Rozumiem, że jest jakaś droga do przejścia i w jakimś celu powinniśmy ją przejść. Czym jest "my" w tym "powinniśmy"? Kto na nas nakłada tę powinność? Jaki cel mamy osiągnąć? (Jak rozumiem, przebudzenie) I czy w ogóle możemy w tym względzie podjąć autonomiczną decyzję, czy też raczej - owa decyzja _się_ podejmuje, a "my" jesteśmy tylko tego faktu świadomi? I jaka jest intencja mistrza? Czy próbuje _nas_ namówić do podjęcia _decyzji_ ? Niby nie stawia tego wprost, ale między wierszami czytam " _Ty_ (odrębny) masz _wolną wolę_ , a więc również możliwość wyboru wejścia na pewną ścieżkę (w przeciwnym razie taka perswazja nie miałaby sensu), która ostatecznie da _Tobie_ - wgląd". Wobec powyższej niespójności waham się, czy zadać pytanie "po co". :)
Niestety raczej nie jestem w stanie wysłuchać z uwagą całości, temat bardzo ciekawy, jednak zastanawia mnie to że w pewnym sensie samo zastanawianie się nad tym, interesowanie tym, wyodrębnia społecznie. I tu moje pytanie, czy można to uznać za pozytywne wyodrębnienie czy jednak nie? Ciężko funkcjonować w społeczeństwie mając w głowie tego typu sprawy, a jednak odrzucenie ich wydaje się równie niemądrym rozwiązaniem, bo neguje rzeczywistość. Jak rozwiązać więc tego typu problem? Relacje a akceptacja rzeczywistości jako takiej?
Tak, bo rzeczywistość jest dobra, inna być nie może i robi się nieprzyjemnie dopiero, kiedy coś sobie roimy i wymagamy aby świat był taki jaki chcemy 😝
Czyli kolokwializując, jeśli filozofujesz i trafisz wśród ludzi niefilozofujących a do tego brutalnie akceptujących rzeczywistość w jakiej się znajdują a która może być brutalna to nie porzucisz swoich założeń? Mimo wystąpienia wyraźnego tarcia? Czy jeśli masz kochającą żonę i świetnych przyjaciół którzy jednak nie interesują się tego typu sprawami to porzucisz ich szukając "prawdy"? Zaczynam powoli myśleć że to całe ego które się tak w obecnych czasach obwinia jest jednak niedoceniane.
Dlatego podstawą zen jest zazen, czyli praktyka medytacji siedzącej. Dlaczego? Gdyż konsekwentny, długotrwały trening pozwala na doświadczenie obecności. Na początku na medytacyjnej poduszce, a później w codzienności. Nie da się tego "wymyśleć". Potrzebny jest trening, aby ustabilizować ten stan, który może pomieścić więcej np. takich dylematów 🙂
@@Karixo jeśli mimo różnicy poglądów występują tarcia, czyli opór (np w tym momencie w którym, piszesz,że nie jesteś w stanie z uwagą wysłuchać wykładu) to pytanie co chcesz tym oporem zabezpieczyć? Swoje "wiem"? I pytanie po co? Bo opór to nadmierna identyfikacja z czymkolwiek.
@@miodziejkao8558 Postaram się odpowiedzieć względnie składnie ale nie oczekuje odpowiedzi bo problem jest uważam złożony, zdarzało mi się w przeszłości być względnie zmuszonym mieszkać z osobami o znacznie innym podejściu do życia, kompletnie nieintelektualnym, kolokwialnie zwanym patologią. W przypadku tarć czyli mojego i ich oporu i zabezpieczania swojego i ichniejszego "wiem", dochodziło do sprzeczek. Miałem okazje powtórzyć ten "eksperyment" kilkukrotnie z różnymi grupami i moje wnioski są takie że niczym woda aby takie tarcia się rozeszły musi nastąpić jakiś przepływ. I tu pojawia się problem, bo jeśli nie ma się siły przeciwstawić grupie to trzeba przyjąć wpływ tej grupy. Jeśli ma się większą siłę to grupa musi przyjąć wpływ. Dlatego pytanie "po co" jest zasadne ale zadawane z punktu umniejszającego perspektywie której się je zadaje jest śmieszne i głupie. Bo każda filozofia kończy się w momencie gdy trzeba uciekać/bronić się/lub zrobić coś gwałtownego co jest w gruncie rzeczy takim samym elementem rzeczywistości jak to filozofowanie, tylko że obecnie łatwo jest te elementy wypierać. Dlatego szukam odpowiedzi na tego rodzaju dylematy bo poza ciepłym mieszkaniem w dużym mieście i pełną lodówką życie wygląda często inaczej i żadne namaszczone poematy nie mają tam zastosowania.
dziękuję za udostępnienie nagrania. Tematy w nim poruszane są mi bliskie i dają odpowiedzi na moje przemyślenia.
