Dziękuję za świadectwo. Pani wyznanie i wpisy pod filmem sprawiły, że uznałam, że powinnam podzielić się w tym miejscu swoim doświadczeniem życiowym. Dla mnie bezpłodność była darem prowadzącym do głębokiej przemiany duchowej i prawdziwej relacji z Bogiem, który jest Wszechogarniającą Miłością. Jestem osobą wierzącą, która przeszła procedurę in vitro, na szczęście w czasach, kiedy kościół nie interesował się jeszcze tą kwestią, bo pewnie bym się jej nie podjęła. Po operacji ginekologicznej lekarz stwierdził, że na urodzenie dziecka mam takie szanse, jak ślepa kura na znalezienie ziarnka na podwórku, czyli żadne. Kiedy zrozumiałam, że chcę być mamą, zwróciłam się do Boga przez wstawiennictwo Maryi o ten dar. Następnie w trakcie jednej z wizy kontrolnych lekarz powiedział mi o nowej metodzie leczenia. W modlitwie podziękowałam za tę wiadomość i obiecałam, że maksymalnie trzykrotnie poddam się procedurze. Jeśli nie przyniesie oczekiwanych skutków uznam, że droga macierzyństwa nie jest moją drogą, a jeżeli się powiedzie z dziękczynieniem za ten dar wybiorę się na pielgrzymkę. Po trzecim razie procedury urodziłam, zdrową piękną córkę, zajęłam się jej wychowaniem. W międzyczasie rozpętała się nagonka na tę metodę poczęcia prowadzona przez hierarchów kościoła. Nie wiedziałam co mam myśleć. Z jednej strony doświadczyłam cudu. Moja modlitwa została wysłuchana, z drugiej wpędzano mnie w poczucie winy, tym trudniejsze do zniesienia, że hierarchia kościoła rozpętała spiralę nienawiści wmawiając mi, że Bóg mnie i mojego dziecka nie chce, że jesteśmy potępione i odrzucone. To było niezwykle bolesne doświadczenie. Ukojenia szukałam w spowiedzi. W różnych miejscach na świecie w konfesjonałach dostawałam zapewnienie, że Bóg kocha mnie i moje dziecko, a z ambon wybrzmiewało zapewnienie o czekającym nas potępieniu wiecznym. Ponieważ złożyłam obietnicę Bogu, wybrałam się na pielgrzymkę. I była to dla mnie droga prowadząca do odkrycia, że jestem kochana i że jestem zdolna do miłości, nawet jeżeli wspólnota, z którą wyruszyłam w tę drogę powiedziała słowami swoich kapłanów, że nie zasługuję na miłość. Cuda, zbiegi okoliczności, synchronizacje (nazwa nie ma znaczenia), których doświadczyłam zmieniły mój sposób patrzenia na świat, a przede wszystkim na siebie. W trakcie drogi musiałam zdecydować, czy wybieram na swoich przewodników hierarchów i instytucję im podlegającą (mogłam stać się gwiazdą ruchu pro life), czy idę za Bogiem i prawdą. Wtedy wybór nie był dla mnie oczywisty. Miałam wtłoczone w świadomość przekonanie, że do Boga prowadzi tylko jedna ścieżka i jest nią ścieżka kościoła, kto nią nie idzie, idzie drogą na zatracenie. Posłuchałam jednak swoje wewnętrznego głosu, lub jak kto woli natchnienia Ducha Świętego, który, prowadził mnie do zrozumienia, że jest wiele dróg. Zaczęłam od lektury Biblii, by wrócić do źródła tego w co wierzę. To prowadziło mnie do refleksji nad tym kim jestem, jaka jestem i jaką wizję Boga mam w sobie. Ten wewnętrzny głos prowadził mnie również do najlepszych nauczycieli, myślicieli (zawsze takich, na których byłam już gotowa). Otwierał na wspólnoty ludzi otwartych na życie, włączających, a nie wykluczających, niezależnie od tego, jakiego się jest wyznania, rasy, czy orientacji seksualnej, doceniających życie i przyjmujących to co życie daje z wdzięcznością. Idąc za Bogiem odnalazłam radość i pokój płynący z prostego życia opartego na serdecznych relacjach z ludźmi, których życie stawia na mojej drodze. Dlatego uważam, że niepłodność była dla mnie darem, bo wyprowadziła mnie z ciasnych ograniczających poglądów. Mam wrażenie, a nawet pewność, iż każde z trudnych doświadczeń życiowych było mi potrzebne, a nawet niezbędne, bym mogła przestać oceniać siebie i innych, bym zrozumiała, że ocenianie nie należy do mnie, bo moje postrzeganie świata jest ograniczone, do grajdołka w którym siedzę. Bóg wie jaką drogą doprowadzić nas na „zielone pastwisko”. Mając dzisiejszą wiedzę i doświadczenie życiowe mogę być wdzięczna losowi, że pozwolił mi skorzystać z nowatorskiej, na owe czasy metody. Dzięki niej wiodę dziś szczęśliwe i spełnione życie, wiedząc, że zadaniem kapłanów jest doprowadzić nas do spotkania i usłyszenia w nas głosu Ducha Świętego. On prowadzi do zrozumienia, że tacy jacy jesteśmy, jesteśmy kochani i że MIŁOŚĆ nie wyklucz tylko jednoczy. Nasze ciało jest żywą świątynia dla Niego i przez nie się z nami komunikuje. O zrozumienie tego języka możemy poprosić w modlitwie. Życzę wszystkim czytającym tę wiadomość, by mieli odwagę pójść za głosem MIŁOŚCI.
