Pamiętam jak w liceum czytałem na przerwie książkę, Solaris chyba. Przechodzi baba od polskiego i pyta co czytam, pokazałem okładkę a ona Po co marnujesz na to czas, to nie jest lektura ...
Myślę, że dużo zależy od samego człowieka. W szkole nie czytałam lektur, a mimo to przerwy spędzałam w bibliotece i łapałam się wszystkiego, co lubię, zdobywając przy tym 2 miejsce na liście największej ilości przeczytanych książek. Tymczasem w domu również nikt nie czytał. Nikt mnie nigdy nie zachęcał. To raczej ja zachęcałam matkę, aby przejrzała jakąś książkę, którą kupiłam, żebyśmy miały np. o czym porozmawiać. Przez to wszystko, zawsze miałam wyobrażenie, że to ludzie sami z siebie po prostu nie lubią czytać i nie ma w tym nic złego, bo nikt nie zmusza, ale mają w sobie jakieś poczucie winy, że "wypadałoby" i zrzucają winę za swoje podejście na szkołę.
Chłopów nieprzeczytałam w LO, zrobilam to rok temu i uważam, że to nie jest książka dla licalistów. Bo nikt nie mowi tam o tej historii, tylko o tym, jak pieknie jest opisane pole, ptaszek, kwiatek, gdzie to nawiązuje do historii Polski, jakie jest tło historyczne, a tam jest tyle życia, romansu, dramatów!
Przeczytałam chłopów w liceum nie bardzo rozumiejąc czemu ta książka ma taką złą sławę. Wbrew pozorom, mimo języka czyta się dość łatwo, akcja jest wartka a klimat immersyjny, łatwo się wciągnąć. Podobnie w sumie miałam z Sienkiewiczem
jak dla mnie fajną rzeczą byłoby, że raz na jakiś czas każdy uczeń losuje motyw i ma przeczytać coś z takim motywem i potem opowiedzieć reszcie. Albo gdzie prezentuje daną książkę i ma powiedzieć jakie są w niej motywy. To uczyłoby szukania i myślenia. Moj ulubiona lekcja polskiego była jak przed wakacjami 2001 każdy miał pokazać ulubioną książkę. To było ciekawe i pokazywało jak ciekawa może być literatura
W teorii fajne, ale wydaje mi się że większość uczniów szła by po linii najmniejszego oporu i po prostu wpisała w Google "książki z motywem x" albo "motywy w książce y"
13:54 Taką lekturą trochę sci-fi trochę fantasy jest seria Rafała Kosika 'Felix, Net i Nika oraz.....". Miałam ją w podstawówce i spodobała mi się na tyle, że przeczytałam pięć kolejnych części. Mogłam się przy niej pośmiać i jednocześnie nauczyć nowych rzeczy, ale też przyswoić to, co nie wchodziło mi np. na lekcjach historii (z ust bohatera w 2 części padł żart o Kolumbie i tak zapamiętałam w którym roku odkrył Amerykę). Mogłabym jeszcze długo opowiadać jak ta seria rozwija młode umysły, jednak polecam przeczytać w zakresie indywidualnym. Oczywiście znam też osoby, które mówią, że to najgorsza lektura (cóż, każdy ma inny gust), jednak połowa moich kolegów z wtedy jeszcze piątej-szóstej klasy nie mogła się oderwać, w tym również ja, która nie jest fanką sci-fi.
Scifi to jeden z moich ulubionych gatunków, ale czytając w podstawówce Felixa Neta i Nikę pamiętam że czułam że to strasznie infantylna i oparta na kliszach książka
Jak ja się cieszę, że miałam super Pana od polskiego. Zawsze pozwalał wyrazić swoje przemyślenia o książce, opowiadał o innych fajnych współczesnych książkach, które mogłyby się nam spodobać, a że musiał robić kartkówki z lektur to dawal jeden zestaw najbardziej sztampowych pytań o lekturze i potem wszystkie klasy się tymi pytaniami wymieniały 😄 On o tym wiedział, ale i tak pozwalał 🤍 A No i jeszcze wprowadził takie coś, że raz na miesiąc ktoś może zaproponować jemu przeczytanie jakiejś ,,naszej”książki i on je czytał 🥰 A potem tez robił najprostsza kartkówkę tej osobie co zaproponowała jak ktoś chciał na 5 😄 I tak omawiał lektury, że zapamiętałam tyle z lekcji, że maturę zdałam bez praktycznie czytania lektur ( No poza najwspanialszą lalką 🩷)
Z mojego doświadczenia lektury szkolne to w większości świetne pozycje, przy których można się świetnie bawić. Po prostu polonistki wyjmują z tych książek wszystko, co miłe i każą nam wkuwać to, co w ogóle często jest błędne. Jestem miłośnikiem klasyki niemieckiej, przez to studiuję teraz filologię germańską. Od zawsze lubiłam analizować książki, ale dopiero profesorowie germaniści pokazali mi, jak bardzo duże pole do popisu mają interpretacje i jak bardzo poloniści to spłycili i pomylili. Kończąc ten komentarz apeluję do uczniów, że nie, Werter nie był idiotą, a Lotta odwzajemniała jego miłość i też nie była idiotką.
