i tak masz braki
Zauważyłam, że tak jest na kierunkach gdzie jest ledwo ponad 15 osób. Na takiej np. informatyce wywalą 3/4 studentów, a na kierunkach z 20 osobami przepchają prawie wszystkich
Dokładnie tak jak mówicie. Ja studiowałem MiBM 10 lat temu i na roku było nas 150 osób. Po dwóch semestrach zostało 55 a do obrony pracy przystąpiło niecałe 30.
właśnie takie mało zaludnione kierunki mają to do siebie, sam znam jednego takiego typa co na tym samym kierunku jest i wiecznie jak jest coś do nauki to stęka że po co mu to, ale prowadzący źle prowadzi zajęcia, sprawozdanie z chatu gpt albo od znajomego bierze i tak non stop, leci w chuja ale jakoś zdaje zawsze mimo że nic dosłownie nie umie
@@kepler4190 My mamy ukraińca co ledwo umie po polsku i zdaje xD
Co do chodzenia na wykłady, mam nieco inne doświadczenie. Nie chodzę na wykłady, oszczędzam w ten sposób około 12h tygodniowo, z czego średnio 4 idą na przygotowanie się do ćwiczeń/labów z tych samych przedmiotów. Resztę spędzam robiąc co chcę, a jak mam ochotę to robię projekty przed terminem.
Wiem jaki jest materiał, ogarniam temat i mam znacznie więcej czasu. Wykłady to dla mnie jedna z najmniej efektywnych form nauki
Pewnie robiłabym tak samo gdyby nie terminy zerowe przy obecnościach
Tez mam takie doswiadczenie ze wykłady są malo efektywne i lepiej przeznaczyć ten czas na coś innego bo ja po 20 minutach słuchania wykładowcy to wyłączam się i ledwo co wyciągam z wykladu
No niestety, trzeba mieć dobrago wykładowcę, a o nich pewnie trudno na większości uczelni. Ja akurat miałem szczęście do rewelacyjnych wykładowców i wyklady to była sama przyjemność
U nas są przedmioty gdzie są losowane punkty. 3 osoby mają takie same odpowiedzi i dostają 3 różne wyniki, a na dodatek jedna osoba nie zdaje. xD
U mnie tak było na ochronie własności intelektualnej, próg zdawalności był od 65% teoretycznie i odpowiedziałam tylko na 2 pytania z 4 i dostałam 4+, koleżanka napisała wyszystko i nie zdała. Gość nawet nie spojrzał na prace.
Dziurawce ogolnie maja latwiej @@ninel1995
Jako absolwent uczelni prywatnej kierunku zarządzania (licencjat zaocznie) widzę ogromną różnice pomiędzy inżynierką na państwówce. Przyznam się że nie spociłem się tak przez te 3 lata w zamian za to zasuwałem na półtora etatu w trakcie studiów. Aktualnie robię magisterkę z finansów i jest podobnie. Dzięki temu pozwoliło mi być konkurencyjny na rynku pracowniczym związanym z ekonomią. Pomimo braku ukończenia szkoly ,,prestiżowej,/ państwowej)Ten komentarz ma na celu zestawić różnice perspektywistyczne różnych kierunków plus prowadzący tak ładnie zachęcił pozdr nie uczę sie matematyki rozszerzonej ale miło posłuchać luźne dywagacje
To znaczy co robisz teraz
Ms Excel, automatyzacja procesów księgowych
13:35 Osobiście uważam, że jedyna rozsądna opcja przygotowania się do egzaminu to przerobienie tych z poprzednich lat. Bo na tych egzaminach rozkład wymaganego materiału jest naprawdę nierównomierny porównując z tym co było na wykładach, więc kończy się tak że uczysz się przez tydzień tematu którego i tak na egzaminie nie ma, temat który wydaje ci się mega łatwy/nieistotny to 30% oceny.
Cały system edukacji to jedna wielka odsiewka. Eliminuje się po prostu na każdym etapie tych "słabszych" lub mniej ambitnych, a faktyczny potencjał człowieka ma znaczenie drugo-, jeśli nie trzeciorzędne.
Skończyłem studia na Elektronice PW. Algebra i analiza - zaliczyłem. Ale dopiero po latach z własnej woli zrozumiałem, czego się uczyłem. Co więcej - z perspektywy czasu widzę, jak banalny poziom tch przedmiotów był na zaliczenie.
Z moich doświadczeń (aka dokładnie te same studia co ty, również na pwr, pod koniec nawet ten sam rok) wynika, że w 99% przypadków to czy przedmiot służył do odsiewania czy nie zależało od prowadzącego/wykładowcy i kurs który dla jednego był czystym bólem i dramatem dla innego był łatwy tylko dlatego, że dobrze się zapisał do grupy zajęciowej na projekt/ćwiczenia. Można wspomnieć materiałoznawstwo i pkm, które u nas są koszmarem zbierającym masę poprawkowiczów, a na innych kierunkach jest względny luz tylko dlatego, że inne kierunki mają przypisanego innego wykładowce.
Ziomek na ŚUMie ma cenę warunków liczoną nie od ECTSów, a od liczby godzin zajęć. Jeden typo z jego roku musiał wybulić 900 zł, bo nie chciało mu się chodzić na WF i go nie zaliczył XD
Ale wiesz, że 1 ECTS jest przyznawany za każde 25-30 godzin pracy studenta, podanej jako czas ćwiczeń, wykładów, “pracy samodzielnej poza zajęciami” podanej w sylabusie więc i tak na jedno wychodzi czy jest liczone od ECTS czy od ilości godzin w h bo w pewnym sensie to jedno i drugie to forma “jednostki czasu” i wyznacza to samo, przeliczaliby od ECTS to by proporcjonalnie zwiększyli cenę
@isagi4461 czyli i tak są przyznawane uznaniowo. I u mnie te 30 chyba godzin WFu uznali za wystarczające, żeby dać 0 punktów za przedmiot xD
Dwie rzeczy odnośnie matematyki:
Jako ślusarz matma była potrzebna na pile, dzień w dzień liczenie pod jakim kątem ustawić piłę by dobrze uciąć oraz "mam X metrów bieżących materiału, w tym kawałki po Y, Z, do ucięcia A, B, C. Jak ciąć by pozostało jak najmniej złomu".