Ja też jestem osobą wierzącą i w sprawie in vitro mam ogromny konflikt wewnątrzny, ale pewnie się zdecyduję. Mam nadzieję, że Bóg mi to wybaczy, bo nie zrobię tego przecież z nienawiści do niego. Na pewno nie wolno oceniać innych ludzi ani ich wyborów. Nigdy.
Dlaczego Bóg miałby mieć problem z in vitro? To tak, jakby miał problem z rozrusznikiem serca czy lekami na cukrzycę lub reumatyzm. Albo z aparatem podtrzymującym kogoś przy życiu. Bóg nie ma problemu z in vitro bo w swojej miłości do człowieka dał nam inteligencję i postęp i sprawił, że ktoś wynalazł sposób na najbardziej bezwarunkową miłość jaką jest rodzicielstwo i doświadczenie niewyobrażalnej dobroci.
Bóg jest miłością i mądrością w Tobie. Słuchaj Jego głosu. Na stronie umieściłam swoją historię. Może pomoże Ci podjąć decyzję. Ja dzięki tej metodzie jestem szczęśliwą mamą i wolnym od zniewalających przekonań człowiekiem. Powodzenia w drodze do realizacji najgłębszych tęsknot i pragnień.👏
Sorki ale smiac mi sie chce, pierwsze in vitro i juz sukces. Cierpienie się nawet dla Ciebie nie zaczęło co widac nawet w sposobie jaki o tym mowisz. Ja miałam 4 punkcje, 9 transferow i własnie odebrałam negatywną betę. Ten kanał jest dobry dla panikar które starają się dwa lata i już robią afery jakby walczyły 10 lat bez skutku
Brzydki, wyzbyty najmniejszych oznak pomyślunku komentarz, którego nie usunę, żebyś kiedyś mogła go sobie przeczytać jeszcze raz i być może zdała sobie sprawę z tego jak okropnie potraktowałaś drugą kobietę. Wątpię, czy osoba starająca się tyle lat, ile ty piszesz, że się starasz, byłaby w stanie napisać coś takiego. Może na drugie imię masz po prostu TROL?!
Justyna zgadzam się. Ja też mam za sobą kilka transferów, wiele lat starań i 100 000 kredytu do spłacenia. Kampania mogłaby być fajna gdyby przedstawiała tą drugą stronę niepłodności. Ja tutaj widzę niezle parcie na szkło. I zaznaczam - nie zazdroszczę. Powodzenia w DDTVN 🙉
Przykro mi, że mierzysz się z niepłodnościa i spotkało Cię tyle niepowodzeń. To ogromnie trudne i stresujące doświadczenie i życzę Ci, abyś na końcu tej drogi urodziła upragnionego, ukochanego maluszka. Nie zmienia to jednak faktu, że każda z nas jest inna, każda ma swoją historię i swoją drogę do przejścia. Dla każdej kobiety niepłodność jest jak pewnego rodzaju wyrok i każda ma prawo do przeżywania własnych emocji i dzielenia się nimi ze światem. Nie ma lepszych lub gorszych. Powinniśmy się wspierać, nie oceniać.
Nie można się licytować na to, kto ile zabiegów przeszedł. Bo nie znamy historii, które za tym stoją. Dla jednego jedna inseminacja to max, dla innego 7 in vitro. W żadnym razie nie mamy prawa tego oceniać. Dopóki niepłodność nas osobiście nie dotknie, nie mamy pojęcia, jak upokarzające procedury się z tym wiążą. Jak bolesne. I jak drogie. Jak bardzo te problemy rozwalają związki.