Problem szkoły polega na tym, że ona zupelnie nie uczy kreatywności, myślenia, odkrywania. Szkoła sama w sobie uczy formułek i wiedzy, którą później sprawdza przy pomocy sprawdzianów, egzaminów ect. (kreatywność czy myślenie ciężko sprawdzić w ten sposób). Jak ucznia sprawdzonego z kreatywności włożyć w te bezduszne statystyki? Jak to ujednolicić? Uformalnić? Problem zainteresowania literaturą nie jest tylko kwestią szkoły. Moim zdaniem sporo wnieśli by też rodzice, dziadkowie, rówieśnicy, różnego rodzaju osoby publiczne (chociażby podziwiani sportowcy - jak na przykład pani Iga Świątek) itp. Mnie osobiście szkola nigdy nie zraziła do czytania czy pisania (pewnie to było szczęście trafienia na odpowiednich nauczycieli). Gdzie mogę, to promuję książki warte uwagi oraz inicjatywy, ktore przyczyniają się do rozwoju czytelnictwa. Niestety, widzę, że w bibliotekach nie ma aż takich tłumów, jak by się chciało, by były. Szkoda.
I nie pokazuje, że świat jest pełen fajnych rzeczy. Tak jak na przykład miałem muzykę w szkole przez 3 lata gimnazjum i 5 lat podstawówki (bo jak byłem w 3 to wprowadzili nauczenie zintegrowane zamiast normalnych przedmiotów w klasach 1-3). I ani razu nie mieliśmy o tym, że są musicale. Ja właściwie ten rodzaj sztuki poznałem dzięki Accantusowi dopiero. Zwłaszcza, że teraz jest łatwiej dzieciom puścić coś niż za moich czasów.
Z ciekawych książek dla młodzieży to w 6 klasie (chyba) czytałam Felixa, Neta i Nikę (świetna seria btw), Narnię, którą też kocham, Magiczne drzewo, Hobbita i szczerze to chyba jedne z naprawdę niewielu lektur, które choć trochę przypadły do gustu ludziom z mojej klasy. Ja tam czytam od zawsze, babcia i polonistka z wczesnej podstawówki zasiały we mnie zamiłowanie do literatury, zwłaszcza tej klasycznej już w młodym wieku. Obecnie chodzę już do 8 klasy i polonistka zapowiedziała nam, że będziemy przerabiać w tym roku także coś od Agathy Christie, aczkolwiek dopiero po egzaminach, na koniec roku. Z tego co wiem od kolegów z młodszych klas (6) nauczycielka podaje również jako lekturę dodatkową Percy'ego Jacksona, więc czuję ogromną zazdrość, bo sama kocham tą książkę i chciałabym ją poznać wcześniej.
Jestem w klasie maturalnej, rozszerzam j.polski, na szczeście trafiłam na polonistkę z pasją, która lubi wpadać w dygresje i wyjść poza schemat. Oczywiście podstawę programową musi zrealizować, ale jej się chce słuchać plus jest otwarta na dyskusje z uczniami, lubimy popłynąć w alternatywną stronę danej lektury ;)
Inna patologie to nadmiar lektur oraz robienie kartkówek ze szczegółami, które niby mają dowieść, że ktoś czytał tę lekture. Ja w liceum przeczytałam wszystkie lektury i moje tempo czytania było spore ALE nawet ja nie dałam rady nieraz przeczytać tylu lektur w określonym czasie przez co dostałam kiedyś 1, bo nie przeczytałam "Pamiętników" kiedy zaczęliśmy je omawiać (przeczytałam 3/4 i odpowiadałam za bardzo ogólnie na niektóre pytania). W gimnazjum moja nauczycielka waliła takie kartkówki z lektury, że osoby, które sumiennie przeczytały i tak dostawały 2 albo 3. Rzeczy typu co ktoś nosił w jednej scenie czy co ktoś tam trzymał były pytaniami w kartkówce po to tylko aby uwalić ucznia, bo nie miało to znaczenia w lekturze albo nie wiązało się z danym motywem
"Inna patologie to nadmiar lektur oraz robienie kartkówek ze szczegółami, które niby mają dowieść, że ktoś czytał tę lekture. " To bezsens. To trochę jakby pytać "Podaj numer celi księżniczki Lei" "Nie mam pojęcia" "Czyli nie widziałeś gwiezdnych wojen? A mówiłeś że oglądałeś!"
Jeśli takie miałeś przemyślenia kończąc szkołę, jak ja niemal dwadzieścia lat temu, to wątpię że w tej kwestii coś się zmieniło przez trzy lata. 😅 Święty jeżu! 🦔🙀 Jakie to w sumie przykre i co to świadczy o naszym polskim szkolnictwie... 😞
Książki (lektury szkolne) które chodząc jeszcze do szkoły przeczytałam od początku do końca mogę policzyć na palcach jednej ręki.Uważam, że w większości dawali nam nudne, ciężkie i wcale nie dobrane do wieku Książki, które tylko nudziły.Wszystko szło szablonem a najgłupsze dla mnie pytanie to co autor miał na myśli? A skąd ja mam to k. wiedzieć? Ja jako czytelnik mogę tylko powiedzieć co sądzę, że autor miał na myśli a i to jest głupie bo powinniśmy to analizować pod względem co my z tego wynosimy tak szkoła nie uczy samodzielnego myślenia zero kreatywności zniechęcanie zamiast zachęcania porażka
Podrzucam pomysł na nowy materiał. Dlaczego romanso-erotyki mają obecnie kreskówkowe okładki? Dobry przykład to wznowienie jednego cyklu uczelniano-hokejowego od Elle Kennedy. Wszystkie jej stare książki do ok.2019 roku miały prawilne okładki z gołą klatą faceta ze stocka. Obecnie wszystko to ma okładki kreskówkowe sugerujące jakiś słodko-pierdzący romans nadający się na film z Disney Channel
Do szóstej klasy lektury były całkiem fajne, chociaż mam dysleksję i potrzebowałam dłuższego czasu na czytanie, całkiem dobrze wspominam lektury z tamtego okresu. Natomiast w gimnazjum chyba nigdy żadnej książki nie dokończyłam, a i słyszałam, że "Medialiony" omawiane w liceum, zawierają masę błędów. Moim zdaniem całkiem sporo lektur nie ma większej wartości, jak nam się wmawia, a zakaz swobodnej interpretacji to już próba wyprodukowania ludzi, którzy myślą w ten sam sposób i ociera mi się o metody komunistyczne.
