@@AniaGemma A ja niestety dość często. Pracowałam jako kelnerka i dzieci nie były nigdy problemem. Problemem byli rodzice zajęci tylko sobą, którzy nie zwracają uwagi na dzieci biegające między nogami kelnerów. Zdarzyło mi się też zwrócić uwagę matce która darła się na dziecko i je szarpała, bo było zmęczone i po prostu cały czas mówiło, że chce do domu. No takich sytuacji jest masa.
@@Mar2137ci Dokładnie! W niedzielę byłam w kociej kawiarni i to była masakra. 3 dzieci, krzyczała, biegała za kotami, jeden złapał nawet za ogon biednego kociaka. A matka co? Matka papla sobie z psiapsi i olewa uwagi od pani właścicelki i ludzi wokół. Nie byłam świadkiem czy wyproszono ich czy nie, bo jak wpadli i zaczęli drżeć ryja to jak najszybciej dopiliśmy kawę i zabraliśmy się stamtąd.
Raczej to jest wina okropnych rodzicow. Kazdy miał takie sutuacje kiedy dziecko kopie mu w fotel czy nogami o płaszcz, zaczepia psa, przepycha Cię chamsko, biega na pierwszym tańcu na weselu, sika do basenu, ciągnie za włosy, niszczy towar w sklepie i...można wymieniać w nieskończoność. Nieudolni rodzice mają jedną odpowiedź TO TYLKO DZIECKO, po czym je zlewają i nie robią nic. Dlatego możliwość unikania dzieci i strefy bez dzieci to zbawienie. Nikt nie chce uczestniczyć w loterii czy spotka normlane dziecko, czy "bombelka". Na rodzica powinny być testy.
dokładnie, najgorzej jak taki bachor trafi się w samolocie, nam się trafił... Było darcie sie, wiercenie, kopanie w fotel, a my byliśmy po nieprzespanej nocy. Mamuśka bachora zero reakcji, po zwróceniu uwagi była zdumiona... Niestety ale teraz się tak wychowuje dzieci, że mogą robić co chcą. Co z takich dzieci wyrośnie - nie chcę nawet myśleć. Od tej pory przed wejściem do samolotu zawsze modlimy się, by nie trafić na takiego gówniaka. I sami jesteśmy zaopatrzeni w zatyczki do uszu. Mało tego, mam za ścianą sąsiadów - dziecko 3 latka a wszystko wymusza darciem japy (wiemy bo słyszymy dzień w dzień!), mamusia bezradna.
@@pandorakaze4038 człowiek wymienia kilka z wielu sytuacji kiedy dzieci są wrzodem na d... - merytoryczny komentarz " mmm nie". Aha ok! Teraz to przekonujesz
@@marcinxxx9145 rel. Najgorzej, że nawet jakby zwykły Kowalski chciał DOPŁACIĆ by podróżować np w przedziale dla dorosłych bo chcą się przespać itp to matki by się spłakały, że są dyskryminowane i one chcą akurat ten przedział dla siebie i bombelka.
Dla mnie problemem są najczęściej zbyt roszczeniowi rodzice, uważający ze jak mają dziecko to są pępkiem świata (razem z ich pociechami). Jestem w kole naukowym i z okazji różnych wydarzeń wystawiamy się z naszymi pojazdami, staramy się je zabezpieczyć jak możemy, ale nie wszystko się da. I wtedy wchodzą cali na biało tacy rodzice, dziecko przeszło pod barierką, było niższe niż stoły na których stały pojazdy, więc nawet go nie zauważyliśmy i nagle płacz między bolidami i krzyk matki na mnie (byłam jedyną kobietą na stoisku), że jaką ja będę matką jak dziecka nie potrafię przypilnować. Tak, ja miałam pilnować jej dziecka, o którym nawet nie wiedziałam że gdzieś tam jest. A dziecko zacięło się krawędzią karbonu. Chcieliśmy pomóc wyjąć drzazgę z rączki, ale był foch, po czym i tak przyszli, bo ratownicy stwierdzili że prawdopodobnie zajmując się tym na codzień lepiej wiemy co z tym zrobić. A druga sprawa to autyzm, przez który bardzo źle znoszę hałas, ale nie mam pretensji do dzieci, bo wiem że nie raz one płaczą dlatego że im też za dużo. Ale ukrywać nie będę że rozwrzeszczane dzieci nie pomagają, dlatego staram się chodzić np. do sklepów w miejscach i o godzinach, o których wiem że raczej ich nie spotkam. Niemniej miałam ładny szok kulturowy, jak się okazało że w Łodzi przedszkolaki jeżdżą na wycieczki komunikacją miejską (pochodzę z takiej bardziej wsi niż miasta, więc nie było to oczywiste). Ale przez to przynajmniej zdrowsza jestem, więcej chodzę i jeżdżę rowerem. A dzięki dzieciom w przestrzeni publicznej wiem, że przynajmniej na razie nie jestem w stanie mieć dzieci.
@karpatka_ Ja zostałam zdiagnozowana w wieku 20+, bo niestety urodziłam się w środowisku takim a nie innym i nikt nie zwracał uwagi na takie rzeczy, a psycholog to był do straszenia a nie lekarz. Ale im bardziej zgłębiam temat tym bardziej się załamuję, bo właściwie pomocy dla przypadków takich jak ja nie ma, o ile w ogóle są diagnozowane, ale to inny temat. Rozumiem że rodzice nie chcą takiego dziecka w klasie, dla dziecka też byłoby lepiej w mniejszej grupie, ale znam przypadek że przedszkolanka z przedszkola specjalnego zgłosiła rodzinę do MOPS bo dziecko jest agresywne (miało zalecenie indywidualnych zajęć od lekarzy). Nie było nawet rozmowy z rodzicami, od razu do mops, że dziecko na pewno ma źle w domu. I jak tu ufać rzekomo dostosowanym placówkom... A nauczycielom współczuję takich rodziców, sama przez to przestałam dawać korepetycje, jak wymagali wyciągnięcia dzieciaka na 90% z matury rozszerzonej w 3 miesiące.
Napisałam wcześniej komentarz, ale teraz kiedy wysłuchałam do końca, mam jeszcze parę przemyśleń. Wydaje mi się, że Ty uogólniasz bardzo, bo nie chodzi o to, że ludzie nie lubią wszystkich dzieci, a tych, nad którymi rodzice nie mają żadnej kontroli, bo albo mają wy..ebane, albo właśnie zasłaniając się bezstresowym wychowaniem nie podejmują wysiłku żeby się tym dzieckiem odpowiednio zająć. To, że nie mamy wystarczających pokładów empatii, wyrozumiałości, cierpliwości itp, może wynikać z tego, że jesteśmy przebodźcowani, przemęczeni, mamy swoje problemy na głowie, a czasem nie tylko swoje, i kiedy idziemy zrelaksować się do kina, kawiarni czy lecimy na wakacje, wydzierające się dziecko naprawdę jest ostatnim o czym marzymy. No i znowu odnosi się to raczej do nieogarniętych rodziców tych dzieci. Moja siostra zabierała swoją trzyletnią córkę do opery i na balet, bo ta byla nauczona jak się zachowywać w takich miejscach i jedyne co robila, to płakała ze wzruszenia bo tak jej się podobało. Natomiast na placu zabaw z innymi dzieciakami wrzeszczy ile dusza zapragnie. Od urodzenia praktycznie lata samolotem bo siostra mieszka za granicą i nie robi żadnych problemów. Chodzi po restauracjach, kawiarniach i nie drze sie na cały regulator. Ale jest to zasługa tego, że rodzice poświęcają jej dużo czasu i uwagi, i tłumaczą jej wszystko. Porównywanie rozwrzeszczanego dziecka do normalnych odgłosów w kawiarni czy jakiegoś stukania paznokci np jest chyba jakimś nieporozumieniem. Może twój syn nie krzyczy jak obdzierany ze skóry, albo jeśli tak jest, to reagujesz na to odpowiednio, ale uwierz, że są rodzice którzy nie robią z taką sytuacją nic, i dziwią sie, że to komuś przezzkadza. Moze zamiast mówić o niechęci ludzi do dzieci, film powinien być o niechęci do nieodpowiedzialnych rodziców, bo to raczej o to w tym wszystkim chodzi.
No tak. Oczywiscie ze to sie tyczy rodzicow. Pytania jednak dwa sie poajwiaja. Po pierwsze gdzie te dzieci maja sie nauczyc jak sie zachowywac jesli nigdzie nie chodza? A po drugie skoro jest normalnym elementem rozwoju dziecka aby od czasu do czasu miec meldown z powodu bzdurnego wg doroslych jak np dlatego ze jednorozec nie jest prawdziwym zwierzeciem, to czy jednak nie powinna sie zwiekszyc akceptowalnosc zachowan dzieci i ewentualna chec pomocy rodzicom jesli to sie zdarzy?
@@AniaGemmaakceptowalność zachowań dzieci polega na tym że np. nie przeszkadza ci kiedy obce dziecko wejdzie z tobą w nienegatywna interakcje natomiast ludzie są różni mają swoje problemy. mam za sobą lot samolotem z rozwrzeszczanym dzieckiem kiedy zmęczenie dawało sie we znaki. w takich chwilach ma się ochotę kogoś zabic. dlaczego to świat ma się dostosowywać do osób które nie potrafią uspokoić swoich dzieci albo co gorsza nie chcą tego robić
@@Swirl_Girldziękuję Ci za ten komenatrz, uważam dokładnie tak samo. Skoro są miejsca dla dzieci (tak naprawdę to praktycznie wszędzie, nawet w urzędzie są stoliki z zabawkami - i dobrze) to i powinny być miejsca tylko dla dorosłych bo takich jest jak na lekarstwo. Ale niee bo jak ktoś chce takich miejsc, to od razu madki mają problem, że hurr durr dzieci wykluczane i nienawidzone. No kurde nie.
Jestem nianią, wcześniej pracowałam w wesołym miasteczku (głównym klientem były dzieci), naprawdę lubię dzieci i planuje mieć swoje. Ale na najbliższe wakacje z partnerem szukamy cichego hotelu bez dzieci, żeby poodpoczywać w spokoju. Tak poprostu chcemy. Gdy idę do kina na film animowany to spodziem się jaki target to obejmuję i mogę cały seans oglądać z gadającym dzieckiem za plecami, albo co gorsza kopiacym w siedzenie. Ale nie przejmuję się tym bo ide na bajke z nastawieniem, że będą tam dzieci. Wtedy mi to nie przeszkadza i tak samo w markecie, w parku czy w restauracji nad morzem w środku sezonu. Ale są takie miejsca gdzie chcesz spodziewać się jedynie spokoju. I dla mnie to jest właśnie cichy hotel, sauna i urlop po za sezonem.
nie ma nic złego w wybraniu opcji która jest dla nas odpowiednia. Mnie fascynuje potrzeba krzyczenia że kogoś się nie chce u siebie w lokalu lub w soim najbliższym otoczeniu.
@@AniaGemmaa mnie nie dziwi. Tam jest granica cudzej wolnosci gdzie zaczyna sie twoja. I odwrotnie. Jesli ktos jest uciazliwym towarzystwem dla innych ze wzgledu na swoje zachowanie to nie ma znaczenia czy to dorosly, dziecko czy nawet zwierze. Gdybym ja zachowywala sie kiepsko w miejscu publicznym nie mialabym pretensji gdyby mnie wyproszono. Moze takie zakazy nie bylyby potrzebne (odnosnie wstepu dzieci) gdyby nie ciche przyzwolenie na ich zachowanie-bo to tylko dzieci. Moim zdaniem wstep powinien byc wolny dla kazdego kto zachowa sie z kultura ale jesli dajmy na to takie dziecko staje sie uciazliwe to rodzic/e powinni opuscic z nim lokal i ew. Wrocic kiedy sie uspokoi (w koncu sa za nie odpowiedzialni) aby inni mogli cieszyc sie spokojem. Klimat danego miejsca to jeden z kluczowych czynnikow ktory jest decydujacy przy wyborze odwiedzenia go. Ktos kto chce odpoczac wybierze kawiarnie a nie pub bo liczy wlasnie na cisze, spokoj gdzie bedzie mogl odpoczac a nie przebywac w halasie
Moim zdaniem potrzebujemy stref ciszy, z których można byłoby wyprosić głośne osoby. Miejsc dla dzieci jest mnóstwo - miejsc ciszy bardzo niewiele. Nie mam nic przeciwko cichemu dziecku w strefie ciszy, choć dla większości małych dzieci może to jeszcze nie być ich etap rozwojowy. Osób neuroatypowych (w tym np. dzieci w spektrum, które również potrzebują ciszy) jest w społeczeństwie sporo i my też chcemy mieć możliwość życia w tym społeczeństwie i korzystania z miejsc publicznych - chcemy mieć cichą kawiarnię, cichą restaurację, choć jedną w mieście. Chcemy mieć możliwość polecieć cichym samolotem czy pojechać cichym środkiem transportu. W tej chwili większość z nas po prostu siedzi w domu w weekendy, bo miejsc przyjaznych prawie nie ma, a na przebodźcowanie się przed kolejnym tygodniem pracy średnio możemy sobie pozwolić. Ja to postrzegam jako problem i naprawdę nie mam nic do dzieci. Będąc na grupach dla bezdzietnych widzę, że to strefy ciszy rozwiązałyby większość tego problemu.
Strefy ciszy a miejsca bez dzieci to dwie rozne sprawy. A moze miejsca bez dzieci mozna by zastapic miejscami bez kobiet, bez czarnych... albo zakazac doroslym wstepu w miejsca dla dzieci?
Daj ludziom zyć. Macie pierdyliard miejsc przyjaznych dzieciom, które ludzie lubiący spokój omijajaą szerokim łukiem. Nic wam się nie stanie jak zaczniecie wreszcie szanować potrzeby innych i po prostu nie będziecie na siłę pchać się w miejsca "bez dzieci".@@AniaGemma
@@AniaGemmasą takie miejsca np siłownie tylko dla kobiet i mezczyźni nie protestują, są też specjalne toalety dla ludzi z dziećmi- a mogłyby być jedne z przewijakami dla wszystkich i np przewijanie dziecka w smrodzie po tirowcu który najadł się Bóg wie czego, niech dziecko socjalizuje się a co, czym różni się kawiarnia od klubu? Bierzmy dzieci do klubów, dyskotek, niech dzieciaki korzystają. Bawilandie i tym podobne, dlaczego nie mogę wejść na drabinkę z dzieckiem? Czemu do 25 kg Dlacxego zjeżdżalnia jest nie na moją pupę? Czuje się wykluczona że plac zabaw tylko dla dzieci, czemu nie mogę brać udziału w zabawie na placu z dziećmi tylko być biernym obserwatorem? Czemu dziecko nie płaci do lat 3, jeśli ma być na równi to też plaćmy za wszystkie udogodnienia od zera- to też socjalizacja że w życiu trzeba placić za wszystko. A mówiąc o socjalizacji dziecka w przestrzeni publicznej, to wszystko ma swoje etapy i czas, sama nie zabrałabyś noworodka do energylandi czy zoo mimo iż jest to super friendly dla dzieci, bo to nie ten etap i dziecko nie wiele by wyniosło z tego,po to są rodzice żeby uczyć dzieci i wychowywać w domu,w przedszkolu, wspólnej przestrzeni,zachowań, nawyków- przy stole na codzień, żeby móc z czasem iść do kawiarni, restauracji dla wszystkich i tam korygować coś , co nie jest abstrakcją dla dziecka bo ma już jakieś pojęcie o tym i rozwojowo już jest swiadome. Noworodków nie wytłumaczysz tego, ale większemu dziecku już jest szansa że tak. Czy grozi komukolwiek wykluczenie z powodu ograniczeń miejsc dla dzieci? No nie, więcej wykluczeń mają teraz bezdzietni, nie dostają kasy co miesiąc 800+,nie dostawali pomocy przy leczeniu bezpłodności, kobiety po poronieniu nie miały pomocy psychologicznej. Brak dzieci nie jest modą, jest protestem buntem i wskaźnikiem kondycji psychicznej Polaków, kobiety boją się o swoje życie, o finanse, o dojrzałość partnera, o zdrowie dziecka fiz- psych, o swoja karierę, o jakość edukacji. I uwierz że jedna kawiarnia czy restauracja dla tych którzy w danym momencie nie chcą być uczestnikiem socjalizacji picia kawy, pozwoli zrozumieć że my też nie zawsze w życiu dorosłym będziemy mogli wejść wszędzie tam gdzie chcemy. Czy nam się to podoba czy nie.
Co do posiadania dzieci. Pochodzę z wielodzietnej rodziny i każde z rodzeństwa zgodnie powie ze byłam idealną siostrą. Dzieci znajomych i rodzeństwa które mialam pod opieką również mówiły że jestem super ciocia bo znam wiele zabaw i jestem na czasie z bajkami, grami. Ale pare lat temu wprowadzilam sie do mojego obecnego męża. I wtedy w wieku 26lat poczułam to czego nie miałam całe życie czyli ciesze i spokój. Minęło kilka lat a ja tą ciszą i spokojem dalej nie potrafie sie nacieszyć na tyle aby mieć jej dość. W moim obecnie idealnie cichym świecie nie ma miejsca na dziecko.
Nie bój siè zakłócenia ciszy przez własne dziecko. To jest ZUPEŁNIE inaczej niż z obcymi. Ja jestem zdiagnozowane WWO więc hałas mnie wprost zabija. Mój pierwszy synek był tak spokojny, zawsze skoncentrowany na swojej zabawie, że bez kłopotu napisałam przy nim doktorat. Kolejne też kochane i niewrzeszczące, bo dzieci wzorują się na rodzicach, jak nie ma hałasu to też nie hałasują- proste! Dzieci jeśli są kochane to czują się spokojne i nie zakłócają ciszy otoczenia. Nie odmawiaj sobie tego co najcudowniejsze dla kobiety: macierzyństwa❤.
@@Zosia9121 Nie gadaj bzdur. Nie każdy chce marnować życie na dzieciaka, dla wielu osób życie ma więcej do zaoferowania niż coś, co wyjdzie im przez pizdę.
W moim odczuciu, nie chodzi o awersję do dzieci, ale o „nieobecnych” rodziców. Nie planuję mieć dzieci, nie umiem w dzieci, ale rozumiem, że dziecko ma dziecięce odruchy i nie wie jeszcze, jak się funkcjonuje powyżej 1,4 m. Rozumiem, że czasami ma potrzebę ryczeć w niebogłosy, nawet zazdroszczę, że się z tym nie krępuje. Zaryzykuję stwierdzenie, że wszystkie przypadki, gdy dziecko było czysto wkur***ące wynikały z winy rodziców. Wyobraźcie sobie taką świąteczną atmosferę: matka rozmawia z rodziną i oczekuje, że ojciec przypilnuje dziecka, ojciec gra z wujkiem na konsoli i twierdzi, że to matki kolej, dziecko drze pi… buzię, bo nikt się nim nie zajmuje, ojciec drze się na dziecko, żeby przestało się drzeć, a matka drze się na ojca, żeby przestał się drzeć na dziecko, że się drze. I ja pośrodku, i „no idź do cioci trochę”. NIE. Dziecko nie potrzebuje cioci, którą widzi drugi raz w ciągu roku i ma w pieluszce jej zdanie na jego problemy. Nie potrzebuje również kolejnego batona i psiego patrolu na cały regulator ku radości współpasażerów. I nie potrzebuje robić wszystkiego, na co ma ochotę, „bo jest malutkim dzieckiem i zobaczysz, jak będziesz mieć swoje”. Z kilkorgiem „problematycznych” dzieci zdarzyło mi się spędzić trochę czasu bez obecności ich rodziców i okazało się, że rozumieją słowo „nie”, potrafią się świetnie bawić bez telefonu mamy i można je zainteresować inną bajką niż w kółko tymi samymi odcinkami świnki Pepy. Potrafią nawet zjeść owoc zamiast kolejnej porcji cukru i oleju palmowego. Nie wiem, może się mądrzę, a gówno się znam, ale wydaje mi się, że wychowanie dziecka nie jest dużo trudniejsze od hodowania małego terrorysty, kiedy już stoisz przed takim wyborem. W każdym razie jest bardziej, z braku lepszego słowa, „opłacalne”.
Mam 1.5roczna corke i opisalas wlasnie sytuacje z naszego życia. Powiem Ci jak to z mojej perspektywy wyglada. Zajmuje sie dzieckiem 80% czasu dziennie, codziennie. Ojciec praktycznie tylko z doskoku i jak go prosze o zajecie sie dzieckiem to on tego nie potrafi i czesto wlacza tv, drze ryja, bo dziecko sie drze i mysli, ze to pomoze w jakis sposób, albo podrzuca mi je przy mozliwej okazji pod jakims pretekstem typu "o, pokazemy mamusi co narysowalas". Ja chcac miec choc troche czasu dla siebie (=przygotowanie obiadu, zrobienie prania😅 a nie robienie domowego spa) frustruje sie tym bardzo szybko. Kobiety sa przemeczone i sfrustrowane, poniewaz niekotrzy faceci okazuja sie bardzo slabi w zajmowaniu dzieckiem i zadne tlumaczenia i polecenia ksiazek czy podkastow nie pomagają, zadne tipy organizacyjne. Dlatego dre sie na niego, bo moja zlosc siega zenitu. Czasem tez dre sie tak jak opisalas, bo powinien uzyc innych narzedzi w pracy z dzieckiem niz podnoszenie glosu a moje spokojne uwagi nic nie dają. Roznica pomiedzy sytuacjami polega tylko na tym, ze zazwyczaj to dzieje sie domu i nie wysylam dziecka do zadnej cioci, chyba ze tego chce lub robie to na zasadzie "prosze ratuj mnie, bo zwariuje" a nie roszczeniowo czy cwaniacko, ze teraz twoja kolej. Dziekuje, dobranoc 😅
Za każdym razem, gdy mówimy o miejscach bez dzieci, pada jeden i ten sam tekst: no tak, to może zróbmy też restauracje bez Żydów, kawiarnie bez czarnych, puby bez Ukraińców? No nie, to nie tak. Przyjrzyjmy się, dlaczego w ogóle istnieje potrzeba tworzenia takich miejsc. Dzieci głośno się śmieją, krzyczą, płaczą. Dzieci są ruchliwe. Jak sama powiedziałaś - ciężko oczekiwać, że dziecko wysiedzi w miejscu kilka godzin. Dzieci czasami brudzą. Dzieci nie zawsze wiedzą, jak posługiwać się sztućcami, w związku z czym czasem może im coś spaść na podłogę. Czy jest to normalne? Tak. Czy każda osoba postronna musi tego doświadczać? Nie. Wyżej wymienione może przyczyniać się do tego, że ludzie, którzy chcą zjeść posiłek w spokoju lub wypić kawę, nie będą przychylnym wzrokiem patrzeć na dzieci. I w ich głowach mogą pojawiać się myśli: a gdyby tak w spokoju napić się kawy w miejscu, do którego dzieci wstępu mnie mają? Także, moi drodzy, nikt tu nie hejtuje dzieci z samego tytułu, że mają poniżej 150cm wzrostu, nie płacą podatków i noszą koszulki z psim patrolem. Chodzi o to, jak się czasami zachowują. Widzicie już, dlaczego porównanie do osób innego koloru skóry czy narodowości nie ma sensu? Bo osoba czarnoskóra nie wyrośnie ze swojego koloru skóry. Osoba, która urodziła się w Ukrainie, już zawsze będzie Ukraińcem/Ukrainką. Ta osoba nie ma na to wpływu. Te osoby niczym się od nas nie różnią w kwestii zachowania. A jeśli się różnią i zachowują się nieodpowiednio w miejscach publicznych, to są po prostu niewychowani, chamscy, ogólnie niefajni i nie ma to nic wspólnego z ich narodowością/kolorem skóry. Bardzo nietrafne jest też stwierdzenie, że zakazując gdzieś wstępu dzieciom, zakazujesz go też matkom. Ile miejsc child free (nie licząc pubów i klubów) w swoim życiu widziałaś? Bo ja żadnego. Za to we wszystkich restauracjach/kawiarniach/przychodniach/na poczcie widuję kąciki dla dzieci, kolorowanki, stoliki z jakimiś puzzlami. W restauracjach są specjalne krzesełka dla małych dzieci. W łazienkach przewijaki, podnóżki. A ty podnosisz larum, bo ludzie chcieliby, aby w ich miejscu zamieszkania powstała choćby jedna kawiarnia, do której dzieci nie mają wstępu. Strasznie te matki z dziećmi dyskryminowane. Może ja też będę domagać się gniazdka i automatu z kawą na placu zabaw, bo chcę sobie tam popracować na laptopie? W końcu to miejsce publiczne! W filmie padło zdanie, że powinniśmy być empatyczni - owszem. Bądźmy zatem empatyczni także dla osób, które spędzają w hałasie kilka godzin dziennie - nauczyciele, kasjerzy, pracownicy fabryk, kelnerzy - ale też dla osób, które nie przepadają za akompaniamentem krzyków, zaś po pracy chcą coś zjeść, nie martwiąc się o swój komfort. Tak naprawdę takie rozwiązanie jest korzystne dla obu stron - ty możesz ze swoim dzieckiem iść do jednego z tysiąca miejsc przyjaznych dzieciom, gdzie nikt na twoje dziecko krzywo nie spojrzy, a ja pójdę tam, gdzie jest cisza i spokój. Pozdrawiam i życzę więcej empatii, nie tylko dla dzieci.
No wlasnie. Nie mozna tego porownac do wykluczenia innych grup, bo mowienie otwarcie ze irytuje nas czyjsc kolor skory czy jezyk jest niepoprawne politycznie. A jedbak jest sporo osb w parlamecie ktore to mowia i moze na tym problem polega... Ale to ja na pewno przesadzam 🤡
@@AniaGemma Czy ty naprawdę nie widzisz różnicy między irytacją związaną z kolorem skóry (ktorego nie możesz zmienić), a irytacją związaną z danym zachowaniem, na które wpływ mają rodzice dziecka i samo dziecko?
Możemy też zrobić miejsca z zakazem wstępu dla osób niepełnosprawnych bo też czasami zachowują się lub wyglądają,, dziwnie". Albo miejsca, najlepiej sklepy z zakazem wstępu dla osób starszych bo często nie ogarniają, głośno mówią i są powolni. 🤷🏼♀️
@@dagmarakorzec1669 Osobie niepełnosprawnej, dajmy na to, z zespołem Tourette'a nie powiesz "hej, przestań mieć tiki, przeszkadza to innym". Ta osoba nadal będzie mieć tiki, ponieważ jest chora. Osobie starszej nie powiesz "hej, zacznij ogarniać i ruszać się szybciej, inni ludzie stoją za tobą w kolejce i się niecierpliwią". Ta osoba ma 80 lat i nie jest już tak szybka i sprawna jak kiedyś, wynika to z jej wieku. Na zachowanie dziecka masz wpływ. O ile rozumiem niemowlęta, którym nie wytłumaczysz za wiele, tak kilkuletnie dziecko powinno już trochę czaić. Nie mówię, że od razu będzie zachowywało się tak, jak byśmy tego chcieli, ale ignorowanie go i pozwalanie na bieganie i darcie się ile wlezie to chyba taka trochę średniawa metoda wychowawcza. Podsumowując, żeby każdy zrozumiał: - Osoby niepełnosprawne, seniorzy, czarnoskórzy, LGBT+, Żydzi, Ukraińcy, itd. - nie mają wpływu na swój stan zdrowia/wiek/radę/orientację/narodowość. Ich zachowanie nie odbiega od zachowania białych hetero Polaków, a jeśli odbiega, to te osoby są po prostu niekulturalne. - Dzieci - mają wpływ na swoje zachowanie. Dziękuję, mam nadziej, że pomogłam.
@@karolinamatjaszek5441 No właśnie sytuacja polega na tym, że dwulatek nie bardzo ma wpływ na swoje zachowanie bo nie rozumie norm społecznych i jak wypada się zachowywać. Często można mu tłumaczyć i mówić, żeby np był cicho ale to nie działa, albo działa ale po jakimś czasie bo po prostu dziecko się tego uczy. Gdzie ma się tego nauczyć, jeśli będzie wykluczane z wielu miejsc? Chyba, że należy takim dzieciom siłą nakazywać być cicho, ale to zachowania przemocowe. W moim wcześniejszym komentarzu chodziło o to, że skoro tak łatwo zakazać wstępu dzieciom do różnych miejsc bo ich zachowanie często nam się nie podoba, to czemu nie zakazać tego innym?
Tak jak lubię publikowane Ciebie treści,tak tu druga część filmu niesamowicie mnie zirytowała.Nie każdy ma ochotę pić kawę w kawiarni słuchając przeraźliwych wrzasków dziecka siedzącego stolik obok (albo przebywać mając w pamięci np.utraconą ciążę i żal z tym związany) ani zapraszać na własne wesele zakładając,że to ten wyjątkowy i w pełni „własny” dzień w życiu.Wielokrotnie zdarzyło mi się widzieć jak niedopilnowany maluch przy takiej okazji ze zmęczenia wpada w furię albo na parkiet stwarzając niebezpieczeństwo zarówno dla siebie jak i innych osób pod wpływem alkoholu.
Chyba z tą utraconą ciążą to Cię poniosło... jeśli komuś umrze babcia, ciocia czy ojciec to wszystkie babcie, ciocie i ojcowie mają nie pojawiać się w restauracji? Jeśli ktoś jest po rozstaniu z partnerem i ma fazę na nielubienie wszystkich mężczyzn to w knajpie ma być zakaz pojawienia się mężczyzn? Na tym polega życie w społeczeństwie a jeśli ktoś nie czuje się na siłach bo przeżywa trudne chwile i dla niego bycie wśród ludzi jest trudne, to widocznie potrzebuje ciszy i spokoju we własnym domu.
rozumiem, że to może byc irytujące gdy moja opinia jest inna. Moj maz tez mi zwraca na to uwag e :) a tak na poważnie zaciekawiło mnie, że ten wyjątkowy dzień może być dla ludzi pełniejszy jeśli zaznaczy na zaproszeniach że nie chce dzieci. To po co zapraszać osoby które mają dzieci? No a przedewszystkim to już zupełnie subiektywna moja opinia ale po co pić alkohol i czemu dawać alkoholowi pierszeństwo przed pokazywaniem dzieciom że miłość można celebrować fajną imprezą... Ale wiem że mój stosunek do alkoholu to wiem że jest totalnym dziwactwem więc może po prostu to mnie brak empatii dla osób pijących :)
Nie oszukujmy się, bezalkoholowe wesela w Polsce należą do znakomitej mniejszości :) podczas takich uroczystości widoku alkoholu nie uniknie,zmiany w społeczeństwie zachodzą bardzo powoli.
@@AniaGemmanie każdy rodzic marzy o tym by zabrać dziecko na ślub i wesele. Może chcieć spędzić czas z rodziną i znajomymi, a nie zajmować się swoim dzieckiem w tym czasie i raczej nie jest przez to złym rodzicem. Państwo młodzi jako organizatorzy imprezy pewnie na jednym albo dwóch weselach byli, na których dzieci były. I często byli to ludzie którzy na ich weselu też będą. Widzieli na ślubie brata, siostry, kuzyna, kuzynki jak ludzie którzy mają dzieci się zachowywali. Może dziecko zniszczylo pannie młodej suknie? Może zniszczyło nagranie pierwszego tańca bo rodzice mieli w dupie swoje dziecko. Może doszło do wypadku gdzie ktoś został poparzony przez biegające nie pilnowane dziecko. Może chcą tego uniknąć na swojej imprezie, nie chcą się stresować biegającymi samopas dziećmi, a jednocześnie nie uważają że ich obowiązkiem jest zapłacenie za opiekunki dla tych dzieci. Pytanie też czy w kościele te dzieci też są nie mile widziane czy tylko na weselu? Egoistyczne jest jako gość stawiać żądania względem zapraszającego. Jeśli nie pasują warunki to po prostu nie idziesz i tyle. Obrażanie się że ktoś chce dla siebie czegoś innego niż Ty jest dość dziecinne.
Będzie długo... 1. Co do hałasu generowanego przez dziecko, a generowanego dajmy na to przez prace budowlane - pierwsze jest nacechowane emocjonalnie (tak jak Ania zauważyła w pierwszej części filmu), a drugie jest po prostu hałasem. Ludzie którzy nie są neurotypowi maja problem z za duza iloscia takich boźdzców emocjonalnych i nie to że nie czują się niekomfortowo z czyjąś emocją, tylko im się limit dzienny na takie przetwarzanie wyczerpał. Trochę tak jak ludzie neurotypowi, gdy po całym dniu zarządzania w firmie i kilku nadgodzinach przyjadą do domu i ktoś się ich pyta co chcą na obiad - szlag ich trafia bo to o jedna decyzja za dużo. Dla kogoś nieneurotypowego to wielogodzinne krzyki dzieci, czy to radosne czy to z żałości, są 100x bardziej uciążliwe niż ta decyzja o tym nieszczęsnym obiedzie - i tak samo nie to że decyzja co zjeść na obiad jest jakoś ogólnie niekomfortowa, po prostu jest niekomfortowa w tym momencie. 2. Następny problem jest bardziej ewolucyjny - dla kobiety (przynajmniej z tego co ja wywnioskowałam z mojego otoczenia), gdy w okolicy płacze dziecko to mój i moich psiapsiół mózg dostaje klapki na oczy i tylko skupia się na tym jak temu zaradzić, nie ważne czy dziecko moje czy nie. Problem polega na tym, że jak w latach '90 podeszłam do matki z dzieckiem czy pomoc czy zabawić czy coś, to zazwyczaj była wdzięczność i chęć współpracy żeby razem jakoś to dziecko wyregulować emocjonalnie. Teraz to co najwyzej mozna w pysk dostać jak się wyjdzie z taką propozycja. I tak siedzisz nad tą kawą, chcesz się zrelaksować a zamiast tego twój mózg ładuje kolejne dawki stresu i tylko marzysz żeby zjeść tą kanapkę w okolicy budowy na tyle głośnej co zagłuszy płacze dzieci. 3. Kiedyś były "wioski" jak to wspomina Ania i byliśmy do dzieci przyzwyczajeni. Było normalne, że dzieci czasami płakały i było normalne że matki, inne kobiety (nawet obce) a nawet dziećmi pomagały w takich przypadkach. Szczególnie ten ostatni przypadek był ważny, bo takie male dziecko na sygnał od mamy "Patrz Jasiu płacze, chodź sprawdźmy co się dzieję, może pobaw się z Jasiem żeby poprawić mu humor" dostawalo spora lekcje empatii. Oczywiście jeśli ta zabawa z innym dzieckiem była rozwiązaniem (bo nikt tego nie proponował na zlamana noge). Na przykład jak dziecko płakało bo się zamek z piasku rozpadł i propozycja zbudowania nowego z kolega było jak znalazł (nie zaproponowało się dokładnie tego samego co skończyło się fiaskiem minutę temu, choć też zamek z piasku ale już budowany z kimś). Dzieci bawiły się zazwyczaj stadnie a matki (babki, a nawet czasami tatusiowie) na placu zabaw pilnowały swoje i na przykład dwóch sąsiadek dzieci gdy tamte poszły do sklepu. Teraz każde dziecko pilnowane jest przez własnego dorosłego opiekuna i tyle. Mało tego, nikt nie chce żadnej pomocy od postronnych, a oferowanie jej to co najmniej obraza współmierna napluciu w twarz. Kiedyś babki pomagały wychować dzieci, teraz babki zazwyczaj jeszcze pracują zawodowo (albo same wymagają opieki) i matki są po prostu zajechane bo albo znikąd pomocy albo jej nie chcą od obcych ludzi lub ich nie stać na nanie - to rodzi frustracje, frustracja matki przenosi się na dziecko. 4. Ojcowie "pomagają" w domu i przy dzieciach. Wciąż jest to problem - zajechana matka nie będzie podejmować zrównoważonych decyzji tylko szybkie decyzje. Widziałam kilka przykładów gdzie matka z 3 dzieci robiła sama zakupy w dużym sklepie nie widząc czy sie skupic na liście produktów czy na dziecku a maz w domu miał "czas dla siebie". Obowiązki wymagające aktywnej decyzyjności w przestrzeni publicznej która nie jest dostosowana do zabaw nie są odpowiednie dla równoczesnego samotnego zajmowania się kilkorgiem dzieci, albo bierzcie tego męża do pomocy albo zostawcie te dzieci z nim. Oczywiście są przypadki gdzie matka innego wyjścia nie ma bo jest sama, ale jak jest mąż to można robić zakupy o takich porach w obrębie całego tygodnia gdzie jedno jest w stanie przypilnować dzieci lub we dwoje żeby jedno by kupowało a drugie zajmowalo sie dziecmi. 5. Dzieci nie bawią się na zewnątrz - wiszą na telefonach/tabletach/konsolach w domu podczas gdy mama gotuje obiad/robi pranie/sprząta lub pracuje zdalnie. Dzieci nie są nauczone do przybywania na zewnątrz, sa przebodźcowane treściami niedostosowanymi do wieku migającymi im z ekranów co skutkuje jakby nabyta nie neurotypowoscia - ich mózgi nie reagują na świat jak powinny więc jest stres, a stres to płacz. Dzieci nie bawią się z innymi dziećmi (dla dziecka dorosły to w sumie inny gatunek), więc nie uczą się empatii tak szybko lub wcale, o rozwiązywaniu konfliktów nie wspomnę. Ponieważ dzieci nie bawią się nie zewntątz maja nierozładowane pokłady energii, które rozładowują w domu. Obecnie mam parkę rodzenstwa w bolku w mieszkaniu pode mna, co sie gania i skacze po meblach do godziny 2.00 nad ranem (to nie zart). I to nie raz, nie dwa, tylko co dzien od kilku miesięcy, chodze do pracy półprzytomna (nie wiem jak wytrzymują sąsiedzi pod nimi). Na moje uwagi ojciec stwierdził że przecież nie przywiąże dziecka do łóżka łańcuchem (sic!). Ja nie wiem, ale jak dwoje dzieci się tak zachowuje długoterminowo to jest to problem wychowawczy, a nie rozwojowy, a jeżeli jedyna metoda według rodziców aby temu zapobiec to uwiązanie dziecka, to może lepiej żeby tych dzieci nie mieli (swoja droga jak im samym to nie przeszkadza to ja nie wiem) 6. Pokolenia lat '80 i '90 w dużej mierze w miastach były wychowywane z kluczem na szyi przez podwórko, nikt dorosły ich nie pilnował (poprzednie pokolenia były chowane głównie przez babki). Efekt tego mamy jaki mamy - tacy rodzice zazwyczaj nie zajmują się swoimi dziećmi bo nimi się nikt też nie zajmował, problem polega na tym że wtedy zagrożenia były wyłącznie w obrębie podwórka, teraz mamy internet... 7. Dzieci najpierw się uczą przez zabawę. Kiedyś jak się chciało zabrać dziecko do restauracji to się urządzało "restaurację" w domu i wielokrotnie odgrywało się scenki w domu w formie zabawy z dzieckiem. Później jak dziecko szło do restauracji to wiedziało co sie moze wydarzyc i jak się zachować. Ja już mocno dorosła jestem (4 z przodu) i jak idę na spotkanie gdzie nie wiem o czym ono jest to szlag mnie trafia, a co dopiero dziecko. Teraz rodzice nie organizują zazwyczaj takich zabaw dzieciom, dzieci organizują sobie same czas na ekranach. Niektórzy rodzice oczekują, że dzieci się same nauczą co i jak na głębokiej wodzie i nie będą nawet reagować, albo wymagają od dzieci ze beda wiedziec od razu co i jak i będą reagować krzykiem - stress dla wszystkich wokoło, stąd teraz modne restauracje bez dzieci. 8. Niektórzy rodzice zabierają dzieci w miejsca dla nich nieodpowiednie i mają pretensje do otoczenia a nie do siebie. Nie zabiera się 5-latka do klasycznej opery, 2 latka na koncert rockowy (nawet z tymi durnymi nausznikami, bo jeszcze są stroboskopy, tłumy i zachowania ludzi po alkoholu), czy 10 latka do baru alkoholowego o 22.00 (tak widziałam taki przypadek). W restauracjach po godzinie 20.00 (latem po 21.00) raczej nie oczekiwałabym dzieci, zazwyczaj jest to czas na rezerwację specjalnych okazji dla dorosłych to raz, a dwa o tej porze małe dzieci powinny już spać lub zajmować się czymś co je wyciszy przed snem a restauracja dla małego dziecka wyciszająca nie jest. Pominę temat restauracji specjalizujących się tylko w wykwintnych daniach, a przychodzi rodzic i prosi o frytki dla dziecka... 9. Mam porownanie z dziećmi w przestrzeni publicznej kiedys a dzis. Dziś jest mniej dzieci ale jest głośniej, i nie dlatego że kiedyś rodzice byli mądrzejsi - dziś rodzice mają niewspółmiernie trudniej. Z powodu braku "wioski," digitalizaciji, wewnątrz domowej separacji społecznej, sytuacji ekonomicznej gdzie matki w większym procencie musza isc do pracy niż kiedyś, braku infrastruktury, braku wzorców w dzieciństwie itp, itd. 10. Coraz więcej osób przejawia cechy nieneurotypowe i w coraz większym nasileniu (nie ze kiedys tego nie było lub że nie było to diagnozowane), tylko obiektywnie jest wiecej takich osob teraz niż kiedyś, a to mocno koreluje z punktem pierwszym, jak również z problemami większego rozchwiania emocjonalnego u dzisiejszych dzieci, które są chowane od najmłodszych lat przez tablety. Wiem o kilku badaniach w toku, które wstępnie wskazują na starszy wiek ojca jako przyczynę spektrum u dziecka (tak mniej więcej po 35rż) - późne rodzicielstwo to znak naszych czasów (i to często nie z wyboru), ale widocznie zapłacimy za to cenę w następnym pokoleniu...
