Wizyta krótkofalowców - SP3LD, SP5AYY i SQ5WN - u Adama Drzewoskiego, uczestnika Powstania Warszawskiego 1944 oraz żołnierza II Korpusu Polskiego we Włoszech
Szacun dla Pana Adama, wielki, wielki bardzo. Cześć i chwała bohaterom, zawsze i wszędzie. Niech żyje nam jak najdłużej w zdrowiu i szczęściu. Bardzo dziękuję za ten film. Miło by było dowiedzieć się, jakie to były wojskowe częstotliwości, jakie szerokości pasma, emisje, moce wyjściowe, układy zasilania (czy ogniwa wytwarzali samodzielnie; skąd i jakie brali odczynniki, jak musieli po domowemu improwizować, na ile wystarczała taka bateria anodowa czy żarzeniowa, skąd brali prąd, jakie było wtedy napięcie w sieci elektrycznej, jaka częstotliwość napięcia sieciowego), jakie styki były w przetwornicach wibratorowych, jaka była awaryjność i trwałość ówczesnych lamp, jak stabilizowali napięcie (bareterami, żaróweczkami, ferromagnetycznie, neonówkami czy może jakoś inaczej), jakiego typu anten używali, na jakiej wysokości, jak dopasowywali impedancję, z jakich materiałów, jakie izolatory, jak uziemiali, ekranowali, czy kwarce szlifowali samodzielnie czy też korzystali z fabrycznych itd. itp. W domu, w którym mieszkam w Dzierżoniowie, "rzut beretem" od ulicy Szkolnej, gdzie przed powstaniem wczesnej "Diory" (czyli "Diory" sprzed słynnego pożaru) mieściła się niemiecka firma "Hagenuk", mieszkał dyrektor jednej z tkalni i farbiarni, Pan Haebler (długo w tym nowo wybudowanym domku jednorodzinnym nie pomieszkał, bo tylko w latach 1935-1945). Jego żona pracowała na kierowniczym stanowisku właśnie u "Hagenuka". Z opowieści syna tegoż państwa (obecnie mieszkającego chyba nadal w Monachium) wiem, że "Hagenuk", produkujący między innymi radiostacje wojskowe, zatrudniał przy produkcji również obcokrajowców (dobrowolnych np. z Holandii oraz przymusowych z całej Europy). Przy produkcji dochodziło często do błędów montażowych, a może nawet i sabotażu. Niemcy z "Hagenuka" wpadli na ciekawy wprawdzie, choć niestety mało kulturalny i niehumanitarny sposób wykrywania i eliminowania tychże usterek: Pracownice i pracownicy montujący sprzęt w momencie nieprawidłowego podłączenia czegokolwiek dostawali lekkiego "kopa prądem", tak że o swojej pomyłce dowiadywali się natychmiast (i to nie tylko oni, bo nadzorujący ich Niemcy również). Musiał to być więc dość przemyślny system techniczny z typowo gestapowskimi pomysłami i szykanami. Ot, taka ciekawostka radiotechniczno-historyczna. Pozdrowienia i podziękowania raz jeszcze. Marcin (SP6MAJ)
Super film i SUPER CZŁOWIEK! WIELKIE DZIĘKI ! Dużo zdrowia dla Pana Adama ! Podziwiam pamięć Pana Adama! Było widać i słychać, że łączności nie traktował tylko jako pracy ale robił to z zamiłowania... WIELKI CZŁOWIEK z wielką wiedzą! jeszcze raz powiem: PODZIWIAM ! i dziekuje za podzielenie się tą wiedzą.
Szacun dla Pana Adama, wielki, wielki bardzo. Cześć i chwała bohaterom, zawsze i wszędzie. Niech żyje nam jak najdłużej w zdrowiu i szczęściu. Bardzo dziękuję za ten film.
Miło by było dowiedzieć się, jakie to były wojskowe częstotliwości, jakie szerokości pasma, emisje, moce wyjściowe, układy zasilania (czy ogniwa wytwarzali samodzielnie; skąd i jakie brali odczynniki, jak musieli po domowemu improwizować, na ile wystarczała taka bateria anodowa czy żarzeniowa, skąd brali prąd, jakie było wtedy napięcie w sieci elektrycznej, jaka częstotliwość napięcia sieciowego), jakie styki były w przetwornicach wibratorowych, jaka była awaryjność i trwałość ówczesnych lamp, jak stabilizowali napięcie (bareterami, żaróweczkami, ferromagnetycznie, neonówkami czy może jakoś inaczej), jakiego typu anten używali, na jakiej wysokości, jak dopasowywali impedancję, z jakich materiałów, jakie izolatory, jak uziemiali, ekranowali, czy kwarce szlifowali samodzielnie czy też korzystali z fabrycznych itd. itp.
W domu, w którym mieszkam w Dzierżoniowie, "rzut beretem" od ulicy Szkolnej, gdzie przed powstaniem wczesnej "Diory" (czyli "Diory" sprzed słynnego pożaru) mieściła się niemiecka firma "Hagenuk", mieszkał dyrektor jednej z tkalni i farbiarni, Pan Haebler (długo w tym nowo wybudowanym domku jednorodzinnym nie pomieszkał, bo tylko w latach 1935-1945). Jego żona pracowała na kierowniczym stanowisku właśnie u "Hagenuka". Z opowieści syna tegoż państwa (obecnie mieszkającego chyba nadal w Monachium) wiem, że "Hagenuk", produkujący między innymi radiostacje wojskowe, zatrudniał przy produkcji również obcokrajowców (dobrowolnych np. z Holandii oraz przymusowych z całej Europy). Przy produkcji dochodziło często do błędów montażowych, a może nawet i sabotażu. Niemcy z "Hagenuka" wpadli na ciekawy wprawdzie, choć niestety mało kulturalny i niehumanitarny sposób wykrywania i eliminowania tychże usterek: Pracownice i pracownicy montujący sprzęt w momencie nieprawidłowego podłączenia czegokolwiek dostawali lekkiego "kopa prądem", tak że o swojej pomyłce dowiadywali się natychmiast (i to nie tylko oni, bo nadzorujący ich Niemcy również). Musiał to być więc dość przemyślny system techniczny z typowo gestapowskimi pomysłami i szykanami. Ot, taka ciekawostka radiotechniczno-historyczna.
Pozdrowienia i podziękowania raz jeszcze.
Marcin (SP6MAJ)
Dziękuję za obszerny i ciekawy komentarz - Krzysztof SQ5WN
Super film i SUPER CZŁOWIEK! WIELKIE DZIĘKI ! Dużo zdrowia dla Pana Adama ! Podziwiam pamięć Pana Adama! Było widać i słychać, że łączności nie traktował tylko jako pracy ale robił to z zamiłowania... WIELKI CZŁOWIEK z wielką wiedzą! jeszcze raz powiem: PODZIWIAM ! i dziekuje za podzielenie się tą wiedzą.
Mój dziadek.