U mnie chyba pasje do czytania o dziwo zabił ogólnopolski maraton czytelniczy i to że musisz przeczytać daną książkę a potem pisać szczegółowy test bo lektury to chociaż omawiamy... od 6 klasy nie biorę już w tym udziału bo przeczytanie lektury szkolnej, tej na maraton i nauczenie się na sprawdziany było dla mnie zbyt wielkim obciążeniem. Teraz jak czytam książki to dalej mam takie poczucie że potem będzie z tego test wiedzy i nie ma totalnie z tego przyjemności
Mi się wydaje, że problem tkwi w podejściu polonistów nawet bardziej niż w systemie nauczania. Moja obecna polonistka dość często nam powtarza, że znajomość wszystkich najważniejszych dzieł z historii literatury jest niezbędna, do zrozumienia obecnych książek. Twierdzi, że nic nowego nie da się już wymyślić i każda książka ("nawet ta cała fantastyka" - pogardliwym tonem) jest powtórzeniem tego, co było i jak nie wiesz z czego czerpie dana opowieść to właściwie możesz nie czytać wcale. Po czymś takim nawet jak trafisz na książkę, która ci się podoba to będziesz zgaslightowany, że nic nie rozumiesz i nie możesz jej czytać.
Moja polonistka była moją wychowawczynią. Na godzinie wychowawczej mogliśmy stanąć i opowiedzieć o książce ostatnio czytanej. Głównie ja i 1 kolega omawialiśmy 😆 Ale z Polonistką się nawet książkami wymieniałam. Miałam wielkie szczęście, że na nią trafiłam
Nie chcę zrzucać kompletną winę na szkołę, ale potrzebowałam trochę czasu, by zacząć czerpać przyjemność z czytania. Dobrze ująłeś ten problem. W trakcie czytania lektury szkolnej (z której będzie się ocenianym ustnie czy pisemnie) trzeba już przestawić mózg na specjalny tryb. Trzeba zapamiętać jak najwięcej, trzeba umieć scharakteryzować bohaterów, trzeba przygotować się na możliwą analizę na lekcji. Do tego dochodzi stres. Co będzie, jeśli nie zrozumiem w pełni tej książki? Co będzie, jak jakiś detal wyleci mi z głowy? Przecież wtedy pójdzie wszystko na darmo. Nie ma miejsca na rozrywkę czy ciekawość. Muszę to znać i już. Teraz gdy czytam tylko i wyłącznie dla siebie, to wszystko przestaje mieć znacznie i naprawdę czuję, jakbym pozbyła się balastu. Wróciłam nawet do niektórych lektur bez skrzywienia się na ich widok. Piszę nawet opinie i zauważyłam, że bez tego jarzma przymusu znacznie więcej z tych książek sobie przyswajam. Cieszę się, że mam szkołę za sobą.
Przejrzałem sobie listę lektur po Twoim filmie. Większość jest absolutnie bez sensu, a brakuje ciekawych klasyków, które można odpowiednio przedstawić tak, aby zaciekawiły.
I też na przykład Romeo i Julia w gimnazjum (za moich czasów) nie ma sensu, bo to raczej opowieść gdzie chodzi o spory dorosłych, które rzucają cień na dzieci. Bo gdyby po prostu byli ze sobą, to zerwaliby po paru miesiącach. A przez to, że nie mogli być razem to nakręciło się w nich poczucie "o tak to jest to o co muszę walczyć".
Do dzisiaj mam żal do mojej polonistki z gimnazjum, że nie przerobiliśmy "trzech elektrycerzy". Było to w naszym spisie lektur i chyba mieliśmy to obiecane i co? 💩 Zamiast tego czytaliśmy bajkę "o czym szumią wierzby", która wg mnie była przestarzała i bezsensowna. Ale gimnazjum było też czasem, kiedy po raz pierwszy wzięłam coś niebędącego w spisie lektur, cykl przygotówek "porachunki z przygodą" od K. Peteka (Petka? 🤔). I to były ostatnie książki z własnego wyboru (nie liczę tutaj wattpadówek) na długo, bo w liceum nie miałam czasu przez nawał książek większych od cegły, z którymi czytaniem nie nadążałam, w efekcie "pana Tadeusza" i "chłopów" nie ruszyłam wcale, a wiele innych nie dokończyłam. I dopiero tuż przed studiami wróciłam do czytania, kupiłam wtedy "metro 2033" no i złapałam robala i od tamtej pory moja biblioteczka się rozrasta.