@@weronikakaczmarczyk8232 badania, o których wspominam są jeszcze w trakcie, więc nie publikowane, a wstępne wyniki znam bo się obracam w towarzystwie. Poniżej załączam jak wyszukać artykułu w przystępnej formie bazującego na podobnych badaniach z 2011 roku (nie jest to nowa teoria), gdzie można sobie kliknąć na wspomniane badanie i przenieść się do artykułu opublikowanego na łamach Nature w medycznym żargonie, z wykresami itp. Artykuł również wspomina o relatywnie większej ilości przypadków spektrum dziś niżeli kiedyś. W wyszkuwiatce prosze wpisać: "Healthline - Does Older Sperm Cause Autism?" Pierwszy artykuł na łamach Healthline jest to artykuł, o którym wspominam.
@@weronikakaczmarczyk8232 badania, o których wspominam są jeszcze w trakcie, więc niepublikowane, a wstępne wyniki znam bo się obracam w towarzystwie. Poniżej załączam jak wyszukać artykułu w przystępnej formie bazującego na podobnych badaniach z 2011 roku (nie jest to nowa teoria), gdzie można sobie kliknąć na wspomniane badanie i przenieść się do artykułu opublikowanego na łamach Nature w medycznym żargonie, z wykresami itp. Artykuł również wspomina o relatywnie większej ilości przypadków spektrum dziś a kiedyś. W wyszkuwiatce prosze wpisać: "Healthline - Does Older Sperm Cause Autism?" Pierwszy artykuł na łamach Healthline jest to artykuł, o którym wspominam. Bezpośredniego linka nie podam bo Nasza Tuba eliminuje takie komentarze.
@@weronikakaczmarczyk8232 badania, o których wspominam są jeszcze w trakcie, więc nie publikowane, a wstępne wyniki znam bo się obracam w towarzystwie. Poniżej załączam jak wyszukać artykułu w przystępnej formie bazującego na podobnych badaniach z 2011 roku (nie jest to nowa teoria), gdzie można sobie kliknąć na wspomniane badanie i przenieść się do artykułu opublikowanego na łamach Nature w medycznym żargonie, z wykresami itp. Artykuł również wspomina o relatywnie większej ilości przypadków spektrum dziś w porównaniu do kiedys. W wyszkuwiatce prosze wpisać: " Healthline - Does Older S perm Cause Autism? " Pierwszy artykuł na łamach Healthline jest to artykuł, o którym wspominam.
Chciałabym dodać coś ze swojej perspektywy, choć powiem to, co już niejedna osoba tu powiedziała :) To nie dzieci są problemem, tylko właśnie rodzice. Pracowałam przez wiele lat w restauracji i po jakimś czasie, gdy tylko wchodzili do niej ludzie z dziećmi, od razu w duchu prosiłam cały wszechświat, żeby rodzice byli ogarnięci. Od razu dodam, że chodzi mi tutaj raczej o dzieci starsze, nie te, które siedziały w krzesełkach. Od razu też dodam, że z samymi dziećmi i normalnymi rodzicami naprawdę nie mieliśmy problemów - mieliśmy krzesełka, mieliśmy kredki i kartki do rysowania. Negatywnych emocji nie wywoływały we mnie sam płacz czy samo dziecko (nawet jeśli od czasu do czasu coś krzyknęło czy wywróciło szklankę). Gdy jakaś mama potrzebowała nakarmić swoje dziecko, zawsze udostępniałyśmy dla niej jakieś ciche miejsce, wpuszczałyśmy do innej sali, jeśli o to prosiła. To rodzice dzieci w wieku szkolnym, rodzice którzy pozostawiali dzieci samym sobie, doprowadzali nas do szału. Nigdy nie byłam zła na dziecko, że biega po lokalu, krzyczy i zaczepia innych gości wsadzając np. swoje rączki do ich jedzenia, byłam zła na rodziców, że na to pozwalają. Goście z kolei byli źli na mnie, że ja na to pozwalam. Ale to nie było tak, że pozwalałam, robiłam, co mogłam. Nieraz prosiłam rodziców, żeby zareagowali jakkolwiek, bo po prostu reakcji nie było. Rodzice prosili dziecko, żeby przestało (częściej jednak rzucali w eter "Ania, nie biegaj"), ale dziecko po minucie lub dwóch znowu np. niszczyło wystrój, nasze rośliny, nasze ściany. Nikt na to nie reagował, bądź reagował, bo poprosiłam, ale po chwili znów spuszczał dziecko z oka. Ale bieganie i zaczepianie innych gości to pikuś, wiele razy dochodziło do sytuacji niebezpiecznych. Dla przykładu, nakrywam do stołu (obrus, pełno zastawy) i niepilnowane dziecko biega dookoła niego, szarpiąc za ten obrus i narażając się tym samym na pokaleczenie przez poślizgniecie się na szkle znajdującym się już na podłodze, przy okazji oczywiście zniszczenie mojej pracy. Jeśli nie chciałam, żeby do tego doszło, sama musiałam mieć oko na to dziecko. Oczywiście ktoś mógłby powiedzieć, że to nie moje dziecko i że jak się pokaleczy to co mnie to obchodzi, ale prawda jest taka, że po ludzku nie chcę żeby to dziecko się pokaleczyło, a dodatkowo (jako, że część tego typu klientów uważa kelnerki za nianie) jest szansa, że pretensje byłyby do mnie. Kiedyś moja szefowa ściągnęła dziecko z płotu, na którym się uwiesiło za szyję i niemal nie udusiło. Ja wyciągnęłam dziecko wchodzące do płonącego kominka, całe szczęście, że miałam na nie oko (widziałam, że rodzice kompletnie się nie interesowali tym, co dziecko robi), bo po prostu weszło do środka, chciało zobaczyć ogień. To dziecko było akurat małe, wiec być może nie wiedziało, że się poparzy, ale ja wiedziałam jakie to było zagrożenie. Musiałam więc zachować się po ludzki i zareagować - rzucić wszystko, żeby wybiec zza baru i je wyciągnąć. To tylko kilka przykładów. Tak więc obecność dzieci wiązała się dla mnie często z dodatkowymi obowiązkami. I tak, rzeczywiście również było wielu problemowych samych dorosłych, ale to jednak niepilnowane (i porzucone tak naprawdę przez rodziców) dzieci były mimo wszystko najgłośniejsze i siały najwięcej zamieszania (oczywiście tu trzeba wziąć pod uwagę fakt, że tych dzieci nie było tak dużo, jak tych dorosłych, ale mimo to, sytuacji problematycznych było i tak dużo). Nieraz rysowałam dla dzieci kolorowanki z ich ulubionymi zwierzątkami czy postaciami z bajki, co było dodatkową praca, bo chciałam, żeby po prostu usiadły, żeby się czymś na chwilę zajęły, czymś innym niż bieganiem czy krzyczeniem spowodowanym nudą. I często działało, dzieci się świetnie bawiły i nikomu nie przeszkadzały (oczywiście rozmawiały ze sobą głośniej, czasem coś krzyknęły, ale to akurat żaden problem) szkoda tylko, że to ja musiałam te kolorowanki rysować. Tak, ja rozumiem, że dziecko to dziecko, nie jestem na dzieci zła, za to że są głośne. Ja w gruncie rzeczy lubię dzieci, nie mam problemu, żeby się z nimi pobawić czy z nimi porozmawiać (ale nie w czasie pracy, gdy mam pełno innych rzeczy do zrobienia). Oczywiście podkreślam, że wielu rodziców z dziećmi nie sprawiało żadnych problemów. Choć uważam, że wykluczanie dzieci z przestrzeni publicznej jest słabe, to gdybym znów musiała pracować w restauracji i miałabym do wyboru ten sam lokal z dziećmi lub bez, wybrałabym pewnie pracę w lokalu bez dzieci. Nie chcę w ten sposób powiedzieć, że lokale z dziećmi są ok, ale chciałabym zaznaczyć, że ten problem jest jednak złożony i nie dziwię się, że niektórzy decydują się nie wpuszczać dzieci. Nigdy nie wiadomo, jaki rodzic z tym dzieckiem przyjdzie i czy będzie się nim zajmował. Jeśli ma się okazję wyeliminować część problematycznych sytuacji ze swojej pracy, to nie dziwię się, że ludzie to po prostu robią. Mam nadzieję, że takich rodziców nieinteresujących się dziećmi będzie jak najmniej i przykro mi, że normalni rodzice ponoszą konsekwencje zachowań rodziców, o których tu pisałam.
Moim zdaniem zdecydowana większość ludzi nie powinna mieć dzieci, chociażby dlatego, że nigdy w życiu nie zadali sobie pytania "Dlaczego chcę mieć dzieci?"
Z mezem mamy zwyczaj urządzania sobie tzw. randek małżeńskich - czasu który sepdzamy we dwoje i skupiamy się tylko na sobie, bez ogladania się, czy nasze dziecko nie robi sobie w tym momencie krzywdy. Zauważyliśmy, że rezygnacja z takich spotkań źle działa na nasz związek. Przy czym nigdy nie szukaliśmy w takim momencie strefy bez dzieci. Kluczowe bylo znalezienie opieki dla naszego dziecka na ten czas, ale rodzina z dziećmi siedzącą przy stoliku obok w zaden sposób nie psuła nam pobytu w tym miejscu. W mojej okolicy nie spotkałam miejsc wykluczajacych dzieci, a za to parę lokali ma na drzwiach naklejkę "miejsce przyjazne maluchom".
Obejrzałam i muszę przyznać, że popieram takie materiały. My chodzimy na plac zabaw i często jesteśmy tam sami. Mam syna w spektrum autyzmu i wychodzenie z nim w przestrzeń publiczną to jest spore wyzwanie. Dużo ludzi nie rozumie jego zachowania, np. gdy ktoś go próbuje zagadać, albo wchodzimy gdziekolwiek i nie powie Dzień dobry, to ludzie myślą, że nie wychowany, a on po prostu ma trudności z komunikacją. Częściej mi przeszkadzają dorośli, w restauracji czasem są głośniejsi niż dzieci, albo na wakacjach jak są pod wpływem%, albo na plaży jak pety wyrzucają, albo jak po psie nie posprzątają, a dziecko w tym piasku się bawi, nie raz już zwracałam uwagę. Ile ja się przed domem śmieci nazbieram bo z aut ludzie puszki czy inne cuda wyrzucają. To masa dorosłych jest problemem, a dzieci przez nich cierpią. I ten kapitalizm ohh szkoda mówić, liczy się tylko kasa, posiadanie dużo i jeszcze więcej.
No włąśnie nie wiem czy z tego wywodu wynika że Natalia ma do tego prawo. Znaczy no ma ale jest egoistyczną indywidualistką kapitalistką i kto się nią zajmie na starość, tak tak argument podawania szklanki też tu padł! @@Swirl_Girl
@@karolinastrzelczyk3573 no tak.... wideo nie może byc o problemie dzieci, bo przeciez dzieci to tylko dzieci i musi byc podprogowy przekaż na "mój" temat, a skoro omawiana kwestia wywołała u mnie dyskomfort to na pewno był to na mnie atak pomimo, że autorka nie wie o tym że istnieje.... reasumując, natalii komentarz jest właśnie super, a upatrywanie się ataku w moim wideo ciekawym zwrotem akcji
Uwazam ze sa tu dwie racje. Trzeba odroznic nienawisc wobec dzieci od zwyklego zmeczenia np hałasem czy niska cierpliwosci czy moze nawet brakiem wiedzy nt zachowan dzieci. Czym innym jest unikanie dzieci, poczycie podirytowania z powodu hałasu, duzej ilosci pytan, rozpraszania itp. czym innym brak wyrozumialosci dla takich zachowań. Unikanie dzieci gdy jest sie zmeczonym i na pewne zachowania typowe dla dzieci nie ma sily jest moim zdaniem okej, w tym sensie nikt nie powinien byc zmuszany do obcowania z dziecmi (mam tu na myśli raczej spotkania ze znajomymi i ich dziecmi, nie korzysrnaue z infrastruktury, do tej kazdy ma prawo, dzieci to ludzie i maja prawo byc wszędzie) Nie można zmuszać do bycia zaangazowanym w interakcje z dzieckiem ale trzeba wymagac szacunku i cierpliwości w przesrrzeniach wspólnych. Ja osobiście jak lece samolotem i jesyem zmeczony, chce wysiąść, nie lubię latac, irytuja nnie te dźwięki placzu dziecka, chce mi sie rzygać. Ale myślę sobie No cóż mały człowieku xD REL ja tez nie chce tu byc, jakos to przetrwamy. No bo w sumie on sie wkurza, ja sie wkurzam, prawdopodobnie odczywamy to samo tykko mi juz nie wypada pokrzyczec bo wiem ze nic mi to nie da. Także mysle ze uczycie przemęczenia jest ok. Szkalowanie rodziców czy dzieci nie jest ok. Kazdy ma prawo do swoich emocji i preferencji. Na pewno tez pomogloby wiecej miejsc dedykowanych dla dzieci, ale tez miejsca gdzie dorosli (i czesc dzieci, byc moze starszych? Z autyzmem?) Którzy tego potrzebuja mogliby sie wyciszyc (strefy ciszy, pokoje ciszy). Wilk syty i owca cala
myslę, że tutj nie wystarczająco silnie wybrzmiało że unikanie dzieci nie ejst wg mnie czymś złym czy godnym pogardy. Wręcz jesłi ktoś czegos nie lubi i tego unika to ja będę tej osobie kibicować aby udało jej się fajnie spędzic czas. To z czym mam problem to niechęć która musi być głośnowypowiedziana. Po co mówić że dzieci nie chcemy widziec nigdy nigdzie? Co to o nas świadcyz? Czemu jest to unikalne dla Polski?
@@AniaGemma nie no wiadomo, ja nawet unikam mówienia że dzieci nie lubię bo w zasadzie dzieci nie są problemem. Niektóre zachowania które CZĘŚCIEJ występują u dzieci, w sposób niezawiniony mogą być przebodzcowyjace albo męczące ale mówienie że nie lubi się z tego tytułu całej grupy społecznej jest generalizacja zwłaszcza że z emocjami dzieci bardzo łatwo się utożsamić. W tym wypadku przebywanie bardziej w gronie starszych (nie apartheid dorosłych) jest raczej dbaniem o komfort obu grup No bo też nie ukrwajmy 😀 dzieci lubią przestrzenie dedykowane - szkoda że ich jest mało a nawet mam wrażenie coraz mniej. Z resztą ja nawet nie jestem za wykluczeniem dzieci ze strefy ciszy jeżeli akurat danemu dziecku dobrze wychodzi dostosowanie się do panujących tam zasad i jest to dla niego naturalne (są też bardzo ciche dzieci które same nie lubią chalasow - myślę że nieuczciwym jest nie zauważać że dzieci też mogą być zmęczona zgiełkiem dorosłych) A niechęć do oglądania dzieci w przestrzeni publicznej to krótkowzroczność i dyskryminacja. Po prostu. Irytacja bywa naturalna bez względu na wiek, i interakcje przynoszą czasem frustrację i nieporozumienie (dzieci też się z tym zmierzą) więc rozumiem że jakiemuś dorosłemu pęknie żyłka i zabraknie mu empatii bo sam ma bardzo trudny dzień 😂, aczkolwiek szkalowanie przez to całej grupy społecznej jest bez sensu i jak mówiłam, to normalne że jakieś dziecko (tak samo jak dorosły) może nas wkurzyć swoim zachowaniem nawet niezawinionym, ale trzeba się ogarnąć po prostu i utożsamić z tym problemem a jak akurat nie mamy na to siły - odejść, tak jak w przypadku przeszkadzających nam dorosłych.
Nie wszyscy chcą się spotykać w klubach czy innych głośnych miejscach, w których przelewa się alkohol, które przeznaczone są tylko dla dorosłych. Może również matki, które na codzień przebodźcowane hałasem codzienności z dziećmi też chcą spotkać się w miejscu, gdzie mogą w spokoju wypić kawę z przyjaciółką i odpocząć. Nie widzę nic złego w tym, że nieliczne lokale wprowadzają takie zasady. Sama jestem bardzo wrażliwa na dźwięki i głośne zachowanie, ale to nie znaczy że nie chcę wychodzić z ludźmi do miasta i nie znaczy to, że nienawidzę dzieci.
Czyli kult indywidualizmu in a nutshel. Chce korzystac z przywileju bycia w spoleczenstwie, ale tylko z tymi co mi pasuje. A ci co mi nie pasuje niech po cichu sie usuna bo mam prawo do wymagania zeby ich wykluczyc z ich przestrzeni w imie mojego komfortu..
@@AniaGemma A to ciekawe, bo wyżej napisałaś o kulturze indywidualizmu - "chcę korzystac z przywileju bycia w spoleczenstwie, ale tylko z tymi co mi pasuje. A ci co mi nie pasuje niech po cichu sie usuna bo mam prawo do wymagania zeby ich wykluczyc z ich przestrzeni w imie mojego komfortu". Czyli co, dzieci wykluczać nie możemy, ale patologię juz tak? Niekonsekwencję jakąś tu widzę.
@@karolinamatjaszek5441 polecam czytac ze zrozumieniem. czy napisalam ze nie chce z kims spedzac czasu? A moze to, ze z dwoma grupami spolecznymi stwierdzilam ze spedzam czas rownie chetnie rozumiesz jako chec wykluczenia tylko jednj z tych grup... make it make sense gurl
Problem to nie dzieci, tylko rodzice. "O patrzcie jak Jasiu głośno krzyczy! Popatrz jak ślicznie kopie krzesło tej starszej Pani!" - To jest problem - brak kultury ludzi i szacunku do innych. Mam dzieci i nie przeszkadzają mi inne pociechy - pod warunkiem, że rodzic zajmuje się dzieckiem i opiekuje nim. Często mam potężny ból głowy, gdy słyszę wrzaski i krzyki bąbelków - bez jakiejkolwiek reakcji rodziców. Brakuje prób nauki dziecka - że może komuś przeszkadzać rzucanie czymś, czy krzyczenie, by mamusia była łaskawa zwrócić na niego uwagę. Ile razy dzieciak kopał komuś fotel - bez najmniejszej reakcji madki... Często wyjście do miejsca publicznego to dla niektórych rodziców stanowi możliwość zostawienia dziecka, by się swobodnie pobawiło - kompletnie bez zwracania na niego uwagi (bo przecież jest obsługa - za coś mają płacone). Wydaje mi się, że tego typu zachowania powodują ucieczkę niektórych ludzi w miejsca, gdzie dzieci nie ma. Zobaczysz, że za kilkanaście lat zmienisz swoją optykę. Serdecznie pozdrawiam.
Taka ciekawostka. Pracuje w sklepie gdzie jest dużo delikatnych rzeczy. Zawsze rodzice panikują że dziecko coś zniszczy. Przez 8lat pracy w tym miesiącu tylko raz dziecko coś zniszczyło. I to nie z jego winy. Za to minimum raz na pół roku zostanie coś zniszczone przez osobę dorosłą bo ta olewa kartki że towar podaje sprzedawca albo nie chce pomocy ekspedientki która może ten kruchy towar bezpiecznie mu podać.
Mam jeszcze taką refleksję, że u nas ludzie po prostu lubią krytykować wszystkich, ktorzy są inni niż oni: ludzi z psami, ludzi z dziećmi, rowerzystów, kierowców. Każdy znajdzie coś dla siebie. Trochę smutne. Ciekawe skąd to wynika i czy da się zmienić...
@@Mona-L-1 dokaldnie, dlatego dzieci nie mowia doroslym ze sa niemile widziani w przestrzeniach do nich skierowanych czego nie mozna powiedziec o doroslych
@@AniaGemma nigdy nie widziałam stada dorosłych bawiących się na placu zabaw tak by dzieci nie mogły z niego spokoju korzystać, ale dziecko drace się w kinie/ kawiarni/ restauracji/ samolocie - już tak.
Jeżeli masz dziecko, które nie gada 24/7 to masz sczęście. Mam dziecko, które się nie zamyka. W ogóle. Nie da się pogadać. Z nikim. Nawet z mężem nie mogę porozmawiać, bo nas zagłusza. Tak ma. I teraz mówię to z perspektywy rodzica, który jest dodatkowo wysoko wrażliwy. Jest różnica między krzykiem a stukaniem łyżeczką. Dzieci są 100 razy głośniejsze. Czasem tak mi dzwoni w uszach, że rozumiem o co chodzi z niewpuszczaniem dzieci.
Zgadzam sie z wieloma komentarzami tutaj, ze problemem sa rodzice a nie dzieci. Rodzice przeginajacy albo w jedna albo druga strone albo w restaurscji maja w d... swoje dziecko i potem jak sie cis stanie to pretensje do ludzi dookola albo tacy ktorzy to dziecko maja za centrum wszechswiata i caly swiat ma kolo niego biegac, cos typu "nie kop Pana, bo sie spocisz". Skrajnosci sa zle i mam wrazenie ze idziemy albo w jedna albo w druga strone.
Aniu, to ze ty nie rozumiesz argumentu ze rodzic chce czasem pobyc bez dziecka moze wynikac z tego ze masz 1 synka. Ja ma trójkę w roznym wieku i marzę o godzince w ciszy po pracy zwłaszcza i spokojnej rozmowie z innym doroslym. Problem jest taki ze nie mam takiego miejsca w miescie i jedynym wyjsciem jest samotny spacer z psem
Rozumiem. Choc moze tez z tego ze ja nie odpoczywam w miejscach takich jak restauracje bo dla mnie tam jest glosno i duzo bardziej wolalabym spacer w parku.
Są rodziny, które mają 2, 3 dzieci w małym odstępie czasu i nie każda czuje się matką polką, a i nie każdy ojciec ma chęć być 24/7 z dziećmi. Fajnie byłoby, aby ci rodzice, którzy CHCĄ mieć trochę czasu dla siebie i pójść w spokoju na randkę mieli możliwość odejść z przestrzeni wypełnionej dziecięcym wrzaskiem. Randki i czas tylko dla siebie są bardzo ważne w budowaniu zdrowej relacji, trzeba pamiętać, że poza byciem rodzicem jest się nadal kobietą, mężczyzną, a także małżonkiem. Jeśli idę w miejsce, gdzie jest kącik dla dzieci to wiadomo, muszę się z tym liczyć, że mogą tam być durni ludzie uważający że ich "bombelek" to pępek świata, ale uważam, że takie miejsca gdzie dorośli mogą iść, spędzić czas że sobą bez dzieci swoich i jakichkolwiek są bardzo potrzebne.
@@AniaGemma Z gastro jestem związana już prawie 15 lat. Najpierw w Polsce jako kelnerka, później w Hiszpanii jako pomoc kuchenna, także kelnerka, a na koniec kierownik zmiany i manager. Pracowałam w kawiarniach i knajpach, w których codziennie bywały rodziny z dziećmi. I to właśnie one w ciągu tych wszystkich lat najbardziej napsuły mi krwi. Biegające pośród kelnerek niosących talerze z gorącymi potrawami, krzyczące, plujące, rzucające jedzeniem. Po zwróceniu uwagi rodzicom, rzadko kiedy otrzymywałam przeprosiny i obietnicę uspokojenia dziecka, raczej były pretensje, że jak ja śmiem tak traktować gości. Innym klientom też to przeszkadzało - ostatnia kawiarnia, w której pracowałam, ciągle otrzymywała negatywne opinie na google, że nie da się u nas zjeść w spokoju przez wrzeszczące dzieci. Zrobiłam research, przewertowałam fora i utwierdziłam się w przekonaniu, że nie tylko ja potrzebuję miejsca, w którym będę mogła w ciszy napić się kawy po ciężkim dniu, lub przyjść tutaj na randkę z drugą połówką i spędzić ją w towarzystwie nastrojowej muzyki, a nie wrzasków i pisków.
15-mc bobas na pokładzie i nigdy nie trafiła nam się nieprzyjemna sytuacja w realu, a wręcz, gdy chodziłam w noworodkiem w chuście puszczano nas w kolejce w kasie. Jednak ilość jadu oraz obelżywego języka w stronę dzieci i rodziców, jaka przewija się przez Internet jest dla mnie obezwładniająca. Kilkakrotnie weszłam w sieci w dyskusję, by przekonać się, że te osoby nie chcą dyskusji. Nie są otwarte na argumenty. Ba, często nie mają nawet osobistych negatywnych doświadczeń, tylko naczytali się tekstów Internetach lub były to doświadczenia jednostkowe. Sama nigdy nie spotkałam MADEK i BOMBELKÓW, którzy niszczyliby mi życie przebywaniem w przestrzeni publicznej, nawet gdy nie byłam matką, a nigdy nie przepadałam za towarzystwem dzieci, właśnie jako osoba wrażliwa sensorycznie.
Ja podobnie, od roku spotykam się jedynie z pozytywnym odbiorem siebie z bombelkiem. A może nie zauważam, nie rejestruję negatywnych emocji innych? W każdym razie społeczeństwo nie zdążyło nam dopiec i wierzę że będzie tak cały czas 😊
Też jestem osobą bardzo wrażliwą sensorycznie (oficjalnie zdiagnozowane ASD), a tych legendarnych złych madek z bombelkami też jakoś nigdzie nie widziałam. W przestrzeni publicznej już prędzej przeszkadzają mi niektórzy dorośli, np. pijani mężczyźni rzucający seksistowskimi tekstami. Ostatnio pijany mężczyzna dosłownie mnie kopnął w autobusie, bo mu zabierałam za dużo miejsca (autobus był prawie pusty, a ja zabieram więcej miejsca, bo jestem w zaawansowanej ciąży).
Paskudna sytuacja. Oby jedyna taka i jednak tych dobrych było jak najwięcej.Ale to prawda - zachowania dorosłych - te nieprzyjemnie czy nawet niebezpieczne - musimy jakoś znosić bo przecież łatwiej naskoczyć na kobietę z dzieckiem czy w ciąży, niz na awanturujacego się dziada.
Ja nie mam nic do dzieci, wszyscy powinniśmy się wzajemnie szanować i starać się sobie nie przeszkadzać. Bulwersujaca jest dla mnie przemoc w stosunku do dzieci ale rownie bulwersujące bylo jak wielokrotnie byłam świadkiem - w roznych miejscach, czesto w komunikacji miejskiej, ostatnio w aptece (ok 10letnia dziewczynka) biegała po calej aptece, wrzeszczala, śpiewała a matka - zero reakcji, albo jeszcze lepiej - czesto rodzice się śmieją i wrecz widac aprobate ze dziecko wrzeszczy, bo to przecież slodkie. Podobnie jest czesto z wlascicielami psow - podbiega do mnie nagle jakis obcy pies - wlasciciel rozbawiony mowi ze on nie gryzie.. Ok ale co z tego.? Ja na szczęście sie psow nie boję ale mozna miec jakąś traumę nie mówiąc o tym, że czesto taki pies skacze na mnie, lize i jestem potem po prostu brudna od błota, opluta, osliniona a dopiero wyszlam z domu. Rozumiem że sie moze zdarzyć, mozna przeprosic ale bez przesady. Przy zwroceniu uwagi że mi to przeszkadza, czesto spotykalam sie wrecz z pretensjami bo przecież piesek sie tylko cieszy. Dobre wychowanie to tez stawianie granic, ktore stanowia poczucie bezpieczeństwa nie tylko dla osob z zewnątrz ale tez dla waszych podopiecznych.
Dziękuje Ci za ten film, otwiera oczy i edukuje. Mam 33 lata, brak dzieci, brak jakiegokolwiek kontaktu z nimi. Takie osoby jak ja chyba zupełnie inaczej odbieraja dzieci niż ktoś kto ma małe dzieci w rodzinie czy sam jest rodzicem. Myślę że jesteś wspaniała mama💝
Też żyłam w przeświadczeniu, że "dzieci są nielubiane", a potem wyjechałam do Skandynawii i okazało się, że to jest polski problem. Mieszkam w Norwegii i dzieci są tu uwielbiane. Od kasjerów w sklepie, przez personel medyczny po zwykłych randomowych ludzi gdzieś w przestrzeni publicznej. W restauracji też zawsze są małe dzieci. Skąd taka różnica między Polską a Norwegią?
@AniaGemma A ja z perspektywy Anglii. Pierwszy rok życia mojego syna mieszkaliśmy w Anglii, pierwszy rok kiedy uczyliśmy się samych siebie też, kiedy na przykład dziecko zaczynało mi płakać strasznie w sklepie, bo na przykład zrobiło kupkę, a ja od razu tego nie wyłapałam. NIGDY nie miałam nieprzyjemnej sytuacji tam związanej z byciem matką i życiem społecznym chcąc właczyć w nie mojego syna. Wszyscy obdarzali mnie ciepłem oferując swoją pomoc, czy nastolatkowie czy starsze osoby. Po przeprowadzce do Polski boję sie gdziekolwiek wyjść z synem, bo nie ważne czy jest jakaś trudna sytuacja czy nie i tak od razu słychać w naszą stronę mowę nienawiści. "O bachor wsiada, będzie darł ryja" ostatnio usłyszałam wsiadając do autobusu. Mimo tego, że mój syn jest zakochany w autobusach i przez całą podróż nie wydał z siebie nawet dźwięku, tak byl zachwycony z uśmiechem od ucha do ucha przejażdżką. W Polsce jest przyzwolenie na sianie mowy nienawiści wobec niektórych grup społecznych, w tym też do rodziców z dziećmi. Wszystko pod przykrywką prawa do wyrażania swojego zdania, opini czy poglądów. Ale tak jak ja do nikogo nie podchodzę i nie mówię mu, że nienawidzę ludzi z jakiejś subkultury na przykład to nie powinno się dawać przyzwolenia innym na mówienie, że nienawidzą dzieci. Skąd taka różnica pomiędzy Anglią a Polską - w moim odczuciu z różnorodności społeczeństwa, akceptacji odmienności, poszanowania wszystkich ludzi nie zważając na wiek, kolor skóry, sposób ubieru czy przynależności do jakiejś grupy. Nie ma tam akceptacji na rasizm i nie ma taż akceptacji na sianie nienawiści do słabszych, bezbronnych dzieci i ich rodziców.
Jestem z wielodzietnej rodziny, mam duzo starsze rodzeństwo i w zwiazku z tym mialam okazje przebywac z dziecmi w roznym wieku a jako ciocia opiekowac się nimi. Jestem mega za to wdzięczna, bo wiem, jakie dzieci są, na co nalezy sie przygotowac, że dzieci to wlasnie osobne byty z wyjątkowymi charakterami. Z kolei w rodzinie męża od dłuzszego czasu dzieci nie bylo i teraz, kiedy się pojawily, dorosli naprawdę zdaja sie tego nie widziec. Dwulatek zmuszany do grzecznego siedzenia przy stole, bo przyszli goscie, niepozwalanie na to, by się ubrudzilo, odkrywajac swiat, ciągly lęk, że dziecko sobie cos zrobi chociazby biegając czy też przerazenie i mowienie do dziecka, że jest niegrzeczne kiedy ono placze, bo po prostu nie radzi sobie ze swoimi emocjami. Sądze wiec, ze podejscie ludzi doroslych do dzieci i poczucie akceptacji wobec nich w przestrzeni wlasnie od tego zalezy w duzej mierze, czy z dziecmi mieli doczynienia w zyciu czy nie bardzo. Wg mnie ludzie po prostu boja sie lub czuja niekomfortowo wobec tego, czego nie znaja.
Niestety znam to z autopsji bo byłam późnym dzieckiem. Kiedy się urodziłam to moi kuzyni byli już nastolatkami. Moje wspomnienia z rodzinnych spotkań właśnie takie są: albo wpychanie na siłę placków, soczków, kotletów i ciągłe pilnowanie, żeby mi się nic nie stało, albo nieustanne pretensje o to, że jestem dzieckiem, że nie chce mi się siedzieć z dorosłymi x godzin bez ruchu i słuchać opowieści sprzed trzydziestu lat i pytania dlaczego nie umiem jeździć na rowerze jak miałam 4 lata albo dlaczego nie mam prawa jazdy jak miałam 12 lat czy dlaczego jeszcze nie mam matury jak miałam 14 lat.
Tak, czuć w tym filmie emocje. Zadałam to pytanie 60 paroletniej kobiecie, dlaczego teraz izoluje się dzieci z miejsc publicznych " bo miejsca typu kawiarnie, restauracje są DLA LUDZI i to oni decydują jak chcą by wyglądał nasz świat. Blokowanie emocji jest złe, ale tak samo całkowity brak kontroli jest zły. Załóżmy, że dziecko ma ciężki dzień i coś się stało czy ma całą agresję wyrzucić na Panią baristkę czy np powiedzieć mamie, chcę o tym pogadać że np potrzebuję tego słodyczą bo jestem zestresowany/a. Nikogo nie wkurzy krzyk euforii dziecka, czy nawet chwilowa rozpacz, ale długotrwała agresja już tak. Da się nauczyć nawet 3 letnie dziecko, że dom ma nieco inne zasady niż miejsce publiczne i można sb wyjść na chwilę pogadać i wrócić. Dlatego powinny być takie miejsca jak najbardziej przystosowane do dzieci o ile można by edukacja była jak najwcześniej, ale też nie mamy prawa wymagać by właściciel jakiegokolwiek lokalu brał na siebie odpowiedzialność przystosowania go pod dziecko. Ja np nie wymagam by kocia kawiarnia wygoniła wszystkie koty, bo mam uczulenie na sierść tak samo są specyficzne lokale gdzie jest wrzątek, ogień w zbyt bliskiej odległości, gdzie wystrój nie pozwala. Bądźmy empatyczny w obie strony.
wydaje mi się, że są różnie targetowane restauracje. Nie wyobrażam sobie małego dziecka w restauracji z menu degustacyjnym za 600zł i pairingiem win, albo w steakhousie. Nawet nie dlatego, że dziecko będzie głośne, tylko dlatego, że takie miejsce raczej pełni funkcję rozrywkową dla dorosłych. Jedzenie fancy jedzenia i rozmawianie, nie jest rozrywka interesująca dla dziecka i nic dziwnego, że ono tam będzie się nudziło. Jeśli restauracja jest nastawiona po prostu na zjedzenie jedzenia, dla rodzin, większych grup ludzi - spoko. Dzieci wcale nie są głośniejsze od grupki dorosłych znajomych. W klubach, pubach etc leje się alkohol i w takich miejscach nie powinno być dzieci i bardzo dobrze. Jest dużo seansów dla dzieci i nawet w wielu sieciach są specjalne seanse dla malutkich dzieci, gdzie nie ma tak ciemno i dźwięki sa trochę cichsze - powinno być takich więcej! Ja nie mam problemu z dziećmi, tylko rodzicami, którzy mają w nie wywalone. A dzieci po to są dziećmi, zeby się wyszaleć i nauczyć życia w społeczeństwie.
ja bym powiedziała że restauracja z menu degustacyjnym za 600 złotych to dopiero dzieli społeczeństwo. Przecież ja w tym menu czytam "spadaj stąd biedoto" i naprawdę gybym miała dziecko i gruby portfel to by mnie nikt nie wywalił z owej restauracji :D
W pretty woman była taka scena, gdzie głowna bohaterka weszła do sklepu i sprzedawczynie nie wyobrażay sobie że mogłaby się tam ubierać. W związku z tym główna bohaterka poszła do innego sklepu a sprzedawczynie żalowały pózniej że straciły klientkę....
@@AniaGemma wybacz, ale moim zdaniem porównywanie miejsca, gdzie się leje alkohol i połowa "zabawy", polega na spożywaniu alkoholu, do klasistowskiego zachowania obsługi sklepu z ciuchami jest nietrafione. Jestem bardzo cięta na picie przy dzieciach chociażby piwa, a szampany bezalkoholowe dla dzieci powinny być zakazane. Natomiast w większości takich knajp połowa karty i całej "rekreacji" polega na spożywaniu alkoholu. Takie miejsca nie są dla dzieci i kropka.
Jestem antynatalistą z wykształceniem pedagogicznym. W zwiazku z moim poglądem mam mało wyrozumiałości do rodziców, jak pracowalam w przedszkolu byłam świadkiem wielu sytuacji, gdy rodzice nie wychowywali dzieci ograniczając sie do opieki nad nimi. Żadne rozmowy, z konkretnymi rozwiazaniami nie miały odbicia z rzeczywistości. Kocham dzieci, nie są one niczemu winne, problemem są rodzice, którzy w pierwszej instancji decydują się na nie bez predyspozcji, wiedzy i warunków. I cieszę się, że w końcu ktoś zwrócił uwagę, że posiadanie dzieci jest egoistyczne, a "najlepsze" są sytuacje, gdy rodzice są dzieciofobami w stosunku do cudzych dzieci.
@@AniaGemma dla mnie antynatalizm bierze się z miłości, nie potrafiła bym urodzić dziecka i powiedzieć "proszę, oto świat na który cię sprowadziłam" wiedząc jaki jest on okrutny. Za to pracując z dziećmi mogę starać się, by chociaż dla tych, które już tu są był on bardziej znośnym.
@@AniaGemmaDziwne, zeby nie powiedziec pasywno-agresywne podejscie. Nie pomyslalas ze niektorzy mogli sta sie natalistami WLASNIE po stycznosci z dziesiatkami dzieci i ich rodzicow? .)
@@abiblabla ciężko mi sobie wyobrazić, żeby ktoś decydował się na tak odpowiedzialny i mało płatny zawód bez ugruntowanych przekonań co do dzieci. Nie przeczę, że nie ma takich przypadków, ale czy w takim razie to jest wtedy prawdziwy antynatalizm, czy tylko niechęć. Sam antynatalizm ma tak wiele warstw, że nie potrafię sobie wyobrazić, żeby jego powodem był sam kontakt z dziećmi i ich rodzicami.
