na UAM też tylko zaliczenia w sesji, ale jest sesja ciągła - niektóre przedmioty można zdać w trakcie roku akademickiego, a nie już stricte sesji - świetna sprawa
Jestem ubiegłoroczną absolwentką UAM-u i generalnie nie mam jakichś szczególnych powodów, żeby narzekać na te studia. Jasne, momentami bywało ciężko, ale ja byłam na to dosyć mocno przygotowana psychicznie jeszcze zanim w ogóle aplikowałam na te studia. Było też sporo przedmiotów, które mnie nie interesowały, bo od zawsze czułam się bardziej karnistką (i tak, kontratypy pozaustawowe nie istnieją, to jakiś chory wymysł i absolutnie nigdy go nie zaakceptuję), ale nie miałam większych problemów ze zdawaniem innych przedmiotów. Wydaje mi się, że jak ktoś ma silną motywacje, to tak naprawdę nie ma jakiegoś większego dramatu, żeby przez te studia przebrnąć, bo nawet w trudniejszych momentach ma się na uwadze, że ma się właściwie dokładnie go, co chce się mieć.
Ciekawym byłby eksperyment wprowadzenia studentom pierwszych lat przedmiotów stricte prawniczych, a później przedstawienie ich historii, filozofii itp. Szczerze mówiąc mi osobiście trudno było zainteresować się np. historią prawa nie wiedząc, czym jest prawo. Z pierwszych lat studiów niewiele przez to wyniosłam.
Z racji różnych względów rodzinnych studiowałam zaocznie na prywatnej uczelni i tam mielismy po pierwsze wszystkie przedmioty obowiazkowe, 5 lat zajecia w kazdy weekend od 8 do 20 i historia byla przez 2 semestry 😑 tyle, ze podzielona na dwie inne części
Co myślicie o studiach prawniczych po 30 tce? Ma to sens jeśli chce się później robić aplikację radcowską? Mowa oczywiście o studiach niestacjonarnych, w internecie można przeczytać opinię, iż nie ma to sensu, ponieważ osoby w tym wieku nawet nie mają szans na taką aplikację. Jak to wygląda w rzeczywistości?
Można, od osób, które tego nie studiowały głównie. Zdarzyło mi się studiować i to i na politechnice, byli dużo starsi ode mnie ludzie na dziennych, a co dopiero na innych, tu i tu, na politechnice koło pięćdziesiątki nawet, chociaż nie u mnie na kierunku, ale znaliśmy się, rozmawialiśmy nie raz i co? Też o parę lat więcej było wtedy u mnie niż u ludzi po liceum/technikum na starcie, a jakoś i znajomości było tam sporo fajnych i zdarzało mi się reprezentować uczelnię nawet w sporcie nie raz, nie dwa razy i na różne rzeczy załapać i problemu nie było i do pracy chcieli brać na uczelni, na praktykach podobnie, a byli młodsi z lepszymi ocenami. Dlaczego o to pytasz w Internecie? Chcesz to studiować, to zaczynaj takie studia. Nigdy nie ma gwarancji, że jeżeli dostaniesz to, czego chcesz, to Cię to ucieszy. Nie ma. Może tak być, może nie być. Im więcej rzeczy próbujesz w życiu, tym bardziej to wiesz, wtedy wiesz dopiero, musisz zobaczyć czy tak czy nie i to jest coś, czego nie sposób przewidzieć bez względu na to, jak pokalkulujesz sobie, bo o intuicję tutaj, jak i w życiu, bywa ciężko. Bardziej zależy, czy potrafisz porozmawiać niż ile masz lat z tym i czy masz wiedzę, bo tego drugiego często nie ma jak zweryfikować. Jeżeli zdasz, to najwyżej wyznaczą Ci patrona, jeżeli nie znajdziesz. Jeżeli pozdajesz, to będziesz miał ten tytuł i tyle. Dla siebie to robisz ze względu na swoje cele. Na jakiej uczelni skończysz nie ma znaczenia, bylebyś na egzamin umiał, z uczelni potrzebujesz do tego tylko dyplomu magistra. Często są lepsze metody nauki niż wykłady. Student musi być samoukiem, na to trzeba się przygotować od razu. A mówić niech mówią w Internecie.