🧘 Dziękuję 🙏♥️🤗
Dziękuję 🙏❤️
Dziekuje za madrosc i super wyklad
Jak ja się cieszAM, że trafiłam na Pana wykłady. 🌅
Chociaż jest ból, jest smutek, to nie ma nikogo, kto jest smutny i kogo boli. Dlatego problemy nie istnieją.
Rozumiem, że jest jakaś droga do przejścia i w jakimś celu powinniśmy ją przejść.
Czym jest "my" w tym "powinniśmy"? Kto na nas nakłada tę powinność? Jaki cel mamy osiągnąć? (Jak rozumiem, przebudzenie)
I czy w ogóle możemy w tym względzie podjąć autonomiczną decyzję, czy też raczej - owa decyzja _się_ podejmuje, a "my" jesteśmy tylko tego faktu świadomi?
I jaka jest intencja mistrza? Czy próbuje _nas_ namówić do podjęcia _decyzji_ ? Niby nie stawia tego wprost, ale między wierszami czytam " _Ty_ (odrębny) masz _wolną wolę_ , a więc również możliwość wyboru wejścia na pewną ścieżkę (w przeciwnym razie taka perswazja nie miałaby sensu), która ostatecznie da _Tobie_ - wgląd".
Wobec powyższej niespójności waham się, czy zadać pytanie "po co". :)
Pełen determinizm. Dziwne, zę są buddyści, którzy wierzą w karmę.
efekt motyla.
Niestety raczej nie jestem w stanie wysłuchać z uwagą całości, temat bardzo ciekawy, jednak zastanawia mnie to że w pewnym sensie samo zastanawianie się nad tym, interesowanie tym, wyodrębnia społecznie. I tu moje pytanie, czy można to uznać za pozytywne wyodrębnienie czy jednak nie? Ciężko funkcjonować w społeczeństwie mając w głowie tego typu sprawy, a jednak odrzucenie ich wydaje się równie niemądrym rozwiązaniem, bo neguje rzeczywistość. Jak rozwiązać więc tego typu problem? Relacje a akceptacja rzeczywistości jako takiej?
Tak, bo rzeczywistość jest dobra, inna być nie może i robi się nieprzyjemnie dopiero, kiedy coś sobie roimy i wymagamy aby świat był taki jaki chcemy 😝
Czyli kolokwializując, jeśli filozofujesz i trafisz wśród ludzi niefilozofujących a do tego brutalnie akceptujących rzeczywistość w jakiej się znajdują a która może być brutalna to nie porzucisz swoich założeń? Mimo wystąpienia wyraźnego tarcia?
Czy jeśli masz kochającą żonę i świetnych przyjaciół którzy jednak nie interesują się tego typu sprawami to porzucisz ich szukając "prawdy"? Zaczynam powoli myśleć że to całe ego które się tak w obecnych czasach obwinia jest jednak niedoceniane.
Dlatego podstawą zen jest zazen, czyli praktyka medytacji siedzącej. Dlaczego? Gdyż konsekwentny, długotrwały trening pozwala na doświadczenie obecności. Na początku na medytacyjnej poduszce, a później w codzienności. Nie da się tego "wymyśleć". Potrzebny jest trening, aby ustabilizować ten stan, który może pomieścić więcej np. takich dylematów 🙂
@@Karixo jeśli mimo różnicy poglądów występują tarcia, czyli opór (np w tym momencie w którym, piszesz,że nie jesteś w stanie z uwagą wysłuchać wykładu) to pytanie co chcesz tym oporem zabezpieczyć? Swoje "wiem"? I pytanie po co? Bo opór to nadmierna identyfikacja z czymkolwiek.
@@miodziejkao8558 Postaram się odpowiedzieć względnie składnie ale nie oczekuje odpowiedzi bo problem jest uważam złożony, zdarzało mi się w przeszłości być względnie zmuszonym mieszkać z osobami o znacznie innym podejściu do życia, kompletnie nieintelektualnym, kolokwialnie zwanym patologią. W przypadku tarć czyli mojego i ich oporu i zabezpieczania swojego i ichniejszego "wiem", dochodziło do sprzeczek. Miałem okazje powtórzyć ten "eksperyment" kilkukrotnie z różnymi grupami i moje wnioski są takie że niczym woda aby takie tarcia się rozeszły musi nastąpić jakiś przepływ. I tu pojawia się problem, bo jeśli nie ma się siły przeciwstawić grupie to trzeba przyjąć wpływ tej grupy. Jeśli ma się większą siłę to grupa musi przyjąć wpływ. Dlatego pytanie "po co" jest zasadne ale zadawane z punktu umniejszającego perspektywie której się je zadaje jest śmieszne i głupie. Bo każda filozofia kończy się w momencie gdy trzeba uciekać/bronić się/lub zrobić coś gwałtownego co jest w gruncie rzeczy takim samym elementem rzeczywistości jak to filozofowanie, tylko że obecnie łatwo jest te elementy wypierać. Dlatego szukam odpowiedzi na tego rodzaju dylematy bo poza ciepłym mieszkaniem w dużym mieście i pełną lodówką życie wygląda często inaczej i żadne namaszczone poematy nie mają tam zastosowania.