Dziękuję za świadectwo. Pani wyznanie i wpisy pod filmem sprawiły, że uznałam, że powinnam podzielić się w tym miejscu swoim doświadczeniem życiowym. Dla mnie bezpłodność była darem prowadzącym do głębokiej przemiany duchowej i prawdziwej relacji z Bogiem, który jest Wszechogarniającą Miłością. Jestem osobą wierzącą, która przeszła procedurę in vitro, na szczęście w czasach, kiedy kościół nie interesował się jeszcze tą kwestią, bo pewnie bym się jej nie podjęła. Po operacji ginekologicznej lekarz stwierdził, że na urodzenie dziecka mam takie szanse, jak ślepa kura na znalezienie ziarnka na podwórku, czyli żadne. Kiedy zrozumiałam, że chcę być mamą, zwróciłam się do Boga przez wstawiennictwo Maryi o ten dar. Następnie w trakcie jednej z wizy kontrolnych lekarz powiedział mi o nowej metodzie leczenia. W modlitwie podziękowałam za tę wiadomość i obiecałam, że maksymalnie trzykrotnie poddam się procedurze. Jeśli nie przyniesie oczekiwanych skutków uznam, że droga macierzyństwa nie jest moją drogą, a jeżeli się powiedzie z dziękczynieniem za ten dar wybiorę się na pielgrzymkę. Po trzecim razie procedury urodziłam, zdrową piękną córkę, zajęłam się jej wychowaniem. W międzyczasie rozpętała się nagonka na tę metodę poczęcia prowadzona przez hierarchów kościoła. Nie wiedziałam co mam myśleć. Z jednej strony doświadczyłam cudu. Moja modlitwa została wysłuchana, z drugiej wpędzano mnie w poczucie winy, tym trudniejsze do zniesienia, że hierarchia kościoła rozpętała spiralę nienawiści wmawiając mi, że Bóg mnie i mojego dziecka nie chce, że jesteśmy potępione i odrzucone. To było niezwykle bolesne doświadczenie. Ukojenia szukałam w spowiedzi. W różnych miejscach na świecie w konfesjonałach dostawałam zapewnienie, że Bóg kocha mnie i moje dziecko, a z ambon wybrzmiewało zapewnienie o czekającym nas potępieniu wiecznym. Ponieważ złożyłam obietnicę Bogu, wybrałam się na pielgrzymkę. I była to dla mnie droga prowadząca do odkrycia, że jestem kochana i że jestem zdolna do miłości, nawet jeżeli wspólnota, z którą wyruszyłam w tę drogę powiedziała słowami swoich kapłanów, że nie zasługuję na miłość. Cuda, zbiegi okoliczności, synchronizacje (nazwa nie ma znaczenia), których doświadczyłam zmieniły mój sposób patrzenia na świat, a przede wszystkim na siebie. W trakcie drogi musiałam zdecydować, czy wybieram na swoich przewodników hierarchów i instytucję im podlegającą (mogłam stać się gwiazdą ruchu pro life), czy idę za Bogiem i prawdą. Wtedy wybór nie był dla mnie oczywisty. Miałam wtłoczone w świadomość przekonanie, że do Boga prowadzi tylko jedna ścieżka i jest nią ścieżka kościoła, kto nią nie idzie, idzie drogą na zatracenie. Posłuchałam jednak swoje wewnętrznego głosu, lub jak kto woli natchnienia Ducha Świętego, który, prowadził mnie do zrozumienia, że jest wiele dróg. Zaczęłam od lektury Biblii, by wrócić do źródła tego w co wierzę. To prowadziło mnie do refleksji nad tym kim jestem, jaka jestem i jaką wizję Boga mam w sobie. Ten wewnętrzny głos prowadził mnie również do najlepszych nauczycieli, myślicieli (zawsze takich, na których byłam już gotowa). Otwierał na wspólnoty ludzi otwartych na życie, włączających, a nie wykluczających, niezależnie od tego, jakiego się jest wyznania, rasy, czy orientacji seksualnej, doceniających życie i przyjmujących to co życie daje z wdzięcznością. Idąc za Bogiem odnalazłam radość i pokój płynący z prostego życia opartego na serdecznych relacjach z ludźmi, których życie stawia na mojej drodze. Dlatego uważam, że niepłodność była dla mnie darem, bo wyprowadziła mnie z ciasnych ograniczających poglądów. Mam wrażenie, a nawet pewność, iż każde z trudnych doświadczeń życiowych było mi potrzebne, a nawet niezbędne, bym mogła przestać oceniać siebie i innych, bym zrozumiała, że ocenianie nie należy do mnie, bo moje postrzeganie świata jest ograniczone, do grajdołka w którym siedzę. Bóg wie jaką drogą doprowadzić nas na „zielone pastwisko”. Mając dzisiejszą wiedzę i doświadczenie życiowe mogę być wdzięczna losowi, że pozwolił mi skorzystać z nowatorskiej, na owe czasy metody. Dzięki niej wiodę dziś szczęśliwe i spełnione życie, wiedząc, że zadaniem kapłanów jest doprowadzić nas do spotkania i usłyszenia w nas głosu Ducha Świętego. On prowadzi do zrozumienia, że tacy jacy jesteśmy, jesteśmy kochani i że MIŁOŚĆ nie wyklucz tylko jednoczy. Nasze ciało jest żywą świątynia dla Niego i przez nie się z nami komunikuje. O zrozumienie tego języka możemy poprosić w modlitwie. Życzę wszystkim czytającym tę wiadomość, by mieli odwagę pójść za głosem MIŁOŚCI.