Film nie ma temat w zasadzie. Stidia prawnicze SĄ TRUDNE. Zaczynalo że mną 180 osób i połowa odpada już po 1 roku. Do obrony pracy mgr dotrwało 8 osób! Z tego tylko 3 idą na aplikację. Na innym kierunku byłam bez wysiłku prymusem. Utrzymanie średniej 4,7 na prawie było mega trudne. Zero balangowania, masa nauki i drogie komentarze.
Jestem na 2 semestrze w USz i raczej jest ciężko. Takie przedmioty jak doktryny czy Rzym skutecznie zniechęcają do wszystkiego i się człowiek zastanawia kiedy te kodeksy dotknie... Bez praktyk od razu w kancelarii raczej nic bym z tego całego roku nie wyniosła- chociaż mogłam wysłać cv do biur jako juz student prawa ale nie uczący się prawa tak naprawdę. Może lepiej zdawać matury z wosu i historii i pominąć takie rzeczy?... Nie wiem, na szczęście u mnie już połowa zaliczona
@@karnyjez2689 Zgłasza się absolwent UMK w Toruniu z 2007 roku, ale aplikację adwokacką odbyłem pomorskiej izbie adwokackiej, większość była po studiach na UG. Pamiętam, że często porównywaliśmy doświadczenia ze studiów i wychodziło mi, że były inne. Doszedłem do wniosku, że wszystko kwestia prowadzącego. Jeśli ćwiczeniowiec/wykładowca potrafił zainteresować, było łatwo, jeśli nie, było trudno. No i forma zaliczeń. W Gdańsku wspominali jako koszmar prawo finansowe (na kołach robili test wielokrotnego wyboru z punktami ujemnymi za błędne odpowiedzi, a należeliśmy do roczników nienawykłych do testowego systemu sprawdzania wiedzy, w efekcie dobrze przygotowani studenci dostawali 5/20, potem ryli do dwa tygodnie żeby poprawić i dostawali 2/20), a ja prawa finansowego w Toruniu w ogóle nie pamiętam, poszło. Ogólnie uważam studia prawnicze za łatwe studia. Miałem dużo więcej czasu niż osoby z którymi dzieliłem stancję (studiowali filologię angielską). Jeżeli ktoś ma trzycyfrowe IQ, minimum rzetelności i w jawny sposób nie pomylił kierunków, to na czwórkach powinien skończyć. Nie trzeba naprawdę ryć jak na medycynie, czy studiach inżynierskich, nie trzeba urodzić się z naturalnymi zdolnościami, jak na studiach muzycznych itd. Inna rzecz, że minęło 15 lat i pojawiają mi się praktykanci z wiedzą, której ja po studiach nie miałem, więc może dziś wymaga się więcej, albo ja bumelowałem ponad normę.
@@Pan_Stars Też prawda. A co do wywołanego przez Martę Rzymu, to przypomniałem sobie co było chyba największym problemem w Toruniu i to już na starcie. Wtedy Toruń był chyba jedynym wydziałem prawa w Polsce, gdzie nie było Rzymu na pierwszym roku (było konstytucyjne), był na drugim, wykładany równolegle z częścią ogólną i rzeczową cywila. To jakby komuś w szkole kazano czytać lektury i uczyć alfabetu jednocześnie. Wtedy nie miałem porównania i myślałem, że to normalne i tak musi być, potem dowiedziałem się, że to tylko w Toruniu kazano nam czytać nie dbając wcześniej, czy poznaliśmy literki. Może ktoś uznał, że za dużo historii na pierwszym roku i żeby nas nie zniechęcać, przeniósł Rzym na drugi, ale w efekcie zrobili nam strasznie pod górkę.