Tylko że nawet przeczytanie książek ch**** daje bo po przeczytaniu książki jest mała szansa że coś zapamiętasz więc dużo łatwiejsze jest kilku krotne przeczytanie streszczenia i opracowania co też daje lepszy efekt można też dla utrwalenia wiedzy wykonać kilka testów na internecie o tej książce więc dla mnie czytanie lektur jest zbędne i marnuje czas
Młodzi ludzie więcej rozumieją z lektury jak obejrzą żartobliwe streszczenie niż jak sami przeczytają. Bo po prostu nie rozumieją o co chodzi a jak im ktoś wyjaśni ich "językiem" to łatwiej im odnaleźć analogie.
3 місяці тому
Jestem polonistką.Mam pytanie:czy poleciłbyś do omawiania w szkole swoją książkę??Oglądałam filmik,w którym o niej mówiłeś.Nie znam dokładnie treści,bo czytam tylko wydania papierowe.Pozdrawiam.
ja jak zobaczyłem ilu ciekawych autorów znajduje się w podręczniku maturalnym, który mnie obowiązywał (remarque, huxley, lem, marquez, kuczok, hrabal itd.) o których nie słyszało się zupełnie nic, choćby wzmianki, to aż byłem w szoku. wiadomo, że klasykę trzeba znać, lecz mimo tej klasyki wypadałoby pokazać młodym ludziom, że czytać można również z przyjemnością, a nie zawsze pod przymusem. nauczyciele też nic nie robią w tym kierunku. gdyby byli choć trochę szczerzy z uczniami i własnym sumieniem, to mogliby nieraz przekazać uczniom, że klasyka "jest jaka jest", ale oprócz tego są również współcześni wartościowi i bardziej przystępni autorzy (tacy jak ci wymienieni wyżej). na przykładzie mojej polonistki wiem jednak, że dzieła takie jak pan tadeusz traktowane są przez polonistów niemal jako dzieła sakralne, opus magnum dzieł literackich, na które nie można ot choćby krzywo spojrzeć. trochę to dla mnie analogiczne, do sytuacji, w której ktoś ucząc jakiegoś 15/16 latka gry na pianinie kazałby mu grać wyłącznie schumanna, liszta itp. gra na pianinie to jednak nie tylko wybitni pianiści dawnych czasów i tak jak oczywiście wypadałoby ich znać, tak można jednak nieraz zaproponować uczniowi coś nieco bardziej aktualnego.
Wszystko zależy od wychowania młodego człowieka. W mojej rodzinie zawsze dużo się czytało i jakoś tak wyszło, że ja też dużo czytam/łem. Teraz, w okresie studiów patrzę (a przynajmniej staram się) na literaturę bardziej pod kątem struktury i przesłania (czytaj: moje odczucia). Wcześniej wyłącznie rozrywka.
Raczej nie pierwszym. Chociaż wcześniejsze pokolenia (dorastające za PRL) miały mniejsze możliwości na rozrywkę i prędzej czy później natrafiało na książki. Wraz z pojawieniem się pod strzechami telewizji z setką kanałów czy komputerów to już opcja "książki" wydawała się mało atrakcyjna. Oczywiście były różne ksiażki które na tyle się wyróżniały, że ludzie je czytali bo inni czytali. Harry Potter był wręcz fanomenem pod tym względem. Ale potem były na mniejszą skalę popularne książki jak Kod Leonarda czy Zmierzch, ale to takie małe wysepki w sumie. Nadal sporo ludzi dorastało w poczuciu że książki=nuda
@@dawidsmolen8136 Szkoła zawsze zniechęcała, ale kiedyś z braku innych opcji ludzie przypadkiem natrafiali na książki i się wciągali. Dziś konkurencja jest większa, więc książki mają problem z przekonaniem do siebie. I to nie wina nowych mediów, a tego, że problem który był zawsze teraz się odsłonił
Dziś powietrze pachnie jak ostatnie dni wakacji...
dziś powietrze pachnie wypocinami, i łzami
Dziś powietrze pachnie dziesięcioma miesiącami bulu i cierpienia
Już czuję jak wena do pisania moich amatorskich opowiadań odchodzi wraz z dzwonkiem na lekcje...
Deszcz na betonie❤
Pamiętam jak w liceum czytałem na przerwie książkę, Solaris chyba.
Przechodzi baba od polskiego i pyta co czytam, pokazałem okładkę a ona
Po co marnujesz na to czas, to nie jest lektura
...
Myślę, że dużo zależy od samego człowieka.
W szkole nie czytałam lektur, a mimo to przerwy spędzałam w bibliotece i łapałam się wszystkiego, co lubię, zdobywając przy tym 2 miejsce na liście największej ilości przeczytanych książek.
Tymczasem w domu również nikt nie czytał. Nikt mnie nigdy nie zachęcał. To raczej ja zachęcałam matkę, aby przejrzała jakąś książkę, którą kupiłam, żebyśmy miały np. o czym porozmawiać.
Przez to wszystko, zawsze miałam wyobrażenie, że to ludzie sami z siebie po prostu nie lubią czytać i nie ma w tym nic złego, bo nikt nie zmusza, ale mają w sobie jakieś poczucie winy, że "wypadałoby" i zrzucają winę za swoje podejście na szkołę.
