Nie mam (jeszcze :D) zbyt wielkiej wiedzy czy doświadczenia jeśli chodzi o filozofię, ale usłyszałem kiedyś odpowiedź na krytykę argumentów kosmologicznych i wydaje mi się ona dość dobra. Chodzi w niej o to, że sednem tych dowodów nie jest nieskończony łańcuch zdarzeń, "regressus ad infinitum" (o tym mówił np. prof. Hawking) , a zasada proporcjonalnej przyczyny, chodzi o to, że wszystko musi mieć swoją przyczynę nie chronologicznie, a ontologicznie. Nie chodzi także o dowiedzenie, że Bóg stoi na początku zdarzeń, a że jest poza nimi będąc jednocześnie przyczyną.
Nie każde wnioskowanie z części o całości jest błędne. Wskazuje na to prof. Edward Fesser podając przykład ,iż jeśli przyjąć, iż wszystkie elementy zbioru klocków są koloru czerwonego to możemy zgodnie z prawdą przyjąć ,iż konstrukcja z nich złożona także będzie koloru czerwonego. Analogicznie rzecz się ma z bytami przygodnymi .Mało tego skupisko rzeczy przygodnych jest przygodne podwójnie (zarówno poszczególne elementy jak i całość).Tak więc zarzut jaki sformułował Russel wydaje się być nie do końca przemyślany.
A mógłby Pan to rozwinąć, ponieważ np. wszyscy ludzie mają rozum, ale już ludzkość nie ma jednego rozumu. Zastanawiam się nad tym, i nie mogę dojść do konsensusu. Pozdr.
11:10 To czy postrzegany coś jako jedną rzecz, jako pewną jedność, całość czy jako wielość rzeczy, zdaje się nie leżeć w tym co postrzegamy. Można uznać świat zarówno za jedeność. Jedną rzecz. Jeden byt. Parmenides by dodał, że niepodzielny. A pytanie o przyczynę konkretnego bytu uznajemy za zasadne. Gdyby wszystko co istnieje to było dajmy na to ... Światło (lub drzewo). To można zapytać o przyczynę drzewa i to pytanie było by tym samym pytaniem o przyczynę wszechświata. Dlaczego istnieje TO? To pytanie będzie też wyglądać inaczej, jeśli założymy, że istnieje wiele wszechświatów. Wtedy wszechwiedzy będzie ,,kolejną" rzeczą, a nie wszystkim.
Dzięki za garść bardzo interesujących uwag. Oczywiście, można traktować świat jako jedną rzecz, ale Russell jest od tego jak najdalszy, bo monizm numeryczny to jeden z jego największych wrogów: kariera Russella jest wszak nabudowana na polemice z Francisem Bradleyem i Johnem McTaggartem, którzy głosili, że Wszechświat to jedna rzecz, a jego elementy mają status części. Natomiast bycie monistą numerycznym pociąga duży koszt, bo trzeba właściwie zupełnie pozbyć się zaufania do swoich zmysłów. Dodatkowo pociąga to pytania z zakresu tzw. mereologicznych sum, czyli tego, czy na przykład dwie filiżanki, które stoją obok siebie mogą tworzyć jeden przedmiot... Mówiąc w skrócie, pojawia się tu wiele problemów. Dlatego najprościej założyć, że na świat składa się wielość rzeczy, które nie muszą tworzyć sum mereologicznych. Gdyby tak było, wówczas pytanie o to, czy Wszechświat to jedna rzecz, jest jak najbardziej zasadne. Dla przykładu: Peter van Inwagen uważa, że materia nigdy nie tworzy pojedynczych bytów, poza organizmami ludzkimi i zwierzęcymi. Innymi słowy: nie ma krzeseł, stołów i kubków, ale zbitki materii, a obok nich egzystują ludzkie organizmy, które NIE SĄ zbitkami materii, bowiem są one - jak sama nazwa wskazuje - zorganizowane, czyli składają się z organizmów podporządkowanych większej całości. Jest to dobry przykład ujęcia, w którym Wszechświat jako całość nie istnieje. Co do wieloświata: nawet jeżeli pod uwagę bierzemy istnienie wielu światów, to ujmowanie ich jako sum mereologicznych nadal nie jest przesądzone. Mogę wszak mówić o Wszechświecie aktualnym i Wszechświatach możliwych czy równoległych, ale mogę także mówić o rzeczach aktualnych i rzeczach możliwych/istniejących równolegle, bez przesądzania, że stanowią one jakąkolwiek sumę mereologiczną, zwaną Wszechświatem. Sprawa jest zatem skomplikowana. Dzięki za wciągnięcie mnie w te szalenie interesujące rozważania!