@@cyrylpawel1 No akurat twierdzenie, że Rzym nie wiadomo jak pomaga z cywilem można chyba włożyć między bajki (na pewno obecnie, nie wiem jak to było kiedyś). Rozumiem, że może chodzić o jakieś podstawy podstaw, jak np. co to jest zapis, dziedziczenie beztestamentowe, umowa etc. no ale nie oszukujmy się - to jest do załatwienia w parę-paręnaście wykładów, a nie dwa semestry. Oprócz tego nie powinno się stawiać wobec studentów absurdalnych wymogów umiejętności rozwiązywania kazusów z kosmosu na podstawie znajomości X interpretacji parunastu senatus consulta, niezliczonych opinii jurystów nt. wyjątków od wyjątków w różnych leges, kompilacji Justyniana, czy dowolnego innego źródła prawa rzymskiego (obecnie znam co najmniej jeden przypadek uczelni na której to tak wygląda). Prawo rzymskie to nie jest przedmiot stricte prawniczy, bo nie ma żadnego kodeksu prawa rzymskiego a z samymi źródłami jest taki rozstrzał że nie ma co tutaj mówić o nauce takiej jak do np. cywila. Można to uznać raczej za coś dla pasjonatów badań historycznych o tym jak to sobie żyli ci Rzymianie, ale jeżeli kogoś to osobiście nie interesuje, to z Rzymu raczej nic ciekawego nie wyniesie. Najgorsze jednak są skutki wywoływane na programie studiów, powodowane przez takie arbitralne uznanie Rzymu za coś bez czego nie będziemy w pełni prawdziwymi prawnikami. Jak wyżej wspomniałem, rozumiem jak ktoś jest pasjonatem i temat lubi, ale narzucanie sobie zdania tego przedmiotu przez studenta/uczelnię to jest patologia, bo po prostu szkoda czasu który w alternatywie można by poświęcić na coś bardziej przydatnego, np. jakieś wprowadzenie do zagadnień któregoś z kodeksów już na I roku żeby student się zorientował czy to całe prawo jest dla niego. Przecież ile to jest przypadków, kiedy jakaś osoba nawet i polubiła te hist-prawy, ale później, np. dopiero na III czy późniejszym roku orientuje się, że prawnikiem nie chce zostawać i musi rzucić te studia, a trzech+ lat z najlepszego okresu życia, zmarnowanych na uczelni, jej nikt nie zwróci. Mogę się też założyć, że i vice versa istnieje masa osób które na I roku te hist-prawy na tyle odstraszyły/zmęczyły, że albo się po prostu wypalili i znudzili tymi studiami a gdyby nie to to zostawaliby świetnymi prawnikami z zapałem do którejś z gałęzi prawa, albo po prostu je rzucili i poszli na inny kierunek. Takich ludzi jest masa i sam byłem świadkiem co najmniej paru takich rozczarowań. A poza tym uważam, że nauka prawa rzymskiego powinna zostać... co najmniej zreformowana ;) Przede wszystkim przydałoby się, żeby nie robić z tego nie wiadomo jak świętego i niezbędnego przedmiotu, no i nie stawiać wymagań jak na odrębny kierunek.
