Chciałbym tylko zaznaczyć, że: 1. Beeple nie jest pierwszym lepszym pixelartowcem 😉. Po prawdzie w ogóle nie jest pixelartowcem, bo tworzy niemal wyłącznie w 3D. Sama cena natomiast nie wzięła się z faktu wystawienia ilustracji, a z tego, że zawierała ona w sobie (ta ilustracja) około 5 tysięcy odrębnych prac / renderów, tworzonych codziennie - bez dnia przerwy - od jakichś 14 lat. Tutaj zwyczajnie nie o samą ilustrację chodziło, a o jej "kultowość". Coś jak fontanna Duchampa. 2. Beeple nie zarobił tych prawie 70 mln, bo większość i tak zgarnęła galeria. Poza tym spoko 👌
Moment, o ile dobrze zrozumiałem: - kupujesz certyfikat własności do jakiejś (przykładowo) animacji z muzyką w tle i oprócz certyfikatu, dostajesz również ową animację (no bo czemu nie); - ale ta przykładowa animacja jest również ogólnie dostępna w sieci (bo licytujący przecież musieli widzieć co kupują przed transakcją), a jak sami prowadzący ten kanał stwierdzili - te materiały są / bywają potem i tak dostępne np. na sporify; - skoro ta przykładowa animacja i tak jest ogólnie dostępna, to nic nie stoi (z czysto technicznego punku widzenia) na przeszkodzie, by taki plik zapisać u siebie na dysku (ta wersja będzie już bez block-chaina, także trudno będzie wyśledzić, kto to "ukradł" i ewentualnie bezpłatnie udostępnił w sieci). Nie bardzo rozumiem gdzie tu jest interes - po to ktoś miałby kupować i kto i po co miałby to od kokoś potem ewentualnie odkupić (ten wylicytowany oficjalnie na aukcji plik) - bo o tym też była tutaj mowa. Mona lisa jest droga, bo jest wyjątkowa - jedyna, oryginalna i wyszła spod ręki Leonardo . Kopie i reprodukcje rzecz jasna istnieją, ale tu już nie chodzi o to co jest na obrazie (bo kopia może być bardzo wierna i bardzo dobrze oddawać / imitować to co zawiera oryginał), tylko, o to, że to jest oryginał - stąd taka, a nie inna cena tego obrazu (bo oprócz wartości artystycznej / wizualnej ma też inną wartość - powiedzmy, że transcendentno-historyczną (z braku lepszego określenia, które być może istnieje, ale jakoś nie chciało mi przyjść do głowy). Tymczasem plik komputerowy (niezależnie od tego co zawiera) to jednak plik - powielony w milionach kopii nie traci na jakości i "moralnie' się nie zużywa - nadal jest "oryginałem" bo zawiera dokładnie to samo, co do pliku wsadził jego twórca (co by to nie było). Nie wiem zatem, po co to licytować i płacić za to ciężkie pieniądze (skoro de facto otrzymuje się w zasadzie jakiś wirtualny certyfikat własności czegoś co i tak jest/ może być bez problemu dostępne dla wszystkich - z takiego certyfikatu zatem niewiele wynika - nawet na ścianie nie bardzo można go sobie powiesić). Zatem albo wyjaśnienia zawarte w tym filmiku były niezbyt rzetelne i pominięto jakiś istotny aspekt tego zagadnienia (nie twierdzę, że tak było i nie miałem zamiaru nikogo obrazić), albo czegoś nie zrozumiałem ( to wówczas proszę żeby mi ktoś to jeszcze raz powoli wyjaśnił), albo to jest po prostu jakaś zabawa dla snobów, kreujących się na "mecenasów" sztuki cyfrowej.
Idąc za metaforą Mona Lizy - NFT to jest właśnie ten niepodrabialny oryginał. Tego certyfikatu nie da się w żaden sposób podrobić, skopiować ani ukraść, a jego "historia" to właśnie kolejne transakcje utrwalone przez blockchain. Powielanie animacji/ muzyki którą reprezentuje będzie odpowiednikiem zrobienia kopii Mona Lizy, która na samą Mona Lizę nie ma wpływu i tak naprawdę nijak się do niej ma - bo to tylko reprezentacja, a liczy się to, co jest w blockchainie. Co zatem "wynika" z takiego certyfikatu? Przede wszystkim... on sam. Można by się pokusić o stwierdzenie, że te wszystkie animacje, muzyczki itd. to de facto tylko dodatek do ciągu cyfr w wirtualnym rejestrze, ale cóż, tutaj wjeżdża ludzka psychologia. Jest to sposób na potwierdzenie unikalności w świecie cyfrowym. Po co płacić za to pieniądze? Z tego samego powodu co za normalną sztukę, motywacje mogą być różne - od snobistycznej zabawy, poprzez jakieś działania charytatywne, chęć wspierania artystów aż po chęć zysku poprzez spekulacje rynkowe.