Chłopów nieprzeczytałam w LO, zrobilam to rok temu i uważam, że to nie jest książka dla licalistów. Bo nikt nie mowi tam o tej historii, tylko o tym, jak pieknie jest opisane pole, ptaszek, kwiatek, gdzie to nawiązuje do historii Polski, jakie jest tło historyczne, a tam jest tyle życia, romansu, dramatów!
Przeczytałam chłopów w liceum nie bardzo rozumiejąc czemu ta książka ma taką złą sławę. Wbrew pozorom, mimo języka czyta się dość łatwo, akcja jest wartka a klimat immersyjny, łatwo się wciągnąć. Podobnie w sumie miałam z Sienkiewiczem
jak dla mnie fajną rzeczą byłoby, że raz na jakiś czas każdy uczeń losuje motyw i ma przeczytać coś z takim motywem i potem opowiedzieć reszcie. Albo gdzie prezentuje daną książkę i ma powiedzieć jakie są w niej motywy. To uczyłoby szukania i myślenia.
Moj ulubiona lekcja polskiego była jak przed wakacjami 2001 każdy miał pokazać ulubioną książkę. To było ciekawe i pokazywało jak ciekawa może być literatura
W teorii fajne, ale wydaje mi się że większość uczniów szła by po linii najmniejszego oporu i po prostu wpisała w Google "książki z motywem x" albo "motywy w książce y"
@@Kwadratura Ale nadal musieli by umieć to obronić na lekcji
moim zadaniem jest to świetny pomysł
13:54 Taką lekturą trochę sci-fi trochę fantasy jest seria Rafała Kosika 'Felix, Net i Nika oraz.....". Miałam ją w podstawówce i spodobała mi się na tyle, że przeczytałam pięć kolejnych części. Mogłam się przy niej pośmiać i jednocześnie nauczyć nowych rzeczy, ale też przyswoić to, co nie wchodziło mi np. na lekcjach historii (z ust bohatera w 2 części padł żart o Kolumbie i tak zapamiętałam w którym roku odkrył Amerykę). Mogłabym jeszcze długo opowiadać jak ta seria rozwija młode umysły, jednak polecam przeczytać w zakresie indywidualnym. Oczywiście znam też osoby, które mówią, że to najgorsza lektura (cóż, każdy ma inny gust), jednak połowa moich kolegów z wtedy jeszcze piątej-szóstej klasy nie mogła się oderwać, w tym również ja, która nie jest fanką sci-fi.
niestety usunieto ja z kanonu obowizkowego i wiele polonistow jej juz nie omowia, pewnie przez wlasnie to ze mocno odstaje od innych lektor
W piątej klasie miałam pierwszy tom FNiN jako lekturę, a teraz mam już za sobą całą serię, a niektóre książki przeczytałam po kilka razy💖KOCHAM
Scifi to jeden z moich ulubionych gatunków, ale czytając w podstawówce Felixa Neta i Nikę pamiętam że czułam że to strasznie infantylna i oparta na kliszach książka
Czytając tą książkę nic nie wydawało mi się logiczne
Jak ja się cieszę, że miałam super Pana od polskiego. Zawsze pozwalał wyrazić swoje przemyślenia o książce, opowiadał o innych fajnych współczesnych książkach, które mogłyby się nam spodobać, a że musiał robić kartkówki z lektur to dawal jeden zestaw najbardziej sztampowych pytań o lekturze i potem wszystkie klasy się tymi pytaniami wymieniały 😄 On o tym wiedział, ale i tak pozwalał 🤍 A No i jeszcze wprowadził takie coś, że raz na miesiąc ktoś może zaproponować jemu przeczytanie jakiejś ,,naszej”książki i on je czytał 🥰 A potem tez robił najprostsza kartkówkę tej osobie co zaproponowała jak ktoś chciał na 5 😄 I tak omawiał lektury, że zapamiętałam tyle z lekcji, że maturę zdałam bez praktycznie czytania lektur ( No poza najwspanialszą lalką 🩷)
kurcze jak ja zazdroszczę... Moja Pai od polskiego była słaba. Totalne przeciwieństwo
@@S1gma-bsdMoja to Dolotes Umbrige
Z mojego doświadczenia lektury szkolne to w większości świetne pozycje, przy których można się świetnie bawić. Po prostu polonistki wyjmują z tych książek wszystko, co miłe i każą nam wkuwać to, co w ogóle często jest błędne. Jestem miłośnikiem klasyki niemieckiej, przez to studiuję teraz filologię germańską. Od zawsze lubiłam analizować książki, ale dopiero profesorowie germaniści pokazali mi, jak bardzo duże pole do popisu mają interpretacje i jak bardzo poloniści to spłycili i pomylili. Kończąc ten komentarz apeluję do uczniów, że nie, Werter nie był idiotą, a Lotta odwzajemniała jego miłość i też nie była idiotką.
Miałam cudowną polonistkę
Z Polskiego podwórka polecam Grabińskiego
Problem szkoły polega na tym, że ona zupelnie nie uczy kreatywności, myślenia, odkrywania. Szkoła sama w sobie uczy formułek i wiedzy, którą później sprawdza przy pomocy sprawdzianów, egzaminów ect. (kreatywność czy myślenie ciężko sprawdzić w ten sposób). Jak ucznia sprawdzonego z kreatywności włożyć w te bezduszne statystyki? Jak to ujednolicić? Uformalnić?