Wydaje mi się, że lepszą robotę z obroną 5 dróg Tomasza robią meotomisci z Edwardem Feserem i Trentem Hornem. Bardzo wiele zarzutów (vide ten Hume'a) jest przez nich skutecznie rozbrajanych.
@@hiszpanskainkwizycja7086 Feser twierdzi na przykład, że o ile Tomasz zgodziłby się z Humem, że przyczynowości a posteriori (czyli czasowa) jest przygodna, to raczej Hume nie zaprzeczyłby, że przyczynowość a priori, w jednym momencie, jest konieczna. Przykład: poruszam palcem, bo napinam mięsień. Napinam mięsień, bo włókna mięśniowe się skracają. Itd. aż do poziomu atomowego, subatomowego i ostatecznie pierwszej przyczyny. W tym rozumieniu 'pierwsza przyczyna' Tomasza nie oznacza pierwszej w sensie czasowym a pierwotność w danym momencie.
Przykład błędu rozumowania z części na calosc dotyczący ludzkości jest trochę niefortunny, gdyż znana nauce jest koncepcja mitochondrialnej Ewy czyli kobiety żyjącej w zamierzchłej przeszłości będącą matka wszystkich kobiet. Z ważniejszych rzeczy super, że kanał odżył robisz świetna robotę
@@krystynajarosawska9297 rozumiem że argument przebiega tak Oczywiście że możemy wykazać pierwsza osobę w historii genetycznej która jest kobieta będącą przodkiem każdej innej kobiety na ziemi jednak nie czyni jej to matka wszystkich lecz co najwyżej pra pra itd babcia. Rozumiem o co chodzi (jeśli chodzi o to). Jednak można wskazać ze decydujące tutaj będzie dziedzictwo genetyczne zawarte w każdej żyjącej kobiecie przez które można mówić o matce w sensie kobiety dającej początek lini urodzeń trwającej aż do teraz co czyniłoby ją matka wszystkich kobiet. Sądzę, że jest to zasadne stanowisko, a i również można bronić twojej tezy z łatwością posługującą się bardziej codziennym znaczeniem słowa matka, lecz nie rozwijalbym tego tematu gdyż nie odnosi się stricte do tematu filmu
Czołem! Dzięki za komentarz i za miłe słowo :) Akurat ten przykład zaczerpnąłem z samego Russella. Wydaje mi się, że Russell odpowiedziałby na Twój zarzut tak - mitochondrialna Ewa jest matką w sensie metaforycznym, trochę tak jak mówi się, że Bóg jest ojcem wszystkich ludzi. Sądzę, że tylko radykałowie w rodzaju Tertuliana wierzyli, że Bóg autentycznie ingeruje w proces prokreacji, pozostali zaś wierzą, że nie chodzi aż o tak dosłowną ingerencję. Dlatego odpowiedź Russella byłaby taka, że argumentując w ten sposób popełniamy wciąż błąd pars pro toto, który okazuje się dodatkowo nabudowany na błędzie ekwiwokacji. ("Matka" raz rozumiana jest jako osoba, która fizycznie urodziła, a raz - która dostarczyła część mitochondrialnego DNA). Swoją drogą: uwielbiam takie problematyzujące (czyli poszukujące dodatkowych problemów - bardzo filozoficzny sposób postępowania) komentarze, bo dowodzą one, że moi Widzowie naprawdę myślą nad tym, co mówię. Obawiam się - choć może to przesadny pesymizm - że to rzadkie zjawisko w Internecie :D
@@PanodFilozofii A ja dziękuję za fachową odpowiedź. Muszę powtórzyć w takim wypadku twój materiał dotyczący ewiwokacji. Niby człowiek wszystko z niego zrozumiał, a po zastanowieniu mogłem łatwo dojść do wniosku że dochodzi do przesuniecia znaczenia słowa ''matka'' w moim komentarzu, ale przynajmniej już wiem co będę oglądał w oczekiwaniu na następny materiał.