@@MetalurgiaPlus No tu jest zasadnicza różnica - certyfikat to nie sztuka (jak np. obraz pt. Mona Lisa). Sztuką jest ta łatwokopiowalna animacja / muzyczka (która i tak jest dostępna - i daje DOKŁADNIE takie same wrażenia estetyczne, co wersja "certyfikowana", która różni się jedynie tym od "niecertyfikowanej kopii", że jest droższa).
@@MetalurgiaPlus bo certyfikat nie jest potrzebny by mieć przyjemność z obcowania z animacją/muzyczką. Certyfikat to odrębny, sztuczny byt i zupełnie zbędny, na dodatek nie stworzony przez artystę, tylko dodany przez biznesmena.
Każdy sobie zarabia jak chce. Czekam na pierwszego co zacznei albumy sprzedawać za bitcoiny i inne takie. Niech się bawią, jak są tacy, co to kupują, to ich wola
Chciałbym tylko zaznaczyć, że:
1. Beeple nie jest pierwszym lepszym pixelartowcem 😉. Po prawdzie w ogóle nie jest pixelartowcem, bo tworzy niemal wyłącznie w 3D. Sama cena natomiast nie wzięła się z faktu wystawienia ilustracji, a z tego, że zawierała ona w sobie (ta ilustracja) około 5 tysięcy odrębnych prac / renderów, tworzonych codziennie - bez dnia przerwy - od jakichś 14 lat. Tutaj zwyczajnie nie o samą ilustrację chodziło, a o jej "kultowość". Coś jak fontanna Duchampa.
2. Beeple nie zarobił tych prawie 70 mln, bo większość i tak zgarnęła galeria.
Poza tym spoko 👌
Jaki jest sens kupowac certyfikat wlasnosci czegos, co kazdy moze zobaczyc i skopiowac?
Czy to kanał o wąsach?
Tak.
Moment, o ile dobrze zrozumiałem:
- kupujesz certyfikat własności do jakiejś (przykładowo) animacji z muzyką w tle i oprócz certyfikatu, dostajesz również ową animację (no bo czemu nie);
- ale ta przykładowa animacja jest również ogólnie dostępna w sieci (bo licytujący przecież musieli widzieć co kupują przed transakcją), a jak sami prowadzący ten kanał stwierdzili - te materiały są / bywają potem i tak dostępne np. na sporify;
- skoro ta przykładowa animacja i tak jest ogólnie dostępna, to nic nie stoi (z czysto technicznego punku widzenia) na przeszkodzie, by taki plik zapisać u siebie na dysku (ta wersja będzie już bez block-chaina, także trudno będzie wyśledzić, kto to "ukradł" i ewentualnie bezpłatnie udostępnił w sieci).
Nie bardzo rozumiem gdzie tu jest interes - po to ktoś miałby kupować i kto i po co miałby to od kokoś potem ewentualnie odkupić (ten wylicytowany oficjalnie na aukcji plik) - bo o tym też była tutaj mowa.
Mona lisa jest droga, bo jest wyjątkowa - jedyna, oryginalna i wyszła spod ręki Leonardo . Kopie i reprodukcje rzecz jasna istnieją, ale tu już nie chodzi o to co jest na obrazie (bo kopia może być bardzo wierna i bardzo dobrze oddawać / imitować to co zawiera oryginał), tylko, o to, że to jest oryginał - stąd taka, a nie inna cena tego obrazu (bo oprócz wartości artystycznej / wizualnej ma też inną wartość - powiedzmy, że transcendentno-historyczną (z braku lepszego określenia, które być może istnieje, ale jakoś nie chciało mi przyjść do głowy).