Bardzo ciekawe spojrzenie. Szczerze mówiąc najpierw pomyślałam, że przesadzasz, ale po chwili zastanowienia myślę, że jest w tym sporo racji. Uważam, że strefy bez dzieci to nic złego, ale też z drugiej strony warto aby w takich miejscach jak ulice/komunikacja miejska/galerie handlowe dzieci były jednak lepiej postrzegane. W pracy organizuję różnego rodzaju wyjścia grupowe dla dzieci. Wiele razy spotkałam się ze wzdychaniem czy krzywymi spojrzeniami ludzi w komunikacji miejskiej. I nie chodzi tylko o duże grupy dzieci. Nawet wsiadając z 6 niesprawiającymi problemów dziećmi ludzie potrafią tak reagować. Oczywiście opiekunowi odgrywają tutaj kluczową rolę i należy zwracać uwagę aby dzieci nie przeszkadzały innym, ale są rzeczy, które po prostu leżą w naturze samych dzieci i ludzie też mają z tym problem. Dziecko nigdy nie będzie idealnie cicho, zdarzy się, że podekscytowane jakąś rozmową np. z koleżanką krzyknie czy podniesie głos. Jako opiekun mogę zwrócić uwagę, ale zaraz to i tak się powtórzy 😅 Tak jak mówisz, dzieci czasem płaczą, bo coś je przerasta i czasem trzeba dać im chwilę popłakać, pomóc i spróbować wczuć się w położenie dziecka. Oczywiście rozumiem różne sytuacje, ale chodzi o samą reakcję kiedy wchodzę do autobusu i ledwo otwierają się drzwi a ludzie przez szybę już patrzą się na mnie jakby nadchodziła zaraza kiedy nawet nie wiedzą jak dzieci się zachowają. Ostatnio byłam w pociągu, który stał na peronie przed odjazdem. Mały chłopiec był z tatą, który na chwilę musiał wyjść na zewnątrz pociągu. Chłopak spanikował i zaczął płakać z przekonaniem, że tata zostawił go na zawsze. Nikt z pasażerów nie zareagował. Wszyscy wręcz byli "zmęczeni" płaczem dziecka i narzekali. A wystarczyło chwilę z nim pogadać, trochę skierować uwagę na coś innego i chłopcu było lepiej. Widać taką ogólną znieczulicę na los dzieci
Dotrwałem do połowy i ilość treści pełnych półprawd mnie przytłoczyla. Końcowe pytania wskazują że całość jest kompletnie obok problemu którym jest nieporozumienie dotyczące sensu wychowania. Większość rodziców nie ma żadnego pojęcia o wychowaniu a już prawie nikt o wychowaniu społecznym czy obywatelskim. Wychowanie rozumiane jest jako instynktowna opieka, odchowywanie, dawanie czułości. Czasem ktoś wspomni o wartościach lecz nie istnieje temat wyboru wartości, metody i roli ludzi spoza rodziny. W efekcie chorobą głębokiej dysfunkcji społecznej objęci są już zarówno rodzice jak ich dzieci. Skutki obserwujemy w każdym obszarze rzeczywistości.
@@AniaGemma jeśli chodzi o generalizację razi mnie używanie określenia "my cośtam" i celowo używam określeń "większość, prawie wszyscy lub prawie nikt".
Pierwszy raz w tym roku bedziemy z mężem w hotelu bez dzieci i to nie znaczy, ze nie szanuję Ich czy nie lubię. Jadąc na wakacje chcę po prostu odpocząć. Niestety duża część rodziców nie zwraca uwagi na swoje pociechy, a One potrafią zrobić piekło osobom w otoczeniu. Nie winię dziecka tylko Rodzica, który na to pozwala. Mój mąż ma autyzm ciezko znosi głośne, tłoczne miejsca. Będąc te dwa dni na wakacjach zamierzamy cale spędzić je na zwiedzaniu wiec chcialabym, zeby chociaz na wieczor i na noc miał możliwość spokojnie odpocząć. Kobiety posiadające dzieci niestety nie potrafią zrozumiec powód, dla ktorych te strefy powstają. Moja kolezanka oburzyla sie slyszac, ze w Anglii mamy mieszkania, w których nie mogą mieszkac dzieci. Skoro w 99% mogą to jaki problem, ze będzie pare osiedli dka osob bez dzieci?
Ale mam mieszane uczucia na temat tego filmu. Ogólnie jestem dość bardzo "dzieciową" osobą, mam dziecko, pracuję z dziećmi, bardzo lubię dzieci, zabieram swoje dziecko w przestrzeń publiczną gdzie uważam że świetnie sobie radzimy (pewnie właśnie dzięki temu że jest przyzwyczajona i nauczona jak się zachowywać) ALE, jak sama powiedziałaś dzieci są głośne i robią dookoła siebie sporo zamieszania i często po prostu jestem tym zmęczona i wolę jak już "sprzedam" dziadkom ten swój Skarb i chcę pogadać spokojnie z koleżanką wybrać miejsce gdzie dzieci nie ma (choćby dlatego że przez pracę jestem przyzwyczajona reagować jak dziecko robi coś czego nie powinno np. biega w miejscu gdzie może tym wywoływać zagrożenie - w kawiarni gdzie ludzie noszą gorące napoje) bo MUSZĘ psychicznie od tego odpocząć. A innego dnia chcę wziąć też tą swoją młodą, z koleżanką wypić kawę, jej kupić kakałko i pokazywać jej jak można ten czas spędzać. I bardzo mnie cieszy takie rozdzielenie tych miejsc bo daje mi wybór. Ale to tylko takie odwołanie do kawiarni/hoteli/restauracji bez dzieci, bo dla mnie też jest oczywiste że w tej ogólnej przestrzeni publicznej (sklepy, przychodnie, autobusy etc.) powinno być więcej empatii i akceptacji dla emocji dzieci i międzyludzkiego wsparcia dla rodziców (i ogólnie ludzi)
Jest to ważny temat. Tak jak większość komentujących zwraca tutaj uwagę, że najgorsi w tym wszystkim są rodzice, którzy mają po prostu wywalone na to, żeby to dziecko uczyć i wychowywać. Po to wychodzi się z dzieckiem w przestrzeń publiczną, żeby uczyć odpowiednich zachowań. Jako młoda dziewczyna praktycznie musiałam wychowywać mojego 15 lat młodszego brata i będąc ze mną w różnych sytuacjach potrafił się zachować. Od tego też ja byłam obok, żeby go nauczyć, pokazać i ewentualnie wesprzeć w nowej sytuacji. Nie miałam nosa wklejonego w telefon. Więc problemem są rodzice i nie poradni opiekunowie. A drugi problem, ale to już mój osobisty problem, przez który dzieci unikam to to, że jestem WWO szczególnie bardzo czułą na hałasy. Czasami do tego stopnia, że stukajacy, drący się i biegający dzieciak, który robi przeokropny hałas dookoła siebie potrafi wywołać u mnie wstęp do ataku paniki. Podziękuję za takie nieprzyjemności. Ale tak jak wspomniałam to jest mój osobisty powód, ale uniwersalny to są ci nieudolni rodzice..
Ja jestem lepszym człowiekiem i zdecydowanie dobrą matką dzięki poznaniu komunikacji bez przemocy. To oraz książki z Wydawnictwa Natuli („Jak zrozumieć małe dziecko” i inne) to sedno mojego rodzicielstwa bliskości.
Raising good human and explosive kids bardzo mi pomogło. Mam tak zwane dziecko z silnym charakterem, ciężkie w negocjacjach i naprawdę nawet rady „super niani” nic nam nie dawały.
W latach 50 to dorosły był w centrum i dorosłych słuchano. Dziecko odzywało sie gdy zostało o coś zapytane, a gdy było zbyt małe by zrozumieć te zasady to siedziało z opiekunka i nie było zapraszane do dorosłych. Teraz nastał nowy trend i rodzice zabierają dzieci w miejsca publiczne i wmawiają sobie, że te mają cokolwiek sensownego do powiedzenia. A te dzieci zamiast wnosić coś do życia społecznego zachowują się głośno i często nieodpowiedzialnie (słynny temat wbiegania na kelnera z gorącym daniem). Dlatego mylisz się, że teraz coś się zmienia. To w latach 2000 powstało pewne odchylenie, które teraz wraca do normy.
Tesknisz za czasami gdy nie mialas opcji objac kierowniczego stanowiska tylko ze wzgledu na pleci gdy nie moglabys pojechac gdzie chcesz kiedy chcesz? i w ktorych nie zylas wiec widzisz je w zromatyzowanej formie ktorajest nieprawdziwa?
Ja nie mam problemu z emocjami dziecka. Ale w momencie, w których one wchodzą na pewien poziom decybeli, to zaczynam być na skraju załamania. Jestem strasznie czuła na pewne dźwięki i po prostu po 3 minutach słuchania wysokiego pisku, cały dzień jestem rozstrojona albo kończę z takim bólem głowy, że nic już nie będę mogła zrobić danego dnia z przebodzcowania. 🥺 Płacz zniosę, nie mam problemu, w końcu dzieci też mają emocję. Ale ten wysoki pisk... Wariuje, słysząc go, czuję jak mózg mi płonie. ;_;
@@wiktoriawolko7578 a jak wiesz to znakomicie. Bo wcześniejsza wypowiedź stwarzała wrażenie, że masz się za wyjątkowy płatek śniegu. Fun fact: nikt nie lubi hałasu i nawet rodziców boli głowa od krzyku czy płaczu własnego bobasa, ale taki jest świat.
Rozumiem Cię doskonale. Mam podobny problem. I nie widzę powodów dla których obcy, głośny człowiek ( mały czy duży) miałby bez umiaru zakłócać moją przestrzeń.
Nie przeszkadzają mi dzieci w restauracji, jeśli są grzeczne i nie wydzierają się. Niestety bardzo często rodzice nie reagują na takie sytuacje. Mam wrażenie, że niektórzy rodzice są bezmyślni i egoistyczni. Leciałam kiedyś samolotem, był to lot 11-godzinny. Była tam też rodzina z bardzo malutkim dzieckiem, piło jeszcze mleko z butelki. Płakało przez 4 godziny bez przerwy. Rodzice powinni zdawać sobie sprawę, że taki maluch nie prześpi tak długiego lotu w całości, że może być tym zmęczone i płakać. Nie byłam wtedy wściekła na dziecko, tylko na jego głupich rodziców. Dziecka mi było nawet żal, że jego rodzice to tacy egoiści, że narażają je na taki dyskomfort, bo muszą wygrzać swoje dupy w ciepłych krajach podczas zimy w Polsce i latać na drugi koniec świata.
Ok, czyli rodzice mają zamknąć się w domu do ukończenia 8 lat dziecka, żeby nikomu nie przeszkadzali :D A w sumie skąd wiadomo, że oni wiedzieli, że dziecko będzie źle znosiło podróż? A co, jeśli poprzednia podróż była ok, a taki płacz wystąpił pierwszy raz? Wg mnie Za mało danych, za dużo wyzywania od głupich i bezmyślnych.
Kurde, no nie odważyłabym się z bobasem lecieć samolotem. Dla mnie to męczące i trochę stresujące, ale wiem, o co w tym chodzi. No co innego jakieś nieodwołalne, niepomijalne konieczności, ale tak z własnego egoizmu, to never ever.
@@kubuspuchatek2950nigdzie nie napisałam, że jest potworem, daleka jestem od takich osądów. Widzisz, ja nie lubię głośnych motorów, czy mogę dyskryminować motocyklistów? Raczej nie. Często też w restauracjach są grupki znajomych, którzy głośno dyskutują i się śmieją, czy można zakazać im wstępu? Raczej nie. Ale na tym polega życie w społeczeństwie, że nie zawsze sytuację są komfortowe. I oczywiście, że jest różnica między nastolatkiem, który robi coś specjalnie bo jest świadomy tego, jak działa świat i że można egzekwować od niego stosowne zachwianie, ale dwulatek musi dopiero nauczyć się, jak ten świat działa. A żeby miał się gdzie tego nauczyć, to nie można go wykluczać.
Nie mam problemu z samymi dziećmi, są dziećmi, ale fajnie jakby rodzice jednak je wychowywali, często spotykam się z sytuacjami gdzie rodzic woli patrzeć w telefon niż zająć się dzieckiem. Dziecko przestaje płakać jeśli rodzic robi cokolwiek w tym kierunku, ale często rodzic nie robi zupełnie nic, bo "to tylko dziecko"
Cieszę się z tego filmu i jestem zaskoczona że większość komentarzy prezentuje właśnie to niezrozumiałe dla mnie podejście które omówiłaś w filmie. Nie mam dzieci, ale staram się spędzać dużo czasu z ludźmi którzy mają dzieci bo uważam, że nic mnie w życiu tak dużo nie nauczyło o byciu człowiekiem jak przebywanie z maluszkami w lepszych i gorszych momentach. Mam wrażenie że nasz społeczny strach przed dziećmi i unikanie ich jest spowodowane ich bezkompromisową szczerością. W świecie w którym chcemy mieć poczucie całkowitej kontroli nad tym, jak ludzie nas widzą, co ludzie widzą i w jaki sposób to odbierają myślę, że ta czystość i szczerość dzieci jest po prostu już nieznośna i nienaturalna dla społeczeństwa. A czuję, że powinniśmy ją naśladować i czerpać z niej życie na całego.
A co w przypadku np kocich kawiarni? Według mnie powinna to być strefa z zakazem wstępu dla dzieci ponieważ większość dzieci nie wie jak postępować z zwierzętami przez co że są zbyt ciekawskie np podnoszą kota mimo iż to kest zabronione, płacz/krzyk dziecka również jest stresem dla kota. Dodatkowo rodzice usprawiedliwiają swoje dzieci "ale to tylko dziecko i nie wie co robi"
Lokale profilowane wg mnie zakladaja nalozenie silnych norm co do zachowania i nie widze w tym problemu. Tak jak kawiarnia o ktorej wspominam w widoe jest mscem do pracy i chodzilam tam z dzieckiem tylko kiedy spalo aby nie przeskzadzac innym. Jednak poniewaz bylo realnym dla mnie siedziec tam i pracowac ze spiacym dzieckiem i potem gdy dziecko sie budzilo po normalnnym wg mnie bylo albo poszanowanie ciszy albo wyjscie to ciekawym jest dla mnie zalozenie ze w takich miejscach dzieci ma nie byc. Czy tylko dlatego ze kilku rodzicow nie potrafi poszanowac norm wszyscy maja byc wykluczeni? Co prawda komemtarze sugeruja ze problem dotyczy wiekszej ilosci ludzi, ale tez zdajac sobie sprawe z tego ze jako ludzie mamy tendencje do zapamietywania wydarzen negatywnych to troche mysle ze jednak problem z rodzicemi ktorzy nie zwracaja uwagi na dzieci nie jest az tak powszechny... ale moze to tylko tu gdzie ja jestem.
Jest już pare komentarzy, ktore opisują to co chce powiedzieć, ale napisze tez od siebie. Problem nie są dzieci, a rodzice, ktorzy niereagują, byc może ze zmeczenia być może z przyzwyczajenia. Kazdy jest w jakis sposob wyrozumiały jak dziecko zacznie płakać bo sobie cos zrobi lub chce do domu, tylko ta wyrozumiałość ma swoje granice i nie dlatego, że ludzie sobie nie radza z tym ze dziecko jest smutne tylko im wiecej bodźców z srodowiska tym ciezej skupić sie na własnych potrzebach jak odpoczynek przy kawie, rozmowa czy czytanie.
@@AniaGemmaja dzieci nie mam, ale bardzo je lubię jezeli to coś zmienia, miałam też często z nimi kontakt w i wiem że co dziecko to inny temperament,, ale podsumowując obecność dziecka w restauracji mi nie przeszkadza, przeszkadza mi brak reakcji rodzica, czasem sama zwrócę uwagę dziecku które moim zdaniem źle się zachowuje,i odziwo prawie zawsze to pomaga, rodzic jedynie przytakuje, tak słuchaj Pani, pytanie czy rodzic był przyzwyczajony do takiego zachowania i niereagowal, bo dziecko jak najbardziej rozumie jak mu się coś powie ale może obcych bardziej się "boi"
Nie podoba mi się ta generalizacja w filmie, że WSZYSCY nie znoszą dzieci, bo są gorsze od dorosłych itp. Może jest to dobra okazja to zrobienia materiału o współczesnym rodzicielstwie? Do sposobów wychowania dzieci? Przedstawiłaś "problem" ze strony rodzica, całkowicie pomijając głos bezdzietnych. Nie wiem w jakim kraju żyjesz, ale żyjąc w PL w mieście ok 200 tys, ciągle spotykam dzieci. W sklepach, restauracjach, galeriach handlowych. W moim świecie nie ma dzieciofobii, jest za to dzieciomania. Dzieci są traktowane jak przysłowiowe "święte krowy". Nie można do nich mówić, zwrócić uwagę, nie daj Boże skarcić. I nie mam pretensji do dzieci, absolutnie nie! Nie mam braków w relacjach międzyludzkich, nie jestem straumatyzowana, nie mam zaburzeń poznawczych. Mam za to problem z rodzicami tych dzieci. To, że dzieci są dziećmi i dopiero się uczą jest ok, dla mnie to normalne i zrozumiałe. Ale to jak rodzice hodują te dzieci zamiast je wychowywać, spotykam na co dzień. Piski i krzyki to nie jest szczyt góry lodowej, ostatnio przechodząc obok placu zabaw oberwałam całą łopatką piasku wyrzuconego w powietrze, łącznie z kamieniami. Czy nawrzeszczałam na dziecko? Nie. A co robiła mama w tym czasie, gdy dziecko wyrzucało łopatką piach? Siedziała z nosem w telefonie. Zwróciłam uwagę mamie, że jej dziecko rzuca piachem w ludzi naokoło i co usłyszałam: sorry, to tylko dziecko. Myślę, że każdy z nas spotkał się z takim zachowaniem. I tak jest w każdej przestrzeni społecznej. Od dorosłych wymaga się porządku, empatii, szacunku, a dzieci mogą robić co chcą, bo są "tylko dziećmi". To nie z dziećmi jest problem, tylko z ich rodzicami, którzy nie wychowują dzieci do życia w społeczeństwie. Nadużyciem jest wrzucenie do jednego worka przestrzeni społecznej nie dla dzieci i osób z niepełnosprawnością np. ruchową. Przepraszam, za porównanie, bo jest wiem, że jest mega słabe, ale: ostatnio poszliśmy większą grupą do restauracji. Parę stolików dalej, siedziała rodzina z dziećmi i ... wielkim psem pod stołem. Dzieci były dziećmi, ale zachowywały się normalnie, a ten wielki pies co jakiś czas wyłaził spod stołu i szczekał. Wśród nas była osoba ze straszną alergią, ale też psią fobią. Zaczęła od razu kichać, smarkać, musiała wyjść z restauracji. Dopiero gdy ludzie na około zaczęli zwracać właścicielowi psa uwagę, że ten szczeka, piszczy i się wyrywa, zainterweniowała obsługa knajpy prosząc rodzinę o uspokojenie psa. Nic się nie zmieniło. Następnie zaproponowano rodzinie z psem przejście do stolika na zewnątrz do ogródka. Nie byli zadowoleni, rzucili parę przykrych uwag do kelnerki i z łaską wyszli na zewnątrz. Czy to źle świadczy o dzieciach, psie? Nie, to wina właściciela, że miał w dupie innych ludzi i wszedł na salę z wielkim psem do pasa i upchnął go pod stołem. Wykluczające miejsca nie powstałyby bez zapotrzebowania klientów. Z jakichś powodów takich miejsc jest coraz więcej: restauracji, kawiarni, hoteli. Z mojej perspektywy rodziny z dziećmi są uprzywilejowane: pierwszeństwo w kolejkach, miejsca na parkingach, zniżki za dużą rodzinę i benefity socjalne. A co dla dorosłych bezdzietnych? Nawet uwagi rodzicom zwrócić nie można, że ich dziecko przysłowiowe "drze ryja", bo zaraz agresywne odzywki, że do dziecka się czepiam. Jeszcze raz podkreślam: to nie z dziećmi jest problem, problem jest z bezstresowo wychowywanymi dziećmi i ich niezaangażowanym rodzicami. Więc jeśli lecę gdzieś na wakacje, wydaję parę tysięcy złotych i mam do wyboru resort dla wszystkich vs. resort tylko dla dorosłych, wybiorę tą drugą opcję. PS a wszystko sprowadza się do generalnego brak empatii i roszczeniowości w społeczeństwie. Seniorzy nie cierpią młodzieży i dorosłych, bezdzietni psioczą na dzieci, psiarze nie cierpią kociarzy, a dzieciaci są marginalizowani itd itd. O ile łatwiej żyłoby się wszystkim gdybyśmy wyjrzeli poza koniec własnego nosa...
@@AniaGemma oj nie idźmy w tę stronę w dyskusji, domyślam się do czego pijesz. Przejrzałam kuchnię i jedyne co znalazłam od Nestle to stare, przeterminowane kakao Nesquick i Maggi w płynie. Słodycze jeśli już to tylko polskie. Idąc szeroko mam też puder z miką. Czy zgadzam się z pracą dzieci w fabrykach? Nie, absolutnie nie! Ale czy mogę przekonać rodziców tych dzieci, aby nie wysyłali swoich potomków do niewolniczej roboty?... Problem nierówności na świecie jest ogromny, ale co to ma wspólnego ze strefą bez dzieci o której mówiłaś w filmie? Tym, że wszyscy nie chcą dzieci wokół siebie?
Moim zdamien najcześciej problemem są rodzice, kórzy nie powinni mieć dzieć, patrząc na to, jak je wychowują. Przykład z pierwszy z brzegu - pociąg (miejsce publiczne) matka usiadła z córką (około 6/7 lat) za mną i podczas jazdy dziecko kopie mi w tył fotela. Zero reakcji ze strony matki i zainteresowania, patrzy w telefon i w ogóle nie reaguje na zachowanie SWOJEGO dziecka. Nie wiem czy to ma związek z jakąś nabytą odpornością na takie zachowania, ale moim zdaniem powinny być jakieś testy psychologiczne sprawdzające gotowość na posiadanie dziecka. Niestety w przestrzeni publicznej spotykam tylko takich rodziców - i tłumaczenia ,,to tylko dziecko". Dziecko to też człowiek i spróbuj mu wytłumaczyć, że nie powinno tak robić. Nie zrozumie za pierwszym razem to tłumaczysz do skutku, to ty powołałeś dziecko na świat i masz brać za niego odpowiedzialność. A jeszcze tylko się odezwij , żeby z łaski swojej popatrzył na dziecko, to obraza majestatu. Nie mam problemu z tym, że dziecko płacze i krzyczy mam probelm z rodzicami niereagującymi.
Sama nie przepadam za dziećmi, ale dziękuję za film. Bardzo dobry materiał :) Ciekawe spojrzenie na temat. Terez uświadomiłam sobie, że mam 30 lat i nie miałam dziecka na rękach od 25-20 lat (wcześniej młodsza siostra). Ale z dzieciakami do czynienia miałam sporo... Bo pracowałam w sklepie z zabawkami przez dwa lata. Dzieci pracujące w fabrykach rozdzierają moje serce...
Ja jestem autyztykiem i łatwo się denerwuję na krzyk dziecka ...ale nie wyobrażam sobie komentowac owych dziecki tekstami "ja to bym rzucila tym dzieckiem o ziemie". Nie chce miec z nimi kontaktu to staram sie unikac. I tak moim wiekszym problemem są rodzice nie zwrajacy uwagi co dziecko robi. Dziecko samo z siebie nie bedzie wiedzialo, ze jazda po waskich alejkach sklepowych hulajnoga jest zła (moze na kogos wpaść i zrobic mu tym krzywde), a to powinien przekazac rodzic. Więc podsumowujac mozna nie lubic dzieci, ale je szanowac i rozumiec,ze jego placz po np. Wywaleniu sie z rowerka jest normalny bo tez to robilismy.
Jeszcze dodam,że niestety, alw przez innych rodziców z moją mamą omijamy wydarzenia dla dzieci (młodsze rodzeństwo) bo miałam wieeele nieprzyjemnych sytuacji gdzie rodzice pokazali, że dla nich ich dziecko jest psem. Np. Dziecko na pokazie bajkowym na polanie, choć były toalety tak z metr od mojej nogi sikało na kucaka bo mamusia tak zarządziła. Do okola z 80 ludzi. Więc to jest serio przykre, że nawet niektórzy rodzice nie szanują swoich dzieci w tak podstawowych sprawach 😢
Muszę przyznać, że to wideo otworzyło mi oczy na kilka kwestii związanych z dziećmi, np. nigdy nie rozważałam tego, że dziecko dopiero uczy się swoich emocji, czy, że to co je spotyka w danym momencie dzieje się pierwszy raz w jego życiu i reakcje maja prawo być przesadzone, niemniej jednak mam wrażenie, że rodzice tak bardzo skupiają się na tym żeby dziecko uciszyć, że kompletnie nie uczą go radzić sobie z napotkaną sytuacją czy uczuciem. Przykre realia życia w Polsce gdzie każdy każdego pochopnie ocenia. Z drugiej strony nie wydaje mi się, żeby tworzenie obiektów usługowych nie przeznaczonych dla dzieci było czymś złym, przecież są już takie miejsca np. z małymi dziećmi nie wejdzie się do kociej kawiarni, papugarnii, czy małpiego gaju, bo jest to dla nich niebezpieczne. Uważam, że jeśli ktoś chce w danym momencie przebywać w otoczeniu w którym, nie ma dzieci to ma do tego prawo i nie czyni to z niego dzieciofoba, oznacza to że w tej chwili ma taką potrzebę i fajnie że może ją zaspokoić. Myślę, że Twoja opinia na ten temat to już trochę wpadanie ze skrajności w skrajność. Mam nadzieję, że mnie za to nikt nie zjedzie, ale kiedy nie chce przebywać w otoczeniu palaczy, czy osób pijących alkohol to idę w miejsce gdzie nie można palić czy tam gdzie nie podają alkoholu i nie chodzi mi o porównania dzieci do picia czy palenia, ale o to, ze wybór jest prawem. Z trzeciej strony myślę, że to, że ktoś chce wyjść z domu nie oznacza, że chce wyjść do ludzi, czasem chce po prostu wyjść z domu i jakie mamy prawo kazać mu w tym domu siedzieć jeśli jest np. introwertykiem, czy osobą wrażliwą sensorycznie oni też maja prawo korzystać z życia w sposób, który ogranicza jego uciążliwość, czyli wybieranie miejsc gdzie ludzi jest nie wielu, albo tam gdzie jest gwarancja, że nie ma z natury głośniejszych dzieci.
Mnie fascynuje potrzeba zaznaczenia ze dzievka ma nie byc a nie miejsce gdzie go nie bedzie. Jest mnustwo miejsc nie dla dzieci i to jest ok, ale glosne oznajmianie, gdy nawet nientrzeba bo wystarczy aby lokal byl niedostosowany i juz dzieci nie przyjda, jest dla mnie ciekawa manifestacja... i sama nie wiem czego
Największym problemem są tu rodzice, dla których liczy sie tylko "ich bąbelek" a reszta świata może sie wypchać. I niestety przemawiasz właśnie z pozycji takiego rodzica. Mówisz o przestrzeni publicznej - jak sugeruje nazwa jest to przestrzeń, gdzie WSZYSCY mają takie samo prawo przebywać. Jeśli chesz wychowywać swoje dziecko, rób to w domu, szkole lub na placu zabaw - tą są miejsca odpowiednie dla krzyków, biegania itp. W przestrzni publicznej inni ludzie mają prawo do spokoju i ciszy i naprawdę nie świadczy o nich źle fakt, że nie chcą słuchać wrzasku lub płaczu twojego dziecka. Może ktoś ma ataki paniki, PTSD, depresję, nerwicę, może ktoś zwyczajnie jest zmęczony lub nie lubi hałasu (a krzyk jest najbardziej działającą na nerwy formą hałasu gdyż uruchamia prymitywne mechanizmy lękowe). Może są tam osoby starsze, które taki wrzask może bardzo zdenerwować, nawet pozbawić zdrowia... Trochę empatii nie zaszkodzi. Oczywiście, twoje dziecko jest dla ciebie teraz najważniejszę, ale wciąż żyjesz między innymi ludżmi.
Jak słucham tych opinia ty zastanawiam się czy my żyjemy na tym samym świecie? Najgłośniejsi, robiący najwięcej afer i problemów w przestrzenie publiczne to osoby dorosłe. Idąc tym durnym tokiem myślenia powinniśmy wykluczyć połowę społeczeństwa. Wytłumacz mi jak w takich Włoszech dzieci są wszędzie, w restauracjach, miejscach publicznych. Zachowują się tak samo jak polskie dzieci. A we Włoszech czy Turcji ludzie nie traktują ich z taką pogardą jak w Polsce? Bo jak dla mnie problemem jest ty nasza mentalność która uważa, że tylko JA jestem ważny w każdej przestrzeni i jak łatwo wszystko co źle zwalić na grupę społeczną która nie może się bronić.
@@gadziegardo7588 Ale widać dzielisz ludzi na dobrych i tych "złych egoistów", tylko dlatego że chcą spokoju :) Odrobina empatii by nie zaszkodziła, serio :)
@@antifleshnimbus4785 Tak jak napisałam wyżej czym różnią wykluczanie dzieci od wykluczania np niepełnosprawnych. No i absolutnie wykluczenie dzieci np na spektrum które też potrzebują specjalnych warunków. Ale kto by się nimi przejmował zwłaszcza, że często są "niegrzeczne" i przeszkadzają dorosłym. To ta wielka empatia.
Bardzo Ci dziękuję za ten film! Zgadzam się z każdym słowem! Zanim zostałam mamą też myślałam że dziecko da się bardzo łatwo ujarzmić w przestrzeni publicznej i wszystkiemu winni są rodzice. Ale rzeczywistość wszystko zweryfikowała 😅 choćbym nie wiem jak się starała moje dziecko będzie wydawało jakieś dźwięki. Dwu czy trzy latek nie może pojąć swoim małym umysłem czemu nie można krzyczeć na ulicy,albo w sklepie i dlaczego to przeszkadza innym. Staram się tłumaczyć mu wszystkie te zawiłości życia w społeczeństwie, ale niestety trafiam na pewne ograniczenia… na szczęście mój synek jest bardzo wygadany i ma śmieszne odzywki więc zwykle wzbudza uśmiech zamiast irytację 😆 Druga sprawa według mnie to właśnie wykluczenie społeczne matek… tak naprawdę dopiero gdy urodziłam dziecko i miałam ogromne trudności żeby w ogóle poruszać się po mieście z wózkiem zrozumiałam na czym polega feminizm i że naprawdę jest o co walczyć. Dużym problemem moim zdaniem są też restauracje i brak kącików dla dzieci i w ogóle miejsc dla rodzin. Jak można się dziwić, że dzieci nie mogą usiedzieć na miejscu w knajpie, gdzie nie ma dla nich nic ciekawego, bo nikt nie pomyślał o kącie do zabawy. I oczywiście mogę zrezygnować z posiłku albo łazić jeszcze godzinę i szukać tego miejsca z kącikiem zabaw, ale nie zawsze jest to możliwe, życie nie jest zero jedynkowe. Mieszkam w małej miejscowości i w lato nie mamy nawet gdzie pójść na porządny plac zabaw, nie mówiąc już o jakiś restauracjach czy miejscach dostosowanych do dzieci😒 mam wrażenie, że bycie mamą czy tatą jest i tak strasznie trudne (bo często rodzice są z tym po prostu sami, nie mają żadnej pomocy), a ludzie naokoło i cała ta niedopasowana infrastruktura po prostu jeszcze bardziej dowalają 😞
Witaj, siostro, moja historia jest bardzo podobna. Też zupełnie mnie nie śmieszą teksty o 'madkach' etc od kiedy sama mam dziecko i widzę jak młoda matka na każdym kroku jest oceniana, wykluczana z życia społecznego i upupiana przez instytucje publiczne - fenomenem jest że po narodzinach dziecka w szpitalu nie czułam się jak dorosły, rodzic, tylko pomimo 30 lat na karku byłam przez lekarzy traktowana jak organ do dawania mleka dziecku, żadnego poczucia sprawczości, podmiotowości. Może kiedyś było podobnie, ale kobiety pewnie łatwiej się organizowały chociażby dlatego że każda miała dziecko więc jedna drugą rozumiała.
@@marthalynx7941 dokładnie to samo przeżywałam w szpitalu 😣 na dodatek rodziłam w pandemii i wspominam to jako jeden wielki koszmar. Opieka około ciążowa i traktowanie dzieci i matek w szpitalach też w tym kraju leżą i kwiczą…
Pracując wiele lat w różnych kawiarniach, moje doświadczenie z bąbelkami w lokalach gastronomicznych nie jest najlepsze. I niestety chodzi głównie o koszty. Kiedy pojawia się rodzic z małym dzieckiem, zwykle coś się stłucze lub rozleje. Rodzice oczekują, że podamy napój w temperaturze odpowiedniej dla dziecka (nie takiej jak dla regularnych klientów), proszą o specjalne naczynie, z którego dziecku będzie wygodniej pić lub po prostu bo dziecko zobaczyło kolorowy kubeczek i chce taki (bo z regularnej filiżanki nie umie jeszcze korzystać), a i tak po 5 minutach proszą o serwetki bo niestety coś się rozlało. Kiedy ruch jest duży, nie ma możliwości wszystkiego dokładnie posprzątać (i nie jest to przetarcie blatu jak po regularnym kliencie). Bardzo często rodzice próbują też ukryć szkody, czyli np. chowają fotel zalany gorącą czekoladą, a obsługa znajduje go jakiś czas później, kiedy wszystko jest już zaschnięte i trzeba kupić nowy lub oddać go do profesjonalnego czyszczenia. I niestety, z mojego doświadczenia, rodzice bagatelizują sytuację tłumacząc, że to przecież tylko dziecko, "wie pani jak jest", są przemęczeni i sfrustrowani sytuacją, więc zwykle trzeba traktować z taryfą ulgową, aby nie wejść przypadkiem w sprzeczkę.
Mam zaburzenia sensoryczne i bardzo intensywnie raguje na dźwięki. Nie można usprawiedliwiać swojej nietolerancji na dzieci zaburzeniami. Mam zwierzaki i drażnią mnie niektore dźwięki, ale nie powoduje to ich izolazji ze mna i nie oczekuje tego od calego otoczenia, że pies czy kot nie moze sie przy mnie myć bo mój uklad nerwowy nie moze sobie poradzić z dźwiękiem, czy dziecko nie moze płakać bo z nerwów sama zaczne płakać razem z nim 😂 Bądźmy ludźmi i traktujmy wszystkich z szacunkiem i nie patrzmy tylko na siebie ❤ Mega dziękuję za ten materiał. Poruszasz niesamowicie wazne kwestię i ciesze się, że moglam poszerzyć moja perspektywę ❤❤❤
Widziałam komentarze o tym, że dzieci nie powinny mieć wstępu do muzeów czy galerii sztuki. W Barcelonie widziałam gigantyczną wycieczkę przedszkolaów uczonych o sztuce kościelnej w stylu romańskim. U nas nikt by na to nie wpadł. Ja myślę, że jakby ludzie którym tak bardzo przeszkadza obecność dzieci nie roztrzasali tego tak bardzo, to może by im się poprawiło. Wydaje mi się, że ten incydentalny kontakt z niegrzecznym dzieckiem powinien tym pozostać- nic nie znaczącym incydentem. Są ważniejsze sprawy na które można spożytkować energię😊
Kurde. Jak ide do restauracji to chce odpczac po dniu, ktory mnie przebodzcował roznymi sytuacjami, nie chce gotowac, a zjesc cos dobrego, zrelaksowac sie... dzwieki dzieci, jakkolwiek naturalne by nie byly, sprawiaja, ze mam ochote uciekać. Tak samo kiedy jade na wakacje i celowo wynieram miejsca na uboczu, nie chce, zeby dzieci przeżywaly swoje emocje w zasiegu moich uszu.. ich chaotyczność mnie przeciaza. Wg mnie dzieci powinny byc w miejcach dla nich przeznaczonych i tam niech sie dzieje co chce. Nie ma co udawac, ze interesy doroslych swiadomie decydujacych sie na bezdzietnosc, ktorych jest coraz wiecej, da sie pogodzic z ludzmi świadomie decydujacymi sie na rodzicielstwo. Nie da sie. Niestety trzeba pogodzic sie z pewnego rodzaju poswieceniem i zaakceptowac ostracyzm społeczeństwa, jesli zdecydujemy sie zyc z dzieckiem w świecie tak jakby go nie bylo, zeby zachowac wszystkie przywileje ludzi bez dzieci. Cholernie trudny temat. Sama siebie nie lubie za to co piszę.. ! Takze przepraszam wszystkich rodzicow. Bezdzietna lambadziara po 30.
hm rozumiem. Ale jak to jest z tymi innymi dźwiękami? W sensie ludzie gadają, ktoś pijany krzyczy, talerze brzęczą, komuś dzwoni telefon i odbywa głośną rozmowę. Czy może wybierasz secyficzne miejsca gdzie nie ma ludzi?
A mi się wydaje, że jednak jest różnica. Inne dźwięki jak brzęczenie talerzy, przyciszone rozmowy, samochody itp. zlewają się z tłem na tyle, nie wybijają się za natto. Natomiast krzyki... Czy to dziecięce czy pijackie już nie. To jest zwyczajnie nie przyjemny dźwięk, który tak może przeszkadzać, bo jednak się wybija poza "skalę tła"
@@AniaGemma staram się wybierać miejsca, które nie mają udogodnień dla rodzin z dziećmi takich jak foteliki, kąciki, place zabaw itp. Właśnie dlatego, żeby zminimalizować ryzyko zlasowania mózgu, kiedy dzieci przeżywają swoje dziecięce emocje. To jedyne co mogę świadomie wybrać i chciałabym mieć taką możliwość. Dzieci wchodzą na takie wibracje i takie decybele, że ciężko je porównać z rozmowami, klaksonami i innymi dźwiękami tła. To coś zupełnie innego. Są też w swoich emocjach totalnie nieprzewidywane, co jest ich świętym prawem. Jestem za tym, żeby dzieci uczyły się ze świadomymi rodzicami jak odnaleźć się w społeczeństwie, ale powinny być wydzielone przestrzenie, gdzie ludzie mają prawo wybrać i nawet dopłacić za ekskluzywnosc i spokój. Restauracje, hotele, jakieś strefy rekreacji.. trudno oczekiwać od kawiarni czy poczekalni w przychodni, że nie będzie tam dzieci. Między innymi, dlatego, kiedy moge nie korzystam z publicznej służby zdrowia, a zamiast kawy w kawiarni pije ją na tarasie, w domu lub restauracji bez udogodnień dla dzieci. Wzajemnie się szanujmy. Tyle i aż tyle.
@@kandarayun totalnie mam tak samo, krzyczący pijak to dla dla mnie ta sama skala wkurwienia mózgu co krzyczące chaotyczne dziecko. Oczywiście, później dochodzi do głosu empatia i jakieś zrozumienie dla dziecka, ale jednak fizjologiczna odpowiedź układu nerwowego jest w pierwszej chwili identyczna.
Rozumiem, choc jak mowie w wideo jest tak olbrzymia ilosc miejsc gdzie rodzice z dziecmi nie chodza, ze dziwi mnie potrzeba kolejnych. Od wykluczenia dzieci do powrotu wykluczenia kobiet jest krotka droga. A w Pl jestesmy na drodze do odbjerania kolejnych kobiecych praw...
Ludzie mieli dzieci, bo nie było antykoncepcji. Jeśli mamy głęboką potrzebę opieki nad jakimś stworzeniem to pies, kot, królik jest o wiele bardziej optymalnym rozwiązaniem niż dziecko. Ludzie mają dzieci bardziej z "przyzwyczajenia" niż z racjonalnych przesłanek. Oburzanie na to że dzieci pracują, świadczy od oderwaniu się od rzeczywistości. A rzeczywistość jest taka że w wielu krajach 3 świata nie pracujące dzieci są często skazane na głód i porzucenie. Przecież nikt nie posyła swoich dzieci do pracy z kaprysu.
Świetny film! I pisze to mama dwójki: 3latki i 3 miesięcznego bobasa. Dałaś mi dużo do myślenia, fakt, że wychodzenie do miejsc publicznych bez dzieci jest po prostu dla nas wygodne, ale jak te dzieci mają się nauczyć funkcjonowania? Dzięki Ania 👌
@@Swirl_Girl w ogóle nie taki cel był mojego komentarza, chodziło mi o autorefleksję i wyjście spoza strefy mojego komfortu. Właśnie o to żeby się przełamywać za każdym razem jak muszę gdzieś wyjść i coś np. Załatwić i brać dzieci/ dziecko ze sobą a nie szukać opieki specjalnie na tę okazję. To jest tylko mój punkt widzenia. Nie narzekanie na brak miejsc publicznych przyjaznych dla dzieci.