Myślę, że o wiele lepszy argument od ontologicznego, miesiąc temu przeczytałem książkę Stephena Hawkinga - Krótka historia czasu, to jak wszechświat działa, ile w nim zachodzi skomplikowanych oddziaływań, daje niezłe przeświadczenie, że to wszystko nie mogło powstać z niczego. W książce też dochodzimy do niezłej konkluzji, że skoro Bóg stworzył wszechświat, dalej nie miał niczego innego do roboty, bo jest tak skonstruowany, że nie dało się w nim niczego zmienić, że życie na naszej planecie nie mogło wyglądać inaczej, że całe nasze życie jest zaplanowane z góry, bardzo mocno wchodzi tutaj determinizm. Paradoks Hilberta moim zdaniem nie jest paradoksalny, nieskończona wymiana pokoi tylko potwierdza nieskończoność hotelu. Nic nie może powstać z niczego - bardzo ciekawym przykładem negowania tego, jest hipotetyczny Mózg Boltzmanna. Z tego, co pamiętam, kosmos nie pozwala na istnienie próżni, jeżeli pozbędziemy się każdej cząsteczki z jednego miejsca, pojawiają się inne. Bardzo dobry materiał o tym nagrał Kacper Pitala. ua-cam.com/video/TF-s8j1O9HQ/v-deo.html Jeżeli to nie Bóg jest pierwszą przyczyną, a nasz wszechświat powstał jako symulacja, to też można zadać pytanie, kto stworzył pierwotny świat, z drugiej strony, kto stworzył Boga? W sumie ciekawe, skoro w tym dowodzie opieramy się na tym, że wszystko ma swoją przyczynę, czemu nie stosujemy tego do samego istnienia Boga? Argument kalam: Wszystko ma przyczynę istnienia w czymś innym. Tymczasem Polskie urzędy istniejące tylko dla siebie...
Hej! Dzięki za fantastyczny komentarz! Dużo wątków, dużo pisania, więc pozwól, że nie będę odpowiadał przy użyciu klawiatury, tylko wciągnę sobie do kolejnego Q&A!
@@KINEMAZŁOGRAFIA Wątek z symulacją niczego nie zmienia. Nie możesz pytać, kto stworzył Boga, ponieważ zaprzeczasz definicji Boga, jako stworzyciela. Tak jakbyś w pierwszym zdaniu założył jakiś aksjomat, a w drugim postawił sprzeczny. Wg. mnie determinizm wspiera argument kosmologiczny, a ktoś, kto podaje argument z nieskończonością, musi najpierw dowieźć, że taka występuje. Tutaj chyba leży ten paradoks rozumiany jako możliwość matematyczna, a fizyczna rzeczywistość. Przykładowo nieskończoność teoretycznie umożliwia alchemię- paradoks Banacha-Tarskiego.