Tymczasem plik komputerowy (niezależnie od tego co zawiera) to jednak plik - powielony w milionach kopii nie traci na jakości i "moralnie' się nie zużywa - nadal jest "oryginałem" bo zawiera dokładnie to samo, co do pliku wsadził jego twórca (co by to nie było). Nie wiem zatem, po co to licytować i płacić za to ciężkie pieniądze (skoro de facto otrzymuje się w zasadzie jakiś wirtualny certyfikat własności czegoś co i tak jest/ może być bez problemu dostępne dla wszystkich - z takiego certyfikatu zatem niewiele wynika - nawet na ścianie nie bardzo można go sobie powiesić).
Zatem albo wyjaśnienia zawarte w tym filmiku były niezbyt rzetelne i pominięto jakiś istotny aspekt tego zagadnienia (nie twierdzę, że tak było i nie miałem zamiaru nikogo obrazić), albo czegoś nie zrozumiałem ( to wówczas proszę żeby mi ktoś to jeszcze raz powoli wyjaśnił), albo to jest po prostu jakaś zabawa dla snobów, kreujących się na "mecenasów" sztuki cyfrowej.
Idąc za metaforą Mona Lizy - NFT to jest właśnie ten niepodrabialny oryginał. Tego certyfikatu nie da się w żaden sposób podrobić, skopiować ani ukraść, a jego "historia" to właśnie kolejne transakcje utrwalone przez blockchain. Powielanie animacji/ muzyki którą reprezentuje będzie odpowiednikiem zrobienia kopii Mona Lizy, która na samą Mona Lizę nie ma wpływu i tak naprawdę nijak się do niej ma - bo to tylko reprezentacja, a liczy się to, co jest w blockchainie. Co zatem "wynika" z takiego certyfikatu? Przede wszystkim... on sam. Można by się pokusić o stwierdzenie, że te wszystkie animacje, muzyczki itd. to de facto tylko dodatek do ciągu cyfr w wirtualnym rejestrze, ale cóż, tutaj wjeżdża ludzka psychologia. Jest to sposób na potwierdzenie unikalności w świecie cyfrowym. Po co płacić za to pieniądze? Z tego samego powodu co za normalną sztukę, motywacje mogą być różne - od snobistycznej zabawy, poprzez jakieś działania charytatywne, chęć wspierania artystów aż po chęć zysku poprzez spekulacje rynkowe.
@@MetalurgiaPlus No tu jest zasadnicza różnica - certyfikat to nie sztuka (jak np. obraz pt. Mona Lisa). Sztuką jest ta łatwokopiowalna animacja / muzyczka (która i tak jest dostępna - i daje DOKŁADNIE takie same wrażenia estetyczne, co wersja "certyfikowana", która różni się jedynie tym od "niecertyfikowanej kopii", że jest droższa).
@@gantz1978 Nie sztuka, bo..? Chodzi o cały pakiet z nadanym kontekstem.
@@MetalurgiaPlus bo certyfikat nie jest potrzebny by mieć przyjemność z obcowania z animacją/muzyczką. Certyfikat to odrębny, sztuczny byt i zupełnie zbędny, na dodatek nie stworzony przez artystę, tylko dodany przez biznesmena.
Plakat Hellacopters w tle🤘
i... Wish You Were Here
Chciałbym zobaczyć tych frajerów którzy za to płacą. Zastanawiam się ile są warte moje demówki Behemotha z autografami muzyków?
Piotrze! Zainwestuj w końcu w kamerę i mikrofon, bo jakość po Twojej stronie jest po prostu CHUJOWA!!
jest popyt , jest sprzedaż , zwykły biznes
Rogal na miniaturce ma idealnie długie palce. Przydałoby się coś takiego wyewoluować na wypadek gdyby w słoiku został na dnie ostatni kiszoniak
Każdy sobie zarabia jak chce. Czekam na pierwszego co zacznei albumy sprzedawać za bitcoiny i inne takie. Niech się bawią, jak są tacy, co to kupują, to ich wola
Dygnal mi
SZ SZ SZ SZYBKIM
Szajse ,kanal dla frajerow pelen reklam
Ciekawy filmik, ale błagam.. to gmeranie pana po lewej, przy brodzie, nosie, ustach, bleh.
widzialem ze ktos kupil nyan cata za 1200000 wiec nie zdziwie sie jak te behemothy za kilkadziesiat tysiecy nawet pojda