Marek Grechuta & Anawa - W chłodzie osiczyn w dymie traw

Поділитися
Вставка
  • Опубліковано 17 гру 2010
  • W chłodzie osiczyn, w dymie traw
    przed siebie idę i dla siebie.
    Nad dnem piaszczystym wisi staw,
    nad stawem wóz ze zbożem jedzie.
    W zieleni stawu chłodzę ciało,
    wycieram się w iskrzący snopek.
    Co się stać musi, już się stało.
    Pod frakiem chytry drzemie chłopek,
    gotów na oklep w każdej chwili,
    dudniąc w bok koński gołą piętą,
    jechać do ognisk miotających
    gwiazdy i lubczyk w gminne święto.
    I stamtąd nikt mnie nie wywoła
    pod światło lampy i rozsądku.
    Wystarczy zdjąć cylinder z czoła,
    aby znów zacząć od początku.
    Na nic twój pacierz, matko, zda się.
    Proboszczem syn twój nie zostanie.
    Deszcze obmyją ciało ptasie
    i blask uderzy z jego czoła
    na takie psalmu zawołanie,
    jakim się zmarłych z nocy woła.
    Przyjdą doń owe czarne zimy
    tropione gorzko przez zwierzęta.
    On, że ich źrenic głód pamięta,
    odda im siano, w którym śpimy.
    I ptakom odda głowy koło,
    może się choć na gniazdo zda,
    jeśli i ludziom, i aniołom
    wadzi jak rzece ciemna kra.
    Odtąd na głowie z gniazdem wronim
    szedł będzie przez kantyczki wsi.
    Mnisi w jałowcach przyjdą po nim,
    z psalmem się zmiesza skowyt psi.
    Ale już furtki skrzypią w sadach
    i nocą chłopcy idą za nim
    po wypalonych stopą śladach
    mrocznym mokradłem, mchem bocianim.
    Tam on ukryty w mroku liści,
    ścierając z twarzy potu sól,
    ciemne źrenice im oczyści
    zmieszaną z octem żółcią pól.
    I do not own the music, respect the artists and buy the original.

КОМЕНТАРІ • 2