Jestem osobą wrażliwą sensorycznie, na spektrum autyzmu i z mizofonią. Dzieci to nie problem. Masz całkowitą rację, przestrzenie publiczne to ostatnie miejsca gdzie chciłabym się relaksować😅 bardzo ważny temat i super że zrobiłaś filmik o tym jak traktujemy dzieci
No ja też jako zdiagnozowana autystka nie chodzę np. po knajpach, kawiarniach czy galeriach handlowych, nawet nie chodzę do kina, czas wolny spędzam raczej poza miastem np. w lesie, tam gdzie mogę się odciąć od bodźców. To, co mnie najbardziej przebodźcowuje, to w ogóle nie są dzieci, tylko właśnie dorośli, ich krzyki, rozmowy, śmiechy, muzyka, wszechobecny szum, a przede wszystkim samochody.
Mam bardzo dużo przemyśleń po tym filmie i prawdopodobnie nie uda mi się tego napisać w jednym komentarzu, który zostanie przez kogokolwiek przeczytany. XD Oglądałam ten materiał jako osoba, która miała co najmniej neutralne podejście do pomysłu powstawania miejsc bez dzieci (kiedyś byłam całkiem "za", teraz trochę mi przeszło), jednak zmieniłaś moją optykę. Faktycznie jest tak, że dorosły człowiek może pójść wszędzie, a dziecko nie jest mile widziane w każdym miejscu. Co więcej - nawet przestrzenie przeznaczone stricte dla dzieci (czyli np miejsca dla wózków w autobusach) są ochoczo zajmowane przez nas, dorosłych, i ustępowane dopiero, kiedy wózek pojawia się na horyzoncie. Nie jestem pewna, czy tak powinno być. Pracując w przedszkolu (jako logopeda) widzę, że rodzice bardzo boją się być ocenieni przez kadrę pedagogiczną i czasami nie chcą zainterweniować bardziej stanowczo w obawie o posądzenie ich o jakieś niewłaściwe zachowanie w danej sytuacji, bo "przecież można było tę sprawę rozwiązać inaczej". Odnośnie dzieci w restauracjach: mam wrażenie, że są to przestrzenie, gdzie dziecko powinno mieć się czym zająć. I jasne, docelowo restauracja to miejsce, gdzie się je a nie rysuje czy walczy z kolorowanką, jednak dziecko nie jest jeszcze "docelowym" dorosłym i jako człowiek mający styczność z dziećmi sto razy bardziej wolałabym dać dziecku kolorowankę czy klocki niż telefon, żeby zjeść swój posiłek, a niestety nie raz się spotkałam z sytuacją, w której dzieci przy stoliku obok mnie siedziały w telefonach swoich matek. Trochę przerażające, że dwoje dzieci w podobnym wieku zamiast bawić się czymś na stole wolało oglądać każde inną bajkę na telefonie swojej matki. Nie wiem, czy to, co napisałam, ma sens, jednak ogólny wniosek jest taki: dzieci to dzieci i będą nimi, póki nie dorosną, więc trudno oczekiwać, że ich potrzeby zostaną zaspokojone przez rzeczy skrojone pod zaspokajanie potrzeb dorosłych i jeśli chcemy, żeby dziecko było kiedyś odpowiednio zachowującym się w miejscu publicznym dorosłym trzeba dać mu trenować takowe zachowania.
Ja przeczytałam. Ja z synem od małego chodziłam do kawiarni. Uczyłam go, że jeśli nie będzie hałasował, lobuzowal i krzyczał (jak to dwulatek) to zostajemy w lokalu, jak zaczyna psocić i nie słucha to od razu wychodzimy. Tłumaczyłam po co ludzie przychodzą do kawiarni i nie wypada się tak zachowywać itd. musiałam z nim wyjść ok. 3 razy z różnych kawiarni aż w końcu zrozumiał o co chodzi. Od tego czasu mogę z nim wszędzie chodzić. Oczywiście przed każdym wyjściem przypominam "zasady". Syn nie dostaje komórki do ręki, w lokalach spędza z nami czas, rozmawiamy, zwiedzamy środek (bo szukamy miejsc które są ciekawe też dla dzieci). W efekcie wszyscy są zadowoleni :)
ja przeczytałam. A to, że rodzice stresują się zachować np. bardziej lub mniej stanowczo (to idzie tak na prawdę w obie strony) ze względu na opinię publiczną jest baaaardzo realne.
Są miejsca dedykowane rodzinom, stąd tak samo mogą istnieć miejsca "adults only". Jakoś nikomu nie przeszkadza, że dzieci nie mogą wchodzić do klubów nocnych - to nie jest miejsce dla nich, podobnie jak żadne inne, w którym podawany jest alkohol.
@@AniaGemmaPytanie do Ciebie bo przygotowując ten film zakładam że robiłaś research, czy są restauracje które są robione specjalnie pod dzieci, analogicznie do knajpy bez dzieci? Ja się nigdy nie spotkałam z czymś takim (ale też nie szukałam). Jeżeli nie ma to pytanie dlaczego? Czysto teoretycznie jeżeli wielu rodziców czuje się jak intruz w knajpie która nie jest definiowana jako rodzinna (że strefą malowanek itp) to powinni z radością przyjąć lokal stworzony pod dzieci (tak mi się wydaje). Jakiś pomysł, albo doświadczenia?
Przeprowadziliśmy się z trojgiem małych dzieci z Warszawy do Chorwacji. Chociaż akurat Warszawa ma się całkiem nieźle jeżeli chodzi o udogodnienia dla rodziców w sklepach i restauracjach oraz pod względem ilości placów zabaw i innych miejsc w które można zabrać dzieci, to niestety społeczeństwo w Polsce zostało nakręcone bardzo negatywnie na rodzicielstwo. Wszystkie memy z "madkami", "bombelkami" i 500+ zrobiły swoje i czasami z samej racji posiadania trojga dzieci, potrafiłam się spotykać z uszczypliwymi (delikatnie mówiąc) komentarzami. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo to nienormalne dopóki się nie przeprowadziliśmy. W Chorwacji tego nie doświadczam. Ludzie są życzliwi, a dzieci są ważne dla miejscowej społeczności. Dużo osób w naszej miejscowości ma po 3 czy 4 dzieci, więc nie pytają non stop "jak sobie radzę z taką ilością". Czuję się NORMALNIE.
Są ludzie i taborety. Wśród osób bezdzietnych, młodych czy starych też trafiają się kombinatorzy, oszuści i prostaki. Moim zdaniem była swoista moda na piętnowanie "madek", gdzie ilość memów przewyższała skalę rzeczywistego zjawiska. Można było odnieść wrażenie, że kobiety z dziećmi są szczególnie predysponowane do bycia leniwymi, roszczeniowymi chamkami. Zaszkodziło to ogólnemu wizerunkowi rodzicielstwa w Polsce, przez co cierpią normalni rodzice.
@@Swirl_Girl moim zdaniem dużo złego zrobił brak zrozumienia dla istoty „dziecko”. Te „madki” o których tu tak wysypują komentarze to naprawę rzadki przypadek. 99% rodzice adresuje zachowania dzieci on spot, ale dzieci nie zawsze reagują w sposób w który byśmy tego chcieli. Wyobraź sobie ze za 40 lat ktoś zrobi nagonkę na starców. I nagle osoby niedołężne (wtedy ty) znajda się w tej niechcianej grupie społecznej. A wierz mi osoby stare i schorowane potrafią naprawdę zajść za skore i zachowywać się gorzej niż 4 latek w disnej landzie.
@@oooollllmmmm0987 oj nie powiedziałam bym, że "madki" to taki rzadki przypadek. Spróbuj popracować w parku rozrywki czy wesołym miasteczku. Średnio co 10 rodzicielka zachowywała się jak ta "madka" co ma wywalone na otoczenie i innych ludzi łącznie z własnym potomstwem i to mówię o takiej 100% stereotypowej roszczeniowej pani, ale panów też trochę takich było. Mniej skrajne zachowania, ale nadal roszczeniowi rodzice mający obsługe za opiekunki i ludzi niższej kategorii, a park za własne podwórko (bo przecież oni płacą), to tak co 5 rodzina. I gdy zdarzali się rodzice pogodni mili, pilnujący własnych dzieci (by choćby się nie zgubiły), wyrozumiali i przy tym wszystkim nie narzekali na ceny... To były jakieś wyjątki i rzadki przypadek może 1 na 200.
Od prawie dekady mieszkam w innym kraju (europejskim) i niestety moje wnioski sa takie ze... jest to problem kulturowy,.Opieram je oczywiscie tylko i wylacznie na wlasnych doswiadczeniach i obserwacjach, wiec wiem ze dla nikogo nie beda wiarygodne, ale jako ze czesto bywam w Polsce obserwuje roznice w zachowaniu dzieci tu gdzie mieszkam i w kraju ojczystym i sa to dwie skrajnosci. Jestem "za" miejscom bez dzieci w Polsce, natomiast bylabym raczej przeciwna powstawaniu ich tu gdzie mieszkam, gdyz zwyczajnie nie ma takiej potrzeby. Nie wiem gdzie jest sedno problemu, ale dzieci w dwoch krajach, odleglych od siebie o jedynie kilkaset kilometrow to jak porowac tornado z zefirem. W obydwu krajach mam dzieci w rodzinie, wsrod znajomych i oczywiscie widze je na codzien w srodkach komunikacji, przestrzeni publicznej, sklepach itd. W Polsce sa wieczne krzyki (dziecka na rodzicow i rodzicow na dziecko), obrazanie sie, dramy, rzucanie sie na chodznik czy podloge w sklepie, szantarze, uleganie szantarzom, bicie rodzicow (!!!), wyzwiska, zero cierpliwosci, wszystko ma byc na juz bo inaczej rodzic ma przechlapane. Natomiast tu gdzie mieszkam, nie widzialam ANI RAZU przez 9 lat takich zachowan. Nie znaczy to ze nie ma placzacych dzieci, bo oczywiscie sa, ale brakuje zupelnie zachowan okolo-przemocowych. Jest cos w naszej polskiej kulturze wychowywanie dzieci, ze staja sie one nieznosne dla otoczenia. Nie do konca rozumiem co i dlaczego.
Przeciez w poprzednim komentarzu skarcilas mnie ze generalizuje tutaj wszystkie polskie dzieci. To teraz ty generalizujesz? Juz nic nie rozumiem.@@AniaGemma
Bardzo ważny (i bardzo odważny, jak na dzisiejsze czasy, w których jest wielka niechęć do dzieci i ich rodziców) odcinek, dzięki Ci za niego. Niedługo zostanę matką i już boję się wszelkich uwag od obcych ludzi w przestrzeni publicznej (w stylu "ucisz tego bachora"), które będą super niewspierające dla dopiero rozwijającej się psychiki dopiero uczącego się dziecka. Takie życie w kraju, w którym niby wszyscy są "prolife" i narzekają na niż demograficzny, a potem kręcą nosem na obecność dzieci w autobusie itp. 🙃
Mam podobne spostrzeżenia do Twoich w kwestii tego, że w Polsce rodzice chyba trochę się boją pojawiać w przestrzeni publicznej ze swoimi dziećmi. Mieszkam na południu Europy, mam dwójkę małych dzieci (nie należą do spokojnych) i za każdym razem jestem zaskoczona jak miło są odbierane w kawiarni czy w pociagu, nawet kiedy krzyczą 😀 Coś, co tu wydaje sie byc standardem, ja za każdym razem odbieram jako wyróżnienie. Jedno jest pewne - za granicą jestem dużo spokojniejsza podczas wyjść z dziecmi niż w Polsce. Jest tak chyba dlatego, że nie czuję sie tak bardzo oceniana.
Absolutnie się zgadzam w kwestii wychowania. Trzeba pamiętać, że dzieci są odrębnymi jednostkami. Trzeba jednak pamiętać, że dziecko też człowiek i czasami trzeba powiedzieć mu coś co je zasmuci, zezłości, albo po prostu nie pozwalać na pewne zachowania. Jeśli dziecko jest zbyt małe żeby wysiedzieć dwie godziny w restauracji to nie zabierać go tam, albo organizować to tak, żeby zjeść i wyjść. Bycie wrażliwym na potrzeby dziecka wymaga też wrażliwości na własne potrzeby.
Mam wrażenie że w twoim materiale temat osób wrażliwych na bodźce został poruszony w bardzo niedbały, niedoedukowany sposób, sprowadzający się do tego że "nie narzekasz na wszystkie dźwięki to nie narzekaj na płaczące dziecko". Domyślam się że to nie był pożądany przekaz, ale temat został poruszony w sposób tak niedelikatny że zachodzi to wręcz na szerzenie dezinformacji. Jest to podwójnie rozczarowujące, biorąc pod uwagę to że jednoczesnie w tym filmie poruszasz temat dostępności miejsc dla osób z niepełnosprawnościa fizyczną, traktując temat niepełnosprawności związanych z neuroatypowością bardzo po macoszemu. Jeżeli chodzi o nadwrażliwość na dźwięki, to sama w sobie może mieć bardzo wiele przyczyn, najczęściej wynika z neuroatypowości (autyzm, adhd) ale sa również inne zaburzenia wpływające na odbieranie dźwięków, np. mizofonia. Sam fakt że spektrum przyczyn takiej nadwrażliwości jest bardzo szerokie powinien już zapalić czerwoną lampkę, że hej, może różnym osobom z różnymi zaburzeniami przeszkadzają różne dźwięki. Fakt jest taki, że rodzaj dźwięku który jest przez tego typu osoby uważany za uciążliwy jest bardzo indywidualny, niektórym absolutnie nie przeszkadza pisk, krzyk czy płacz dzieci ale dla niektórych tego rodzaju dźwięk bęzie właśnie najgorszy, i to z wielu powodów. Po pierwsze, problemem który pojawia się przy tych zaburzeniach który dotyczy dzieci jest nagłośc głośnego dźwieku. Osoby z takimi zaburzeniam często radzą sobie w sytuacjach głośnych, nawet jeżeli nie znosza ich szczególnie dobrze - ale są w stanie funkcjonowac w głośniejszych kawiarniach czy kiedy tuż obok ich mieszkania znajduje się plac budowy. Jest to dla nich bardziej uciążliwe niż dla osób neurotypowych, ale nie jest aż tak bolesne że nie da sie funkcjonować. Problem z hałasem pochodzącym od dzieci jest taki, że jest to hałas nieprzewidywalny, nagły, głośny, często wywołujący u takich osób reakcję identyczną do tego którą osoba neurotypowa miała by, gdyby ktoś się za nią cicho zakradł i krzyknął jej do ucha, mimo że dziecko znajduje się jakiś dystans od nich. Dźwięki głośne i nieprzewidywalne to nie jest coś na co takie osoby są narazone w kawiarniach czy innych miejscach, najczęściej to co się słyszy to forma białego szumu która może być uciążliwa ale nie wywołuje reakcji fight or flight. Nawet radosny pisk małego dziecka któe się cieszy że mama na nie patrzy może wywołać taką reakcję, mimo że dziecko zachowuje się przecież grzecznie, nie płacze, nie krzyczy, ale jest jeszcze w takim wieku że nie kontroluje tego jak głośno się ucieszy. Po drugie, tonacja dźwięku. Dzieci mają wysoki głos. Wyższe tony moga być odczuwane jako bardziej bolesne, długotrawły krzyk czy płacz ciecka może być odczuwany jako fizycznie bolesny nawet jeżeli np. dźwięk wiertarki nie jest, tylko ze względu na tonację. Oczywiście wysoka tonacja pojawia sie różnież u kobiet, natomiast kobiety dorosłe raczej nie piszczą czy nie krzyczą w miejscach publicznych (wiadomo, zdarza się, ale to wyjątkowe przypadki). Po trzecie, co już zostało wspomniane w komentarzach, osoby neuroatypowe wykazują się często mocniejszą reakcją na bodźce emocjonalne, a płacz dziecka jest bardzo mocno emocjonalnie nacechowany, przez co osoby neuroatypowe muszą wykonać o wiele większy emocjonalny wysiłek żeby taki płacz móc znieść, co w efekcie jest dla niech o wiele bardziej męczące niż dla osób neurotypowych. Rozumiem że temat jest bardzo złożony i że możnaby zrobić cały osobny film o nim, ale w tym filmie był on poruszony w sposób nieodpowiedni, nieempatyczny, i bardzo ogólnikowy. Rozumiem że nie specjalizujesz się w tego typu tematach, natomiast w takiej sytuacji lepiej powiedzieć "hej, wiem że to jest problem dla osób które cierpia na takie zaburzenia, może niektórzy faktycznie wyjątkowo nie radzą sobie z nagłymi głośmymi dźwiękami dzieci, nie jestem specjalistą w tym temacie więc nie będę się wypowiadać" niż "w cichych restauracjach dźwięki mieszania herbaty budziły mi dziecko więc może osoby neuroatypowe kłamią że im to przeszkadza bo nie lubią dzieci". Wiem że to nie był cel twojej wypowiedzi, że chodziło o pokazanie tego że dźwięki dzieci to nie jedyny hałas jaki się pojawia, ale przez brak oczytania w temacie taki mniej więcej padł tutaj przekaz.
@@AniaGemma Dziewczyna wypisała ci jak z naukowego punktu widzenia wygląda cały problem, a ty tak to spłyciłaś... twój komentarz jest bardzo nie na miejscu, do tego dużo w nim agresji.
@@lillykennedy4880 to wideo nie jest o tym ze dzieci sa irytujace dla osob wrazliwych sensorycznie ale o problemie dzieci. wytykanie, ze w widoe ktore trwa 51 min czesc na temat tego co dotyczy osob wrazliwych sensorycznie jest zbyt malo szczegolowa, gdzie w wideo ten argument podaje jako jedyny logiczny ktory do mnie przemawia wg mnie zasluzyla na odrobine humoru.
@@AniaGemma Pomijając fakt że skoro film jest o czymś innym, to nie widze po co zaczynasz temat który jest dość delikatny, to możesz to zrobić w sposób który nie spłyca problemu, zarówno poprzez, jak wspomniałam, poinformowanie że jesteś świadoma że jest to problem ale nie jesteś specem więc nie będziesz wchodzić w temat - i faktycznie nie wchodzić w temat głębiej, zamiast stawiac niedoedukowane tezy i założenia, albo podrzucić linka do artykułu/filmu/innego źródła które głębiej omawia temat którego nie chcesz się podjąć. Mój komentarz nie dotyczył samego braku szczegółowości, a tego w jaki sposób przyczynił się on do szerzenia dezinformacji dotyczących osób które zmagają się z tego rodzaju zaburzeniami cały czas, a często słyszą komentarze na zasadzie "wymyślasz, wcale nie jest tak źle" albo "x ci nie przeszkadza więc czemu masz problem z y". Jak mówiłam, jest to głębszy problem, i absolutnie nie oczekuję że wejdziesz w niego tak głęboko w filmie na inny temat, natomiast istotnym jest to w jaki sposób zostaje on poruszony, jeśli w ogóle. Podjęcie tego tematu to była tylko i wyłącznie twoja decyzja, i został on przedstawiony nieodpowiedzialnie. Nikt nie oczekuje od ciebie naukowej wiedzy w temacie zaburzeń sensorycznych, ale ważne jest to aby przy poruszaniu takich tematów dowiedzieć się chociaż trochę, aby nie szerzyć dezinformacji ani nie powielac stereotypów.
Najgorzej, że rodzice nawet jak ich dziecko dorośnie i jest już osobą dorosłą to nadal widzą małe dziecko, co nie wie nic o życiu, nie szanuje granic i potrzeb, a innego zdania, niż rodzice nie można mieć
Uff obejrzalam do konca i niestety widze ze ten film jest w pewnej czesci nieobiektywny. Szkoda, to znaczy, ja cie bede ogladac dalej, bo lubie tematy srodowiskowe jakie poruszasz, ale niestety widze ze w temacie dzieci moim zdaniem to juz odlot w kosmos. Porownywanie osoby na wozku (niepelnosprawnosc nie jest na swoje zyczenie i jest wynikiem tragedii), a osoby z wozkiem dla dziecka (dziecko jest na wlasne zyczenie i teoretycznie jest szczesciem dla rodzicow) to moim zdaniem dosyc zenujacy komentarz, taki ponizej poziomu :( To samo z mowieniem "posiadanie dzieci jest niemodne". Dla mnie ten komentarz jest zwyczajnie wstretny i obrazajacy. Chec nie posiadania dzieci to wolny wybor kazdej osoby dopiero od bardzo niedawna, i ktory od ledwie wczoraj pojawia sie w innym kontekscie niz negatywnym. Kobiety przez tysiaclecia byly zmuszane do rodzenia, niektorym zrujnowalo to zycie, psychike, zdrowie fizyczne, niektore przez to targnely sie na swoje zycie. Nazywanie tego moda jest, znowu, ponizej pasa. Mowisz o empatii, ale tylko tam gdzie tobie to na reke. Przykre jest widziec jak ktos sie wypowiada sie w taki sposob.
Wydaje mi sie ze zrozumienie info nt tego ze wozki dla niepelnosprawnych czy dzieci podobnie zajmuja miejsce czy maja problemy z podjazdem jako ponizej jakiegos poziomu jest ciekawe. Podobnie gdy odnosze sie do mody w branzy gastronomicznej, gdzie do tego odnosil sie ten komentarz jako ze w samym wideo jest inny segment na temat posiadania lub nie dzieci tez jest ciekawe. I pisanie passive agressive ze odlecialam w kosmos i ze nie okazuje empatii tez jest ciekawe zwlaszcza po wczesniejszym komentarzu w ktorym ewidentnie generalizujesz wszystkie polskie dzieci...
prawda boli? niestety, ale ania w całym filmiku ma rację, a to że ciebie personalnie to dotknęło tylko utwierdza mnie w przekonaniu że moda na nieposiadanie dzieci jest obecna i dzieciofobia to problem przede wszystkim w Polsce, natomiast za granica ten problem występuje bardzo rzadko, ale polaczki jak zawsze do wszystkiego mają problem i im się nie dogodzi:)
wiesz o tym ze dziecko wg filozofów (którzy jednak posiadali trochę więcej wiedzy od przeciętnego zjadacza chleba) zwlaszcza wg Nietzschego, dziecko to jednostka wolności, niewinności, jest wyżej od każdego z nas, ponieważ nie jest wtłoczone jeszcze w kulturę. to społeczeństwo, system, wciska w kulturę swoje dziecko, stając się tym samym egoistą. "kim ty jesteś żeby mieć dziecko? musisz być wolnym czlowiekiem, żeby móc przyjąć dziecko, które jest wyżej od ciebie" - cytat Nietzschego, który w pełni oddaje istotę dziecka jako jednostke ponad dorosłymi ludźmi, którzy są egoistami, decydując się na dziecko. :)
Super temat! Całkiem dużo podróżujemy z naszym prawie 3,5latkiem. I szczerze naprawdę to w Polsce jest duża niechęć do dzieci w miejscach publicznych. Za granica to wszyscy zaczepiają dzieci, nie tylko starsze panie, ale bardzo często młodzi mężczyźni. Jak dziecko płacze to go probują rozweselić, czy nawet się z nim chwile pobawią. Z drugiej strony faktycznie niektorzy rodzice w Polsce serio przesadzają i w ogóle nie zajmuja sie dziecmi, a wrecz wymagają aby obcy sie nimi zajęli. Moje dziecko ma zaburzenia SI (prawdopodobnie adhd odziedziczone), ale naprawdę można z nim pójść prawie wszędzie, ale musi takie wyjscie byc dostosowane do dziecka - odpowiednia pora, bo jak dziecko zmęczone to wiadomo, ze bedzie marunde i nie bedzie współpracować oraz zabranie ze sobą np zabawek (moj syn uwielbia puzzle i moze ukladac je w ciszy i 2h) no i po prostu trzeba byc przygotowanym ze trzeba sie zajmować tym dzieckiem i nie jest to takie samo przezycie jak pojscie gdzies samemu ;)
Pod warunkiem że rodzice ich będą pilnować bo inaczej moje uszy tego nie zniosą. Psy się lepiej zachowują, potrafią chodzić przy nodze i często muszą być w kagańcu, chociaż są mniejszym zagrożeniem.
@@reginagrobosz8807Psy w kagańcu i chodzące przy nodze to rzadkość ;) o tym ile hałasu narobią wyjące psy w bloku, albo szczekające latem na balkonie jeden do drugiego nie wspomnę
@@reginagrobosz8807 psy nie są członkami społeczeństwa, a w niektórych miejscach świata są wręcz smaczną przekąską ;) jeśli oczekujesz od dziecka uległości na wzór zwierzęcia, to powinni cię ubezwłasnowolnić bo zagrażasz innym
@@moonyxa7711 raczej należy sterylizować tych, co nie powinni robić sobie dzieci; i w którym miejscu napisałam, że zwierzę ma być uległe? Ale to nie znaczy, że dziecko musi być rozwydrzone, bo się ktoś nim zająć nie umie, bo lepiej trzymać nos w telefonie a młode niech robi co chce
Raczej chodzi o dzieci " wyjątkowo ekspresyjne". Wczoraj byliśmy na obiedzie z naszą 6-latką, obok nas siedziała rodzina też z 6-latkiem.( Matka ciągle używała jego wiek jako argument, że ma być grzeczny, bo już taki duży jest- bezskutecznie) Jego zachowanie budziło dyskomfort nawet u naszej córki, i naprawdę, to nie był odosobniony przypadek. Naprawdę niektórzy rodzice powinni zastanowić się nad wychowywaniem dzieci, i trzeba o tym mówić i " krzyczeć" o tym by zwrócić uwagę na problem. I tak zgadzam się, to nie dziecka wina, tylko rodzica- i dlatego się o tym mówi.
Twierdzisz, że ludzie są roszczeniowi a sama taka jesteś, oburzając się, że ktoś, w jakimś momencie chce odwiedzić miejsce, które ogranicza pewne sytuacje. Śmierdzi hipokryzją na odległość.
Uwielbiam cię za te filmy, tak się cieszę, że to w końcu wybrzmiewa w przestrzeni internetowej. Jak 2 lata temu wspomniałam o tym (wykluczanie dzieci z przestrzeni publicznej) na swoim ig to na ponad 100 krytycznych głosów dwie zaledwie mi przytaknęły. Rozwaliło mnie to psychicznie i już nigdy i tym nie wspominałam, bo by mnie zagryziono.
Wypowiem się jako osoba, która zmieniła swoje zdanie. Kiedyś byłam tym typem człowieka, który bardzo nie lubił dzieci i zarzekałam się, że nie chcę ich mieć. Tylko! Kwestia polega na tym, że wychowałam się wśród dzieci, młodszego kuzynostwa itd. I to tak dosłownie, to nie były tylko odwiedziny raz na jakiś czas. Mieszkam z rodziną dookoła mojego domu rodzinnego, jedna ciotka do drugiej z dziećmi przychodziła CODZIENNIE i przesiadywała na wspólnym podwórku całymi dniami. Mam też 9 lat młodszą siostrę, więc jak ja już zaczynałam wczesne nastoletnie lata, to ona miała dopiero kilka latek. Moja niechęć brała się z tego, w jaki sposób jedna z osób wychowywała swoje dzieci, tzn.: ignorowała je całymi dniami, kiedy one biegały po podwórku, faworyzowała młodszego syna i nawet dawała się mu bić, kiedy miał dziecięce wybuchy złości (te dzieci również biegały z kijem za moim psem pewnego razu, bo uznały, że to super zabawa - pies szybko uratowany, ale trauma mu została do teraz). Potem moja młodsza siostra po prostu mnie denerwowała, ale to kwestia tego, że w wieku 11-14 lat ma się taki etap bycia edgy nastolatkiem, który jest przecież za fajny na zabawę z dziećmi + zazdrość o młodsze rodzeństwo. Do równania dochodzą moi siostrzeńcy (od starszej siostry) oraz fakt, że za każdym razem jak na tekst "zobaczysz jak będziesz miała własne", odpowiadałam: "nie chcę" to była litania gadania, że na pewno mi się zmieni itd. W tym wszystkim to moje "nielubienie dzieci" było po prostu odpowiedzią na te wszystkie rzeczy + nie wiem co dokładnie siedzi w mojej głowie, ale podejrzewam jakąś neuroatypowość lub zaburzenie, więc szykuje się wizyta u specjalisty. To powiedziawszy... Przez ostatnich kilka lat, gdy weszłam w moje lata 20, zaczęłam więcej o tym myśleć i stwierdziłam, że ja jednak wolę te dzieci. Naprawdę. Ich krzyki, wybuchy itd. mogę chociaż zrozumieć względem etapu rozwoju, na którym są. Za to pracowałam w kilku sklepach w galeriach itd. w obsłudze klienta i tbh, najgorzej zawsze się zachowywali dorośli ludzie. Mała dziewczynka wkładająca paluszki do testerów, jak tylko jej się zamiast tego dało pędzel (też tester) to miziania sobie po rączce, od razu przestała robić bałagan i zajęła się sobą na spokojnie. Dorośli klienci są najbardziej roszczeniowi, drą się na ciebie przez cały sklep, kłócą o wszystko i myślą, że wiedzą wszystko lepiej od ciebie (bo przecież 3 msc temu jak oni byli to był ten produkt, jak go niby teraz może nie być XD). Dodatkowo zainteresowałam się tematem rozwoju dziecka i edukacji i naprawdę - dzieci są super. Rodzice może nie zawsze. Czasem też dziecko może nie być super, ale to też skądś wychodzi, np. syndrom bycia "Ipad kids" i puszczania maluchowi ciągle bardzo intensywnych bajek itd. Jest jeszcze kwestia, że te dzieci same się takie nie stają, a rodzice ich tak wychowują. No i najważniejsze: biorąc pod uwagę rozwój dziecka i eksperyment dotyczący stylów przywiązania z rocznymi dziećmi, dziecko, które nie płakało, ni zauważało w ogóle nieobecnosci mamy w obcym miejscu itd. miało właśnie ten pozabezpieczny styl przywiązania. Roczne dziecko z bezpiecznym stylem przywiązania, po tym jak matka wyjdzie z pomieszczenia (i to w obcym miejscu), zacznie płakać - bo to zdrowa i normalna reakcja odpowiednia do rozwoju dziecka. Także, jakoś tak się przestawiłam i dalej nie przepadam za wciskaniem mi dzieci albo nieodpowiedzialnymi rodzicami, ale dzieci są tbh całkiem cool. I fajnie się z nimi rozmawia na różne tematy. Procesy myślowe u dzieci potrafią być mega zaskakujące (typu: kiedy ludzie postanowili zacząć używać samochodów, że one kiedyś stały tak sobie o i jak wpadliśmy na to, żeby do nich wejść i nimi pojechać XDD - no sama bym przecież na takie postapo nie wpadła, choćbym się głowiła tygodniami XD)
super materiał ❤ Już jakiś czas temu zaczęłam się zastanawiać, dlaczego ludzie tak bardzo nie lubią dzieci, mimo, że przecież każdy nim kiedyś był. Jest to dla mnie przykre, bo sama miałam wiele nieprzyjemnych sytuacji z udzialem dorosłych w dzieciństwie. Tworzysz wspaniały kontent i dziękuję za kolejny wartościowy i ciekawy odcinek ❤
Nie wiem, może żyję w jakiejś bańce, ale odkąd mam dzieci (teraz 3 w drodze) to zazwyczaj wszędzie jestem z nimi (moze teraz mniej bo juz przedszkole, ale do 3 rż) i nigdy nie spotlalam sie z jakaś dyskryminacja. Co do kina, teatru, filharmonii, opery... Jesteśmy częstymi bywalcami i oferta dla dzieci jest ogromna! Oczywiście nie wezmę na recital fortepianowy dziecka bo po prostu bedzie sie nudzić i przez to ja nie skorzystam i w takich miejscach panują jakies zasady, które dotyczą wszystkich. Ale wydarzeń typowo dla dzieci, gdzie mogą zachowywać się jak dzieci jest wiele. W restauracjach nie miałam też problemów. Krzesełka zazwyczaj sa, jedyne co mnie denerwuje to menu dla dzieci zazwyczaj pomidorowa i frytki z nuggestsami, nie wiem czemu ktoś wpadł na to że to jedzenie dla dzieci 😂 w mojej rodzinie zawsze były jakieś dzieci i może dlatego też traktuje się je jak każdego innego czlowieka, który ma swoje zdanie, ma prawo do swoich emocji.
Kolejne moje przemyślenie, już nie z samego filmu a po lekturze komentarzy, jako osoba która w ogóle nie unika dzieci mimo że sama ich nie mam, jestem zaskoczona ile ludzi mówi o „wrzaskach” których unika, wybierając miejsca bez dzieci. Praktycznie jest to koronny argument za miejscami bez dzieci, a ja jako osoba która w miejscach z dziećmi na codzień przebywa (w sensie chodzę do publicznych miejsc w których są tez ludzie z dziećmi) jestem w stanie może przypomnieć sobie jedną, dwie takie sytuacje z mojego życia kiedy słyszałam „wrzeszczące” dziecko. Mam wrażenie ze to jakiś przypadek anegdotyczny, ale może po prostu roztaczam aurę akceptacji dzieci i czują się chciane wiec nie krzyczą 😂😂😂
Poruszyłaś bardzo trudny temat. Ile matek, tyle zdań w kwestii wychowywania dzieci, każda z nas ma w tym temacie swoje racje. Prawda natomiast jest taka, że dziecko, to taki mały człowiek, który ma swoją własną, autonomiczną osobowość i cechy charakteru, na które my, jako rodzice często nie mamy wpływu. Myślę, że im wcześniej pogodzimy się z tym, że dziecko nie jest naszą własnością i że może nie być takie, jakbyśmy chcieli, aby było, tym będzie nam łatwiej w życiu. Efekty naszych działań i metod wychowawczych zobaczymy (daj Boże) za kilkadziesiąt lat, bo dziecko, które teraz wydaje nam się idealnie wychowane, grzeczne, ułożone i "słuchające" swoich rodziców, tak naprawdę może sobie zupełnie nie radzić w późniejszym, dorosłym życiu.
No zwykle przy dzieciach go nie ma i nie ma co się oszukiwać Dzieci to dzieci, są energiczne, głośne i nie rozumieją jeszcze standardów społecznych. Taka ich natura
Dzieci nie muszą uczyć się ich w każdym możliwym miejscu publicznym. Mają naprawdę całą masę takich miejsc i sposobności. Głównie dzieje się to automatycznie w domu, przedszkolu i szkole
Mnie rozwaliło jak w sklepie przy kasie dziecko wrzeszczało i biegało w miejscu w którym na to miejsca nie było, a matka totalnie wyrąbane, nie powiedziała mu kompletnie nic. Jedynie sprzedawczyni stwierdziła że ,,i bardzo dobrze że jest głośny, lepiej tak niż jakby miał być jakiś cichy, przynajmniej sobie w życiu poradzi." Powiedziała to w sposób jakby ciche dziecko było jakieś trędowate. Za to z niewychowanym jest wszystko w porządku. Ja miałam powiedziane jak się zachowywać w sklepie i rodzice nie mieli problemu żeby mnie tam zabierać, ale dzisiaj są inne czasy i priorytetem jest żeby dzieci były pewne siebie i dynamiczne, a nie zahukane jak kiedyś. W pewnym sensie to rozumiem i jest to dobre, ale takie są efekty, że ich zachowanie irytuje otoczenie.
5:00 Fajnie, jeśli będziesz tłumaczyć trochę więcej na temat przykładów ludzi, do których się odnosisz, bo nie mam pojęcia co to jest za człowiek, a jako że słucham w trakcie rysowania, to mimo że jestem zainteresowana tematem, nie mam czasu sprawdzić o co chodzi
W moim przypadku nie chodzi o unikanie dzieci, tylko rodziców z dziećmi, którzy kompletnie nie zwracają uwagi na to co te dzieci robią.
Sama vardzo rzadko takich spotykam
@@AniaGemma A ja niestety dość często. Pracowałam jako kelnerka i dzieci nie były nigdy problemem. Problemem byli rodzice zajęci tylko sobą, którzy nie zwracają uwagi na dzieci biegające między nogami kelnerów. Zdarzyło mi się też zwrócić uwagę matce która darła się na dziecko i je szarpała, bo było zmęczone i po prostu cały czas mówiło, że chce do domu. No takich sytuacji jest masa.
@@Mar2137ci Dokładnie! W niedzielę byłam w kociej kawiarni i to była masakra. 3 dzieci, krzyczała, biegała za kotami, jeden złapał nawet za ogon biednego kociaka. A matka co? Matka papla sobie z psiapsi i olewa uwagi od pani właścicelki i ludzi wokół. Nie byłam świadkiem czy wyproszono ich czy nie, bo jak wpadli i zaczęli drżeć ryja to jak najszybciej dopiliśmy kawę i zabraliśmy się stamtąd.
@@doshi3861 to już chyba wiemy skąd wziął się stereotyp MADKI POLKI.
Bo dzieci bez rodziców są przez nich zaopiekowane? 😅
Raczej to jest wina okropnych rodzicow. Kazdy miał takie sutuacje kiedy dziecko kopie mu w fotel czy nogami o płaszcz, zaczepia psa, przepycha Cię chamsko, biega na pierwszym tańcu na weselu, sika do basenu, ciągnie za włosy, niszczy towar w sklepie i...można wymieniać w nieskończoność. Nieudolni rodzice mają jedną odpowiedź TO TYLKO DZIECKO, po czym je zlewają i nie robią nic.
Dlatego możliwość unikania dzieci i strefy bez dzieci to zbawienie. Nikt nie chce uczestniczyć w loterii czy spotka normlane dziecko, czy "bombelka". Na rodzica powinny być testy.
O, to to! Dokładnie to!
Umm, nie? Za to dorośli uwielbiali niszczyć towar, co do sklepów...
dokładnie, najgorzej jak taki bachor trafi się w samolocie, nam się trafił... Było darcie sie, wiercenie, kopanie w fotel, a my byliśmy po nieprzespanej nocy. Mamuśka bachora zero reakcji, po zwróceniu uwagi była zdumiona... Niestety ale teraz się tak wychowuje dzieci, że mogą robić co chcą. Co z takich dzieci wyrośnie - nie chcę nawet myśleć. Od tej pory przed wejściem do samolotu zawsze modlimy się, by nie trafić na takiego gówniaka. I sami jesteśmy zaopatrzeni w zatyczki do uszu. Mało tego, mam za ścianą sąsiadów - dziecko 3 latka a wszystko wymusza darciem japy (wiemy bo słyszymy dzień w dzień!), mamusia bezradna.
@@pandorakaze4038 człowiek wymienia kilka z wielu sytuacji kiedy dzieci są wrzodem na d... - merytoryczny komentarz " mmm nie". Aha ok! Teraz to przekonujesz
@@marcinxxx9145 rel. Najgorzej, że nawet jakby zwykły Kowalski chciał DOPŁACIĆ by podróżować np w przedziale dla dorosłych bo chcą się przespać itp to matki by się spłakały, że są dyskryminowane i one chcą akurat ten przedział dla siebie i bombelka.
Dla mnie problemem są najczęściej zbyt roszczeniowi rodzice, uważający ze jak mają dziecko to są pępkiem świata (razem z ich pociechami). Jestem w kole naukowym i z okazji różnych wydarzeń wystawiamy się z naszymi pojazdami, staramy się je zabezpieczyć jak możemy, ale nie wszystko się da. I wtedy wchodzą cali na biało tacy rodzice, dziecko przeszło pod barierką, było niższe niż stoły na których stały pojazdy, więc nawet go nie zauważyliśmy i nagle płacz między bolidami i krzyk matki na mnie (byłam jedyną kobietą na stoisku), że jaką ja będę matką jak dziecka nie potrafię przypilnować. Tak, ja miałam pilnować jej dziecka, o którym nawet nie wiedziałam że gdzieś tam jest. A dziecko zacięło się krawędzią karbonu. Chcieliśmy pomóc wyjąć drzazgę z rączki, ale był foch, po czym i tak przyszli, bo ratownicy stwierdzili że prawdopodobnie zajmując się tym na codzień lepiej wiemy co z tym zrobić.