@@007arek Ale skoro wszystko ma swoją przyczynę, to w tym przypadku Bóg jest wyjątkiem, a skoro istnieje wyjątek od tej reguły... hah to kręcimy się w kółko, bo wyjątki od reguły zawsze są podporządkowane jakimś innym zasadom, w tym przypadku temu, że to sam Bóg ; p
Trudno mi sobie wyobrazić Boga (który też nie wiemy jak powstał) takiego, jakiego przestawiają nam wszystkie religie (dobrego i kochającego). Przypadkowe śmierci/choroby, dotykające wszystkie gatunki na ziemi, większe organizmy zżerają mniejsze, brutalna walka o przetrwanie, to wszystko kłóci się z przeświadczeniem ludzkim, wg którego Bóg jest sprawiedliwy. Symulacja? Jeśli chodzi o tzw Matrix, to tutaj mamy dość podobne problemy co przy koncepcji Boga, dodatkowo wydaje się, że człowiek symulowany nie powinien móc pomyśleć, że jest symulowany. Zostaje jeszcze solipsyzm, no ale to już czyste wariactwo, nawet nie chce mi się o tym dyskutować. Nie wiem, wg mnie najbardziej prawdopodobnym jest to, że ten świat rzeczywiście powstał "z niczego", jakieś prawa fizyki (nie osobowe, nie stworzone przez "Boga") których nie jesteśmy w stanie zrozumieć doprowadziły do wielkiego wybuchu.
A o co dokładnie pytasz? Jeżeli o kompleksowe omówienie filozofii w cyklu Historia filozofii od początku, to pewnie z jakieś dziesięć lat :P Jeżeli bardziej o spór o uniwersalia, to już prędzej. Jeżeli zaś na przykład o jego tekst "Dlaczego nie jestem chrześcijaninem?", to też się do tego przymierzam. Russell to mój patron, będzie się przewijał dość często. A kiedy będzie bohaterem? Obawiam się, że dopiero za jakiś dłuższy czas... :)
@@PanodFilozofii czekam i czekam :) z niecierpliwoscia. Konkretnie mialem na mysli podwazanie filozofi kartezjusza jakoby zyjemy w symulacji i pojecie "mysle wiec jestem" nie bylo wcale takim mocnym argumentem na zaprzeczenie.
Ach, no to przy okazji Kartezjusza! Nie będzie w takim razie aż tyle czekania :D Russell daje dwa takie argumenty: jeden to eksperyment myślowy, a drugi - rozważania językowe. Wydaje mi się, że omówię oba te argumenty w dwóch odcinkach: jeden to będzie poświęcony Kartezjuszowi odcinek historycznofilozoficzny, drugi zaś - odcinek poświęcony jaźni, który ukaże się w ramach serii Z problemów filozofii. Żaden z nich nie pojawi się w ciągu najbliższych miesięcy, ale z pewnością doczekasz się ich gdzieś w przyszłym roku. A przynajmniej taką mam nadzieję :D I dzięki za przypomnienie tego zagadnienia: czekam na nie nie mniej niecierpliwie niż Ty. Najserdeczniej!
@@imperator_lubelski W dyskusji filozoficznej każdy świeży i uzasadniony argument jest istotny. Arystoteles jest w porządku, ale w przypadku dyskusji, w której wagę powinno przywiązywać się do argumentów naukowych porównywanie go do profesora posiadającej przewagę ponad dwóch tysiącleci rozwoju wiedzy, w tym wiedzy o Arystotelesie? No nie wiem, czy o wiele lepiej wspominać "Metafizykę". Najwyżej trochę lepiej. A może tylko trochę wspominać :) Byle nie ignorować.
Nie mam (jeszcze :D) zbyt wielkiej wiedzy czy doświadczenia jeśli chodzi o filozofię, ale usłyszałem kiedyś odpowiedź na krytykę argumentów kosmologicznych i wydaje mi się ona dość dobra. Chodzi w niej o to, że sednem tych dowodów nie jest nieskończony łańcuch zdarzeń, "regressus ad infinitum" (o tym mówił np. prof. Hawking) , a zasada proporcjonalnej przyczyny, chodzi o to, że wszystko musi mieć swoją przyczynę nie chronologicznie, a ontologicznie. Nie chodzi także o dowiedzenie, że Bóg stoi na początku zdarzeń, a że jest poza nimi będąc jednocześnie przyczyną.