Kochana życzę Tobie i temu małemu pączkowi wszystkiego najlepszego. Bardzo przemyślane i mądre było to, co nam powiedziałaś.
Bardzo dojrzała, prawdziwa rozmowa ❤️
Oglądając odcinek Oli, miałam ciarki, pełno ciarek! 🤍
💓
Wspaniały głos w tym temacie... Te dwa scenariusze wydarzeń są mi tak znane...
Mówienie o wierze nie jest przestarzałe i śmieszne, nie bój się o niej mówić. Wspieram modlitwą :)
Ja też jestem osobą wierzącą i w sprawie in vitro mam ogromny konflikt wewnątrzny, ale pewnie się zdecyduję. Mam nadzieję, że Bóg mi to wybaczy, bo nie zrobię tego przecież z nienawiści do niego.
Na pewno nie wolno oceniać innych ludzi ani ich wyborów. Nigdy.
Dlaczego Bóg miałby mieć problem z in vitro? To tak, jakby miał problem z rozrusznikiem serca czy lekami na cukrzycę lub reumatyzm. Albo z aparatem podtrzymującym kogoś przy życiu. Bóg nie ma problemu z in vitro bo w swojej miłości do człowieka dał nam inteligencję i postęp i sprawił, że ktoś wynalazł sposób na najbardziej bezwarunkową miłość jaką jest rodzicielstwo i doświadczenie niewyobrażalnej dobroci.
@@PodnoscStart tez tak czuję ❤️
Bóg jest miłością i mądrością w Tobie. Słuchaj Jego głosu. Na stronie umieściłam swoją historię. Może pomoże Ci podjąć decyzję. Ja dzięki tej metodzie jestem szczęśliwą mamą i wolnym od zniewalających przekonań człowiekiem. Powodzenia w drodze do realizacji najgłębszych tęsknot i pragnień.👏
Sorki ale smiac mi sie chce, pierwsze in vitro i juz sukces. Cierpienie się nawet dla Ciebie nie zaczęło co widac nawet w sposobie jaki o tym mowisz. Ja miałam 4 punkcje, 9 transferow i własnie odebrałam negatywną betę. Ten kanał jest dobry dla panikar które starają się dwa lata i już robią afery jakby walczyły 10 lat bez skutku
Brzydki, wyzbyty najmniejszych oznak pomyślunku komentarz, którego nie usunę, żebyś kiedyś mogła go sobie przeczytać jeszcze raz i być może zdała sobie sprawę z tego jak okropnie potraktowałaś drugą kobietę. Wątpię, czy osoba starająca się tyle lat, ile ty piszesz, że się starasz, byłaby w stanie napisać coś takiego. Może na drugie imię masz po prostu TROL?!
Justyna zgadzam się. Ja też mam za sobą kilka transferów, wiele lat starań i 100 000 kredytu do spłacenia. Kampania mogłaby być fajna gdyby przedstawiała tą drugą stronę niepłodności. Ja tutaj widzę niezle parcie na szkło. I zaznaczam - nie zazdroszczę. Powodzenia w DDTVN 🙉
Przykro mi, że mierzysz się z niepłodnościa i spotkało Cię tyle niepowodzeń. To ogromnie trudne i stresujące doświadczenie i życzę Ci, abyś na końcu tej drogi urodziła upragnionego, ukochanego maluszka. Nie zmienia to jednak faktu, że każda z nas jest inna, każda ma swoją historię i swoją drogę do przejścia. Dla każdej kobiety niepłodność jest jak pewnego rodzaju wyrok i każda ma prawo do przeżywania własnych emocji i dzielenia się nimi ze światem. Nie ma lepszych lub gorszych. Powinniśmy się wspierać, nie oceniać.
@@aniatoja4644 jak cudownie, że istnieje takie określenie jak "parcie na szkło" można w jednym określeniu wyrazić całą swoją żółć.
Nie można się licytować na to, kto ile zabiegów przeszedł. Bo nie znamy historii, które za tym stoją. Dla jednego jedna inseminacja to max, dla innego 7 in vitro. W żadnym razie nie mamy prawa tego oceniać. Dopóki niepłodność nas osobiście nie dotknie, nie mamy pojęcia, jak upokarzające procedury się z tym wiążą. Jak bolesne. I jak drogie. Jak bardzo te problemy rozwalają związki.