Problem zainteresowania literaturą nie jest tylko kwestią szkoły. Moim zdaniem sporo wnieśli by też rodzice, dziadkowie, rówieśnicy, różnego rodzaju osoby publiczne (chociażby podziwiani sportowcy - jak na przykład pani Iga Świątek) itp. Mnie osobiście szkola nigdy nie zraziła do czytania czy pisania (pewnie to było szczęście trafienia na odpowiednich nauczycieli).
Gdzie mogę, to promuję książki warte uwagi oraz inicjatywy, ktore przyczyniają się do rozwoju czytelnictwa. Niestety, widzę, że w bibliotekach nie ma aż takich tłumów, jak by się chciało, by były. Szkoda.
I nie pokazuje, że świat jest pełen fajnych rzeczy. Tak jak na przykład miałem muzykę w szkole przez 3 lata gimnazjum i 5 lat podstawówki (bo jak byłem w 3 to wprowadzili nauczenie zintegrowane zamiast normalnych przedmiotów w klasach 1-3). I ani razu nie mieliśmy o tym, że są musicale. Ja właściwie ten rodzaj sztuki poznałem dzięki Accantusowi dopiero.
Zwłaszcza, że teraz jest łatwiej dzieciom puścić coś niż za moich czasów.
Z ciekawych książek dla młodzieży to w 6 klasie (chyba) czytałam Felixa, Neta i Nikę (świetna seria btw), Narnię, którą też kocham, Magiczne drzewo, Hobbita i szczerze to chyba jedne z naprawdę niewielu lektur, które choć trochę przypadły do gustu ludziom z mojej klasy. Ja tam czytam od zawsze, babcia i polonistka z wczesnej podstawówki zasiały we mnie zamiłowanie do literatury, zwłaszcza tej klasycznej już w młodym wieku. Obecnie chodzę już do 8 klasy i polonistka zapowiedziała nam, że będziemy przerabiać w tym roku także coś od Agathy Christie, aczkolwiek dopiero po egzaminach, na koniec roku. Z tego co wiem od kolegów z młodszych klas (6) nauczycielka podaje również jako lekturę dodatkową Percy'ego Jacksona, więc czuję ogromną zazdrość, bo sama kocham tą książkę i chciałabym ją poznać wcześniej.
Jestem w klasie maturalnej, rozszerzam j.polski, na szczeście trafiłam na polonistkę z pasją, która lubi wpadać w dygresje i wyjść poza schemat. Oczywiście podstawę programową musi zrealizować, ale jej się chce słuchać plus jest otwarta na dyskusje z uczniami, lubimy popłynąć w alternatywną stronę danej lektury ;)
Inna patologie to nadmiar lektur oraz robienie kartkówek ze szczegółami, które niby mają dowieść, że ktoś czytał tę lekture. Ja w liceum przeczytałam wszystkie lektury i moje tempo czytania było spore ALE nawet ja nie dałam rady nieraz przeczytać tylu lektur w określonym czasie przez co dostałam kiedyś 1, bo nie przeczytałam "Pamiętników" kiedy zaczęliśmy je omawiać (przeczytałam 3/4 i odpowiadałam za bardzo ogólnie na niektóre pytania). W gimnazjum moja nauczycielka waliła takie kartkówki z lektury, że osoby, które sumiennie przeczytały i tak dostawały 2 albo 3. Rzeczy typu co ktoś nosił w jednej scenie czy co ktoś tam trzymał były pytaniami w kartkówce po to tylko aby uwalić ucznia, bo nie miało to znaczenia w lekturze albo nie wiązało się z danym motywem
"Inna patologie to nadmiar lektur oraz robienie kartkówek ze szczegółami, które niby mają dowieść, że ktoś czytał tę lekture. "
To bezsens. To trochę jakby pytać "Podaj numer celi księżniczki Lei" "Nie mam pojęcia" "Czyli nie widziałeś gwiezdnych wojen? A mówiłeś że oglądałeś!"
Jeśli takie miałeś przemyślenia kończąc szkołę, jak ja niemal dwadzieścia lat temu, to wątpię że w tej kwestii coś się zmieniło przez trzy lata. 😅 Święty jeżu! 🦔🙀 Jakie to w sumie przykre i co to świadczy o naszym polskim szkolnictwie... 😞
5:51 A dla mnie właśnie to by bardzo pomogło. By uczyła i była fajna jednocześnie.
9:09 Hehe zmieniło... taaa...
Książki (lektury szkolne) które chodząc jeszcze do szkoły przeczytałam od początku do końca mogę policzyć na palcach jednej ręki.Uważam, że w większości dawali nam nudne, ciężkie i wcale nie dobrane do wieku Książki, które tylko nudziły.Wszystko szło szablonem a najgłupsze dla mnie pytanie to co autor miał na myśli? A skąd ja mam to k. wiedzieć? Ja jako czytelnik mogę tylko powiedzieć co sądzę, że autor miał na myśli a i to jest głupie bo powinniśmy to analizować pod względem co my z tego wynosimy tak szkoła nie uczy samodzielnego myślenia zero kreatywności zniechęcanie zamiast zachęcania porażka
Podrzucam pomysł na nowy materiał. Dlaczego romanso-erotyki mają obecnie kreskówkowe okładki? Dobry przykład to wznowienie jednego cyklu uczelniano-hokejowego od Elle Kennedy. Wszystkie jej stare książki do ok.2019 roku miały prawilne okładki z gołą klatą faceta ze stocka. Obecnie wszystko to ma okładki kreskówkowe sugerujące jakiś słodko-pierdzący romans nadający się na film z Disney Channel
Do szóstej klasy lektury były całkiem fajne, chociaż mam dysleksję i potrzebowałam dłuższego czasu na czytanie, całkiem dobrze wspominam lektury z tamtego okresu. Natomiast w gimnazjum chyba nigdy żadnej książki nie dokończyłam, a i słyszałam, że "Medialiony" omawiane w liceum, zawierają masę błędów. Moim zdaniem całkiem sporo lektur nie ma większej wartości, jak nam się wmawia, a zakaz swobodnej interpretacji to już próba wyprodukowania ludzi, którzy myślą w ten sam sposób i ociera mi się o metody komunistyczne.
