Świetny film, uwielbiam wszelkie analizy. Moim pierwszym tlumaczeniem było tłumaczenie Jakubiak i powiem szczerze że nie wspominam go zbyt dobrze i nie skończyłam wtedy tej książki. Dopiero kilka miesięcy później dostałam od mamy tłumaczenie Agnieszki Kuc (w wydaniu z Wydawnictwa Literackiego, edycji na stulecie Ani) i to jest to "moje" tłumaczenie, dla mnie najbardziej płynne i najprzyjemniejsze. I to chyba jest to o czym trochę wspominasz, bo miałam książkę z tym tłumaczeniem na własność i zaczytałam ją aż prawie się rozpadła, więc znam je na pamięć, pewnie tak jak wiele osób zna na pamięć tłumaczenie Bersteinowej. Mnie tłumaczenie Bańkowskiej nie bardzo się podoba, jest moim zdaniem za bardzo nowoczesne i według mnie nie oddaje ducha powieści. Fajnie że powstało, bo eksperymentowanie nie jest złe, ale ja na pewno go nie przeczytam ponownie. I mimo wszystko doceniam też, że Bańkowska przetłumaczyła prawie wszystkie części (a pewnie przetłumaczy wszystkie), dzięki temu ktoś to polubi to tłumaczenie będzie miał spójną serię. Zostawiam suba i czekam na film o Bersteinowej ❤
Poproszę film o Bersztejnowej. Zapowiada się ciekawie. Te wydanie którym machasz na ekranie dostałam jako nagrodę za czytelnictwo w piątej klasie - chyba, za czytanie to na pewno. Siostra tego samego roku za to samo też dostała tą książkę - uznałyśmy to za dramat i marnotrastwo miejsca na półce - tam mogła stać INNA książka, ech...
Ja jestem dziwnym przypadkiem, który czytał przekład Bernsteinowej a potem pożądał już tylko oryginału. Odkąd go przeczytałam nie mam potrzeby czytania przekładów. Ale śledzę temat bo kiedyś będzie trzeba posunąć jakiś przekład mojej córce. Raczej nie wybiorę Bernsteinowej - jest zbyt archaiczne. Tak jak myślałam - wybiorę Beręsewicza. Co do roślinności w przekładzie Bańkowskiej trzeba podkreślić, ze wielką pracę tam wykonał pan Stanisław Kucharzyk, który prowadzi blog Zielnik L.M. Montgomery.
W końcu ktoś krytycznie i na chłodno spojrzał na przekład Bańkowskiej. Brawo. Większość internetu powiela zasłyszane i niesprawdzone informacje i przypisuje jej zasługi, których nie dokonała, a na pewno nie dokonała pierwsza. A z drugiego bieguna promuje się ją na najbliższą oryginalowi, a to co się podziało przy nazwach rozdziałów? Popłynęła. Zrobiło się glośno, bo miała dobry marketing z wydawnictwa. Jestem fanką dwóch przekładów. Beręsewicza cenie za wierność i świeżość. Żałuję, że przetłumaczył tylko dwa tomy. Borzobohatą - Sawicką cenię za to, że przez jej tekst się płynie. I była pierwsza, która przełożyła wszystkie osiem tomów Ani. Z ciekawostek, pierwsze wydanie z przekladem Kuc miało oryginalne nazwy i imiona, z wyjatkiem Ani, zgodnie z wolą tlumaczki, potem wydawnictwo się wtrąciło i kolejne wydania miały spolszczenia.
a co do słowa chajtać... pamiętam jak pierwszy raz w życiu spotkałem się z tym słowem. byłem dzieckiem i znajomy rodziców powiedział: "będę się chajtał". nie znałem znaczenia tego słowa i wcześniej go nawet nie słyszałem, ale zabrzmiało dla mnie wulgarnie. i myślałem że oznacza: "będę uprawiał s..." xd
skoro "paprocie" były też w późniejszym przekładzie, to podejrzewam, że tłumacz po prostu otworzył polski przekład bersztajnowej i parafrazował, a oryginału pewnie nie chciało mu się czytać.
Imię Ania-nie-Andzia mi odpowiadało, bo Andzia brzmiało brzydko, jak babcia Andzia mojej koleżanki 😂 Pamiętam w "Ani ze Złotego Brzegu" ciotka Gilberta nazywała Anię Andzią. Andzia tak, jak Małgorzata-nie-Rachel wdarła się głęboko w świadomość 😅.
Ja czytałam tłumaczenie Kararzyny Jakubiak i dostałam bardzo przez to bardzo słabą ocenę ze sprawdzianu z lektury. Potem był Robinson Cruzoe i sytuacja się powtórzyła 😅
Przeczytałem chyba dwa rozdziały tłumaczenia Bańkowskiej, które dostępne jest na stronie wydawnictwa i nie podobało mi się. Jest strasznie chropowate i źle się to czyta. Do tego mamy wtręty w stylu "kiecka", "nudy na pudy" czy "język lata jak łopata" nie pasujące za bardzo do tej powieści. Już wolę tłumaczenie Bernsteinowej, które czyta się o wiele lepiej, płynniej i jest odpowiednio kwieciste. Wg mnie najlepszym kompromisem między starym a nowym jest tłumaczenie Anny Borzobahatej-Sawickiej.
Świetny film, uwielbiam wszelkie analizy.