Nie każde wnioskowanie z części o całości jest błędne. Wskazuje na to prof. Edward Fesser podając przykład ,iż jeśli przyjąć, iż wszystkie elementy zbioru klocków są koloru czerwonego to możemy zgodnie z prawdą przyjąć ,iż konstrukcja z nich złożona także będzie koloru czerwonego. Analogicznie rzecz się ma z bytami przygodnymi .Mało tego skupisko rzeczy przygodnych jest przygodne podwójnie (zarówno poszczególne elementy jak i całość).Tak więc zarzut jaki sformułował Russel wydaje się być nie do końca przemyślany.
A mógłby Pan to rozwinąć, ponieważ np. wszyscy ludzie mają rozum, ale już ludzkość nie ma jednego rozumu. Zastanawiam się nad tym, i nie mogę dojść do konsensusu. Pozdr.
11:10 To czy postrzegany coś jako jedną rzecz, jako pewną jedność, całość czy jako wielość rzeczy, zdaje się nie leżeć w tym co postrzegamy.
Można uznać świat zarówno za jedeność. Jedną rzecz. Jeden byt. Parmenides by dodał, że niepodzielny.
A pytanie o przyczynę konkretnego bytu uznajemy za zasadne.
Gdyby wszystko co istnieje to było dajmy na to ... Światło (lub drzewo).
To można zapytać o przyczynę drzewa i to pytanie było by tym samym pytaniem o przyczynę wszechświata. Dlaczego istnieje TO?
To pytanie będzie też wyglądać inaczej, jeśli założymy, że istnieje wiele wszechświatów. Wtedy wszechwiedzy będzie ,,kolejną" rzeczą, a nie wszystkim.
Dzięki za garść bardzo interesujących uwag. Oczywiście, można traktować świat jako jedną rzecz, ale Russell jest od tego jak najdalszy, bo monizm numeryczny to jeden z jego największych wrogów: kariera Russella jest wszak nabudowana na polemice z Francisem Bradleyem i Johnem McTaggartem, którzy głosili, że Wszechświat to jedna rzecz, a jego elementy mają status części. Natomiast bycie monistą numerycznym pociąga duży koszt, bo trzeba właściwie zupełnie pozbyć się zaufania do swoich zmysłów. Dodatkowo pociąga to pytania z zakresu tzw. mereologicznych sum, czyli tego, czy na przykład dwie filiżanki, które stoją obok siebie mogą tworzyć jeden przedmiot... Mówiąc w skrócie, pojawia się tu wiele problemów. Dlatego najprościej założyć, że na świat składa się wielość rzeczy, które nie muszą tworzyć sum mereologicznych. Gdyby tak było, wówczas pytanie o to, czy Wszechświat to jedna rzecz, jest jak najbardziej zasadne. Dla przykładu: Peter van Inwagen uważa, że materia nigdy nie tworzy pojedynczych bytów, poza organizmami ludzkimi i zwierzęcymi. Innymi słowy: nie ma krzeseł, stołów i kubków, ale zbitki materii, a obok nich egzystują ludzkie organizmy, które NIE SĄ zbitkami materii, bowiem są one - jak sama nazwa wskazuje - zorganizowane, czyli składają się z organizmów podporządkowanych większej całości. Jest to dobry przykład ujęcia, w którym Wszechświat jako całość nie istnieje.
Co do wieloświata: nawet jeżeli pod uwagę bierzemy istnienie wielu światów, to ujmowanie ich jako sum mereologicznych nadal nie jest przesądzone. Mogę wszak mówić o Wszechświecie aktualnym i Wszechświatach możliwych czy równoległych, ale mogę także mówić o rzeczach aktualnych i rzeczach możliwych/istniejących równolegle, bez przesądzania, że stanowią one jakąkolwiek sumę mereologiczną, zwaną Wszechświatem. Sprawa jest zatem skomplikowana. Dzięki za wciągnięcie mnie w te szalenie interesujące rozważania!