W przypadku programowania/devOps. Same liczenie wzorów się nie przydaje ale myślenie analityczne (mam zmienne X, Y, Z i problem A, trzeba wpaść na rozwiązanie, "połączyć kropki") to chleb powszedni. Nauczyłem się tego głównie dzięki matmie.
Studia zacząłem dopiero po kilku latach pracy zawodowej... I trochę szkoda mi było, bo wiele rzeczy wytłumaczyli mi jak działa o których nie wiedziałem... Z drugiej strony jakbym od razu poszedł na studia to nie miałbym z czego żyć i nie skupiałbym się na większości przedmiotów, bo "po co mi to?". Dla mnie studia to było uzupełnienie braku podstaw :)
Dzięki za pocieszenie, akurat sie wybralem na studia inżynierskie
@@zimot Inżynier nie ma problemu z reglarnością
@patomatma jeśli cały czas będę miał tyle motywacji co teraz to będzie git (ale nie będę miał) xd
Kiedyś rozmawiałem z profesorem ze Szkocji: tam studia inżynierskie są zupełnie inne od doktorskich. Inżynier nie uczy się analizy: uczy się norm i weryfikacji konstrukcji za pomocą prostego kalkulatora. A Doktorzy opracowują reguły, za pomocą których inżynier sprawdzi, czy konstrukcja jest bezpieczna. Przykład: W zbiorniku ciśnieniowym jest otwór, którego brzeg musi być wzmocniony. Opracowano regułę, że brzeg otworu musi być wzmocniony pierścienie o objętości materiału takiej jak usunięty materiał z otworu. Każdy inżynier może to za pomocą kalkulatora sprawdzić, a taką normę naukowcy sprawdzili metodą elementów skończonych.
Nam na pierwszych zajeciach profesor tłumaczył, że jesteście tu i uczycie sie tyle teorii bo różnica między technikiem a inżynierem jest taka że technik wszystko zajebiscie poskłada, podłączy, uruchomi, przygotuje do pracy ale jak go spytasz jak to działa nic nie wykrztusi. Natomiast inżynier właśnie ma wiedzieć jak wszystko działa, żeby móc rozwiązywać powstające w instalacjach problemy
no tak to dziala. jak ktos idzie na studia i narzeka na matme, to niech moze idzie na mechanika albo elektryka. szybciej idzie sie nauczyc, kasa tez z tego dobra, a takich specow zawsze trzeba.
a ja ci powiem, że całkę to używam w pracy przy obliczaniu zależności pomiędzy prądem a temperaturą w czasie. Ba nawet pochodne też się zdarzy zobaczyć. Oba przypadki występują jakieś 5 razy na rok XD
Na elektrotechnice i automatyce męczyłem się na pierwszym roku na matmie i fizyce. Analizę matematyczną zdałem we wrześniu i ucieszyłem się, że raz na zawsze koniec z tym dziadostwem!
Jakież było nasze zdziwienie jak okazało się, że na Rozwiązywaniu zagadnień pola elektromagnetycznego, elektromechanicznym przetwarzaniu energii, modelowaniu układów dynamicznych, analizie obwodów itp. jeszcze bardziej poszerzamy aparat matematyczny i transformata laplacea, rachunek różniczkowy, całki wielokrotne, Lagrangeany, liczby zespolone i macierze to nasza codzienność....
Pierwszy semestr był dość przyjemny, drugi cięższy i bałem się, że nie zdam, ale teraz na trzecim semestrze jest już na prawdę ciężko i połowa ludzi z tych co została na razie połowę przedmiotów na uwaloną. Na początku było nas 120, po miesiącu 100, po pierwszej sesji 70, po drugiej 53, a ok. 10 z nich ma co najmniej jeden warunek.
Czego ty się spodziewałeś tak szczerze?
Informatyka. Na pierwszym roku odpadli wszyscy, którzy mieli odpaść, a ci, co zostali, to zostali już do samej inżynierki. Jakieś 100 osób liczył ten rocznik po odsiewie. Tu faktycznie było tak, że przedmioty matematyczne były przede wszystkim na 1. roku, ale na kolejnych też były, z tym, że tu prowadzący byli bardziej chętni, żeby "przymknąć oko". Niemniej, to z czym miałem główny problem, to rozstrzał pomiędzy teorią, a praktyką. Przedmioty "ćwiczone na kartce" nijak się miały do przedmiotów "ćwiczonych na komputerach". Może było to przygotowanie pod kontynuowanie studiów do doktoratu, ale na poziomie inżynierskim wiele z tych przedmiotów teoretycznych okazało się zupełnie nieprzydatnych.
U mnie na informatyku była fizyka która kosiła ludzi równo pomimo, że nie było to żadne obliczanie prawd tylko ostre wejściówki doświadczenia i sprawozdania które mało komu były zaliczane więc idealny przykład przedmiotu który już na żadnym innym semestrze nie odcisnął swojego piętna XD
absolwent termoenergetyki PWR, w terminie ,2007r: 120 studentów na 1 roku - w terminie ukończyło 9 studentów:1 naturalny geniusz, reszta spryt i system.