A druga sprawa to autyzm, przez który bardzo źle znoszę hałas, ale nie mam pretensji do dzieci, bo wiem że nie raz one płaczą dlatego że im też za dużo. Ale ukrywać nie będę że rozwrzeszczane dzieci nie pomagają, dlatego staram się chodzić np. do sklepów w miejscach i o godzinach, o których wiem że raczej ich nie spotkam. Niemniej miałam ładny szok kulturowy, jak się okazało że w Łodzi przedszkolaki jeżdżą na wycieczki komunikacją miejską (pochodzę z takiej bardziej wsi niż miasta, więc nie było to oczywiste). Ale przez to przynajmniej zdrowsza jestem, więcej chodzę i jeżdżę rowerem. A dzięki dzieciom w przestrzeni publicznej wiem, że przynajmniej na razie nie jestem w stanie mieć dzieci.
O, właśnie!
@karpatka_ Ja zostałam zdiagnozowana w wieku 20+, bo niestety urodziłam się w środowisku takim a nie innym i nikt nie zwracał uwagi na takie rzeczy, a psycholog to był do straszenia a nie lekarz. Ale im bardziej zgłębiam temat tym bardziej się załamuję, bo właściwie pomocy dla przypadków takich jak ja nie ma, o ile w ogóle są diagnozowane, ale to inny temat. Rozumiem że rodzice nie chcą takiego dziecka w klasie, dla dziecka też byłoby lepiej w mniejszej grupie, ale znam przypadek że przedszkolanka z przedszkola specjalnego zgłosiła rodzinę do MOPS bo dziecko jest agresywne (miało zalecenie indywidualnych zajęć od lekarzy). Nie było nawet rozmowy z rodzicami, od razu do mops, że dziecko na pewno ma źle w domu. I jak tu ufać rzekomo dostosowanym placówkom...
A nauczycielom współczuję takich rodziców, sama przez to przestałam dawać korepetycje, jak wymagali wyciągnięcia dzieciaka na 90% z matury rozszerzonej w 3 miesiące.
Nie mam autyzmu, a hałas mi przeszkadza. Oczywiście mam empatię do dzieci, ale rodzice to tak jak mówisz, inna historia.
Napisałam wcześniej komentarz, ale teraz kiedy wysłuchałam do końca, mam jeszcze parę przemyśleń. Wydaje mi się, że Ty uogólniasz bardzo, bo nie chodzi o to, że ludzie nie lubią wszystkich dzieci, a tych, nad którymi rodzice nie mają żadnej kontroli, bo albo mają wy..ebane, albo właśnie zasłaniając się bezstresowym wychowaniem nie podejmują wysiłku żeby się tym dzieckiem odpowiednio zająć. To, że nie mamy wystarczających pokładów empatii, wyrozumiałości, cierpliwości itp, może wynikać z tego, że jesteśmy przebodźcowani, przemęczeni, mamy swoje problemy na głowie, a czasem nie tylko swoje, i kiedy idziemy zrelaksować się do kina, kawiarni czy lecimy na wakacje, wydzierające się dziecko naprawdę jest ostatnim o czym marzymy. No i znowu odnosi się to raczej do nieogarniętych rodziców tych dzieci. Moja siostra zabierała swoją trzyletnią córkę do opery i na balet, bo ta byla nauczona jak się zachowywać w takich miejscach i jedyne co robila, to płakała ze wzruszenia bo tak jej się podobało. Natomiast na placu zabaw z innymi dzieciakami wrzeszczy ile dusza zapragnie. Od urodzenia praktycznie lata samolotem bo siostra mieszka za granicą i nie robi żadnych problemów. Chodzi po restauracjach, kawiarniach i nie drze sie na cały regulator. Ale jest to zasługa tego, że rodzice poświęcają jej dużo czasu i uwagi, i tłumaczą jej wszystko. Porównywanie rozwrzeszczanego dziecka do normalnych odgłosów w kawiarni czy jakiegoś stukania paznokci np jest chyba jakimś nieporozumieniem. Może twój syn nie krzyczy jak obdzierany ze skóry, albo jeśli tak jest, to reagujesz na to odpowiednio, ale uwierz, że są rodzice którzy nie robią z taką sytuacją nic, i dziwią sie, że to komuś przezzkadza. Moze zamiast mówić o niechęci ludzi do dzieci, film powinien być o niechęci do nieodpowiedzialnych rodziców, bo to raczej o to w tym wszystkim chodzi.
W punkt. To nie dzieci są winne. Winni są ich rodzice i sposób, a jaki te dzieci wychowują.
No tak. Oczywiscie ze to sie tyczy rodzicow. Pytania jednak dwa sie poajwiaja. Po pierwsze gdzie te dzieci maja sie nauczyc jak sie zachowywac jesli nigdzie nie chodza? A po drugie skoro jest normalnym elementem rozwoju dziecka aby od czasu do czasu miec meldown z powodu bzdurnego wg doroslych jak np dlatego ze jednorozec nie jest prawdziwym zwierzeciem, to czy jednak nie powinna sie zwiekszyc akceptowalnosc zachowan dzieci i ewentualna chec pomocy rodzicom jesli to sie zdarzy?
@@AniaGemmaakceptowalność zachowań dzieci polega na tym że np. nie przeszkadza ci kiedy obce dziecko wejdzie z tobą w nienegatywna interakcje natomiast ludzie są różni mają swoje problemy. mam za sobą lot samolotem z rozwrzeszczanym dzieckiem kiedy zmęczenie dawało sie we znaki. w takich chwilach ma się ochotę kogoś zabic. dlaczego to świat ma się dostosowywać do osób które nie potrafią uspokoić swoich dzieci albo co gorsza nie chcą tego robić
@@Swirl_Girldziękuję Ci za ten komenatrz, uważam dokładnie tak samo. Skoro są miejsca dla dzieci (tak naprawdę to praktycznie wszędzie, nawet w urzędzie są stoliki z zabawkami - i dobrze) to i powinny być miejsca tylko dla dorosłych bo takich jest jak na lekarstwo. Ale niee bo jak ktoś chce takich miejsc, to od razu madki mają problem, że hurr durr dzieci wykluczane i nienawidzone. No kurde nie.
@@Swirl_Girl zgadzam się, bawi mnie to popularne ostatnio na instagramie gadanie o dyskryminacji dzieci.
Jestem nianią, wcześniej pracowałam w wesołym miasteczku (głównym klientem były dzieci), naprawdę lubię dzieci i planuje mieć swoje. Ale na najbliższe wakacje z partnerem szukamy cichego hotelu bez dzieci, żeby poodpoczywać w spokoju. Tak poprostu chcemy.
Gdy idę do kina na film animowany to spodziem się jaki target to obejmuję i mogę cały seans oglądać z gadającym dzieckiem za plecami, albo co gorsza kopiacym w siedzenie. Ale nie przejmuję się tym bo ide na bajke z nastawieniem, że będą tam dzieci.
Wtedy mi to nie przeszkadza i tak samo w markecie, w parku czy w restauracji nad morzem w środku sezonu. Ale są takie miejsca gdzie chcesz spodziewać się jedynie spokoju.
I dla mnie to jest właśnie cichy hotel, sauna i urlop po za sezonem.
nie ma nic złego w wybraniu opcji która jest dla nas odpowiednia. Mnie fascynuje potrzeba krzyczenia że kogoś się nie chce u siebie w lokalu lub w soim najbliższym otoczeniu.
@@AniaGemmaa mnie nie dziwi. Tam jest granica cudzej wolnosci gdzie zaczyna sie twoja. I odwrotnie. Jesli ktos jest uciazliwym towarzystwem dla innych ze wzgledu na swoje zachowanie to nie ma znaczenia czy to dorosly, dziecko czy nawet zwierze. Gdybym ja zachowywala sie kiepsko w miejscu publicznym nie mialabym pretensji gdyby mnie wyproszono. Moze takie zakazy nie bylyby potrzebne (odnosnie wstepu dzieci) gdyby nie ciche przyzwolenie na ich zachowanie-bo to tylko dzieci. Moim zdaniem wstep powinien byc wolny dla kazdego kto zachowa sie z kultura ale jesli dajmy na to takie dziecko staje sie uciazliwe to rodzic/e powinni opuscic z nim lokal i ew. Wrocic kiedy sie uspokoi (w koncu sa za nie odpowiedzialni) aby inni mogli cieszyc sie spokojem. Klimat danego miejsca to jeden z kluczowych czynnikow ktory jest decydujacy przy wyborze odwiedzenia go. Ktos kto chce odpoczac wybierze kawiarnie a nie pub bo liczy wlasnie na cisze, spokoj gdzie bedzie mogl odpoczac a nie przebywac w halasie
Moim zdaniem potrzebujemy stref ciszy, z których można byłoby wyprosić głośne osoby. Miejsc dla dzieci jest mnóstwo - miejsc ciszy bardzo niewiele. Nie mam nic przeciwko cichemu dziecku w strefie ciszy, choć dla większości małych dzieci może to jeszcze nie być ich etap rozwojowy. Osób neuroatypowych (w tym np. dzieci w spektrum, które również potrzebują ciszy) jest w społeczeństwie sporo i my też chcemy mieć możliwość życia w tym społeczeństwie i korzystania z miejsc publicznych - chcemy mieć cichą kawiarnię, cichą restaurację, choć jedną w mieście. Chcemy mieć możliwość polecieć cichym samolotem czy pojechać cichym środkiem transportu. W tej chwili większość z nas po prostu siedzi w domu w weekendy, bo miejsc przyjaznych prawie nie ma, a na przebodźcowanie się przed kolejnym tygodniem pracy średnio możemy sobie pozwolić. Ja to postrzegam jako problem i naprawdę nie mam nic do dzieci. Będąc na grupach dla bezdzietnych widzę, że to strefy ciszy rozwiązałyby większość tego problemu.
Strefy ciszy a miejsca bez dzieci to dwie rozne sprawy. A moze miejsca bez dzieci mozna by zastapic miejscami bez kobiet, bez czarnych... albo zakazac doroslym wstepu w miejsca dla dzieci?
Daj ludziom zyć. Macie pierdyliard miejsc przyjaznych dzieciom, które ludzie lubiący spokój omijajaą szerokim łukiem. Nic wam się nie stanie jak zaczniecie wreszcie szanować potrzeby innych i po prostu nie będziecie na siłę pchać się w miejsca "bez dzieci".@@AniaGemma
@@AniaGemmasą takie miejsca np siłownie tylko dla kobiet i mezczyźni nie protestują, są też specjalne toalety dla ludzi z dziećmi- a mogłyby być jedne z przewijakami dla wszystkich i np przewijanie dziecka w smrodzie po tirowcu który najadł się Bóg wie czego, niech dziecko socjalizuje się a co, czym różni się kawiarnia od klubu? Bierzmy dzieci do klubów, dyskotek, niech dzieciaki korzystają. Bawilandie i tym podobne, dlaczego nie mogę wejść na drabinkę z dzieckiem? Czemu do 25 kg Dlacxego zjeżdżalnia jest nie na moją pupę? Czuje się wykluczona że plac zabaw tylko dla dzieci, czemu nie mogę brać udziału w zabawie na placu z dziećmi tylko być biernym obserwatorem? Czemu dziecko nie płaci do lat 3, jeśli ma być na równi to też plaćmy za wszystkie udogodnienia od zera- to też socjalizacja że w życiu trzeba placić za wszystko. A mówiąc o socjalizacji dziecka w przestrzeni publicznej, to wszystko ma swoje etapy i czas, sama nie zabrałabyś noworodka do energylandi czy zoo mimo iż jest to super friendly dla dzieci, bo to nie ten etap i dziecko nie wiele by wyniosło z tego,po to są rodzice żeby uczyć dzieci i wychowywać w domu,w przedszkolu, wspólnej przestrzeni,zachowań, nawyków- przy stole na codzień, żeby móc z czasem iść do kawiarni, restauracji dla wszystkich i tam korygować coś , co nie jest abstrakcją dla dziecka bo ma już jakieś pojęcie o tym i rozwojowo już jest swiadome. Noworodków nie wytłumaczysz tego, ale większemu dziecku już jest szansa że tak. Czy grozi komukolwiek wykluczenie z powodu ograniczeń miejsc dla dzieci? No nie, więcej wykluczeń mają teraz bezdzietni, nie dostają kasy co miesiąc 800+,nie dostawali pomocy przy leczeniu bezpłodności, kobiety po poronieniu nie miały pomocy psychologicznej. Brak dzieci nie jest modą, jest protestem buntem i wskaźnikiem kondycji psychicznej Polaków, kobiety boją się o swoje życie, o finanse, o dojrzałość partnera, o zdrowie dziecka fiz- psych, o swoja karierę, o jakość edukacji. I uwierz że jedna kawiarnia czy restauracja dla tych którzy w danym momencie nie chcą być uczestnikiem socjalizacji picia kawy, pozwoli zrozumieć że my też nie zawsze w życiu dorosłym będziemy mogli wejść wszędzie tam gdzie chcemy. Czy nam się to podoba czy nie.
Dokładnie. Niestety rodzice i spece od wychowania bezstresowego nie rozumieją tak oczywistej rzeczy. To jest krancowy egoizm
@@AniaGemmadroga Aniu nie jesteś obiektywna bo jesteś mamą.
Co do posiadania dzieci. Pochodzę z wielodzietnej rodziny i każde z rodzeństwa zgodnie powie ze byłam idealną siostrą. Dzieci znajomych i rodzeństwa które mialam pod opieką również mówiły że jestem super ciocia bo znam wiele zabaw i jestem na czasie z bajkami, grami.
Ale pare lat temu wprowadzilam sie do mojego obecnego męża. I wtedy w wieku 26lat poczułam to czego nie miałam całe życie czyli ciesze i spokój. Minęło kilka lat a ja tą ciszą i spokojem dalej nie potrafie sie nacieszyć na tyle aby mieć jej dość. W moim obecnie idealnie cichym świecie nie ma miejsca na dziecko.
Nie bój siè zakłócenia ciszy przez własne dziecko. To jest ZUPEŁNIE inaczej niż z obcymi. Ja jestem zdiagnozowane WWO więc hałas mnie wprost zabija. Mój pierwszy synek był tak spokojny, zawsze skoncentrowany na swojej zabawie, że bez kłopotu napisałam przy nim doktorat. Kolejne też kochane i niewrzeszczące, bo dzieci wzorują się na rodzicach, jak nie ma hałasu to też nie hałasują- proste! Dzieci jeśli są kochane to czują się spokojne i nie zakłócają ciszy otoczenia. Nie odmawiaj sobie tego co najcudowniejsze dla kobiety: macierzyństwa❤.
@@Zosia9121 Nie gadaj bzdur. Nie każdy chce marnować życie na dzieciaka, dla wielu osób życie ma więcej do zaoferowania niż coś, co wyjdzie im przez pizdę.
@@Zosia9121 dobrze powiedziane :) dzieci są lustrem swoich rodziców..
W moim odczuciu, nie chodzi o awersję do dzieci, ale o „nieobecnych” rodziców. Nie planuję mieć dzieci, nie umiem w dzieci, ale rozumiem, że dziecko ma dziecięce odruchy i nie wie jeszcze, jak się funkcjonuje powyżej 1,4 m. Rozumiem, że czasami ma potrzebę ryczeć w niebogłosy, nawet zazdroszczę, że się z tym nie krępuje. Zaryzykuję stwierdzenie, że wszystkie przypadki, gdy dziecko było czysto wkur***ące wynikały z winy rodziców. Wyobraźcie sobie taką świąteczną atmosferę: matka rozmawia z rodziną i oczekuje, że ojciec przypilnuje dziecka, ojciec gra z wujkiem na konsoli i twierdzi, że to matki kolej, dziecko drze pi… buzię, bo nikt się nim nie zajmuje, ojciec drze się na dziecko, żeby przestało się drzeć, a matka drze się na ojca, żeby przestał się drzeć na dziecko, że się drze. I ja pośrodku, i „no idź do cioci trochę”. NIE. Dziecko nie potrzebuje cioci, którą widzi drugi raz w ciągu roku i ma w pieluszce jej zdanie na jego problemy. Nie potrzebuje również kolejnego batona i psiego patrolu na cały regulator ku radości współpasażerów. I nie potrzebuje robić wszystkiego, na co ma ochotę, „bo jest malutkim dzieckiem i zobaczysz, jak będziesz mieć swoje”. Z kilkorgiem „problematycznych” dzieci zdarzyło mi się spędzić trochę czasu bez obecności ich rodziców i okazało się, że rozumieją słowo „nie”, potrafią się świetnie bawić bez telefonu mamy i można je zainteresować inną bajką niż w kółko tymi samymi odcinkami świnki Pepy. Potrafią nawet zjeść owoc zamiast kolejnej porcji cukru i oleju palmowego. Nie wiem, może się mądrzę, a gówno się znam, ale wydaje mi się, że wychowanie dziecka nie jest dużo trudniejsze od hodowania małego terrorysty, kiedy już stoisz przed takim wyborem. W każdym razie jest bardziej, z braku lepszego słowa, „opłacalne”.
Masz 100% racji.
Piszesz, że „nie umiesz w dzieci” ale z kolejnych zdań wynika, że może jednak umiesz więcej niż myślisz.. ;) zgadzam się z tym co piszesz.
Mam 1.5roczna corke i opisalas wlasnie sytuacje z naszego życia. Powiem Ci jak to z mojej perspektywy wyglada. Zajmuje sie dzieckiem 80% czasu dziennie, codziennie. Ojciec praktycznie tylko z doskoku i jak go prosze o zajecie sie dzieckiem to on tego nie potrafi i czesto wlacza tv, drze ryja, bo dziecko sie drze i mysli, ze to pomoze w jakis sposób, albo podrzuca mi je przy mozliwej okazji pod jakims pretekstem typu "o, pokazemy mamusi co narysowalas". Ja chcac miec choc troche czasu dla siebie (=przygotowanie obiadu, zrobienie prania😅 a nie robienie domowego spa) frustruje sie tym bardzo szybko. Kobiety sa przemeczone i sfrustrowane, poniewaz niekotrzy faceci okazuja sie bardzo slabi w zajmowaniu dzieckiem i zadne tlumaczenia i polecenia ksiazek czy podkastow nie pomagają, zadne tipy organizacyjne. Dlatego dre sie na niego, bo moja zlosc siega zenitu. Czasem tez dre sie tak jak opisalas, bo powinien uzyc innych narzedzi w pracy z dzieckiem niz podnoszenie glosu a moje spokojne uwagi nic nie dają. Roznica pomiedzy sytuacjami polega tylko na tym, ze zazwyczaj to dzieje sie domu i nie wysylam dziecka do zadnej cioci, chyba ze tego chce lub robie to na zasadzie "prosze ratuj mnie, bo zwariuje" a nie roszczeniowo czy cwaniacko, ze teraz twoja kolej. Dziekuje, dobranoc 😅
@@Oulalakarolina albo jestem taka mądra, bo nigdy sama nie opiekowałam się dzieckiem dłużej niż 2 godziny 🙃ale dziękuję 😊
@@marial2382 przykro mi, trzymam kciuki, żeby sytuacja się poprawiła, szczególnie ze względu na dobro dziecka ❤
Za każdym razem, gdy mówimy o miejscach bez dzieci, pada jeden i ten sam tekst: no tak, to może zróbmy też restauracje bez Żydów, kawiarnie bez czarnych, puby bez Ukraińców? No nie, to nie tak.
Przyjrzyjmy się, dlaczego w ogóle istnieje potrzeba tworzenia takich miejsc. Dzieci głośno się śmieją, krzyczą, płaczą. Dzieci są ruchliwe. Jak sama powiedziałaś - ciężko oczekiwać, że dziecko wysiedzi w miejscu kilka godzin. Dzieci czasami brudzą. Dzieci nie zawsze wiedzą, jak posługiwać się sztućcami, w związku z czym czasem może im coś spaść na podłogę. Czy jest to normalne? Tak. Czy każda osoba postronna musi tego doświadczać? Nie.
Wyżej wymienione może przyczyniać się do tego, że ludzie, którzy chcą zjeść posiłek w spokoju lub wypić kawę, nie będą przychylnym wzrokiem patrzeć na dzieci. I w ich głowach mogą pojawiać się myśli: a gdyby tak w spokoju napić się kawy w miejscu, do którego dzieci wstępu mnie mają?
Także, moi drodzy, nikt tu nie hejtuje dzieci z samego tytułu, że mają poniżej 150cm wzrostu, nie płacą podatków i noszą koszulki z psim patrolem. Chodzi o to, jak się czasami zachowują. Widzicie już, dlaczego porównanie do osób innego koloru skóry czy narodowości nie ma sensu? Bo osoba czarnoskóra nie wyrośnie ze swojego koloru skóry. Osoba, która urodziła się w Ukrainie, już zawsze będzie Ukraińcem/Ukrainką. Ta osoba nie ma na to wpływu. Te osoby niczym się od nas nie różnią w kwestii zachowania. A jeśli się różnią i zachowują się nieodpowiednio w miejscach publicznych, to są po prostu niewychowani, chamscy, ogólnie niefajni i nie ma to nic wspólnego z ich narodowością/kolorem skóry.
Bardzo nietrafne jest też stwierdzenie, że zakazując gdzieś wstępu dzieciom, zakazujesz go też matkom. Ile miejsc child free (nie licząc pubów i klubów) w swoim życiu widziałaś? Bo ja żadnego. Za to we wszystkich restauracjach/kawiarniach/przychodniach/na poczcie widuję kąciki dla dzieci, kolorowanki, stoliki z jakimiś puzzlami. W restauracjach są specjalne krzesełka dla małych dzieci. W łazienkach przewijaki, podnóżki. A ty podnosisz larum, bo ludzie chcieliby, aby w ich miejscu zamieszkania powstała choćby jedna kawiarnia, do której dzieci nie mają wstępu. Strasznie te matki z dziećmi dyskryminowane. Może ja też będę domagać się gniazdka i automatu z kawą na placu zabaw, bo chcę sobie tam popracować na laptopie? W końcu to miejsce publiczne!
W filmie padło zdanie, że powinniśmy być empatyczni - owszem. Bądźmy zatem empatyczni także dla osób, które spędzają w hałasie kilka godzin dziennie - nauczyciele, kasjerzy, pracownicy fabryk, kelnerzy - ale też dla osób, które nie przepadają za akompaniamentem krzyków, zaś po pracy chcą coś zjeść, nie martwiąc się o swój komfort. Tak naprawdę takie rozwiązanie jest korzystne dla obu stron - ty możesz ze swoim dzieckiem iść do jednego z tysiąca miejsc przyjaznych dzieciom, gdzie nikt na twoje dziecko krzywo nie spojrzy, a ja pójdę tam, gdzie jest cisza i spokój. Pozdrawiam i życzę więcej empatii, nie tylko dla dzieci.
No wlasnie. Nie mozna tego porownac do wykluczenia innych grup, bo mowienie otwarcie ze irytuje nas czyjsc kolor skory czy jezyk jest niepoprawne politycznie. A jedbak jest sporo osb w parlamecie ktore to mowia i moze na tym problem polega... Ale to ja na pewno przesadzam 🤡
@@AniaGemma Czy ty naprawdę nie widzisz różnicy między irytacją związaną z kolorem skóry (ktorego nie możesz zmienić), a irytacją związaną z danym zachowaniem, na które wpływ mają rodzice dziecka i samo dziecko?
Możemy też zrobić miejsca z zakazem wstępu dla osób niepełnosprawnych bo też czasami zachowują się lub wyglądają,, dziwnie". Albo miejsca, najlepiej sklepy z zakazem wstępu dla osób starszych bo często nie ogarniają, głośno mówią i są powolni. 🤷🏼♀️
@@dagmarakorzec1669 Osobie niepełnosprawnej, dajmy na to, z zespołem Tourette'a nie powiesz "hej, przestań mieć tiki, przeszkadza to innym". Ta osoba nadal będzie mieć tiki, ponieważ jest chora.
Osobie starszej nie powiesz "hej, zacznij ogarniać i ruszać się szybciej, inni ludzie stoją za tobą w kolejce i się niecierpliwią". Ta osoba ma 80 lat i nie jest już tak szybka i sprawna jak kiedyś, wynika to z jej wieku.
Na zachowanie dziecka masz wpływ. O ile rozumiem niemowlęta, którym nie wytłumaczysz za wiele, tak kilkuletnie dziecko powinno już trochę czaić. Nie mówię, że od razu będzie zachowywało się tak, jak byśmy tego chcieli, ale ignorowanie go i pozwalanie na bieganie i darcie się ile wlezie to chyba taka trochę średniawa metoda wychowawcza.
Podsumowując, żeby każdy zrozumiał:
- Osoby niepełnosprawne, seniorzy, czarnoskórzy, LGBT+, Żydzi, Ukraińcy, itd. - nie mają wpływu na swój stan zdrowia/wiek/radę/orientację/narodowość. Ich zachowanie nie odbiega od zachowania białych hetero Polaków, a jeśli odbiega, to te osoby są po prostu niekulturalne.
- Dzieci - mają wpływ na swoje zachowanie.
Dziękuję, mam nadziej, że pomogłam.
@@karolinamatjaszek5441 No właśnie sytuacja polega na tym, że dwulatek nie bardzo ma wpływ na swoje zachowanie bo nie rozumie norm społecznych i jak wypada się zachowywać. Często można mu tłumaczyć i mówić, żeby np był cicho ale to nie działa, albo działa ale po jakimś czasie bo po prostu dziecko się tego uczy. Gdzie ma się tego nauczyć, jeśli będzie wykluczane z wielu miejsc? Chyba, że należy takim dzieciom siłą nakazywać być cicho, ale to zachowania przemocowe. W moim wcześniejszym komentarzu chodziło o to, że skoro tak łatwo zakazać wstępu dzieciom do różnych miejsc bo ich zachowanie często nam się nie podoba, to czemu nie zakazać tego innym?
Tak jak lubię publikowane Ciebie treści,tak tu druga część filmu niesamowicie mnie zirytowała.Nie każdy ma ochotę pić kawę w kawiarni słuchając przeraźliwych wrzasków dziecka siedzącego stolik obok (albo przebywać mając w pamięci np.utraconą ciążę i żal z tym związany) ani zapraszać na własne wesele zakładając,że to ten wyjątkowy i w pełni „własny” dzień w życiu.Wielokrotnie zdarzyło mi się widzieć jak niedopilnowany maluch przy takiej okazji ze zmęczenia wpada w furię albo na parkiet stwarzając niebezpieczeństwo zarówno dla siebie jak i innych osób pod wpływem alkoholu.
Na ślubie kuzyna, kelnerka wylała gorący barszcz na dziecko😮 Jechali na pogotowie o 24 w nocy.
Chyba z tą utraconą ciążą to Cię poniosło... jeśli komuś umrze babcia, ciocia czy ojciec to wszystkie babcie, ciocie i ojcowie mają nie pojawiać się w restauracji? Jeśli ktoś jest po rozstaniu z partnerem i ma fazę na nielubienie wszystkich mężczyzn to w knajpie ma być zakaz pojawienia się mężczyzn? Na tym polega życie w społeczeństwie a jeśli ktoś nie czuje się na siłach bo przeżywa trudne chwile i dla niego bycie wśród ludzi jest trudne, to widocznie potrzebuje ciszy i spokoju we własnym domu.
rozumiem, że to może byc irytujące gdy moja opinia jest inna. Moj maz tez mi zwraca na to uwag e :) a tak na poważnie zaciekawiło mnie, że ten wyjątkowy dzień może być dla ludzi pełniejszy jeśli zaznaczy na zaproszeniach że nie chce dzieci. To po co zapraszać osoby które mają dzieci? No a przedewszystkim to już zupełnie subiektywna moja opinia ale po co pić alkohol i czemu dawać alkoholowi pierszeństwo przed pokazywaniem dzieciom że miłość można celebrować fajną imprezą... Ale wiem że mój stosunek do alkoholu to wiem że jest totalnym dziwactwem więc może po prostu to mnie brak empatii dla osób pijących :)
Nie oszukujmy się, bezalkoholowe wesela w Polsce należą do znakomitej mniejszości :) podczas takich uroczystości widoku alkoholu nie uniknie,zmiany w społeczeństwie zachodzą bardzo powoli.
@@AniaGemmanie każdy rodzic marzy o tym by zabrać dziecko na ślub i wesele. Może chcieć spędzić czas z rodziną i znajomymi, a nie zajmować się swoim dzieckiem w tym czasie i raczej nie jest przez to złym rodzicem. Państwo młodzi jako organizatorzy imprezy pewnie na jednym albo dwóch weselach byli, na których dzieci były. I często byli to ludzie którzy na ich weselu też będą. Widzieli na ślubie brata, siostry, kuzyna, kuzynki jak ludzie którzy mają dzieci się zachowywali. Może dziecko zniszczylo pannie młodej suknie? Może zniszczyło nagranie pierwszego tańca bo rodzice mieli w dupie swoje dziecko. Może doszło do wypadku gdzie ktoś został poparzony przez biegające nie pilnowane dziecko. Może chcą tego uniknąć na swojej imprezie, nie chcą się stresować biegającymi samopas dziećmi, a jednocześnie nie uważają że ich obowiązkiem jest zapłacenie za opiekunki dla tych dzieci. Pytanie też czy w kościele te dzieci też są nie mile widziane czy tylko na weselu? Egoistyczne jest jako gość stawiać żądania względem zapraszającego. Jeśli nie pasują warunki to po prostu nie idziesz i tyle. Obrażanie się że ktoś chce dla siebie czegoś innego niż Ty jest dość dziecinne.
Będzie długo...
1. Co do hałasu generowanego przez dziecko, a generowanego dajmy na to przez prace budowlane - pierwsze jest nacechowane emocjonalnie (tak jak Ania zauważyła w pierwszej części filmu), a drugie jest po prostu hałasem. Ludzie którzy nie są neurotypowi maja problem z za duza iloscia takich boźdzców emocjonalnych i nie to że nie czują się niekomfortowo z czyjąś emocją, tylko im się limit dzienny na takie przetwarzanie wyczerpał. Trochę tak jak ludzie neurotypowi, gdy po całym dniu zarządzania w firmie i kilku nadgodzinach przyjadą do domu i ktoś się ich pyta co chcą na obiad - szlag ich trafia bo to o jedna decyzja za dużo. Dla kogoś nieneurotypowego to wielogodzinne krzyki dzieci, czy to radosne czy to z żałości, są 100x bardziej uciążliwe niż ta decyzja o tym nieszczęsnym obiedzie - i tak samo nie to że decyzja co zjeść na obiad jest jakoś ogólnie niekomfortowa, po prostu jest niekomfortowa w tym momencie.
2. Następny problem jest bardziej ewolucyjny - dla kobiety (przynajmniej z tego co ja wywnioskowałam z mojego otoczenia), gdy w okolicy płacze dziecko to mój i moich psiapsiół mózg dostaje klapki na oczy i tylko skupia się na tym jak temu zaradzić, nie ważne czy dziecko moje czy nie. Problem polega na tym, że jak w latach '90 podeszłam do matki z dzieckiem czy pomoc czy zabawić czy coś, to zazwyczaj była wdzięczność i chęć współpracy żeby razem jakoś to dziecko wyregulować emocjonalnie. Teraz to co najwyzej mozna w pysk dostać jak się wyjdzie z taką propozycja. I tak siedzisz nad tą kawą, chcesz się zrelaksować a zamiast tego twój mózg ładuje kolejne dawki stresu i tylko marzysz żeby zjeść tą kanapkę w okolicy budowy na tyle głośnej co zagłuszy płacze dzieci.
3. Kiedyś były "wioski" jak to wspomina Ania i byliśmy do dzieci przyzwyczajeni. Było normalne, że dzieci czasami płakały i było normalne że matki, inne kobiety (nawet obce) a nawet dziećmi pomagały w takich przypadkach. Szczególnie ten ostatni przypadek był ważny, bo takie male dziecko na sygnał od mamy "Patrz Jasiu płacze, chodź sprawdźmy co się dzieję, może pobaw się z Jasiem żeby poprawić mu humor" dostawalo spora lekcje empatii. Oczywiście jeśli ta zabawa z innym dzieckiem była rozwiązaniem (bo nikt tego nie proponował na zlamana noge). Na przykład jak dziecko płakało bo się zamek z piasku rozpadł i propozycja zbudowania nowego z kolega było jak znalazł (nie zaproponowało się dokładnie tego samego co skończyło się fiaskiem minutę temu, choć też zamek z piasku ale już budowany z kimś). Dzieci bawiły się zazwyczaj stadnie a matki (babki, a nawet czasami tatusiowie) na placu zabaw pilnowały swoje i na przykład dwóch sąsiadek dzieci gdy tamte poszły do sklepu. Teraz każde dziecko pilnowane jest przez własnego dorosłego opiekuna i tyle. Mało tego, nikt nie chce żadnej pomocy od postronnych, a oferowanie jej to co najmniej obraza współmierna napluciu w twarz. Kiedyś babki pomagały wychować dzieci, teraz babki zazwyczaj jeszcze pracują zawodowo (albo same wymagają opieki) i matki są po prostu zajechane bo albo znikąd pomocy albo jej nie chcą od obcych ludzi lub ich nie stać na nanie - to rodzi frustracje, frustracja matki przenosi się na dziecko.
4. Ojcowie "pomagają" w domu i przy dzieciach. Wciąż jest to problem - zajechana matka nie będzie podejmować zrównoważonych decyzji tylko szybkie decyzje. Widziałam kilka przykładów gdzie matka z 3 dzieci robiła sama zakupy w dużym sklepie nie widząc czy sie skupic na liście produktów czy na dziecku a maz w domu miał "czas dla siebie". Obowiązki wymagające aktywnej decyzyjności w przestrzeni publicznej która nie jest dostosowana do zabaw nie są odpowiednie dla równoczesnego samotnego zajmowania się kilkorgiem dzieci, albo bierzcie tego męża do pomocy albo zostawcie te dzieci z nim. Oczywiście są przypadki gdzie matka innego wyjścia nie ma bo jest sama, ale jak jest mąż to można robić zakupy o takich porach w obrębie całego tygodnia gdzie jedno jest w stanie przypilnować dzieci lub we dwoje żeby jedno by kupowało a drugie zajmowalo sie dziecmi.
5. Dzieci nie bawią się na zewnątrz - wiszą na telefonach/tabletach/konsolach w domu podczas gdy mama gotuje obiad/robi pranie/sprząta lub pracuje zdalnie. Dzieci nie są nauczone do przybywania na zewnątrz, sa przebodźcowane treściami niedostosowanymi do wieku migającymi im z ekranów co skutkuje jakby nabyta nie neurotypowoscia - ich mózgi nie reagują na świat jak powinny więc jest stres, a stres to płacz. Dzieci nie bawią się z innymi dziećmi (dla dziecka dorosły to w sumie inny gatunek), więc nie uczą się empatii tak szybko lub wcale, o rozwiązywaniu konfliktów nie wspomnę. Ponieważ dzieci nie bawią się nie zewntątz maja nierozładowane pokłady energii, które rozładowują w domu. Obecnie mam parkę rodzenstwa w bolku w mieszkaniu pode mna, co sie gania i skacze po meblach do godziny 2.00 nad ranem (to nie zart). I to nie raz, nie dwa, tylko co dzien od kilku miesięcy, chodze do pracy półprzytomna (nie wiem jak wytrzymują sąsiedzi pod nimi). Na moje uwagi ojciec stwierdził że przecież nie przywiąże dziecka do łóżka łańcuchem (sic!). Ja nie wiem, ale jak dwoje dzieci się tak zachowuje długoterminowo to jest to problem wychowawczy, a nie rozwojowy, a jeżeli jedyna metoda według rodziców aby temu zapobiec to uwiązanie dziecka, to może lepiej żeby tych dzieci nie mieli (swoja droga jak im samym to nie przeszkadza to ja nie wiem)
6. Pokolenia lat '80 i '90 w dużej mierze w miastach były wychowywane z kluczem na szyi przez podwórko, nikt dorosły ich nie pilnował (poprzednie pokolenia były chowane głównie przez babki). Efekt tego mamy jaki mamy - tacy rodzice zazwyczaj nie zajmują się swoimi dziećmi bo nimi się nikt też nie zajmował, problem polega na tym że wtedy zagrożenia były wyłącznie w obrębie podwórka, teraz mamy internet...
7. Dzieci najpierw się uczą przez zabawę. Kiedyś jak się chciało zabrać dziecko do restauracji to się urządzało "restaurację" w domu i wielokrotnie odgrywało się scenki w domu w formie zabawy z dzieckiem. Później jak dziecko szło do restauracji to wiedziało co sie moze wydarzyc i jak się zachować. Ja już mocno dorosła jestem (4 z przodu) i jak idę na spotkanie gdzie nie wiem o czym ono jest to szlag mnie trafia, a co dopiero dziecko. Teraz rodzice nie organizują zazwyczaj takich zabaw dzieciom, dzieci organizują sobie same czas na ekranach. Niektórzy rodzice oczekują, że dzieci się same nauczą co i jak na głębokiej wodzie i nie będą nawet reagować, albo wymagają od dzieci ze beda wiedziec od razu co i jak i będą reagować krzykiem - stress dla wszystkich wokoło, stąd teraz modne restauracje bez dzieci.
8. Niektórzy rodzice zabierają dzieci w miejsca dla nich nieodpowiednie i mają pretensje do otoczenia a nie do siebie. Nie zabiera się 5-latka do klasycznej opery, 2 latka na koncert rockowy (nawet z tymi durnymi nausznikami, bo jeszcze są stroboskopy, tłumy i zachowania ludzi po alkoholu), czy 10 latka do baru alkoholowego o 22.00 (tak widziałam taki przypadek). W restauracjach po godzinie 20.00 (latem po 21.00) raczej nie oczekiwałabym dzieci, zazwyczaj jest to czas na rezerwację specjalnych okazji dla dorosłych to raz, a dwa o tej porze małe dzieci powinny już spać lub zajmować się czymś co je wyciszy przed snem a restauracja dla małego dziecka wyciszająca nie jest. Pominę temat restauracji specjalizujących się tylko w wykwintnych daniach, a przychodzi rodzic i prosi o frytki dla dziecka...
9. Mam porownanie z dziećmi w przestrzeni publicznej kiedys a dzis. Dziś jest mniej dzieci ale jest głośniej, i nie dlatego że kiedyś rodzice byli mądrzejsi - dziś rodzice mają niewspółmiernie trudniej. Z powodu braku "wioski," digitalizaciji, wewnątrz domowej separacji społecznej, sytuacji ekonomicznej gdzie matki w większym procencie musza isc do pracy niż kiedyś, braku infrastruktury, braku wzorców w dzieciństwie itp, itd.
10. Coraz więcej osób przejawia cechy nieneurotypowe i w coraz większym nasileniu (nie ze kiedys tego nie było lub że nie było to diagnozowane), tylko obiektywnie jest wiecej takich osob teraz niż kiedyś, a to mocno koreluje z punktem pierwszym, jak również z problemami większego rozchwiania emocjonalnego u dzisiejszych dzieci, które są chowane od najmłodszych lat przez tablety. Wiem o kilku badaniach w toku, które wstępnie wskazują na starszy wiek ojca jako przyczynę spektrum u dziecka (tak mniej więcej po 35rż) - późne rodzicielstwo to znak naszych czasów (i to często nie z wyboru), ale widocznie zapłacimy za to cenę w następnym pokoleniu...
Mogłabym prosić o linki do badań albo inne źródła dotyczące wniosków z punktu 10? Chętnie bym sb o tym poczytała
Bardzo ciekawy komentarz 😊
@@weronikakaczmarczyk8232 badania, o których wspominam są jeszcze w trakcie, więc nie publikowane, a wstępne wyniki znam bo się obracam w towarzystwie. Poniżej załączam jak wyszukać artykułu w przystępnej formie bazującego na podobnych badaniach z 2011 roku (nie jest to nowa teoria), gdzie można sobie kliknąć na wspomniane badanie i przenieść się do artykułu opublikowanego na łamach Nature w medycznym żargonie, z wykresami itp. Artykuł również wspomina o relatywnie większej ilości przypadków spektrum dziś niżeli kiedyś.
W wyszkuwiatce prosze wpisać: "Healthline - Does Older Sperm Cause Autism?"
Pierwszy artykuł na łamach Healthline jest to artykuł, o którym wspominam.