Wydaje mi się, że lepszą robotę z obroną 5 dróg Tomasza robią meotomisci z Edwardem Feserem i Trentem Hornem. Bardzo wiele zarzutów (vide ten Hume'a) jest przez nich skutecznie rozbrajanych.
rozwinie to Pan ?
@@hiszpanskainkwizycja7086 Feser twierdzi na przykład, że o ile Tomasz zgodziłby się z Humem, że przyczynowości a posteriori (czyli czasowa) jest przygodna, to raczej Hume nie zaprzeczyłby, że przyczynowość a priori, w jednym momencie, jest konieczna. Przykład: poruszam palcem, bo napinam mięsień. Napinam mięsień, bo włókna mięśniowe się skracają. Itd. aż do poziomu atomowego, subatomowego i ostatecznie pierwszej przyczyny. W tym rozumieniu 'pierwsza przyczyna' Tomasza nie oznacza pierwszej w sensie czasowym a pierwotność w danym momencie.
@@bartoszmiera5182a pierwotność w danym momencie czym się różni od pierwotności czasowej ?
@@bartoszmiera5182a btw. czy krytyce przyczynowości Hume'a można zarzucić nieprzestrzeganie brzytwy Ockhama ?
Można link do pierwszej części?
A proszę. Jest tutaj: ua-cam.com/video/iGt7_OwhzbQ/v-deo.html
Przykład błędu rozumowania z części na calosc dotyczący ludzkości jest trochę niefortunny, gdyż znana nauce jest koncepcja mitochondrialnej Ewy czyli kobiety żyjącej w zamierzchłej przeszłości będącą matka wszystkich kobiet. Z ważniejszych rzeczy super, że kanał odżył robisz świetna robotę
to pierwsza matka, a nie matka wszystkich
@@krystynajarosawska9297 rozumiem że argument przebiega tak Oczywiście że możemy wykazać pierwsza osobę w historii genetycznej która jest kobieta będącą przodkiem każdej innej kobiety na ziemi jednak nie czyni jej to matka wszystkich lecz co najwyżej pra pra itd babcia. Rozumiem o co chodzi (jeśli chodzi o to). Jednak można wskazać ze decydujące tutaj będzie dziedzictwo genetyczne zawarte w każdej żyjącej kobiecie przez które można mówić o matce w sensie kobiety dającej początek lini urodzeń trwającej aż do teraz co czyniłoby ją matka wszystkich kobiet. Sądzę, że jest to zasadne stanowisko, a i również można bronić twojej tezy z łatwością posługującą się bardziej codziennym znaczeniem słowa matka, lecz nie rozwijalbym tego tematu gdyż nie odnosi się stricte do tematu filmu
Czołem! Dzięki za komentarz i za miłe słowo :) Akurat ten przykład zaczerpnąłem z samego Russella. Wydaje mi się, że Russell odpowiedziałby na Twój zarzut tak - mitochondrialna Ewa jest matką w sensie metaforycznym, trochę tak jak mówi się, że Bóg jest ojcem wszystkich ludzi. Sądzę, że tylko radykałowie w rodzaju Tertuliana wierzyli, że Bóg autentycznie ingeruje w proces prokreacji, pozostali zaś wierzą, że nie chodzi aż o tak dosłowną ingerencję. Dlatego odpowiedź Russella byłaby taka, że argumentując w ten sposób popełniamy wciąż błąd pars pro toto, który okazuje się dodatkowo nabudowany na błędzie ekwiwokacji. ("Matka" raz rozumiana jest jako osoba, która fizycznie urodziła, a raz - która dostarczyła część mitochondrialnego DNA). Swoją drogą: uwielbiam takie problematyzujące (czyli poszukujące dodatkowych problemów - bardzo filozoficzny sposób postępowania) komentarze, bo dowodzą one, że moi Widzowie naprawdę myślą nad tym, co mówię. Obawiam się - choć może to przesadny pesymizm - że to rzadkie zjawisko w Internecie :D
@@PanodFilozofii A ja dziękuję za fachową odpowiedź. Muszę powtórzyć w takim wypadku twój materiał dotyczący ewiwokacji. Niby człowiek wszystko z niego zrozumiał, a po zastanowieniu mogłem łatwo dojść do wniosku że dochodzi do przesuniecia znaczenia słowa ''matka'' w moim komentarzu, ale przynajmniej już wiem co będę oglądał w oczekiwaniu na następny materiał.