U mnie chyba pasje do czytania o dziwo zabił ogólnopolski maraton czytelniczy i to że musisz przeczytać daną książkę a potem pisać szczegółowy test bo lektury to chociaż omawiamy... od 6 klasy nie biorę już w tym udziału bo przeczytanie lektury szkolnej, tej na maraton i nauczenie się na sprawdziany było dla mnie zbyt wielkim obciążeniem. Teraz jak czytam książki to dalej mam takie poczucie że potem będzie z tego test wiedzy i nie ma totalnie z tego przyjemności
Gdy skończę szkołę to początek wakacji będzie fajny
Mi się wydaje, że problem tkwi w podejściu polonistów nawet bardziej niż w systemie nauczania. Moja obecna polonistka dość często nam powtarza, że znajomość wszystkich najważniejszych dzieł z historii literatury jest niezbędna, do zrozumienia obecnych książek. Twierdzi, że nic nowego nie da się już wymyślić i każda książka ("nawet ta cała fantastyka" - pogardliwym tonem) jest powtórzeniem tego, co było i jak nie wiesz z czego czerpie dana opowieść to właściwie możesz nie czytać wcale. Po czymś takim nawet jak trafisz na książkę, która ci się podoba to będziesz zgaslightowany, że nic nie rozumiesz i nie możesz jej czytać.
Studenci mają kampanię wrześniową!
14:07 kto pomyślał o Folwarku?
Moja polonistka była moją wychowawczynią. Na godzinie wychowawczej mogliśmy stanąć i opowiedzieć o książce ostatnio czytanej. Głównie ja i 1 kolega omawialiśmy 😆
Ale z Polonistką się nawet książkami wymieniałam. Miałam wielkie szczęście, że na nią trafiłam
8:54 Duma i uprzedzenie, hm?
Nie chcę zrzucać kompletną winę na szkołę, ale potrzebowałam trochę czasu, by zacząć czerpać przyjemność z czytania.
Dobrze ująłeś ten problem.
W trakcie czytania lektury szkolnej (z której będzie się ocenianym ustnie czy pisemnie) trzeba już przestawić mózg na specjalny tryb. Trzeba zapamiętać jak najwięcej, trzeba umieć scharakteryzować bohaterów, trzeba przygotować się na możliwą analizę na lekcji. Do tego dochodzi stres. Co będzie, jeśli nie zrozumiem w pełni tej książki? Co będzie, jak jakiś detal wyleci mi z głowy? Przecież wtedy pójdzie wszystko na darmo. Nie ma miejsca na rozrywkę czy ciekawość. Muszę to znać i już.
Teraz gdy czytam tylko i wyłącznie dla siebie, to wszystko przestaje mieć znacznie i naprawdę czuję, jakbym pozbyła się balastu. Wróciłam nawet do niektórych lektur bez skrzywienia się na ich widok. Piszę nawet opinie i zauważyłam, że bez tego jarzma przymusu znacznie więcej z tych książek sobie przyswajam. Cieszę się, że mam szkołę za sobą.
Bro co na miniaturkę wpierdolił moją byłą szkołe to trzeba było kliknąć a tak naprawdę świetny film
No cóż.. dla każdego coś przykrego :)
Przejrzałem sobie listę lektur po Twoim filmie. Większość jest absolutnie bez sensu, a brakuje ciekawych klasyków, które można odpowiednio przedstawić tak, aby zaciekawiły.
I też na przykład Romeo i Julia w gimnazjum (za moich czasów) nie ma sensu, bo to raczej opowieść gdzie chodzi o spory dorosłych, które rzucają cień na dzieci. Bo gdyby po prostu byli ze sobą, to zerwaliby po paru miesiącach. A przez to, że nie mogli być razem to nakręciło się w nich poczucie "o tak to jest to o co muszę walczyć".
Do dzisiaj mam żal do mojej polonistki z gimnazjum, że nie przerobiliśmy "trzech elektrycerzy". Było to w naszym spisie lektur i chyba mieliśmy to obiecane i co? 💩 Zamiast tego czytaliśmy bajkę "o czym szumią wierzby", która wg mnie była przestarzała i bezsensowna. Ale gimnazjum było też czasem, kiedy po raz pierwszy wzięłam coś niebędącego w spisie lektur, cykl przygotówek "porachunki z przygodą" od K. Peteka (Petka? 🤔). I to były ostatnie książki z własnego wyboru (nie liczę tutaj wattpadówek) na długo, bo w liceum nie miałam czasu przez nawał książek większych od cegły, z którymi czytaniem nie nadążałam, w efekcie "pana Tadeusza" i "chłopów" nie ruszyłam wcale, a wiele innych nie dokończyłam.