@@weronikakaczmarczyk8232 badania, o których wspominam są jeszcze w trakcie, więc niepublikowane, a wstępne wyniki znam bo się obracam w towarzystwie. Poniżej załączam jak wyszukać artykułu w przystępnej formie bazującego na podobnych badaniach z 2011 roku (nie jest to nowa teoria), gdzie można sobie kliknąć na wspomniane badanie i przenieść się do artykułu opublikowanego na łamach Nature w medycznym żargonie, z wykresami itp. Artykuł również wspomina o relatywnie większej ilości przypadków spektrum dziś a kiedyś.
W wyszkuwiatce prosze wpisać: "Healthline - Does Older Sperm Cause Autism?"
Pierwszy artykuł na łamach Healthline jest to artykuł, o którym wspominam.
Bezpośredniego linka nie podam bo Nasza Tuba eliminuje takie komentarze.
@@weronikakaczmarczyk8232 badania, o których wspominam są jeszcze w trakcie, więc nie publikowane, a wstępne wyniki znam bo się obracam w towarzystwie. Poniżej załączam jak wyszukać artykułu w przystępnej formie bazującego na podobnych badaniach z 2011 roku (nie jest to nowa teoria), gdzie można sobie kliknąć na wspomniane badanie i przenieść się do artykułu opublikowanego na łamach Nature w medycznym żargonie, z wykresami itp. Artykuł również wspomina o relatywnie większej ilości przypadków spektrum dziś w porównaniu do kiedys.
W wyszkuwiatce prosze wpisać: " Healthline - Does Older S perm Cause Autism? "
Pierwszy artykuł na łamach Healthline jest to artykuł, o którym wspominam.
Chciałabym dodać coś ze swojej perspektywy, choć powiem to, co już niejedna osoba tu powiedziała :) To nie dzieci są problemem, tylko właśnie rodzice. Pracowałam przez wiele lat w restauracji i po jakimś czasie, gdy tylko wchodzili do niej ludzie z dziećmi, od razu w duchu prosiłam cały wszechświat, żeby rodzice byli ogarnięci. Od razu dodam, że chodzi mi tutaj raczej o dzieci starsze, nie te, które siedziały w krzesełkach. Od razu też dodam, że z samymi dziećmi i normalnymi rodzicami naprawdę nie mieliśmy problemów - mieliśmy krzesełka, mieliśmy kredki i kartki do rysowania. Negatywnych emocji nie wywoływały we mnie sam płacz czy samo dziecko (nawet jeśli od czasu do czasu coś krzyknęło czy wywróciło szklankę). Gdy jakaś mama potrzebowała nakarmić swoje dziecko, zawsze udostępniałyśmy dla niej jakieś ciche miejsce, wpuszczałyśmy do innej sali, jeśli o to prosiła. To rodzice dzieci w wieku szkolnym, rodzice którzy pozostawiali dzieci samym sobie, doprowadzali nas do szału. Nigdy nie byłam zła na dziecko, że biega po lokalu, krzyczy i zaczepia innych gości wsadzając np. swoje rączki do ich jedzenia, byłam zła na rodziców, że na to pozwalają. Goście z kolei byli źli na mnie, że ja na to pozwalam. Ale to nie było tak, że pozwalałam, robiłam, co mogłam. Nieraz prosiłam rodziców, żeby zareagowali jakkolwiek, bo po prostu reakcji nie było. Rodzice prosili dziecko, żeby przestało (częściej jednak rzucali w eter "Ania, nie biegaj"), ale dziecko po minucie lub dwóch znowu np. niszczyło wystrój, nasze rośliny, nasze ściany. Nikt na to nie reagował, bądź reagował, bo poprosiłam, ale po chwili znów spuszczał dziecko z oka. Ale bieganie i zaczepianie innych gości to pikuś, wiele razy dochodziło do sytuacji niebezpiecznych. Dla przykładu, nakrywam do stołu (obrus, pełno zastawy) i niepilnowane dziecko biega dookoła niego, szarpiąc za ten obrus i narażając się tym samym na pokaleczenie przez poślizgniecie się na szkle znajdującym się już na podłodze, przy okazji oczywiście zniszczenie mojej pracy. Jeśli nie chciałam, żeby do tego doszło, sama musiałam mieć oko na to dziecko. Oczywiście ktoś mógłby powiedzieć, że to nie moje dziecko i że jak się pokaleczy to co mnie to obchodzi, ale prawda jest taka, że po ludzku nie chcę żeby to dziecko się pokaleczyło, a dodatkowo (jako, że część tego typu klientów uważa kelnerki za nianie) jest szansa, że pretensje byłyby do mnie. Kiedyś moja szefowa ściągnęła dziecko z płotu, na którym się uwiesiło za szyję i niemal nie udusiło. Ja wyciągnęłam dziecko wchodzące do płonącego kominka, całe szczęście, że miałam na nie oko (widziałam, że rodzice kompletnie się nie interesowali tym, co dziecko robi), bo po prostu weszło do środka, chciało zobaczyć ogień. To dziecko było akurat małe, wiec być może nie wiedziało, że się poparzy, ale ja wiedziałam jakie to było zagrożenie. Musiałam więc zachować się po ludzki i zareagować - rzucić wszystko, żeby wybiec zza baru i je wyciągnąć. To tylko kilka przykładów. Tak więc obecność dzieci wiązała się dla mnie często z dodatkowymi obowiązkami. I tak, rzeczywiście również było wielu problemowych samych dorosłych, ale to jednak niepilnowane (i porzucone tak naprawdę przez rodziców) dzieci były mimo wszystko najgłośniejsze i siały najwięcej zamieszania (oczywiście tu trzeba wziąć pod uwagę fakt, że tych dzieci nie było tak dużo, jak tych dorosłych, ale mimo to, sytuacji problematycznych było i tak dużo). Nieraz rysowałam dla dzieci kolorowanki z ich ulubionymi zwierzątkami czy postaciami z bajki, co było dodatkową praca, bo chciałam, żeby po prostu usiadły, żeby się czymś na chwilę zajęły, czymś innym niż bieganiem czy krzyczeniem spowodowanym nudą. I często działało, dzieci się świetnie bawiły i nikomu nie przeszkadzały (oczywiście rozmawiały ze sobą głośniej, czasem coś krzyknęły, ale to akurat żaden problem) szkoda tylko, że to ja musiałam te kolorowanki rysować. Tak, ja rozumiem, że dziecko to dziecko, nie jestem na dzieci zła, za to że są głośne. Ja w gruncie rzeczy lubię dzieci, nie mam problemu, żeby się z nimi pobawić czy z nimi porozmawiać (ale nie w czasie pracy, gdy mam pełno innych rzeczy do zrobienia). Oczywiście podkreślam, że wielu rodziców z dziećmi nie sprawiało żadnych problemów. Choć uważam, że wykluczanie dzieci z przestrzeni publicznej jest słabe, to gdybym znów musiała pracować w restauracji i miałabym do wyboru ten sam lokal z dziećmi lub bez, wybrałabym pewnie pracę w lokalu bez dzieci. Nie chcę w ten sposób powiedzieć, że lokale z dziećmi są ok, ale chciałabym zaznaczyć, że ten problem jest jednak złożony i nie dziwię się, że niektórzy decydują się nie wpuszczać dzieci. Nigdy nie wiadomo, jaki rodzic z tym dzieckiem przyjdzie i czy będzie się nim zajmował. Jeśli ma się okazję wyeliminować część problematycznych sytuacji ze swojej pracy, to nie dziwię się, że ludzie to po prostu robią. Mam nadzieję, że takich rodziców nieinteresujących się dziećmi będzie jak najmniej i przykro mi, że normalni rodzice ponoszą konsekwencje zachowań rodziców, o których tu pisałam.
Moim zdaniem zdecydowana większość ludzi nie powinna mieć dzieci, chociażby dlatego, że nigdy w życiu nie zadali sobie pytania "Dlaczego chcę mieć dzieci?"
+1
Z mezem mamy zwyczaj urządzania sobie tzw. randek małżeńskich - czasu który sepdzamy we dwoje i skupiamy się tylko na sobie, bez ogladania się, czy nasze dziecko nie robi sobie w tym momencie krzywdy. Zauważyliśmy, że rezygnacja z takich spotkań źle działa na nasz związek. Przy czym nigdy nie szukaliśmy w takim momencie strefy bez dzieci. Kluczowe bylo znalezienie opieki dla naszego dziecka na ten czas, ale rodzina z dziećmi siedzącą przy stoliku obok w zaden sposób nie psuła nam pobytu w tym miejscu.
W mojej okolicy nie spotkałam miejsc wykluczajacych dzieci, a za to parę lokali ma na drzwiach naklejkę "miejsce przyjazne maluchom".
Obejrzałam i muszę przyznać, że popieram takie materiały. My chodzimy na plac zabaw i często jesteśmy tam sami. Mam syna w spektrum autyzmu i wychodzenie z nim w przestrzeń publiczną to jest spore wyzwanie. Dużo ludzi nie rozumie jego zachowania, np. gdy ktoś go próbuje zagadać, albo wchodzimy gdziekolwiek i nie powie Dzień dobry, to ludzie myślą, że nie wychowany, a on po prostu ma trudności z komunikacją. Częściej mi przeszkadzają dorośli, w restauracji czasem są głośniejsi niż dzieci, albo na wakacjach jak są pod wpływem%, albo na plaży jak pety wyrzucają, albo jak po psie nie posprzątają, a dziecko w tym piasku się bawi, nie raz już zwracałam uwagę. Ile ja się przed domem śmieci nazbieram bo z aut ludzie puszki czy inne cuda wyrzucają. To masa dorosłych jest problemem, a dzieci przez nich cierpią. I ten kapitalizm ohh szkoda mówić, liczy się tylko kasa, posiadanie dużo i jeszcze więcej.
Powiem tak: nie lubię dzieci, nie lubię ich słyszeć, więc ich nie mam i wszędzie chodzę w słuchawkach oraz wybieram miejsca, gdzie ich nie ma.
No włąśnie nie wiem czy z tego wywodu wynika że Natalia ma do tego prawo. Znaczy no ma ale jest egoistyczną indywidualistką kapitalistką i kto się nią zajmie na starość, tak tak argument podawania szklanki też tu padł!
@@Swirl_Girl
@@karolinastrzelczyk3573 no tak.... wideo nie może byc o problemie dzieci, bo przeciez dzieci to tylko dzieci i musi byc podprogowy przekaż na "mój" temat, a skoro omawiana kwestia wywołała u mnie dyskomfort to na pewno był to na mnie atak pomimo, że autorka nie wie o tym że istnieje.... reasumując, natalii komentarz jest właśnie super, a upatrywanie się ataku w moim wideo ciekawym zwrotem akcji
To się leczy, masz jakąś traumę, to nie jest normalne.
@@Lablab666 To jest w pełni normalne, zdrowego rozsądku nie trzeba leczyć.
Uwazam ze sa tu dwie racje.
Trzeba odroznic nienawisc wobec dzieci od zwyklego zmeczenia np hałasem czy niska cierpliwosci czy moze nawet brakiem wiedzy nt zachowan dzieci.
Czym innym jest unikanie dzieci, poczycie podirytowania z powodu hałasu, duzej ilosci pytan, rozpraszania itp. czym innym brak wyrozumialosci dla takich zachowań.
Unikanie dzieci gdy jest sie zmeczonym i na pewne zachowania typowe dla dzieci nie ma sily jest moim zdaniem okej, w tym sensie nikt nie powinien byc zmuszany do obcowania z dziecmi (mam tu na myśli raczej spotkania ze znajomymi i ich dziecmi, nie korzysrnaue z infrastruktury, do tej kazdy ma prawo, dzieci to ludzie i maja prawo byc wszędzie)
Nie można zmuszać do bycia zaangazowanym w interakcje z dzieckiem ale trzeba wymagac szacunku i cierpliwości w przesrrzeniach wspólnych.
Ja osobiście jak lece samolotem i jesyem zmeczony, chce wysiąść, nie lubię latac, irytuja nnie te dźwięki placzu dziecka, chce mi sie rzygać. Ale myślę sobie
No cóż mały człowieku xD REL ja tez nie chce tu byc, jakos to przetrwamy. No bo w sumie on sie wkurza, ja sie wkurzam, prawdopodobnie odczywamy to samo tykko mi juz nie wypada pokrzyczec bo wiem ze nic mi to nie da.
Także mysle ze uczycie przemęczenia jest ok.
Szkalowanie rodziców czy dzieci nie jest ok.
Kazdy ma prawo do swoich emocji i preferencji.
Na pewno tez pomogloby wiecej miejsc dedykowanych dla dzieci, ale tez miejsca gdzie dorosli (i czesc dzieci, byc moze starszych? Z autyzmem?) Którzy tego potrzebuja mogliby sie wyciszyc (strefy ciszy, pokoje ciszy).
Wilk syty i owca cala
myslę, że tutj nie wystarczająco silnie wybrzmiało że unikanie dzieci nie ejst wg mnie czymś złym czy godnym pogardy. Wręcz jesłi ktoś czegos nie lubi i tego unika to ja będę tej osobie kibicować aby udało jej się fajnie spędzic czas. To z czym mam problem to niechęć która musi być głośnowypowiedziana. Po co mówić że dzieci nie chcemy widziec nigdy nigdzie? Co to o nas świadcyz? Czemu jest to unikalne dla Polski?
@@AniaGemma nie no wiadomo, ja nawet unikam mówienia że dzieci nie lubię bo w zasadzie dzieci nie są problemem. Niektóre zachowania które CZĘŚCIEJ występują u dzieci, w sposób niezawiniony mogą być przebodzcowyjace albo męczące ale mówienie że nie lubi się z tego tytułu całej grupy społecznej jest generalizacja zwłaszcza że z emocjami dzieci bardzo łatwo się utożsamić.
W tym wypadku przebywanie bardziej w gronie starszych (nie apartheid dorosłych) jest raczej dbaniem o komfort obu grup
No bo też nie ukrwajmy 😀 dzieci lubią przestrzenie dedykowane - szkoda że ich jest mało a nawet mam wrażenie coraz mniej.
Z resztą ja nawet nie jestem za wykluczeniem dzieci ze strefy ciszy jeżeli akurat danemu dziecku dobrze wychodzi dostosowanie się do panujących tam zasad i jest to dla niego naturalne (są też bardzo ciche dzieci które same nie lubią chalasow - myślę że nieuczciwym jest nie zauważać że dzieci też mogą być zmęczona zgiełkiem dorosłych)
A niechęć do oglądania dzieci w przestrzeni publicznej to krótkowzroczność i dyskryminacja. Po prostu.
Irytacja bywa naturalna bez względu na wiek, i interakcje przynoszą czasem frustrację i nieporozumienie (dzieci też się z tym zmierzą) więc rozumiem że jakiemuś dorosłemu pęknie żyłka i zabraknie mu empatii bo sam ma bardzo trudny dzień 😂, aczkolwiek szkalowanie przez to całej grupy społecznej jest bez sensu i jak mówiłam, to normalne że jakieś dziecko (tak samo jak dorosły) może nas wkurzyć swoim zachowaniem nawet niezawinionym, ale trzeba się ogarnąć po prostu i utożsamić z tym problemem a jak akurat nie mamy na to siły - odejść, tak jak w przypadku przeszkadzających nam dorosłych.
Nie wszyscy chcą się spotykać w klubach czy innych głośnych miejscach, w których przelewa się alkohol, które przeznaczone są tylko dla dorosłych. Może również matki, które na codzień przebodźcowane hałasem codzienności z dziećmi też chcą spotkać się w miejscu, gdzie mogą w spokoju wypić kawę z przyjaciółką i odpocząć. Nie widzę nic złego w tym, że nieliczne lokale wprowadzają takie zasady. Sama jestem bardzo wrażliwa na dźwięki i głośne zachowanie, ale to nie znaczy że nie chcę wychodzić z ludźmi do miasta i nie znaczy to, że nienawidzę dzieci.
Czyli kult indywidualizmu in a nutshel. Chce korzystac z przywileju bycia w spoleczenstwie, ale tylko z tymi co mi pasuje. A ci co mi nie pasuje niech po cichu sie usuna bo mam prawo do wymagania zeby ich wykluczyc z ich przestrzeni w imie mojego komfortu..
@@AniaGemma patologia to też część społeczeństwa - czy z nimi również tak chętnie obcujesz? :)
@@karolinamatjaszek5441 rownie chetnie co z osobami pijacymi alkohol ale uwazajacymi sie za lepszych czy bardziej elokwentnych...
@@AniaGemma A to ciekawe, bo wyżej napisałaś o kulturze indywidualizmu - "chcę korzystac z przywileju bycia w spoleczenstwie, ale tylko z tymi co mi pasuje. A ci co mi nie pasuje niech po cichu sie usuna bo mam prawo do wymagania zeby ich wykluczyc z ich przestrzeni w imie mojego komfortu". Czyli co, dzieci wykluczać nie możemy, ale patologię juz tak? Niekonsekwencję jakąś tu widzę.
@@karolinamatjaszek5441 polecam czytac ze zrozumieniem. czy napisalam ze nie chce z kims spedzac czasu? A moze to, ze z dwoma grupami spolecznymi stwierdzilam ze spedzam czas rownie chetnie rozumiesz jako chec wykluczenia tylko jednj z tych grup... make it make sense gurl
Problem to nie dzieci, tylko rodzice. "O patrzcie jak Jasiu głośno krzyczy! Popatrz jak ślicznie kopie krzesło tej starszej Pani!" - To jest problem - brak kultury ludzi i szacunku do innych. Mam dzieci i nie przeszkadzają mi inne pociechy - pod warunkiem, że rodzic zajmuje się dzieckiem i opiekuje nim. Często mam potężny ból głowy, gdy słyszę wrzaski i krzyki bąbelków - bez jakiejkolwiek reakcji rodziców. Brakuje prób nauki dziecka - że może komuś przeszkadzać rzucanie czymś, czy krzyczenie, by mamusia była łaskawa zwrócić na niego uwagę. Ile razy dzieciak kopał komuś fotel - bez najmniejszej reakcji madki... Często wyjście do miejsca publicznego to dla niektórych rodziców stanowi możliwość zostawienia dziecka, by się swobodnie pobawiło - kompletnie bez zwracania na niego uwagi (bo przecież jest obsługa - za coś mają płacone). Wydaje mi się, że tego typu zachowania powodują ucieczkę niektórych ludzi w miejsca, gdzie dzieci nie ma. Zobaczysz, że za kilkanaście lat zmienisz swoją optykę. Serdecznie pozdrawiam.
Taka ciekawostka. Pracuje w sklepie gdzie jest dużo delikatnych rzeczy. Zawsze rodzice panikują że dziecko coś zniszczy. Przez 8lat pracy w tym miesiącu tylko raz dziecko coś zniszczyło. I to nie z jego winy. Za to minimum raz na pół roku zostanie coś zniszczone przez osobę dorosłą bo ta olewa kartki że towar podaje sprzedawca albo nie chce pomocy ekspedientki która może ten kruchy towar bezpiecznie mu podać.
Mam jeszcze taką refleksję, że u nas ludzie po prostu lubią krytykować wszystkich, ktorzy są inni niż oni: ludzi z psami, ludzi z dziećmi, rowerzystów, kierowców. Każdy znajdzie coś dla siebie. Trochę smutne. Ciekawe skąd to wynika i czy da się zmienić...
Bardzo fajne jest to, ze wrzucasz filmy rano. Super jest zaczax dzien od jakis ciekawych rozkmin :D
Dzięki :)
Trzeba szanować dzieci, ale dorosłych już nie? Co złego jest w potrzebie odpoczynku, bez wrzasków cudzych dzieci?
Trzeba szanowac dzieci i dlatego dorosli powinni zrozumeic ze ich wolnosc konczy sie tam gdzie zaczyna sie wolnosc i poszanowanie dziecka
@@AniaGemma To powinno działać w obie strony
@@Mona-L-1 dokaldnie, dlatego dzieci nie mowia doroslym ze sa niemile widziani w przestrzeniach do nich skierowanych czego nie mozna powiedziec o doroslych
@@AniaGemma nigdy nie widziałam stada dorosłych bawiących się na placu zabaw tak by dzieci nie mogły z niego spokoju korzystać, ale dziecko drace się w kinie/ kawiarni/ restauracji/ samolocie - już tak.
@@Mona-L-1 to może rzadko bywasz na placu zabaw?
Jeżeli masz dziecko, które nie gada 24/7 to masz sczęście. Mam dziecko, które się nie zamyka. W ogóle. Nie da się pogadać. Z nikim. Nawet z mężem nie mogę porozmawiać, bo nas zagłusza. Tak ma. I teraz mówię to z perspektywy rodzica, który jest dodatkowo wysoko wrażliwy. Jest różnica między krzykiem a stukaniem łyżeczką. Dzieci są 100 razy głośniejsze. Czasem tak mi dzwoni w uszach, że rozumiem o co chodzi z niewpuszczaniem dzieci.
Zgadzam sie z wieloma komentarzami tutaj, ze problemem sa rodzice a nie dzieci. Rodzice przeginajacy albo w jedna albo druga strone albo w restaurscji maja w d... swoje dziecko i potem jak sie cis stanie to pretensje do ludzi dookola albo tacy ktorzy to dziecko maja za centrum wszechswiata i caly swiat ma kolo niego biegac, cos typu "nie kop Pana, bo sie spocisz". Skrajnosci sa zle i mam wrazenie ze idziemy albo w jedna albo w druga strone.
Aniu, to ze ty nie rozumiesz argumentu ze rodzic chce czasem pobyc bez dziecka moze wynikac z tego ze masz 1 synka. Ja ma trójkę w roznym wieku i marzę o godzince w ciszy po pracy zwłaszcza i spokojnej rozmowie z innym doroslym. Problem jest taki ze nie mam takiego miejsca w miescie i jedynym wyjsciem jest samotny spacer z psem
Rozumiem. Choc moze tez z tego ze ja nie odpoczywam w miejscach takich jak restauracje bo dla mnie tam jest glosno i duzo bardziej wolalabym spacer w parku.
Są rodziny, które mają 2, 3 dzieci w małym odstępie czasu i nie każda czuje się matką polką, a i nie każdy ojciec ma chęć być 24/7 z dziećmi. Fajnie byłoby, aby ci rodzice, którzy CHCĄ mieć trochę czasu dla siebie i pójść w spokoju na randkę mieli możliwość odejść z przestrzeni wypełnionej dziecięcym wrzaskiem. Randki i czas tylko dla siebie są bardzo ważne w budowaniu zdrowej relacji, trzeba pamiętać, że poza byciem rodzicem jest się nadal kobietą, mężczyzną, a także małżonkiem. Jeśli idę w miejsce, gdzie jest kącik dla dzieci to wiadomo, muszę się z tym liczyć, że mogą tam być durni ludzie uważający że ich "bombelek" to pępek świata, ale uważam, że takie miejsca gdzie dorośli mogą iść, spędzić czas że sobą bez dzieci swoich i jakichkolwiek są bardzo potrzebne.
Oglądam ten film na miesiąc przed otwarciem mojej kawiarni child free :D wprawdzie w Hiszpanii, ale może kiedyś w Polsce też będzie to możliwe. Oby
Świetnie, też liczę na to w PL:)
W Polsce też są takie miejsca. Z ciekawości zapytam, jakie powody miałaś aby określić ją jako child free i z child free zrobić jej atut?
@@AniaGemma Z gastro jestem związana już prawie 15 lat. Najpierw w Polsce jako kelnerka, później w Hiszpanii jako pomoc kuchenna, także kelnerka, a na koniec kierownik zmiany i manager. Pracowałam w kawiarniach i knajpach, w których codziennie bywały rodziny z dziećmi. I to właśnie one w ciągu tych wszystkich lat najbardziej napsuły mi krwi. Biegające pośród kelnerek niosących talerze z gorącymi potrawami, krzyczące, plujące, rzucające jedzeniem. Po zwróceniu uwagi rodzicom, rzadko kiedy otrzymywałam przeprosiny i obietnicę uspokojenia dziecka, raczej były pretensje, że jak ja śmiem tak traktować gości. Innym klientom też to przeszkadzało - ostatnia kawiarnia, w której pracowałam, ciągle otrzymywała negatywne opinie na google, że nie da się u nas zjeść w spokoju przez wrzeszczące dzieci. Zrobiłam research, przewertowałam fora i utwierdziłam się w przekonaniu, że nie tylko ja potrzebuję miejsca, w którym będę mogła w ciszy napić się kawy po ciężkim dniu, lub przyjść tutaj na randkę z drugą połówką i spędzić ją w towarzystwie nastrojowej muzyki, a nie wrzasków i pisków.
15-mc bobas na pokładzie i nigdy nie trafiła nam się nieprzyjemna sytuacja w realu, a wręcz, gdy chodziłam w noworodkiem w chuście puszczano nas w kolejce w kasie. Jednak ilość jadu oraz obelżywego języka w stronę dzieci i rodziców, jaka przewija się przez Internet jest dla mnie obezwładniająca. Kilkakrotnie weszłam w sieci w dyskusję, by przekonać się, że te osoby nie chcą dyskusji. Nie są otwarte na argumenty. Ba, często nie mają nawet osobistych negatywnych doświadczeń, tylko naczytali się tekstów Internetach lub były to doświadczenia jednostkowe. Sama nigdy nie spotkałam MADEK i BOMBELKÓW, którzy niszczyliby mi życie przebywaniem w przestrzeni publicznej, nawet gdy nie byłam matką, a nigdy nie przepadałam za towarzystwem dzieci, właśnie jako osoba wrażliwa sensorycznie.
super, że rzeczywistość nie jest tak czarna jak ją maluję :D
Ja podobnie, od roku spotykam się jedynie z pozytywnym odbiorem siebie z bombelkiem. A może nie zauważam, nie rejestruję negatywnych emocji innych? W każdym razie społeczeństwo nie zdążyło nam dopiec i wierzę że będzie tak cały czas 😊
Też jestem osobą bardzo wrażliwą sensorycznie (oficjalnie zdiagnozowane ASD), a tych legendarnych złych madek z bombelkami też jakoś nigdzie nie widziałam. W przestrzeni publicznej już prędzej przeszkadzają mi niektórzy dorośli, np. pijani mężczyźni rzucający seksistowskimi tekstami. Ostatnio pijany mężczyzna dosłownie mnie kopnął w autobusie, bo mu zabierałam za dużo miejsca (autobus był prawie pusty, a ja zabieram więcej miejsca, bo jestem w zaawansowanej ciąży).
Paskudna sytuacja. Oby jedyna taka i jednak tych dobrych było jak najwięcej.Ale to prawda - zachowania dorosłych - te nieprzyjemnie czy nawet niebezpieczne - musimy jakoś znosić bo przecież łatwiej naskoczyć na kobietę z dzieckiem czy w ciąży, niz na awanturujacego się dziada.
No to masz wyjątkowe szczęście
Ja unikam dzieci głównie dlatego, że jestem osobą neuroatypową i bardzo łatwo mnie przebodźcować, a dzieci z reguły ciche nie są 💀
Ja nie mam nic do dzieci, wszyscy powinniśmy się wzajemnie szanować i starać się sobie nie przeszkadzać. Bulwersujaca jest dla mnie przemoc w stosunku do dzieci ale rownie bulwersujące bylo jak wielokrotnie byłam świadkiem - w roznych miejscach, czesto w komunikacji miejskiej, ostatnio w aptece (ok 10letnia dziewczynka) biegała po calej aptece, wrzeszczala, śpiewała a matka - zero reakcji, albo jeszcze lepiej - czesto rodzice się śmieją i wrecz widac aprobate ze dziecko wrzeszczy, bo to przecież slodkie.
Podobnie jest czesto z wlascicielami psow - podbiega do mnie nagle jakis obcy pies - wlasciciel rozbawiony mowi ze on nie gryzie.. Ok ale co z tego.? Ja na szczęście sie psow nie boję ale mozna miec jakąś traumę nie mówiąc o tym, że czesto taki pies skacze na mnie, lize i jestem potem po prostu brudna od błota, opluta, osliniona a dopiero wyszlam z domu. Rozumiem że sie moze zdarzyć, mozna przeprosic ale bez przesady. Przy zwroceniu uwagi że mi to przeszkadza, czesto spotykalam sie wrecz z pretensjami bo przecież piesek sie tylko cieszy. Dobre wychowanie to tez stawianie granic, ktore stanowia poczucie bezpieczeństwa nie tylko dla osob z zewnątrz ale tez dla waszych podopiecznych.
Dziękuje Ci za ten film, otwiera oczy i edukuje. Mam 33 lata, brak dzieci, brak jakiegokolwiek kontaktu z nimi. Takie osoby jak ja chyba zupełnie inaczej odbieraja dzieci niż ktoś kto ma małe dzieci w rodzinie czy sam jest rodzicem. Myślę że jesteś wspaniała mama💝
Też żyłam w przeświadczeniu, że "dzieci są nielubiane", a potem wyjechałam do Skandynawii i okazało się, że to jest polski problem. Mieszkam w Norwegii i dzieci są tu uwielbiane. Od kasjerów w sklepie, przez personel medyczny po zwykłych randomowych ludzi gdzieś w przestrzeni publicznej. W restauracji też zawsze są małe dzieci. Skąd taka różnica między Polską a Norwegią?
o tym samym myślę z perspektywy czech. :)
@AniaGemma A ja z perspektywy Anglii. Pierwszy rok życia mojego syna mieszkaliśmy w Anglii, pierwszy rok kiedy uczyliśmy się samych siebie też, kiedy na przykład dziecko zaczynało mi płakać strasznie w sklepie, bo na przykład zrobiło kupkę, a ja od razu tego nie wyłapałam. NIGDY nie miałam nieprzyjemnej sytuacji tam związanej z byciem matką i życiem społecznym chcąc właczyć w nie mojego syna. Wszyscy obdarzali mnie ciepłem oferując swoją pomoc, czy nastolatkowie czy starsze osoby. Po przeprowadzce do Polski boję sie gdziekolwiek wyjść z synem, bo nie ważne czy jest jakaś trudna sytuacja czy nie i tak od razu słychać w naszą stronę mowę nienawiści. "O bachor wsiada, będzie darł ryja" ostatnio usłyszałam wsiadając do autobusu. Mimo tego, że mój syn jest zakochany w autobusach i przez całą podróż nie wydał z siebie nawet dźwięku, tak byl zachwycony z uśmiechem od ucha do ucha przejażdżką. W Polsce jest przyzwolenie na sianie mowy nienawiści wobec niektórych grup społecznych, w tym też do rodziców z dziećmi. Wszystko pod przykrywką prawa do wyrażania swojego zdania, opini czy poglądów. Ale tak jak ja do nikogo nie podchodzę i nie mówię mu, że nienawidzę ludzi z jakiejś subkultury na przykład to nie powinno się dawać przyzwolenia innym na mówienie, że nienawidzą dzieci. Skąd taka różnica pomiędzy Anglią a Polską - w moim odczuciu z różnorodności społeczeństwa, akceptacji odmienności, poszanowania wszystkich ludzi nie zważając na wiek, kolor skóry, sposób ubieru czy przynależności do jakiejś grupy. Nie ma tam akceptacji na rasizm i nie ma taż akceptacji na sianie nienawiści do słabszych, bezbronnych dzieci i ich rodziców.
Może dlatego, że tam się dzieci wychowuje, a nie chowa
Dokładnie, mieszkałam w Grecji i to samo.
@@velvet_blond smutne to
Wow, idealnie na teraz, kiedy nieprzespałam nocy z obawy na zaspanie do lakarza 🫣 Fantastyczny temat, mocny
Hah, powodzenia podczas wizyty ❤️
Jestem z wielodzietnej rodziny, mam duzo starsze rodzeństwo i w zwiazku z tym mialam okazje przebywac z dziecmi w roznym wieku a jako ciocia opiekowac się nimi. Jestem mega za to wdzięczna, bo wiem, jakie dzieci są, na co nalezy sie przygotowac, że dzieci to wlasnie osobne byty z wyjątkowymi charakterami. Z kolei w rodzinie męża od dłuzszego czasu dzieci nie bylo i teraz, kiedy się pojawily, dorosli naprawdę zdaja sie tego nie widziec. Dwulatek zmuszany do grzecznego siedzenia przy stole, bo przyszli goscie, niepozwalanie na to, by się ubrudzilo, odkrywajac swiat, ciągly lęk, że dziecko sobie cos zrobi chociazby biegając czy też przerazenie i mowienie do dziecka, że jest niegrzeczne kiedy ono placze, bo po prostu nie radzi sobie ze swoimi emocjami. Sądze wiec, ze podejscie ludzi doroslych do dzieci i poczucie akceptacji wobec nich w przestrzeni wlasnie od tego zalezy w duzej mierze, czy z dziecmi mieli doczynienia w zyciu czy nie bardzo. Wg mnie ludzie po prostu boja sie lub czuja niekomfortowo wobec tego, czego nie znaja.
Niestety znam to z autopsji bo byłam późnym dzieckiem. Kiedy się urodziłam to moi kuzyni byli już nastolatkami. Moje wspomnienia z rodzinnych spotkań właśnie takie są: albo wpychanie na siłę placków, soczków, kotletów i ciągłe pilnowanie, żeby mi się nic nie stało, albo nieustanne pretensje o to, że jestem dzieckiem, że nie chce mi się siedzieć z dorosłymi x godzin bez ruchu i słuchać opowieści sprzed trzydziestu lat i pytania dlaczego nie umiem jeździć na rowerze jak miałam 4 lata albo dlaczego nie mam prawa jazdy jak miałam 12 lat czy dlaczego jeszcze nie mam matury jak miałam 14 lat.
Tak, czuć w tym filmie emocje. Zadałam to pytanie 60 paroletniej kobiecie, dlaczego teraz izoluje się dzieci z miejsc publicznych " bo miejsca typu kawiarnie, restauracje są DLA LUDZI i to oni decydują jak chcą by wyglądał nasz świat. Blokowanie emocji jest złe, ale tak samo całkowity brak kontroli jest zły. Załóżmy, że dziecko ma ciężki dzień i coś się stało czy ma całą agresję wyrzucić na Panią baristkę czy np powiedzieć mamie, chcę o tym pogadać że np potrzebuję tego słodyczą bo jestem zestresowany/a. Nikogo nie wkurzy krzyk euforii dziecka, czy nawet chwilowa rozpacz, ale długotrwała agresja już tak. Da się nauczyć nawet 3 letnie dziecko, że dom ma nieco inne zasady niż miejsce publiczne i można sb wyjść na chwilę pogadać i wrócić. Dlatego powinny być takie miejsca jak najbardziej przystosowane do dzieci o ile można by edukacja była jak najwcześniej, ale też nie mamy prawa wymagać by właściciel jakiegokolwiek lokalu brał na siebie odpowiedzialność przystosowania go pod dziecko. Ja np nie wymagam by kocia kawiarnia wygoniła wszystkie koty, bo mam uczulenie na sierść tak samo są specyficzne lokale gdzie jest wrzątek, ogień w zbyt bliskiej odległości, gdzie wystrój nie pozwala. Bądźmy empatyczny w obie strony.
wydaje mi się, że są różnie targetowane restauracje. Nie wyobrażam sobie małego dziecka w restauracji z menu degustacyjnym za 600zł i pairingiem win, albo w steakhousie. Nawet nie dlatego, że dziecko będzie głośne, tylko dlatego, że takie miejsce raczej pełni funkcję rozrywkową dla dorosłych. Jedzenie fancy jedzenia i rozmawianie, nie jest rozrywka interesująca dla dziecka i nic dziwnego, że ono tam będzie się nudziło. Jeśli restauracja jest nastawiona po prostu na zjedzenie jedzenia, dla rodzin, większych grup ludzi - spoko. Dzieci wcale nie są głośniejsze od grupki dorosłych znajomych. W klubach, pubach etc leje się alkohol i w takich miejscach nie powinno być dzieci i bardzo dobrze. Jest dużo seansów dla dzieci i nawet w wielu sieciach są specjalne seanse dla malutkich dzieci, gdzie nie ma tak ciemno i dźwięki sa trochę cichsze - powinno być takich więcej! Ja nie mam problemu z dziećmi, tylko rodzicami, którzy mają w nie wywalone. A dzieci po to są dziećmi, zeby się wyszaleć i nauczyć życia w społeczeństwie.
ja bym powiedziała że restauracja z menu degustacyjnym za 600 złotych to dopiero dzieli społeczeństwo. Przecież ja w tym menu czytam "spadaj stąd biedoto" i naprawdę gybym miała dziecko i gruby portfel to by mnie nikt nie wywalił z owej restauracji :D
W pretty woman była taka scena, gdzie głowna bohaterka weszła do sklepu i sprzedawczynie nie wyobrażay sobie że mogłaby się tam ubierać. W związku z tym główna bohaterka poszła do innego sklepu a sprzedawczynie żalowały pózniej że straciły klientkę....
@@AniaGemma wybacz, ale moim zdaniem porównywanie miejsca, gdzie się leje alkohol i połowa "zabawy", polega na spożywaniu alkoholu, do klasistowskiego zachowania obsługi sklepu z ciuchami jest nietrafione. Jestem bardzo cięta na picie przy dzieciach chociażby piwa, a szampany bezalkoholowe dla dzieci powinny być zakazane. Natomiast w większości takich knajp połowa karty i całej "rekreacji" polega na spożywaniu alkoholu. Takie miejsca nie są dla dzieci i kropka.
Jestem antynatalistą z wykształceniem pedagogicznym. W zwiazku z moim poglądem mam mało wyrozumiałości do rodziców, jak pracowalam w przedszkolu byłam świadkiem wielu sytuacji, gdy rodzice nie wychowywali dzieci ograniczając sie do opieki nad nimi. Żadne rozmowy, z konkretnymi rozwiazaniami nie miały odbicia z rzeczywistości. Kocham dzieci, nie są one niczemu winne, problemem są rodzice, którzy w pierwszej instancji decydują się na nie bez predyspozcji, wiedzy i warunków. I cieszę się, że w końcu ktoś zwrócił uwagę, że posiadanie dzieci jest egoistyczne, a "najlepsze" są sytuacje, gdy rodzice są dzieciofobami w stosunku do cudzych dzieci.
Nie mo©e tego nie zuaważyć, ale ciekawy wybór zawodu. Nie troluje, ale nie trochę mnie fascynuje jak wiele osób z grupy antynatalistów wybiera ścieżkę związaną z dziećmi.
@@AniaGemma dla mnie antynatalizm bierze się z miłości, nie potrafiła bym urodzić dziecka i powiedzieć "proszę, oto świat na który cię sprowadziłam" wiedząc jaki jest on okrutny. Za to pracując z dziećmi mogę starać się, by chociaż dla tych, które już tu są był on bardziej znośnym.
@@AniaGemmaDziwne, zeby nie powiedziec pasywno-agresywne podejscie. Nie pomyslalas ze niektorzy mogli sta sie natalistami WLASNIE po stycznosci z dziesiatkami dzieci i ich rodzicow? .)
Dziekuje za odpowiedz. To bardzo piekne w pewien sposob, bo ja martwie sie tym na jaki swiat sprowadzilam dziecko.
@@abiblabla ciężko mi sobie wyobrazić, żeby ktoś decydował się na tak odpowiedzialny i mało płatny zawód bez ugruntowanych przekonań co do dzieci. Nie przeczę, że nie ma takich przypadków, ale czy w takim razie to jest wtedy prawdziwy antynatalizm, czy tylko niechęć. Sam antynatalizm ma tak wiele warstw, że nie potrafię sobie wyobrazić, żeby jego powodem był sam kontakt z dziećmi i ich rodzicami.