na UAM też tylko zaliczenia w sesji, ale jest sesja ciągła - niektóre przedmioty można zdać w trakcie roku akademickiego, a nie już stricte sesji - świetna sprawa
Ciekawe rozwiązanie i pozwala rzeczywiście rozładować kumulację nauki :)
Jestem ubiegłoroczną absolwentką UAM-u i generalnie nie mam jakichś szczególnych powodów, żeby narzekać na te studia. Jasne, momentami bywało ciężko, ale ja byłam na to dosyć mocno przygotowana psychicznie jeszcze zanim w ogóle aplikowałam na te studia. Było też sporo przedmiotów, które mnie nie interesowały, bo od zawsze czułam się bardziej karnistką (i tak, kontratypy pozaustawowe nie istnieją, to jakiś chory wymysł i absolutnie nigdy go nie zaakceptuję), ale nie miałam większych problemów ze zdawaniem innych przedmiotów. Wydaje mi się, że jak ktoś ma silną motywacje, to tak naprawdę nie ma jakiegoś większego dramatu, żeby przez te studia przebrnąć, bo nawet w trudniejszych momentach ma się na uwadze, że ma się właściwie dokładnie go, co chce się mieć.
jest taki kontratyp i nazywa się PiS...
Myślałem żeby zostawić programowanie i iść na prawo bo podobno jest łatwiej ;)
Ciekawym byłby eksperyment wprowadzenia studentom pierwszych lat przedmiotów stricte prawniczych, a później przedstawienie ich historii, filozofii itp. Szczerze mówiąc mi osobiście trudno było zainteresować się np. historią prawa nie wiedząc, czym jest prawo. Z pierwszych lat studiów niewiele przez to wyniosłam.
Świetny materiał! :)
Dzięki :)
Z racji różnych względów rodzinnych studiowałam zaocznie na prywatnej uczelni i tam mielismy po pierwsze wszystkie przedmioty obowiazkowe, 5 lat zajecia w kazdy weekend od 8 do 20 i historia byla przez 2 semestry 😑 tyle, ze podzielona na dwie inne części
Ogólnie nie. Wystarczy być sumiennym (nauka jest procesem "nieliniowym").
Jedyne co jest trudne, to filozofia prawa.
Nie jest łatwo, ale łatwiej niż myślałam.
Na gihu nic się zmieniło pod tym względem, dalej historia zajmuje cały semestr :c
O, to piętro wyżej niż my "urzędujemy" a tak mało wiemy co tam się dzieje :)
Co myślicie o studiach prawniczych po 30 tce? Ma to sens jeśli chce się później robić aplikację radcowską? Mowa oczywiście o studiach niestacjonarnych, w internecie można przeczytać opinię, iż nie ma to sensu, ponieważ osoby w tym wieku nawet nie mają szans na taką aplikację. Jak to wygląda w rzeczywistości?
Można, od osób, które tego nie studiowały głównie. Zdarzyło mi się studiować i to i na politechnice, byli dużo starsi ode mnie ludzie na dziennych, a co dopiero na innych, tu i tu, na politechnice koło pięćdziesiątki nawet, chociaż nie u mnie na kierunku, ale znaliśmy się, rozmawialiśmy nie raz i co? Też o parę lat więcej było wtedy u mnie niż u ludzi po liceum/technikum na starcie, a jakoś i znajomości było tam sporo fajnych i zdarzało mi się reprezentować uczelnię nawet w sporcie nie raz, nie dwa razy i na różne rzeczy załapać i problemu nie było i do pracy chcieli brać na uczelni, na praktykach podobnie, a byli młodsi z lepszymi ocenami. Dlaczego o to pytasz w Internecie? Chcesz to studiować, to zaczynaj takie studia. Nigdy nie ma gwarancji, że jeżeli dostaniesz to, czego chcesz, to Cię to ucieszy. Nie ma. Może tak być, może nie być. Im więcej rzeczy próbujesz w życiu, tym bardziej to wiesz, wtedy wiesz dopiero, musisz zobaczyć czy tak czy nie i to jest coś, czego nie sposób przewidzieć bez względu na to, jak pokalkulujesz sobie, bo o intuicję tutaj, jak i w życiu, bywa ciężko. Bardziej zależy, czy potrafisz porozmawiać niż ile masz lat z tym i czy masz wiedzę, bo tego drugiego często nie ma jak zweryfikować. Jeżeli zdasz, to najwyżej wyznaczą Ci patrona, jeżeli nie znajdziesz. Jeżeli pozdajesz, to będziesz miał ten tytuł i tyle. Dla siebie to robisz ze względu na swoje cele. Na jakiej uczelni skończysz nie ma znaczenia, bylebyś na egzamin umiał, z uczelni potrzebujesz do tego tylko dyplomu magistra. Często są lepsze metody nauki niż wykłady. Student musi być samoukiem, na to trzeba się przygotować od razu. A mówić niech mówią w Internecie.