Myślę, że o wiele lepszy argument od ontologicznego, miesiąc temu przeczytałem książkę Stephena Hawkinga - Krótka historia czasu, to jak wszechświat działa, ile w nim zachodzi skomplikowanych oddziaływań, daje niezłe przeświadczenie, że to wszystko nie mogło powstać z niczego. W książce też dochodzimy do niezłej konkluzji, że skoro Bóg stworzył wszechświat, dalej nie miał niczego innego do roboty, bo jest tak skonstruowany, że nie dało się w nim niczego zmienić, że życie na naszej planecie nie mogło wyglądać inaczej, że całe nasze życie jest zaplanowane z góry, bardzo mocno wchodzi tutaj determinizm.
Paradoks Hilberta moim zdaniem nie jest paradoksalny, nieskończona wymiana pokoi tylko potwierdza nieskończoność hotelu.
Nic nie może powstać z niczego - bardzo ciekawym przykładem negowania tego, jest hipotetyczny Mózg Boltzmanna. Z tego, co pamiętam, kosmos nie pozwala na istnienie próżni, jeżeli pozbędziemy się każdej cząsteczki z jednego miejsca, pojawiają się inne. Bardzo dobry materiał o tym nagrał Kacper Pitala.
ua-cam.com/video/TF-s8j1O9HQ/v-deo.html
Jeżeli to nie Bóg jest pierwszą przyczyną, a nasz wszechświat powstał jako symulacja, to też można zadać pytanie, kto stworzył pierwotny świat, z drugiej strony, kto stworzył Boga? W sumie ciekawe, skoro w tym dowodzie opieramy się na tym, że wszystko ma swoją przyczynę, czemu nie stosujemy tego do samego istnienia Boga?
Argument kalam: Wszystko ma przyczynę istnienia w czymś innym.
Tymczasem Polskie urzędy istniejące tylko dla siebie...
Hej! Dzięki za fantastyczny komentarz! Dużo wątków, dużo pisania, więc pozwól, że nie będę odpowiadał przy użyciu klawiatury, tylko wciągnę sobie do kolejnego Q&A!
@@PanodFilozofii Supcio :D
@@KINEMAZŁOGRAFIA Wątek z symulacją niczego nie zmienia.
Nie możesz pytać, kto stworzył Boga, ponieważ zaprzeczasz definicji Boga, jako stworzyciela. Tak jakbyś w pierwszym zdaniu założył jakiś aksjomat, a w drugim postawił sprzeczny.
Wg. mnie determinizm wspiera argument kosmologiczny, a ktoś, kto podaje argument z nieskończonością, musi najpierw dowieźć, że taka występuje. Tutaj chyba leży ten paradoks rozumiany jako możliwość matematyczna, a fizyczna rzeczywistość. Przykładowo nieskończoność teoretycznie umożliwia alchemię- paradoks Banacha-Tarskiego.