Dziwne u mnie na Politechnice Lubelskiej miałem, aż 4 semestry matematykę. Z czego na trzecim taką bombę się dostaje od różniczek, że jak to zdasz to potem wszystko idzie zdać.
Zależy od wydziału i kto prowadzi na takim mechanicznym różniczki są banalne ,ale jak na takim elektrycznym prowadzi ktoś z matematyki to średnia czasu potrzebna to rozwiązanie kolocha jest dwa razy większa niż przewidywany czas pisania XD
Wydział elektryczny :)
@@nemrox8737 Ach, najpierw matma z Panem dr Ł, potem z Panią dr K (już świętej pamięci) i na koniec z panią dr M :')
A chyba "najlepszy" to był egzamin u dr K w postaci maszynopisu sprzed ponad dwudziestu lat :')
Z analizą matematyczną to jest też loteria w zależności od tego gdzie chodzisz. U mnie na polibudzie jest niestety dosyć dowalona; uczyłam się do 1 terminu 3 tygodnie - nie zdałam. Sesja poprawkowa - uczyłam się 1.5 tyg dodatkowo i też nie zdałam. Starosta ubłagał o 3 termin egzaminu, w wakacje siedziałam 2 miesiące dzień w dzień trzepiąc te zadania i koniec końców zdałam na RÓWNE 50% (akurat 50 u nas jest próg). Najlepsze w tym jest to, że mi matma wchodziła zwykle dobrze, całki i inne elementy analizy nawet lubiłam, umiałam je robić (w pewnym momencie w te wakacje już jak robiłam zadania potrafiłam przez kilka dni nie zrobić żadnego zadania błędnie xd), ale zadania na egzaminie to był poziom z kosmosu. Wyniki wychodziły takie, że łapałam sie za głowe pisząc, ale na całe szczęście jakimś cudem sie udało XD
wniosek: te przedmioty czasami w materiałach mają opublikowane może i trudniejsze zadania do przygotowania się, ale na egzaminie i tak trafi ci się takie że cie zgniecie
Skończyłem elektrotechnikę na polibudzie poznańskiej, aż do momentu wyboru specjalizacji były nauczane najróżniejsze przedmioty dotyczące wszystkiego, co miało jakikolwiek związek z elektrycznością. Wszyscy uważaliśmy te czy inne przedmioty za zapchajdziury czy właśnie masowe uwalacze, ale przyszedł moment wyboru specjalizacji - no i się okazało, że ten zakres mieliśmy tak szeroki dlatego, że zakres specjalizacji również taki był i można było dalej się rozwijać w kierunku elektryczności w każdym zakresie, od programowania i słabych sygnałów elektronicznych po sieci przesyłowe najwyższych napięć. Nie byłoby to możliwe właśnie bez wprowadzenia różnych przedmiotów dużo wcześniej i mimo że sam poszedłem w kierunku, gdzie nie korzystam z 90% nabytej wiedzy, to inaczej na to wszystko teraz patrzę.
Ale żeby nie było tak pięknie to oczywiście były 2 prawdziwe zapchajdziury na I roku - po jednym semestrze filozofii i historii architektury, no a z tego to nikt nigdy nie skorzystał xD
Zazdroszczę 3 razy zdawania przedmiotu za 300 zł, ja teraz za analizę 2 na nowym cenniku W + C na PWRze zapłaciłem 700 zł za 1 poprawkę (na szczęście zdałem). Nie zmienia to faktu, że zanim skończę te studia to okaże się, że zapłacę łącznie za nie tyle ile za prywatne.
Analiza była zła, tak, ale był specjalnie stworzony przedmiot o mistycznej nazwie repetytorium, który składał się z 5 pytań o 3 podpunktach, gdzie każdy podpunkt dawał po 1 pkt plus za poprawne rozwiązanie całego zadania było 10 pkt, co dawało 13pkt za zadanie i sztucznie przesuwało próg 51% tak, że liczyło się bardziej szczęście danego studenta niż jego wiedza. Pogromca pierwszaków, za niezdanie wylatywało się bez możliwości poprawy czy warunku, zawsze przynajmniej pół roku kończyło przygodę na tym przedmiocie. Egzamin też wygodnie miał miejsce koło grudnia żeby na sesję już było mniej ludzi xD
Aż mi się podstawy elektrotechniki przypomniały. Na 300 osób zdało 13 i tylko dlatego, że próg obniżyli do 30%. Punkty były ujemne, same obliczenia polegające na całkach, losowe dane, losowe jednostki (nie zawsze w SI). Dodatkowo 60 pytań 30min.