Film nie ma temat w zasadzie. Stidia prawnicze SĄ TRUDNE. Zaczynalo że mną 180 osób i połowa odpada już po 1 roku. Do obrony pracy mgr dotrwało 8 osób! Z tego tylko 3 idą na aplikację. Na innym kierunku byłam bez wysiłku prymusem. Utrzymanie średniej 4,7 na prawie było mega trudne. Zero balangowania, masa nauki i drogie komentarze.
Jestem na 2 semestrze w USz i raczej jest ciężko. Takie przedmioty jak doktryny czy Rzym skutecznie zniechęcają do wszystkiego i się człowiek zastanawia kiedy te kodeksy dotknie... Bez praktyk od razu w kancelarii raczej nic bym z tego całego roku nie wyniosła- chociaż mogłam wysłać cv do biur jako juz student prawa ale nie uczący się prawa tak naprawdę. Może lepiej zdawać matury z wosu i historii i pominąć takie rzeczy?... Nie wiem, na szczęście u mnie już połowa zaliczona
Rzeczywiście słabością naszej dyskusji było to, że wszyscy kończyliśmy prawo na jednej uczelni, dobrze, że są głosy z innych uczelni :)
@@karnyjez2689 Zgłasza się absolwent UMK w Toruniu z 2007 roku, ale aplikację adwokacką odbyłem pomorskiej izbie adwokackiej, większość była po studiach na UG. Pamiętam, że często porównywaliśmy doświadczenia ze studiów i wychodziło mi, że były inne. Doszedłem do wniosku, że wszystko kwestia prowadzącego. Jeśli ćwiczeniowiec/wykładowca potrafił zainteresować, było łatwo, jeśli nie, było trudno. No i forma zaliczeń. W Gdańsku wspominali jako koszmar prawo finansowe (na kołach robili test wielokrotnego wyboru z punktami ujemnymi za błędne odpowiedzi, a należeliśmy do roczników nienawykłych do testowego systemu sprawdzania wiedzy, w efekcie dobrze przygotowani studenci dostawali 5/20, potem ryli do dwa tygodnie żeby poprawić i dostawali 2/20), a ja prawa finansowego w Toruniu w ogóle nie pamiętam, poszło.
Ogólnie uważam studia prawnicze za łatwe studia. Miałem dużo więcej czasu niż osoby z którymi dzieliłem stancję (studiowali filologię angielską). Jeżeli ktoś ma trzycyfrowe IQ, minimum rzetelności i w jawny sposób nie pomylił kierunków, to na czwórkach powinien skończyć. Nie trzeba naprawdę ryć jak na medycynie, czy studiach inżynierskich, nie trzeba urodzić się z naturalnymi zdolnościami, jak na studiach muzycznych itd. Inna rzecz, że minęło 15 lat i pojawiają mi się praktykanci z wiedzą, której ja po studiach nie miałem, więc może dziś wymaga się więcej, albo ja bumelowałem ponad normę.
@@cyrylpawel1 pamiętaj tez ze ludzie studiujący inne kierunki zawsze narzekają czego to oni nie maja. Na każdym kierunku trzeba się uczyć
@@Pan_Stars Też prawda.