I dopiero tuż przed studiami wróciłam do czytania, kupiłam wtedy "metro 2033" no i złapałam robala i od tamtej pory moja biblioteczka się rozrasta.
ja z książek czytam tylko chińskie komiksy na pewnej stronie na "n"
ciekawe o jakie komiksy chodzi 🌚
@@pazurkota głodnemu chleb na myśli
@@StanislawNiemyjski i see what you did here 🌚
8:55 ja na religi, nauczyciel mi zajumał książke
Tylko że nawet przeczytanie książek ch**** daje bo po przeczytaniu książki jest mała szansa że coś zapamiętasz więc dużo łatwiejsze jest kilku krotne przeczytanie streszczenia i opracowania co też daje lepszy efekt można też dla utrwalenia wiedzy wykonać kilka testów na internecie o tej książce więc dla mnie czytanie lektur jest zbędne i marnuje czas
Młodzi ludzie więcej rozumieją z lektury jak obejrzą żartobliwe streszczenie niż jak sami przeczytają. Bo po prostu nie rozumieją o co chodzi a jak im ktoś wyjaśni ich "językiem" to łatwiej im odnaleźć analogie.
Jestem polonistką.Mam pytanie:czy poleciłbyś do omawiania w szkole swoją książkę??Oglądałam filmik,w którym o niej mówiłeś.Nie znam dokładnie treści,bo czytam tylko wydania papierowe.Pozdrawiam.
Rok 1984 to lektura i Solaris podobnie tylko Solaris to lektura uzupełnieniająca
Skąd pomysł na miniature konkretnie o szkołę w tle chodzi bo budynek nie jest mi obcy
Mam w piątki chemię, fizykę, dwie lekcje angielskiego, dwie niemieckiego, okienko i dwie lekcje wf - polecam.
I to jest moment by zwolnić się na stałe z wf
@@pieterex148też tak uważam
Trzeci miesiac wakacji...ja mam 29 lat i miałem tylko 4 dni wakacji. 😂😂😂
ja jak zobaczyłem ilu ciekawych autorów znajduje się w podręczniku maturalnym, który mnie obowiązywał (remarque, huxley, lem, marquez, kuczok, hrabal itd.) o których nie słyszało się zupełnie nic, choćby wzmianki, to aż byłem w szoku. wiadomo, że klasykę trzeba znać, lecz mimo tej klasyki wypadałoby pokazać młodym ludziom, że czytać można również z przyjemnością, a nie zawsze pod przymusem.
nauczyciele też nic nie robią w tym kierunku. gdyby byli choć trochę szczerzy z uczniami i własnym sumieniem, to mogliby nieraz przekazać uczniom, że klasyka "jest jaka jest", ale oprócz tego są również współcześni wartościowi i bardziej przystępni autorzy (tacy jak ci wymienieni wyżej). na przykładzie mojej polonistki wiem jednak, że dzieła takie jak pan tadeusz traktowane są przez polonistów niemal jako dzieła sakralne, opus magnum dzieł literackich, na które nie można ot choćby krzywo spojrzeć.
trochę to dla mnie analogiczne, do sytuacji, w której ktoś ucząc jakiegoś 15/16 latka gry na pianinie kazałby mu grać wyłącznie schumanna, liszta itp. gra na pianinie to jednak nie tylko wybitni pianiści dawnych czasów i tak jak oczywiście wypadałoby ich znać, tak można jednak nieraz zaproponować uczniowi coś nieco bardziej aktualnego.
Studenci?! Uczniowie?! A co z osobami pracującymi, ale ty jesteś opresyjny!
btw pozdro!
Wszystko zależy od wychowania młodego człowieka. W mojej rodzinie zawsze dużo się czytało i jakoś tak wyszło, że ja też dużo czytam/łem. Teraz, w okresie studiów patrzę (a przynajmniej staram się) na literaturę bardziej pod kątem struktury i przesłania (czytaj: moje odczucia). Wcześniej wyłącznie rozrywka.
Quo vadis
Dziwne jest nasze pokolenie skoro jest pierwszym, któremu szkoła "obrzydziła" książki.
Raczej nie pierwszym. Chociaż wcześniejsze pokolenia (dorastające za PRL) miały mniejsze możliwości na rozrywkę i prędzej czy później natrafiało na książki. Wraz z pojawieniem się pod strzechami telewizji z setką kanałów czy komputerów to już opcja "książki" wydawała się mało atrakcyjna. Oczywiście były różne ksiażki które na tyle się wyróżniały, że ludzie je czytali bo inni czytali. Harry Potter był wręcz fanomenem pod tym względem. Ale potem były na mniejszą skalę popularne książki jak Kod Leonarda czy Zmierzch, ale to takie małe wysepki w sumie. Nadal sporo ludzi dorastało w poczuciu że książki=nuda
@@MistrzSeller Czyli szkoła zniechęciła do czytania, czy odmienne i współczesne wychowanie oraz potencjały technologiczne? Moim zdaniem to drugie.
@@dawidsmolen8136 Szkoła zawsze zniechęcała, ale kiedyś z braku innych opcji ludzie przypadkiem natrafiali na książki i się wciągali. Dziś konkurencja jest większa, więc książki mają problem z przekonaniem do siebie. I to nie wina nowych mediów, a tego, że problem który był zawsze teraz się odsłonił
Wy płaczecie że wracacie do szkoły. A ja i inni dorośli płaczemy że skończył nam się urlop😢. Tylko rodzice się cieszą że dzieciaki wracają do szkoły