Bylam na inżynierce na AGHu. Całą karierę szkolną leciałam na piątkach (w trzecim najlepszym LO w Polsce). Umiałam sie nauczyć na wszystko - nawet na to co mnie nie interesowało. W licemu najbardziej cisnęłam matematykę. Dzisiaj juz wiem, że nie miałam do niej naturalnych predyspozycji, ale bardzo duża ilość uczenia się jej odpłaciła mi zajebistym wynikiem na rozszerzonej maturze. Kiedy pierwszy raz miałam styczność z analizą matematyczną, wszystkie moje umiejętności uczenia się i rozumienia nawet po wielkim wysiłku, jakby wyparowały. Nie bylam w stanie nauczyć sie kompletnie nic. Nie rozumiałam też kompletnie nic. Nie wiedziałam po co to robię, jakie to ma zastosowania, nie potrafiłam sobie wyobrazić. Od tego czasu zaczął się moj koszmar z każdym tego typu przedmiotem - algebra, fizyka... wszędzie to samo. Mimo usilnych prób nie potrafiłam załapać żadnego konceptu. Odpadłam po jednym semestrze. Oczywiście, że gdzieś na koniec tamtego semu odpuściłam staranie się, bo widziałam, że jestem kompletnie bezsilna. Ale na początku naprawdę próbowałam i nic.. Skończyłam inne studia chociaż i na tych drugich miałam zawsze problem z inżynieryjnymi przedmiotami. Nadal nie umiałam niczego zrozumieć i wszystko szło tylko dzięki pomocy innych studentów. Co powiedzieć takim osobom, które mają szczere chęci, starają się, ale nic nie mogą poradzić na I guess... ograniczenia swojego mózgu? Nie wiem czy w ogóle takie zjawisko istnieje. Pewnie nie, ale ja sobie swojej porażki nie umiem inaczej wytłumaczyć, bo zanim zderzyłam sie z rzeczywistością to naprawdę chciałam się nauczyć i zdać :')
Matematyki nie można się uczyć, matematykę należy zrozumieć, a później się z nie bawić. Jeśli masz świetną pamięć, to idź na prawo. ;-)
@@tamoregi na prawo też bym się nie nadawała. Moi kumple z liceum to głównie prawnicy dzisiaj i wiem jacy są piekielnie inteligentni. Skończyłam już informatykę tylko mniej techniczną:)
czyzby pani Cz.?
Najlepszym pro tipem dla takich odrzucających przedmiotów, jest znajomy na wyższym roku, który poleca, do którego prowadzącego pójść, miałem poprawkę z jednego matematycznego przedmiotu, pomimo ostrego zakuwania, na warunek poszedłem do innej prowadzącej, z 2 bez dodatkowej nauki, za rok miałem 4,5... bo na tyle zakułem u wcześniejszej mendy, śmieszne było na egzaminie końcowym, z którego wyszedłem pierwszy, bo mi go przenieśli bez mojej wiedzy, że mi się pokrywał z basenem na WFie xd
Mibm to są studia nie dla zdolnych tylko dla wytrwałych..u nas na zaocznych było 130 osób na 1 roku a zakończyło 12. Jak idziesz na te studnia to musisz pogodzić się z tym że przez 4,5 roku świat przestaje dla ciebie istnieć. Ja chodziłem do pracy tylko, w której spałem często i uczyłem się do 2-3 w nocy. Można wszytsko zaliczyć tylko być twardym.. polecam 😂
Gdyby to się jeszcze pojawiało później :D Ja miałem fizykę i matmę na pierwszym roku w 1 semestrze. Na fizyce kazali nam liczyć błędy wykorzystując rachunek różniczkowy, mimo że nikt o nim nie miał pojęcia (większość słyszało pierwszy raz tą nazwę). Dodam, że zagadnie różniczki pojawiło się dopiero na 2 semestrze matmy 😅 Polskie uczelnie to stan umysłu.
Mnie nie tyle uwaliła analiza bo to było nawet spoko (głownie dzięki wykładowcy) co generalnie tryb nauki na studiach. W momencie gdy całe życie nie musiałeś się uczyć, zadania domowe robiłeś na ostatnią chwilę w korytarzu/spisywałeś od kolegi a i tak wszystko zdawałeś na 5-6 to studia nagle robią bardzo przykrą niespodziankę a ty jesteś w dupie bo nie umiesz się uczyć...
U mnie (EiT w Poznaniu) IMO nie było odsiewu. Była analiza matematyczna i kto się uczył to zdał. Były też Podstawy i Algorytmy Przetwarzania Sygnałów. Z tego wszyscy mieli warunki. Tylko, że zdarzały się osoby, które bały się podejść do egzaminu (bo i tak nie dadzą rady) i wolą sobie "na spokojnie" jeszcze raz pochodzić na wykłady rok później xD A prawda była taka, że jak się usiadło na porządnie kilka godzin, najlepiej w grupie, to dało się to zajarzyć i się okazywało, że ten przedmiot nie jest taki trudny wcale...
Także myślę, ze odsiew jest - ale w głowach studentów. Jak się w chuja leciało w średniaku to teraz trzeba zapierdalać i nadrabiać.
Odpowiadam jako, że studiowałem ten sam kierunek w pzn i teraz jest odsiew. O dziwo z teorii sygnałów nie, ale z informatyki.
@rtl602 rozwiń co to odsiew :p każą się uczyć programowania i nie ma na to czasu pomiędzy studiami a chlaniem w pijalni? 😁
@@rtl602 Odsiew bo nie zauważyłeś, że Doktor zamienił X z Y w wywołaniu funkcji czy dlatego, że nie umiesz się nauczyć Quicksorta kiedy pivoty są w innych miejsach? Odsiew na EiT na PUT jest największy z Techniki cyfrowej, Podstaw Telekomunikacji i Wstępu do multimediów.
Oprócz analizy oczywiście, ale da się jej nauczyć w dwa tygodnie.
@@merituum7193 Tak, tak. Nieśmiertelna Technika Cyfrowa i JT Inside. :-) Generalnie to nie jest takie trudne. Cały zbiór można przeliczyć w 6 - 7 dni. :-)
Żeby dobrze skonstruować model numeryczny (stosując MES czy cokolwiek innego) musisz znać rachunek różniczkowy w tym całki, bo inaczej nawet nie wiesz co tworzysz. Musisz też znać metody analityczne, bo dzięki nim bardzo często w ogóle da się stworzyć model numeryczny, który jakikolwiek komputer policzy. Z ogólną tezą filmu się zgadzam, ale sugerowanie, że nie potrzeba uczyć się całek, bo w praktyce używa się MES jest grubą przesadą
u mnie takim przedmiotem są materiały konstrukcyjne, prowadzący oceniają prace nie punktowo tylko "na oko" czyli ile zadań masz dobrze to zdałeś, jak i również czy udało ci się zrobić to zadanie.
często było tak, że przy definicjach jak nie podałeś słowo do słowa co było w manuskrypcie, prowadzący ci całe zadanie upierdalał które składało się z podania 5 definicji (bądź po prostu za literówkę stwierdzali że z 5 zejdą na 4).
a jak przychodzisz na poprawkę to były pytania z pizdy, które kompletnie nie były z tematu poprawianego tylko potrafiły być o jeden do przodu, którego nie robiliśmy.