Bardzo ciekawe spojrzenie. Szczerze mówiąc najpierw pomyślałam, że przesadzasz, ale po chwili zastanowienia myślę, że jest w tym sporo racji. Uważam, że strefy bez dzieci to nic złego, ale też z drugiej strony warto aby w takich miejscach jak ulice/komunikacja miejska/galerie handlowe dzieci były jednak lepiej postrzegane. W pracy organizuję różnego rodzaju wyjścia grupowe dla dzieci. Wiele razy spotkałam się ze wzdychaniem czy krzywymi spojrzeniami ludzi w komunikacji miejskiej. I nie chodzi tylko o duże grupy dzieci. Nawet wsiadając z 6 niesprawiającymi problemów dziećmi ludzie potrafią tak reagować. Oczywiście opiekunowi odgrywają tutaj kluczową rolę i należy zwracać uwagę aby dzieci nie przeszkadzały innym, ale są rzeczy, które po prostu leżą w naturze samych dzieci i ludzie też mają z tym problem. Dziecko nigdy nie będzie idealnie cicho, zdarzy się, że podekscytowane jakąś rozmową np. z koleżanką krzyknie czy podniesie głos. Jako opiekun mogę zwrócić uwagę, ale zaraz to i tak się powtórzy 😅 Tak jak mówisz, dzieci czasem płaczą, bo coś je przerasta i czasem trzeba dać im chwilę popłakać, pomóc i spróbować wczuć się w położenie dziecka. Oczywiście rozumiem różne sytuacje, ale chodzi o samą reakcję kiedy wchodzę do autobusu i ledwo otwierają się drzwi a ludzie przez szybę już patrzą się na mnie jakby nadchodziła zaraza kiedy nawet nie wiedzą jak dzieci się zachowają. Ostatnio byłam w pociągu, który stał na peronie przed odjazdem. Mały chłopiec był z tatą, który na chwilę musiał wyjść na zewnątrz pociągu. Chłopak spanikował i zaczął płakać z przekonaniem, że tata zostawił go na zawsze. Nikt z pasażerów nie zareagował. Wszyscy wręcz byli "zmęczeni" płaczem dziecka i narzekali. A wystarczyło chwilę z nim pogadać, trochę skierować uwagę na coś innego i chłopcu było lepiej. Widać taką ogólną znieczulicę na los dzieci
Dotrwałem do połowy i ilość treści pełnych półprawd mnie przytłoczyla. Końcowe pytania wskazują że całość jest kompletnie obok problemu którym jest nieporozumienie dotyczące sensu wychowania. Większość rodziców nie ma żadnego pojęcia o wychowaniu a już prawie nikt o wychowaniu społecznym czy obywatelskim. Wychowanie rozumiane jest jako instynktowna opieka, odchowywanie, dawanie czułości. Czasem ktoś wspomni o wartościach lecz nie istnieje temat wyboru wartości, metody i roli ludzi spoza rodziny. W efekcie chorobą głębokiej dysfunkcji społecznej objęci są już zarówno rodzice jak ich dzieci. Skutki obserwujemy w każdym obszarze rzeczywistości.
uwielbiam generalizacje. Zawsze są bardziej prawdziwe od najprawdziwszej prawdy.
@@AniaGemma jeśli chodzi o generalizację razi mnie używanie określenia "my cośtam" i celowo używam określeń "większość, prawie wszyscy lub prawie nikt".
Dosłownie wczoraj poruszałam ten temat na story, a dzisiaj wrzuciłaś materiał
:)
Pierwszy raz w tym roku bedziemy z mężem w hotelu bez dzieci i to nie znaczy, ze nie szanuję Ich czy nie lubię. Jadąc na wakacje chcę po prostu odpocząć. Niestety duża część rodziców nie zwraca uwagi na swoje pociechy, a One potrafią zrobić piekło osobom w otoczeniu. Nie winię dziecka tylko Rodzica, który na to pozwala. Mój mąż ma autyzm ciezko znosi głośne, tłoczne miejsca. Będąc te dwa dni na wakacjach zamierzamy cale spędzić je na zwiedzaniu wiec chcialabym, zeby chociaz na wieczor i na noc miał możliwość spokojnie odpocząć. Kobiety posiadające dzieci niestety nie potrafią zrozumiec powód, dla ktorych te strefy powstają. Moja kolezanka oburzyla sie slyszac, ze w Anglii mamy mieszkania, w których nie mogą mieszkac dzieci. Skoro w 99% mogą to jaki problem, ze będzie pare osiedli dka osob bez dzieci?
Ale mam mieszane uczucia na temat tego filmu. Ogólnie jestem dość bardzo "dzieciową" osobą, mam dziecko, pracuję z dziećmi, bardzo lubię dzieci, zabieram swoje dziecko w przestrzeń publiczną gdzie uważam że świetnie sobie radzimy (pewnie właśnie dzięki temu że jest przyzwyczajona i nauczona jak się zachowywać) ALE, jak sama powiedziałaś dzieci są głośne i robią dookoła siebie sporo zamieszania i często po prostu jestem tym zmęczona i wolę jak już "sprzedam" dziadkom ten swój Skarb i chcę pogadać spokojnie z koleżanką wybrać miejsce gdzie dzieci nie ma (choćby dlatego że przez pracę jestem przyzwyczajona reagować jak dziecko robi coś czego nie powinno np. biega w miejscu gdzie może tym wywoływać zagrożenie - w kawiarni gdzie ludzie noszą gorące napoje) bo MUSZĘ psychicznie od tego odpocząć. A innego dnia chcę wziąć też tą swoją młodą, z koleżanką wypić kawę, jej kupić kakałko i pokazywać jej jak można ten czas spędzać. I bardzo mnie cieszy takie rozdzielenie tych miejsc bo daje mi wybór. Ale to tylko takie odwołanie do kawiarni/hoteli/restauracji bez dzieci, bo dla mnie też jest oczywiste że w tej ogólnej przestrzeni publicznej (sklepy, przychodnie, autobusy etc.) powinno być więcej empatii i akceptacji dla emocji dzieci i międzyludzkiego wsparcia dla rodziców (i ogólnie ludzi)
Jest to ważny temat. Tak jak większość komentujących zwraca tutaj uwagę, że najgorsi w tym wszystkim są rodzice, którzy mają po prostu wywalone na to, żeby to dziecko uczyć i wychowywać. Po to wychodzi się z dzieckiem w przestrzeń publiczną, żeby uczyć odpowiednich zachowań. Jako młoda dziewczyna praktycznie musiałam wychowywać mojego 15 lat młodszego brata i będąc ze mną w różnych sytuacjach potrafił się zachować. Od tego też ja byłam obok, żeby go nauczyć, pokazać i ewentualnie wesprzeć w nowej sytuacji. Nie miałam nosa wklejonego w telefon.
Więc problemem są rodzice i nie poradni opiekunowie. A drugi problem, ale to już mój osobisty problem, przez który dzieci unikam to to, że jestem WWO szczególnie bardzo czułą na hałasy. Czasami do tego stopnia, że stukajacy, drący się i biegający dzieciak, który robi przeokropny hałas dookoła siebie potrafi wywołać u mnie wstęp do ataku paniki. Podziękuję za takie nieprzyjemności. Ale tak jak wspomniałam to jest mój osobisty powód, ale uniwersalny to są ci nieudolni rodzice..
Fajnie zacząć dzień od takiej rozkminy, dzięki!
Dzieki ❤️
Ja jestem lepszym człowiekiem i zdecydowanie dobrą matką dzięki poznaniu komunikacji bez przemocy. To oraz książki z Wydawnictwa Natuli („Jak zrozumieć małe dziecko” i inne) to sedno mojego rodzicielstwa bliskości.
swietne maja ksiazki :)
Raising good human and explosive kids bardzo mi pomogło. Mam tak zwane dziecko z silnym charakterem, ciężkie w negocjacjach i naprawdę nawet rady „super niani” nic nam nie dawały.
Ważny film!
Niestety dzisiaj spora część rodziców zdaje się nie wiedzieć czym jest socjalizacja.
W latach 50 to dorosły był w centrum i dorosłych słuchano. Dziecko odzywało sie gdy zostało o coś zapytane, a gdy było zbyt małe by zrozumieć te zasady to siedziało z opiekunka i nie było zapraszane do dorosłych. Teraz nastał nowy trend i rodzice zabierają dzieci w miejsca publiczne i wmawiają sobie, że te mają cokolwiek sensownego do powiedzenia. A te dzieci zamiast wnosić coś do życia społecznego zachowują się głośno i często nieodpowiedzialnie (słynny temat wbiegania na kelnera z gorącym daniem). Dlatego mylisz się, że teraz coś się zmienia. To w latach 2000 powstało pewne odchylenie, które teraz wraca do normy.
Tęsknię za tymi czasami, tak szczerze...
Tesknisz za czasami gdy nie mialas opcji objac kierowniczego stanowiska tylko ze wzgledu na pleci gdy nie moglabys pojechac gdzie chcesz kiedy chcesz? i w ktorych nie zylas wiec widzisz je w zromatyzowanej formie ktorajest nieprawdziwa?
Ja nie mam problemu z emocjami dziecka. Ale w momencie, w których one wchodzą na pewien poziom decybeli, to zaczynam być na skraju załamania. Jestem strasznie czuła na pewne dźwięki i po prostu po 3 minutach słuchania wysokiego pisku, cały dzień jestem rozstrojona albo kończę z takim bólem głowy, że nic już nie będę mogła zrobić danego dnia z przebodzcowania. 🥺 Płacz zniosę, nie mam problemu, w końcu dzieci też mają emocję. Ale ten wysoki pisk... Wariuje, słysząc go, czuję jak mózg mi płonie. ;_;
To jest Twój problem. Mnie denerwuje dźwięk aut na ulicy, zwłaszcza motocykli, więc mam zakazać ruchu ulicznego? Albo okazywać nienawiść kierowcom?
@@moonyxa7711 a czy ja gdzieś napisałam, że chcę żeby dzieci się zamknęły? Ogarnij się człowieku. Wiem, że to mój problem.
@@wiktoriawolko7578 a jak wiesz to znakomicie. Bo wcześniejsza wypowiedź stwarzała wrażenie, że masz się za wyjątkowy płatek śniegu. Fun fact: nikt nie lubi hałasu i nawet rodziców boli głowa od krzyku czy płaczu własnego bobasa, ale taki jest świat.
@@moonyxa7711 To jest problem tych, które rozłożyły nogi, a nie jej
Rozumiem Cię doskonale. Mam podobny problem. I nie widzę powodów dla których obcy, głośny człowiek ( mały czy duży) miałby bez umiaru zakłócać moją przestrzeń.
Nie przeszkadzają mi dzieci w restauracji, jeśli są grzeczne i nie wydzierają się. Niestety bardzo często rodzice nie reagują na takie sytuacje. Mam wrażenie, że niektórzy rodzice są bezmyślni i egoistyczni. Leciałam kiedyś samolotem, był to lot 11-godzinny. Była tam też rodzina z bardzo malutkim dzieckiem, piło jeszcze mleko z butelki. Płakało przez 4 godziny bez przerwy. Rodzice powinni zdawać sobie sprawę, że taki maluch nie prześpi tak długiego lotu w całości, że może być tym zmęczone i płakać. Nie byłam wtedy wściekła na dziecko, tylko na jego głupich rodziców. Dziecka mi było nawet żal, że jego rodzice to tacy egoiści, że narażają je na taki dyskomfort, bo muszą wygrzać swoje dupy w ciepłych krajach podczas zimy w Polsce i latać na drugi koniec świata.
Ok, czyli rodzice mają zamknąć się w domu do ukończenia 8 lat dziecka, żeby nikomu nie przeszkadzali :D A w sumie skąd wiadomo, że oni wiedzieli, że dziecko będzie źle znosiło podróż? A co, jeśli poprzednia podróż była ok, a taki płacz wystąpił pierwszy raz? Wg mnie Za mało danych, za dużo wyzywania od głupich i bezmyślnych.
Skąd wiesz, że to wakacje, a nie wizyta u rodziny?
Kurde, no nie odważyłabym się z bobasem lecieć samolotem. Dla mnie to męczące i trochę stresujące, ale wiem, o co w tym chodzi. No co innego jakieś nieodwołalne, niepomijalne konieczności, ale tak z własnego egoizmu, to never ever.
@@kubuspuchatek2950nigdzie nie napisałam, że jest potworem, daleka jestem od takich osądów. Widzisz, ja nie lubię głośnych motorów, czy mogę dyskryminować motocyklistów? Raczej nie. Często też w restauracjach są grupki znajomych, którzy głośno dyskutują i się śmieją, czy można zakazać im wstępu? Raczej nie. Ale na tym polega życie w społeczeństwie, że nie zawsze sytuację są komfortowe. I oczywiście, że jest różnica między nastolatkiem, który robi coś specjalnie bo jest świadomy tego, jak działa świat i że można egzekwować od niego stosowne zachwianie, ale dwulatek musi dopiero nauczyć się, jak ten świat działa. A żeby miał się gdzie tego nauczyć, to nie można go wykluczać.
Bardzo ciekawy odcinek, otwierający oczy na problemy, o których młodzi, bezdzietni dorośli mogą nie mieć świadomości.
Nie mam problemu z samymi dziećmi, są dziećmi, ale fajnie jakby rodzice jednak je wychowywali, często spotykam się z sytuacjami gdzie rodzic woli patrzeć w telefon niż zająć się dzieckiem. Dziecko przestaje płakać jeśli rodzic robi cokolwiek w tym kierunku, ale często rodzic nie robi zupełnie nic, bo "to tylko dziecko"
Cieszę się z tego filmu i jestem zaskoczona że większość komentarzy prezentuje właśnie to niezrozumiałe dla mnie podejście które omówiłaś w filmie. Nie mam dzieci, ale staram się spędzać dużo czasu z ludźmi którzy mają dzieci bo uważam, że nic mnie w życiu tak dużo nie nauczyło o byciu człowiekiem jak przebywanie z maluszkami w lepszych i gorszych momentach.
Mam wrażenie że nasz społeczny strach przed dziećmi i unikanie ich jest spowodowane ich bezkompromisową szczerością. W świecie w którym chcemy mieć poczucie całkowitej kontroli nad tym, jak ludzie nas widzą, co ludzie widzą i w jaki sposób to odbierają myślę, że ta czystość i szczerość dzieci jest po prostu już nieznośna i nienaturalna dla społeczeństwa. A czuję, że powinniśmy ją naśladować i czerpać z niej życie na całego.
A co w przypadku np kocich kawiarni? Według mnie powinna to być strefa z zakazem wstępu dla dzieci ponieważ większość dzieci nie wie jak postępować z zwierzętami przez co że są zbyt ciekawskie np podnoszą kota mimo iż to kest zabronione, płacz/krzyk dziecka również jest stresem dla kota. Dodatkowo rodzice usprawiedliwiają swoje dzieci "ale to tylko dziecko i nie wie co robi"
Lokale profilowane wg mnie zakladaja nalozenie silnych norm co do zachowania i nie widze w tym problemu. Tak jak kawiarnia o ktorej wspominam w widoe jest mscem do pracy i chodzilam tam z dzieckiem tylko kiedy spalo aby nie przeskzadzac innym. Jednak poniewaz bylo realnym dla mnie siedziec tam i pracowac ze spiacym dzieckiem i potem gdy dziecko sie budzilo po normalnnym wg mnie bylo albo poszanowanie ciszy albo wyjscie to ciekawym jest dla mnie zalozenie ze w takich miejscach dzieci ma nie byc. Czy tylko dlatego ze kilku rodzicow nie potrafi poszanowac norm wszyscy maja byc wykluczeni? Co prawda komemtarze sugeruja ze problem dotyczy wiekszej ilosci ludzi, ale tez zdajac sobie sprawe z tego ze jako ludzie mamy tendencje do zapamietywania wydarzen negatywnych to troche mysle ze jednak problem z rodzicemi ktorzy nie zwracaja uwagi na dzieci nie jest az tak powszechny... ale moze to tylko tu gdzie ja jestem.
Jest już pare komentarzy, ktore opisują to co chce powiedzieć, ale napisze tez od siebie. Problem nie są dzieci, a rodzice, ktorzy niereagują, byc może ze zmeczenia być może z przyzwyczajenia. Kazdy jest w jakis sposob wyrozumiały jak dziecko zacznie płakać bo sobie cos zrobi lub chce do domu, tylko ta wyrozumiałość ma swoje granice i nie dlatego, że ludzie sobie nie radza z tym ze dziecko jest smutne tylko im wiecej bodźców z srodowiska tym ciezej skupić sie na własnych potrzebach jak odpoczynek przy kawie, rozmowa czy czytanie.
Z ciekawości chciąłm zapytać czy masz dzieci. Zgadzam się rodzice którzy nie wychowują dzieci są irytujący.
@@AniaGemmaja dzieci nie mam, ale bardzo je lubię jezeli to coś zmienia, miałam też często z nimi kontakt w i wiem że co dziecko to inny temperament,, ale podsumowując obecność dziecka w restauracji mi nie przeszkadza, przeszkadza mi brak reakcji rodzica, czasem sama zwrócę uwagę dziecku które moim zdaniem źle się zachowuje,i odziwo prawie zawsze to pomaga, rodzic jedynie przytakuje, tak słuchaj Pani, pytanie czy rodzic był przyzwyczajony do takiego zachowania i niereagowal, bo dziecko jak najbardziej rozumie jak mu się coś powie ale może obcych bardziej się "boi"
Nie podoba mi się ta generalizacja w filmie, że WSZYSCY nie znoszą dzieci, bo są gorsze od dorosłych itp. Może jest to dobra okazja to zrobienia materiału o współczesnym rodzicielstwie? Do sposobów wychowania dzieci? Przedstawiłaś "problem" ze strony rodzica, całkowicie pomijając głos bezdzietnych. Nie wiem w jakim kraju żyjesz, ale żyjąc w PL w mieście ok 200 tys, ciągle spotykam dzieci.
W sklepach, restauracjach, galeriach handlowych. W moim świecie nie ma dzieciofobii, jest za to dzieciomania.
Dzieci są traktowane jak przysłowiowe "święte krowy". Nie można do nich mówić, zwrócić uwagę, nie daj Boże skarcić. I nie mam pretensji do dzieci, absolutnie nie! Nie mam braków w relacjach międzyludzkich, nie jestem straumatyzowana, nie mam zaburzeń poznawczych. Mam za to problem z rodzicami tych dzieci. To, że dzieci są dziećmi i dopiero się uczą jest ok, dla mnie to normalne i zrozumiałe. Ale to jak rodzice hodują te dzieci zamiast je wychowywać, spotykam na co dzień. Piski i krzyki to nie jest szczyt góry lodowej, ostatnio przechodząc obok placu zabaw oberwałam całą łopatką piasku wyrzuconego w powietrze, łącznie z kamieniami. Czy nawrzeszczałam na dziecko? Nie. A co robiła mama w tym czasie, gdy dziecko wyrzucało łopatką piach? Siedziała z nosem w telefonie. Zwróciłam uwagę mamie, że jej dziecko rzuca piachem w ludzi naokoło i co usłyszałam: sorry, to tylko dziecko. Myślę, że każdy z nas spotkał się z takim zachowaniem.
I tak jest w każdej przestrzeni społecznej. Od dorosłych wymaga się porządku, empatii, szacunku, a dzieci mogą robić co chcą, bo są "tylko dziećmi". To nie z dziećmi jest problem, tylko z ich rodzicami, którzy nie wychowują dzieci do życia w społeczeństwie.
Nadużyciem jest wrzucenie do jednego worka przestrzeni społecznej nie dla dzieci i osób z niepełnosprawnością np. ruchową.
Przepraszam, za porównanie, bo jest wiem, że jest mega słabe, ale: ostatnio poszliśmy większą grupą do restauracji. Parę stolików dalej, siedziała rodzina z dziećmi i ... wielkim psem pod stołem. Dzieci były dziećmi, ale zachowywały się normalnie, a ten wielki pies co jakiś czas wyłaził spod stołu i szczekał. Wśród nas była osoba ze straszną alergią, ale też psią fobią. Zaczęła od razu kichać, smarkać, musiała wyjść z restauracji. Dopiero gdy ludzie na około zaczęli zwracać właścicielowi psa uwagę, że ten szczeka, piszczy i się wyrywa, zainterweniowała obsługa knajpy prosząc rodzinę o uspokojenie psa. Nic się nie zmieniło. Następnie zaproponowano rodzinie z psem przejście do stolika na zewnątrz do ogródka. Nie byli zadowoleni, rzucili parę przykrych uwag do kelnerki i z łaską wyszli na zewnątrz.
Czy to źle świadczy o dzieciach, psie? Nie, to wina właściciela, że miał w dupie innych ludzi i wszedł na salę z wielkim psem do pasa i upchnął go pod stołem.
Wykluczające miejsca nie powstałyby bez zapotrzebowania klientów. Z jakichś powodów takich miejsc jest coraz więcej: restauracji, kawiarni, hoteli.
Z mojej perspektywy rodziny z dziećmi są uprzywilejowane: pierwszeństwo w kolejkach, miejsca na parkingach, zniżki za dużą rodzinę i benefity socjalne.
A co dla dorosłych bezdzietnych? Nawet uwagi rodzicom zwrócić nie można, że ich dziecko przysłowiowe "drze ryja", bo zaraz agresywne odzywki, że do dziecka się czepiam.
Jeszcze raz podkreślam: to nie z dziećmi jest problem, problem jest z bezstresowo wychowywanymi dziećmi i ich niezaangażowanym rodzicami.
Więc jeśli lecę gdzieś na wakacje, wydaję parę tysięcy złotych i mam do wyboru resort dla wszystkich vs. resort tylko dla dorosłych, wybiorę tą drugą opcję.
PS a wszystko sprowadza się do generalnego brak empatii i roszczeniowości w społeczeństwie. Seniorzy nie cierpią młodzieży i dorosłych, bezdzietni psioczą na dzieci, psiarze nie cierpią kociarzy, a dzieciaci są marginalizowani itd itd. O ile łatwiej żyłoby się wszystkim gdybyśmy wyjrzeli poza koniec własnego nosa...
A czy kuoujesz w nestle i mars?
@@AniaGemma oj nie idźmy w tę stronę w dyskusji, domyślam się do czego pijesz. Przejrzałam kuchnię i jedyne co znalazłam od Nestle to stare, przeterminowane kakao Nesquick i Maggi w płynie. Słodycze jeśli już to tylko polskie. Idąc szeroko mam też puder z miką. Czy zgadzam się z pracą dzieci w fabrykach? Nie, absolutnie nie! Ale czy mogę przekonać rodziców tych dzieci, aby nie wysyłali swoich potomków do niewolniczej roboty?... Problem nierówności na świecie jest ogromny, ale co to ma wspólnego ze strefą bez dzieci o której mówiłaś w filmie? Tym, że wszyscy nie chcą dzieci wokół siebie?
Moim zdamien najcześciej problemem są rodzice, kórzy nie powinni mieć dzieć, patrząc na to, jak je wychowują. Przykład z pierwszy z brzegu - pociąg (miejsce publiczne) matka usiadła z córką (około 6/7 lat) za mną i podczas jazdy dziecko kopie mi w tył fotela. Zero reakcji ze strony matki i zainteresowania, patrzy w telefon i w ogóle nie reaguje na zachowanie SWOJEGO dziecka. Nie wiem czy to ma związek z jakąś nabytą odpornością na takie zachowania, ale moim zdaniem powinny być jakieś testy psychologiczne sprawdzające gotowość na posiadanie dziecka. Niestety w przestrzeni publicznej spotykam tylko takich rodziców - i tłumaczenia ,,to tylko dziecko". Dziecko to też człowiek i spróbuj mu wytłumaczyć, że nie powinno tak robić. Nie zrozumie za pierwszym razem to tłumaczysz do skutku, to ty powołałeś dziecko na świat i masz brać za niego odpowiedzialność. A jeszcze tylko się odezwij , żeby z łaski swojej popatrzył na dziecko, to obraza majestatu. Nie mam problemu z tym, że dziecko płacze i krzyczy mam probelm z rodzicami niereagującymi.
Sama nie przepadam za dziećmi, ale dziękuję za film. Bardzo dobry materiał :) Ciekawe spojrzenie na temat. Terez uświadomiłam sobie, że mam 30 lat i nie miałam dziecka na rękach od 25-20 lat (wcześniej młodsza siostra). Ale z dzieciakami do czynienia miałam sporo... Bo pracowałam w sklepie z zabawkami przez dwa lata. Dzieci pracujące w fabrykach rozdzierają moje serce...
Ja jestem autyztykiem i łatwo się denerwuję na krzyk dziecka ...ale nie wyobrażam sobie komentowac owych dziecki tekstami "ja to bym rzucila tym dzieckiem o ziemie". Nie chce miec z nimi kontaktu to staram sie unikac. I tak moim wiekszym problemem są rodzice nie zwrajacy uwagi co dziecko robi. Dziecko samo z siebie nie bedzie wiedzialo, ze jazda po waskich alejkach sklepowych hulajnoga jest zła (moze na kogos wpaść i zrobic mu tym krzywde), a to powinien przekazac rodzic.
Więc podsumowujac mozna nie lubic dzieci, ale je szanowac i rozumiec,ze jego placz po np. Wywaleniu sie z rowerka jest normalny bo tez to robilismy.
dokładnie, można kogoś nie lubić ale go szanować!
Jeszcze dodam,że niestety, alw przez innych rodziców z moją mamą omijamy wydarzenia dla dzieci (młodsze rodzeństwo) bo miałam wieeele nieprzyjemnych sytuacji gdzie rodzice pokazali, że dla nich ich dziecko jest psem.
Np. Dziecko na pokazie bajkowym na polanie, choć były toalety tak z metr od mojej nogi sikało na kucaka bo mamusia tak zarządziła. Do okola z 80 ludzi. Więc to jest serio przykre, że nawet niektórzy rodzice nie szanują swoich dzieci w tak podstawowych sprawach 😢
Muszę przyznać, że to wideo otworzyło mi oczy na kilka kwestii związanych z dziećmi, np. nigdy nie rozważałam tego, że dziecko dopiero uczy się swoich emocji, czy, że to co je spotyka w danym momencie dzieje się pierwszy raz w jego życiu i reakcje maja prawo być przesadzone, niemniej jednak mam wrażenie, że rodzice tak bardzo skupiają się na tym żeby dziecko uciszyć, że kompletnie nie uczą go radzić sobie z napotkaną sytuacją czy uczuciem. Przykre realia życia w Polsce gdzie każdy każdego pochopnie ocenia. Z drugiej strony nie wydaje mi się, żeby tworzenie obiektów usługowych nie przeznaczonych dla dzieci było czymś złym, przecież są już takie miejsca np. z małymi dziećmi nie wejdzie się do kociej kawiarni, papugarnii, czy małpiego gaju, bo jest to dla nich niebezpieczne. Uważam, że jeśli ktoś chce w danym momencie przebywać w otoczeniu w którym, nie ma dzieci to ma do tego prawo i nie czyni to z niego dzieciofoba, oznacza to że w tej chwili ma taką potrzebę i fajnie że może ją zaspokoić. Myślę, że Twoja opinia na ten temat to już trochę wpadanie ze skrajności w skrajność. Mam nadzieję, że mnie za to nikt nie zjedzie, ale kiedy nie chce przebywać w otoczeniu palaczy, czy osób pijących alkohol to idę w miejsce gdzie nie można palić czy tam gdzie nie podają alkoholu i nie chodzi mi o porównania dzieci do picia czy palenia, ale o to, ze wybór jest prawem. Z trzeciej strony myślę, że to, że ktoś chce wyjść z domu nie oznacza, że chce wyjść do ludzi, czasem chce po prostu wyjść z domu i jakie mamy prawo kazać mu w tym domu siedzieć jeśli jest np. introwertykiem, czy osobą wrażliwą sensorycznie oni też maja prawo korzystać z życia w sposób, który ogranicza jego uciążliwość, czyli wybieranie miejsc gdzie ludzi jest nie wielu, albo tam gdzie jest gwarancja, że nie ma z natury głośniejszych dzieci.
Mnie fascynuje potrzeba zaznaczenia ze dzievka ma nie byc a nie miejsce gdzie go nie bedzie. Jest mnustwo miejsc nie dla dzieci i to jest ok, ale glosne oznajmianie, gdy nawet nientrzeba bo wystarczy aby lokal byl niedostosowany i juz dzieci nie przyjda, jest dla mnie ciekawa manifestacja... i sama nie wiem czego
Największym problemem są tu rodzice, dla których liczy sie tylko "ich bąbelek" a reszta świata może sie wypchać. I niestety przemawiasz właśnie z pozycji takiego rodzica. Mówisz o przestrzeni publicznej - jak sugeruje nazwa jest to przestrzeń, gdzie WSZYSCY mają takie samo prawo przebywać. Jeśli chesz wychowywać swoje dziecko, rób to w domu, szkole lub na placu zabaw - tą są miejsca odpowiednie dla krzyków, biegania itp. W przestrzni publicznej inni ludzie mają prawo do spokoju i ciszy i naprawdę nie świadczy o nich źle fakt, że nie chcą słuchać wrzasku lub płaczu twojego dziecka. Może ktoś ma ataki paniki, PTSD, depresję, nerwicę, może ktoś zwyczajnie jest zmęczony lub nie lubi hałasu (a krzyk jest najbardziej działającą na nerwy formą hałasu gdyż uruchamia prymitywne mechanizmy lękowe). Może są tam osoby starsze, które taki wrzask może bardzo zdenerwować, nawet pozbawić zdrowia... Trochę empatii nie zaszkodzi. Oczywiście, twoje dziecko jest dla ciebie teraz najważniejszę, ale wciąż żyjesz między innymi ludżmi.
Jak słucham tych opinia ty zastanawiam się czy my żyjemy na tym samym świecie?
Najgłośniejsi, robiący najwięcej afer i problemów w przestrzenie publiczne to osoby dorosłe. Idąc tym durnym tokiem myślenia powinniśmy wykluczyć połowę społeczeństwa. Wytłumacz mi jak w takich Włoszech dzieci są wszędzie, w restauracjach, miejscach publicznych. Zachowują się tak samo jak polskie dzieci. A we Włoszech czy Turcji ludzie nie traktują ich z taką pogardą jak w Polsce? Bo jak dla mnie problemem jest ty nasza mentalność która uważa, że tylko JA jestem ważny w każdej przestrzeni i jak łatwo wszystko co źle zwalić na grupę społeczną która nie może się bronić.
@@gadziegardo7588 Chyba jednak nie żyjemy na tym samym świecie ;)
@@antifleshnimbus4785 To na pewno. Ja nie dzielę grup społecznych na lepsze i gorsze :).
@@gadziegardo7588 Ale widać dzielisz ludzi na dobrych i tych "złych egoistów", tylko dlatego że chcą spokoju :) Odrobina empatii by nie zaszkodziła, serio :)
@@antifleshnimbus4785 Tak jak napisałam wyżej czym różnią wykluczanie dzieci od wykluczania np niepełnosprawnych.
No i absolutnie wykluczenie dzieci np na spektrum które też potrzebują specjalnych warunków. Ale kto by się nimi przejmował zwłaszcza, że często są "niegrzeczne" i przeszkadzają dorosłym. To ta wielka empatia.
Bardzo Ci dziękuję za ten film! Zgadzam się z każdym słowem! Zanim zostałam mamą też myślałam że dziecko da się bardzo łatwo ujarzmić w przestrzeni publicznej i wszystkiemu winni są rodzice. Ale rzeczywistość wszystko zweryfikowała 😅 choćbym nie wiem jak się starała moje dziecko będzie wydawało jakieś dźwięki. Dwu czy trzy latek nie może pojąć swoim małym umysłem czemu nie można krzyczeć na ulicy,albo w sklepie i dlaczego to przeszkadza innym. Staram się tłumaczyć mu wszystkie te zawiłości życia w społeczeństwie, ale niestety trafiam na pewne ograniczenia… na szczęście mój synek jest bardzo wygadany i ma śmieszne odzywki więc zwykle wzbudza uśmiech zamiast irytację 😆
Druga sprawa według mnie to właśnie wykluczenie społeczne matek… tak naprawdę dopiero gdy urodziłam dziecko i miałam ogromne trudności żeby w ogóle poruszać się po mieście z wózkiem zrozumiałam na czym polega feminizm i że naprawdę jest o co walczyć. Dużym problemem moim zdaniem są też restauracje i brak kącików dla dzieci i w ogóle miejsc dla rodzin. Jak można się dziwić, że dzieci nie mogą usiedzieć na miejscu w knajpie, gdzie nie ma dla nich nic ciekawego, bo nikt nie pomyślał o kącie do zabawy. I oczywiście mogę zrezygnować z posiłku albo łazić jeszcze godzinę i szukać tego miejsca z kącikiem zabaw, ale nie zawsze jest to możliwe, życie nie jest zero jedynkowe. Mieszkam w małej miejscowości i w lato nie mamy nawet gdzie pójść na porządny plac zabaw, nie mówiąc już o jakiś restauracjach czy miejscach dostosowanych do dzieci😒 mam wrażenie, że bycie mamą czy tatą jest i tak strasznie trudne (bo często rodzice są z tym po prostu sami, nie mają żadnej pomocy), a ludzie naokoło i cała ta niedopasowana infrastruktura po prostu jeszcze bardziej dowalają 😞
Witaj, siostro, moja historia jest bardzo podobna. Też zupełnie mnie nie śmieszą teksty o 'madkach' etc od kiedy sama mam dziecko i widzę jak młoda matka na każdym kroku jest oceniana, wykluczana z życia społecznego i upupiana przez instytucje publiczne - fenomenem jest że po narodzinach dziecka w szpitalu nie czułam się jak dorosły, rodzic, tylko pomimo 30 lat na karku byłam przez lekarzy traktowana jak organ do dawania mleka dziecku, żadnego poczucia sprawczości, podmiotowości. Może kiedyś było podobnie, ale kobiety pewnie łatwiej się organizowały chociażby dlatego że każda miała dziecko więc jedna drugą rozumiała.
@@marthalynx7941 dokładnie to samo przeżywałam w szpitalu 😣 na dodatek rodziłam w pandemii i wspominam to jako jeden wielki koszmar. Opieka około ciążowa i traktowanie dzieci i matek w szpitalach też w tym kraju leżą i kwiczą…
Pracując wiele lat w różnych kawiarniach, moje doświadczenie z bąbelkami w lokalach gastronomicznych nie jest najlepsze. I niestety chodzi głównie o koszty. Kiedy pojawia się rodzic z małym dzieckiem, zwykle coś się stłucze lub rozleje. Rodzice oczekują, że podamy napój w temperaturze odpowiedniej dla dziecka (nie takiej jak dla regularnych klientów), proszą o specjalne naczynie, z którego dziecku będzie wygodniej pić lub po prostu bo dziecko zobaczyło kolorowy kubeczek i chce taki (bo z regularnej filiżanki nie umie jeszcze korzystać), a i tak po 5 minutach proszą o serwetki bo niestety coś się rozlało. Kiedy ruch jest duży, nie ma możliwości wszystkiego dokładnie posprzątać (i nie jest to przetarcie blatu jak po regularnym kliencie). Bardzo często rodzice próbują też ukryć szkody, czyli np. chowają fotel zalany gorącą czekoladą, a obsługa znajduje go jakiś czas później, kiedy wszystko jest już zaschnięte i trzeba kupić nowy lub oddać go do profesjonalnego czyszczenia. I niestety, z mojego doświadczenia, rodzice bagatelizują sytuację tłumacząc, że to przecież tylko dziecko, "wie pani jak jest", są przemęczeni i sfrustrowani sytuacją, więc zwykle trzeba traktować z taryfą ulgową, aby nie wejść przypadkiem w sprzeczkę.
Najlepszy moment tego video: „ nie słuchamy dzieci, nie zwracamy na nie uwagi...” a w tle płaczące dziecko xD
On sobie gadal, lol
Mam zaburzenia sensoryczne i bardzo intensywnie raguje na dźwięki. Nie można usprawiedliwiać swojej nietolerancji na dzieci zaburzeniami.
Mam zwierzaki i drażnią mnie niektore dźwięki, ale nie powoduje to ich izolazji ze mna i nie oczekuje tego od calego otoczenia, że pies czy kot nie moze sie przy mnie myć bo mój uklad nerwowy nie moze sobie poradzić z dźwiękiem, czy dziecko nie moze płakać bo z nerwów sama zaczne płakać razem z nim 😂
Bądźmy ludźmi i traktujmy wszystkich z szacunkiem i nie patrzmy tylko na siebie ❤
Mega dziękuję za ten materiał. Poruszasz niesamowicie wazne kwestię i ciesze się, że moglam poszerzyć moja perspektywę ❤❤❤
Widziałam komentarze o tym, że dzieci nie powinny mieć wstępu do muzeów czy galerii sztuki. W Barcelonie widziałam gigantyczną wycieczkę przedszkolaów uczonych o sztuce kościelnej w stylu romańskim. U nas nikt by na to nie wpadł.
Ja myślę, że jakby ludzie którym tak bardzo przeszkadza obecność dzieci nie roztrzasali tego tak bardzo, to może by im się poprawiło. Wydaje mi się, że ten incydentalny kontakt z niegrzecznym dzieckiem powinien tym pozostać- nic nie znaczącym incydentem. Są ważniejsze sprawy na które można spożytkować energię😊
Piękne! 😍
Kurde. Jak ide do restauracji to chce odpczac po dniu, ktory mnie przebodzcował roznymi sytuacjami, nie chce gotowac, a zjesc cos dobrego, zrelaksowac sie... dzwieki dzieci, jakkolwiek naturalne by nie byly, sprawiaja, ze mam ochote uciekać. Tak samo kiedy jade na wakacje i celowo wynieram miejsca na uboczu, nie chce, zeby dzieci przeżywaly swoje emocje w zasiegu moich uszu.. ich chaotyczność mnie przeciaza. Wg mnie dzieci powinny byc w miejcach dla nich przeznaczonych i tam niech sie dzieje co chce. Nie ma co udawac, ze interesy doroslych swiadomie decydujacych sie na bezdzietnosc, ktorych jest coraz wiecej, da sie pogodzic z ludzmi świadomie decydujacymi sie na rodzicielstwo. Nie da sie. Niestety trzeba pogodzic sie z pewnego rodzaju poswieceniem i zaakceptowac ostracyzm społeczeństwa, jesli zdecydujemy sie zyc z dzieckiem w świecie tak jakby go nie bylo, zeby zachowac wszystkie przywileje ludzi bez dzieci. Cholernie trudny temat. Sama siebie nie lubie za to co piszę.. ! Takze przepraszam wszystkich rodzicow. Bezdzietna lambadziara po 30.
hm rozumiem. Ale jak to jest z tymi innymi dźwiękami? W sensie ludzie gadają, ktoś pijany krzyczy, talerze brzęczą, komuś dzwoni telefon i odbywa głośną rozmowę. Czy może wybierasz secyficzne miejsca gdzie nie ma ludzi?
A mi się wydaje, że jednak jest różnica. Inne dźwięki jak brzęczenie talerzy, przyciszone rozmowy, samochody itp. zlewają się z tłem na tyle, nie wybijają się za natto. Natomiast krzyki... Czy to dziecięce czy pijackie już nie. To jest zwyczajnie nie przyjemny dźwięk, który tak może przeszkadzać, bo jednak się wybija poza "skalę tła"
@@AniaGemma staram się wybierać miejsca, które nie mają udogodnień dla rodzin z dziećmi takich jak foteliki, kąciki, place zabaw itp. Właśnie dlatego, żeby zminimalizować ryzyko zlasowania mózgu, kiedy dzieci przeżywają swoje dziecięce emocje. To jedyne co mogę świadomie wybrać i chciałabym mieć taką możliwość. Dzieci wchodzą na takie wibracje i takie decybele, że ciężko je porównać z rozmowami, klaksonami i innymi dźwiękami tła. To coś zupełnie innego. Są też w swoich emocjach totalnie nieprzewidywane, co jest ich świętym prawem. Jestem za tym, żeby dzieci uczyły się ze świadomymi rodzicami jak odnaleźć się w społeczeństwie, ale powinny być wydzielone przestrzenie, gdzie ludzie mają prawo wybrać i nawet dopłacić za ekskluzywnosc i spokój. Restauracje, hotele, jakieś strefy rekreacji.. trudno oczekiwać od kawiarni czy poczekalni w przychodni, że nie będzie tam dzieci. Między innymi, dlatego, kiedy moge nie korzystam z publicznej służby zdrowia, a zamiast kawy w kawiarni pije ją na tarasie, w domu lub restauracji bez udogodnień dla dzieci. Wzajemnie się szanujmy. Tyle i aż tyle.
@@kandarayun totalnie mam tak samo, krzyczący pijak to dla dla mnie ta sama skala wkurwienia mózgu co krzyczące chaotyczne dziecko. Oczywiście, później dochodzi do głosu empatia i jakieś zrozumienie dla dziecka, ale jednak fizjologiczna odpowiedź układu nerwowego jest w pierwszej chwili identyczna.