Moim pierwszym tlumaczeniem było tłumaczenie Jakubiak i powiem szczerze że nie wspominam go zbyt dobrze i nie skończyłam wtedy tej książki. Dopiero kilka miesięcy później dostałam od mamy tłumaczenie Agnieszki Kuc (w wydaniu z Wydawnictwa Literackiego, edycji na stulecie Ani) i to jest to "moje" tłumaczenie, dla mnie najbardziej płynne i najprzyjemniejsze. I to chyba jest to o czym trochę wspominasz, bo miałam książkę z tym tłumaczeniem na własność i zaczytałam ją aż prawie się rozpadła, więc znam je na pamięć, pewnie tak jak wiele osób zna na pamięć tłumaczenie Bersteinowej.
Mnie tłumaczenie Bańkowskiej nie bardzo się podoba, jest moim zdaniem za bardzo nowoczesne i według mnie nie oddaje ducha powieści. Fajnie że powstało, bo eksperymentowanie nie jest złe, ale ja na pewno go nie przeczytam ponownie. I mimo wszystko doceniam też, że Bańkowska przetłumaczyła prawie wszystkie części (a pewnie przetłumaczy wszystkie), dzięki temu ktoś to polubi to tłumaczenie będzie miał spójną serię.
Zostawiam suba i czekam na film o Bersteinowej ❤
7:33 😮😮😮 Tak, chcemy kolejnego filmu! 😮😮😮
Poproszę film o Bersztejnowej. Zapowiada się ciekawie. Te wydanie którym machasz na ekranie dostałam jako nagrodę za czytelnictwo w piątej klasie - chyba, za czytanie to na pewno. Siostra tego samego roku za to samo też dostała tą książkę - uznałyśmy to za dramat i marnotrastwo miejsca na półce - tam mogła stać INNA książka, ech...
Bersztejnowa - tak, tak, tak❤ film -prosim.
Mam wszystkie polskie wydania.
Kolekcjonuję. „Moim” jest oczywiście Bernstajnowa.
Ja jestem dziwnym przypadkiem, który czytał przekład Bernsteinowej a potem pożądał już tylko oryginału. Odkąd go przeczytałam nie mam potrzeby czytania przekładów. Ale śledzę temat bo kiedyś będzie trzeba posunąć jakiś przekład mojej córce. Raczej nie wybiorę Bernsteinowej - jest zbyt archaiczne. Tak jak myślałam - wybiorę Beręsewicza. Co do roślinności w przekładzie Bańkowskiej trzeba podkreślić, ze wielką pracę tam wykonał pan Stanisław Kucharzyk, który prowadzi blog Zielnik L.M. Montgomery.
Dzięki za ten filmik.Mam opracowanie Barbary Włodarczyk,wydawnictwo GREG z 2004 roku.
Będę oglądać na raty, ale już jestem zachwycona. 😍😍😍
W końcu ktoś krytycznie i na chłodno spojrzał na przekład Bańkowskiej. Brawo. Większość internetu powiela zasłyszane i niesprawdzone informacje i przypisuje jej zasługi, których nie dokonała, a na pewno nie dokonała pierwsza. A z drugiego bieguna promuje się ją na najbliższą oryginalowi, a to co się podziało przy nazwach rozdziałów? Popłynęła. Zrobiło się glośno, bo miała dobry marketing z wydawnictwa.
Jestem fanką dwóch przekładów. Beręsewicza cenie za wierność i świeżość. Żałuję, że przetłumaczył tylko dwa tomy.
Borzobohatą - Sawicką cenię za to, że przez jej tekst się płynie. I była pierwsza, która przełożyła wszystkie osiem tomów Ani.
Z ciekawostek, pierwsze wydanie z przekladem Kuc miało oryginalne nazwy i imiona, z wyjatkiem Ani, zgodnie z wolą tlumaczki, potem wydawnictwo się wtrąciło i kolejne wydania miały spolszczenia.
Tak właśnie czułam że u Kuc wydawnictwo mieszało!
Witam Moją Anię przełożyła Jolanta Ważbińska wydawnictwo Świat Ksiąźki 2003 rok.
a co do słowa chajtać...
pamiętam jak pierwszy raz w życiu spotkałem się z tym słowem. byłem dzieckiem i znajomy rodziców powiedział: "będę się chajtał". nie znałem znaczenia tego słowa i wcześniej go nawet nie słyszałem, ale zabrzmiało dla mnie wulgarnie. i myślałem że oznacza: "będę uprawiał s..." xd
skoro "paprocie" były też w późniejszym przekładzie, to podejrzewam, że tłumacz po prostu otworzył polski przekład bersztajnowej i parafrazował, a oryginału pewnie nie chciało mu się czytać.
Dokładnie mam takie wrażenie
Imię Ania-nie-Andzia mi odpowiadało, bo Andzia brzmiało brzydko, jak babcia Andzia mojej koleżanki 😂
Pamiętam w "Ani ze Złotego Brzegu" ciotka Gilberta nazywała Anię Andzią. Andzia tak, jak Małgorzata-nie-Rachel wdarła się głęboko w świadomość 😅.
Ja mam wydanie z 1997 roku. Wydawnictwo liberal przekład Przemysław Piekarski
Ja czytałam tłumaczenie Kararzyny Jakubiak i dostałam bardzo przez to bardzo słabą ocenę ze sprawdzianu z lektury. Potem był Robinson Cruzoe i sytuacja się powtórzyła 😅
Przeczytałem chyba dwa rozdziały tłumaczenia Bańkowskiej, które dostępne jest na stronie wydawnictwa i nie podobało mi się. Jest strasznie chropowate i źle się to czyta. Do tego mamy wtręty w stylu "kiecka", "nudy na pudy" czy "język lata jak łopata" nie pasujące za bardzo do tej powieści. Już wolę tłumaczenie Bernsteinowej, które czyta się o wiele lepiej, płynniej i jest odpowiednio kwieciste. Wg mnie najlepszym kompromisem między starym a nowym jest tłumaczenie Anny Borzobahatej-Sawickiej.