Wiesz, lubię być szczery ze wszystkimi. A jak ze wszystkimi, to ze sobą samym też. To nie tak, że zrezygnowałem ze studiów bo nie zaliczyłem matmy - nie zaliczyłem matmy bo _mentalnie_ zrezygnowałem ze studiów, długo przed jakimikolwiek egzaminami. Zrobiłem sobie technika, poszedłem do pracy. Gitarka. A walić całkę, ja _różniczki_ nie widziałem od lat. A dla matołów "po co mi matma" - żeby zrozumieć _o co chodzi_ zanim zaczniesz się posługiwać narzędziami, które to upraszczają. Wielu rzeczy nie rozumiem, i później mam wtopy bo myślałem, że coś działa tak - a działa inaczej, i wnioski i ekstrapolacje moje błędne były. :)
Całki to mały pikuś w porównaniu z geometrią niekomutatywną , więc warto podjąć trud i nauczyć się bo to podstawa , absolutna podstawa wszelkich obliczeń w naukach ścisłych .
Brakuje tylko jednego rodzaju bezsensownych przedmiotów. Ten przedmiot musi być bo musimy dać coś do uczenia temu jednemu gościowi na wydziale.
Imo te najgorsze przedmioty - tak, pełnią funkcję odsiewni, ale to może i dobrze, bo nie każdy musi być inżynierem. W pewnym momencie po prostu można sobie zadać pytanie czy na pewno się w tym odnajduję. Na moich studiach (budownictwo) najgorsza była właśnie najpierw analiza z algebrą a potem wydymała (wytrzymałość materiałów). To drugie przysparza masie osób stres i nieprzespane noce, bo mało kto to zdaje, a jeśli już to nie w pierwszym terminie. Przy czym wydymała jest na tym kierunku absolutnie niezbędna, a z analizy całki sie przydaly tylko do wydymaly, a reszta to nie wiem na co mi była potrzebna, bo w zawodzie oczywiście tego nie używam.
Edit: literówki
Też byłem taki głupi, że poszedłem na studia, gdzie była matma i, fizyka na wysokim poziomie. Teraz po 25 latach wiem że powinienem skończyć historie albo ekonomie, socjologie, biologie
jako student na 3 semie pwr w szczegolnosci zgadzam sie z tym, ze pewne przedmioty na początku warto wymasterować, bo na nich będzie jechana kontynuacja do samego końca. W przypadku wydzialu informatycznego to z pewnościa bedzie analiza i algebra, i UWAGA - napierdalanie zadanek i wkuwanie wzorów niewiele da, u mnie na wykładzie z analizy ziomuś pisał same hieroglify a potem rozwiązywał za pomocą tego wzoru zadanie - zgadnijcie ile z tego wyniosłem. Jak nie jesteście tak biegli w matematycznej notacji i wizualizowaniy sobie tego co sie dzieje patrząc na wzór, odpalcie sobie 3Blue1Brown i zobaczcie animacje jak to wygląda. Zrozumcie jak i dlaczego to działa, a nagle okaze sie, że mozecie zrobic 50% mniej zadań i wciąz to swietnie umiec, bo uczycie sie myslec a nie nakurwiac zadanka mechanicznie wg wzoru.
Rel, miałeś z Mieczysławem? Jak człowiek ze złota to z jego wykładów nigdy nic nie rozumiałem i wszystkiego musiałem się uczyć na bieżąco z ćwiczeń XD
ja mialem z dr Grzywnym
Na wydziale informatyki i telekompromitacji PWr są różne kierunki. Na informatyce algorytmicznej algebra i analiza mogą się przydawać. Na informatyce stosowanej po odsianiu studentów są potrzebne dokładnie do niczego, szczególnie analiza.
@@Kwpolska zalezy, czym sie zajmujesz. Do tworzenia aplikacji webowych sie nie przyda, ale przy analizie danych, grafice 2d/3d, jakims przetwarzaniu dzwieku, symulacji prawdziwych zdarzen matma bedzie niezbedna
jakies 25 lat temu na agh bylo co najmniej 7 przedmiotow/egzaminow odsiewajacych - analiza/algebra/proabilistyka/rozniczki + fizyka klasyczna/kwantowa + wf (semestr na hali + semestr basenu). dodatkowo przedmioty obieralne - ja z etyki przepisalem sie na terroryzm bo bylo mniej lektur do przeczytania.
Moim zdaniem najgorsze na studiach inżynierskich są przede wszystkim różne przedmioty nieinżynierskie, w większości na I roku, takie jak np. ekonomia, ochrona właśności intelektualnej, wf, jakieś przedmioty wprowadzające na rynek i inne takie. Głupotą jest też 4 semestry matematyki, gdzie, w większości, inżynierowi przydałoby się po prostu wiedzieć jak działa całka czy różniczka. Bo wiadomo, że takie rzeczy trzeba wiedzieć np. projektując coś czy symulując różne zachowania w jakiejś dziedzinie inżynierskiej. Dodatkowo są przedmioty, które muszą być, ale są po prostu trudne i nie do końca dobrze przeprowadzone, takie jak np. "Teoria pola elektromagnetycznego" na elektrotechnice. Nie wspomnę tu oczywiście o programie studiów i rozmieszczeniu danych przedmiotów na przestrzeni całego stopnia w taki sposób, że musiała to układać osoba niezrównoważona psychicznie.