Rozumiem, choc jak mowie w wideo jest tak olbrzymia ilosc miejsc gdzie rodzice z dziecmi nie chodza, ze dziwi mnie potrzeba kolejnych. Od wykluczenia dzieci do powrotu wykluczenia kobiet jest krotka droga. A w Pl jestesmy na drodze do odbjerania kolejnych kobiecych praw...
Ludzie mieli dzieci, bo nie było antykoncepcji. Jeśli mamy głęboką potrzebę opieki nad jakimś stworzeniem to pies, kot, królik jest o wiele bardziej optymalnym rozwiązaniem niż dziecko. Ludzie mają dzieci bardziej z "przyzwyczajenia" niż z racjonalnych przesłanek.
Oburzanie na to że dzieci pracują, świadczy od oderwaniu się od rzeczywistości. A rzeczywistość jest taka że w wielu krajach 3 świata nie pracujące dzieci są często skazane na głód i porzucenie. Przecież nikt nie posyła swoich dzieci do pracy z kaprysu.
Świetny film! I pisze to mama dwójki: 3latki i 3 miesięcznego bobasa. Dałaś mi dużo do myślenia, fakt, że wychodzenie do miejsc publicznych bez dzieci jest po prostu dla nas wygodne, ale jak te dzieci mają się nauczyć funkcjonowania? Dzięki Ania 👌
pozdrawiam!
@@Swirl_Girl w ogóle nie taki cel był mojego komentarza, chodziło mi o autorefleksję i wyjście spoza strefy mojego komfortu. Właśnie o to żeby się przełamywać za każdym razem jak muszę gdzieś wyjść i coś np. Załatwić i brać dzieci/ dziecko ze sobą a nie szukać opieki specjalnie na tę okazję. To jest tylko mój punkt widzenia. Nie narzekanie na brak miejsc publicznych przyjaznych dla dzieci.
Jestem osobą wrażliwą sensorycznie, na spektrum autyzmu i z mizofonią. Dzieci to nie problem. Masz całkowitą rację, przestrzenie publiczne to ostatnie miejsca gdzie chciłabym się relaksować😅 bardzo ważny temat i super że zrobiłaś filmik o tym jak traktujemy dzieci
No ja też jako zdiagnozowana autystka nie chodzę np. po knajpach, kawiarniach czy galeriach handlowych, nawet nie chodzę do kina, czas wolny spędzam raczej poza miastem np. w lesie, tam gdzie mogę się odciąć od bodźców. To, co mnie najbardziej przebodźcowuje, to w ogóle nie są dzieci, tylko właśnie dorośli, ich krzyki, rozmowy, śmiechy, muzyka, wszechobecny szum, a przede wszystkim samochody.
Mam bardzo dużo przemyśleń po tym filmie i prawdopodobnie nie uda mi się tego napisać w jednym komentarzu, który zostanie przez kogokolwiek przeczytany. XD Oglądałam ten materiał jako osoba, która miała co najmniej neutralne podejście do pomysłu powstawania miejsc bez dzieci (kiedyś byłam całkiem "za", teraz trochę mi przeszło), jednak zmieniłaś moją optykę. Faktycznie jest tak, że dorosły człowiek może pójść wszędzie, a dziecko nie jest mile widziane w każdym miejscu. Co więcej - nawet przestrzenie przeznaczone stricte dla dzieci (czyli np miejsca dla wózków w autobusach) są ochoczo zajmowane przez nas, dorosłych, i ustępowane dopiero, kiedy wózek pojawia się na horyzoncie. Nie jestem pewna, czy tak powinno być. Pracując w przedszkolu (jako logopeda) widzę, że rodzice bardzo boją się być ocenieni przez kadrę pedagogiczną i czasami nie chcą zainterweniować bardziej stanowczo w obawie o posądzenie ich o jakieś niewłaściwe zachowanie w danej sytuacji, bo "przecież można było tę sprawę rozwiązać inaczej". Odnośnie dzieci w restauracjach: mam wrażenie, że są to przestrzenie, gdzie dziecko powinno mieć się czym zająć. I jasne, docelowo restauracja to miejsce, gdzie się je a nie rysuje czy walczy z kolorowanką, jednak dziecko nie jest jeszcze "docelowym" dorosłym i jako człowiek mający styczność z dziećmi sto razy bardziej wolałabym dać dziecku kolorowankę czy klocki niż telefon, żeby zjeść swój posiłek, a niestety nie raz się spotkałam z sytuacją, w której dzieci przy stoliku obok mnie siedziały w telefonach swoich matek. Trochę przerażające, że dwoje dzieci w podobnym wieku zamiast bawić się czymś na stole wolało oglądać każde inną bajkę na telefonie swojej matki. Nie wiem, czy to, co napisałam, ma sens, jednak ogólny wniosek jest taki: dzieci to dzieci i będą nimi, póki nie dorosną, więc trudno oczekiwać, że ich potrzeby zostaną zaspokojone przez rzeczy skrojone pod zaspokajanie potrzeb dorosłych i jeśli chcemy, żeby dziecko było kiedyś odpowiednio zachowującym się w miejscu publicznym dorosłym trzeba dać mu trenować takowe zachowania.
Ja przeczytałam. Ja z synem od małego chodziłam do kawiarni. Uczyłam go, że jeśli nie będzie hałasował, lobuzowal i krzyczał (jak to dwulatek) to zostajemy w lokalu, jak zaczyna psocić i nie słucha to od razu wychodzimy. Tłumaczyłam po co ludzie przychodzą do kawiarni i nie wypada się tak zachowywać itd. musiałam z nim wyjść ok. 3 razy z różnych kawiarni aż w końcu zrozumiał o co chodzi. Od tego czasu mogę z nim wszędzie chodzić. Oczywiście przed każdym wyjściem przypominam "zasady". Syn nie dostaje komórki do ręki, w lokalach spędza z nami czas, rozmawiamy, zwiedzamy środek (bo szukamy miejsc które są ciekawe też dla dzieci). W efekcie wszyscy są zadowoleni :)
ja przeczytałam. A to, że rodzice stresują się zachować np. bardziej lub mniej stanowczo (to idzie tak na prawdę w obie strony) ze względu na opinię publiczną jest baaaardzo realne.
Są miejsca dedykowane rodzinom, stąd tak samo mogą istnieć miejsca "adults only". Jakoś nikomu nie przeszkadza, że dzieci nie mogą wchodzić do klubów nocnych - to nie jest miejsce dla nich, podobnie jak żadne inne, w którym podawany jest alkohol.
@@nataliah.6030 niestety covid zrujnował wiele dla małych dzieci i obecne 4-6 latki straciły 2 lata życia w społeczeństwie.
@@AniaGemmaPytanie do Ciebie bo przygotowując ten film zakładam że robiłaś research, czy są restauracje które są robione specjalnie pod dzieci, analogicznie do knajpy bez dzieci? Ja się nigdy nie spotkałam z czymś takim (ale też nie szukałam). Jeżeli nie ma to pytanie dlaczego? Czysto teoretycznie jeżeli wielu rodziców czuje się jak intruz w knajpie która nie jest definiowana jako rodzinna (że strefą malowanek itp) to powinni z radością przyjąć lokal stworzony pod dzieci (tak mi się wydaje). Jakiś pomysł, albo doświadczenia?
Cieszę się że taki film powstał 🙂
Przeprowadziliśmy się z trojgiem małych dzieci z Warszawy do Chorwacji. Chociaż akurat Warszawa ma się całkiem nieźle jeżeli chodzi o udogodnienia dla rodziców w sklepach i restauracjach oraz pod względem ilości placów zabaw i innych miejsc w które można zabrać dzieci, to niestety społeczeństwo w Polsce zostało nakręcone bardzo negatywnie na rodzicielstwo. Wszystkie memy z "madkami", "bombelkami" i 500+ zrobiły swoje i czasami z samej racji posiadania trojga dzieci, potrafiłam się spotykać z uszczypliwymi (delikatnie mówiąc) komentarzami. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo to nienormalne dopóki się nie przeprowadziliśmy. W Chorwacji tego nie doświadczam. Ludzie są życzliwi, a dzieci są ważne dla miejscowej społeczności. Dużo osób w naszej miejscowości ma po 3 czy 4 dzieci, więc nie pytają non stop "jak sobie radzę z taką ilością". Czuję się NORMALNIE.
tak, myślę że dopiero kontakt z inną kulturą daje perspektywę na to jak wygląda sytuacja w Polsce.
Są ludzie i taborety. Wśród osób bezdzietnych, młodych czy starych też trafiają się kombinatorzy, oszuści i prostaki. Moim zdaniem była swoista moda na piętnowanie "madek", gdzie ilość memów przewyższała skalę rzeczywistego zjawiska. Można było odnieść wrażenie, że kobiety z dziećmi są szczególnie predysponowane do bycia leniwymi, roszczeniowymi chamkami. Zaszkodziło to ogólnemu wizerunkowi rodzicielstwa w Polsce, przez co cierpią normalni rodzice.
@@Swirl_Girl moim zdaniem dużo złego zrobił brak zrozumienia dla istoty „dziecko”. Te „madki” o których tu tak wysypują komentarze to naprawę rzadki przypadek. 99% rodzice adresuje zachowania dzieci on spot, ale dzieci nie zawsze reagują w sposób w który byśmy tego chcieli.
Wyobraź sobie ze za 40 lat ktoś zrobi nagonkę na starców. I nagle osoby niedołężne (wtedy ty) znajda się w tej niechcianej grupie społecznej. A wierz mi osoby stare i schorowane potrafią naprawdę zajść za skore i zachowywać się gorzej niż 4 latek w disnej landzie.
@@oooollllmmmm0987 oj nie powiedziałam bym, że "madki" to taki rzadki przypadek. Spróbuj popracować w parku rozrywki czy wesołym miasteczku. Średnio co 10 rodzicielka zachowywała się jak ta "madka" co ma wywalone na otoczenie i innych ludzi łącznie z własnym potomstwem i to mówię o takiej 100% stereotypowej roszczeniowej pani, ale panów też trochę takich było. Mniej skrajne zachowania, ale nadal roszczeniowi rodzice mający obsługe za opiekunki i ludzi niższej kategorii, a park za własne podwórko (bo przecież oni płacą), to tak co 5 rodzina.
I gdy zdarzali się rodzice pogodni mili, pilnujący własnych dzieci (by choćby się nie zgubiły), wyrozumiali i przy tym wszystkim nie narzekali na ceny... To były jakieś wyjątki i rzadki przypadek może 1 na 200.
Od prawie dekady mieszkam w innym kraju (europejskim) i niestety moje wnioski sa takie ze... jest to problem kulturowy,.Opieram je oczywiscie tylko i wylacznie na wlasnych doswiadczeniach i obserwacjach, wiec wiem ze dla nikogo nie beda wiarygodne, ale jako ze czesto bywam w Polsce obserwuje roznice w zachowaniu dzieci tu gdzie mieszkam i w kraju ojczystym i sa to dwie skrajnosci. Jestem "za" miejscom bez dzieci w Polsce, natomiast bylabym raczej przeciwna powstawaniu ich tu gdzie mieszkam, gdyz zwyczajnie nie ma takiej potrzeby. Nie wiem gdzie jest sedno problemu, ale dzieci w dwoch krajach, odleglych od siebie o jedynie kilkaset kilometrow to jak porowac tornado z zefirem. W obydwu krajach mam dzieci w rodzinie, wsrod znajomych i oczywiscie widze je na codzien w srodkach komunikacji, przestrzeni publicznej, sklepach itd. W Polsce sa wieczne krzyki (dziecka na rodzicow i rodzicow na dziecko), obrazanie sie, dramy, rzucanie sie na chodznik czy podloge w sklepie, szantarze, uleganie szantarzom, bicie rodzicow (!!!), wyzwiska, zero cierpliwosci, wszystko ma byc na juz bo inaczej rodzic ma przechlapane. Natomiast tu gdzie mieszkam, nie widzialam ANI RAZU przez 9 lat takich zachowan. Nie znaczy to ze nie ma placzacych dzieci, bo oczywiscie sa, ale brakuje zupelnie zachowan okolo-przemocowych. Jest cos w naszej polskiej kulturze wychowywanie dzieci, ze staja sie one nieznosne dla otoczenia. Nie do konca rozumiem co i dlaczego.
po tych kometarzach i historiach zaczynam sie sklaniac do przekonania ze jest to problem kulturowy, charakterystyczny dla naszej ojczyzny
Przeciez w poprzednim komentarzu skarcilas mnie ze generalizuje tutaj wszystkie polskie dzieci. To teraz ty generalizujesz? Juz nic nie rozumiem.@@AniaGemma
Bardzo ważny (i bardzo odważny, jak na dzisiejsze czasy, w których jest wielka niechęć do dzieci i ich rodziców) odcinek, dzięki Ci za niego. Niedługo zostanę matką i już boję się wszelkich uwag od obcych ludzi w przestrzeni publicznej (w stylu "ucisz tego bachora"), które będą super niewspierające dla dopiero rozwijającej się psychiki dopiero uczącego się dziecka. Takie życie w kraju, w którym niby wszyscy są "prolife" i narzekają na niż demograficzny, a potem kręcą nosem na obecność dzieci w autobusie itp. 🙃
Empatia u dzieci pojawia się ok 9. roku życia ❤
Mam podobne spostrzeżenia do Twoich w kwestii tego, że w Polsce rodzice chyba trochę się boją pojawiać w przestrzeni publicznej ze swoimi dziećmi. Mieszkam na południu Europy, mam dwójkę małych dzieci (nie należą do spokojnych) i za każdym razem jestem zaskoczona jak miło są odbierane w kawiarni czy w pociagu, nawet kiedy krzyczą 😀 Coś, co tu wydaje sie byc standardem, ja za każdym razem odbieram jako wyróżnienie. Jedno jest pewne - za granicą jestem dużo spokojniejsza podczas wyjść z dziecmi niż w Polsce. Jest tak chyba dlatego, że nie czuję sie tak bardzo oceniana.
Polacy to jednak dziwni są pod każdym względem (żeby, nie było jestem Polką)
Aniu super kanał i tematy. Mała uwaga językowa bo często to miksujesz - ilość do rzeczowników niepoliczalnych, liczba do policzalnych (np. ludzie).
Dziwki za feedback. Musze na to zwrocic uwage mowiac 👍👍👍
Absolutnie się zgadzam w kwestii wychowania. Trzeba pamiętać, że dzieci są odrębnymi jednostkami. Trzeba jednak pamiętać, że dziecko też człowiek i czasami trzeba powiedzieć mu coś co je zasmuci, zezłości, albo po prostu nie pozwalać na pewne zachowania. Jeśli dziecko jest zbyt małe żeby wysiedzieć dwie godziny w restauracji to nie zabierać go tam, albo organizować to tak, żeby zjeść i wyjść. Bycie wrażliwym na potrzeby dziecka wymaga też wrażliwości na własne potrzeby.
Mam wrażenie że w twoim materiale temat osób wrażliwych na bodźce został poruszony w bardzo niedbały, niedoedukowany sposób, sprowadzający się do tego że "nie narzekasz na wszystkie dźwięki to nie narzekaj na płaczące dziecko". Domyślam się że to nie był pożądany przekaz, ale temat został poruszony w sposób tak niedelikatny że zachodzi to wręcz na szerzenie dezinformacji. Jest to podwójnie rozczarowujące, biorąc pod uwagę to że jednoczesnie w tym filmie poruszasz temat dostępności miejsc dla osób z niepełnosprawnościa fizyczną, traktując temat niepełnosprawności związanych z neuroatypowością bardzo po macoszemu.
Jeżeli chodzi o nadwrażliwość na dźwięki, to sama w sobie może mieć bardzo wiele przyczyn, najczęściej wynika z neuroatypowości (autyzm, adhd) ale sa również inne zaburzenia wpływające na odbieranie dźwięków, np. mizofonia. Sam fakt że spektrum przyczyn takiej nadwrażliwości jest bardzo szerokie powinien już zapalić czerwoną lampkę, że hej, może różnym osobom z różnymi zaburzeniami przeszkadzają różne dźwięki. Fakt jest taki, że rodzaj dźwięku który jest przez tego typu osoby uważany za uciążliwy jest bardzo indywidualny, niektórym absolutnie nie przeszkadza pisk, krzyk czy płacz dzieci ale dla niektórych tego rodzaju dźwięk bęzie właśnie najgorszy, i to z wielu powodów.
Po pierwsze, problemem który pojawia się przy tych zaburzeniach który dotyczy dzieci jest nagłośc głośnego dźwieku. Osoby z takimi zaburzeniam często radzą sobie w sytuacjach głośnych, nawet jeżeli nie znosza ich szczególnie dobrze - ale są w stanie funkcjonowac w głośniejszych kawiarniach czy kiedy tuż obok ich mieszkania znajduje się plac budowy. Jest to dla nich bardziej uciążliwe niż dla osób neurotypowych, ale nie jest aż tak bolesne że nie da sie funkcjonować. Problem z hałasem pochodzącym od dzieci jest taki, że jest to hałas nieprzewidywalny, nagły, głośny, często wywołujący u takich osób reakcję identyczną do tego którą osoba neurotypowa miała by, gdyby ktoś się za nią cicho zakradł i krzyknął jej do ucha, mimo że dziecko znajduje się jakiś dystans od nich. Dźwięki głośne i nieprzewidywalne to nie jest coś na co takie osoby są narazone w kawiarniach czy innych miejscach, najczęściej to co się słyszy to forma białego szumu która może być uciążliwa ale nie wywołuje reakcji fight or flight. Nawet radosny pisk małego dziecka któe się cieszy że mama na nie patrzy może wywołać taką reakcję, mimo że dziecko zachowuje się przecież grzecznie, nie płacze, nie krzyczy, ale jest jeszcze w takim wieku że nie kontroluje tego jak głośno się ucieszy.
Po drugie, tonacja dźwięku. Dzieci mają wysoki głos. Wyższe tony moga być odczuwane jako bardziej bolesne, długotrawły krzyk czy płacz ciecka może być odczuwany jako fizycznie bolesny nawet jeżeli np. dźwięk wiertarki nie jest, tylko ze względu na tonację. Oczywiście wysoka tonacja pojawia sie różnież u kobiet, natomiast kobiety dorosłe raczej nie piszczą czy nie krzyczą w miejscach publicznych (wiadomo, zdarza się, ale to wyjątkowe przypadki).
Po trzecie, co już zostało wspomniane w komentarzach, osoby neuroatypowe wykazują się często mocniejszą reakcją na bodźce emocjonalne, a płacz dziecka jest bardzo mocno emocjonalnie nacechowany, przez co osoby neuroatypowe muszą wykonać o wiele większy emocjonalny wysiłek żeby taki płacz móc znieść, co w efekcie jest dla niech o wiele bardziej męczące niż dla osób neurotypowych.
Rozumiem że temat jest bardzo złożony i że możnaby zrobić cały osobny film o nim, ale w tym filmie był on poruszony w sposób nieodpowiedni, nieempatyczny, i bardzo ogólnikowy. Rozumiem że nie specjalizujesz się w tego typu tematach, natomiast w takiej sytuacji lepiej powiedzieć "hej, wiem że to jest problem dla osób które cierpia na takie zaburzenia, może niektórzy faktycznie wyjątkowo nie radzą sobie z nagłymi głośmymi dźwiękami dzieci, nie jestem specjalistą w tym temacie więc nie będę się wypowiadać" niż "w cichych restauracjach dźwięki mieszania herbaty budziły mi dziecko więc może osoby neuroatypowe kłamią że im to przeszkadza bo nie lubią dzieci". Wiem że to nie był cel twojej wypowiedzi, że chodziło o pokazanie tego że dźwięki dzieci to nie jedyny hałas jaki się pojawia, ale przez brak oczytania w temacie taki mniej więcej padł tutaj przekaz.
Czyzby ktos zirytowanh ze wideo na temat niecheci do dzieci nie jest wideo o problemach innych?
@@AniaGemma Dziewczyna wypisała ci jak z naukowego punktu widzenia wygląda cały problem, a ty tak to spłyciłaś... twój komentarz jest bardzo nie na miejscu, do tego dużo w nim agresji.
@@lillykennedy4880 to wideo nie jest o tym ze dzieci sa irytujace dla osob wrazliwych sensorycznie ale o problemie dzieci. wytykanie, ze w widoe ktore trwa 51 min czesc na temat tego co dotyczy osob wrazliwych sensorycznie jest zbyt malo szczegolowa, gdzie w wideo ten argument podaje jako jedyny logiczny ktory do mnie przemawia wg mnie zasluzyla na odrobine humoru.
@@AniaGemma Pomijając fakt że skoro film jest o czymś innym, to nie widze po co zaczynasz temat który jest dość delikatny, to możesz to zrobić w sposób który nie spłyca problemu, zarówno poprzez, jak wspomniałam, poinformowanie że jesteś świadoma że jest to problem ale nie jesteś specem więc nie będziesz wchodzić w temat - i faktycznie nie wchodzić w temat głębiej, zamiast stawiac niedoedukowane tezy i założenia, albo podrzucić linka do artykułu/filmu/innego źródła które głębiej omawia temat którego nie chcesz się podjąć.
Mój komentarz nie dotyczył samego braku szczegółowości, a tego w jaki sposób przyczynił się on do szerzenia dezinformacji dotyczących osób które zmagają się z tego rodzaju zaburzeniami cały czas, a często słyszą komentarze na zasadzie "wymyślasz, wcale nie jest tak źle" albo "x ci nie przeszkadza więc czemu masz problem z y".
Jak mówiłam, jest to głębszy problem, i absolutnie nie oczekuję że wejdziesz w niego tak głęboko w filmie na inny temat, natomiast istotnym jest to w jaki sposób zostaje on poruszony, jeśli w ogóle. Podjęcie tego tematu to była tylko i wyłącznie twoja decyzja, i został on przedstawiony nieodpowiedzialnie. Nikt nie oczekuje od ciebie naukowej wiedzy w temacie zaburzeń sensorycznych, ale ważne jest to aby przy poruszaniu takich tematów dowiedzieć się chociaż trochę, aby nie szerzyć dezinformacji ani nie powielac stereotypów.
Najgorzej, że rodzice nawet jak ich dziecko dorośnie i jest już osobą dorosłą to nadal widzą małe dziecko, co nie wie nic o życiu, nie szanuje granic i potrzeb, a innego zdania, niż rodzice nie można mieć
dokładnie jak ci ludzie, którzy czują że mogą wykluczyć całą grupę społeczną.
Uff obejrzalam do konca i niestety widze ze ten film jest w pewnej czesci nieobiektywny. Szkoda, to znaczy, ja cie bede ogladac dalej, bo lubie tematy srodowiskowe jakie poruszasz, ale niestety widze ze w temacie dzieci moim zdaniem to juz odlot w kosmos. Porownywanie osoby na wozku (niepelnosprawnosc nie jest na swoje zyczenie i jest wynikiem tragedii), a osoby z wozkiem dla dziecka (dziecko jest na wlasne zyczenie i teoretycznie jest szczesciem dla rodzicow) to moim zdaniem dosyc zenujacy komentarz, taki ponizej poziomu :( To samo z mowieniem "posiadanie dzieci jest niemodne". Dla mnie ten komentarz jest zwyczajnie wstretny i obrazajacy. Chec nie posiadania dzieci to wolny wybor kazdej osoby dopiero od bardzo niedawna, i ktory od ledwie wczoraj pojawia sie w innym kontekscie niz negatywnym. Kobiety przez tysiaclecia byly zmuszane do rodzenia, niektorym zrujnowalo to zycie, psychike, zdrowie fizyczne, niektore przez to targnely sie na swoje zycie. Nazywanie tego moda jest, znowu, ponizej pasa. Mowisz o empatii, ale tylko tam gdzie tobie to na reke. Przykre jest widziec jak ktos sie wypowiada sie w taki sposob.
Wydaje mi sie ze zrozumienie info nt tego ze wozki dla niepelnosprawnych czy dzieci podobnie zajmuja miejsce czy maja problemy z podjazdem jako ponizej jakiegos poziomu jest ciekawe. Podobnie gdy odnosze sie do mody w branzy gastronomicznej, gdzie do tego odnosil sie ten komentarz jako ze w samym wideo jest inny segment na temat posiadania lub nie dzieci tez jest ciekawe. I pisanie passive agressive ze odlecialam w kosmos i ze nie okazuje empatii tez jest ciekawe zwlaszcza po wczesniejszym komentarzu w ktorym ewidentnie generalizujesz wszystkie polskie dzieci...
Dokładnie. Empatia w jedną stronę....
@@KasiaBomba w ilu kometarzach Cię zaatakowałam? Ciekawe
prawda boli? niestety, ale ania w całym filmiku ma rację, a to że ciebie personalnie to dotknęło tylko utwierdza mnie w przekonaniu że
moda na nieposiadanie dzieci jest obecna i dzieciofobia to problem przede wszystkim w Polsce, natomiast za granica ten problem występuje bardzo rzadko, ale polaczki jak zawsze do wszystkiego mają problem i im się nie dogodzi:)
wiesz o tym ze dziecko wg filozofów (którzy jednak posiadali trochę więcej wiedzy od przeciętnego zjadacza chleba) zwlaszcza wg Nietzschego, dziecko to jednostka wolności, niewinności, jest wyżej od każdego z nas, ponieważ nie jest wtłoczone jeszcze w kulturę. to społeczeństwo, system, wciska w kulturę swoje dziecko, stając się tym samym egoistą. "kim ty jesteś żeby mieć dziecko? musisz być wolnym czlowiekiem, żeby móc przyjąć dziecko, które jest wyżej od ciebie" - cytat Nietzschego, który w pełni oddaje istotę dziecka jako jednostke ponad dorosłymi ludźmi, którzy są egoistami, decydując się na dziecko. :)
Zgadzam się z tym filmem w 100% i mówię to jako osoba, która sama nie przepada za towarzystwem dzieci i nie chce ich mieć
Super temat! Całkiem dużo podróżujemy z naszym prawie 3,5latkiem. I szczerze naprawdę to w Polsce jest duża niechęć do dzieci w miejscach publicznych. Za granica to wszyscy zaczepiają dzieci, nie tylko starsze panie, ale bardzo często młodzi mężczyźni. Jak dziecko płacze to go probują rozweselić, czy nawet się z nim chwile pobawią.
Z drugiej strony faktycznie niektorzy rodzice w Polsce serio przesadzają i w ogóle nie zajmuja sie dziecmi, a wrecz wymagają aby obcy sie nimi zajęli. Moje dziecko ma zaburzenia SI (prawdopodobnie adhd odziedziczone), ale naprawdę można z nim pójść prawie wszędzie, ale musi takie wyjscie byc dostosowane do dziecka - odpowiednia pora, bo jak dziecko zmęczone to wiadomo, ze bedzie marunde i nie bedzie współpracować oraz zabranie ze sobą np zabawek (moj syn uwielbia puzzle i moze ukladac je w ciszy i 2h) no i po prostu trzeba byc przygotowanym ze trzeba sie zajmować tym dzieckiem i nie jest to takie samo przezycie jak pojscie gdzies samemu ;)
Brawo! Bardzo ważne video! Ten temat powinien być nagłasniany. Ludzie powinni mieć wiecej ekspozycji na dzieci w przestrzeni spolecznej.
Pod warunkiem że rodzice ich będą pilnować bo inaczej moje uszy tego nie zniosą. Psy się lepiej zachowują, potrafią chodzić przy nodze i często muszą być w kagańcu, chociaż są mniejszym zagrożeniem.
Jeżeli pod takim filmem porównujesz dzieci do psów, to chyba nic z tego filmu nie zrozumiałaś.
@@reginagrobosz8807Psy w kagańcu i chodzące przy nodze to rzadkość ;) o tym ile hałasu narobią wyjące psy w bloku, albo szczekające latem na balkonie jeden do drugiego nie wspomnę
@@reginagrobosz8807 psy nie są członkami społeczeństwa, a w niektórych miejscach świata są wręcz smaczną przekąską ;) jeśli oczekujesz od dziecka uległości na wzór zwierzęcia, to powinni cię ubezwłasnowolnić bo zagrażasz innym
@@moonyxa7711 raczej należy sterylizować tych, co nie powinni robić sobie dzieci; i w którym miejscu napisałam, że zwierzę ma być uległe? Ale to nie znaczy, że dziecko musi być rozwydrzone, bo się ktoś nim zająć nie umie, bo lepiej trzymać nos w telefonie a młode niech robi co chce
Raczej chodzi o dzieci " wyjątkowo ekspresyjne". Wczoraj byliśmy na obiedzie z naszą 6-latką, obok nas siedziała rodzina też z 6-latkiem.( Matka ciągle używała jego wiek jako argument, że ma być grzeczny, bo już taki duży jest- bezskutecznie) Jego zachowanie budziło dyskomfort nawet u naszej córki, i naprawdę, to nie był odosobniony przypadek. Naprawdę niektórzy rodzice powinni zastanowić się nad wychowywaniem dzieci, i trzeba o tym mówić i " krzyczeć" o tym by zwrócić uwagę na problem. I tak zgadzam się, to nie dziecka wina, tylko rodzica- i dlatego się o tym mówi.
Bardzo ciekawe wideo, dziękuję!
Twierdzisz, że ludzie są roszczeniowi a sama taka jesteś, oburzając się, że ktoś, w jakimś momencie chce odwiedzić miejsce, które ogranicza pewne sytuacje. Śmierdzi hipokryzją na odległość.
Uwielbiam cię za te filmy, tak się cieszę, że to w końcu wybrzmiewa w przestrzeni internetowej. Jak 2 lata temu wspomniałam o tym (wykluczanie dzieci z przestrzeni publicznej) na swoim ig to na ponad 100 krytycznych głosów dwie zaledwie mi przytaknęły. Rozwaliło mnie to psychicznie i już nigdy i tym nie wspominałam, bo by mnie zagryziono.
totalnie rozumiem... ja tez zrobie sobie od tego tematu przerwe :D
Wypowiem się jako osoba, która zmieniła swoje zdanie. Kiedyś byłam tym typem człowieka, który bardzo nie lubił dzieci i zarzekałam się, że nie chcę ich mieć. Tylko! Kwestia polega na tym, że wychowałam się wśród dzieci, młodszego kuzynostwa itd. I to tak dosłownie, to nie były tylko odwiedziny raz na jakiś czas. Mieszkam z rodziną dookoła mojego domu rodzinnego, jedna ciotka do drugiej z dziećmi przychodziła CODZIENNIE i przesiadywała na wspólnym podwórku całymi dniami. Mam też 9 lat młodszą siostrę, więc jak ja już zaczynałam wczesne nastoletnie lata, to ona miała dopiero kilka latek. Moja niechęć brała się z tego, w jaki sposób jedna z osób wychowywała swoje dzieci, tzn.: ignorowała je całymi dniami, kiedy one biegały po podwórku, faworyzowała młodszego syna i nawet dawała się mu bić, kiedy miał dziecięce wybuchy złości (te dzieci również biegały z kijem za moim psem pewnego razu, bo uznały, że to super zabawa - pies szybko uratowany, ale trauma mu została do teraz). Potem moja młodsza siostra po prostu mnie denerwowała, ale to kwestia tego, że w wieku 11-14 lat ma się taki etap bycia edgy nastolatkiem, który jest przecież za fajny na zabawę z dziećmi + zazdrość o młodsze rodzeństwo. Do równania dochodzą moi siostrzeńcy (od starszej siostry) oraz fakt, że za każdym razem jak na tekst "zobaczysz jak będziesz miała własne", odpowiadałam: "nie chcę" to była litania gadania, że na pewno mi się zmieni itd. W tym wszystkim to moje "nielubienie dzieci" było po prostu odpowiedzią na te wszystkie rzeczy + nie wiem co dokładnie siedzi w mojej głowie, ale podejrzewam jakąś neuroatypowość lub zaburzenie, więc szykuje się wizyta u specjalisty.
To powiedziawszy... Przez ostatnich kilka lat, gdy weszłam w moje lata 20, zaczęłam więcej o tym myśleć i stwierdziłam, że ja jednak wolę te dzieci. Naprawdę. Ich krzyki, wybuchy itd. mogę chociaż zrozumieć względem etapu rozwoju, na którym są. Za to pracowałam w kilku sklepach w galeriach itd. w obsłudze klienta i tbh, najgorzej zawsze się zachowywali dorośli ludzie. Mała dziewczynka wkładająca paluszki do testerów, jak tylko jej się zamiast tego dało pędzel (też tester) to miziania sobie po rączce, od razu przestała robić bałagan i zajęła się sobą na spokojnie. Dorośli klienci są najbardziej roszczeniowi, drą się na ciebie przez cały sklep, kłócą o wszystko i myślą, że wiedzą wszystko lepiej od ciebie (bo przecież 3 msc temu jak oni byli to był ten produkt, jak go niby teraz może nie być XD).
Dodatkowo zainteresowałam się tematem rozwoju dziecka i edukacji i naprawdę - dzieci są super. Rodzice może nie zawsze. Czasem też dziecko może nie być super, ale to też skądś wychodzi, np. syndrom bycia "Ipad kids" i puszczania maluchowi ciągle bardzo intensywnych bajek itd. Jest jeszcze kwestia, że te dzieci same się takie nie stają, a rodzice ich tak wychowują.
No i najważniejsze: biorąc pod uwagę rozwój dziecka i eksperyment dotyczący stylów przywiązania z rocznymi dziećmi, dziecko, które nie płakało, ni zauważało w ogóle nieobecnosci mamy w obcym miejscu itd. miało właśnie ten pozabezpieczny styl przywiązania. Roczne dziecko z bezpiecznym stylem przywiązania, po tym jak matka wyjdzie z pomieszczenia (i to w obcym miejscu), zacznie płakać - bo to zdrowa i normalna reakcja odpowiednia do rozwoju dziecka.
Także, jakoś tak się przestawiłam i dalej nie przepadam za wciskaniem mi dzieci albo nieodpowiedzialnymi rodzicami, ale dzieci są tbh całkiem cool. I fajnie się z nimi rozmawia na różne tematy. Procesy myślowe u dzieci potrafią być mega zaskakujące (typu: kiedy ludzie postanowili zacząć używać samochodów, że one kiedyś stały tak sobie o i jak wpadliśmy na to, żeby do nich wejść i nimi pojechać XDD - no sama bym przecież na takie postapo nie wpadła, choćbym się głowiła tygodniami XD)
Jak zawsze trafnie i merytorycznie ✨
super materiał ❤ Już jakiś czas temu zaczęłam się zastanawiać, dlaczego ludzie tak bardzo nie lubią dzieci, mimo, że przecież każdy nim kiedyś był. Jest to dla mnie przykre, bo sama miałam wiele nieprzyjemnych sytuacji z udzialem dorosłych w dzieciństwie. Tworzysz wspaniały kontent i dziękuję za kolejny wartościowy i ciekawy odcinek ❤
co to w ogóle jest za logika że każdy był dzieckiem więc każdy powinien lubić dzieci. ludzie nie lubią dzieci z różnych powodów i mają do tego prawo
Nie wiem, może żyję w jakiejś bańce, ale odkąd mam dzieci (teraz 3 w drodze) to zazwyczaj wszędzie jestem z nimi (moze teraz mniej bo juz przedszkole, ale do 3 rż) i nigdy nie spotlalam sie z jakaś dyskryminacja. Co do kina, teatru, filharmonii, opery... Jesteśmy częstymi bywalcami i oferta dla dzieci jest ogromna! Oczywiście nie wezmę na recital fortepianowy dziecka bo po prostu bedzie sie nudzić i przez to ja nie skorzystam i w takich miejscach panują jakies zasady, które dotyczą wszystkich. Ale wydarzeń typowo dla dzieci, gdzie mogą zachowywać się jak dzieci jest wiele. W restauracjach nie miałam też problemów. Krzesełka zazwyczaj sa, jedyne co mnie denerwuje to menu dla dzieci zazwyczaj pomidorowa i frytki z nuggestsami, nie wiem czemu ktoś wpadł na to że to jedzenie dla dzieci 😂 w mojej rodzinie zawsze były jakieś dzieci i może dlatego też traktuje się je jak każdego innego czlowieka, który ma swoje zdanie, ma prawo do swoich emocji.
Aniu, piękny sweterek i bardzo ciekawy temat ❤
Dzieki ❤️
Kolejne moje przemyślenie, już nie z samego filmu a po lekturze komentarzy, jako osoba która w ogóle nie unika dzieci mimo że sama ich nie mam, jestem zaskoczona ile ludzi mówi o „wrzaskach” których unika, wybierając miejsca bez dzieci. Praktycznie jest to koronny argument za miejscami bez dzieci, a ja jako osoba która w miejscach z dziećmi na codzień przebywa (w sensie chodzę do publicznych miejsc w których są tez ludzie z dziećmi) jestem w stanie może przypomnieć sobie jedną, dwie takie sytuacje z mojego życia kiedy słyszałam „wrzeszczące” dziecko. Mam wrażenie ze to jakiś przypadek anegdotyczny, ale może po prostu roztaczam aurę akceptacji dzieci i czują się chciane wiec nie krzyczą 😂😂😂
Poruszyłaś bardzo trudny temat. Ile matek, tyle zdań w kwestii wychowywania dzieci, każda z nas ma w tym temacie swoje racje. Prawda natomiast jest taka, że dziecko, to taki mały człowiek, który ma swoją własną, autonomiczną osobowość i cechy charakteru, na które my, jako rodzice często nie mamy wpływu. Myślę, że im wcześniej pogodzimy się z tym, że dziecko nie jest naszą własnością i że może nie być takie, jakbyśmy chcieli, aby było, tym będzie nam łatwiej w życiu. Efekty naszych działań i metod wychowawczych zobaczymy (daj Boże) za kilkadziesiąt lat, bo dziecko, które teraz wydaje nam się idealnie wychowane, grzeczne, ułożone i "słuchające" swoich rodziców, tak naprawdę może sobie zupełnie nie radzić w późniejszym, dorosłym życiu.
Zgadzam się z twoimi przemyśleniami dotyczącymi przeżywania stresu podczas wychowywania dziecka😊
Jako dziecko nie byłabym zła gdybym nie mogła wejść do jakiejś restauracji. Rodzice mogą zabrać mnie do innej a dorośli niech będą mieli spokój
Bo spokoj jest tylko bez dzieci...
No zwykle przy dzieciach go nie ma i nie ma co się oszukiwać
Dzieci to dzieci, są energiczne, głośne i nie rozumieją jeszcze standardów społecznych. Taka ich natura
@@naamah_bast no wlasnie. dlatego lepiej zeby nie mialy gdzie sie uczyc norm spolecznych, aby ci co juz sie ich nie nauczyli mieli spokojniej....
Dzieci nie muszą uczyć się ich w każdym możliwym miejscu publicznym. Mają naprawdę całą masę takich miejsc i sposobności. Głównie dzieje się to automatycznie w domu, przedszkolu i szkole
Mnie rozwaliło jak w sklepie przy kasie dziecko wrzeszczało i biegało w miejscu w którym na to miejsca nie było, a matka totalnie wyrąbane, nie powiedziała mu kompletnie nic. Jedynie sprzedawczyni stwierdziła że ,,i bardzo dobrze że jest głośny, lepiej tak niż jakby miał być jakiś cichy, przynajmniej sobie w życiu poradzi." Powiedziała to w sposób jakby ciche dziecko było jakieś trędowate. Za to z niewychowanym jest wszystko w porządku. Ja miałam powiedziane jak się zachowywać w sklepie i rodzice nie mieli problemu żeby mnie tam zabierać, ale dzisiaj są inne czasy i priorytetem jest żeby dzieci były pewne siebie i dynamiczne, a nie zahukane jak kiedyś. W pewnym sensie to rozumiem i jest to dobre, ale takie są efekty, że ich zachowanie irytuje otoczenie.
5:00 Fajnie, jeśli będziesz tłumaczyć trochę więcej na temat przykładów ludzi, do których się odnosisz, bo nie mam pojęcia co to jest za człowiek, a jako że słucham w trakcie rysowania, to mimo że jestem zainteresowana tematem, nie mam czasu sprawdzić o co chodzi