@@007arek Ale skoro wszystko ma swoją przyczynę, to w tym przypadku Bóg jest wyjątkiem, a skoro istnieje wyjątek od tej reguły... hah to kręcimy się w kółko, bo wyjątki od reguły zawsze są podporządkowane jakimś innym zasadom, w tym przypadku temu, że to sam Bóg ; p
Trudno mi sobie wyobrazić Boga (który też nie wiemy jak powstał) takiego, jakiego przestawiają nam wszystkie religie (dobrego i kochającego). Przypadkowe śmierci/choroby, dotykające wszystkie gatunki na ziemi, większe organizmy zżerają mniejsze, brutalna walka o przetrwanie, to wszystko kłóci się z przeświadczeniem ludzkim, wg którego Bóg jest sprawiedliwy. Symulacja? Jeśli chodzi o tzw Matrix, to tutaj mamy dość podobne problemy co przy koncepcji Boga, dodatkowo wydaje się, że człowiek symulowany nie powinien móc pomyśleć, że jest symulowany. Zostaje jeszcze solipsyzm, no ale to już czyste wariactwo, nawet nie chce mi się o tym dyskutować.
Nie wiem, wg mnie najbardziej prawdopodobnym jest to, że ten świat rzeczywiście powstał "z niczego", jakieś prawa fizyki (nie osobowe, nie stworzone przez "Boga") których nie jesteśmy w stanie zrozumieć doprowadziły do wielkiego wybuchu.
David Hilbert był niemieckim, a nie francuskim matematykiem. "H" w jego nazwisku jest jak najbardziej artykułowane.
Kiedy berdrant Russel
A o co dokładnie pytasz? Jeżeli o kompleksowe omówienie filozofii w cyklu Historia filozofii od początku, to pewnie z jakieś dziesięć lat :P Jeżeli bardziej o spór o uniwersalia, to już prędzej. Jeżeli zaś na przykład o jego tekst "Dlaczego nie jestem chrześcijaninem?", to też się do tego przymierzam. Russell to mój patron, będzie się przewijał dość często. A kiedy będzie bohaterem? Obawiam się, że dopiero za jakiś dłuższy czas... :)
@@PanodFilozofii czekam i czekam :) z niecierpliwoscia. Konkretnie mialem na mysli podwazanie filozofi kartezjusza jakoby zyjemy w symulacji i pojecie "mysle wiec jestem" nie bylo wcale takim mocnym argumentem na zaprzeczenie.
Ach, no to przy okazji Kartezjusza! Nie będzie w takim razie aż tyle czekania :D Russell daje dwa takie argumenty: jeden to eksperyment myślowy, a drugi - rozważania językowe. Wydaje mi się, że omówię oba te argumenty w dwóch odcinkach: jeden to będzie poświęcony Kartezjuszowi odcinek historycznofilozoficzny, drugi zaś - odcinek poświęcony jaźni, który ukaże się w ramach serii Z problemów filozofii. Żaden z nich nie pojawi się w ciągu najbliższych miesięcy, ale z pewnością doczekasz się ich gdzieś w przyszłym roku. A przynajmniej taką mam nadzieję :D I dzięki za przypomnienie tego zagadnienia: czekam na nie nie mniej niecierpliwie niż Ty. Najserdeczniej!
@@PanodFilozofii idealnie czekam i serdecznie pozdrawiam
Warto może wspomnieć ks. prof. Hellera. Na pewno wnosi co nieco do dyskusji.
Ty no nie wiem. Ja bym tego xiędza nie wspominał, o wiele lepiej wspomnieć metafizyke Arystotelesa.
@@imperator_lubelski W dyskusji filozoficznej każdy świeży i uzasadniony argument jest istotny. Arystoteles jest w porządku, ale w przypadku dyskusji, w której wagę powinno przywiązywać się do argumentów naukowych porównywanie go do profesora posiadającej przewagę ponad dwóch tysiącleci rozwoju wiedzy, w tym wiedzy o Arystotelesie? No nie wiem, czy o wiele lepiej wspominać "Metafizykę". Najwyżej trochę lepiej. A może tylko trochę wspominać :) Byle nie ignorować.