Widzę, że nic się nie zmienia. 30 lat temu, ostatni egzamin przepchnięty przed absolutorium po 7 latach studiowania 5-letnich studiów magisterskich był Wytrzymałość Materiałów... z drugiego roku :)
Po prostu musiałeś być wytrzymały aby dojść do tego etapu.
Jeśli ktoś myśli, że został odsiany wyłącznie przez przedmioty z pierwszego semestru to i tak nie dotrwałby do samego końca.
U nas na historii to po prostu czekanie aż odejdą ci którym się nie chce o sumerze i elamitach słuchać na pierwszy roku.
I cyk połowy już nie ma jak pszczół po zimie jak w ulu w których nie było stać na ogrzewanie.
Będzie kurs z belek? Nic nie umiem a już dwa kolokwia uwalone😢
dobry korepetytor polecam XD
do tego kratownice by się przydały
Jaką metodą was uczą? Każą dzielić na części, czy całościówką?
@@halfpasttenpm8068 Na części
Nie wiem jak teraz, ale u mnie pod koniec XXw. na zaocznych wf nie był obowiązkowy. Z analizy podstawą zaliczenia pierwszego semestru było kolokwium, udało się to 4 osobom (na 120 na roku). Reszta leciała dalej na warunku.
Wypraszam sobie nauczylem sie na analize 2 w 24h przed egzaminem. Tez pwr tylko ze kierunek informatyczny. Przez cale studia nie obliczyłem juz zadnej calki.
I właśnie dlatego starożytne budowle są często piękne i majestatyczne, a dziś buduje się kwadraty z betonu i szkła. Możecie mówić o całkach, ale są prostsze sposoby na wybudowanie budynku który się nie zawali niż obliczanie całek.
Jest postmodernizm w architekturze bo całki. Weź następnym razem przeczytaj, co napisałeś, zanim zrobisz z siebie głupka
Tylko, że całki są od geometrii krzywoliniowych xd
hurr durr matma to wymysł szatana
Analizę matematyczną miałem, ale w życiu nie powiedziałbym, że był to przedmiot do odsiewania studentów. Owszem była trudna, ale szło się nauczyć/naściągać.
Dużo gorszym przedmiotem do odsiewania studentów, na którym "odsiano" 50% ludzi na moim pierwszym roku Informatyki były Architektury Komputerów :) Programowanie w assemblerze na laborkach to tylko połowa tego piekła :) Pamiętam sytuację kiedy ktoś na pytanie prowadzącego "ile jest 1 + 1" odpowiedział "2" to gość kazał mu sie spakować i w&&&ać z sali, bo jeżeli on na architekturze komputerów po całym półroczu mówi, że 1+1=2 to niczego się nie nauczył, pozdro dla kumatych xD
Po PK na architekturze... studia służące prawie niczemu. Zajęło mi 2lata w pracy żeby nauczyć się o co chodzi w tej branży ale to dygresja.
Na studiach też mieliśmy mechanikę budowli. Belki wolnopodparte, kratownice, obliczanie wymiarów fundamentów i profili pod hale stalowe itp. Nie znam aktywnego w branży architekta (nie konstruktora ale projektanta) który mógłby zaliczyć dzisiaj ten przedmiot (może za wyjątkiem prof. który ten przedmiot prowadził bo ma własne biuro). Nie był to super skomplikowany i złożony przedmiot, bo przecież nie szkolono konstruktorów a architektów (podobno) ale miał wytłumaczyć +/- na czym polega praca konstrukcji - żebyśmy nie projektowali 40m wsporników o wysokości 7cm (były przypadki).
Wykłady były anegdotyczne a na ćwiczeniach nie tłumaczono jak rozumieć problem tylko pokazywano jak to prowadzący uważa że zadanie jest proste... TAK! jest proste! tylko trzeba się nauczyć jak to proste działanie wykonać. A nauczać właśnie... niewielu potrafi.
Nie wiem dzisiaj jak policzyć ugięcie wspornika w postaci stalowego asymetrycznego wykręconego dwuteownika o danym wysięgu, przekroju, klasy stali w podanych warunkach ALE ... wiem dlaczego belka ma kształt dwuteownika, dlaczego zastrzały w ramie drewnianej idą w przeciwnym kierunku do tych ze stali i dlaczego nie powinno się stosować zzaprawy cementowej podczas renowacji murów romańskich (xD) a to pomaga w rozmowach z biurem konstruktorskim i trochę poszerza horyzonty.
Morał: nie obawiaj się zapomnieć wiedzy bezużytecznej, ale fundamentalne zasady na bazie których rozwiązuje się problemy to wiedza użyteczna. Nie musisz wiedzieć jak coś policzyć, tylko że takie obliczenia są przeprowadzane!... i dlaczego!
Pozdro.
Do grona przedmiotów odsiewających na MBMie dodałbym jeszcze chemię. Kojarzyłem osobę, która zaliczyła ją dopiero na 6 semestrze po 5 poprawkach. Co do TMMów - jeszcze przed lockdownem mieliśmy pytania otwarte. Do laborek był skrypt, a prowadzący wykład w zasadzie przedstawiał go innymi słowami w skróconej wersji. Niektórzy na zaliczeniu przepisywali skrypt słowo w słowo. Część zdała, część nie (mimo, że mieli napisane to samo). Zdanie kursu na ocenę pozytywną polegało na znalezieniu się w gronie szczęśliwców, których kartka, po podrzuceniu w górę, znalazła się na biurku prowadzącego w gabinecie. Jeśli leżałeś na podłodze - 2. No i wiadomo - kreski. Udało mi się jakoś to zdać bez poprawek, ale faktycznie zrozumiałem o co w nich chodzi dopiero na PKM1. Odniosłem wtedy wrażenie, że zajęcia z nich są źle prowadzone. Opierały się w zasadzie na bezmyślnym przerysowywaniu do zeszytu tego co narysował prowadzący. Próba odtworzenia kończyła się wiadomo czym - niepowodzeniem.