A co do wywołanego przez Martę Rzymu, to przypomniałem sobie co było chyba największym problemem w Toruniu i to już na starcie. Wtedy Toruń był chyba jedynym wydziałem prawa w Polsce, gdzie nie było Rzymu na pierwszym roku (było konstytucyjne), był na drugim, wykładany równolegle z częścią ogólną i rzeczową cywila. To jakby komuś w szkole kazano czytać lektury i uczyć alfabetu jednocześnie. Wtedy nie miałem porównania i myślałem, że to normalne i tak musi być, potem dowiedziałem się, że to tylko w Toruniu kazano nam czytać nie dbając wcześniej, czy poznaliśmy literki.
Może ktoś uznał, że za dużo historii na pierwszym roku i żeby nas nie zniechęcać, przeniósł Rzym na drugi, ale w efekcie zrobili nam strasznie pod górkę.
@@cyrylpawel1 No akurat twierdzenie, że Rzym nie wiadomo jak pomaga z cywilem można chyba włożyć między bajki (na pewno obecnie, nie wiem jak to było kiedyś).
Rozumiem, że może chodzić o jakieś podstawy podstaw, jak np. co to jest zapis, dziedziczenie beztestamentowe, umowa etc. no ale nie oszukujmy się - to jest do załatwienia w parę-paręnaście wykładów, a nie dwa semestry. Oprócz tego nie powinno się stawiać wobec studentów absurdalnych wymogów umiejętności rozwiązywania kazusów z kosmosu na podstawie znajomości X interpretacji parunastu senatus consulta, niezliczonych opinii jurystów nt. wyjątków od wyjątków w różnych leges, kompilacji Justyniana, czy dowolnego innego źródła prawa rzymskiego (obecnie znam co najmniej jeden przypadek uczelni na której to tak wygląda).
Prawo rzymskie to nie jest przedmiot stricte prawniczy, bo nie ma żadnego kodeksu prawa rzymskiego a z samymi źródłami jest taki rozstrzał że nie ma co tutaj mówić o nauce takiej jak do np. cywila. Można to uznać raczej za coś dla pasjonatów badań historycznych o tym jak to sobie żyli ci Rzymianie, ale jeżeli kogoś to osobiście nie interesuje, to z Rzymu raczej nic ciekawego nie wyniesie.
Najgorsze jednak są skutki wywoływane na programie studiów, powodowane przez takie arbitralne uznanie Rzymu za coś bez czego nie będziemy w pełni prawdziwymi prawnikami. Jak wyżej wspomniałem, rozumiem jak ktoś jest pasjonatem i temat lubi, ale narzucanie sobie zdania tego przedmiotu przez studenta/uczelnię to jest patologia, bo po prostu szkoda czasu który w alternatywie można by poświęcić na coś bardziej przydatnego, np. jakieś wprowadzenie do zagadnień któregoś z kodeksów już na I roku żeby student się zorientował czy to całe prawo jest dla niego. Przecież ile to jest przypadków, kiedy jakaś osoba nawet i polubiła te hist-prawy, ale później, np. dopiero na III czy późniejszym roku orientuje się, że prawnikiem nie chce zostawać i musi rzucić te studia, a trzech+ lat z najlepszego okresu życia, zmarnowanych na uczelni, jej nikt nie zwróci. Mogę się też założyć, że i vice versa istnieje masa osób które na I roku te hist-prawy na tyle odstraszyły/zmęczyły, że albo się po prostu wypalili i znudzili tymi studiami a gdyby nie to to zostawaliby świetnymi prawnikami z zapałem do którejś z gałęzi prawa, albo po prostu je rzucili i poszli na inny kierunek. Takich ludzi jest masa i sam byłem świadkiem co najmniej paru takich rozczarowań.
A poza tym uważam, że nauka prawa rzymskiego powinna zostać... co najmniej zreformowana ;) Przede wszystkim przydałoby się, żeby nie robić z tego nie wiadomo jak świętego i niezbędnego przedmiotu, no i nie stawiać wymagań jak na odrębny kierunek.