Analiza matematyczna najlepsza, G.M.Fichtenholz w moim serduszku na zawsze
Studiowałem chemia, tak matma byłą ciężka ale dało się przez to przejść robiąc w domu setki zadań i zgarniając dodatkowe 3 punkty do kolokwium za aktywność. Lepsze były inne przedmioty. Fizyka gdzie robiło się dwa zadania na tydzień bo chłopu nie chciało się nawet przyjść punktualnie na zajęcia a resztę "sobie doczytacie w książce" w której nawet nie było większości odpowiedzi do zadań, kolokwium oczywiście z zupełnie innych typów zadań niż były przerabiane na zajęciach - zdane dzięki punktom za aktywność na 3 XD, oczywiście ocena na dzień przed egzaminem żeby student debil się jeszcze postresował. Konsultacje? Koleżanka się popłakała jak pokazała że chłop jej źle sprawdził zadania z kolokwium. Drugim przedmiotem był rysunek techniczny na którym nie nauczyłem się nic z rysunku technicznego ale geometrię wykreślną znakomicie. Po co chemikowi w 21 wieku geometria wykreślna? Do dzisiaj nie wiem. Samo w sobie trudne ale metoda zaliczenia polegająca na opisywaniu w podpunktach każdej czynności (nie opiszesz czegoś? połowa punktów z zadania mniej) i dokładne rysunki gdzie miejsca na nie i czas jest tyle że zawsze 2 zadania zostaną niezrobione. Zdałem tylko dlatego że trzeci termin był zdalnie i trzeba było się wykazać wiedzą a nie zdolnościami szybkiego pisania i rysowania cyrklem. A to dopiero pierwszy rok XDDD. NA drugim roku miałem zdalne wykłady z korozji, albo materiałoznastwa. NIe wiem bo oba wyglądały dokładnie tak samo i były z tym samym chłopem. Przychodził, ponarzekał, a potem pokazywał wzory do teorii falowej bez jakichkolwiek wyjaśnień czy opisów, nie wiadomo nawet z czego kolokwium XDDDDD. A i jeżeli taki student debil poszedł na studia z myślą że nauczy się czegoś do pracy to nie, dalej jechanie z metodami sprzed 100 lat i ręczne rysowanie wykresów. Z ponad 70 osób na starcie na drugim roku zostało około 20 z czego może połowa nie miała warunku (w tym ja). Chyba jedyny i ciekawie praktyczny przedmiot tam to było maszynoznastwo na którym nauczyłem się rysunku technicznego, wytrzymałości materiałów, mechaniki płynów, elementów maszyn i był bardzo ciekawy projekt do zrobienia. Na drugim roku przeniosłem się na mechanikę na inną uczelnie i zaraz oddaję inżynierkę, nigdy nie żałowałem decyzji przeniesienia się na "gorszą" publiczną uczelnie
Na Polibudzie Warszawskiej 25 lat temu odsiewano połowę na 1 roku bo by się w salach nie pomieścili. Przedmioty takie jak matma itd zlewałem, jechałem na ściągawkach dosyć dobrze bo dawali mi naukowe. Jestem teraz zajebistym inżynierem, prowadzę swoją firmę, projektuję prototypowe urządzenia, chłopaki je składają, uruchamiają i montują u klientów. Czyli na kserówkach od kujonów i czytaniem gazet na wykładach da się daleko zajechać 😀
I jeszcze jedno. Idąc na betona, uzbrojonym w pomniejszone kserówki zeszytów od kujonów można uzyskać najlepszą ocenę w grupie 😀 Nie raz raz taki cyrk odwaliłem 😀
INŻYNIER na podstawie swojej wiedzy i doświadczenia oszacuje czy to czy tamto zadziała, poda metodę, materiały z których należy wybrać najlepszy aby zadziałało. Jeśli do tego dodamy filtr w postaci ceny, często jest tylko jedno rozwiązanie. To jest nauka oparta na szacowaniu, własnych doświadczeniach i technicznej wiedzy. Obliczenia? Liczydło powinno wystarczyć. Mac Gywer niczego nie liczył, a jest idealnym inżynierem. Jeśli jakiś proces ma być super oszczędny, bardzo odpowiedzialny, albo chodzi o sprawdzenie - pracę inżyniera powinien dostać ktoś kto budowy na oczy nie widział - ale wie jaka jest wytrzymałość cegły na ściskanie - czyli magister. Upraszczając jescze bardziej: Inżynier ma wymyślać rozwiązanie techniczne, magister sprawdzić czy zadziała. Ale połączenie magistra i inżyniera nie działa. Tworzy świnkę morską, ani świnia ani morska. Ty jesteś doskonałym przykładem. Znając dymarki - będziesz miał żelazo, potem stal, potem narzędzie. Znając całki możesz policzyć dla tego narzędzia... nic. Bo potrzebujesz znać dokładne parametry stali, obróbkę cieplną... Możesz powiedzieć że to historia. Tak, ale za 20 lat Twoja wiedza będzie historią taką samą jak motek i sierp dzisiaj. Ty w oparciu o wiedzę "praktyczną" masz coś stworzyć, ulepszyć, rozwiązać inaczej, wynaleźć - w czym Ci tu analiza matematyczna pomoże?
Natomiast zgadzam się z tym ze systematyczność to podstawa, a egzaminy powinny być zunifikowane, przeprowadzane w bardziej transparentny sposób.
Na pierwszym roku mieliśmy zdalne studia więc odsiewanie na analizie i fizyce było o wiele mniej skuteczne niż stacjonarnie (chociaż wykładowcy z jasnymi wytycznymi wyjebania jak największej ilości studentów próbowali się ratować np. ustnymi egzaminami z matematyki XD) więc prawdziwy odsiew zaczął się na drugim roku, gdzie były follow-up przedmioty już bardziej kierunkowe. To były totalnie niecelowe odsiewy, taki był po prostu content tych przedmiotów. Wniosek z tego taki że jeśli wypierdalasz się na pierwszym roku, to później będzie nawet gorzej.
Odsiewanie studentów na pierwszym roku jest uznane ogólnie za kulturalne. Lepiej jest kogoś uwalić na pierwszym roku, niż na trzecim. Stracenie jednego roku nie będzie tragedią. Taki student może potem przejść na łatwiejszą uczelnię, albo na łatwiejszy kierunek. Natomiast ogromnym problemem jest utrata trzech lat. A już tym bardziej, jeśli ktoś jeszcze chodził do jakiegoś bezużytecznego technikum. Masz 22/23 lata, koledzy i koleżanki już mają pierwsze tytuły naukowe, idą do pracy, a ty zostajesz na lodzie.
Ziom filozofia czy psychologia czy inne tego typu przedmioty nie związane z inżynierią też są ważne. Bycie człowiekiem z wykształceniem wyższym powinno coś znaczyć. Studia nie powinny produkować tylko robocików do pracy a ludzi rzeczywiście myślących dlatego muszą chociaż liznąć tych tematów. Jak ktoś podchodzi do tego z tak ogromnym oporem to można się spodziewać, że chce on być tylko robotem do pracy.
dobrze, że to działa tylko w jedną stronę, i na filologiach nie ma żadnych przedmiotów typu analiza właśnie :)
@@charname6683 na psycho masz statystykę np
@charname6683 oczywiście, że jest analiza statystyczna np
@@szymonhejda8128 analiza statystyczna na filologii? Nie pomyliło ci sie z socjologią albo psychologią?
@charname6683 pomyliło mi się, ze stosunkami międzynarodowymi
Najgłupsze przedmioty na studiach to są te, które nie są związane z kierunkiem studiów, czyli... wf lub etyka.
Dodam jeszcze filozofie
Nieznasz się, chodzi o to abyś nie został amoralną kaleką!
@@kodi991x Ja wiem o co chodzi ;) Gdyż... narobiłem na studiach taki burdel, że miałem spotkanie z prodziekan... i w kwestii bezsensownych przedmiotów zaśmiała się i powiedziała "a ja i tak wam to wprowadzę". Tak więc to wina humanistów... którzy się dorwali do władzy xD
wf pewnie jest po to, aby magistrowie od fikołków mieli pracę.
Zgadzam się jeszcze jako tako w szkole podstawowej i średniej ujdzie ale jak ktoś jest dorosłym człowiek to już chyba umie o siebie zadbać i o swoje zdrowie
Zacząłem w tym roku studia na AGH i zżera mnie wsciekłość gdy przypomnę sobie jak u nas wygląda algebra. Algebra 1 i 2 wciśnięte w jeden semestr , przy tym tylko 30h wykładów i 45h ćwiczeń. Co to oznacza? Oznacza to tyle, że np. całą geometrie analityczną robimy w 1.5h i potem mamy jedne ćw. by opanować materiał, z którego np. kurs e-trapeza trwa sumarycznie z 3.5-4h (z czego warto dodawać, że kurs na owym kursie omawiane są tylko podstawy),a w liceum na geo. anal. w dwóch wymiarach poświęca się jakieś 2 miesiące i od razu kolos którego zdaje 7 osób na 30. Mam znajomego który jest na PWRze i też ma dwa semestry algebry spakowane w jeden, ale przy tym ma aż 60h wykładów. To oznacza, że wykładów ma trochę mniej niż ja na AGH razem godzin wykładów i ćwiczeń na ten sam materiał XD. Może mi ktoś wytłumaczyć jaki to ma sens? Nie mam czasu się uczyć na inne przedmioty jak np. mechanika czy analiza, bo musze się całej algebry samemu uczyć bo wykładowca z dużej presji czasu nie jest w stanie wszystkiego dokładnie wytłumaczyć.
Wg mnie szachy są możliwością realizacji W-F głównie ze względu na osoby, które z przyczyn zdrowotnych nie mogą uprawiać sportu. Zwolnienie ich całkowicie z realizacji tych zajęć, byłoby dyskryminacją osób zdrowych. Dlatego też jest otwarta dla tych pierwszych taka furtka. Na PWR dodatkowo za moich czasów można było zaliczyć W-F poprzez trekking i weekendowy wyjazd w góry, na których to głównie się chalało.
Co kurna za pomysł aby dorosłych ludzi zmuszać do jakiś W-F-ów?
@jaroslaww7764 publiczne uczelnie wyższe podlegają pod ministerstwo edukacji, dlatego ewentualne skargi można do nich kierować. Uczelnia sama w sobie nie ma nic do gadania. U mnie na kiwrunku obcięto zajęcia z programowania sterowników PLC z 30 do 15 godzin aby móc zrealizować godizny wf
Zdałem analizę matematyczną dwa razy na różnych studiach. Po dwóch latach nie pamiętam jak rozwiązywać całki
Ok, mówisz to tak, jakbyś tylko rozwiązywania matmy zapomniał
Każdą wiedzę zapomnisz jak o nią nie dbasz